Info
Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)Więcej moich rowerowych statystyk.
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2019, Grudzień1 - 0
- 2019, Listopad2 - 0
- 2019, Październik4 - 0
- 2019, Wrzesień5 - 0
- 2019, Sierpień10 - 0
- 2019, Lipiec13 - 0
- 2019, Czerwiec7 - 0
- 2019, Maj1 - 0
- 2019, Kwiecień3 - 0
- 2019, Marzec1 - 0
- 2019, Luty2 - 0
- 2019, Styczeń1 - 0
- 2018, Grudzień1 - 0
- 2018, Listopad2 - 0
- 2018, Październik4 - 0
- 2018, Wrzesień11 - 0
- 2018, Sierpień10 - 0
- 2018, Lipiec16 - 0
- 2018, Czerwiec12 - 0
- 2018, Maj16 - 0
- 2018, Kwiecień13 - 0
- 2018, Marzec4 - 0
- 2018, Luty5 - 0
- 2018, Styczeń4 - 0
- 2017, Grudzień3 - 0
- 2017, Listopad1 - 0
- 2017, Październik7 - 0
- 2017, Wrzesień4 - 0
- 2017, Sierpień20 - 0
- 2017, Lipiec17 - 0
- 2017, Czerwiec24 - 0
- 2017, Maj31 - 0
- 2017, Kwiecień6 - 0
- 2017, Marzec6 - 0
- 2017, Luty2 - 0
- 2017, Styczeń2 - 0
- 2016, Grudzień5 - 0
- 2016, Listopad2 - 0
- 2016, Październik12 - 0
- 2016, Wrzesień7 - 0
- 2016, Sierpień17 - 0
- 2016, Lipiec9 - 0
- 2016, Czerwiec10 - 0
- 2016, Maj19 - 0
- 2016, Kwiecień18 - 0
- 2016, Marzec4 - 0
- 2016, Luty3 - 0
- 2016, Styczeń8 - 0
- 2015, Grudzień5 - 0
- 2015, Listopad4 - 0
- 2015, Październik6 - 0
- 2015, Wrzesień23 - 0
- 2015, Sierpień24 - 0
- 2015, Lipiec26 - 0
- 2015, Czerwiec22 - 0
- 2015, Maj26 - 0
- 2015, Kwiecień22 - 0
- 2015, Marzec25 - 0
- 2015, Luty19 - 0
- 2015, Styczeń14 - 0
- 2014, Grudzień8 - 0
- 2014, Listopad20 - 0
- 2014, Październik20 - 0
- 2014, Wrzesień5 - 0
- 2014, Sierpień6 - 0
- 2014, Lipiec6 - 0
- 2014, Czerwiec7 - 0
- 2014, Maj10 - 0
- 2014, Kwiecień7 - 0
- 2014, Marzec6 - 0
- 2014, Luty4 - 0
- 2014, Styczeń4 - 0
- 2013, Grudzień1 - 0
- 2013, Listopad2 - 0
- 2013, Październik2 - 0
- 2013, Wrzesień4 - 0
- 2013, Sierpień11 - 0
- 2013, Lipiec7 - 0
- 2013, Czerwiec8 - 0
- 2013, Maj3 - 0
- 2013, Kwiecień2 - 0
- 2013, Marzec1 - 0
- 2013, Luty1 - 0
- 2013, Styczeń2 - 0
- 2012, Grudzień2 - 0
- 2012, Listopad3 - 0
- 2012, Październik2 - 0
- 2012, Wrzesień6 - 0
- 2012, Sierpień21 - 0
- 2012, Lipiec21 - 0
- 2012, Czerwiec17 - 0
- 2012, Maj20 - 0
- 2012, Kwiecień5 - 0
- 2012, Marzec8 - 0
- 2012, Luty10 - 0
- 2012, Styczeń11 - 0
- 2011, Grudzień9 - 0
- 2011, Listopad13 - 0
- 2011, Październik4 - 0
- 2011, Wrzesień19 - 0
- 2011, Sierpień23 - 0
- 2011, Lipiec31 - 0
- 2011, Czerwiec22 - 0
- 2011, Maj27 - 0
- 2011, Kwiecień16 - 0
- 2011, Marzec14 - 0
- 2011, Luty7 - 0
- 2011, Styczeń7 - 0
- 2010, Grudzień9 - 0
- 2010, Listopad9 - 0
- 2010, Październik17 - 0
- 2010, Wrzesień24 - 0
- 2010, Sierpień22 - 0
- 2010, Lipiec4 - 0
- 2010, Czerwiec5 - 0
- 2010, Maj1 - 0
Wpisy archiwalne w kategorii
z Bąbelkiem :-)
Dystans całkowity: | 2153.61 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 151:40 |
Średnia prędkość: | 14.20 km/h |
Maksymalna prędkość: | 60.50 km/h |
Liczba aktywności: | 158 |
Średnio na aktywność: | 13.63 km i 0h 57m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
42.53 km
0.00 km teren
02:35 h
16.46 km/h:
Maks. pr.:49.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek
Bąbelek wjeżdża na Górę św. Anny :-)
Sobota, 10 maja 2014 · dodano: 10.05.2014 | Komentarze 0
Karolek przyszedł do nas jakoś po siódmej. Zebraliśmy się z łóżka w dobrych nastrojach, niebawem siadając do wspólnego śniadania. W trakcie posiłku chodziła mi po głowie trasa, jaką dziś moglibyśmy przejechać z moim małym kompanem. Myślałem o Górze św. Anny ale obawiałem się, że dystans może być dla Bąbla zbyt długi. Ostatecznie jednak zdecydowałem się zaatakować szczyt, wcześniej pakując Aneczce do samochodu bagażnik rowerowy - tak w razie czego. Zawsze też mogliśmy zawrócić choćby z Raszowej.Z Kędzierzyna wyjechaliśmy tak jak zwykle, wyprzedzając parę rowerzystów na obwodnicy. Mimo przyczepki, siła przyśpieszenia była bardzo duża, także mijaliśmy ich z widoczną różnicą prędkości :-) W Kłodnicy czekał nas najmniej przyjemny odcinek trasy, biegnący główną drogą, ale już zaraz za Kanałem Gliwickim odbiliśmy na niebieski leśny szlak, na którym spotkaliśmy gromady żuczków chodzących po drodze, a na samym końcu krzaczki... Aaa! Nie powiem czego :-) Poczekam aż urośnie i może wtedy się pochwalę ;-) Pierwszy postój był poniekąd wymuszony opuszczonym szlabanem na stacji w Raszowej. Na pociąg czekaliśmy kilka minut, a Karolek w tym czasie już spał :-)
Na drodze w kierunku Krasowej widać już było cel naszej wyprawy :-) Niebawem skręciliśmy na drogę którą mieliśmy dopiero poznać. Planując trasę uznałem, że warto zaryzykować i nie jechać asfaltem, gdzie można napotkać samochody, a wypróbować gruntowy trakt tym bardziej, że biegł tędy niebieski szlak. Droga miała być zatem przejezdna. Również widoki mieliśmy bardzo ładne i malownicze :-)
Niestety mniej więcej w połowie dystansu do Leśnicy, zobaczyłem przed sobą wysokie trawy, z naznaczonymi ledwie ścieżynkami - pozostałościami po polnym trakcie. Postanowiłem jednak nie wracać i podąć próbę przeforsowania owego szlaku. W pewnym momencie "droga" biegła po prostu polem! :-) Zarówno Antek, jak i przyczepka dały radę, a dodatkowo - poniekąd w nagrodę - wypatrzyłem dwa bażanty, uciekające przed nami w zupełnej ciszy :-)
Niebawem dotarliśmy do jakiś zabudowań, ale postanowiłem nie wjeżdżać na drogę, którą według wgranego śladu dyktowała mi nawigacja. Była ona w jeszcze gorszym stanie niż ta, którą właśnie pokonaliśmy :-) W dosłownym tego słowa znaczeniu ;-) Kierując się w kierunku asfaltu, minęliśmy zaniedbane dystrybutory paliwa, pozostałe po prosperującej tu niegdyś stacji paliw. Ich widok miał coś w sobie i kiedyś będę chciał tu przyjechać, aby zrobić im zdjęcie :-)
Leśnicę ledwie przecięliśmy, wjeżdżając w uliczkę którą polecił nam kolega Czrk. Faktycznie była ona ciekawa, malownicza, a fakt że byliśmy praktycznie u podnóża Góry św. Anny powodował, że była ona bardzo dobrym miejscem na zrobienie dobrego ujęcia. Otoczenie żółtego i pachnącego rzepaku zdecydowanie ułatwiało sprawę :-) Zatrzymując się jeszcze na moment przy kapliczce, dotarliśmy do drogi podjazdowej na szczyt. Od razu zorientowałem się, że kilkadziesiąt metrów dalej jest miejsce, gdzie z Mietkiem przeżyliśmy naszą pierwszą motoryzacyjną przygodę ;-)
Podjazd nie był męczący, choć fakt iż za plecami miałem kilka kilogramów wagi więcej powodował, że wjeżdżało się powoli. Minęło nas kilku profi rowerzystów, zjeżdżających w dół, a na drzewach dało się zauważyć oznaczenia dla jakiegoś rowerowego maratonu. Karolek zaczął coś marudzić, więc postanowiłem wykorzystać znajomość otoczenia i zatrzymać się na postój przy punkcie widokowym. Oj... Ale mieliśmy zabawę :-) A Karolka nieśmiało zaczęła podrywać jakaś mała koleżanka... ;-) Na odchodne pomachaliśmy jeszcze parze motocyklistów :-) Było naprawdę bardzo przyjemnie :-)
Wjazd na szczyt był tylko formalnością :-) Zgodnie z zaplanowaną trasą wykręciliśmy koło pod szczytem, przy okazji natrafiając na super piękne miejsce widokowe. Tyle razy tu byłem, ba! nawet nocowałem a nigdy nie zajrzałem w ten kąt! Warto, bo widok - dodatkowo nie zmącony szpetnymi koksowniczymi kominami - był naprawdę cudowny! :-) Następnym razem podjedziemy jeszcze do miejsca położonego kilkaset metrów dalej - wstępnie oceniłem, że jest tam jakiś punkt widokowy.
Mijając grupy turystów i autokarów, dojechaliśmy ponownie do głównej drogi. Będąc tu nie mogłem odpuścić, więc rozpoczęliśmy marsz na szczyt :-) Gdy już się tam doturlaliśmy, zaciągnąłem Karolkowi folię na przód tak, aby nie zaszkodził mu pęd wiatru podczas szybkiego zjazdu. Po drodze wstąpiliśmy jeszcze na brzeg Parku Geologicznego. A co tam, zjazd nie ucieknie ;-)
Podczas obniżania wysokości nad poziomem morza, nie udało się jednak pokonać granicy pięćdziesięciu kilometrów na godzinę :-) Mimo wszystko i tak chyba pobiliśmy Bąbelkowy rekord prędkości :-) Szybko dojechaliśmy do Leśnicy, a stamtąd do Krasowej. Wiał boczny, lekko mroźny wiatr utrudniający jazdę, ale zmiana kierunku była tylko kwestią czasu, więc niebawem nabraliśmy wiatru w żagle :-) Dojazd do raszowskiego lasu przebiegł miarowo i spokojnie. Jednak na leśnym dukcie Karolek coś pokwękał, więc na chwilę się zatrzymaliśmy. Okazało się, że w obawie o przewianie małego podróżnika nieco przesadziłem. Zaciągnięcie folii na zjeździe było dobrym pomysłem, ale złym działaniem było nie podciągnięcie jej na równym terenie. Karolek był zgrzany i czerwony na policzkach. Postój mieliśmy jednak w samą porę, gdyż mogliśmy podziwiać fajnego motylka siedzącego na drodze :-)
Tuż za drogą na Raszową zatrzymaliśmy się ponownie :-) Na przyczepce dało się zauważyć jeszcze ślady polnej przeprawy ;-) Karolek doszedł już do siebie, tak więc mógł sobie swobodnie pobiegać :-) Oj, co tam się działo! :-) Były trzy gleby, zgubiony smoczek, oraz sesja zdjęciowa na pniach drzew :-) Prócz tego żywy śmiech dziecka, wypełniający luki pomiędzy ptasim śpiewem :-) Cudnie :-)
W końcu dotarliśmy do drogi asfaltowej, zbliżając się ponownie do newralgicznego etapu trasy. Kłodnicę przejechaliśmy bardzo sprawnie, ale już w lasku na Kuźniczkach Karolek zaczął dawać oznaki tęsknoty za mamą :-) I ten postój również był dla nas owocny! Karolek zrobił swoje pierwsze w życiu zdjęcie! (ostatnie pośród grupy poniżej)
Ja natomiast pokusiłem się o wykonanie symbolicznego rowerowego zdjęcia :-) Musiałem jednak się śpieszyć przed Karolkowymi rączkami, stąd uciąłem Antkowe imię ;-)
Do domu wróciliśmy standardową drogą :-) Przy głównej ulicy tuż dostrzegliśmy jeszcze dwa motocykle prowadzące czerwony, piętrowy autobus. To chyba jakaś rocznica w MZK ;-) Karolek przed domem wyraźnie rozpoznał otoczenie i zaczął wołać mamę, która chwilę później wyłoniła się z klatki schodowej :-) Wspaniały wyjazd syn-ojciec mieliśmy zakończony :-) Bąbelek jest super fajnym podróżnikiem i rowerowanie z nim to super przyjemność! :-) Gdy już wtargaliśmy się na górę okazało się, że z naszych wojaży przywieźliśmy pasażera na gapę :-) Oczywiście pieczołowicie go zabezpieczyliśmy, a Aneczka zniosła go na dół, umieszczając go / ją w najbardziej naturalnym miejscu naszego blokowego trawnika ;-)
Kategoria Wypady, nie w(y)padki ;-), z Bąbelkiem :-)
Dane wyjazdu:
15.39 km
0.00 km teren
00:54 h
17.10 km/h:
Maks. pr.:30.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek
Bąbelkowa powtórka z rozrywki :-)
Środa, 30 kwietnia 2014 · dodano: 03.05.2014 | Komentarze 0
Pogoda utrzymała się dziś tak dobra jak wczoraj. Pomyślałem więc, że trzeba chwytać dzień (tudzież popołudnie), więc wyszliśmy z Karolkiem powtórzyć wczorajszy przejazd.Jak to w życiu bywa, nie zawsze jest kolorowo, tak więc już na wysokości szkoły muzycznej musieliśmy przystanąć, bo coś dziś Bąblowi jazda nie bardzo się podobała :-) Nie wiem, czy ot tak dla zasady, czy też słońce raziło go w oczy ;-) Na pierwsze kwęknięcia zadziałał chrupek :-) Gdy zatrzymaliśmy się jednak na pierwszym postoju i gdy pozwoliłem mu pobiegać, skończyło się to przejawem niesubordynacji, ze smoczkiem w buzi dla uspokojenia ;-) Coś mi mówiło, że to nie będzie łatwy wyjazd...
Druga próba zwiedzania świata również skończyła się płaczem. Karolek chyba po prostu był zmęczony... Po włożeniu do przyczepki szybko się uspokoił i od tej pory wycieczka przebiegała baardzo spokojnie :-) Tylko wiatr trochę hamował średnią.
Trasę przemierzaliśmy miarowo, nieśpiesznie. Tak dotarliśmy do Starego Koźla, gdzie zakręciliśmy pętelkę wokół kościoła, a następnie ja powspominałem troszkę tutejszy polny przejazd. Po drugiej stronie drogi na Gliwice zrobiliśmy kolejny krótki postój, aby zrobić następne nudne zdjęcie rowerowego zestawu :-)
Stamtąd pojechaliśmy już bezpośrednio do domu. Bąbel obudził się przed klatką :-)
Kategoria Krótko, nie zawsze na temat ;-), z Bąbelkiem :-)
Dane wyjazdu:
12.68 km
0.00 km teren
00:51 h
14.92 km/h:
Maks. pr.:25.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek
Zółte i radosne bicie marca z Bąbelkiem :-)
Wtorek, 29 kwietnia 2014 · dodano: 03.05.2014 | Komentarze 0
Popołudnie miało wyglądać tak, że Aneczka miała wyjść z Karolkiem na spacer, a ja miałem zostać w domu. Pomyślałem sobie jednak, że jeszcze w kwietniu przydałoby się trochę kilometrów nabić, a przede wszystkim, że na weekend pogoda ma się załamać i napędzony tą niezbyt przychylną myślą, zaczęliśmy z pomocą Aneczki, pakować się na rowerowy wypad z Bąbelkiem :-)Bardzo sprawnie wydostaliśmy się z miasta, łaknąc śpiewu ptaków i odrobiny przestrzeni :-) Niebieski szlak zachęcał mocno do jazdy, a pachniało tam tak mocno, że nawet ja czułem :-)
Gdy odbiliśmy na polny trakt, udało mi się złapać całkiem fajne ujęcie, ale trzeba oddać, że i miejsce - tunel z pięknej żółci - wniósł swój ogromy wkład w to spojrzenie obiektywu :-)
Dalej mknęliśmy w ciszy, gdyż Karolek zaznał drzemki, co pozwoliło mi na swobodny kolejny postój :-)
Do Brzeziec dojechaliśmy bardzo sprawnie, a przed Starym Koźlem spotkaliśmy naszego super wujka-sąsiada :-) Pogadaliśmy kilka całkiem długich chwil, a gdy rozjechaliśmy się każdy w swoją stronę, postanowiłem jednak zawrócić, aby kontynuować podróż z przyjacielem i jego córką, usadowioną w foteliku :-) Średnia umarła ;-) Karolek obudził się tuż za Brzeźcami, przy jednym z ostatnich gospodarstw :-) Drogę do domu pokonaliśmy bardzo spokojnie, rozmawiając i napawając się pięknym dniem, oraz otoczeniem :-)
Dane wyjazdu:
15.08 km
0.00 km teren
01:05 h
13.92 km/h:
Maks. pr.:24.90 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek
Krótki świąteczny objazd :-)
Poniedziałek, 21 kwietnia 2014 · dodano: 22.04.2014 | Komentarze 0
Gdy tylko otworzyłem rano oczy dało się zauważyć, że za zasłoną pięknie świeci słońce. Po śniadaniu szybko wyszliśmy przed dom i od razu zacząłem żałować, że dzisiejszy dzień będzie tak krótki... Odczekaliśmy pół godziny, aby dać powietrzu troszkę wygrzać się w słońcu i ruszyliśmy w świeżo namalowaną trasę :-) Malunki spotkaliśmy również po drodze :-)W Świerklach dostrzegliśmy wymalowane na jezdni życzenia, pasy dla pieszych, rondo, oznakowania parkingu, czy choćby jakieś humorystyczne podpisy znajdujących się obok budynków. Szybko przedostaliśmy się do lasu, wchodząc w relaksacyjny ton dzisiejszego wyjazdu :-) Cóż za piękne tereny! Gdyby to było choć w połowie odległości, to z pewnością bylibyśmy tu co tydzień! Tuż przy skraju zaliczyliśmy fajny manewr omijający żuczka idącego w poprzek drogi ;-)
Biadacza ledwie liznęliśmy, ponownie zatapiając się w las. Na postoju wystraszyliśmy jakieś zwierze. Udało mi się je nawet przez krótkie sekundy wypatrywać między zaroślami, ale nie udało mi się go zidentyfikować. Czy to mała sarna, czy duży zając? Czmychało nie podskakując... Co to mogło być? ;-)
Ruszając dalej, pozdrowiliśmy mężczyznę jadącego rowerem w przeciwnym kierunku. Mieliśmy relaks pełną parą! Po przekroczeniu asfaltowej drogi, natrafiliśmy na urocze mokradło.
Kilka chwil dalszej jazdy doprowadziło nas do zbiorników wodnych. Słońce świeciło, ptaszki śpiewały... Tato trochę się zagapił i musieliśmy przez podmokłe boisko wracać do wyrysowanego w nawigacji śladu :-)
Dalej pomknęliśmy moment spokojnym lasem, by ponownie dotrzeć do kolejnego jeziorka. Było tutaj bardziej kameralnie, a na jego krańcu natknęliśmy się na ślady pozostawione przez tutejszych mieszkańców, oraz małą żabkę, która jednak czmychnęła przed obiektywem aparatu :-)
Spokojnym tempem dojechaliśmy do asfaltowej drogi, a stamtąd wróciliśmy do Świerkli, gdzie na pożegnanie świąt cyknęliśmy świąteczne zdjęcie :-) Już tylko kilka minut jazdy dzieliło nas od powrotu do domu. Dzień dopiero się zaczynał, więc mogliśmy jeszcze stacjonarnie korzystać z jego uroków :-) Trzeba jeszcze wspomnieć, że dzisiejszą ważną refleksją jest to, że rower, przyczepka i możliwość aktywnego spędzania czasu, wspaniale i bardzo mocno buduje więź z synkiem... Mały książę coraz ładniej w niej podróżuje :-)
Kategoria z Bąbelkiem :-), Krótko, nie zawsze na temat ;-)
Dane wyjazdu:
36.02 km
0.00 km teren
02:18 h
15.66 km/h:
Maks. pr.:35.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek
Super tatusiowo-bąbelkowy wyjazd przy Stobrawskim :-)
Sobota, 19 kwietnia 2014 · dodano: 19.04.2014 | Komentarze 0
Pakując się wczoraj na rowerowy wyjazd zdecydowaliśmy się zabrać również Ferrari. Pogoda dziś dopisywała od samego rana, tak więc można było przejechać trasę, zaplanowaną na przejazd z Karolkiem :-)Wyjechaliśmy o dziesiątej trzydzieści, przy delikatnym popłakiwaniu Bąbelka, który uspokoił się już po jakiś dziesięciu, czy piętnastu metrach. Okolice po których mieliśmy jeździć, wlewały we mnie większą pewność - w razie co zawsze mogliśmy się zatrzymać, aby nasz mały podróżnik mógł odpocząć od przyczepki. Bardzo szybko dojechaliśmy do Świerkli, gdzie okazało się że przyczepkowy pasażer poszedł w kimę :-) Można więc było bez obaw zatrzymać się na króciutki postój, by zaczerpnąć troszkę pięknej przyrody :-)
Jadąc dalej w lesie, spadła nam średnia, ale i tak bardzo sprawnie przedostaliśmy się do wsi Biadacz, a stamtąd bardzo malowniczym polnym traktem dojechaliśmy do mostu na Małej Panwi. Dzień był przepiękny!
Gdy dojechaliśmy do Węgier, Karol już się obudził. O dziwo nawet się tym nie zmartwiłem, a fakt że za budynkiem Straży Pożarnej przy którym akurat przystanęliśmy zobaczyłem bujny trawnik zaowocował tym, że całkiem przypadkiem znaleźliśmy się w super miejscu, gdzie synek mógł sobie pobiegać :-) Hasał tam z dziesięć, piętnaście minut i był przeszczęśliwy! To wielka radość widzieć swoje dziecko w takim stanie umysłu i ciała :-)
O dziwo w dalszą drogę wyruszyliśmy bez problemów :-) Karolek jechał bardzo grzecznie, a poza tym otoczenie było przecudne :-) Dojechaliśmy do Osowca, mijając tam pomalowane zapewne przez dzieci zakładowe ogrodzenie, a następnie wjechaliśmy w bardzo ładny las. Tuż za nawrotem dojrzałem po obu stronach zbiorniki wodne. Ech... Przebywać w takim otoczeniu... Bajka :-) Coś mi mówi, że będę chciał powtórzyć tą trasę :-) Mam też nadzieję, że okazji do eksploracji tych terenów będzie coraz więcej! Tymczasem droga zrobiła się wyboista, ale na szczęście szybko zjechaliśmy w las :-) Karolek ponownie dał upust wielkiej radości! Po sekundzie postoju dało się też słyszeć echo, które odpowiadało nam gdzieś spośród drzew :-) Podczas biegania zaliczyliśmy też pierwszą glebę, a i Antek o mały włos nie ustałby na nóżce - wszak ma tylko jedną ;-)
Gdy wyjechaliśmy z lasu na polny trakt, niestety zrobiło się mniej ciekawie. Zaczęło bardzo mocno wiać z przeciwka i - podobnie jak przy naszej poprzedniej wycieczce - jechaliśmy nawet tylko nieco ponad dziesięć kilometrów na godzinę. Łańcuch spadł w pewnym momencie nawet na najmniejszą zębatkę z przodu, a Karol zaczął wykazywać negatywne oznaki. Na szczęście w końcu doturlaliśmy się do nawrotu i nabraliśmy wiatru w plecy :-) W Kobylnie, gdzie się znajdowaliśmy miała być jakaś atrakcja (według mapy z którą planowałem trasę), ale jakoś nic nie zauważyłem. Zresztą... Nie było to ważne :-) W to miejsce dostrzegliśmy stąpającego po polu pierwszego bociana! :-) Wcześniej minęliśmy jeszcze na naszej drodze bażanta, wiele cytrynków i stukającego o drzewo dzięcioła :-) Oczywiście prócz tego całą masę świergocących ptaszków, które wraz z owadami nadawały wspaniałego klimatu dzisiejszemu dniu :-)
Niebawem ponownie zatopiliśmy się w las, mijając za przejazdem kolejowym jakiś wojskowy pomnik i nieco bardziej ruchliwą drogą, dotarliśmy do Łubnian, gdzie minęliśmy boisko piłkarskie (trwał nawet jakiś mecz), a Karolek dostał pierwszą porcję biszkoptów :-) Gdy zjechaliśmy w kierunku Brynicy, ruch samochodowy ustał, a wiatr w plecy rozpędził nas tak bardzo, że przegapiliśmy zaplanowany zjazd do lasu :-) Na szczęście udało się nam zjechać na kolejnym :-) Po kilkuset metrach, ponownie zrobiliśmy sobie kilkunastominutowy postój :-) Karolek był wniebowzięty i muszę przyznać, że gdyby ta wycieczka miała nawet tylko z dziesięć kilometrów, ale jej przebieg byłby właśnie taki, to z całą pewnością opłacało się targać naszych towarzyszy: Antka i Ferrari! Dla takich chwil warto!
Zwróciliśmy się w kierunku Surowiny, jadąc falującym leśnym traktem i przystając co rusz, gdyż Bąbelek zasmakował w biszkoptach ;-) Wtem, podczas jazdy z niewysokiego młodnika po prawej, wystraszyliśmy małą sarnę! Wyskoczyła do góry jakieś półtora metra od nas! A to Ci atrakcja! :-) Do domu zostały nam do przejechania jakieś dwa kilometry. Wróciliśmy zatem po około trzech godzinach, uradowani, spełnieni, zrowerowani, wypodróżowani :-) Oj... Jeśli Karolek dalej będzie takim podróżnikiem, to lipiec jest nasz! Oby dane nam było... :-)
_
A Antek przekroczył z Karolkiem 5 tys. km :-)
Kategoria Wypady, nie w(y)padki ;-), z Bąbelkiem :-)
Dane wyjazdu:
29.54 km
0.00 km teren
01:52 h
15.82 km/h:
Maks. pr.:34.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek
Z wizytą u wujka Krzyśka :-)
Niedziela, 6 kwietnia 2014 · dodano: 06.04.2014 | Komentarze 0
Sobotnie rowerowe plany, pokrzyżowały nie zapowiadane na ten dzień opady deszczu. W zasadzie, to wyszło to nam na dobre: Karol pojechał do babci, a my ostro wzięliśmy się za mieszkanie: Ania sprzątanie, ja balkon, karnisze, Bronek i terrarium, skręcanie szafki w kuchni i tak dalej. Oj... Naprawdę sporo zrobiliśmy do popołudnia i fakt ten, nastrajał nas pozytywnie :-) W moim przypadku zadziałał jak trampolina, także również niedziela była bardzo pozytywna :-) Wpierw poszliśmy do Romków, a później - mocno na wariackich papierach - zaczęliśmy wymyślać scenariusz na popołudnie :-) Mój rower był już zabukowany, a że chcieliśmy również odwiedzić Krzyśka, to ja miałem pojechać tam rowerem, a Ania z Karolem samochodem. "Czemu jednak nie wziąć ze sobą Karola" - pomyślałem. I tak był do spania, więc była dobra okazja, aby zrobić test na dłuższy dystans :-)Po całym zamieszaniu, związanym z samochodem, bagażnikiem, przyczepką, rowerem i drobiazgami w sporej ilości, nasz Mały Podróżnik siedział w przyczepce :-) Początkowo jechało się nam bardzo dobrze, na azotowym skrócie jeszcze w lesie, spotkaliśmy dwie koleżanki z pracy, a chwilę później zauważyłem, że Bąbelek zasnął w przyczepce - ledwie po kilku minutach jazdy :-) Szybko przedostaliśmy się do Brzeziec, a stamtąd żwawo i dynamicznie do Starego Koźla, gdzie po nawrocie dopadł nas wiatr. Gdy minęliśmy zabudowania i wjechaliśmy na polną drogę, wzmógł się on bardzo, ale dawaliśmy rady, wyprzedzając nawet parę rodziców ze starszym młodzieńcem :-) Ostro zrobiło się na asfalcie, bo tam wiatr zaczął już szaleć. Mimo to, gdy zjechaliśmy z drogi na polny trakt, zrobiło się spokojniej. Niestety nie na długo, ponieważ po nawrocie ponownie jechało się ciężko. Niepokojącym był fakt, że w tym kierunku mieliśmy pokonać zdecydowaną większość dzisiejszej trasy. Obawy potwierdziły się i między polami za Ciskiem nie bardzo zwracałem uwagę na okolicę. Wiatr dął w twarz tak mocno, że jechaliśmy dwanaście, trzynaście kilometrów na godzinę. Świst i szum w uszach umilały jedynie ptaki, świergocące nad głową :-) Warunki nie były dobre. Mimo tego, że rowerowy ruch był nawet zauważalny, to byli to raczej lokalni rowerzyści. Nas natomiast czekało jeszcze jakieś piętnaście kilometrów i przeszło mi nawet przez myśl, czy nie będzie trzeba wzywać serwisu ;-) Odliczałem kilometry, sprawdziłem na nawigacji rozkład trasy i deptałem :-) Na podjeździe przed Sukowicami, Karolek obudził się, ale poratowałem się smoczkiem i jechaliśmy dalej :-) Korzystając z okazji opiąłem siatkę, aby wiatr nie dokuczał mojemu kochanemu towarzyszowi podróży :-) Cały czas jechało się opornie. Karol jeszcze w takich warunkach nie jechał, ja już od dawna. Smoczek niebawem zginął gdzieś w czeluściach przyczepki ;-)
Gdy minęliśmy Długomiłowice, przydała się wgrana trasa i nawigacja, ponieważ jej brak oznaczałby kluczenie po miejscowych zawijasach :-) W końcu, gdy wyjechaliśmy na asfaltówkę prowadzącą w kierunku Naczysławek, uspokoiło się trochę i wyszło słońce. Mnie przypomniały się Kosine wypady, ale tylko na krótko :-) Do Gierałtowic dojechaliśmy w miarę sprawnie, biorąc pod uwagę wiatr i pagórkowaty teren :-) Minęliśmy skrzyżowanie i zbliżaliśmy się do podjazdu, który przypomniał mi o jednej z wycieczek z Aneczką :-) Wspinaliśmy się pod górę w otoczeniu ubielonych drzew i śpiewających ptaków - uznałem, że był to najpiękniejszy moment dzisiejszego wyjazdu :-) Niestety okazało się też, że będziemy jechali po drodze, na której mogliśmy napotkać dwie pieskie bestie. Gdy wjechaliśmy między domy, najpierw odezwał się jeden pies, później - z innego gospodarstwa po drugiej stronie - drugi, nastąpiła chwila ciszy, a po niej dojrzałem po prawej stronie gnające w kierunku asfaltu dwie wspomniane szczekające jadaczki. Znajdowaliśmy się w sytuacji, gdy musiałem postawić wszystko va banque: podjazd, z tyłu przyczepka i brak szans na ucieczkę. Zjechałem delikatnie w kierunku pobocza, energicznie zszedłem z Antka i przyjmując bojową pozę, lekko przytłumionym głosem choć bardzo zdecydowanie, wydobyłem ze swoich ust "Buda!" i ruszyłem w kierunku napastników. Znajdujący się dalej pies zrezygnował prawie od razu, ten bliżej po chwili szoku podkulił ogon i wykonał odwrót, prawie wpadając do rowu. Zrobiłem jeszcze dwa, czy trzy kroki dla pewności i wróciłem z powrotem. Spałeś synku... Pokonaliśmy podjazd i wyjechaliśmy na wzgórze, gdzie silny wiatr dopadł nas ponownie. Byliśmy jednak już prawie u celu, a miarowe choć powolne ruchy korbą, z każdą chwilą nas do niego przybliżały. Czułem radość i satysfakcję. Ale radości było więcej :-) Tak wspaniale można podróżować z własnym synem. Ze szczęściem. Największym.
Po drugiej stronie głównej schody mieliśmy jeszcze większe: wiatr wiał niemiłosiernie, w uszach szumiało strasznie, a długi podjazd skutecznie wysysał ze mnie siły. Ostatnie kilkaset metrów pokonaliśmy spokojnie :-) Bąbelek obudził się dosłownie kilkanaście metrów przed bramą posesji, w towarzystwie dwóch małych wiejskich piesków :-) Pokonaliśmy najdłuższy samotny rowerowy dystans i nawet wyrobiliśmy się w zakładanym jeszcze w domu czasie :-) A gdyby nie wiatr, to jeszcze i średnia byłaby lepsza ;-) Gdy Bąbel wyszedł z przyczepki, momentalnie odnalazł się w nowym otoczeniu :-) Po przywitaniu z wujkiem wróciliśmy jeszcze przed dom, aby trochę wspólnie pospacerować, zrobić rowerowe zdjęcie i poczekać na mamę, która dojechała dopiero po jakiś dziesięciu minutach ;-) Fajnie było :-)
_
Czym jest szczęście? :-)
Kategoria Krótko, nie zawsze na temat ;-), z Bąbelkiem :-)
Dane wyjazdu:
12.96 km
0.00 km teren
00:43 h
18.08 km/h:
Maks. pr.:28.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek
Z Bąbelkiem w towarzystwie bażantów :-)
Poniedziałek, 31 marca 2014 · dodano: 31.03.2014 | Komentarze 0
Dzisiejsze popołudnie również było pogodne :-) Już w pracy chodziło mi po głowie, aby wziąć na rower Bąbla :-) Plan był taki, aby tym razem wydłużyć trasę o polny dukt obok niebieskiego szlaku.Z osiedla wyjechaliśmy zgodnie z założeniem, ale później z rozpędu wjechałem w standardową uliczkę, także zatoczyliśmy małą pętelkę. Mijając ostatnie bloki, wyglądałem naszych dobrych sąsiadów ale bezskutecznie. Mieli tu być, ale chyba w międzyczasie zdążyli się ulotnić :-) W zamian dojeżdżając do głównej, minęliśmy kolegę z pracy jadącego samochodem, a później szybko dotarliśmy do niebieskiego szlaku, wzbudzając pierwsze spojrzenia ciekawskich :-) Na niebieskiej prostej spotkaliśmy pierwszego skrzeczącego bażanta, na którego Karol nie zwrócił jednak uwagi :-) Cały czas jechało się nam spokojnie i dostojnie, ale na pierwszym dużym nawrocie między polami musieliśmy zatrzymać się obok drogi, aby przepuścić ciągnik z opryskiwaczem. Niestety. Kierownik pojazdu (bo kierowca, to za dużo powiedziane) zamiast skorzystać z możliwości ścięcia zakrętu, pojechał normalnie asfaltem - trzeba było zdejmować przyczepkową chorągiewkę, a ramiona opryskiwacza i tak minęły ją ledwie o dziesięć centymetrów! No *****. (wygwiazdkowane na wypadek, gdybyś miał to czytać synu w młodym wieku ;-) ) Na postoju dojrzałem gromadę łabędzi w oddali. Karola nie zainteresowały wcale, a poza tym zaczął wykazywać już oznaki zniecierpliwienia :-) No jak rower, to rower, a nie postoje ;-)
Na ostatnim polnym skrzyżowaniu dojrzałem grupkę kuropatw, a już w Brzeźcach - kontrolując dystans - podjąłem decyzję, o maksymalnym możliwym wydłużeniu trasy. Chyba się opłaciło, bo pozostałą część niebieskiego szlaku przejechaliśmy w zupełnej ciszy. Gdzieś kilka kilometrów na prawo od nas, przy cieniach opadającego powoli słońca, unosiła się motolotnia...
Niebawem dotarliśmy do azotowego skrótu, na początku którego okazało się, że Bąbel zasnął :-) Po kilku minutach minęliśmy koleżankę z pracy, a przy ostatniej leśnej prostej - o dziwo! - znajomą z Koźla! :-) Jaki ten świat mały :-) Stamtąd asfaltem dojechaliśmy do domku, fajnie podwajając dystans poprzedniego wyjazdu :-)
Kategoria Krótko, nie zawsze na temat ;-), z Bąbelkiem :-)
Dane wyjazdu:
6.41 km
0.00 km teren
00:24 h
16.02 km/h:
Maks. pr.:23.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek
Pierwszy Bąbelkowy spontan A.D. 2014 :-)
Piątek, 28 marca 2014 · dodano: 31.03.2014 | Komentarze 0
Po południu, gdy zjedliśmy już obiad stwierdziłem, że już niestety jest późno, a chodziło mi po głowie wyjście na rower z Karolem. Słońce jednak jeszcze świeciło i w zasadzie z marszu zacząłem montować przyczepkę :-) Ania w tym czasie przygotowywała Bąbla do rozpoczęcia rowerowego sezonu :-) Na dół starabaniliśmy się stosunkowo sprawnie, tak samo sprawnie i szybko poszło mocowanie przyczepki i już mogliśmy z Karolem wyjeżdżać w trasę :-) Tato co prawda trochę niepewny był, ale już na pierwszych metrach okazało się, że mały pasażer będzie raczej grzecznie podróżował :-)Słoneczko nie świeciło już zbyt intensywnie, dlatego dało się odczuć chłód powietrza. Jak na warunki przyczepkowe, szybko przedostaliśmy się do azotowego skrótu, a stamtąd odbiliśmy na ścieżkę, prowadzącą do głównej drogi. Musiałem tam mocno zwolnić, gdyż koła przyczepki poruszały się po kępach trawy. Niemniej jednak praktycznie momentalnie przejechaliśmy na początek niebieskiego szlaku, rozpoczynając jazdę na nim przy akompaniamencie szczekającego psa - wciąż i niezmiennie z tego samego gospodarstwa :-) Przed prostą zatrzymaliśmy się, aby zrobić choć jedno pamiątkowe zdjęcie :-) Tato trochę niepewnie zszedł z roweru, w lekkiej obawie, czy Bąbel nie zechce iść na ręce, ale mały podróżnik dziarsko siedział sobie w przyczepce :-)
Niebieski szlak pokonaliśmy jadąc sobie powoli z uwagi na wyboistą nawierzchnię. Nieco więcej prędkości nabraliśmy przy schronisku, ale chyba będę musiał popracować trochę nad konikami nożnymi ;-) Z drugiej zaś strony, to dopiero początek sezonu :-) Coś mi jednak mówi, że bez obecności mamy, wycieczki nie będą już tak udane, urozmaicone i długie. Zaraz za schroniskiem Bąbel zaczął przejawiać chęci do opuszczenia swojego pojazdu, ale na szczęście do domu mieliśmy już całkiem blisko. Minęliśmy kilka niskich drzew, pięknie zakwitłych na biało i wjechaliśmy w labirynt osiedlowych uliczek. Po kilku minutach nieco bardziej miejskiej jazdy, mogliśmy już pakować się na górę :-) Fajnie było :-) Oby więcej :-)
Kategoria Krótko, nie zawsze na temat ;-), z Bąbelkiem :-)
Dane wyjazdu:
9.21 km
0.00 km teren
00:40 h
13.82 km/h:
Maks. pr.:43.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek
Rekonstrukcja bitwy pod Fajsławicami A.D. 2013
Niedziela, 25 sierpnia 2013 · dodano: 01.10.2013 | Komentarze 0
Wczoraj przed południem nastąpiła zmiana planów. Po powrocie z Czartowego Pola spakowaliśmy się, zdaliśmy klucz i z lekkim żalem ruszyliśmy w trasę. Po południu byliśmy już u babci, a smakołyki jakie tam na nas czekały spowodowały, że trochę żałowałem że przyjechaliśmy tu dopiero teraz ;-) Na dziś nie mieliśmy żadnych konkretnych rowerowych planów, ale akurat organizowana była rekonstrukcja bitwy pod Fajsławicami Powstania Styczniowego, więc czemu mieliśmy nie udać się tam na rowerach? :-)Ania wsadziła mi Bąbla do przyczepki dosyć wcześnie, więc zakręciłem jeszcze kółko wokoło domu, by nie zechciało mu się odzywać ;-) Chwilę później ruszyliśmy w drogę :-) To znaczy ja ruszyłem :-) Trzy machnięcia pedałami i byłem już przy kapliczce na zakręcie :-) Żwawo dojechałem do zjazdu i już byłem przy stawach w Fajsławicach, a kilka chwil później jechaliśmy z Karolkiem w kolumnie maszyn rolniczych :-) Na miejscu trochę się pokręciłem w oczekiwaniu na resztę ekipy :-) Na miejsce rekonstrukcji dotarliśmy jadąc wykoszonym polem :-)
W drogę powrotną zebraliśmy się w trójkę nieco szybciej - huk wystrzałów zrobił swoje, zaraz ruszyłyby też hordy ludzi, a poza tym Karolek chciał iść spać. Plan był jednak taki, aby jeszcze się trochę pokręcić :-) Jako że przed wyjazdem chciałem "na lekko" wjechać sobie na wzniesienie, wybraliśmy tą wersję trasy. Na szczycie napotkaliśmy grupę motolotniarzy, którym pożyczyłem szerokich lotów :-) Zaliczyliśmy długi, łagodny zjazd, zatrzymaliśmy się na chwilę i wciąż podziwialiśmy widoki Wyżyny Lubelskiej. Mnie niestety miejsce na karcie skończyło się na polu bitwy, więc zdjęcia są autorstwa Aneczki :-) Ja zresztą i tak chciałem tu jeszcze w wrócić na spokojnie :-)
W drodze powrotnej musieliśmy poczekać chwilkę, bo startował motolotniarz. Lina która do tej pory leżała na drodze, nagle poderwała się mocno do góry i po chwili zobaczyliśmy na firmamencie czerwoną płachtę ;-) Ciekawe jakie tam są widoki :-) I tak wolę rower! :-) Na zjeździe pobiliśmy chyba z Karolkiem jego MXS w przyczepce i po sekundce byliśmy już w domku :-) Widoczki były piękne i warto było zjechać z głównej drogi... :-)
Dane wyjazdu:
21.92 km
0.00 km teren
01:32 h
14.30 km/h:
Maks. pr.:26.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek
Bąbelkowe Roztocze 2013 :-) Rowerowy dzień 3
Piątek, 23 sierpnia 2013 · dodano: 01.10.2013 | Komentarze 0
Po dwóch dniach gorszej pogody, ponownie wyruszyliśmy z rowerami :-) Niestety nie obyło się bez szkód. Dwa dni temu miałem drzewno-bagażnikową przygodę, a dziś nieopatrznie odchyliłem rowery z zawiniętym kablem... Ręce mi opadły... A gdy opadły emocje, za sprawą mojej super dzielnej Aneczki, zmieniliśmy dzisiejsze plany i wyruszyliśmy w stronę Zwierzyńca...Mechanik, którego widziałem przy Krzyśku Zawalidrodze okazał się być kompetentny, uprzejmy, miły i rzeczowy. Pogadał nawet trochę o tutejszych ciekawych miejscach, poopowiadał anegdotki związane z kolizyjnymi urlopowiczami, a przede wszystkim - zdrowo obniżył mi poziom negatywnych emocji. Towarzysząca mu dziewucha również była sympatyczna i miło nastawiona :-) Oprócz tego były też dwa pieski: mały ponoć gryzący i duuży - naprawdę duży, milusi i przepiękny! Po skończonej robocie (od ręki!) pojechaliśmy w kierunku Zalewu Rudka. Dosłownie ze sto metrów od wjazdu, czekał nas jednak postój przed szlabanem. Ja musiałem krążyć, by nasz Bąbel nie zaczął marudzić, a Aneczka jak to w jej zwyczaju, już zapoznała jakiś nowych turystów - małżeństwo z pięcioletnią córką. Gdy już dotarliśmy nad brzeg zalewu, mogliśmy rozłożyć koc i trochę się pobyczyć :-)
Aura była średnia, a nam dodatkowo zaczęły odzywać się brzuszki, więc ruszyliśmy w poszukiwaniu jadła ;-) Pozostawiliśmy Pszczołę przy autku, a Antek powędrował na prostowanie tylnego kółka. Gdy odchodziłem od miłego pana serwisanta, dwa razy obejrzałem się za rowerkiem... Jakoś tak dziwnie mi się zrobiło. Może to śmieszne, ale tak wyglądała rzeczywistość :-) Po obiadku ruszyliśmy w kierunku Florianki, by odnaleźć punkty które przegapiliśmy jadąc tamtędy po raz pierwszy :-) Znaleźliśmy punkt widokowy koników polskich, Czarny Staw, ale niestety zamknięta była droga w kierunku malowanego mostku. Jechaliśmy sobie przez piękny las Roztoczańskiego Parku Narodowego, a mnie nie przeszkadzała nawet średnia ledwie przekraczająca dwanaście kilometrów na godzinę. Naszym punktem zwrotnym była izba leśna.
Droga powrotna minęła nam szybciej. Pęd wiatru troszkę nas ostudził, ale humory mieliśmy bardzo dobre :-) Przemknęliśmy przez park i później główną drogą dotarliśmy do autka :-) Rowery spakowane, Karol nie zgubiony - można ruszać w kierunku naszego drewnianego domku :-) Po drodze wstąpiliśmy po tutejsze piwko i po pamiątki, a już w lesie na drodze do naszego wakacyjnego przystanku minęliśmy... ludzi, których poznaliśmy przed Rudką! Zatrąbiłem, zamigałem awaryjnymi... Trzeba było zawrócić :-) Pogadaliśmy kilka minut i pozytywnie nastawieni wróciliśmy do domku :-)