Info
Więcej moich rowerowych statystyk.
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2019, Grudzień1 - 0
- 2019, Listopad2 - 0
- 2019, Październik4 - 0
- 2019, Wrzesień5 - 0
- 2019, Sierpień10 - 0
- 2019, Lipiec13 - 0
- 2019, Czerwiec7 - 0
- 2019, Maj1 - 0
- 2019, Kwiecień3 - 0
- 2019, Marzec1 - 0
- 2019, Luty2 - 0
- 2019, Styczeń1 - 0
- 2018, Grudzień1 - 0
- 2018, Listopad2 - 0
- 2018, Październik4 - 0
- 2018, Wrzesień11 - 0
- 2018, Sierpień10 - 0
- 2018, Lipiec16 - 0
- 2018, Czerwiec12 - 0
- 2018, Maj16 - 0
- 2018, Kwiecień13 - 0
- 2018, Marzec4 - 0
- 2018, Luty5 - 0
- 2018, Styczeń4 - 0
- 2017, Grudzień3 - 0
- 2017, Listopad1 - 0
- 2017, Październik7 - 0
- 2017, Wrzesień4 - 0
- 2017, Sierpień20 - 0
- 2017, Lipiec17 - 0
- 2017, Czerwiec24 - 0
- 2017, Maj31 - 0
- 2017, Kwiecień6 - 0
- 2017, Marzec6 - 0
- 2017, Luty2 - 0
- 2017, Styczeń2 - 0
- 2016, Grudzień5 - 0
- 2016, Listopad2 - 0
- 2016, Październik12 - 0
- 2016, Wrzesień7 - 0
- 2016, Sierpień17 - 0
- 2016, Lipiec9 - 0
- 2016, Czerwiec10 - 0
- 2016, Maj19 - 0
- 2016, Kwiecień18 - 0
- 2016, Marzec4 - 0
- 2016, Luty3 - 0
- 2016, Styczeń8 - 0
- 2015, Grudzień5 - 0
- 2015, Listopad4 - 0
- 2015, Październik6 - 0
- 2015, Wrzesień23 - 0
- 2015, Sierpień24 - 0
- 2015, Lipiec26 - 0
- 2015, Czerwiec22 - 0
- 2015, Maj26 - 0
- 2015, Kwiecień22 - 0
- 2015, Marzec25 - 0
- 2015, Luty19 - 0
- 2015, Styczeń14 - 0
- 2014, Grudzień8 - 0
- 2014, Listopad20 - 0
- 2014, Październik20 - 0
- 2014, Wrzesień5 - 0
- 2014, Sierpień6 - 0
- 2014, Lipiec6 - 0
- 2014, Czerwiec7 - 0
- 2014, Maj10 - 0
- 2014, Kwiecień7 - 0
- 2014, Marzec6 - 0
- 2014, Luty4 - 0
- 2014, Styczeń4 - 0
- 2013, Grudzień1 - 0
- 2013, Listopad2 - 0
- 2013, Październik2 - 0
- 2013, Wrzesień4 - 0
- 2013, Sierpień11 - 0
- 2013, Lipiec7 - 0
- 2013, Czerwiec8 - 0
- 2013, Maj3 - 0
- 2013, Kwiecień2 - 0
- 2013, Marzec1 - 0
- 2013, Luty1 - 0
- 2013, Styczeń2 - 0
- 2012, Grudzień2 - 0
- 2012, Listopad3 - 0
- 2012, Październik2 - 0
- 2012, Wrzesień6 - 0
- 2012, Sierpień21 - 0
- 2012, Lipiec21 - 0
- 2012, Czerwiec17 - 0
- 2012, Maj20 - 0
- 2012, Kwiecień5 - 0
- 2012, Marzec8 - 0
- 2012, Luty10 - 0
- 2012, Styczeń11 - 0
- 2011, Grudzień9 - 0
- 2011, Listopad13 - 0
- 2011, Październik4 - 0
- 2011, Wrzesień19 - 0
- 2011, Sierpień23 - 0
- 2011, Lipiec31 - 0
- 2011, Czerwiec22 - 0
- 2011, Maj27 - 0
- 2011, Kwiecień16 - 0
- 2011, Marzec14 - 0
- 2011, Luty7 - 0
- 2011, Styczeń7 - 0
- 2010, Grudzień9 - 0
- 2010, Listopad9 - 0
- 2010, Październik17 - 0
- 2010, Wrzesień24 - 0
- 2010, Sierpień22 - 0
- 2010, Lipiec4 - 0
- 2010, Czerwiec5 - 0
- 2010, Maj1 - 0
Dane wyjazdu:
10.30 km
0.00 km teren
00:27 h
22.89 km/h:
Maks. pr.:30.90 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia
Wietrzenie :-)
Sobota, 14 maja 2011 · dodano: 14.05.2011 | Komentarze 0
Z powodu wyjazdu do Wrocławia, musiałem wcześnie wstać. Było pogodnie i szykował się ładny dzień. Gdy wróciłem, nad Kędzierzynem wisiała już jednak warstwa chmur. Mimo to chciałem podtrzymać dobrą passę codziennych wyjazdów. Poza tym, to tak po prostu chciałbym wyjść na rower, aby wywiało ze mnie złą energię...Rekreacyjnym tempem udałem się na Rogi. Powoli puszczało mnie zmęczenie po wyjeździe :-) Na ostatnim skrzyżowaniu minąłem rodzinkę na rowerach. Tak w ogóle, to gdy wracałem autobusem ze stacji, widziałem liczną grupę rowerzystów z sakwami. Ciekawe gdzie mknęli :-) Od pola dopadł mnie wiatr, z którym nie bardzo chciało mi się walczyć. Zacząłem rozmyślać o drugim rowerze i o tym, jaki mógłby być :-) W sumie, to już chyba od ponad tygodnia, nie myślę o niczym innym. Na nawrocie napotkałem sąsiada Tomka z koleżanką - wymieniliśmy fajne "Siema!" i popędziłem dalej :-) Dojeżdżając znów do Rogów, zacząłem zastanawiać się, czy nie odbić do Odry, ale jednak pojechałem asfaltem. Średnia rosła, z racji stałej prędkości. Niebawem minąłem jakiegoś gościa z rolkami na nogach i kijkami. To rozumiem, a nie jakaś tam mafia... Przez dalszą drogę przeturlałem się spokojnie. Zaliczone :-) Odpocząłem :-)
Kategoria Krótko, nie zawsze na temat ;-)
Dane wyjazdu:
16.96 km
0.00 km teren
00:41 h
24.82 km/h:
Maks. pr.:36.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia
Rekreacyjny objazd
Piątek, 13 maja 2011 · dodano: 13.05.2011 | Komentarze 0
Rano padało. W sumie, to nawet cieszyłem się w duchu, bo szykował mi się weekend we Wrocku, więc aż tak mi nie będzie go szkoda. Wypogodziło się jednak, gdy tylko wszedłem do pracy. Dobra pogoda utrzymywała się przez cały dzień, więc wieczorkiem śmignąłem na krótki, rekreacyjny przejazd.Oczywiście plan był taki, aby jechać z dala od samochodów i głównych ulic. Śmignąłem więc przez działki na promenadę, aby czym prędzej wtopić się w park. Jechałem spokojnie, choć szybko i jednocześnie lekko. W Kobylicach zjechałem z głównej drogi i począłem mijać domostwa. Przy kilku z nich zostałem obszczekany, ale psy za każdym razem zostawiałem beztrosko za sobą :-) Na moment zatrzymałem się przy kapliczce, postawionej przy polnym skrzyżowaniu, a następnie dojechałem do Dębowej, zwiększając tempo po tym, jak spadło ono podczas jazdy po wyboistej drodze. Jadąc naokoło zbiornika, rozglądałem się za odpowiednim kadrem, ale ostatecznie zrezygnowałem z robienia zdjęć. Nic na siłę :-) Jechałem dalej, ptaki śpiewały, a ja zacząłem odczuwać prawe kolano. Dziwne. Na końcu traktu, zwróciłem się w kierunku przeciwnym, zgodnie z wcześniejszym założeniem i mimo niewielkiego dyskomfortu kolana, jechało mi się bardzo przyjemnie :-) Sprawnie pokonałem kolejną wyboistą drogę i śmigiem dojechałem asfaltem do głównej drogi. Musiałem tylko jeszcze przedrzeć się przez osiedle domków (uwaga na dzieci!) i byłem w parku :-) Czuć było zapach skoszonej trawy :-) Jechałem już z myślą o powrocie, mijając spacerujące i siedzące na ławkach pary. No cóż. Sezon się zaczął ;-)
Kategoria Krótko, nie zawsze na temat ;-)
Dane wyjazdu:
30.19 km
0.00 km teren
01:41 h
17.93 km/h:
Maks. pr.:44.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia
Z balastem... ;-) a nawet z dwoma ;-) :-)
Czwartek, 12 maja 2011 · dodano: 12.05.2011 | Komentarze 0
Od wczoraj byliśmy z Anią umówieni na wyjazd. Nawet ja jakoś nastawiony byłem, więc nie kwękałem za bardzo ;-) Po pracy od razu pojechałem do domu, a następnie na miejsce zbiórki :-)Jechałem sobie spokojnym i nieśpiesznym tempem - jeśli tak będziemy jechali razem, to będzie OK. Na rowerze nie czuć było panującego gorąca, mimo iż na wiacie pokazywało dziś 29,2 stopni. Pod koniec drogi rowerowej zauważyłem jadącą Anię. Znów jakoś się zgraliśmy ;-) Gdy wjechaliśmy na polną drogę, znów na naszej drodze znalazł się bażant! Po raz trzeci! Najpewniej ten sam! Jechaliśmy dalej, a po czasie nieco przyśpieszyłem, oddalając się trochę i jak na złość, akurat dziś napotkaliśmy dwa psy, wyprowadzone na spacer :-) To były chyba gorsze chwile dla jednego z nas... ;-) Z drugiej strony rzeczki, pozwoliłem sobie urwać się jeszcze bardziej, czekając na Anię na skraju lasku. W chwilę później przeprawiliśmy się po kamieniach na drugi brzeg. Jeszcze bodaj rok temu w tym miejscu normalnie płynęła woda i położonych było tylko kilka kamieni (pamiętam, jak Kośkę na rękach niosłem ;-) ), a teraz jest całkowicie zasypane. Szkoda. Pokręciliśmy się tam kilka minut i udaliśmy się w kierunku Kuźniczek.

Na moście na Kanale spotkałem swoje dwie wielbicielki, ale niestety szczegółów zdradzić zbytnio nie mogę ;-) Napiszę tylko, że równym tempem pognaliśmy z Anią przez Lenartowice, po czym skręciliśmy na Biały Ług, gdzie minęliśmy pana z psem. Siedząc na ściętych i przeznaczonych do wywozu pniach zauważyliśmy, iż ów jegomość wyszedł do lasu z psem, a wrócił z sarną ;-) Zdziwieni tym faktem, po kilkuminutowym postoju, ruszyliśmy w dalszą drogę, kierując się ku leśnemu skrótowi na Azotach.

Gdy dotarliśmy do Starego Koźla, jak zwykle odbiliśmy na szlak, na którym dziś panował jakiś wzmożony ruch :-) Pod koniec postanowiliśmy sprawdzić jeszcze jedną odnogę, która - jak się okazało - kończyła się w polu. Mimo to pewną atrakcją tamże, były kąpiące się w rzeczce trzy kaczki :-) Z czasem zauważyliśmy zbierające się granatowe chmury, więc ruszyliśmy w dalszą drogę, rozstając się jak zwykle na Gliwickiej. Swoim tempem ruszyłem w drogę powrotną do domu.
Podczas jazdy na drodze rowerowej, w głowie zaczęły zbierać mi się myśli o namiocie. Nieco się zamyśliłem, aż nagle - Piotrek! No i znowu się napatoczyliśmy na siebie! :-) Tak więc cała droga powrotna do domu, upłynęła na gadaniu, a prawdę powiedziawszy, to gadaliśmy na piotrkowej klatce aż do nocy :-)
Dane wyjazdu:
4.01 km
0.00 km teren
00:11 h
21.87 km/h:
Maks. pr.:32.00 km/h
Temperatura:16.3
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia
Wieczorny mini-cel
Środa, 11 maja 2011 · dodano: 11.05.2011 | Komentarze 0
Popołudnie spędziłem z Anią. Gadaliśmy między innymi o moich planach zakupu, tudzież złożenia drugiego roweru. Wiedziałem też, że tak czy siak pójdę choćby się przejechać :-) Do domu wszedłem wieczorem, a jadąc autobusem wpadł mi do głowy pewien pomysł na zdjęcie...Nieco skubnąłem jedzonka i ruszyłem w drogę, a przed rozpoczęciem jazdy zablokowałem amortyzator - to tak a propos moich rowerowo-wyprawowych rozważań ;-) Na zewnątrz wiał trochę chłodny wiaterek, ale dostrzegałem to tylko na początku - później już się rozgrzałem i było OK :-)
Był to szybki przejazd z postojem na skrzyżowaniu przy Policji i zrobieniem dosłownie kilku fotek. Początkowo podczas jazdy nie odczuwałem różnic w jeździe z zablokowanym amorem (wszak jechałem po naszym pięknym, polskim asfalcie ;-) ), ale już pod koniec wyjazdu tak - przede wszystkim na wybojach na Gazowej i podczas szybkiego pokonywania progu zwalniającego już na osiedlu.
Odstawiając Kosię, jak zwykle pogłaskałem ją po siodełku ;-)
Dane wyjazdu:
20.10 km
0.00 km teren
00:57 h
21.16 km/h:
Maks. pr.:44.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia
Swobodnie :-)
Wtorek, 10 maja 2011 · dodano: 10.05.2011 | Komentarze 0
Znów ładny dzień, wiosna w pełni :-) Na wiacie tym razem 27 stopni ;-) Dziś także zachciało mi się pokręcić gdzieś na spokojnie :-)Na promenadzie wypróbowałem blokadę amortyzatora na przybrzeżnych hopkach ;-) Następnie swobodnie przejechałem ścieżką rowerową, a po drugiej stronie ulicy, natknąłem się na bażanta. To chyba znowu ten sam :-) Tym razem zmykał obok drogi cichaczem :-) Po drugiej stronie rzeczki, napotkałem mafię, ale obyło się bez incydentów i mogłem śmigiem przemknąć przez lasek :-) Kolejno pokonałem Kuźniczki i znów wjechałem do lasu. W okolicach jeziorka jechałem spokojnie (ale nie wolno ;-) ) i po chwili wykonałem małą przerwę, zauważając w międzyczasie, że licznik znów świruje. Chyba po powrocie do domu w końcu zamówię jakiś...


Przed nasypem kolejowym, znów spotkałem mafię, ale tym razem dałem ostro ;-) Z nasypu zjechałem z rozbiegiem. Podoba się! :-) Do Kłodnicy jechałem już spokojniej, ale już pod wiaduktem włączył mi się sprint, krótko przed tym, jak wyprzedziłem rowerzystę. Ale odpał! Przez zabudowania znów jechałem spokojniej aż do Gazowej, gdzie obejrzałem się za siebie i widząc samochód, raptownie przyśpieszyłem, przy okazji wyprzedzając kolejnego rowerzystę, niczym struś pędziwiatr ;-) (MXS) Na szybszym pulsie, dotarłem do domu :-)
_
I nie potrzeba pięćdziesięciu kilometrów ;-)
Kategoria Krótko, nie zawsze na temat ;-)
Dane wyjazdu:
5.43 km
0.00 km teren
00:14 h
23.27 km/h:
Maks. pr.:30.40 km/h
Temperatura:14.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia
Lekko bez cisnienia ;-)
Poniedziałek, 9 maja 2011 · dodano: 09.05.2011 | Komentarze 0
Kolejny ładny i bardzo ciepły dzień. Do domu dotarłem wieczorkiem i od razu udałem się z Benkiem na spacer. Powietrze było rześkie... Oj, chyba rower mnie dziś i tak nie ominie :-) Po powrocie zerknąłem na forum rowerowe, bo przymierzam się do zakupu drugiego roweru - stricte pod wyprawy. Z domu wyszedłem po dwudziestej drugiej.Krótki, aczkolwiek bardzo udany wyjazd :-) Jechałem zgodnie z wcześniejszym założeniem, czyli nieśpiesznie, nie patrząc na licznik (tylko trochę zerkałem ;-) ). Nocka bezwietrzna, a sama jazda bardzo lekka i przyjemna :-) Muszę przyznać, że jestem zadowolony :-) Bez presji, bez średniej ;-) Czysta rekreacja :-)
Dane wyjazdu:
70.48 km
0.00 km teren
02:57 h
23.89 km/h:
Maks. pr.:48.80 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia
Wracam do żywych :-)
Niedziela, 8 maja 2011 · dodano: 08.05.2011 | Komentarze 0
Rano wychodząc z Benkiem zauważyłem, że chodniki są mokre, a niebo pokrywa warstwa szarych chmur. Od razu jednak pomyślałem sobie, że wyjdę dziś po południu na godzinę, lub dwie. Odczuwałem jeszcze skutki wczorajszego wyjazdu. Już jednak po godzinie zrobił się ładny dzień. Postanowiłem więc wyjść wcześniej z zamiarem przejechania jakiś 50 km. Trasa? Jak najbardziej zielono :-)Na naszej pożal się drodze rowerowej, dopadł mnie przeciwny wiatr. Minąłem dwóch rowerzystów jadących sobie lekko jak motylki. Czy tylko ja zawsze muszę mieć wiatr w twarz? :-) Na polnej drodze na Żabieniec, przestraszony bażant poderwał się z przydrożnych krzaków i uciekł w popłochu dobre kilkadziesiąt metrów w głąb pola. Heh... :-) Ja wystraszyłem jego, a on mnie :-) Kolejny napotkany zwierzak był już spokojniejszy - był to martwy wąż, leżący na drodze do kłodnickiego lasu. Zatrzymałem się na chwilę, aby na niego popatrzeć i za moment usłyszałem szelest - tym razem sprawcą zamieszania, była przebiegająca jaszczurka :-)



Szybko dostałem się na Kuźniczki i - jak to już mam w zwyczaju - obrałem drogę ku tamtejszemu jeziorku. Czmychnąłem tamtędy szybko, wyjeżdżając na główną i kierując się w stronę Cisowej. Gdy przejeżdżałem przez most na kanale, uderzyła mnie ilość przebywającego tam ptactwa.


Do Azot jechałem sprintem. Lecz się tym, czym się zatrułeś - zdaje się, że ta recepta wszelkiej maści pijaków ma zastosowanie i tutaj ;-) Z racji zmiany nawierzchni, minimalnie zwolniłem w lesie. Wykonałem też dwa postoje, podczas których zrobiłem kilka fotek.



Na rudzkich traktach także nie ściągałem buta z pedałów :-) Na tym odcinku towarzyszyły mi bzykające świerszcze i śpiewające ptaki :-) Tutaj, to chyba zawsze jest pięknie :-) Na drogę do dziergowickiego jeziora wpadłem tak rozpędzony, że o mały włos nie potrąciłem cytrynka ;-) Tak :-) Wracam do życia! :-)



Po jakimś czasie minąłem Bierawę, a do mostu w Cisku dojeżdżałem czterdziestką :-) Zostałem jednak wyprzedzony przez jakiś samochód ;-) za którym puściłem się po przejechaniu przez most (MXS). Na polnym skrócie w Cisku wykonałem krotki postój z batonem w ręku (tak, tak, uczymy się na błędach ;-) ), a następnie dojechałem do Landzmierza, gdzie przy drodze napotkałem, siedzącego na wyprostowanych łapach psa. Grzeczny piesek, czy niegrzeczny piesek? Popatrzył jedynie na moją stopę, gdy go mijałem. Grzeczny piesek ;-) Czekał mnie teraz trochę nielubiany przeze mnie odcinek, ale jednak musiałem go pokonać. O dziwo jechało mi się na nim bardzo lekko i przemierzyłem go praktycznie niezauważalnie :-) Na Dębowej spotkałem black dog'a (że niby na jezdnię wybiegł ;-) - ot taki, czarny, wiejski kundelek, a następnie ładnie jadąc parkiem, dojechałem do domu :-)
Kategoria Wypady, nie w(y)padki ;-)
Dane wyjazdu:
137.50 km
0.00 km teren
05:46 h
23.84 km/h:
Maks. pr.:39.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia
W (nie powiem co ;-) )
Sobota, 7 maja 2011 · dodano: 07.05.2011 | Komentarze 0
Benek zrobił mi dziś pobudkę :-) Był już na dworze z Łukaszem, ale widać i ze mną przejść się chciał ;-) Słońce zaczynało lekko przypiekać...Niebo było czyste, ale za to wiał silny wiatr. Dawał mi się we znaki do tego stopnia, że na obwodnicy kilka razy przemknęło mi przez myśl, aby nie pchać się dziś w tak długi wyjazd i wrócić do domu. Kolejne ciosy spadały na mnie na drodze do Sławięcic. Jej fatalna nawierzchnia doprowadziła do tego, że nawet raz zakląłem bardzo głośno. Gdy w końcu dotarłem do Niezdrowic, mogłem cieszyć się widokami i ciszą, jaką zapewniał tutejszy piękny las. Zwróciłem też uwagę na to, iż do tej pory jechałem bez żadnego przystanku. Postanowiłem więc, że pokonam cały dystans do Pławniowic bez żadnego stopu i choć na miejscu dopadł mnie mały kryzys, to i tak byłem z siebie zadowolony :-)
Nie chciałem spędzać za dużo czasu nad jeziorem i potraktowałem je tylko i wyłącznie w charakterze mety pierwszego etapu dzisiejszego wyjazdu. Po krótkiej chwili ruszyłem więc przed siebie, znów walcząc nieco z wiatrem. W Niewieszach napotkałem bociana, który poderwał się do lotu, akurat wtedy, gdy przejeżdżałem pod gniazdem. To był bardzo fajny widok :-) Po chwili zatrzymałem się na przystanku, aby nieco odsapnąć. Swojego rodzaju ciszę, urozmaicili mi motocykliści, jadący w dużej grupie chyba na jakiś zlot. Robiło się naprawdę ciepło. Począłem się zbierać i wtedy nadjechał jeszcze jeden motocyklista, prowadząc naprawdę pięknie odrestaurowany, stary kremowo-beżowy motocykl, wyróżniającym się z ogółu motorów jakie widziałem w życiu na tyle, że zapadł mi w pamięć.
Droga po której teraz jechałem, to była istna tragedia. Równie dobrze asfaltu mogłoby nie być. Jeden z motywów wyglądał tak: samochody omijające szerokim slalomem wyboje i wykopy w drodze, a obok znak informujący o obszarze zabudowanym miejscowości Toszek, z odręcznym dopiskiem "Uwaga droga rozje***a". W ogóle panował tam istny rozpizdziel (tak niestety trzeba to nazwać). Na pierwszej prostej minęły mnie trzy straże pożarne, jadące pewnie na dogaszanie zgliszczy, które były widoczne w pewnej odległości od drogi, następnie przede mnie dosłownie wrył się jakiś debil w Peugeot'cie Partner'ze, kurząc na mnie z owych wybojów (na szczęście rowerem byłem w stanie jechać szybciej, więc niezwłocznie go wyprzedziłem), a jeszcze później przy jeziorze stała kolejna straż i ruch odbywał się wahadłowo. Gdy już zjechałem z głównej i myślałem, że jakoś odetchnę, moim oczom ukazał się pies, którego o dziwo się jakoś wystraszyłem. Na szczęście schował się w rowie.


W końcu mogłem odetchnąć i zacząć cieszyć się jazdą. Niebawem dotarłem do ładnej miejscowości o nazwie Świble, gdzie... dostałem owadem w ucho! Uderzenie było na tyle silne, że wyraźnie odczułem ból. Wyjeżdżając z zabudowań, wjechałem na polną, średnio wyboistą drogę. Zrobiło się też trochę chłodno. Po jakimś czasie minąłem trzy młodociane rowerzystki i zauważyłem, że wjeżdżam na szlak. Tutaj! Jakoś nie chciało mi się wierzyć :-)


W końcu jechałem nieco lepszym odcinkiem drogi. Było spokojniej, ciszej, a pośród zieleni śpiewały ptaki. Minąłem leśne bagienko, z lewej strony stykające się z drogą, a z prawej bardzo ładnie porośnięte. Obydwa zbiorniki były połączone cieniutką nitką, biegnącą w poprzek drogi.


Przez Zawadzkie przemknąłem sobie spokojnie, ale już zaczynałem odczuwać lekkiego dołka w żołądku. Nie za bardzo było się gdzie zatrzymać na jakieś zakupy (a i mnie nie bardzo się chciało), więc postanowiłem jechać dalej, z zamiarem zatrzymania się w jednej z następnych wiosek. Niestety zapomniałem o tym, że w sobotę na wioskach sklepy są raczej otwarte krótko i niestety - czarny scenariusz się ziścił. Wszystkie sklepy po drodze były pozamykane! Mnie dopadł kryzys taki, że ledwie toczyłem się po równej drodze 15-20 km/h. Było źle. Jeszcze nigdy na rowerze nie miałem takiego kryzysu. W końcu doturlałem się do Dobrodzienia. Czekolada, dwa batony... Lepiej... Dostałem zastrzyk energii.


Ruszyłem dalej, ale już do końca wyjazdu nie odzyskałem optymalnej sprawności. W jednej z wiosek, przez które przejeżdżałem, pozdrowił mnie jakiś chłopak, siedzący w BMW z serii wiejskiego tuningu. +10 do respektu ;-) Później przejechałem coś wcześniej przejechanego, ale nie wiem co to było ;-) Jednolitym tempem jechałem aż do Kosic, które od razu skojarzyły mi się ze słowackimi Koszycami, co poniekąd wprawiło mnie w dobry nastrój :-) Zacząłem cisnąć.
To był decydujący moment wyjazdu. Od tego jak przejadę ten odcinek do Opola zależało to, czy zdążę na wybrany przez siebie pociąg, czy też będę musiał spędzić dwie godziny na oczekiwaniu na kolejny. Opcja "michałowa" też była średnio prawdopodobna, bo mój telefon był na wyczerpaniu. Przy Jeziorze Turawskim, minąłem jakiś pomnik przyrody, wyhamowując nawet aby wrócić do niego z aparatem, ale od razu przypomniało mi się o ograniczającym mnie czasie. Po ilości samochodów doszedłem do wniosku, że nad akwenem spędza czas duża liczba ludzi. Znów zacząłem cisnąć, z czasem coraz to lepiej oceniając swoje szanse na powodzenie. Na stację wpadłem na 10 minut przed odjazdem pociągu, poniekąd zadowolony z tego, że pomimo takiego kryzysu i niepełnej formy, udało mi się pokonać przecież niemały dystans trzydziestu kilometrów na ładnym sprincie.
Gdy wszedłem do pociągu wiedziałem, że mój organizm jest zmęczony, ale świadomość tego gdzie i po co się znajduję, trzymała mnie w pionie. Co prawda o tym, że "jakoś lekko mam na plecach" zorientowałem się dopiero, gdy wszedłem na rower, będąc na stacji w Kędzierzynie już poza peronem, ale chyba mimo wszystko nie był to efekt zmęczenia, tylko ogólnego roztargnienia :-) Po plecak wróciłem sprintem :-) Dobrze, że pociąg kończył bieg i nikt już do niego nie wsiadał. Co prawda konduktorzy chcieli ode mnie łapówkę za ponowne wejście do pociągu, ale łatwo się nie dałem ;-)
Kategoria Wypady, nie w(y)padki ;-)
Dane wyjazdu:
15.72 km
0.00 km teren
00:35 h
26.95 km/h:
Maks. pr.:43.00 km/h
Temperatura:17.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia
Objeżdżanie zaległości ;-)
Piątek, 6 maja 2011 · dodano: 06.05.2011 | Komentarze 0
W końcu nastał cieplejszy dzień! :-) Na wiacie PKS AŻ 19 stopni :-) Chwile pokręciłem się po domu, zadając sobie pytanie, gdzie by tu pojechać ;-) Początkowo patrzyłem na południe, ale doszedłem do wniosku, że chyba nie mam dziś ochoty na dłuższy wyjazd. Ostatecznie postanowiłem sprawdzić drogę na Żabieńcu i zahaczyć o Rogi wczorajszą trasą.Na Gazowej napotkałem pierwszą przeszkodę - TIR w poprzek drogi, ruszający po rozładunku jakiegoś sypkiego towaru na tutejszą budowę. Chcąc go ominąć, wjechałem na parking dwóch dyskontów, ale dwaj weekendowi (zakupowi) kierowcy, skutecznie uniemożliwili mi szybkie przemknięcie i ostatecznie wyjechałem na drogę już za TIR'em. Trzymałem się go aż do świateł, a gdy się zatrzymał, stanąłem przed nim, spotykając przy okazji znajomego. Ruszyłem dosyć dynamicznie i już po sekundzie byłem już na Wyspie. Aż do zjazdu na polną drogę, jechałem sobie spokojnie pod 30 km/h. Gdy na nią wjechałem, momentalnie poczułem się lepiej :-) Auta już nie śmigały obok mnie i choć co prawda tempo spadło, to było naprawdę fajnie :-) Z mijanych drzew, dochodził do mnie świergot ptaków. Kolejne - stojące samotnie w polu - natchnęło mnie, aby kiedyś przyjechać tu z aparatem. Nieopodal z iglastego lasku, czuć było zapach igieł :-) Przystanąłem i położyłem rower, wgłębiając się na kilkanaście metrów pomiędzy drzewa. Obejrzałem się przez ramię na Kosię. Jest piękna! :-)
Ruszając, czułem się trochę jakbym był gdzieś w lesie nad morzem. Niebawem dotarłem do Żabieńca i skierowałem się ku Kłodnicy. Pozytywnie pobudzony, cieszyłem się jazdą :-) Gdy dotarłem do Koźla, wjechałem na promenadę, a następnie na skrzyżowaniu z Gazową, pokonałem zakręt z prędkością 40 km/h :-) Rogi przejechałem jadąc wczorajszą trasą, rozmyślając jak to fajnie jest jeździć na rowerze. Uświadomiłem sobie, że naprawdę wręcz to uwielbiam :-) Nawet odcinek drogi, zbudowany ze starych płytek chodnikowych, cieszył mnie na swój sposób :-)
Za domkami dostrzegłem kobietę na rowerze. Fajnie! Będzie kogo wyprzedzać! :-) Niestety nie dane mi było tego uczynić, gdyż jakiś owad wpadł mi do oka tak, że aż musiałem się zatrzymać. Przez kilkaset metrów jechałem z łzawiącym okiem, ale później było już OK :-) Lekko mrugając, dotarłem do domu :-)
Kategoria Krótko, nie zawsze na temat ;-)
Dane wyjazdu:
5.62 km
0.00 km teren
00:14 h
24.09 km/h:
Maks. pr.:34.40 km/h
Temperatura:9.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia
Zimne Rogi ;-)
Czwartek, 5 maja 2011 · dodano: 05.05.2011 | Komentarze 0
Początkowo nie planowałem wyjścia na rower, ale z biegiem czasu ta chęć rosła. Nie było sensu siedzieć w domu dla samego siedzenia. Postanowiłem wyjść ot tak - po prostu się przejechać i dotlenić.Po przejechaniu pierwszych kilkunastu metrów, wróciłem po kurtkę, bo wiatr ciągnął przez bluzę. Ledwie wszedłem, odezwał się telefon - to znajoma z Anglii dzwoniła, ale niestety nie mogłem z nią rozmawiać, bo zostawiłem rower na klatce, a w raz z nim licznik i nawigację. A szkoda...
Fajnym tempem skierowałem się na Rogi. Ptaki śpiewały, a aura była jak wczesnojesienna. Było chłodno. Za wiaduktem zauważyłem, że navi padła. Nie miałem baterii na wymianę, ale to nic. Dobrze choć tyle, że nie jechałem gdzieś dalej, choć z drugiej strony, na dziś zaplanowałem inną wersję trasy, ale zapewne powtórzę ją, skoro wyszło jak wyszło ;-)
Radośnie pedałując przemknąłem przez Rogi :-) Jadąc już za zabudowaniami, zerkałem na krwisto czerwone, zachodzące słońce. W kilka chwil później, będąc na osiedlu domków poczułem, że jest jeszcze zimniej. Mimo wszystko fajnie było się tak dotlenić :-)
Kategoria Krótko, nie zawsze na temat ;-)


