Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
11.50 km 0.00 km teren
00:32 h 21.56 km/h:
Maks. pr.:32.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Z Kosią na spacer :-)

Czwartek, 4 sierpnia 2011 · dodano: 16.08.2011 | Komentarze 0

Jak wczoraj pomyślałem, tak dziś zrobiłem :-) Do popołudnia uzupełniałem zaległe wpisy na blogu, ale już pod koniec coraz to bardziej ciągnęło mnie, aby wyjść z Kosią na spacer. Tak też uczyniliśmy kilka minut po szesnastej :-)



Przed wyjściem bałem się trochę, że długo nie jeżdżona Kosia będzie zastana, skrzypiąca i w ogóle, ale zostałem pozytywnie zaskoczony. Co prawda w oponach było troszkę mało powietrza i później wyszły także pewne niedomagania przedniej przerzutki, ale generalnie było wręcz bardzo dobrze. Tym bardziej, że pogoda dopisywała :-)
Udałem się w kierunku Rogów. Gdy je przejeżdżałem, na polnej drodze zaczęły pojawiać się rozległe kałuże, ale daliśmy z Kośką rady :-) Gdy mijaliśmy jedną z nich, coś bardzo zielonego przemknęło mi przed oczami, skacząc do jednej z kałuż. Od razu pomyślałem sobie, że to pewnie żaba i faktycznie tak też było :-) Jakby tego było mało, dwa razy śmiesznie wynurzyła łepek spod tafli wody :-) Niestety była ona tak brudna, że już później owej żabki nie ujrzałem :-) I widzisz Kosia, jakie mamy przygody? :-) Ruszyliśmy dalej, dziarsko (no bo przecież Kosia tak potrafi!) jadąc do głównej drogi, na której minął nas autobusem nasz sąsiad. Chwilę później skręciliśmy w polną drogę, prowadzącą w kierunku Odry. Gdy wjechaliśmy na wał, poczułem się spokojny i szczęśliwy. Było cicho, ptaki śpiewały i jedynie jakiś pies szczekał w oddali. Rozejrzałem się naokoło i ruszyliśmy dalej. Dojeżdżając do głównej, zauważyłem jadący po niej śmieszny, biały samochodzik. Był podobny do cywilnej wersji Pana Samochodzika i była to nasza kolejna dzisiejsza atrakcja :-) Powoli już jednak zmierzaliśmy ku domowi, jadąc spokojnie, choć oczywiście utrzymując tempo powyżej średniej ;-)

Dane wyjazdu:
12.47 km 0.00 km teren
00:36 h 20.78 km/h:
Maks. pr.:35.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Kryzysowo? ;-)

Środa, 3 sierpnia 2011 · dodano: 15.08.2011 | Komentarze 0

Wczoraj pomyślało mi się, że chyba przechodzę rowerowy kryzys. Nie chodzi nawet o zachowanie powyprawowe (bo rok temu też po wyprawie miałem przerwę), a o ogólne wrażenie. Chyba jakoś ostatnio nie ciągnie mnie na rower. Na szczęście przyczyną są raczej inne obowiązki, które muszę aktualnie podjąć - tak mi się przynajmniej zdaje.
Dziś miałem okazję sprawdzić, jaki faktycznie jest mój stosunek do roweru. Plan zakładał odwiedzenie kilku miejsc w Kędzierzynie, w celu załatwienia kilku spraw. Pogoda sprzyjała - dziś była luka między deszczowymi dniami. Nieco jednak zrzędła mi mina, gdy wszedłem po rower. No tak... Nie wyczyściłem go po powrocie z Czech. Doraźnie przesmarowałem łańcuch i wyruszyłem w drogę.



Jechało mi się bardzo fajnie, choć jak można się domyślić, nieco niepewnie za sprawą braku obciążenia :-) Kierownicą machałem jak wiosłem :-) Mimo wszystko bardzo sprawnie dotarłem do Kędzierzyna. Muszę przyznać też, że jechało mi się bardzo przyjemnie :-) Antka pozostawiłem u Ani, wypuściłem Bronka z terrarium i wyruszyłem w miasto :-) W drodze powrotnej doszedłem do wniosku, że przecież bardzo lubię rowerowanie :-) Żadnego kryzysu nie ma :-) Chyba tylko obecnie mam inne priorytety :-)
Jutro chyba wyrwę Kośkę ;-)

Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Czechy 2011, PODSUMOWANIE

Niedziela, 31 lipca 2011 · dodano: 14.08.2011 | Komentarze 0



Z pewnością Czechy mają dużo do zaoferowania turyście. Na pewno jednak brakuje tam dobrej pogody. Podczas całego siedmiodniowego pobytu, miałem tylko jeden w pełni słoneczny dzień. Z drugiej jednak strony - mimo finału - pod tym względem i tak było lepiej, niż się obawiałem. Muszę też jednak przyznać, że potwierdziło się to, o czym pomyślałem sobie na początku wyprawy. Przede wszystkim interesują mnie jednak twory naturalne, a nie te stworzone przez człowieka. I tak więc muszę uznać, że największe wrażenie, zrobiła na mnie absolutnie bezsprzecznie Szosa Stu Zakrętów. Polecam ją każdemu pasjonatowi dwóch kółek, a w myśli cicho liczę na to, że był to taki wstęp do przejazdu Szosą Transfogaraską w przyszłym roku. Na pewno też - mimo krótkiego pobytu i przejazdu - zebrałem sporo doświadczenia. Na pewno dużo więcej, niż rok temu. Utwierdziłem się też w przekonaniu, że - mimo tegorocznych, doprawdy świetnych miejscówek - od przyszłego roku, będę chciał praktycznie zrezygnować z noclegów na dziko.
Podsumowując, uważam że mimo oczywistego, negatywnego wpływu pogody, był to udany wyjazd. Ze względu jednak na krótkie ramy czasowe jak i dystans, wolałbym nazwać go rajdem, a nie wyprawą.
Słów jeszcze kilka o Antku, który bardzo dzielnie spisał się na trasie. Trzeba przyznać, że warunki do jazdy miał momentami naprawdę złe, a mimo wszystko przez cały czas w 100% perfekcyjnie spełniał swoją rolę. Rowerek do zadań specjalnych, jak się patrzy :-) No i ta aparycja! :-) Zżyliśmy się przez tych kilka dni... :-)

STATYSTYKA WYPRAWY:
Czas wyprawy: 8 dni (24-31 lipca)
Dystans pokonany rowerem: 765,2 km
Dystans ogółem: 1280 km
Najniższa dzienna średnia prędkość: 15.02 km/h
Najwyższa dzienna średnia prędkość: 17.80 km/h
Najniższy dzienny przebieg: 67.83 km
Najwyższy dzienny przebieg: 118.07 km
Prędkość maksymalna: 57.20 km/h
Kategoria WYPRAWY


Dane wyjazdu:
72.17 km 0.00 km teren
04:12 h 17.18 km/h:
Maks. pr.:40.90 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Czechy 2011, dzień 8

Niedziela, 31 lipca 2011 · dodano: 14.08.2011 | Komentarze 0



godzina 21:30

Około godziny dziewiętnastej wszedłem do domu, ucinając sobie jeszcze przedtem pogawędkę z sąsiadem. Z miejsca wszedłem do wanny :-) W domu nikogo nie było - nie uprzedzałem o swoim wcześniejszym powrocie. Gdy się zjawili, pogadałem ze wszystkimi, odsapnąłem...
Podczas jazdy pociągiem do Bohumina zdrzemnąłem się nawet. Sam Bohumin przywitał mnie deszczem. Sprawdziłem, czy na rozkładzie nie ma połączenia do Raciborza i po stwierdzeniu braku takowego, ruszyłem przed siebie. Dodatkowo już po polskiej stronie, zaczęło dosyć mocno wiać. Co gorsza był to oczywiście wiatr w twarz, co wpływało oczywiście na wydajność mojej jazdy. Początkowo mnie to irytowało i wkurzało, ale przypominając sobie swój ubiegłoroczny powrót stwierdziłem, że nie ma co robić ciśnienia. Po drodze pokazałem jeszcze Antkowi ruiny zamku w Tworkowie ;-) W Raciborzu wstąpiłem na stację PKP, ale najwcześniejszy pociąg do Kędzierzyna, odjeżdżał dopiero po godzinie siedemnastej. Nie było sensu czekać półtorej godziny - później po drodze stwierdziłem, że chyba by mnie skręciło :-) Jechałem więc sobie powolutku :-) Nawet deszcz przestał padać, powracając dopiero mniej więcej w połowie drogi do Koźla. Na trasie widziałem i zająca (który uciekł spod obiektywu aparatu) i sarny. Pod koniec trasy, robiłem już dosyć częste przystanki. Od tych kilku dni nie miałem problemów z siedzeniem, a dziś tak. Mimo to jechało mi się sympatycznie. Duża w tym zasługa Antka, który stał się rowerem do zadań specjalnych.

PODSUMOWANIE:
DST: 72,17 km AVS: 17,1 km/h TM: 4:11:43 MXS: 40,9 km/h

Kategoria WYPRAWY


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Czechy 2011, dzień 8

Niedziela, 31 lipca 2011 · dodano: 14.08.2011 | Komentarze 0

godzina 11:15

No i stało się. Jestem w pociągu do Bohumina. Być może będzie stamtąd odjeżdżał osobowy do Kędzierzyna. To już koniec wyprawy.
Rano czułem się niewyspany, ale zebrałem się dosyć szybko. Wciąż padał deszcz, jak zresztą pewnie i całą noc. Mnie nad ranem przypomniało się, że przecież zapomniałem wziąć buty do wysuszenia... Jakoś to wytrzymam - na stację nie jest daleko. Nieco jednak zakręciłem się, gdy opuszczałem pensjonat, bo zbyt wcześnie wrzuciłem klucze do skrzynki na listy - tak jak to było umówione - nie sprawdzając wcześniej, czy brama jest otwarta. Była zamknięta :-) Na szczęście właścicielka pojawiła się w samą porę :-) Nawet serdecznie uściskaliśmy sobie dłonie i wyruszyłem...
Czekała mnie podróż pełna wrażeń. Wpierw pociąg do Brna, był opóźniony o pół godziny (trochę zbyt wcześnie pochwaliłem czeską kolej), a następnie okazało się, że w Jihilavie będę musiał przesiąść się do autobusu. Na szczęście przebiegło to bardzo szybko i bardzo sprawnie. Nawet Antosiowi nakazano jechać w kabinie pasażerskiej :-) Dobrze, że jechaliśmy razem - byłem dużo spokojniejszy. Jechaliśmy bezpośrednio do Brna autostradą, na której nieźle nas wytrzęsło. Antek dosłownie podskakiwał. Na miejscu uczynny kierowca pomógł mi trzymając rower, podczas gdy ja zakładałem sakwy. Oczywiście ta pomoc była zbędna, ale duży plus dla niego :-) Udałem się na dworzec, gdzie okazało się, że będę miał pociąg nie do Ostravy, ale już do Bohumina :-) Trochę się więc poszwędałem, aby załatwić nam podróż, podjadłem i wkrótce zapakowaliśmy się do wagonu.





Trochę szkoda mi już opuszczać Czechy, ale za oknem wciąż widać szarą warstwę chmur. Tak jak sądziłem już wczoraj, przyszedł jakiś front i nie ma sensu czekać tu dłużej na poprawę aury. Na dobrą sprawę może zacząć padać w każdej chwili. Sądzę jednak, że co do Brna, to do trzech razy sztuka, a przy okazji podjadę też do zamku Pernstejn. Połączenie już znam :-)
Kategoria WYPRAWY


Dane wyjazdu:
80.09 km 0.00 km teren
04:30 h 17.80 km/h:
Maks. pr.:47.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Czechy 2011, dzień 7

Sobota, 30 lipca 2011 · dodano: 14.08.2011 | Komentarze 0



godzina 22:17

Dzisiejszy dzień był nie tylko najchłodniejszym i najbardziej wietrznym na całej wyprawie, ale także najcięższym. Spędziłem na przystanku w Cervenej prawie cztery godziny (po 19:30 wyjeżdżałem spod zamku), obserwując jak toczy się tutejsze turystyczne życie, oraz to jak z biegiem czasu zamiera. Błędem było to, że nie potrafiłem podjąć decyzji w krytycznym momencie wiedząc dodatkowo, że szanse na to, iż deszcz ustanie są praktycznie żadne. Pod względem czasu i podejścia do sytuacji, ubiegłoroczny Mosnov był dużo lepiej rozegrany. Gdy już ruszyłem się z miejsca i dotarłem do owego zamku na wodzie, byłem minimalnie zawiedziony. O ile gdyby pogoda dopisała, to byłby to bardzo fajny przystanek na trasie, ale tłuc się tyle (i tak ;-) ) po to, aby zobaczyć domek z czerwoną elewacją... Według mnie godny polecenia, jeśli ktoś byłby tu przejazdem, choć muszę też stwierdzić, że swój urok - nawet całkiem duży - to on ma :-) Trzeba było jednak ruszać w drogę, a deszcz wciąż nie ustawał. Zauważyłem podczas tegorocznego wyjazdu, że w takich warunkach jadę jakoś szybciej, energiczniej. Tak było i teraz. Zewsząd otaczały mnie chmury, widoczność ograniczona była z powodu spadających kropel. Miałem też świadomość, iż do końca nie mam pewności, jak to się wszystko skończy. Plan był taki, aby dotrzeć do Jindrichuv Hradec na stację kolejową i stamtąd w miarę możliwości jeszcze dziś do Brna, lub Ostravy. Niestety podczas drogi nie mogłem podziwiać mijanych okolic, a były one naprawdę urocze. Muszę też przyznać, że i Antek spisał się świetnie. Gnaliśmy razem równo :-) Na miejsce dojechaliśmy przemoczeni do ostatniej nitki. Wszedłem do stacji, ignorując kompletnie zakaz wprowadzania rowerów, ale strażnik zakończył swą interwencję, jedynie na krótkim pouczeniu. Czyżbym wyglądał aż tak źle? ;-) Okazało się, że dziś nie odjeżdża już żaden pociąg do Brna, nie mówiąc już o Ostravie. Kupiłem więc bilet na poranny pociąg i zapytałem jeszcze o jakąś ubytovnę, dostając w odpowiedzi ulotkę. Pierwszą z nich znalazłem już całkiem szybko. Był to prywatny pensjonat, w którym kobieta zażyczyła sobie aż 500 Kc! Padłem. Po bezowocnej negocjacji (bo co to jest marne 50 Kc) zapytałem, gdzie mogę znaleźć tańszy nocleg. Został mi jeden wskazany, ale na mieście nikt nic nie wiedział. Tak to już bywa. Gdy nie potrzebowałem, znajdowałem lokum ot tak po prostu, a teraz? Ciemna noc, z nieba się leje, ja przemoczony i w dodatku pośrodku jakiegoś miasta, gdzie nie bardzo mogłem zidentyfikować mniejsze ulice, nie znając jego planu. I jeszcze jak na złość same hotele i pensjonaty umieszczone w takich budynkach, że na bank koszt noclegu byłby tam bardzo wysoki, nie mówiąc już o tym, że pewnie nie chcieliby przyjąć tam takiego flejtusa jak ja. Kręcąc się tam w poszukiwaniach lokum, zapytałem chyba ze dwudziestu ludzi, ale... wiadomo. Nikt nic nie wie. Swoją drogą, to zauważyłem, że owe Jindrichuv Hradec, to bardzo klimatyczne miasto. Można by było zatrzymać się tu na kilka dni. Tymczasem podjąłem decyzję, że wrócę do pierwszej miejscówki. Nie było przecież sensu ganiać po nocy w takich warunkach. Tym razem doszedłem do porozumienia z właścicielką i zostałem przyjęty. Dostało mi się nawet kawałek dobrego makowca :-)
Trochę szkoda mi, iż nie zobaczę zamku Pernstejn. Co prawda ominąłem już kilka miejsc podczas tej wyprawy, ale tak trochę szkoda mi odjeżdżać stąd, bez jakiegoś akcentu. Z drugiej zaś strony i tak zamierzałem wrócić lada dzień. Bardzo dużo namieszała tu pogoda, ale może to i dobrze. Doświadczenie, to przecież bardzo ważna sprawa, a do Czech jeszcze pewnie wrócę. Tak jak zamierzałem, pewnie kiedyś na weekend ;-)
Dziwne to nastawiać budzik na urlopie, czy wyprawie... :-)

PODSUMOWANIE:
DST: 80,09 km AVS: 17,7 km/h TM: 4:30:38 MXS: 47,5 km/h

Kategoria WYPRAWY


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Czechy 2011, dzień 7

Sobota, 30 lipca 2011 · dodano: 14.08.2011 | Komentarze 0

godzina 16:27

Od godziny jestem w Cervena Lhota, ale niestety cały czas pada. Niestety moje obawy są takie, że będzie lało już do końca dnia. Szkoda, bo dziś wyraźnie teren jest lżejszy i mógłbym pokonać więcej kilometrów. Mimo wszystko wciąż mam zamiar być w poniedziałek rano w Brnie i stamtąd wyruszyć pociągiem do Ostravy. Mam nadzieję, że pogoda nie zepsuje mi tych planów.
Kategoria WYPRAWY


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Czechy 2011, dzień 7

Sobota, 30 lipca 2011 · dodano: 14.08.2011 | Komentarze 0

godzina 14:16

Pisząc ten tekst, pochylam się w nieco za niskim przystanku w miejscowości Visnova, a za podkładkę robi Antkowe siodełko :-) Mniej więcej od godziny padał deszcz, ale był on nawet pomocny, bo jechało się bardziej rześko. Dopiero teraz jego intensywność zwiększyła się na tyle, że postanowiłem się zatrzymać. Wcześniej miałem nieco większy i bardziej wymagający przystanek. Droga po której jechałem, nagle urwała się z powodu remontu, bez możliwości objechania ogrodzenia - z jednej strony był staw, a z drugiej rzeczka. Te ciecie nawet żadnego znaku nie dały odpowiednio wcześniej! Co z tego, że pięćdziesiąt metrów wcześniej, postawili zakaz wjazdu?!? Zerknąłem na nawigację i zobaczyłem, że mogę objechać to miejsce polną drogą. Na jej początku, zatrzymali samochód Czesi, którzy wyprzedzali mnie kilka minut wcześniej. Oni mieli kanapki, a ja rower ;-) Niestety jak się okazało, droga była drogą tylko do pewnego momentu. Później zaczęły się chaszcze, przez które musieliśmy się z Antkiem przedzierać. Doszło nawet do tego, że musiałem odpiąć wszystkie sakwy, wziąć Antka na grzbiet i pokonać odcinek 100-150 m, nosząc wszystko na raty, to przez owe pokrzywy i inne zielska, a na końcu przez pole kukurydzy. Na szczęście obyło się bez większych strat, bo mowa tu jedynie o dużej stracie czasowej. To, że zostałem poparzony przez pokrzywy, wyjdzie mi pewnie jeszcze na dobre ;-)
Kategoria WYPRAWY


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Czechy 2011, dzień 7

Sobota, 30 lipca 2011 · dodano: 14.08.2011 | Komentarze 0

godzina 9:55

Dziś rano ze snu wyrwało mnie kichnięcie babci. No dobra... Tylko drzemałem :-) Rano pogoda nie była zbyt zachęcająca do jazdy. Wiał przeciwny wiatr i było chłodno. Na szczęście babcia twierdziła, że dziś padać nie będzie ;-) Być może (a i oby!) miała rację, bo gdy dojeżdżałem do Hlubok nad Vltavou, słońce bardzo nieśmiało zaczynało przedzierać się przez warstwę chmur.
Zamek w czeskim Windsorze (bo tak go chyba nazwę), jest jak najbardziej godny polecenia, choć na tle dotychczas przeze mnie widzianych, wygląda nieco jakby był zbudowany z jakiś klocków, typowo w celach turystycznych. Mieści się on na stromym wzgórzu, natomiast w dole położony jest bardzo ładny kościół, do którego nawet pozwoliłem sobie wejść.
Za moment wyruszam w dalszą trasę. Mam nadzieję, że teraz wiatr będzie wiał mi w plecy :-)



Kategoria WYPRAWY


Dane wyjazdu:
67.83 km 0.00 km teren
04:31 h 15.02 km/h:
Maks. pr.:54.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Czechy 2011, dzień 6

Piątek, 29 lipca 2011 · dodano: 14.08.2011 | Komentarze 0



godzina 23:55

Po wyjeździe z Pilzna, dopadł mnie brak motywacji do dalszego kręcenia. Chyba do tego doszło znużenie, bo zdarzyło mi się nawet obetrzeć sakwę o barierkę podczas jazdy. Zamierzałem dotrzeć dziś do Prachatic, ale ostatecznie w Nepomuku kupiłem bilet na pociąg i w ten sposób dostałem się do Czeskich Budziejowic. Najprawdopodobniej w drodze do Brna odwiedzę dwa, trzy miejsca i stamtąd znów postaram się udać pociągiem do Ostravy. Coś czuję, że chyba pora kończyć tegoroczną wyprawę... Dodatkowo najpewniej gdy pakowałem się do pociągu, do reszty załatwiłem sobie lewy - kontuzjowany wcześniej - łokieć. Chwilami dosyć mocno mnie rwie. Na szczęście nie podczas jazdy :-) Tak w ogóle, to samo to moje ładowanie się do pociągu, było dosyć głośne :-) Zacząłem ładować sakwy, natomiast idący w moją stronę konduktor coś do mnie wykrzykiwał. Kompletnie nie miałem pojęcia, o co mu chodzi :-) Zrozumiałem jedynie, że "trzy koła", niby już były załadowane we wcześniejszym wagonie. O co biega? :-) Później było już spokojnie :-)
Do Budziejowic dotarłem o czasie, tj. krótko przed godziną dwudziestą. Tak w ogóle, to na podstawie dzisiejszych obserwacji muszę przyznać, że czeska kolej działa sprawnie. No i pociągi szybko jeżdżą ;-) Mimo to wiedziałem, że dziś czekam mnie szukanie noclegu już po zmroku. Chciałem znaleźć coś pomiędzy Budziejowicami, a Hluboką nad Vltavou. Postanowiłem też już dziś zobaczyć Rynek i w miarę szybko wyruszyć w dalszą drogę.




Gdy opuszczałem ścisłe centrum, zrobiło mi się nieco szkoda tego, że nie zagrzeję tu miejsca dłużej. W moim odczuciu, Czeskie Budziejowice tętniły życiem jeszcze bardziej, niż choćby Praga. Lokale przepełnione były ludźmi, na chodnikach wciąż przechadzali się turyści. Aż chciało się pobyć tu dłużej. Tymczasem jechałem już w szarówce, aby poza granicami miasta, znaleźć miejsce do rozbicia namiotu. Mijając jedne ze skrzyżowań, zauważyłem napis "penzion". Po sekundzie czy dwóch, postanowiłem zawrócić i sprawdzić tą miejscówkę.
Właścicielką okazała się być kobieta w już podeszłym wieku. Za nic nie chciała opuścić z 300 Kc, które ostatecznie zapłaciłem :-) Trzeba jednak przyznać, że cały, trzypiętrowy dom, jest bardzo dobrze utrzymany i w sumie, to uznałem ostatecznie, że ta cena nie jest zbyt wygórowana. Na jutro w planach obejrzenie dwóch zamków: Hluboka nad Vltavou i Cervena Lhota, a ponadto maksymalne zbliżenie się do Brna.
Dobranoc :-) (pora spać, bo jest dwunasta trzydzieści ;-) )

PODSUMOWANIE:
DST: 67,83 km AVS: 15,0 km/h TM: 4:30:44 MXS: 54,8 km/h
Kategoria WYPRAWY