Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
18.10 km 0.00 km teren
00:40 h 27.15 km/h:
Maks. pr.:38.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Policja - wizyta druga

Piątek, 10 września 2010 · dodano: 10.09.2010 | Komentarze 0

Obowiązek wzywał, więc trzeba było wychodzić. Szybko zebrałem swoje szpargały (także nawigację: uznałem, że na potrzeby niniejszych zapisków będę zawsze zabierał ją ze sobą) i wyruszyłem w nocny przejazd.



Wyjechałem coś około 20:30 - było już całkowicie ciemno. Niedługo potem pomyślałem sobie, że to w sumie normalne nie jest, aby sprawy urzędowe były załatwiane o takiej porze. Gdy wjechałem na obwodnicę pierwsze o czym pomyślałem, to żeby kupić porządną lampkę do roweru - na wiosnę w pierwszej kolejności. Teraz i tak już niestety za dużo jeździł nie będę, a gdy zrobi się ciepło z dziką chęcią wybiorę się gdzieś nocą :-) (tak nawiasem, to kolejne o czym właśnie pomyślałem, to namiot na weekend ;-) )
Do komendy dotarłem o godzinie 20:55 i okazało się, że policjant z którym miałem rozmawiać jeszcze nie dotarł. Musiałem więc poczekać 15 minut i choć gdy wychodziłem z domu wydawało mi się, że wszystko wziąłem, to na miejscu okazało się, że nie mam telefonu komórkowego. Przydałby mi się - SMS'y ukróciły by oczekiwanie :-)
Z komendy wyszedłem o 21:45 i w drogę powrotną do domu udałem się inną trasą, aby nieco urozmaicić wyjazd, oraz dobrać lepiej oświetloną drogę. Momentami wiatr nieco smagał mnie po plecach i przez myśl przeszło mi, że rano mogę odczuwać nieco skutki jego działania, ale sądzę że jednak powinno być OK :-)
Weekend zapowiada się ciepły i słoneczny. Co prawda zostaję sam w domu z psiakowymi obowiązkami, ale nie odpuszczę tak łatwo, o nie! :-)

Dane wyjazdu:
24.50 km 0.00 km teren
00:58 h 25.34 km/h:
Maks. pr.:39.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Policja - pierwsze odwiedziny

Piątek, 10 września 2010 · dodano: 10.09.2010 | Komentarze 0

Geneza wyjazdu ma miejsce przed półtora miesiącem, kiedy to zostałem potrącony na rowerze przez pewną babcię na większyckim rondzie. To znaczy tak myślę, że o to chodzi - jestem wezwany w charakterze świadka w sprawie kolizji drogowej, więc raczej nic innego nie wchodzi w grę.
Pierwsze wezwanie miałem w terminie wyprawy nad Balaton, więc oczywistym trzeba było wyznaczyć inny termin :-) Miałem zgłosić się dziś o godzinie 10 i specjalnie wyrywałem się z pracy, aby to uczynić (dojście do przystanku, autobus, strata czasu), ale na miejscu okazało się, że policjant który prowadzi sprawę zaczyna pracę o 14... Ech błędna biurokracja... Pogoda jednak jest odpowiednia, więc od razu pojawiła się myśl, aby przyjechać po pracy na rowerze :-)



Na komendzie miałem zjawić się o 18, więc wyjechałem pół godziny wcześniej. Oczywiście po kilkunastu metrach musiałem się wracać, gdyż zapomniałem zapięcia... Ech ta skleroza... :-) W sumie, to prócz wyprawy nad Balaton nigdzie zapięć nie zabierałem (przynajmniej sobie tego nie przypominam), ale - na policję, to jednak różni ludzie przychodzą, więc lepiej dmuchać na zimne :-)
Droga przebiegła bez żadnych ekscesów ;-) Zaczęło się dopiero na miejscu, gdyż policjant który prowadzi tą sprawę wyjechał do zdarzenia i nikt inny nie mógł mnie przesłuchać - co zasugerowałem - ponieważ żaden z przebywających tam funkcjonariuszy nie wiedział w jakiej sprawie miałem się zgłosić. No cóż... Do wyboru miałem dwie opcje: albo przyjechać za godzinę, albo o 20:30. Wybrałem oczywiście pierwszą opcję z zamiarem pokręcenia się po okolicy. Gdy rozpinałem rower i już w zasadzie miałem ułożoną trasę (czerwony szlak, którym jechałem na początku czerwca) z komendy wyszedł dyżurujący policjant i spytał, czy godzina 21 będzie mi odpowiadała. Spotkanie było więc umówione.
Chwilę potem gnałem w stronę Azotów. Po drodze zatrzymałem się w miejscu, gdzie pod koniec czerwca zaliczyłem najgorszy upadek w całej mojej rowerowej karierze. Byłem dosyć mocno poobijany - po raz pierwszy po upadku na rowerze pojechałem do szpitala na oględziny.
Dalej droga wiodła przez Brzeźce ku niebieskiemu szlakowi. Wyjechałem przed Rondem Milenijnym i skierowałem się już ku domowi jadąc oczywiście ulicą Dunikowskiego. Będę unikał drogi rowerowej ile tylko będzie się dało.
Kolejny wypad odfajkowywuję jako udany :-) W sumie, to nawet cieszę się także na ten drugi nocny wyjazd :-) Przecież niedawno chciałem pojeździć późnym wieczorkiem :-)
Póki co jest godzina 20:25, więc zbieram się ponownie na komendę... :-) Mam nadzieję, że i tym razem nie odjadę z kwitkiem :-)

Dane wyjazdu:
9.99 km 0.00 km teren
00:32 h 18.73 km/h:
Maks. pr.:41.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Przebieżka po deszczu :-)

Czwartek, 9 września 2010 · dodano: 09.09.2010 | Komentarze 0

Dziś przyszedł zapowiadany na wczoraj deszcz. W sumie, to ja tych od pogody za dużo nie słucham, ale wstęp jakoś trzeba zacząć :-) Gdzieś około godziny 15 przestało padać, więc w głowie pojawiła się myśl o rowerku, choć cały dzień byłem jakiś senny... Niemniej jednak na popołudniowym spacerze z psiakiem zauważyłem, że chmury co nieco ustępują miejsca niebu. Asfalt był mokry, ale kałuż nie było zbyt wiele. Decyzja zapadła momentalnie :-)



Plan był taki jak wczoraj - dotlenić się, a nie zgrzać :-) Tym razem wziąłem ze sobą rękawiczki - jednak jazda jest całkiem inna :-) No i człowiek inaczej wygląda od razu :-))
Spokojne pokonywanie kilometrów przerwała awaria nawigacji - nagle przestała pokazywać ślad na ekranie, choć jak się później okazało był on stale zapisywany. Wolałem jednak zapisać aktualny stan i stąd ostatnie dwa kilometry są na mapie takie krzywe, gdyż nawigacja nie zapisywała już punktów, a ja poprawiłem to w edytorze :-)
Wieczorkiem chciałem jeszcze wyskoczyć na chwilę, ale z tą lampką, którą mam obecnie (Kelly's KSL-903), to niestety ale po ciemku sobie nie pojeżdżę, a dróg asfaltowych tym razem chciałem uniknąć. Zresztą dziś czwartek, więc jutro praca czeka...

Dane wyjazdu:
40.30 km 0.00 km teren
02:08 h 18.89 km/h:
Maks. pr.:41.30 km/h
Temperatura:16.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Raszowa, czyli jak stać się patronem policzkowych zakwasów ;-)

Środa, 8 września 2010 · dodano: 08.09.2010 | Komentarze 0

Pod koniec dnia pracy spojrzałem za okno - pogoda zdawała się zachęcać do wyjścia na rower. Co prawda po godzinie 16 słońce praktycznie całkowicie schowało się za chmurami, ale zapał pozostał :-) Wystarczyło jedynie dograć wyjazd z koleżanką i można było ruszać w drogę :-)

TRASA: Koźle, Piastowska -> Xawerego Dunikowskiego -> droga rowerowa -> Armii Krajowej -> Cisowa -> Łąki Kozielskie -> Raszowa -> Koźle, Kłodnica -> Pogorzelec -> Koźle, Piastowska
Fragment trasy nie uwzględniony na poniższej mapie z powodu wyłączonej funkcji waypoint w nawigacji (tak tak, wiem że można edytować... :-) ).


Miejsce zbiorki znajdowało się na rondzie na Kuźniczkach. Umówieni byliśmy na godzinę 18, więc wyjechałem 25 minut wcześniej, aby dojechać tam bez problemów. Po kilku minutach oczekiwania dwuosobowa ekipa była już w komplecie, więc mogliśmy ruszać :-) Po pokonaniu kilku kilometrów niespodziewanie natknęliśmy się na kolegę z pracy. Można podziwiać jego zamiłowanie do sportu. A tak w ogóle, to człowiek na poziomie. Zdążyłem tylko krzyknąć na powitanie i popędziliśmy dalej. Taa... popędziliśmy... Nie na darmo wpis w kategorii "Z balastem..." ;-))
Droga przebiegała spokojnie, choć jak zwykle gadatliwie i bardzo wesoło :-)
Przy jeziorku w Raszowej (czy to może staw? ;-) ) trochę pogadaliśmym i ruszyliśmy dalej. Wjeżdżając na główną drogę zauważyliśmy, że w końcu - bodajże po roku - wyremontowano ten odcinek, natomiast gdy skierowaliśmy się ku PKP mieliśmy przyjemność doświadczyć jazdy po bardzo równym asfalcie, który chyba był jakby trochę z górki - albo nam się tak zdawało ;-) Gdy dojechaliśmy do drogi Januszkowice -> Kłodnica było już ciemno.
Na skrzyżowaniu w Kłodnicy rozstaliśmy się już, ale tylko na chwilę, gdyż wprowadzałem w życie swój szatański plan, aby tym razem towarzyszki podróży nie eskortować do domu :-) Szybko jednak wróciłem z drogi prowadzącej do Koźla :-) Aż taki straszny, to ja chyba nie jestem... ;-) Czekały mnie więc jeszcze odwiedziny na Pogorzelcu.
Wracając do domu stwierdziłem, że szkoda mi roweru aby jechać drogą rowerową (o zgrozo!) i postanowiłem dostać się do Koźla ulicą Dunikowskiego. De facto na czas remontu mostu na Odrze prosty i szeroki pas asfaltu między Kłodnicą, a Koźlem jest praktycznie pozbawiony ruchu samochodowego, więc jechało się przyjemnie :-) Miałem nawet zająca przed sobą, ale dopadłem go dopiero na kładce na moście :-) Dalej pomknąłem promenadą do domciu :-)
Wypad był dobrą okazją do przetestowania waypointów w nawigacji. Użyteczne na blogu :-)
Dni już przypominają bardzo o nadchodzącej jesieni, ale mam nadzieję, że sezon się jeszcze nie zakończył :-) Mamy juz pewne plany na niedziele - w pewnym stopniu nawiązujące do wyprawy do Rybnika, ale napisać nie mogę, bo to niespodzianka :-)) Chcielibyśmy jeszcze przed odstawieniem rowerków odwiedzić Rudy i tamtejszy leśny szlak edukacyjny.
Muszę rozejrzeć się za ubrankami na późną jesień... Wszak już w pełni sezonu zastanawiałem się co ja będę robił gdy on minie. Trzeba go przedłużyć maksymalnie o ile się tylko będzie dało :-)




Dane wyjazdu:
8.19 km 0.00 km teren
00:23 h 21.37 km/h:
Maks. pr.:36.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Złapać ostatnie letnie promyki...

Wtorek, 7 września 2010 · dodano: 07.09.2010 | Komentarze 0

Ostatimi czasy pogoda nie bardzo dopisuje. Temperatura jest nie za wysoka, niebo cały czas zachmurzone, czasem pada... Dziś jednak trafił się ładny dzień.

TRASA: Kożle, Piastowska -> Artylerzystów -> Saperska -> Słowiańska -> Majora Henryka Sucharskiego -> Główna -> Jana Kochanowskiego -> Saperska -> Artylerzystów -> Synów Pułku -> Bolesława Chrobrego -> Gustawa Morcinka -> Archimedesa -> Stolarska -> Piastowska



Na rower wsiadłem z zamiarem przejechania kilku kilometrów w tempie spacerowym - ot takie dotlenienie organizmu :-) Oczywiście to była tylko teoria, bo na asfaltowych odcinkach nieco przyśpieszałem :-) Skierowałem się w stronę Rogów, przed przejazdem kolejowym natykając się na patrol policji. Wjeżdżając tam musiałem zwolnić ze względu na nawierzchnię, którą stanowiły stare sześciokątne płytki chodnikowe. Na asfalt wróciłem po około 1 kilometrze. Niebawem ponownie napotkałem ten sam patrol policji. Wjeżdżając z powrotem do Koźla postanowiłem podjechać jeszcze pod stadion. W drodze powrotnej na jednej z ostatnich prostych drogę przeciął mi rowerzysta. Wtargnął na drogę tak, że musiałem hamować prawie do zera. Ciekawe jak by zareagował, gdyby zamiast mnie jechał jakiś samochód... Trzy minutki później byłem już w domciu :-) Plan wykonany :-) Mam nadzieję, że pogoda nieco się poprawi i takich dni jak dziś będzie więcej. Chciałbym jeszcze trochę pojeździć w tym sezonie. W sumie to zacząłem zastanawiać się co by tu wykombinować, aby komfortowo móc jeździć zimą...

Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Balaton, PODSUMOWANIE

Wtorek, 24 sierpnia 2010 · dodano: 06.09.2010 | Komentarze 0

Z całą pewnością i stanowczością trzeba przyznać, że to był udany wyjazd :-) Mnogość miejsc, widoki, ludzie... A ludzi spotykałem tylko pozytywnych :-) Każdego dnia czekało nowe wyzwanie... :-) Już teraz myślę gdzie wybrać się w przyszłym roku :-) Tym razem będzie to jednak mniejszy obszar, a sama jazda bardziej krajoznawcza. Śmiało można powiedzieć, że połknąłem bakcyla i chciałbym tak spędzać każdy swój urlop.
Rowerek także dał rady :-) Pewnego dnia chyba wstawię go do gabloty... :-)

Trochę statystyki :-)
Czas wyprawy: 11 dni (14-24 sierpnia)
Trasa: Ołomuniec (CZ) -> Bratysława (SK) -> Balaton (H) -> Budapeszt (H) -> Ostrava (CZ)
Dystans: 1331,68 km
Najniższa dzienna prędkość średnia: 16,4 km/h
Najwyższa dzienna prędkość średnia: 22,2 km/h
Prędkość maksymalna: 64,5 km/h
Kategoria WYPRAWY


Dane wyjazdu:
121.50 km 0.00 km teren
05:29 h 22.16 km/h:
Maks. pr.:47.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Balaton, dzień 11

Wtorek, 24 sierpnia 2010 · dodano: 06.09.2010 | Komentarze 0

godzina 22:20

O godzinie 18:40 zawitałem do domku. Nieco zmęczony (tak prawdę powiedziawszy, to zmęczenie wychodzi od około godziny), ale szczęśliwy. Kąpiel, kuchnia... jest dobrze :-) Jutro w planach zgranie zdjęć, filmów, sprawdzenie dokładnej trasy wraz z noclegami. Niestety rano deszcz jedynie na moment ustał – spędziłem na Mosnovskim przystanku ponad 2 godziny. O 11:30 podjąłem decyzję, że o 12 ruszam – albo się wypogodzi, albo i też nie. Niestety deszcz nie przestał padać. Ruszyłem w drogę, a po około kilometrze założyłem jedynie bluzę. Po raz pierwszy podczas tej wyprawy jechałem w deszczu (kropelek na Węgrzech nie liczę ;-) ), ale czułem się komfortowo. Nie przemokłem, a jechałem też dosyć szybko – prawie taki wczorajszy sprint :-) Tuż przed Ostravą przestało padać. Dotarcie do centrum skomplikowała oczywiście nawigacja, ale sama jazda po mieście była przyjemna :-) Przed godziną 14 ruszyłem w kierunku Polski. Już nie mogłem doczekać się momentu, gdy przekroczę granicę, co w pewnym stopniu wytworzyło presję. Następnym punktem był Racibórz, gdzie zaplanowałem mały postój. Dotarłem tam kilka minut przed godziną 16, po czym zatrzymałem się na posiłek. Do domu starałem się dotrzeć utrzymując dobre tempo i średnią – takie małe zwieńczenie przejazdu :-)

PODSUMOWANIE:
DST: 121,5 km AVS: 22,2 km/h TM: 5:29 MXS: 47,6 km/h





Kategoria WYPRAWY


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Balaton, dzień 11

Wtorek, 24 sierpnia 2010 · dodano: 06.09.2010 | Komentarze 0

godzina 9:00

Wczorajszy plan udał się w 100% :-) Śmiało można powiedzieć, że więcej było zjazdów niż podjazdów :-) Dzień był słoneczny (nie było gorąco jak wczoraj) i dobrze się jechało. Na jednym ze zjazdów zaliczyłem największą prędkość maksymalną tej wyprawy i było to naprawdę ekscytujące przeżycie :-) Prędkość i opór powietrza uczyniły ten zjazd niezapomnianym :-)
Tuż przed granicą z Czechami (za miejscowością Horne Srnie) zatrzymałem się, aby wydać ostatnie euro i zrobić zapasy przede wszystkim wody na czeski fragment trasy. Kupilem jej 4 butelki: uzupełniłem kubłak, oraz obydwa bidony i zostały mi jeszcze dwie pełne. Do tego dochodził litr mleka. Ponownie - jak na początku wyprawy - byłem nieźle załadowany, choć oczywiście daleko mi jeszcze było do rekordu :-) Spędziłem tam ponad godzinę jedząc na schodach sklepu lody – w sumie uzbierało się ich 6 :-) Było to dla mnie ukoronowanie słowackiego przejazdu, choć pojawiła się także myśl o stracie czasu. Szybko została przegoniona rożkiem :-)
Od miejscowości Vsetin, gdzie dotarłem około godziny 18 i zrobiłem pół godzinną przerwę zacząłem cisnąć, aby jak najszybciej dotrzeć do Valasske Mezirici. To był prawdziwy sprint. Chciałem zrobić jak najwięcej kilometrów tego dnia. W okolicach Valasske Mezirici zacząłem rozglądać się za noclegiem i pewnie gdybym nie był wybredny, to obeszłoby się bez problemów, ale ja zacząłem zmierzać dalej. Dodatkowo nawigacja wytyczyła mi prostą drogę przez miasto, ale był na niej taki podjazd, że gdy ruszałem, to przednie koło aż się unosiło. Przed Novým Jičínem dopadł mnie zmierzch i deszcz. Kilkukrotnie zatrzymywałem się sądząc, że znalazłem odpowiednie miejsce na nocleg, ale zawsze znalazł się jakiś czynnik, który ostatecznie je eliminował. Niestety po ciemku zaliczyłem także niezłą dziurę w jezdni. Szlag poszedł aż po felgach, co trochę mnie zdenerwowało. Obrałem kierunek na Ostravę jadąc drogą ekspresową i przy jednym ze zjazdów znalazłem odpowiednie miejsce. Spać poszedłem dosyć późno, bo po godzinie 23, natomiast pobudka (przez ruch samochodowy) była już przed godziną 6. O 7:20 ruszyłem w kierunku Ostravy bocznymi drogami. Praktycznie już po kilku kilometrach zostałem zaczepiony przez jakiegoś zakręconego Czecha. Ucięliśmy bardzo krótką pogawędkę wraz z instrukcją jak mam jechać i ruszyłem dalej. W miejscowości Mosnov zatrzymałem się na posiłek, a w międzyczasie trochę zaczął kropić deszcz. Zbliża się 9:20 i deszcz ustaje. Pora ruszać – jeszcze jeden przystanek i to będzie koniec wyprawy. Mam nadzieję, że pogoda się poprawi, bo aura nie jest zachęcająca – po raz pierwszy jadę z oświetleniem w dzień.

Kategoria WYPRAWY


Dane wyjazdu:
158.35 km 0.00 km teren
07:32 h 21.02 km/h:
Maks. pr.:64.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Balaton, dzień 10

Poniedziałek, 23 sierpnia 2010 · dodano: 06.09.2010 | Komentarze 0

cd.

godzina 10:05

Aktualnie znajduje się w miejscowości Dolne Nastice – około 50 km przed czeską granicą. W sklepie o wdzięcznej nazwie CBA pani ekspedientka wypytywała skąd i dokąd jadę. Pojawiło się także pytanie o to czy się nie boję... Eee tam :-)
Przede mną kilka dosyć dużych podjazdów. Przed przekroczeniem granicy będę musiał także zaopatrzyć się na jutrzejszy dzień – nie mam koron i nie ma sensu zamieniać waluty, gdy można pozbyć się resztek euro. Plan na dziś, to jak najgłębiej wjechać do Czech. Z uwagi na podjazdy może to być dosyć trudne zadanie, ale... nie widzę powodu dla którego miałbym nie dać rady :-) Jest 10:25 – zbieram się i wyruszam.

PODSUMOWANIE:
DST: 158,35 km AVS: 21 km/h TM: 7:32 MXS: 64,5 km/h





Kategoria WYPRAWY


Dane wyjazdu:
153.40 km 0.00 km teren
07:28 h 20.54 km/h:
Maks. pr.:48.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Balaton, dzień 10

Poniedziałek, 23 sierpnia 2010 · dodano: 06.09.2010 | Komentarze 0

godzina 10:05

Niestety wczoraj nie udało mi się dotrzeć na Słowację. Nocowałem nad Dunajem przed miejscowością Visegrad. Tego dnia miałem już dosyć jazdy. Fizycznie czułem się dobrze, ale chyba godziny spędzone na rowerze mentalnie dały znać o sobie. Czułem potrzebę wykonania dłuższego postoju. Jazdę zakończyłem po godzinie 19, natomiast przed 20 byłem już gotowy do spania. Niemniej jednak fale Dunaju spowodowały, że posiedziałem dłuższą chwilę przy kolacji :-) Spróbowałem także węgierskiego piwka, co miało być nagrodą za zdobycie Balatonu :-) Wcześniej nie miałem na to czasu. W nocy po przebudzeniu usłyszałem głośno bawiących się ludzi nieopodal, lecz nic a nic nie zmartwiłem się tym.
W podróż na Słowację udałem się z samego rana. Przyjemnym było przejechanie rano przez uśpiony Visegrad. Dunaj jest piękny :-) Wrażenie zrobiła na mnie także Bazylika w miejscowości Esztergom.





Po przekroczeniu granicy zrobiłem zakupy w miejscowości Štúrovo, a także zrobiłem postój przy pomniku Jana III Sobieskiego.
Szykował się jednak bardzo upalny dzień i tak też było. To był zdecydowanie najgorętszy dzień całej wyprawy. Niemniej jednak jechałem po prostym terenie (mijając podwójnie oznakowane miejscowości SK/H), więc było OK.




Tego dnia pokonałem jeszcze co najmniej kilkukilometrowy podjazd i przed miejscowością Bosany poszedłem spać. Noc była przepiękna: pełnia księżyca, jasne niebo i gwiazdy. Coś na ukoronowanie słowackiego przejazdu. Tego dnia zasłużyłem na taką noc :-) Wcześniej w Klatovej Novej Vsi podczas sprawdzania mapy zostałem zaczepiony przez starszą panią, która o dziwo znała Katowice, gdyż jeździ tam na giełdę. Może mogłem zapytać o nocleg na jej posesji? Udzieliła mi wskazówki, którą drogą jechać i poleciła uważać na siebie :-)

PODSUMOWANIE:
DST: 153,4 km AVS: 20,6 km/h TM: 7:28 MXS: 48,8 km/h
Kategoria WYPRAWY