Info
Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)Więcej moich rowerowych statystyk.
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2019, Grudzień1 - 0
- 2019, Listopad2 - 0
- 2019, Październik4 - 0
- 2019, Wrzesień5 - 0
- 2019, Sierpień10 - 0
- 2019, Lipiec13 - 0
- 2019, Czerwiec7 - 0
- 2019, Maj1 - 0
- 2019, Kwiecień3 - 0
- 2019, Marzec1 - 0
- 2019, Luty2 - 0
- 2019, Styczeń1 - 0
- 2018, Grudzień1 - 0
- 2018, Listopad2 - 0
- 2018, Październik4 - 0
- 2018, Wrzesień11 - 0
- 2018, Sierpień10 - 0
- 2018, Lipiec16 - 0
- 2018, Czerwiec12 - 0
- 2018, Maj16 - 0
- 2018, Kwiecień13 - 0
- 2018, Marzec4 - 0
- 2018, Luty5 - 0
- 2018, Styczeń4 - 0
- 2017, Grudzień3 - 0
- 2017, Listopad1 - 0
- 2017, Październik7 - 0
- 2017, Wrzesień4 - 0
- 2017, Sierpień20 - 0
- 2017, Lipiec17 - 0
- 2017, Czerwiec24 - 0
- 2017, Maj31 - 0
- 2017, Kwiecień6 - 0
- 2017, Marzec6 - 0
- 2017, Luty2 - 0
- 2017, Styczeń2 - 0
- 2016, Grudzień5 - 0
- 2016, Listopad2 - 0
- 2016, Październik12 - 0
- 2016, Wrzesień7 - 0
- 2016, Sierpień17 - 0
- 2016, Lipiec9 - 0
- 2016, Czerwiec10 - 0
- 2016, Maj19 - 0
- 2016, Kwiecień18 - 0
- 2016, Marzec4 - 0
- 2016, Luty3 - 0
- 2016, Styczeń8 - 0
- 2015, Grudzień5 - 0
- 2015, Listopad4 - 0
- 2015, Październik6 - 0
- 2015, Wrzesień23 - 0
- 2015, Sierpień24 - 0
- 2015, Lipiec26 - 0
- 2015, Czerwiec22 - 0
- 2015, Maj26 - 0
- 2015, Kwiecień22 - 0
- 2015, Marzec25 - 0
- 2015, Luty19 - 0
- 2015, Styczeń14 - 0
- 2014, Grudzień8 - 0
- 2014, Listopad20 - 0
- 2014, Październik20 - 0
- 2014, Wrzesień5 - 0
- 2014, Sierpień6 - 0
- 2014, Lipiec6 - 0
- 2014, Czerwiec7 - 0
- 2014, Maj10 - 0
- 2014, Kwiecień7 - 0
- 2014, Marzec6 - 0
- 2014, Luty4 - 0
- 2014, Styczeń4 - 0
- 2013, Grudzień1 - 0
- 2013, Listopad2 - 0
- 2013, Październik2 - 0
- 2013, Wrzesień4 - 0
- 2013, Sierpień11 - 0
- 2013, Lipiec7 - 0
- 2013, Czerwiec8 - 0
- 2013, Maj3 - 0
- 2013, Kwiecień2 - 0
- 2013, Marzec1 - 0
- 2013, Luty1 - 0
- 2013, Styczeń2 - 0
- 2012, Grudzień2 - 0
- 2012, Listopad3 - 0
- 2012, Październik2 - 0
- 2012, Wrzesień6 - 0
- 2012, Sierpień21 - 0
- 2012, Lipiec21 - 0
- 2012, Czerwiec17 - 0
- 2012, Maj20 - 0
- 2012, Kwiecień5 - 0
- 2012, Marzec8 - 0
- 2012, Luty10 - 0
- 2012, Styczeń11 - 0
- 2011, Grudzień9 - 0
- 2011, Listopad13 - 0
- 2011, Październik4 - 0
- 2011, Wrzesień19 - 0
- 2011, Sierpień23 - 0
- 2011, Lipiec31 - 0
- 2011, Czerwiec22 - 0
- 2011, Maj27 - 0
- 2011, Kwiecień16 - 0
- 2011, Marzec14 - 0
- 2011, Luty7 - 0
- 2011, Styczeń7 - 0
- 2010, Grudzień9 - 0
- 2010, Listopad9 - 0
- 2010, Październik17 - 0
- 2010, Wrzesień24 - 0
- 2010, Sierpień22 - 0
- 2010, Lipiec4 - 0
- 2010, Czerwiec5 - 0
- 2010, Maj1 - 0
Wpisy archiwalne w kategorii
Krótko, nie zawsze na temat ;-)
Dystans całkowity: | 13176.06 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 631:58 |
Średnia prędkość: | 20.72 km/h |
Maksymalna prędkość: | 66.71 km/h |
Liczba aktywności: | 910 |
Średnio na aktywność: | 14.48 km i 0h 41m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
26.03 km
0.00 km teren
00:53 h
29.47 km/h:
Maks. pr.:50.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo
A bo znowu ma padać...
Poniedziałek, 16 lipca 2018 · dodano: 25.11.2018 | Komentarze 0
Dzisiejszy dzień raczej nie zostanie zaliczony do udanych. Praktycznie od samego poranka czułem się zmęczony, jakiś niewyspany, nieogarnięty wydolnościowo. Nie wiedziałem co mi jest. Po południu ten stan cały czas się utrzymywał, a po obiedzie Anula postanowiła wyjść z dzieciakami i z rowerami. Miała towarzystwo koleżanki, więc ja się nie pchałem. Aby jednak nie zamulać cały dzień podjąłem decyzję, aby również udać się na szosę. Nie miałem wprawdzie żadnej trasy w zamyśle i nawet przez chwilę zastanawiałem się, co ja w takim stanie będę na tym rowerze robił (może spał?), ale mimo wszystko przecież rower lepszy jak siedzenie w domu :-) Nawet trasa wymyśliła się sama :-) Ot, pojadę odwrotnie niż wczoraj, czyli mam nadzieję, że tym razem z wiatrem ;-)W samym Kędzierzynie nie działo się nic nadzwyczajnego, ale już na początku obwodnicy dopadły mnie jakieś lekkie bóle w okolicy miednicy i kolana. Ech... Muszę się w końcu za to zabrać, bo zaraz nic z tego nie będzie. Zjeżdżając w kierunku Koźla postanowiłem nie wjeżdżać na drogę rowerową i na moje nieszczęście, pod koniec prostej przyhamowałem jakiegoś TIRa. Zadowolony to on pewnie nie był, a i ja wcale z tego powodu nie czułem się komfortowo. Całe szczęście po krótkim sprincie odbiłem na Kobylice i od tego momentu miałem już święty spokój z samochodami. Wiatr wiał jakoś tak bardziej z boku, ale chyba też bardziej pomagał jak przeszkadzał. Zaczynałem mocniej deptać, choć nie było to zupełnie nic nadzwyczajnego, bo mocy w nogach nie miałem wcale. Pokonywałem dystans, aby po jakimś czasie odpłynąć we własne myśli. Nagle, gdy byłem już w Cisku zauważyłem, że walę prosto na czołówkę z jakąś babcią na rowerze! No szlag by ją! Minęliśmy się po sekundzie jakieś pół metra od siebie. Zdążyłem tylko jeszcze wcześniej wymownie postukać się po kasku, a później pozostało tylko kiwanie głową... Dramat. Szybko zapomniałem o całej sytuacji i niedługo potem zrobiłem sobie fotograficzny postój na nowym moście, skąd ładnie było widać masyw Góry św. Anny :-) Po restarcie wiatr przestał być moim sprzymierzeńcem, ale mimo wszystko jakoś dawałem radę ;-) Bierawę przemknąłem prawie niezauważenie i gdy byłem już drodze wojewódzkiej, zacząłem trochę lepiej jechać, to znaczy bardziej angażować nogi. Przejazd przez Stare Koźle poszedł mi całkiem gładko i gdy zjechałem w kierunku Brzeziec, poczułem jeszcze większą swobodę. Po kilkudziesięciu metrach jazdy, po raz pierwszy podczas tego wyjazdu czułem, jak w nogi wraca werwa i rodzą się zalążki mocy. Mogłem przycisnąć! :-) Rozpędziłem się dość szybko. Na tyle szybko, aby rower swym dobrym zwyczajem zaczął umykać mi do przodu :-) Otoczenie przesuwało się coraz to szybciej i gdy chciałem wrzucać już kolejny bieg efektywności dostrzegłem, jak od chłopaka oddalonego od jezdni po lewej stronie, zaczyna w jego kierunku toczyć się piłka. Pół sekundy na ocenę sytuacji, aż tu nagle - gdy byłem w zakręcie - z mojej prawej strony, z niewielkiej uliczki wchodził inny chłopak! Dohamowanie, unik i tylko odprowadziliśmy się wzrokiem... Nie chcę się tłumaczyć, bo nie jechałem wolno (choć wciąż przepisowo!), ale chłopak wcale nie upewnił się, czy nic po drodze nie jedzie. Totalny luz. Cóż było robić? Znów trzeba było pokręcić głową po fakcie ;-) Wcześniej na inne gesty zupełnie nie było czasu. Wkrótce wyjechałem ponownie na główną, będąc już rowerowo pobudzony. Wyprzedziło mnie kilka samochodów i to był moment, kiedy postanowiłem depnąć. Wartość na liczniku rosła dość szybko. Na tyle szybko, że kątem oka zauważyłem jak jakaś kobieta stojąca przy działkach po lewej, odprowadzała mnie wzrokiem. Muszę wziąć się za kolarskie rzemiosło w szerokim znaczeniu tego terminu. Chyba wciąż szkoda mi potencjału...
Kategoria Krótko, nie zawsze na temat ;-)
Dane wyjazdu:
26.20 km
0.00 km teren
01:00 h
26.20 km/h:
Maks. pr.:43.64 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo
Szkoda mi Chorwatów...
Niedziela, 15 lipca 2018 · dodano: 25.11.2018 | Komentarze 0
Nie jestem fanem piłki nożnej. Ot, banda facetów biegających za piłką i wywracającą się z byle powodu. Kolarze są dużo twardsi ;-) Niemniej jednak gdy są Mistrzostwa Świata, staram się trochę śledzić poczynania danych drużyn. W tym roku moje położenie pozwoliło mi śledzić wiele meczów i już gdy pierwszy raz zobaczyłem występ Chorwatów wiedziałem, że to właśnie im będę kibicował! Grali z polotem, ambicją i stanowili istny żywioł na boisku! Mimo tego nie byli żadnym faworytem Mundialu.Popołudnie spędziliśmy rodzinnie i było bardzo miło :-) Gdy już wracaliśmy do domu stwierdziłem, że gdyby nie dzisiejszy finał, z pewnością poszedłbym jeszcze na rower :-) Gdzie te deszcze i burze, zapowiadane przez meteorologów? Dzięki ich prognozom nie wyruszyłem na czterysetkę na weekend i mam nadzieję, że gdzieś na trasie mojego przejazdu padał wczoraj mocny deszcz ;-)
Mecz zaczął się nie po myśli Chorwatów, którzy stracili bramkę po wymuszonym faulu. I na co im wszystkim ten VAR?!? Mimo to wierzyłem w ich wygraną, gdyż to oni byli reżyserami tego, co działo się na boisku. Niestety życie do sprawiedliwych nie należy... Przy stanie 4:1 dla Francji, postanowiłem zebrać się na rower. Miałem jeszcze przebłysk, że postawa Chorwatów zasługuje na pozostanie przy telewizorze, ale ostatecznie za namową Aneczki wyszedłem.
Pierwsze metry na rowerze ostudziły smutek porażki. Co prawda w głowie tliła się jeszcze nadzieja, ale mimo tego postanowiłem skupić się bardziej na rowerze. Jechałem nieśpiesznie, wręcz leniwie. Za Bierawą jak zwykle wiatr w twarz. Chyba muszę w końcu zacząć odwracać tą trasę ;-) Za Ciskiem już w zupełności się rozleniwiłem ;-) Dzień wciąż był bardzo ładny, słoneczny i ciepły :-) Żal by było siedzieć w domu... Jedynym miejscem na trasie gdzie jakoś przycisnąłem była obwodnica. Byłem już w zasadzie w domu, a dopiero teraz nabierałem prawdziwej ochoty na dalszą jazdę :-)
I po żniwach :-) Przed Bierawą.
Bociany w gnieździe :-) Cisek.
Kategoria Krótko, nie zawsze na temat ;-)
Dane wyjazdu:
7.72 km
0.00 km teren
00:23 h
20.14 km/h:
Maks. pr.:33.40 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek
Ortopeda 2
Poniedziałek, 9 lipca 2018 · dodano: 25.11.2018 | Komentarze 0
Dzień był bardzo ciepły! Rzekłbym nawet, że gorący :-) Przed wizytą w przedszkolu odebrałem RTG kolan - na wieczór miałem zaplanowaną wizytę u ortopedy. Po południu dostałem jednak telefon, że wizyta będzie możliwa godzinę wcześniej. Nie widziałem przeszkód :-) Nieco później przyszła do nas z wizytą ciocia Ola :-) Trochę pogadaliśmy i było miło ;-) Niestety ominęło mnie przez to rodzinne wyjście na lody... ;-) Zebrałem się do lekarza o zaplanowanym czasie, na luzie :-) Zaczęło się, gdy przypomniałem sobie o zapięciu. Musiałem biec po nie z samego dołu :-) Gdy już ruszyłem spostrzegłem, że nie mam na nosie okularów! Eech to...! Dawaj z powrotem. Tak więc z zapasu zrobiła się strata :-)Od początku deptałem na pedały. Sakwa na bagażniku podskakiwała z hałasem. Już nie martwiłem się o pozaginanie koperty ze zdjęciami ;-) Na nieszczęście przy mostku koło działek był mały korek i chwilę musiałem odstać. Później dalej dyla! Na wylocie z Żabieńca wiatr w pysk! Już miałem lekkiego nerwa...! A tak nie chciałem się zgrzać. Gdy wyjechałem na główną, postanowiłem zwolnić. Więcej już i tak nie nadrobię :-) Finalnie okazało się, że w poczekalni usiadłem dosłownie na pięć sekund ;-)
Po wyjściu z gabinetu nabrałem pewnego kroku :-) Pewnie zapiąłem sakwę na Antku i ruszyłem przed siebie, szybko się rozpędzając :-) Bez ciśnienia jechało się dużo lepiej :-) Odruchowo skręciłem w kierunku osiedla domków, aby później kontynuować jazdę nowo położoną drogą rowerową :-) Przez chwilę chciałem jeszcze obmyślić jakąś trasę - dzień był naprawdę piękny! - ale nie miałem koncepcji. Poza tym miałem jeszcze nadzieję na te rodzinne lody! ;-) Ostatecznie jak po nitce wróciłem do domku :-)
Kategoria Krótko, nie zawsze na temat ;-)
Dane wyjazdu:
3.36 km
0.00 km teren
00:11 h
18.33 km/h:
Maks. pr.:25.40 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek
Praca 040718 ;-)
Środa, 4 lipca 2018 · dodano: 25.11.2018 | Komentarze 0
Jak co rano odprowadziłem dzieciaczki do przedszkola :-) Później byłem umówiony z Aneczką, więc zabrałem Antka i pojechaliśmy :-) Nieśpiesznie :-) Swoją drogą, to kolejny raz pokonamy tą trasę... Dziwne... ;-)Było już odczuwalnie ciepło :-) Antosiem jechało się bardzo przyjemnie :-) Nigdzie nie musiałem się śpieszyć i to również było fajne :-) Po załatwieniu sprawy pomyślałem sobie, że byłoby fajnie odbić jeszcze gdzieś w las i zakręcić choćby małe kółeczko. Przejechałem jednak zjazd i w końcu doszedłem do wniosku, że wrócę do domu zająć się obowiązkami. Trochę jednak w sercu szkoda było tego pięknego dnia... Krótko po tym jak zszedłem z roweru, poczułem ścięgno biegnące zdłuż uda pod jego spodem. Nie wiem, czy zaplanowana na sobotę tak długa trasa, to będzie dobry pomysł... Pożyjemy, zobaczymy.
I jeszcze raz Antek! ;-)
Kategoria Krótko, nie zawsze na temat ;-)
Dane wyjazdu:
7.40 km
0.00 km teren
00:24 h
18.50 km/h:
Maks. pr.:28.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek
Ortopeda
Poniedziałek, 2 lipca 2018 · dodano: 25.11.2018 | Komentarze 0
Po sobotnim wyjeździe miałem lekkie kuku nie tylko na kolanie. Myśli w głowie może nie były zupełnie czarne, ale jednak coś tam kiełkowało. Musiałem coś z tym zrobić i dzięki mojej najwspanialszej Aneczce udało się ustawić wizytę na już, na zaraz :-) Oczywiście pojechałem tam na rowerze ;-)Trasa wiodła skrótem nieopodal Żabieńca. Jechałem ostrożnie, ciesząc się otoczeniem i słoneczkiem :-) Temperatura nie była wysoka. Można nawet rzec, że było lekko chłodnawo, ale dzięki temu odczuwałem większy komfort :-) Na miejscu przypiąłem Antka i zniknąłem w budynku przychodni :-)
Droga powrotna wyglądała już trochę inaczej ;-) Wyszedłem w widocznie lepszym humorze :-) Jakoś i na rowerze przestałem się przejmować dotychczasowymi objawami, które chyba nawet ustąpiły w obliczu mojej szczęśliwości ;-) Pomykałem sobie radośnie i - chyba jak zawsze gdy jeżdżę Antkiem - dopadła mnie refleksja, że za mało eksploatuje te swoje rowerki. Mimo tego cieszyłem się tą niewielką ilością "kilometrów" przejechanych tego popołudnia... :-)
I znowu Antek ;-)
Kategoria Krótko, nie zawsze na temat ;-)
Dane wyjazdu:
3.41 km
0.00 km teren
00:12 h
17.05 km/h:
Maks. pr.:23.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek
Praca 020718 ;-)
Poniedziałek, 2 lipca 2018 · dodano: 25.11.2018 | Komentarze 0
Gdy wracałem z przedszkola dowiedziałem się od Aneczki, że zapomniała czegoś z domu. Daleko nie miałem ;-) Hop na rower i krótka przebieżka :-)Powietrze było zimne, ale jechało się przyjemnie :-) Oj, dawno tej trasy nie robiłem... ;-) Przed bramą zamieniłem nieco słów z Aneczką, mijając przy okazji kilka znajomych twarzy. W drodze powrotnej jechałem już chyba minimalnie szybciej, ale i tak w taki sposób, aby za bardzo nie dawać nacisku na stawy. Chyba faktycznie przyda mi się kilka dni przerwy od roweru. Będzie lipa z tą czterysetką...
Kategoria Krótko, nie zawsze na temat ;-)
Dane wyjazdu:
6.79 km
0.00 km teren
00:26 h
15.67 km/h:
Maks. pr.:30.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek
Do Koźla po dzieciaki :-)
Niedziela, 1 lipca 2018 · dodano: 25.11.2018 | Komentarze 0
Po wczorajszym nieciekawym zdrowotnie wyjeździe miałem w myśli to, że przyda mi się kolejnego dnia jakiś krótki i nieśpieszny rozjazd. Poza tym chciałem pokazać Aneczce trasę do Koźla, gdy zamkną most na Kłodnicy.Pierwsze metry uświadomiły mi, że za mocno napompowałem koła w Antku :-) Na kamienistym trakcie przy działkach odbijały się od nawierzchni, bardzo słabo tłumiąc nierówności. To nie był jednak problem. Obserwowałem kolano, które z początku nie dawało żadnych złych objawów, natomiast później kilka razy pojawił się lekki ból. Mimo wszystko cieszyłem się z jazdy na przykład śmiejąc się z Aneczki, która w jeździe na rowerze pomagała sobie rękami ;-) Kilka razy śmignąłem też obok niej tak, jak za starych czasów :-) Ogólnie był to fajny, pozytywny wypad :-)
Tak fajnie, niebiesko ;-)
Tędy też można jechać ;-)
Dane wyjazdu:
50.51 km
0.00 km teren
01:47 h
28.32 km/h:
Maks. pr.:61.55 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo
Powrót na szoskę!
Piątek, 29 czerwca 2018 · dodano: 25.11.2018 | Komentarze 0
Od wczoraj przeżywałem ciężkie godziny w związku z moim aktualnym głównym zajęciem. Trochę się sypnęło i dzisiejszy dzień był najcichszy, odkąd rzuciłem robotę... Dosłownie - przez cały dzień słyszałem cykanie zegara na ścianie... Po południu chciałem wyjść. Może nawet nie w związku z owymi godzinami, ale po prostu - chciałem iść na rower! :-) Poza tym wisi nade mną zaplanowana czterysetka. MUSZĘ w końcu zacząć więcej jeździć!W związku z tym, że było już dość późno, nie miałem czasu na "toszecką". Postanowiłem więc wybrać podobny, lecz krótszy wariant. Miastem świadomie jechałem powoli - prawe kolano... W okolicach starej hali sportowej usłyszałem głośny gwizd. Pierwszy podświadomie zignorowałem, ale już drugi zwrócił moją uwagę. To Łukasz na szosie po drugiej stronie ulicy! :-) Chwilę pogadaliśmy :-) Od razu podpytałem o jakiś objazd bo oczywiście zapomniałem, że tu rozkopali w związku z remontem drogi! :-) Poradziłem sobie dość sprawnie, a przy tym jeszcze raz przekonałem się ile małych szczęść daje mi szosa, podczas już trochę technicznej jazdy. Zaczynam czuć ten rower! Zżyłem się z nim i strasznie mnie to cieszy! :-)
Dalszy wyjazd z Kędzierzyna był trochę uciążliwy z powodu silnego wiatru w twarz, który towarzyszył mi od samego początku. W sumie, to jednak mi nie przeszkadzał ;-) Gorzej było z tym cholernym kolanem! Ciągle pyka pod stawem i jak tak dalej pójdzie, to do dupki pojadę, a nie na czterysetkę... Ech... Zaczyna mnie to martwić. Pewnie pomógłby powrót do poprzedniego ustawienia siodełka, ale przecież to nie o to chodzi, by tracić na efektywności z jazdy! Nie teraz, gdy wrastam wręcz w szosę! Nie! Muszę coś z tym zrobić. Tymczasem dotarłem do Ujazdu, za którym zacząłem przystawać na korekcję tylnej przerzutki. Wystarczyły chyba trzy postoje i już chodziła jak nowa! Dosłownie :-) Wraz z upływającymi kilometrami byłem z siebie coraz bardziej zadowolony, obserwując jej pracę :-) Jeszcze nigdy samodzielnie nie udało mi się tak dobrze ustawić tego elementu roweru :-) Pracował jakbym wziął go z fabryki! :-) Super! :-) To mnie cieszyło :-) Starałem się trzymać jakieś w miarę przyzwoite tempo i tak dojechałem do Dolnej, za którą czekały mnie pozytywne serpentyny w Porębie :-) Bardzo fajnie mi się tam jeździ! :-) Gdy już rozwinąłem skrzydła na prostej, wiatr, inne spojrzenie z uwagi na okulary i szybko uciekająca droga sprawiły, że czułem się dosłownie, jakbym przesiadł się do jakieś maszyny! Rzeczywistość uciekała! Szybko zostawiałem ją za plecami...! Chyba wykręciłem MXS wyjazdu. I już wielokrotnie przebijałem taką barierę na rowerku, ale tym razem było jakoś inaczej. Dosłownie czułem jakbym był w jakieś maszynie czasu! Jakby rzeczywistość obok mnie się zakrzywiała. Fascynujące to było i jednak mimo wszystko trochę dziwne :-) Do samej Leśnicy prułem. Nawet ostatni odcinek przed Rynkiem pokonałem na ostatniej zębatce! To chyba jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło! Czułem się mocny! I tylko to kolano, które co prawda po takiej rozgrzewce przestało narzekać, ale w głowie jakaś myśl o nim pozostała... Odcinek przed Raszową zwolniłem, ale już we wsi - mijając spacerkiem prace drogowe na jednym ze skrzyżowań - zacząłem ponownie cisnąć. Na mostku tuż za restauracją napawałem się dźwiękiem odbijanym od niskich filarów poręczy... Rowerek chodził jak marzenie... Chwilę później minąłem jadącą rowerem znad przeciwka znajomą :-) W moim odczuciu machałem do niej dość długo, choć chyba i tak mówiła "cześć" do - w jej mniemaniu - bliżej nieokreślonego osobnika ;-) Tak zapierniczałem ;-) Miałem mega frajdę! Musiały minąć ponad dwa lata, abym mógł tak naprawdę odkryć szosę, a pewnie to jeszcze nie wszystko! Kocham ją!
Za światłami w Kłodnicy pociąłem równo. Cztery dychy nie schodziły z blatu, a mnie jakoś za bardzo to nie przeszkadzało. Zwolniłem dopiero przy drodze rowerowej, mając w świadomości fakt, że jeszcze chyba w ubiegłym roku na taki wysiłek mogłem sobie pozwolić tylko w sprzyjających warunkach. A przecież naturalny progres zrobi swoje i będę mógł cisnąć jeszcze mocniej! - o ile nie nabawię się jakieś kontuzji związanej z tym cholernym kolanem. Ta perspektywa ogromnie mnie cieszy bo czuję, że szosa wkręca mnie na maksa! Chyba nawet nie do końca potrafię to opisać. Raz - ogólne pozytywy z jazdy, to znaczy opory, lekkość, wygoda i tak dalej. Dwa - przekraczanie limitów, deptanie w pedały i poczucie mocy w kole! Ekstremalnie zarąbiste! Mogę tylko żałować, że takiego podejścia nie miałem dziesięć, czy piętnaście lat temu. Życie... Życie uczy. Niestety płacimy czasem. Najcenniejszą walutą na tym świecie. Rondo Milenijne przejechałem z kopyta, będąc nieco hamowany przez poprzedzający mnie samochód. Lubię ten odcinek. Zawsze można między jednym a drugim rondem fajnie się rozpędzić i optymalnym okręgiem pokonać zwykle puste małe rondo na Kozielskiej. Później dohamowanie przed drogą rowerową i koniec zwykle cudownego przejazdu... A później na Starej będąc pozytywnie pobudzonym jeszcze chce się przycisnąć... Dziś również tak miałem... :-) Cóż mam począć? Kocham szosę... I mimo, że podczas pisania tego tekstu jest już noc, to chętnie wyjechałbym na trasę jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze raz... I jeszcze raz...
_
Uwielbiam.
Ujazd. Na drugim planie ruiny pałacu biskupów wrocławskich, a po prawej Kościół Rzymskokatolicki pw. św. Andrzeja Apostoła.
Swojskie widoczki przed Żużelą :-)
Fajny widoczek za Jaryszowem :-)
Kategoria Krótko, nie zawsze na temat ;-)
Dane wyjazdu:
11.26 km
0.00 km teren
00:23 h
29.37 km/h:
Maks. pr.:46.68 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo
Kontrolny przejazd późnym wieczorem
Środa, 27 czerwca 2018 · dodano: 25.11.2018 | Komentarze 0
Po ostatnim wyjeździe zepsuła się nam trochę pogoda. Było deszczowo, a ponadto w końcu zabrałem się za temat związany z prawą manetką. Bardzo szybko okazało się, że mam po prostu pękniętych kilka żył linki, które blokowały mechanizm. Przy okazji dowiedziałem się też, że mam w środku ramy węzeł gordyjski z dwóch linek od przerzutek. I oni to tak zamontowali fabrycznie??? Kwestia tegoż oto węzła zajęła mi ostatnie dwa dni - zależało mi na tym by rozgryźć temat i poprowadzić linki zgodnie ze sztuką. W końcu jednak postanowiłem przepleść linkę z pominięciem węzła gordyjskiego ;-) Ileż to można dni nie jeździć na rowerze?!? ;-)Mimo stosunkowo późnej pory i dość chłodnej temperatury w ciągu dnia, gdy opuszczałem budynek, uderzyło mnie ciepłe powietrze :-) Miłe zaskoczenie :-) Szarość na niebie zupełnie mi nie przeszkadzała i począłem przygotowania do startu. Minutę później zaczęło padać - dosłownie gdy zacząłem toczyć koło, jeszcze będąc na chodniku :-) W pierwszym ułamku sekundy trochę mnie to zdeprymowało - wiadomo: rower tuż po serwisie ;-) Niemniej jednak uznałem, że najwyżej zjadę z drogi rowerowej na wysokości Starej i po prostu wrócę dużo szybciej do domu. Gdy już tam byłem po prostu... pojechałem prosto :-) Na trasie nie czułem się jednak w stu procentach pewnie z powodu mokrej nawierzchni. Przypomniała mi się Francja, gdzie przecież śmigałem w pełnym deszczu :-) Chyba po prostu dawno nie jeździłem w takich warunkach i stąd ta lekka niepewność :-) W drodze powrotnej przeszkadzał wiatr, ale mimo tego jechało się przyjemnie. Zgodnie z przewidywaniami, będę musiał jeszcze poprawić ustawienie tylnej przerzutki. Nie mam w tym jeszcze pełnej wprawy, a nie chciałem spędzić całego wieczoru na grzebaniu przy rowerze. Gdy wjechałem na Kościuszki, nagle ponownie zaczęło padać... :-) I fajnie! :-)
Trochę kozielskiego parku, widzianego z obwodnicy - ot dla odmiany ;-)
Kategoria Krótko, nie zawsze na temat ;-)
Dane wyjazdu:
11.15 km
0.00 km teren
00:21 h
31.86 km/h:
Maks. pr.:51.32 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo
Lekko treningowo? ;-) 210618
Czwartek, 21 czerwca 2018 · dodano: 25.11.2018 | Komentarze 0
Wczoraj mimo bardzo fajnej pogody ominęło mnie wyjście na rower. W ciągu dnia odłożyłem je na popołudnie, a zaś po południu składaliśmy półki do pokoju dzieci i czas gdzieś się ulotnił. Dziś po południu dopadła mnie za to ogromna chęć nie tyle na samo wyjście na rower, co na dosłowne przegonienie organizmu. Było już po siedemnastej, więc trasa która wpadła mi do głowy w pierwszej kolejności (Sławięcice, Zalesie, Dolna, Poręba, Leśnica) nie miała szans realizacji. Dodatkowo w międzyczasie wpadła do mnie informacja o zapowiadanym gwałtownym załamaniu pogody. Postanowiłem więc wyjść choć na kilkanaście minut - na trasę przez Koźle.Schodząc z rowerem troszkę rozmyślałem. Znów do głowy wpadła mi myśl, że rower to jest ta aktywność co do której jestem pewien na dwieście procent, że powinienem w życiu ją wykonywać :-) Ruszyłem standardowo, ale już pod koniec Kozielskiej musiałem się zatrzymać z powodu niedomagającej manetki tylnej przerzutki. Znowu... Kolejny postój miałem na pierwszym przystanku na Wyspiańskiego. Moja wina i to po całości. Już dawno miałem tam zajrzeć! Na całe szczęście drugi postój częściowo rozwiązał problem. Przerzutka nie działała w pełni prawidłowo w swoim zakresie i nie mogłem wbić najcięższej zębatki, ale dało radę w miarę normalnie jechać :-) Przy "wielobranżówce" wyprzedził mnie TIR, którego doszedłem na światłach przy komendzie Policji. Po starcie miałem zatem fajnego "zająca" i od razu wiedziałem, że w razie czego za nic nie wjadę na drogę rowerową na wylocie z Koźla :-) Trzeba przyznać, że to właśnie ten pojazd "zrobił" mi dzisiejszą średnią :-) Jechało się bez praktycznie żadnych oporów z przodu, ale jeszcze pomiędzy miejską zabudową trzeba było bardzo uważać na studzienki i inne asfaltowe przeszkody, zaś w okolicach parku aż do samego ronda, mocno smagał boczny wiatr. Rower nie miał pełnej sterowności i było to czuć bardzo wyraźnie. Mimo tych niedogodności czułem się na nim całkiem pewnie. Ciężarówka odjechała na rondzie w kierunku Reńskiej Wsi, natomiast ja pognałem obwodnicą w kierunku domu. Dopiero po chwili przypomniałem sobie, że miałem wdepnąć na Dębową, aby cyknąć jakąś fotkę z wyjazdu. Wcale się tym nie przejąłem, ale po czasie doszedłem jednak do wniosku, że to będzie lekka lipa, jeśli wyjazd będzie bez zdjęcia. Co by nie było, to właśnie dzięki zdjęciom każdy wyjazd lepiej zapada w pamięci. Póki co gnałem przed siebie. O dziwo jechałem jakoś lepiej niż w ostatnim czasie. Kadencja raczej z tych bardzo fajnych, prędkość też bo stałe okolice "czterdziestki"... Co jest grane?!? ;-) Minimalnie zwolniłem przed i na moście, ale już za nim ponownie zacząłem deptać. I to jeszcze mocniej! (pewnie też dzięki lekkiemu spadkowi wysokości). Pasy oddzielające pas awaryjny którym się poruszałem uciekały jeden za drugim! Ciąłem! Dopadła mnie kolka - chyba po raz pierwszy na rowerze! :-) Mimo tego wyznaczyłem sobie znak drogowy w nieodległym dystansie przed sobą, aby do tego miejsca osiągnąć zadaną, jeszcze większą prędkość i... minąłem go, a dosłownie w pół sekundy później na wyświetlaczu licznika pojawiła się owa wartość tak, jakby dosłownie wyskoczyła z mojej głowy! Byłem ekstremalnie nakręcony! Czułem, że kocham, dosłownie KOCHAM szosę! Nieziemskie uczucie...! Na drodze rowerowej standardowo zwolniłem, ale wjeżdżając na Starą już w kierunku domu nagle znów zapragnąłem prędkości! But! Podobnie na Kościuszki, gdzie na średniej kasecie leciałem prawie pięć dych! Prędkość to było jednak tylko jedno! Obroty korby i sztywność ramy również robiły swoją robotę! W momencie gdy jeszcze bardziej depnąłem na pedały, rower momentalnie zwiększył prędkość! Bez żadnego ale! Bez żadnego marudzenia! Bez żadnego opóźnienia! Bez pytań i wątpliwości! Ogień! Genialne... Po prostu genialne... Przed klatką czułem wpływ wysiłku, ale od środka rozrywała mnie euforia! Gdybym był gdzieś na trasie, być może zacząłbym krzyczeć z radości! Chciało mi się pić, było gorąco, parno w otoczeniu i gorąco w moim ciele. Głowa parowała...! Wziąłem bidon do ręki, pociągnąłem łyk, po czym chlusnąłem sobie na głowę uważając, by nie ochlapać roweru. I znów łyk, tym razem mniejszy... Ogarniała mnie euforia...
Zapasowe zdjęcie ;-) Załamanie przyszło w kilka minut po moim powrocie i wieczór zrobił się bardzo szary... :-) U mnie jednak świeciło słońce! :-) Mocno... :-)
Kategoria Krótko, nie zawsze na temat ;-)