Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
91.00 km 0.00 km teren
05:23 h 16.90 km/h:
Maks. pr.:58.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Balaton, dzień 8

Sobota, 21 sierpnia 2010 · dodano: 06.09.2010 | Komentarze 0

godzina 14:55

Od wczoraj dosyć dużo się wydarzyło. Praktycznie po kilku kilometrach poszła mi linka z przednich przerzutek i byłem zmuszony jechać cały czas na środkowej, gdyż akurat tego dnia na Węgrzech było święto, wiec sklepy były pozamykane. Byłem więc zmuszony do jazdy nie w pełni sprawnym rowerem. Nieco mnie to irytowało, bo droga była w sam raz, aby nieco przycisnąć. Po około 30 kilometrach naprawiłem to używając żyłki wędkarskiej, oraz kółeczka z opakowania kleju, wzmacniając to później zipem. To służyło mi aż do dzisiejszego ranka. Wykonywałem naprawę na zapleczu jakiegoś (tego dnia zamkniętego) zajazdu i po jakimś czasie podjechały tam dwa samochody, wyładowane głośną młodzieżą i taką też muzyką. To był pierwszy (i jak na razie jedyny – nie licząc kilku aut) niepewny moment tej wyprawy. Nawiązując do motoryzacji, to warty odnotowania jest fakt polskiego akcentu na Węgrzech. Widziałem Polonezy, Maluchy, ale Żuk w miejscowości Székesfehérvár zmusił mnie do postoju i użycia aparatu :-) Nieopodal miałem także okazję zjeść lody rodzimej firmy "Koral" mrożonych w firmowej zamrażarce :-)
Spać poszedłem dosyć późno, bo po godzinie 21 – rozbijałem namiot, gdy było już ciemno. Niestety na campingu w miejscowości Velence zażyczyli sobie aż 2400 forintów za nocleg, więc grzecznie im podziękowałem. Znalezienie odpowiedniego miejsca zajęło mi trochę czasu, wiec rozbijając się przy jakimś polu uznałem, że boczne sakwy zostawię przy rowerze. Niestety zapomniałem o tym, że odpiąłem haczyk przy jednej z nich i gdy ruszałem rano guma wplątała się między ramę, a tarczę. Nóż i było po sprawie :-) Przedniej przerzutki, która po nocy nieco się poluzowała nie dało się jednak dociągnąć, więc zrobiłem zakupy, zjadłem i z zamiarem znalezienia jakiegoś sklepu rowerowego zmierzałem w kierunku Budapesztu. Udało się to w miejscowości Erd. Jakież było moje zdziwienie, gdy po zdobyciu jednego z wielu pagórków pierwszym co zobaczyłem był napis „Kellys. Power ON” :-) Po doświadczeniu z kempingiem nieco obawiałem się zakupu i montażu linki, ale całość wyniosła mnie jedynie 440 forintów. Pan ochoczo także mi ją założył. Mocny uścisk dłoni i kierunek Budapeszt :-)



Widać, że to miasto pełne zabytków... więc także i turystów :-) Jest jednak nieco zaniedbane. Na małym skwerku przy Dunaju pod drzewami spała biedota. Niemniej jednak widać, że tętni ono życiem. Za chwilę kierunek północ – zaliczając jeszcze kilka miejsc – po drodze jeszcze dwie miejscowości i będę na Słowacji :-) Kierując się już ku drodze wylotowej jechałem chodnikiem i przestraszyłem pewną dziewczynę, która swój strach wyraziła posługując się językiem polskim. Byłem zbyt zaskoczony, aby zareagować :-) Przy wyjeździe popełniłem błąd: zakodowałem sobie, że nie muszę ponownie przekraczać Dunaju i straciłem trochę czasu na walce z nawigacją, która upierała się, że tak właśnie mam zrobić :-)

PODSUMOWANIE:
DST: 91 km AVS: 16,9 km/h TM: 5:23 MXS: 58,6 km/h









Kategoria WYPRAWY


Dane wyjazdu:
137.50 km 0.00 km teren
07:24 h 18.58 km/h:
Maks. pr.:43.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Balaton, dzień 7

Piątek, 20 sierpnia 2010 · dodano: 06.09.2010 | Komentarze 0

godzina 9:35

Jestem właśnie po śniadanku przy brzegu Balatonu :-) Powoli zaczynają schodzić się turyści. Za chwilę aparat: kilka fotek i wyruszam w drogę. Chciałbym dziś dojechać na przedmieścia Budapesztu tak, aby jutro rano rozpocząć jego zwiedzanie. Noc na kempingu minęła spokojnie, aczkolwiek wstałem niewyspany i zbierałem się do wyjazdu dosyć długo. Strasznie dużo tam było Polaków :-) Wzdłuż Balatonu zamierzam jechać spokojniej, zatrzymując się i robiąc zdjęcia, natomiast później trzeba będzie jednak nieco przycisnąć. Trochę czuję kolana, ale abym tylko wyjechał na równe i będzie dobrze :-) Robi się tłoczno – czas zmykać :-) No i ważny dopisek: śniadanko ze wstającym na górach po przeciwległym brzegu słońcem było bardzo fajnym przeżyciem :-)

PODSUMOWANIE:
DST: 137,5 km AVS: 18,6 km/h TM: 7:24 MXS: 43,3 km/h




Kategoria WYPRAWY


Dane wyjazdu:
165.26 km 0.00 km teren
08:23 h 19.71 km/h:
Maks. pr.:44.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Balaton, dzień 6

Czwartek, 19 sierpnia 2010 · dodano: 06.09.2010 | Komentarze 0

godzina 23:40

Dziś dzień w którym zrobiłem najwięcej kilometrów nie tylko podczas wyprawy, ale także podczas całego tegorocznego sezonu. Ten dzień dał mi się trochę we znaki. Prócz głupiejącej nawigacji, o której już pisałem musiałem zmagać się z już powoli niewygodnym siodełkiem. Ten problem pojawił się piątego dnia wyprawy. Mam nadzieję, że jutro będzie lepiej. Także plecak – mimo, że lekki – nie nadaje się na długie wyprawy i jest wożony na bagażniku. Tak jedzie się o niebo lepiej.
W sumie, to nie wiem jak dotarłem nad Balaton :-) Kilka kilometrów przed miejscowością Sümeg napotkałem trójkę rowerzystów (2 chłopaków plus dziewczyna), którzy odcisnęli piętno na mojej ambicji wyprzedzając mnie z dwóch stron. Na dłuższym dystansie nie mieli jednak ze mną szans :-) W Sümegu ich zgubiłem, a także najprawdopodobniej zgubiłem drogę, kierując się w stronę miejscowości Tapolca, mimo że wcześniej postanowiłem bezpośrednio kierować się na Keszthely. Traf chciał, że prawdopodobnie wyszło mi to na dobre, gdyż ominąłem bardzo wysokie pasmo gór. Dojazd nad sam Balaton strasznie mi się dłużył. Dotarłem tu około godziny 16. Podobnie też dosyć opornie szedł dojazd do miejscowości Keszthely, którą już wcześniej postanowiłem zdobyć. Na miejscu zrobiłem małe zakupy, a przy okazji miałem okazję zauważyć białego Vipera. Nie wiem na co ludzie kasę wydają. Za te pieniądze można mieć coś dużo bardziej ekstra. Po jakimś czasie udałem się dalej z zamysłem spędzenia tejże nocy bardziej po ludzku, czyli na polu namiotowym. Dotarcie tamże znów nie było pozbawione przygód: moja skleroza, nie pozwalała mi zapamiętać nazw miejscowości przez które mam przejeżdżać, a ponadto większość z nich zaczynała się od przedrostka "Balaton", co jeszcze bardziej utrudniało rozeznanie w terenie :-) Jadąc drogą trąbiono na mnie, gdy obok wiodła droga rowerowa. Gdy już w końcu obrałem odpowiedni kierunek zostałem zatrzymany przez policję, która na migi poinformowała mnie, że nie mogę jechać drogą, tylko muszę wrócić na drogę rowerową biegnącą wzdłuż brzegu Balatonu. Widać, że bardzo tu zwracają na to uwagę. Po sprawdzeniu świateł i dokumentów udałem się w dalszą drogę. Robiło się już dosyć późno, więc nieco się śpieszyłem. Jadąc wytyczonym szlakiem miałem okazję zaobserwować życie tubylców. Wszechobecne kramy, mały tłok (ale nie za duży) i ogromna ilość domków... Niektórzy, to maja klawo... Około 20:30 dotarłem do kempingu, którego nie było na mojej mapie (albo znów zawodzi mój zmysł orientacji ;-) ). Pokręciłem się chwilę w poszukiwaniu właściciela, oraz dogodnego miejsca i rozpocząłem się rozkładać. Obok trwa zabawa w najlepsze. Ja tymczasem idę spać, gdyż jutro czekają mnie przedmieścia Budapesztu. Niestety coś katarek mnie bierze...

PODSUMOWANIE:
DST: 165,26 km AVS: 19,7 km/h TM: 8:23 MXS: 44 km/h




Kategoria WYPRAWY


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Balaton, dzień 6

Czwartek, 19 sierpnia 2010 · dodano: 06.09.2010 | Komentarze 0

godzina 13:35

Do Papy dojechałem bez większych problemów, choć już musiałem korygować głupiejącą nawigację. Na wylocie stamtąd zostałem obtrąbiony przez kierowcę starej Skody Favorit, a pasażer coś do mnie krzyknął. Co? Za co i dlaczego? :-) Ustawiłem nawigację według mapy, ale niestety to, co na mapie było proste w rzeczywistości takie nie było przez co straciłem nieco czasu na węgierskiej prowincji. Niemniej jednak przez miejscowość Kup dotarłem do miejscowości Devecser i jestem już bardzo blisko celu, co ogromnie mnie cieszy :-) Zaraz na początku znajduje się dosyć duży park, gdzie się posiliłem. Dosyć dziwne jest to, że żywej duszy w nim nie ma. Za moment zbieram manatki i wyruszam dalej. Jestem już nieco znużony jazdą, ale perspektywa dotarcia do celu podróży dodaje mi nieco sił. Jutro zapewne dzień (lub pół ;-) ) odpoczynku, a w sobotę Budapeszt.


Kategoria WYPRAWY


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Balaton, dzień 6

Czwartek, 19 sierpnia 2010 · dodano: 06.09.2010 | Komentarze 0

godzina 8:40

Jestem w miejscowości Szany (drewniana tablica powitalna tylko w języku niemieckim). Pogoda jest niepewna: już kropiło, za chwilę widać niebo, a i tak wydaje się, że będę uciekał przed deszczem.
Przed Bratysławą nawigacja zaczęła świrować, kierując mnie na jakąś drugorzędną drogę przez jakiś szczyt, mimo że cały czas jechałem drogą prowadzącą prosto do stolicy Słowacji. Dopiero na jej przedmieściach mogłem posłużyć się tym narzędziem bez obawy, że wyprowadzi mnie w pole. Bratysława nie zachwyciła mnie z początku – ot zwykłe duże miasto – lecz później, gdy trafiłem na starówkę zmieniłem o niej zdanie. Zajmuje ona bardzo dużą powierzchnię i jest klimatyczna :-) Byłem także świadkiem wizyty jakiegoś urzędnika unijnego. Teraz ciekaw jestem co ujrzę w Budapeszcie. Miasto stołeczne opuściłem jadąc drogą rowerową prowadzącą wzdłuż Dunaju.
Po przekroczeniu granicy zacząłem odczuwać skutki przejechanych kilometrów. W miejscowości Rajka spędziłem na przystanku chyba z godzinę na odpoczynek. Kierując się ku miejscowości Csorna minąłem porównywalną liczbę polskich kierowców ciężarówek, co węgierskich, a na pewno było ich więcej niż czeskich, czy słowackich. Korzystając z ruchu wahadłowego, spowodowanego remontem jakiegoś małego mostu zagadałem do jednego z kierowców :-) Za chwilę miałem okazję porozmawiać także z polskimi turystami wracającymi z Chorwacji – byli zaskoczeni moją obecnością :-) W Csornej zatrzymałem się na zakupy w Lidlu, gdzie smacznego po niemiecku pożyczył mi ochroniarz, gdy spożywałem brzoskwinię przed sklepem :-) Na nocleg zatrzymałem się około 10 km przed Szanami. To było najlepsze miejsce w jakim przyszło mi nocować podczas tej wyprawy. No i namiot wysechł sam, mimo że w nocy padało! :-) Coś mi mówi, że dziś znów będę gonił słońce – przed momentem przeszła szara chmura z której spadło nieco deszczu. Cały czas mam nadzieję, że nad Balatonem będzie słonecznie, a woda będzie cieplutka :-) Za chwilę rozkładam mapę, biorę nawigację i obieram azymut na końcowy cel podróży – mam nadzieję zbliżyć się dziś do jego brzegu :-)

Kategoria WYPRAWY


Dane wyjazdu:
135.51 km 0.00 km teren
07:26 h 18.23 km/h:
Maks. pr.:51.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Balaton, dzień 5

Środa, 18 sierpnia 2010 · dodano: 06.09.2010 | Komentarze 0

Noc spędziłem przed miejscowością Lab – tuż przy drodze za małym zagajnikiem. Po raz kolejny rozbijałem się po ciemku. Pierwotny plan był taki, aby znaleźć miejsce przed miejscowością Malacky, ale niestety nie trafiło się takowe. Musiałem się nieźle czaić, aby mnie nikt nie wypatrzył. Muszę w końcu wysuszyć namiot i śpiwór. Pogoda na dziś zapowiada się w sam raz do jazdy. Nie to co wczoraj, gdy spędziłem niecałe 3 godziny (do 16:45; jak i przedwczoraj 1,5 h) w Petrovej Wsi, gdyż padał deszcz. Swoje zrobiło także to, że wjeżdżając do Hodonina miałem – nie wiedzieć czemu – wyłączoną nawigację i niestety kierując się znakami pomyliłem drogi. Nie dość, że nadłożyłem ze 20-30 km, to jeszcze na darmo pokonałem 2 podjazdy – jeden bardzo długi, a drugi na polnej drodze tak stromy, że 2 razy musiałem prowadzić rower. Później okazało się, że przy zjeździe na drodze jest bardzo dużo błota - chyba mógłbym tam ugrząźć.
Rozbiłem się na śniadanko przy jeziorku obok miejscowości Lozorno. Niemalże od razu zostałem zaczepiony przez jakiegoś starszego pana, który spytał, czy tu spałem. Po udzieleniu negatywnej odpowiedzi zawiązała się rozmowa: pan skierował mnie na lepszą drogę do Bratysławy i choć miałem zamiar jechać już obraną trasą, to po krótkim namyśle zdecyduję się jednak wrócić – zbyt dużo czasu już straciłem.



Plan na dziś, to zobaczyć Bratysławę i nadrobić jak najwięcej kilometrów. No i oczywiście kupić mapę Węgier ;-)
I jak zwykle moja skleroza daje znać o sobie :-) Wspomnę jeszcze, że w miejscowości Šaštín-Stráže pozbyłem się balastu w postaci 4 paczek makaronu (na cholerę ja go brałem i tachałem przez pół Europy? :-) ) oddając go napotkanemu Cyganowi. Traf chciał, że po ich otrzymaniu zaczął wołać mojego imiennika :-)
Trochę obawiam się też powrotu. Prawe kolano przypomina o sobie od wczoraj, a na Słowacji góry będą dużo wyższe niż te, które już pokonałem. Mam nadzieję, że woda z Balatonu doda mi nieco otuchy ;-) No i trzeba będzie jeszcze radykalniej zmniejszyć obciążenie. Wyruszam – jest 8:40.

PODSUMOWANIE:
DST: 135,51 km AVS: 18,2 km/h TM: 7:26 MXS: 51,6 km/h










Kategoria WYPRAWY


Dane wyjazdu:
125.44 km 0.00 km teren
06:48 h 18.45 km/h:
Maks. pr.:55.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Balaton, dzień 4

Wtorek, 17 sierpnia 2010 · dodano: 06.09.2010 | Komentarze 0

godzina 8:20

Wczoraj nie było czasu na pisanie. Rozbijałem się w pośpiechu przed Kyjovem. Jak tylko zacząłem rozkładać namiot, pojawił się jeleń :-) Słyszałem go także w nocy. O ile poprzedzającą noc spędziłem w towarzystwie ślimaków, to ta była z biedronkami.
Wczorajsza sprawa z bankomatem była jednak bardziej skomplikowana, niż mi się wydawało. Sądziłem, że ktoś z obsługi banku po prostu wyciągnie kartę i po pewnych formalnościach zostanie mi ona zwrócona. Liczyłem się także z koniecznością zablokowania karty i wyjazd bez niej w dalszą drogę, ale to był czarny scenariusz. W banku trafiłem na bardzo rzeczową i pomocną osobę. Dowiedziałem się, że bank nie posiada kodów do tego bankomatu i trzeba wzywać serwis. No cóż... bywa i tak :-) W międzyczasie chciałem wymienić walutę, ale okazało się, że nie mogę. Pani wskazała mi miejsce gdzie znajdę kantor, a nawet zaproponowała, że pójdzie ze mną. Podziękowałem i udałem się po korony. Miałem nieco czasu do przyjazdu serwisu, gdyż ten miał zjawić się o godzinie 12. Zrobiłem więc zakupy (woda! :-) ) i objechałem miasto. O 12:30 przyjechało dwóch osiłków i po krótkich formalnościach odzyskałem swoją kartę :-) Wielkie dzięki dla bardzo pomocnej Pani Adeli :-)
Czechy, to piękny kraj, choć mam już trochę dosyć podjazdów. Niemniej jednak nie najgorzej utrzymane drogi, mały ruch, a także ukształtowanie terenu czynią z niego bardzo dobre miejsce do jazdy na rowerze. Plus oczywiście widoki... :-)
Właśnie organizuję sobie śniadanko przed miejscowością Hodonin – tuż przy granicy ze Słowacją. Pora więc schować mapę Czech :-) Jeszcze tylko wymiana waluty, oraz uzupełnienie wody i można przekraczać granicę. Plan na dziś: maksymalnie zbliżyć się do Bratysławy. No i wysuszyć namiot i śpiwór...

PODSUMOWANIE:
DST: 125,44 km AVS: 18,5 km TM: 6:48 MXS: 55,5 km/h


Kategoria WYPRAWY


Dane wyjazdu:
83.20 km 0.00 km teren
05:05 h 16.37 km/h:
Maks. pr.:49.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Balaton, dzień 3

Poniedziałek, 16 sierpnia 2010 · dodano: 06.09.2010 | Komentarze 0

godzina 8:20

Nic nie wspomniałem wczoraj o pięknych czeskich billboardach z piwem jakie spotkałem przed Ołomuńcem :-) Średniowieczni wojownicy niosący otwieracz zamiast tarana, czy „W każdym z nas jest wojak” ze zdjęciem strażaka i bywalca pubu :-)
Dziś wyjazd o godzinie 7 rano. Nie wyjeżdżałem sam – jeden ślimak zabrał się na sakwie. Odjeżdżałem stamtąd z westchnieniem – wszak to miejsce dało mi jednak schronienie. Aktualnie jestem w miejscowości Prostejov. Korzystając ze wskazówek mieszkańców znalazłem bank. W sumie, to liczyłem się z oczekiwaniem na otwarcie, ale nie spodziewałem się, że bankomat zeżre mi kartę... Nie przeczytałem dużego czerwonego napisu po angielsku, że obsługa tylko kont w Kč... no i nie zauważyłem dwóch pozostałych bankomatów w tym samym pomieszczeniu! Trzeba to będzie jakoś odkręcić :-) Właśnie tłumaczyłem jednej pani, dlaczego jej bankomat nie działa... :-) Póki co siedzę na bankowych schodach i żuję gumę – pomaga nieco na pragnienie. Mam nadzieję szybko zrobić zapasy wody... W planach na dziś, to maksymalnie zbliżyć się do granicy ze Słowacją.

PODSUMOWANIE:
DST: 83,2 km AVS: 16,4 km/h TM: 5:05 MXS: 49,6 km/h



Kategoria WYPRAWY


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Balaton, dzień 3

Poniedziałek, 16 sierpnia 2010 · dodano: 06.09.2010 | Komentarze 0

godzina 5:15

Nie śpię już od kilku, kilkunastu minut. Całą noc coś skrobało przy mojej głowie w przedsionku. Są 2 możliwości: albo to ślimak drapał się za uchem, albo trawa rośnie. Zaraz wstaję na poszukiwanie waluty i wody. A propos ślimaków, to oblazły cały namiot...
Kategoria WYPRAWY


Dane wyjazdu:
68.80 km 0.00 km teren
03:38 h 18.94 km/h:
Maks. pr.:61.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Balaton, dzień 2

Niedziela, 15 sierpnia 2010 · dodano: 06.09.2010 | Komentarze 0

godzina 21:25

Zebrałem się o 15:20 – cosik długo. I niestety od razu podjazdy... Niemniej jednak jakoś dałem radę. Czesi, to bardzo rowerowy naród – i podchodzą do tego profesjonalnie. Kolarze także bardzo często pozdrawiają unosząc rękę. To miłe. Przed drogą prowadzącą już bezpośrednio do Ołomuńca zaliczyłem pierwszy bardzo długi zjazd. Jechałem bez okularów - wiatr wyciskał łzy z moich oczu :-) Piękna sprawa :-)
Niestety przez cały dzień trapiła mnie myśl o braku wody. Do Ołomuńca dotarłem z resztkami (wyjeżdżając miałem 1,5 l w bukłaku, oraz ze 2 łyki w bidonie), a teraz nie mam już nic. Będąc w mieście zauważyłem bankomat (że też wcześniej na to nie wpadłem!). Podchodzę, wybieram operacje – najmniejsza możliwa kwota, to 500 Kč. Niestety wychodzi tylko świstek, że operacja nie może być zrealizowana, gdyż brak jest środków na koncie. Dziwne, bo przed wyjazdem celowo zleciłem przelew 1000 PLN dla ewentualnego zabezpieczenia wyprawy w razie co... Jutro jadę do jakiegoś banku wymienić walutę. Na rano mam HITy i jedno jabłko.
Po nieco dłuższych poszukiwaniach trafiłem na polankę wśród pól przed miejscowością Verovany. Gleba miękka, ale za to komary wygłodniałe i ślimaki obłażą cały namiot. Ponadto dopiero gdy dojechałem na miejsce okazało się, że mam rozbijać się przy małym pomniku ku czci poległych żołnierzy uczestniczących w bitwie przed stu pięćdziesięcioma laty. No cóż... Zbyt dużego wyboru już nie mam - jest już ciemno.
Dziś zaraz po wyjeździe podjąłem decyzję, że rezygnuję z Brna i Wiednia. Jutro pobudka z samego rana (co by żaden rolnik widłami nie obudził ;-) ) i kierunek Bratysława :-)

PODSUMOWANIE:
DST: 68,83 km; AVS: 19 km/h; TM: 3:38 MXS: 61 km/h




Kategoria WYPRAWY