Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
43.12 km 0.00 km teren
02:25 h 17.84 km/h:
Maks. pr.:42.70 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Chłodny wyjazd bez Bąbelka

Czwartek, 15 sierpnia 2013 · dodano: 16.08.2013 | Komentarze 0

Temperatura dzisiejszego dnia, była już odczuwalnie niższa niż ostatnio. Mieliśmy jednak z Anią plan już od kilku dni, że wybierzemy się na jakiś rowerowy wyjazd, tym razem zabezpieczając Karola u babci. Tak też się stało, więc już przed jedenastą mogliśmy ruszyć na swoich rumakach :-) Celem był Rudziniec, a po drodze chciałem jeszcze sprawdzić drewnianą budowlę w lesie, przy zbiornikach wodnych :-)


Szybko okazało się, że podczas jazdy wyraźnie odczuwalny był chłód. Co prawda przed wyjściem wrzuciłem jeszcze do sakwy zwijaną kurtkę, ale gdy dojechaliśmy do azotowego mostu, dałem ją Ani która już na samym początku wyjazdu zasygnalizowała taką potrzebę. Ten odcinek pokonaliśmy jadąc obok siebie. Nie miałem jakoś potrzeby cisnąć, a poza tym... nie chciałem jechać samemu.




W lesie jechaliśmy za to w towarzystwie motyli, jakiś żądełek i ważki :-) Otoczenie było bardzo ładne, zobaczyliśmy kilka fajnych motywów leśnej drogi, a poza tym opowiedziałem Ani o jednym przewróconym bunkrze :-) Zatrzymaliśmy się przy kapliczce, gdzie moja towarzyszka uspokoiła się po telefonie do babci :-) Bąblowi nie groził żaden atak nuklearny, czy coś w tym rodzaju ;-)



Powoli zacząłem wysuwać się na czoło, ale jeszcze nieznacznie :-) Niebawem dojechaliśmy do polanki, gdzie poprzednim razem dopadły mnie jakieś muchojady i tym samym uniemożliwiły mi zrobienie fotki paśnika :-) Tym razem panował tu spokój :-) Tylko żuczek latał sobie tu i ówdzie, a gdy się już zbieraliśmy, pojawiła się także wysoko lecąca ważka :-)





Niebawem odbiliśmy w lewo, jadąc "po śladzie" ostatniego wyjazdu w te rejony. Odstawiłem trochę Anię i wyszło mi to na dobre, bo gdybyśmy jechali razem, to pewnikiem przeoczyłbym znak informujący o punkcie czerpania wody, a tam właśnie zamierzaliśmy się udać. Gdy już byliśmy na ostatniej prostej, zauważyłem że przebywają tam dwie osoby. W tym samym momencie, przejeżdżając przez skrzyżowanie, dojrzałem również grupę rowerzystów w oddali, po swojej prawej. Jakiś ruch tu dziś był :-) Po kilku sekundach minąłem się z parą na rowerach i momentalnie skręciłem w kierunku drewnianej, leśnej budowli, dając jednocześnie znać ręką Ani :-) Ledwie po kilku minutach usłyszeliśmy głosy innych osób. Chwilę później wypowiedziane cztery razy "dzień dobry" rozjaśniło sprawę - to była zrowerowana grupa ze skrzyżowania. Zebraliśmy się momentalnie, podjeżdżając jeszcze do zbiorników wodnych i zatrzymując się tam na kilka chwil.





Gdyby nie jedna uwaga Ani, przez moje roztargnienie, pojechaliśmy w złym kierunku :-) Dziś nie chciałbym tej samej wtopy, co ostatnio :-) Zawróciliśmy więc i jadąc znanym mi już traktem, dotarliśmy do skraju lasu :-) Czekał nas jeszcze polny odcinek i byliśmy już w Rudzińcu :-) Tam puściłem się asfaltem z ochotą! :-) Za moimi plecami długo nie było widać nikogo ;-) Krótki postój przy drewnianym kościółku spożytkowałem na wydłubywaniu trawy z dolnego kółka tylnej przerzutki Pszczoły :-) Jak ona jeździ, to ja nie wiem... ;-) Ponownie nie było okazji do zrobienia zdjęcia z powodu odbywającego się nabożeństwa, ale za to dojrzałem znaki szlaku rowerowego :-) Przejechawszy kilkadziesiąt metrów zatrzymaliśmy się przy sklepo-barze i spałaszowaliśmy czekoladę :-) Później - jadąc na czele - zdecydowałem, by odbić w kierunku reklamowanego przez rowerowy znak pałacu. Na moje oko pałac to nie był, ale uświadomił mi jedno: tyle razy tu byłem, a dopiero teraz dowiedziałem się ile ciekawych punktów ominąłem. Chyba trzeba poważniej podejść do planowania rowerowych tras...




Jakiś czas później (po moim fajnym pędzie z górki), zjechaliśmy na drogę w kierunku Niezdrowic. O mały włos Ania pojechałaby sama: jadąc z zawrotną prędkością nie zauważyła mnie stojącego na poboczu, będącego w oczekiwaniu na jej przyjazd ;-) Dosyć szybko przejechaliśmy przez las, napotykając pasące się krowy (później okazało się, że ta dziwnie się na mnie patrząca, to byk ;-) ), oraz ciekawe miejsce na postój :-) Za Niezdrowicami zdecydowaliśmy się zjechać na polny skrót :-)





Wkrótce wjechaliśmy do Sławięcic, kierując się w stronę Kanału. Ja oczywiście zapomniałem, że tamtejszy most jest w remoncie, ale od razu dojrzałem sporą grupę ludzi, która przechodziła tam chodnikiem. Minąłem też dwóch znajomych na rowerach, a ową grupą ludzi okazała się pielgrzymka, której prowadzący ksiądz pomylił rzekę Kłodnicę z Kanałem Gliwickim :-) Niebawem zjechaliśmy w kierunku Miejsca Kłodnickiego, gdzie minął nas znajomy kierowca autobusu mrugając awaryjnymi - oczywiście uniosłem dłoń w pozdrowieniu, mając nadzieję, że byłem jeszcze widoczny we wstecznym lusterku :-) Robiąc przerwy, dotarliśmy do zabudowań, gdzie odbiliśmy na leśną drogę zmierzającą do Lenartowic :-) Na szczęście ostatnio nie padało, więc był to pierwszy raz, kiedy ten trakt był choćby w miarę suchy :-) Na polanie ze ściętymi drzewami ponownie zatrzymaliśmy się na krótki postój. Gdy wjechaliśmy już na asfalt, miałem okazję zaprezentować Ani nowo odkryty skrót przez Lenartowice :-) Odcinek do drogi na Cisową jechaliśmy obok, napotykając na końcu zrowerowaną parę, którą pozytywnie pozdrowiliśmy :-) Z drugiej strony padło pytanie o drogę na Górę św. Anny :-) Fajnie jest być pomocnym :-) W sekundę później poczułem dziką żądzę prędkości i wydarłem przed siebie, czekając na Aneczkę dopiero przy zjeździe do lasu, oraz następnie przy skrzyżowaniu, gdzie las mieliśmy opuścić. Także na ścieżce pognałem przed siebie tak, że poderwałem Antka na wystającym korzeniu, zahaczając przy tym o gałąź, mocno szeleszcząc liśćmi :-) Suuper! Przy działkach czekałem dłuższą chwilę, a gdy pokonaliśmy ostatni nieutwardzony odcinek i wyturlaliśmy się na obwodnicę, przycisnąłem tak bardzo, że wykręciłem całkiem niczego sobie MXS :-) Na osiedlu zdążyłem odsapnąć i zapisać ślad :-) Mimo mroźnych jak na letnie warunki warunków, była to bardzo fajna trasa i udany wyjazd :-)


Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.