Info
Więcej moich rowerowych statystyk.
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2019, Grudzień1 - 0
- 2019, Listopad2 - 0
- 2019, Październik4 - 0
- 2019, Wrzesień5 - 0
- 2019, Sierpień10 - 0
- 2019, Lipiec13 - 0
- 2019, Czerwiec7 - 0
- 2019, Maj1 - 0
- 2019, Kwiecień3 - 0
- 2019, Marzec1 - 0
- 2019, Luty2 - 0
- 2019, Styczeń1 - 0
- 2018, Grudzień1 - 0
- 2018, Listopad2 - 0
- 2018, Październik4 - 0
- 2018, Wrzesień11 - 0
- 2018, Sierpień10 - 0
- 2018, Lipiec16 - 0
- 2018, Czerwiec12 - 0
- 2018, Maj16 - 0
- 2018, Kwiecień13 - 0
- 2018, Marzec4 - 0
- 2018, Luty5 - 0
- 2018, Styczeń4 - 0
- 2017, Grudzień3 - 0
- 2017, Listopad1 - 0
- 2017, Październik7 - 0
- 2017, Wrzesień4 - 0
- 2017, Sierpień20 - 0
- 2017, Lipiec17 - 0
- 2017, Czerwiec24 - 0
- 2017, Maj31 - 0
- 2017, Kwiecień6 - 0
- 2017, Marzec6 - 0
- 2017, Luty2 - 0
- 2017, Styczeń2 - 0
- 2016, Grudzień5 - 0
- 2016, Listopad2 - 0
- 2016, Październik12 - 0
- 2016, Wrzesień7 - 0
- 2016, Sierpień17 - 0
- 2016, Lipiec9 - 0
- 2016, Czerwiec10 - 0
- 2016, Maj19 - 0
- 2016, Kwiecień18 - 0
- 2016, Marzec4 - 0
- 2016, Luty3 - 0
- 2016, Styczeń8 - 0
- 2015, Grudzień5 - 0
- 2015, Listopad4 - 0
- 2015, Październik6 - 0
- 2015, Wrzesień23 - 0
- 2015, Sierpień24 - 0
- 2015, Lipiec26 - 0
- 2015, Czerwiec22 - 0
- 2015, Maj26 - 0
- 2015, Kwiecień22 - 0
- 2015, Marzec25 - 0
- 2015, Luty19 - 0
- 2015, Styczeń14 - 0
- 2014, Grudzień8 - 0
- 2014, Listopad20 - 0
- 2014, Październik20 - 0
- 2014, Wrzesień5 - 0
- 2014, Sierpień6 - 0
- 2014, Lipiec6 - 0
- 2014, Czerwiec7 - 0
- 2014, Maj10 - 0
- 2014, Kwiecień7 - 0
- 2014, Marzec6 - 0
- 2014, Luty4 - 0
- 2014, Styczeń4 - 0
- 2013, Grudzień1 - 0
- 2013, Listopad2 - 0
- 2013, Październik2 - 0
- 2013, Wrzesień4 - 0
- 2013, Sierpień11 - 0
- 2013, Lipiec7 - 0
- 2013, Czerwiec8 - 0
- 2013, Maj3 - 0
- 2013, Kwiecień2 - 0
- 2013, Marzec1 - 0
- 2013, Luty1 - 0
- 2013, Styczeń2 - 0
- 2012, Grudzień2 - 0
- 2012, Listopad3 - 0
- 2012, Październik2 - 0
- 2012, Wrzesień6 - 0
- 2012, Sierpień21 - 0
- 2012, Lipiec21 - 0
- 2012, Czerwiec17 - 0
- 2012, Maj20 - 0
- 2012, Kwiecień5 - 0
- 2012, Marzec8 - 0
- 2012, Luty10 - 0
- 2012, Styczeń11 - 0
- 2011, Grudzień9 - 0
- 2011, Listopad13 - 0
- 2011, Październik4 - 0
- 2011, Wrzesień19 - 0
- 2011, Sierpień23 - 0
- 2011, Lipiec31 - 0
- 2011, Czerwiec22 - 0
- 2011, Maj27 - 0
- 2011, Kwiecień16 - 0
- 2011, Marzec14 - 0
- 2011, Luty7 - 0
- 2011, Styczeń7 - 0
- 2010, Grudzień9 - 0
- 2010, Listopad9 - 0
- 2010, Październik17 - 0
- 2010, Wrzesień24 - 0
- 2010, Sierpień22 - 0
- 2010, Lipiec4 - 0
- 2010, Czerwiec5 - 0
- 2010, Maj1 - 0
Dane wyjazdu:
118.07 km
0.00 km teren
06:52 h
17.19 km/h:
Maks. pr.:57.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek
Czechy 2011, dzień 1
Niedziela, 24 lipca 2011 · dodano: 06.08.2011 | Komentarze 0
godzina 21:20
W tym roku poczyniłem progres, jeśli chodzi o wyprawowe przygotowania, bo poszedłem spać aż o godzinę wcześniej ;-) Rano obudziłem się niewyspany i prawdę powiedziawszy średnio chciało mi się jechać. W ogóle nie odczuwam w tym roku wyjazdu, na który przecież tyle czekałem. Poniekąd sam jestem sobie winny... Po chwili przyleciał Benek i zaczął męczyć mnie, abym wstał i poszedł z nim na dwór. Niestety nic z tego... Zacząłem szykować się do wyjścia...
Od samego początku zadawałem sobie pytanie, co takiego mam w sakwach, że są one tak ciężkie i całkowicie wypchane. Pytanie pozostało bez odpowiedzi. Obawiałem się także trochę tego, czy zdołam w pojedynkę załadować się do pociągu. Jeszcze raz grabula i niedźwiadek i w drogę! Już na pierwszych metrach przyszorowałem prawą przednią sakwą o żywopłot, ale dalej było już normalnie :-) Na PKP podjechał najpierw pociąg w kierunku Kędzierzyna. Konduktor zapytał, czy nie wsiadam, a Antoś zwracał uwagę podróżnych :-) Faktem jest, że naprawdę przepięknie się prezentuje :-) Po kilku minutach zjawił się pociąg do Nysy, a moment przed jego zatrzymaniem się, wykorzystałem na sprawdzenie, czy dam radę unieść rower. O dziwno nie stanowiło to żadnego problemu. Po chwili załadowałem się do wagonu, gdzie siedziało jedynie dwóch jegomości - także z Authorami :-) Jeden był kuzynem Antka, a drugi starszym bratem ;-)
Podróż pociągiem minęła mi o dziwo bardzo szybko. Na miejscu skorzystałem ze znanego sobie łagodnego wyjścia ze stacji i gdy tylko nawigacja złapała trop, ruszyłem przed siebie. Na Rynku trwała jakaś impreza. Zatrzymałem się na moment, aby zrobić kilka zdjęć i ruszyłem dalej. Kto by przypuszczał, że kiedyś będę w Nysie rozpoczynał wyprawę... Zresztą... Czy ktokolwiek wie, co przyniesie mu los? Postanowiłem pojechać obok zbiornika nyskiego, gdzie trochę mnie wytelepało, a następnie wyjechałem na główną już za Nysą. No i zaczęły się schody... Przez kilka, kilkanaście pierwszych kilometrów, podjazdy były przeze mnie zauważalne i traktowane "niewyprawowo", ale później wszedłem już w odpowiedni tryb i mogłem cisnąć. W pewnej chwili zobaczyłem w niewielkiej odległości przed sobą rower z bagażami, karimatą, etc. Był on jednak jakiś dziwny, mały. Początkowo nie umiałem zakodować sobie tego, co widziałem i zaczynałem tworzyć różne absurdalne pomysły (że to niby rower bez jeźdźca sterowany elektronicznie), ale po kilku chwilach doszło do mnie, że to przecież poziomka! Ciekawe jak takową jeździ się z sakwami. Po kilku następnych chwilach, wyprzedziłem owego czeskiego rowerzystę z wzajemnym pozdrowieniem :-)
Pierwszym moim przystankiem, była stacja benzynowa, gdzie dobiłem koła kompresorem, a następnie coś zjadłem. Postanowiłem ominąć Otmuchów, ale za to wjechałem do Paczkowa. Czyżby wpływ Piersi? ;-) Widać, że to miasto z głębokimi korzeniami, ale niestety widać także ubóstwo jego mieszkańców. Na Rynku zostałem zaczepiony przez pewnego wylewnego jegomościa. Dowiedziałem się co nieco o historii Paczkowa, o okolicznych zabytkach, tanich noclegach, a także o tym kto i co i kiedy :-) Informacje te nie były jak się okazało darmowe. W ten oto sposób pozbyłem się miedziaków, które postanowiłem w tym roku tachać ze sobą zamiast makaronu ;-)



Niebawem byłem już z powrotem w trasie. Po czasie dopadł mnie kryzys, który zażegnałem po kilku kilometrach. Nie było jednak łatwo - góry są co prawda piękne, ale także i wymagające. Z czasem każdy podjazd, stawał się jednak łatwiejszy. Tuż przed Złotym Stokiem mogłem nawet zaliczyć pierwszy duży zjazd :-) Było wybornie! :-)
W Kłodzku po raz pierwszy mogłem zaobserwować architektoniczną odmienność tego regionu. To bardzo ładne okolice... Nie zabawiłem tam długo, ruszając w kierunku pierwszego celu wyprawy - Szosy Stu Zakrętów. Przy okazji krótkiego postoju w Radkowie, nabrałem wątpliwości czy uda mi się pokonać tą drogę za dnia. Ruszyłem dalej. Wszak co to za wyprawa, gdy się nie jedzie? ;-) Po jakimś czasie, dojechałem do Parku Narodowego Gór Stołowych. Piękno tego miejsca, momentami uderzało nawet bardzo. Śmiało mogę polecić Szosę Stu Zakrętów każdemu, nieco bardziej wytrwałemu pasjonatowi dwóch kółek od roweru :-) Motocyklistom nieco mniej ;-) Jedno z ciekawszych wydarzeń na tej trasie, to spotkanie sarny zaledwie trzy metry od drogi. Niespotykanym dla mnie do tej pory widokiem, była sarna trzymająca pożywienie w ustach. Kilka ładnych chwil minęło, zanim uciekła. Przez ten czas patrzyliśmy sobie w oczy i już nawet myślałem, że zejdę z roweru, wezmę aparat, a ona jeszcze ładnie uśmiechnie się do zdjęcia :-) Zachowywała się tak, jakby miała pierwszy raz styczność z człowiekiem. Czyżbym był jej pierwszym? ;-) Niestety w kolejnej sekundzie puściła się biegiem, razem z koleżanką, która znikąd pojawiła się na horyzoncie.
Z czasem zrobiło się chłodno i czuć było wilgoć. W Karłowie zastanawiałem się przez bardzo krótką chwilę, czy nie poszukać sobie tutaj noclegu, ale chyba nie byłbym sobą, gdybym tak zrobił. Decyzja okazała się być słuszna, bo już po jakimś czasie, zrobiło się bardziej płasko, a następnie począłem zjeżdżać. Żałowałem jedynie tego, że nawierzchnia była taka sobie. Mimo to, starałem się jechać w miarę szybko, omijając nierówności. Jak się jednak okazało, większość zjazdu pokryta była bardzo dobrym asfaltem, na który wjechałem po kilku chwilach. Odtąd zaczął się prawdziwy rajd :-) Ależ opłacało się machać tyle czasu nogami, aby wbić się na szczyt! Zjazd był po prostu rewelacyjny! Momentami jechałem rowerem 50 km/h, metr od nieogrodzonej przepaści! :-) Poza tym widoki, pęd wiatru, prędkość i to przepiękne - przepełniające radością i wzruszeniem jednocześnie - uczucie, że ja tak mogę!




W ten oto sposób dotarłem do Kudowy Zdroju. Od razu poczułem klimat tego miasta. Jako że jednak już powoli trzeba było myśleć o jakimś noclegu, postanowiłem czym prędzej udać się do Kaplicy Czaszek. O jak dobrze, że jest nawigacja :-) Niestety okazało się, że w niedzielę Kaplica jest czynna do 17, a na domiar złego nieczynna w poniedziałki. Pozostało mi pstryknąć foty na zewnątrz. Zjeżdżając ze wzgórza, zaczepiłem dwóch jegomościów z pytaniem o nocleg i zostało mi polecone jedno miejsce. Tak oto załatwiłem sobie miejscówkę. Gdy zrzuciłem sakwy, postanowiłem udać się ponownie na miasto. Zauważyłem też, że Antkowi stuknęło 1000 km :-) Po drodze do centrum zwędzono mi bidon, gdy stałem w sklepowej kolejce (na szczęście niegroźnie, bo przez małego syna właścicielki sklepu ;-) ), a także celowo ochlapano mnie wodą po głowie z pistoletu na wodę :-) Oczywiście obydwie sytuacje, potraktowałem jak najbardziej poważnie na żarty :-) Tętno wzrosło mi jednak na ułamek sekundy, gdy odstawiłem Antka i zająłem się robieniem zdjęć. Kątem oka zauważyłem, jak ktoś dotyka przedniego bagażnika. Był to młodzieniec, który w reakcji na to, że się zbliżyłem, zapytał do czego to jest. Udzieliłem mu pełnej odpowiedzi, a całe zajście nie trwało dłużej, jak kilka sekund. Oczywiście postanowiłem pokręcić się jeszcze po mieście: jechałem bardzo fajną ścieżką rowerową, stałem na podium i cykałem zdjęcia :-) Gdy zaczynało robić się szaro, postanowiłem wrócić do miejsca noclegu. Na uwagę zasługuje też fakt, iż Antek bez sakw praktycznie w ogóle nie tłumił nierówności, na dobitych kompresorem oponach.





Jutro wjeżdżam do Czech. Ciekawy jestem, czy pogoda dopisze. To aktualnie bardzo ważny czynnik. Jestem też przygotowany na ewentualne skrócenie trasy. Ciekawy jestem też, jak będzie wyglądała faktycznie kwestia noclegów za granicą. Wyprawa dopiero przede mną :-)
Jest 23:30 - czas iść spać :-)
PODSUMOWANIE:
DST: 118,07 km AVS: 17,1 km/h TM: 6:51:57 MXS: 57,2 km/h
Kategoria WYPRAWY
Dane wyjazdu:
4.12 km
0.00 km teren
00:16 h
15.45 km/h:
Maks. pr.:29.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek
Wyprawowe dopinanie guzików
Sobota, 23 lipca 2011 · dodano: 23.07.2011 | Komentarze 0
Jakoś w tym roku nie czuję urlopu i tego, że wyprawa przede mną... Być może to kwestia pogody, a być może tego, iż tegoroczne Czechy (choć piękne, urokliwe i bardzo przyjazne rowerzystom) nie mają tego "czegoś", co miał zeszłoroczny Balaton. Zapewne po dwóch tygodniach stwierdzę inaczej, ale dzisiaj tak to odczuwam. Teoretycznie dziś mógłbym już wyruszać, ale pogoda wciąż jest niepewna, a poza tym muszę jeszcze podopinać ostatnie guziki...Jednym z takowych guzików jest skompletowanie rowerowego wyposażenia i zaopatrzenia. Pierwszymi punktami były więc kozielskie sklepy rowerowe, gdzie kupiłem linki, a także przednią lampkę - dokładnie taką, którą najbardziej brałem pod uwagę :-) Nawet wizyta we Wrocławiu nie była potrzebna i nawet o dziwo nie przepłaciłem ;-) Wcześniej uciąłem sobie pogawędkę z kumplem, którego spotkałem przed wejściem. Następnie udałem się do innego ze sklepów, aby przy okazji obecności na mieście podpytać o flagę, ale widać to wciąż u nas towar deficytowy ;-) Lepiej było w księgarni, w której zaopatrzyłem się w plan Pragi. Tam dodatkowo spędziłem kilka minut, rozmawiając ze sprzedawczynią na tematy wypraw rowerowych :-) Ostatnim punktem, był sklep BHP, gdzie kupiłem rękawiczki robocze - tak w razie "W" ;-)
Tak się złożyło, że pogoda od samego rana dopisywała. Momentami nawet żałowałem, że nie wyruszyłem już dziś rano... Te dwa niewykorzystane na przygotowania dni zaważyły jednak na tym, iż już na starcie miałem jednodniowe opóźnienie. Co prawda mógłbym wystartować jak rok temu, ale jednak tegoroczny wyjazd chciałbym mieć zaplanowany w szczegółach, tak więc nie chciałem pozwolić sobie na tak spontaniczne jak rok temu opuszczenie domu.
Kategoria Krótko, nie zawsze na temat ;-)
Dane wyjazdu:
14.94 km
0.00 km teren
00:41 h
21.86 km/h:
Maks. pr.:36.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek
To będzie burza, czy nie?!? ;-)
Wtorek, 19 lipca 2011 · dodano: 19.07.2011 | Komentarze 0
Za oknem świeciło poranne słońce. Automatycznie więc wybrałem się do pracy na rowerze. Chyba wykorzystamy dobrą pogodę na wypranie i wysuszenie namiotu przed wyprawą.Na miejscu kolega z pracy wystraszył mnie nieco informacją, iż po południu mają nadejść burze. Początkowe zaniepokojenie szybko jednak minęło i po południu wzięliśmy się z Anią za namiot. Żeby nie było: Antek też robił jako praczka ;-) Co prawda w trakcie suszenia faktycznie złapał nas deszcz, ale - w różnych proporcjach - daliśmy rady i cała operacja udała się w 100 procentach :-)
Kategoria Krótko, nie zawsze na temat ;-)
Dane wyjazdu:
78.40 km
0.00 km teren
04:12 h
18.67 km/h:
Maks. pr.:40.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek
Exodus do Pławniowic ;-)
Niedziela, 17 lipca 2011 · dodano: 17.07.2011 | Komentarze 0
Deszczowy powrót z pracy sprawił, że zgięło mnie w piątek, który przeleżałem po pracy tak samo, jak i całą sobotę. Wieczorem poczułem się już lepiej. Weekend był ładny, więc niedzieli odpuścić już nie mogłem. Nawet sam zadzwoniłem do Ani z propozycją wyjścia ;-) Jako cel wycieczki, obraliśmy Pławniowice.Trochę obładowany i oczywiście spóźniony, podjechałem do Kędzierzyna. Było tak gorąco, że aż się ze mnie lało. Już wspólnie ruszyliśmy odkrytym niedawno traktem na Azoty. Trzeba przyznać, że Ania jechała całkiem żywiołowo, natomiast ja byłem chyba jednak osłabiony po tych dwóch ostatnich dniach.
Na miejscu okazało się, że ludzi jest ogrom! Gdy wyjechaliśmy zza węgła, aż prawie padłem z wrażenia :-) Wyglądało to tak, jakby w jedno miejsce spędzono jakiś uchodźców :-) Tutaj ktoś leżał, obok pan szedł z pieskiem, tam ognisko, tu radio, tam ktoś drapał się po głowie, nie wiedząc nawet, że w tym ścisku drapie głowę sąsiada, a pod drzewem jakiś inny pan jadł kiełbaskę :-) W dwóch słowach: istny Sajgon :-) Najlepsze było to, że ja patrzyłem na brzeg tuż przed nami, natomiast Ania spoglądała na drugą stronę jeziora. Gdy ujrzałem co tam się działo, aż szczęka mi opadła i zacząłem się śmiać :-) Było tam czerwono, zielono, niebiesko - dosłownie różnokolorowo! :-) Piasku, ani pierwszych metrów wody w ogóle nie było widać! :-) Mimo to znaleźliśmy jakieś mniej oblegane miejsce, choć tuż przy głównej ścieżce. Trochę się pobyczyliśmy i ruszyliśmy w drogę powrotną. Ania co prawda chciała jeszcze się wykąpać, ale warunki ku temu nie były najlepsze ;-)




Wyjeżdżaliśmy stamtąd, jadąc obok sznurka samochodów. Na szczęście jechaliśmy rowerami, więc automatycznie w tej sytuacji byliśmy na wygranej pozycji. Po kilku kilometrach jazdy główną drogą, odbiliśmy jeszcze w kierunku jeziora, gdzie na moment się zatrzymaliśmy, a następnie ruszyliśmy dalej, jadąc autostradą ;-) Jeszcze w Pławniowicach wstąpiliśmy do pewnej knajpo-restaruracji, gdzie zamówiliśmy zimne soki do picia, ale nic nie zjedliśmy, gdyż pani kelnerka nie bardzo orientowała się w menu ;-)


Wkrótce znów byliśmy w trasie, która upłynęła nam bardzo sympatycznie. Ponadto przejeżdżając przez Sławięcice zauważyłem, że ktoś wystawił na sprzedaż absolutnie niespotykany i wyjątkowy przedmiot. Byłem dosłownie poruszony ;-) Kilkaset metrów dalej znów zrobiliśmy przystanek na uzupełnienie płynów. Po tej operacji poczułem się lepiej, a trzeba przyznać, że miałem dziś słabsze momenty.


Po rozstaniu z Anią, udałem się w drogę do Koźla. Przed Rondem Milenijnym zauważyłem, że wjeżdża na niego grupa rowerzystów. Od razu zrezygnowałem ze zjazdu z asfaltu tylko i wyłącznie dlatego, aby dać sobie szanse na ich wyprzedzenie :-) Machnąłem MXS i pięknie śmignąłem całą grupę jeszcze na rondzie! :-)
Dane wyjazdu:
14.43 km
0.00 km teren
00:41 h
21.12 km/h:
Maks. pr.:35.90 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek
Deszczowy powrót z pracy
Czwartek, 14 lipca 2011 · dodano: 14.07.2011 | Komentarze 0
Rano już automatycznie wstaję z myślą o jeździe do pracy na rowerze. Czasem nawet nie do końca zwracam uwagę na pogodę. Tak było i tym razem :-)Gdy tylko ruszyłem, miałem wrażenie, że kilka kropel deszczu spadło mi na głowę, ale mimo to optymistycznie kontynuowałem jazdę. Na drodze rowerowej doszedł do mnie szmer, a za chwilę przede mną w odległości około trzech metrów, przeleciał bażant :-) Gdy dotarłem do pracy, niestety sprawdziły się moje obawy co do pogody, bo przez pół dnia okresowo padało. Już po czwartej pakowałem się z nadzieją, iż padać już nie będzie, ale gdy byłem już gotów do jazdy, znów na ziemię zaczęły spadać krople. Szybko więc podjechałem do Ani, aby przeczekać najgorsze :-)
W lekkim pośpiechu, po czasie udałem się do domu. Gdy ponownie byłem na drodze rowerowej doszedłem do wniosku, że okalająca ją łąka żyje! :-) Aż zatrzymałem się na moment :-) Przypomniało mi się też dzisiejsze spotkanie z bażantem i jak na zawołanie, odezwał się on po kilku chwilach, gdy już ponownie jechałem :-) Niestety nie udało mi się już uciec przed deszczem, który dorwał mnie bezlitośnie na promenadzie.
Kategoria Krótko, nie zawsze na temat ;-)
Dane wyjazdu:
8.88 km
0.00 km teren
00:26 h
20.49 km/h:
Maks. pr.:31.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek
Pomieszkiwanie, cz. 6
Środa, 13 lipca 2011 · dodano: 13.07.2011 | Komentarze 0
Nastał ostatni dzień pomieszkiwania. Rano udałem się do pracy, a po powrocie pakowanie i w drogę...Na tak krótkim odcinku nie działo się nic nadzwyczajnego. Ot zwykły - choć wiadomo, że przyjemny :-) - przebieg na rowerze. Muszę przyznać, że chyba jednak trochę będzie mi brakowało tego późniejszego wstawania i szybkich powrotów.
Kategoria Krótko, nie zawsze na temat ;-)
Dane wyjazdu:
6.92 km
0.00 km teren
00:25 h
16.61 km/h:
Maks. pr.:26.40 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek
Pomieszkiwanie, cz. 5
Wtorek, 12 lipca 2011 · dodano: 13.07.2011 | Komentarze 0
Wróciłem! :-) Dla odreagowania oczywiście najlepszy jest rower :-) Pogoda także dopisywała, a mnie rwało...Wyjechaliśmy z Anią późnym popołudniem, udając się na krótki przejazd. Początkowo tłukliśmy się osiedlem, ale później było już tylko lepiej :-) Gdy zjechaliśmy w końcu z asfaltu, można było się odprężyć. Mimo to dało o sobie znać zmęczenie dniem i tak, gdy byliśmy przy działkach zasugerowałem, abyśmy już wracali, co też uczyniliśmy.
Czułem jednak, że bardzo był mi potrzebny ten wyjazd. Od razu mi lepiej :-)
Dane wyjazdu:
2.86 km
0.00 km teren
00:10 h
17.16 km/h:
Maks. pr.:26.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek
Pomieszkiwanie, cz. 4
Poniedziałek, 11 lipca 2011 · dodano: 13.07.2011 | Komentarze 0
Znów pobudka rano i znów tak mało kilometrów przede mną... Ile czasu tak wytrzymam? ;-)Raz, i w pracy... Dwa, i z powrotem. Chyba sobie mniejszą korbę sprawie, aby zwiększyć ilość machnięć nogami ;-)
Alem sobie dziś pojeździł na rowerze...
;-)
Kategoria Krótko, nie zawsze na temat ;-)
Dane wyjazdu:
2.68 km
0.00 km teren
00:06 h
26.80 km/h:
Maks. pr.:39.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia
Pomieszkiwanie, cz. 3 - wypad na Kośce! :-)
Sobota, 9 lipca 2011 · dodano: 13.07.2011 | Komentarze 0
Sobota - dzień przerwy :-) To znaczy wieczór przerwy ;-) Michał i Ania są w domu, także i my jedziemy tam, aby się z nimi spotkać. Oczywiście ja byłem spłukany, ale od czego jest Kośka, trwająca wiernie na posterunku? ;-)Wizyta w bankomacie nad Odrą ;-)
To był fajny, bardzo szybki przejazd Kośką, po ciemnych ulicach mrocznego miasta Koźla ;-) Kasa zdobyta, Kośka rozbudzona - pięknie jest ;-)
Dane wyjazdu:
2.86 km
0.00 km teren
00:10 h
17.16 km/h:
Maks. pr.:27.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek
Pomieszkiwanie, cz. 2
Piątek, 8 lipca 2011 · dodano: 08.07.2011 | Komentarze 0
Dziś pierwszy dzień startu z nowego miejsca :-) Już zacząłem dostrzegać plusy tego rozwiązania ;-)Minusem jest natomiast to, że nawet nie mogłem się dobrze rozpędzić na rowerze ;-) Także i po pracy nie miałem czasu na jakiś wypad. Trudno - swoje trzeba odrobić...
Kategoria Krótko, nie zawsze na temat ;-)


