Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
12.65 km 0.00 km teren
00:25 h 30.36 km/h:
Maks. pr.:40.74 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

Dla odmiany Dębowa ;-)

Niedziela, 17 czerwca 2018 · dodano: 25.11.2018 | Komentarze 0

Ale nie dla odmiany rowerowej, a odmiany dyscypliny ;-) Wszak w sobotę i w niedzielę przerzuciłem się nieco na bieganie po surowińskim lesie :-) Najpewniej okaże się, że takie oto bieganie sprawdzi się jako uzupełnienie rowerowego treningu :-) Po powrocie do domku szczerze zapragnąłem jednak wyjścia na ten "mój rower"... :-)



Pomimo obolałych nóg, na rower wsiadłem zupełnie bez problemu :-) Również jazda nie sprawiała mi absolutnie żadnych problemów :-) Leciałem jak wiaterek :-) Może nie jestem jeszcze kimś w pokroju osób które na rowerze trzaskają dziesiątki tysięcy kilometrów rocznie, ale z całkowitą pewnością mogę stwierdzić, że rower jest już w moim DNA. I to chyba wręcz dosłownie! ;-) Dodatkowo w tym roku coraz śmielej poczynam też sobie na szosie. Coraz bardziej czuję, że zrastam się z rowerem i stanowimy poniekąd jedność. Tak mogę określić pewność prowadzenia i manewrowania nim.
Na obwodnicy narzuciłem sobie szybką kadencję i bardzo mi się to spodobało :-) Te dwa dni biegania sprawiły, że czułem się bardzo, ale to bardzo świeżo wydolnościowo i choć ból mięśni nóg utrudniał choćby chodzenie, to na rowerze absolutnie tego nie czułem! Dosłownie jakby odjęło mi wszelkie dolegliwości! To było na swój sposób niesamowite :-) Leciałem jak gazela :-) Ba! Przy Hula-Guli na Dębowej po raz pierwszy zaliczyłem pełną jazdę bez trzymanki! Jak rasowy szosowiec ;-) Było to dość przyjemne uczucie nie przez sam fakt jego wystąpienia, a przez wykonanie tego na szosie, gdzie jeszcze całkiem niedawno deklarowałem, że niczego takiego nie będę robił. Moja pewność siebie na Cabo rośnie w tym roku bardzo wyraźnie. I to jest chyba taki krok w przód po teoretycznie "bezowocnym" pedałowaniu. Jak w życiu. Wiele razy wykonujemy daną czynność, nie widzimy postępów, aż tu nagle po kolejnym już razie okazuje się, że nagle nasz postęp jest olbrzymi.
Wracając już do domu, będąc jeszcze na drodze dojazdowej z Dębowej, starałem się trzymać dobre tempo. Na rowerze czułem się bardzo świeży! Zmiana aktywności przez weekend przyniosła mi jak widać sporo korzyści :-) Czułem dynamikę i energię w nogach :-) Na obwodnicy również trzymałem tempo, choć już nie tak wysokie jak wcześniej - brakowało jednak wytrzymałości. W tym przypadku nie kondycji, a właśnie wytrzymałości. Jest nad czym pracować.

Relaksio... :-) Na szczęście nie mój! Ja oczywiście WOLĘ ROWER! :-)



Dane wyjazdu:
25.99 km 0.00 km teren
00:51 h 30.58 km/h:
Maks. pr.:54.42 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

Treningowo 150618 ;-)

Piątek, 15 czerwca 2018 · dodano: 25.11.2018 | Komentarze 0

Wiedząc, że dziś dzień wyjazdowy (niestety samochodowy), już wczoraj wieczorem gdzieś w myślach rozpychałem czas na wyjście na rower :-) Co tu dużo pisać - to jest ta aktywność o której wiem, że na pewno chcę to robić!



Dziś miało być minimalnie mocniej niż wczoraj i nabierać średniej zacząłem zaraz na wylocie z Kędzierzyna. Cholera! Świetnie się jechało! Niby wręcz pierwsze metry, a już serducho tak pozytywnie pobudzone...! :-) Za Bierawą zaś ściana wiatru, ale nie dałem się tak łatwo, jadąc nieznacznie poniżej dotychczasowej średniej. Między wioskami było już gorzej, a ponadto zaczął mi doskwierać ból ścięgna od wewnętrznej strony lewego uda. Szybko zorientowałem się, że to kwestia siodełka, które po ostatniej jeździe miałem podnieść nieco do góry. Zmiana techniki jazdy i pójście o duży krok do przodu w tej kwestii w tym roku spowodowały, że uprzednie - bardziej turystyczne ustawienie - przestało być dla mojej biomechaniki optymalne. Krótki postój w Biadaczowie załatwił sprawę, a ponadto odtąd byłem w stanie wrócić do szybszego kręcenia :-) Toczyła się walka o utrzymanie średniej na okrągłym poziomie :-) Na obwodnicy podkręciłem nieco tempo, ale oczywiście później trzeba było zwolnić za sprawą drogi rowerowej, skrzyżowań i tak dalej. Poza tym od pewnego czasu staram się jednak obniżać tempo na ostatnim etapie, zgodnie ze sztuką ;-) U celu zerknąłem na licznik... ;-)
_
Mega zarąbiście! :-) Kocham rower! ;-)

Pit stop ;-)


Idealnie! ;-)



Dane wyjazdu:
25.56 km 0.00 km teren
00:56 h 27.39 km/h:
Maks. pr.:50.40 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

Treningowo 140618 ;-)

Czwartek, 14 czerwca 2018 · dodano: 25.11.2018 | Komentarze 0

Moje przygotowania do czterysetki gdzieś się rozmyły w czasie. Nagle zostały tylko dwa tygodnie do pierwszego umownego terminu wyjazdu. Za nic nie zdążę jakkolwiek się przygotować. Dziś wyszedłem mimo słabego samopoczucia. Dość szybko - póki mi się chciało.



A cała ta słaba sytuacja z samopoczuciem wzięła się od tego, że mnie przewiało w nocy kilka dni temu. Jakoś mam wrażenie, że moja odporność leży... Ruszyłem bardzo powoli i w zasadzie taki miał być też ten wyjazd. Do Bierawy co prawda jednak bardzo cieszyłem się jazdą :-) W drodze powrotnej walczyłem z wiatrem, a moja - nawet całkiem fajna średnia - zaczęła dramatycznie spadać. Mimo wszystko w końcówce postanowiłem o nią trochę powalczyć i faktycznie na obwodnicy odbiłem sobie wcześniejsze prędkościowe braki :-) Przed klatką zamieniłem jeszcze kilka zdań z wciąż przyczepkowymi sąsiadami i myk na górę :-)
_
A nasza przyczepka już nad Bałtykiem...

Zjazd do Bierawy i chusteczka w ruch ;-)


Bociek na horyzoncie! Dreptał sobie dużo bliżej, ale chyba dość strasznie wyglądałem, bo odfrunął gdy tylko się zatrzymałem, by zrobić mu zdjęcie ;-)




Dane wyjazdu:
11.18 km 0.00 km teren
00:26 h 25.80 km/h:
Maks. pr.:34.82 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

Spokojniutko wieczorkiem...

Czwartek, 7 czerwca 2018 · dodano: 25.11.2018 | Komentarze 0

Zdecydowaną większość dnia spędziłem w domowych murach. Chyba zaczyna mi to doskwierać, bo już drugi dzień z rzędu wieczorami mnie nosi na wyjście. Wczoraj przeszedłem ponad pięć kilometrów, więc dziś pora na rower :-)



Od samego początku zakładałem spokojne tempo i takie też było. Na drodze rowerowej chyba nawet nie przekroczyłem dwudziestki. Lekko przyśpieszyłem w Kłodnicy. Powietrze pachniało, jakby gdzieś w oddali padał deszcz i niosło tutaj wilgoć... Pięknie. Na drodze rowerowej na obrzeżach Koźla ponownie zwolniłem i dopiero na obwodnicy miałem zamiar trochę przyśpieszyć, a może nawet mocniej depnąć. Dodatkowo zmotywował mnie jakiś rowerzysta jadący przede mną w oddali. Zbliżyłem się do niego bardzo szybko, ale ostatecznie od wyprzedzania odwiódł mnie zamiar zrobienia zdjęć na moście na Odrze :-) Do domku pomknąłem później również spokojnym tempem :-)

Góra św. Anny o zachodzie słońca :-)



Dane wyjazdu:
1.76 km 0.00 km teren
00:08 h 13.20 km/h:
Maks. pr.:27.90 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Przedszkole 060618, popołudnie

Środa, 6 czerwca 2018 · dodano: 25.11.2018 | Komentarze 0

Gdy byłem na dole okazało się, że jest tam też Aneczka. No to trzeba było wyciągać kolejny rower. I średnią szlag trafi... ;-)



Większym problemem był jednak fotelik. Normalnie nie da się jeździć z tym ustrojstwem! W drodze powrotnej, gdy miałem już Kasię za plecami, musiałem już mocno przesunąć stopy na pedałach do przodu. Było to nie tyle mało komfortowe, co bardziej niebezpieczne. Do chrzanu z tym. Wchodząc już na górę naszła mnie refleksja, iż stosunkowo niedawno w naszym kraju usankcjonowano prawnie funkcjonowanie przyczepek rowerowych dla dzieci. W mojej ocenie to fotelikom powinno się stawiać dużo większe wymagania.


Dane wyjazdu:
1.71 km 0.00 km teren
00:10 h 10.26 km/h:
Maks. pr.:33.90 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Przedszkole 060618, rano

Środa, 6 czerwca 2018 · dodano: 25.11.2018 | Komentarze 0

Porankowy standard ;-) Ciekawie zmieniło się otoczenie w jakim piszę te dwa słowa :-)



Na dole było trochę zamieszania i nawet zacząłem się zastanawiać, czy ten rower to faktycznie duży plus czasowy ;-) W końcu ruszyliśmy, ale u mnie podobnie jak za pierwszym fotelikowym razem tych ileś miesięcy temu, ponownie włączyło się anty-fotelikowe nastawienie. Oczywiście nie bez podstaw! Badziewie i tyle. Kto w tym dzieci wozi... Chyba tylko przez przymus... Do przedszkola jechało się całkiem fajnie :-) Karol jeździ jak stary wyga, a Kasia siedziała spokojnie i chyba nawet się słowem nie odezwała :-)
W drodze powrotnej Antek rozpędził się nad wyraz szybko! Chyba był bardzo spragniony jazdy, bo dosłownie wyrywał asfalt z drogi rowerowej! Był jakiś taki bardzo dynamiczny! Czy to brak masy na tyle, czy może kilometry na szosie zrobiły swoje - tego nie wiem, ale dosłownie rozpruwaliśmy powietrze :-)


Dane wyjazdu:
121.60 km 0.00 km teren
04:19 h 28.17 km/h:
Maks. pr.:43.36 km/h
Temperatura:37.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

Jak oto dowiedziałem się, że mam mordę ;-)

Czwartek, 31 maja 2018 · dodano: 25.11.2018 | Komentarze 0

Do południa pokręciłem coś przy tylnej przerzutce i po kilku testowych jazdach byłem zadowolony z jej działania :-) Nie przerzucała co prawda optymalnie (był jeszcze jakiś problem w środkowym zakresie zębatek), ale za to mogłem korzystać z całej rozpiętości przełożeń :-) Na dziś miałem zaplanowany tutejszy standard szosowy, czyli Namysłów i Kluczbork :-)



Pogoda dopisywała nawet za bardzo :-) Było gorąco i tylko wiaterek wiejący z przedniego skosu powodował, że nie czuło się żywej temperatury na skórze. Do Namysłowa przyjechałem dość szybko (a przynajmniej tak mi się wydawało ;-) ), a samo miasto jakimś dziwnym trafem ominąłem ;-) Nie wiem, jak jechałem tu poprzednim razem, że mijałem browar ;-) Nie zatrzymałem się przy tutejszej stacji, gdzie zdarzyło mi się kiedyś uzupełniać zapasy i skierowałem się do wylotu z miejscowości. Niestety po zmianie kierunku wiatr zamiast mi pomagać, przeszkadzał jeszcze bardziej. Od kilku kilometrów miałem mały kryzys i tuż przed ostatnimi zabudowaniami Namysłowa, zostałem wyprzedzony przez parę innych kolarzy. Byli dość fajnie ubrani i zdawało mi się, że mogliby jeździć w jakimś klubie. Na rondzie zwróciłem uwagę na zjeżdżającego przede mną Mercedesa klasy A, który nie użył kierunkowskazu, hamując przy tym samochód chcący włączyć się do ruchu. Po chwili - również bez kierunkowskazu - zjechał na pobocze przy budce z truskawkami. Dosłownie po sekundzie zaczął ruszać - znów bez kierunkowskazów. W tym momencie byłem już w trakcie omijania pojazdu i widząc otwarte okno kierowcy, zwróciłem mu kulturalnie uwagę na temat używania kierunkowskazów. Od razu zauważyłem też, że pojazd zwiększając prędkość, dość mocno zbliżył się do mojego tylnego koła. Jako że byłem w trakcie zjeżdżania do prawej krawędzi jezdni kontynuowałem ten manewr, ale od razu zapaliła mi się kontrolka, że coś jest nie tak... Faktycznie kierowca zrównał się z moim tylnym kołem i jechał tak, jakby chciał zmusić mnie do zjechania z drogi. Gdy już się zatrzymałem, de facto byłem na poboczu. Z prawego otwartego okna usłyszałem od jakiegoś około czterdziestoletniego miśka pytanie, czy dostałem kiedyś po mordzie :-) Nie chcąc odpuszczać wdałem się w dyskusję na temat używania "kierunków", ale ów jegomość powtarzał coś tylko o dostawaniu w mordę jak w mantrze ;-) Dopiero gdy napomknąłem o bezpieczeństwie na krótką chwilę zamilkł po czym stwierdził, że nie dostałem po owej mordzie tylko dlatego, że jest święto :-) Doprawdy piękna postawa! ;-) Pajac ruszył przede mną, a ja od razu zauważyłem, że mimo tej scysji, dwaj wspomniani kolarze nie uciekli mi jakoś za bardzo :-) Chyba nie było ze mną aż tak źle ;-) Walcząc z wiatrem pokonywałem dystans zauważając po czasie, że jeden z kolarzy zawrócił w stronę Namysłowa. Drugi z nich nie mając już nikogo kto rozbijałby ścianę wiatru, nie był już tak mocny :-) Po pewnym czasie śmignąłem go z dość dużą różnicą prędkości. Nie bardzo miał chyba ochotę do nawiązania walki mimo, że byłem dość dobrym materiałem na parę do jazdy :-) Za Domaszowicami minąłem tory kolejowe i na prostej minąłem się z bordową A-klasą. Zmierzyliśmy się z kierowcą wzrokiem, ale to spotkanie dało mi okazję do powtórnego przyjrzenia się tablicy rejestracyjnej. Po chwili zatrzymałem się i zapisałem jej numer w telefonie, aby być jej pewien. 0P0 O43O6 - unikajcie tego gościa, bo szkoda czasu na niego :-)
Mijałem kolejne kilometry, a walka z temperaturą i wiatrem, powodowała coraz to większe zmęczenie. Kilka razy przystanąłem, a na obwodnicy Kluczborka okazało się, że zużyłem ostatnie zapasy wody. Wróciłem się zatem do miasta i w lokalnym dyskoncie (czyli na stacji paliw ;-) ), uzupełniłem bidony i spożyłem bardzo dobrą maślankę cytrynową :-) O dziwo innego producenta, niż zazwyczaj ;-) Jechało się trochę lepiej, ale brakowało mi już świeżości. Temperatura i ogólne zmęczenie robiły już swoje :-) Jazdę przeplatałem to lepszymi, to gorszymi momentami. To była też dla mnie cenna obserwacja na nadchodzącą życiówkę kilometrową. Co innego machnąć kilkadziesiąt kilometrów na maksie, a co innego powyżej stówki i to w takich warunkach jak dziś. Oczywiście miałem tego świadomość również wcześniej - przecież nie jeżdżę na rowerze od wczoraj ;-) W końcu zjechałem z głównej drogi i od tej pory nieco odpuściłem - za sprawą zarówno gorszej nawierzchni, jak i wcześniejszego zamysłu. Muszę nauczyć się odpuszczać na ostatnich kilometrach, aby dać ciału chwilę na zmniejszenie obrotów. W moim wieku to już całkiem ważne ;-) Jazda momentami dalej męczyła, ale zacnie pokonywałem dystans :-) Nie miałem już daleko do mety, więc tym bardziej starałem się ponownie jak na początku wyjazdu zwracać większą uwagę nie na samą drogę, a na jej otoczenie :-)

Przed Ładzą. Pierwsze metry na szosie, pokonane bez trzymanki :-) Coraz pewniej czuje się na tym rowerze!


Tuż za rzeczką ;-) Postój na odpoczynek i spisanie numerów samochodu ;-)


Kościół św. Jacka w Wierzbicy Górnej. 


Postój za Wołczynem. Cienia jak na lekarstwo. Wody w bidonach również coraz mniej...


Kluczbork. Lokalny dyskont ;-) Będę żył ;-)


Zabytkowa wieża ciśnień w Kluczborku.


Postój w połowie drogi do Bierdzan :-)



Dane wyjazdu:
41.46 km 0.00 km teren
01:37 h 25.65 km/h:
Maks. pr.:58.47 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

Na Ankę z rozregulowaną przerzutką :-)

Środa, 30 maja 2018 · dodano: 25.11.2018 | Komentarze 0

W związku z tym, iż od kilku dni nie śmigałem na szosie, a w planach na weekend miałem kręcenie największego dystansu jak do tej pory w tym roku, postanowiłem ot tak przejechać się na Ankę. Przed wyjściem poprawiłem okładziny hamulcowe i z zamysłem obserwowania tylnej przerzutki zakładałem raczej spokojną jazdę.



Z miasta wydostałem się dość sprawnie, mimo budowy drogi do portu w Kłodnicy. Na ostatniej prostej przed Leśnicą zacząłem kręcić przy przerzutce. To tak, to siak, aż w końcu w samej Leśnicy namieszane było już tak bardzo, że postanowiłem zabrać się za to na porządnie już po południu. Słońce grzało i dzionek był bardzo ładny!

Cześć :-)



Dane wyjazdu:
78.49 km 0.00 km teren
02:41 h 29.25 km/h:
Maks. pr.:65.25 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

To nie w porządku...! Hlip, hlip... ;-)

Niedziela, 27 maja 2018 · dodano: 25.11.2018 | Komentarze 0

Czas do popołudnia spędziliśmy na terenie parku przy pałacu w Pławniowicach i tamtejszej plaży :-) Dzieciaki miały frajdę, że hej! :-) Ja starałem się być obecny ciałem jak i duchem, choć od rana było wiadomo, że będę chciał pójść też na rower ;-) Pod koniec pobytu, wymęczony już słońcem nieco zmiękłem, ale do domu wróciliśmy jeszcze przed moją cichą granicą wyjścia, więc między murami byłem chyba nie więcej jak dziesięć minut :-) Ciągnęło mnie...! :-)



Trasę na odwrót ułożyłem z lekkim uśmiechem :-) A co tam! Skoro wczoraj jechałem cały czas pod wiatr, to może dziś będzie z wiatrem? ;-) Do Góry św. Anny wiało lekko przeszkadzając, ale dało się fajnie jechać :-) Poza tym dawało to nadzieję, że za Strzelcami będę miał wiatr w plecy :-) Ileż można jeździć pod wiatr?!? ;-) Podczas zjazdu z Wysokiej wiatr nie ustawał, ale gdy zwróciłem się ku Strzelcom Opolskim zaczął wiać mi prosto w twarz! Był to zdecydowanie najgorszy etap dzisiejszej trasy, ale śmiałem się z tego sam do siebie :-) Widać nie dane mi deptanie z wiatrem ;-) Wciąż też miałem jednak nadzieję na pozytywny rozwój sytuacji za Strzelcami :-) Gdy już się tam znalazłem jasnym stało się, że... tutaj też będę miał wiatr w twarz! No nie może być! :-) Mimo tej jawnej niesprawiedliwości i tak cieszyłem się jazdą :-) Biorąc pod uwagę mój rowerowy cel na ten rok, jazda pod wiatr była dużo bardziej wskazana i tak naprawdę to cieszyłem się z tych warunków mimo, że moim zamysłem na ten wyjazd było po prostu zrobić dystans nie męcząc już za bardzo mięśni. Wiedziałem, że po trzech dniach dość szybkiej jazdy powinienem nieco zbastować tym bardziej, że czasu na regenerację nie było za wiele. Zerknąłem na licznik który na tym odcinku wskazywał średnią około dwadzieścia siedem i pół kilometra na godzinę i pomyślałem sobie, że biorąc pod uwagę przyjęte założenia na dziś, będę cieszył się z obrony cyfr przed przecinkiem. Na wylocie z Błotnicy Strzeleckiej nagle złowrogo zawiało z kierunku na który kierowałbym się za Toszkiem i zacząłem obawiać się, że po kolejnym "zakręcie" znów będę miał wiatr przeciwko sobie :-) Póki co jednak jechałem na tyle sprawnie na ile pozwalały mi zmęczone już nogi. Za Toszkiem zdałem sobie jednak sprawę, że moja średnia zaczyna rosnąć! Najpierw nieśmiało, później z większym animuszem. Postanowiłem powalczyć :-) Efektem było to, że na Starej Blachowni po raz pierwszy na liczniku pojawiło się "dwadzieścia dziewięć" :-) Samo miasto trochę odpuściłem, aby dać szansę ciału choć trochę się wyciszyć, ale efektem całej trasy i tak byłem pozytywnie zaskoczony :-) Chyba ta szosa wciąga mnie coraz to bardziej... :-) Zobaczymy jak będzie za kilka miesięcy - czy dalej mocna jazda, czy może przesiądę się na inne szlaki i rowery ;-)

Niebawem ruch będzie tu jeszcze większy. Po drugiej stronie mostu ma aktualnie miejsce inwestycja w kozielski port.



Cześć! :-)


Widoczki z trasy :-)


A ja głupi planując trasę myślałem, że on jest odwrócony w drugą stronę... ;-)



Dane wyjazdu:
86.67 km 0.00 km teren
03:03 h 28.42 km/h:
Maks. pr.:63.94 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

Szybcikiem po toszeckiej trasie :-)

Sobota, 26 maja 2018 · dodano: 25.11.2018 | Komentarze 0

W TVNie powiedzieli, że również w naszym regionie mają być dziś bardzo silne burze. Na moment trochę to ostudziło moje rowerowe plany, ale to chwilowe zawahanie było naprawdę chwilowe :-) Poza tym wiadomo, że TVN kłamie ;-) Za oknem rysowała się super pogoda! :-)



Miasto pokonałem bardzo spokojnie i przyśpieszać zacząłem dopiero na Blachowni. Na prostej przed Starą Blachownią trochę odpuściłem i ku mojemu zdziwieniu zostałem wyprzedzony przez jakiegoś "cywila" na rowerze! :-) Już w następnym ułamku sekundy dojrzałem przy tylnym kole elektryczny napęd i całe zdziwienie uleciało tak szybko, jak się pojawiło :-) Do Ujazdu trzymałem tempo, ale zaraz za wylotem stamtąd, bardzo nagle pojawił się problem z tylną przerzutką! Nie mogłem wrzucić dwóch ostatnich biegów, a linka nie przejawiała żadnego naprężenia. Co jest?!? Po kilku zabiegach ruszyłem dalej i wkrótce napęd zaczął działać tak jak dawniej, to znaczy nie optymalnie, ale w całym zakresie :-) Deptałem dalej aż tu nagle przed Niewieszami dostrzegłem małego zajączka na poboczu drogi. Wszystko działo się w ułamku sekundy. Zauważył mnie nieco później niż ja jego i na swoje nieszczęście - i ku mojemu zaskoczeniu - zaczął uciekać nie w pole, a na asfalt! W dwie setne sekundy później, miałem go już pod przednim kołem! Dosłownie! Oczami wyobraźni widziałem już jak po nim przejeżdżam tym bardziej, że w tym momencie zajączek nie uciekał, a leżał na boku przewrócony i wierzgając skokami panicznie próbował się podnieść, by uskoczyć spod koła! W ostatniej chwili docisnąłem jeszcze klamki, trochę mnie pociągnęło na gumach do przodu, ale szaraczek jakimś cudem zdążył się podnieść i omijając mnie z tyłu, wbiegł w pole tam, gdzie od samego początku powinien był się kierować! :-) Gdy ta sytuacja zaczynała się dziać miałem ponad trzydzieści na godzinę, a teraz postanowiłem zjechać na pobocze, ponieważ w zasadzie i tak już stałem :-) Uff...
Dalej było już dużo spokojniej :-) Zjechałem w kierunku Toszka i tak jak dotychczas, mierzyłem się z wiejącym znad przeciwka wiatrem. Nie był jakiś mega silny, ale momentami skutecznie utrudniał rozwinięcie skrzydeł - również na zjazdach. Niebawem zrobiłem sobie mały postój przy przepięknym polu, które cudownie pachniało. Och... Doceniałem tą chwilę bardzo...! Toszek jak zwykle przemknąłem tym bardziej, że między zabudowaniami wiatr przeszkadzał wyraźnie mniej. Niemniej jednak na trasie ponownie musiałem się z nim mierzyć. Dopiero przed Strzelcami poczułem, że wieje z mojej prawej strony. Dawało to nadzieję, że na drodze dojazdowej do Góry św. Anny nie będzie mi on już przeszkadzał, lecz tak się nie stało :-) Odbijając po kilku kilometrach dalszej jazdy w kierunku naszego lokalnego szczytu, zwolniłem nieco tempo jazdy. Podjazd pokonałem dość sprawnie, mijając na moście nad autostradą jakiś zawodników MTB. Sam szczyt zdobyłem zgodnie z wcześniejszym zamiarem, ale spędziłem tam dosłownie chwilkę, by puścić się z powrotem w kierunku Wysokiej. Zjazd do Leśnicy jest wyboisty, natomiast ten do Wysokiej w końcówce daje nieco frajdy, a poza tym następnie zmierzałem w kierunku porębskich serpentyn, gdzie byłem co prawda chwilowo hamowany przez samochody, ale sam odcinek dostarczył mi dużo radości :-) Coraz śmielej poczynam sobie na szosie :-) Dalsza droga do domu upłynęła na jeździe pod wiatr, oczekiwaniu na przejazd pociągu i nierówną walką z samochodami już w samym Kędzierzynie :-) Sam wyjazd był jednak bardzo, bardzo super! To pierwszy wyjazd w tym roku, podczas którego polewałem sobie głowę wodą z bidonu! ;-) Czadowo! ;-)

Tuż za Ujazdem. Nieplanowany postój na diagnozę tylnej przerzutki i nieplanowane zdjęcie kościoła ;-)


Zajączek gdzieś w krzakach ;-)


Cudowne pole za Słupskiem. Mimo mojego jakże słabego węchu, wyczuwam wyraźnie miodowo-kwiatowy aromat... Niech ta chwila trwa wiecznie... Albo może lepiej nie! Przecież rowerem trzeba jechać! ;-)


Nie wierzę! Krowy na wsi! ;-)


Jakże piękny mamy dziś Dzień Mamy :-)


Cześć! :-)


Warto ruszyć się z domu :-) Zawsze człowiek coś zobaczy :-) Na Górze św. Anny trafiłem na jakieś zawody MTB :-)


Czyżby przypadek? ;-)