Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
4.39 km 0.00 km teren
00:18 h 14.63 km/h:
Maks. pr.:26.40 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Praca 210617

Środa, 21 czerwca 2017 · dodano: 23.12.2017 | Komentarze 0

Po wczorajszych festynowych atrakcjach w przedszkolu i nadganianiu z pracą wieczorem, miałem o poranku utrudnione zadanie ;-) Poza tym porankowy standard ;-)



Dojazd do przedszkola standardowy lecz z poprawianiem garderoby przez Karola i jego kaskaderskim zjazdem z chodnika :-) Wyraźnie chłodniej niż wczoraj.
W drodze powrotnej kręciłem pod wiatr, ale mimo tego jechało się baardzo przyjemnie! :-) Ciepły wiaterek, słoneczko... Mmm... Coraz bardziej dokucza mi ciągłe siedzenie w czterech ścianach... Trzeba to zmienić.


Dane wyjazdu:
4.34 km 0.00 km teren
00:21 h 12.40 km/h:
Maks. pr.:29.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Praca 200617

Wtorek, 20 czerwca 2017 · dodano: 23.12.2017 | Komentarze 0

Porankowy standard z lekkim śpiochem :-)



Standardowo do przedszkola, a później niespiesznie do pracy. Jakoś mi się w tamtą stronę kręcić nie chciało...
W drodze powrotnej jechałem dość szybko. Miałem już dość siedzenia w czterech ścianach! Pogoda była super!


Dane wyjazdu:
4.38 km 0.00 km teren
00:23 h 11.43 km/h:
Maks. pr.:28.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Praca 190617

Poniedziałek, 19 czerwca 2017 · dodano: 23.12.2017 | Komentarze 0

Porankowy standard :-)



Standardowy dojazd ze spadającymi okularami z nosa Karola :-) Po południu fajne śmiganie w słonecznym ciepełku :-)


Dane wyjazdu:
268.56 km 0.00 km teren
10:39 h 25.22 km/h:
Maks. pr.:62.01 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

Pożegnanie z MRDP

Czwartek, 15 czerwca 2017 · dodano: 23.12.2017 | Komentarze 0

W nocy nie mogłem zasnąć. Budziłem się jeszcze przed pierwszą, a wstawać miałem przed piątą rano. Finalnie przełożyło się to na nieco późniejszy wyjazd.



Przesunięty start spowodował, że na zewnątrz było już całkiem ciepło. Początkowo nie miałem jakoś motywacji. To nie był ten kierunek! Przekonałem się jakoś do jazdy wiedząc, że z czasem napędzi mnie dzisiejszy cel pokonania granicy czterystu kilometrów. Po przekroczeniu granicy kraju, okolica wydała mi się inna. Co pogoda robi z otoczeniem! Dziś zupełnie inaczej mi się jechało! :-) Zgodnie z założeniem, udało mi się również odwiedzić moje pierwsze miejsce noclegowe na pierwszej wyprawie w życiu :-) Drzewka zdążyły już urosnąć, ale przecież ostatni raz byłem tu siedem lat temu...! Miło było tu wstąpić :-) Nie zatrzymywałem się jednak na długo, znów będąc w drodze. Niestety po około stu trzydziestym kilometrze, zacząłem męczyć się jazdą. Nie byłem zmęczony fizycznie, wydolnościowo, lecz jakoś zaczęło brakować mi werwy do jazdy. Cały czas cieszyłem się widoczkami i komfortową nawierzchnią, ale finalnie przed Sumperkiem byłem już jakoś tak dziwnie wymęczony, że postanowiłem skrócić trasę jeszcze bardziej niż ostatnio. Do tego rozmyślałem o tegorocznym MRDP i bardzo szybko doszedłem do wniosku, że mój start w tym roku absolutnie muszę odpuścić. Jeśli nie jestem w stanie pokonać bariery czterystu kilometrów, nie mam co liczyć choćby na kwalifikację na mecie. Dalsze kilometry męczyły mnie coraz bardziej. Dodatkowo zgubiłem gdzieś świeżość i co prawda gdy wjechałem na podjazd od zachodniej strony Pradziada i byłem w stanie pokonywać go miarowo i dość szybko to wiedziałem, że coś jest nie tak... Na moim fotograficznym postoju minął mnie wylajtowany kolarz, który kilka minut wcześniej siedział na przystanku i odpoczywał. Gdy ruszyłem, wyprzedziłem go ze znaczną różnicą prędkości! Później doszedłem dwóch innych, jadących koło siebie. Ten na przedzie uczepił się mojego tylnego koła i podprowadziłem go pod wiatr przez kilka następnych serpentyn. Ów drugi został daleko w tyle, nie licząc się w ogóle w tej konkurencji. To gdzie ja w końcu jestem?!? W którym miejscu rowerowej drabiny? Niestety w tym roku również na to pytanie sobie nie odpowiem i w zasadzie to nie wiem, czy w najbliższej przyszłości będzie ku temu okazja... Może czas najwyższy postawić przed sobą inne cele? Ograniczyć rower? Te myśli krążyły mi w głowie już od miesięcy... Wizyta w Slezskiej Harcie miała być fajnym sentymentalnym punktem na trasie a kto wie, czy po siedmiu latach nie zatoczyło się koło... roweru - chciałoby się rzec. Siedem lat pełnego rowerowania, ale sytuacja życiowa już dawno przecież uległa zmianie. Są dzieci, rodzina, inne cele w życiu. Przez następne tygodnie będę się nad tym zastanawiał... Na pewno nie odstawię roweru, ale jaka ma być ostatecznie jego rola w moim życiu?
Przełęcz osiągnąłem dosłownie chwilę po moim "ogonie" (zatrzymywałem się na zdjęcie) i nie zatrzymując się pognałem w dół. Niedługo potem ujrzałem jeden z piękniejszych widoków ostatnich miesięcy! Dolina oświetlona słońcem, a w dole miasteczko... Określiłem je w pięciu słowach typowym polskim językiem, z czego tylko "ja" i "ale" nadają się do publikacji ;-) Nie zatrzymywałem się na zdjęcie, ale ten widok ostatecznie przesunął tą trasę na podium, a kto wie - może nawet i na pierwsze miejsce - najpiękniejszych tras okolicy! Nawet setki motorów nie przysłoniły jej uroku i mimo, że momentami czułem się dosłownie jak na torze podczas GP, to każdy z kierowców zachowywał kulturę i duży margines bezpieczeństwa. Oj... Muszę tą trasę powtórzyć! Koniecznie! Tym razem w drugą stronę, bo od strony Sumperka jest slśniący jeszcze nowością asfalt :-) Przez Jesionik przejechałem dość słabo, a od Głuchołaz jazda zaczęła męczyć mnie jeszcze bardziej - doszło już zmęczenie fizyczne, a i psychicznie zacząłem już przeliczać kilometry. Jechało się ciężko. Wyglądałem już Prudnika - teren za miastem pozwoliłby rozwinąć wyższe prędkości. Faktycznie tak było, ale wciąż pokonywałem dystans bez świeżości, z jakimś balastem, towarzyszącym mi praktycznie od startu i dodatkowo cały czas pod wiatr. Wciąż rozmyślałem też na temat roweru... Siedem lat, piękne wspomnienia i JA. Bo przecież rower to ja. Jeszcze niedawno nie przypuszczałbym, że taki temat w ogóle pojawi się w mojej głowie. A na pewno nie tak niespodziewanie! Tymczasem łykałem dystans. Od Głogówka było już nieco łatwiej - byłem już praktycznie u siebie, co potwierdzał widok Góry św. Anny :-) Wymęczony trasą, bardzo się nim ucieszyłem :-) Przy okazji tego wyjazdu udało mi się wypróbować lusterko, kupione już dość dawno temu. Spełniało swoją rolę, ale czy ponad sto złotych to cena za którą należy je nabyć? Raczej wątpię... Dalsza droga do domu, to było już typowe miarowe pokonywanie kolejnych metrów...
I co dalej będzie?

Powrót po siedmiu latach... :-)


Pradziad widziany z okolic Rymarova.


Gdzieś w Czechach ;-) Słabo mi się jedzie...


Piękne widoki na trasie...


Wspaniała górska droga! :-)


Przy Pradziadzie :-) Po prawej kolarz odpoczywający na przystanku.


Widoków ciąg dalszy... W dole kolarz jadący wcześniej w parze.


Przystanek tuż przed Głuchołazami. Mam już dość jazdy.


Przed Prudnikiem. Biskupia Kopa. Lecący nieopodal bocian dopełnia ten fajny widok :-)


Powolne "zjadanie" kilometrów za Prudnikiem.


Góra św. Anny! Minąłem Głogówek.


Dane wyjazdu:
4.32 km 0.00 km teren
00:11 h 23.56 km/h:
Maks. pr.:32.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Praca 140617

Środa, 14 czerwca 2017 · dodano: 23.12.2017 | Komentarze 0

Porankowy standard.



Dojazd do pracy bardzo szybki i energiczny. Bynajmniej dlatego, że byłem spóźniony ;-)
Wyszedłem wcześniej, wracając do domu pośród wiejącego wiatru :-)


Dane wyjazdu:
4.47 km 0.00 km teren
00:12 h 22.35 km/h:
Maks. pr.:31.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Praca 130617

Wtorek, 13 czerwca 2017 · dodano: 23.12.2017 | Komentarze 0

Porankowy standard z późniejszym wyjściem.



Wyjście było późniejsze, ponieważ Karolek się rozchorował i jechałem do pracy sam. Było co prawda szybciej, ale czy lepiej? Po południu skoczyłem na Bema - przyszedł saddlebag, ale nie zmieściłem go do sakwy :-)


Dane wyjazdu:
285.50 km 0.00 km teren
11:13 h 25.45 km/h:
Maks. pr.:60.91 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

Niedoszła czterysetka :-)

Sobota, 10 czerwca 2017 · dodano: 23.12.2017 | Komentarze 0

Ponownie nadszedł weekend. Miałem zaplanowaną na dzisiejszy dzień kolejną "życiówkę", a mianowicie dystans powyżej czterystu kilometrów. Miałem pewne obawy w związku z tym dystansem. Nigdy nawet nie zbliżyłem się do podobnej wartości, a poza tym w ostatnim czasie dość szybko zwiększałem obciążenia, co mogło mieć przełożenie na jakąś kontuzję. Mimo tego postanowiłem spróbować swoich sił. Pogoda miała być w sam raz.



To nie był mój poranek. Strzykało mnie coś w prawym kolanie, nie bardzo mogłem się rozgrzać, a poza tym lekko pobolewało mnie w dole brzucha - coś czego nigdy wcześniej nie doświadczyłem podczas jazdy na rowerze. Dodatkowo jechałem pod wiatr. Oczywistym było jednak, że się nie wycofam i faktycznie po sześćdziesiątym kilometrze poczułem, że powoli zaczynam wkręcać się na obroty :-) Przed Głubczycami ujrzałem dodatkowo przed sobą super fajny widok pasma górskiego w Czechach :-) Może i nie są to Alpy albo Andy, ale i tak fajnie się na to patrzyło :-) Do mojego pierwszego zaplanowanego postoju - miejsca gdzie po raz pierwszy nocowałem pod namiotem - postanowiłem mimo wspomnianych dolegliwości, dojechać bez postojów. Już za granicą, gdzieś w lesie za zakrętem zauważyłem lekko zoraną ziemię na poboczu i rozbite szkło na asfalcie, którego nie mogłem ominąć. Zatrzymałem się więc, aby oczyścić opony w obawie przed późniejszym defektem. Gdy podniosłem głowę, niebo zdało się być ciemniejsze niż do tej pory. Przestaje mi się to podobać - pomyślałem - i ruszyłem dalej, wyjeżdżając po chwili z lasu. Widok który ujrzałem, dość mocno mnie zmartwił... Wszędzie dookoła widać było szare i ciemne chmury, a pod nimi gęstą mgiełkę - miejsca gdzie padał już deszcz! Tylko w kierunku z którego nadjechałem przez chmury przebijało się słońce. Nie minęła chwila i zaczęło padać! Praktycznie z miejsca przemoczyłem ubrania do ostatniej nitki! Gdy dojechałem do Slezskiej Harty zażartowałem - to tak mnie witasz po siedmiu latach?!? :-) Lało. Nawet się nie zatrzymywałem. Na lekkim podjeździe zauważyłem przystanek, gdzie przeczekałem najgorszy opad. Niestety później od razu czekał mnie zjazd, który strasznie mnie wyziębił! Poza tym na drodze było już bardzo dużo wody. Tak dużo, że w połączeniu z wybojami na tym odcinku, poczułem się nawet lekko niebezpiecznie! Po zmianie kierunku trafiłem na momentami dość wyboisty fragment trasy, ale mimo tego, mimo deszczu i zimna, już podobała mi się ta trasa! Zanim jednak dotarłem w Rymarovie do drogi o wyższej kategorii, czekał mnie jeszcze powrót z zamkniętej dla ruchu ulicy, przez który ryzykując postanowiłem spróbować przejechać. Coś ostatnio źle jeździ mi się po Czechach... Jak nie dziury, to ruch wahadłowy, to jakiś wyścig, albo właśnie zamknięty przejazd, czy zepsuta pogoda! Co jeszcze wymyślą? ;-)
Łykałem dystans w nadziei, że wraz z upływem kilometrów sytuacja pogodowa się poprawi. Słońca nie było wcale, a co chwila zaczynało padać. Tyle co zdążyłem przeschnąć, padało na nowo! W butach miałem basen... Mimo wszystko starałem się cieszyć jazdą, choć na zjazdach ekstremalnie mnie wyziębiało! Byłem cały przemoczony! Słońce po raz pierwszy pokazało się w Sumperku i nawet niebo trochę przejaśniało. Cóż z tego jak kolejny podjazd znów robiłem w deszczu! Asfalt pływał w wodzie a jako, że nie należę do doświadczonych szosowców, miałem przez moment obawy o możliwość odprowadzania takich ilości wody przez opony - to przecież slicki! Na dłuższym postoju przed Cerveną Vodą sprawdziłem godzinę i postanowiłem finalnie skrócić trasę, udając się bezpośrednio w kierunku Kłodzka. Żałowałem, że nie pokonam kolejnych serpentyn, znajdujących się tuż za tą miejscowością. Musiałem jednak liczyć się z czasem, swoim położeniem życiowym, pogodą... Wkrótce byłem już w Polsce i poczułem się z tym faktem jakoś lepiej. Nie czułem się obcy. W Domaszkowie musiałem mocno zwolnić - cała miejscowość wyłożona była brukiem! Szukałem też sposobności, aby odbić w kierunku Złotego Stoku, by nie kręcić zawijasa do Kudowy, ale finalnie droga którą podążałem, okazała się być najlepsza. Na postoju tamże, po raz pierwszy zobaczyłem suche opony swojego roweru! W drodze do Kłodzka jeszcze kilka razy co prawda popadało, ale ogólnie z upływem kilometrów pogoda znacznie się poprawiła :-) Co prawda po mojej prawej - w kierunku Lądka Zdroju - niebo było wciąż granatowe, ale miałem nadzieję na ominięcie tego odcinka. Wciąż miałem dość kilometrów do Kłodzka, a w tym kierunku niebo nie dawało złych sygnałów. Dowiedziałem się też od Aneczki, że ostatni bezpośredni pociąg do Kędzierzyna odjeżdża o ponad godzinę wcześniej, niż myślałem, a przecież w razie utrzymania się deszczowej pogody, musiałbym rozważyć skrócenie trasy!
Wizyta w Kłodzku była ekstremalnie szybka :-) Na początku podjazdu tuż za miastem, postanowiłem zdjąć zwijaną kurtkę, gdyż na podjazdach było mi już gorąco. Tyle co ponownie wsiadłem na rower, znów zaczęło padać! W ciągu minuty zaczęło lać tak, że momentalnie znów byłem cały mokry! Mało tego! Gdzieś nad moją głową i z okolic Lądka Zdroju zaczęły walić grzmoty! Byłem w bardzo złym położeniu: brak możliwości schronienia, podjazdy, a ponadto gdy patrzyłem na zegarek wiedziałem, że nie mam szans, by zdążyć na pociąg w Nysie! Musiałbym naprawdę mocno cisnąć w zasadzie bez przerwy, a do celu miałem jeszcze pięćdziesiąt kilometrów! W obliczu zmęczenia po dotychczas przejechanym dystansie, ukształtowaniu terenu, deszczu i wiatru, miałem jedynie cień szansy... Bardzo mały cień. Cisnąłem. Cóż miałem począć?!? Na pewno musiałem próbować! Znałem tą trasę i wiedziałem, że od Złotego Stoku skończą się wysokie pagórki. Ponadto liczyłem na wiatr. Od samego startu jechałem w kierunku przeciwnym do ruchu powietrza i co prawda wiedziałem, że w ciągu dnia kierunek wiatru może się zmienić, ale upatrywałem swojej szansy we wcześniejszym założeniu. Padać przestało przed Złotym Stokiem. Ponownie niebo wyraźnie się rozpogodziło, a brak przeszkadzającego wiatru pozwalał na dużo szybszą jazdę. Wciąż jednak jechałem na ekstremalnym limicie! Postanowiłem dojechać do Nysy bez żadnych przystanków. Nie udało mi się to, ale zatrzymałem się dosłownie dwa lub trzy razy, napychając się w ciągu niecałej minuty herbatnikami. Gnałem do przodu. Szansa na powodzenie cały czas wisiała na włosku a wiedziałem, że w samej Nysie na pewno stracę też trochę czasu! Szala zwycięstwa zaczęła przechylać się nieznacznie w moją stronę dopiero za Otmuchowem. Wtem, wyjeżdżając zza jednego z pagórków zauważyłem, że nad Nysą znajduje się szeroka granatowa aura... Miałem nadzieję, że to zjawisko występuje już za miastem, choć moje oczy zdawały się mówić co innego. Jeszcze gdy mijałem plażowiczów tuż przed miastem, pięknie świeciło słońce i było dość ciepło. Niestety w momencie gdy wjechałem do Nysy, zaczęło lać! Dosłownie: lać! To była najgorsza ulewa dzisiejszego dnia! Ulice momentalnie stały się płynącymi potokami! W jednym miejscu cały mój pas ruchu znajdował się pod wodą! Za pierwszym rondem zerknąłem na zegarek: miałem około dziesięciu minut zapasu! Wygrałem! :-) Wpadłem na stację, przejeżdżając uprzednio przez ogromną i rozłożystą na całą ulicę kałużę. Następnie na peron, w całym tym zabieganiu pytając przypadkową osobę, a później SOKistów, który to pociąg do Kędzierzyna. Wskazali. Fuksem, przy próbie zakupu biletu dowiedziałem się od konduktora, że to pociąg do Wrocławia! Mój stał przysłonięty innym, zmierzającym do Opola i zupełnie go nie zauważyłem! Ale byłyby jaja... :-) Tyle deptania i tak bym się wyłożył na samym końcu... :-) Finalnie wszystko jednak dobrze się skończyło :-)
Zaplanowana na dziś trasa, była bardzo sympatyczna i będzie na pewno do powtórzenia :-) Drogi po których jechałem były bardzo dobrej jakości, a poza tym te widoki... Tylko pogoda dziś nie dopisała. Ślad zostanie w nawigacji do ponownego wykorzystania! W drodze do Nysy cały czas rozważałem też, czy nie dojechać pozostałych osiemdziesięciu kilometrów już do domu. Była siedemnasta, więc nawet zakładając obniżone jak na szosę tempo jazdy, wyrobiłbym się z powodzeniem, a przy tym ponownie przekroczył barierę trzystu kilometrów. Obawiałem się jednak pogody w kratkę. Dotychczasowe moczenie już i tak odebrało mi sporo chęci do jazdy, które co prawda wróciło wraz ze słońcem, ale nie miałem ochoty znów moknąć :-) Ostatecznie ulewa w Nysie wybiła mi ten pomysł z głowy :-)

Przystanek w Slezskiej Harcie :-) Wcześniej miałem pomysł, aby sfotografować Cabo w miejscu, gdzie siedem lat temu zrobiłem zdjęcie Kosi ale lało tak bardzo, że nawet się tam nie zatrzymywałem.


Czechy i ciągłe niespodzianki. Tutaj zamknięta droga w Rymarowie.


Cervena Voda. Znów i znów i znów leje...


Domaszków. Po raz pierwszy widzę suche opony w rowerze :-)


W połowie drogi między Bystrzycą Kłodzką, a Kłodzkiem. Od strony Lądka Zdroju ciemne niebo, a z przeciwnej strony aż chce się jechać :-)


Już w pociągu. Znaleźliśmy dla Cabo super wygodne miejsce!


Dane wyjazdu:
4.32 km 0.00 km teren
00:22 h 11.78 km/h:
Maks. pr.:40.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Praca 080617

Czwartek, 8 czerwca 2017 · dodano: 23.12.2017 | Komentarze 0

Porankowy standard.



Karol w drodze do przedszkola zaliczył płotek, nie patrząc jak jedzie ;-) Bardzo ładnie się jednak wybronił! Ja natomiast gdy już byliśmy na miejscu, zapomniałbym wszystkiego. Karol zachował jednak trzeźwość umysłu :-) W drodze do pracy depnąłem bardziej, jadąc za jakimś TIRem. Dobrze mi to zrobiło.
Powrót standardowy jak ostatnio :-) Pogoda śliczna, pogadaliśmy z Karolkiem :-)


Dane wyjazdu:
4.32 km 0.00 km teren
00:23 h 11.27 km/h:
Maks. pr.:25.90 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Praca 070617

Środa, 7 czerwca 2017 · dodano: 23.12.2017 | Komentarze 0

Porankowy standard :-)


W nocy bardzo mocno padało i droga do przedszkola upłynęła nam na współzawodnictwie kto wjedzie w więcej kałuż ;-) Karol chciał wjechać w sto, a nawet w sto i pół ;-) Później już standard do pracy :-)
Powrót do domu bardzo sprawny :-) Nie było już kałuż ;-)


Dane wyjazdu:
4.33 km 0.00 km teren
00:24 h 10.82 km/h:
Maks. pr.:30.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Praca 060617

Wtorek, 6 czerwca 2017 · dodano: 23.12.2017 | Komentarze 0

Porankowy standard.



Za sprawą mojego opóźnienia ruszyliśmy dziesięć minut później. Dodatkowo tempo jazdy mieliśmy wybitnie spacerowe :-) Pod koniec trasy zauważyłem, że wyprzedzają nas nawet piesi :-) Mój ostatni etap również był całkiem spokojny.
Powrót w pierwszej fazie bardzo szybki, a później droga do domu z Karolkiem z grzmotami nad głową od czasu do czasu :-) Trochę też spadło kropelek deszczu :-) Zdążyliśmy! ;-)