Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
34.39 km 0.00 km teren
01:47 h 19.28 km/h:
Maks. pr.:31.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Wiosenny szczypiorek :-)

Sobota, 22 marca 2014 · dodano: 22.03.2014 | Komentarze 0

Słoneczko świeciło dziś nad wyraz wiosennie :-) Do południa byłem z Karolkiem na placu zabaw (było przednie!), wracaliśmy z ciocią Moniką, a gdy dotarliśmy do domu, zacząłem szykować się na rowerowy wyjazd :-) Jakoś szło mi to niemrawo, mimo chęci wykorzystania tego pięknego dnia. Nadarzyła się również okazja, aby wypróbować nową rowerową koszulkę :-)



Gdy wyciągałem Antka, Kosia przechyliła się na moją stronę. Hm... Też pewnie chciała na przejażdżkę :-) Jej czas jeszcze jednak nadejdzie :-) Osiedle opuściłem bardzo szybko, a gdy tylko nabrałem rozpędu, na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Chyba było to widać aż nadto, bo ludziska na mnie spoglądali ;-) I faktycznie: morda mi się śmiała! :-) Wiosna! Wiosna! :-) Ptaszki śpiewały, cytrynki latały, Antek pruł przed siebie! :-) Pięknie było! :-) Cały azotowy skrót przejechałem z totalnym uśmiechem na twarzy, również uśmiechając się do ludzi :-) Pięknie! :-) Byłem takim radosnym, pędzącym szczypiorkiem - to pierwszy tegoroczny wyjazd bez zimowych ciuszków :-) W zasadzie, to dopiero w azotowym lesie radosne wiosenne myślenie, ustąpiło miejsca nieco bardziej przyziemnym przemyśleniom. Niemniej jednak zmieniła się jedynie tematyka - bardzo wysoki poziom pozytywnych emocji utrzymywał się na niezmienionym poziomie :-) Z ochotą przystanąłem przy znanej mi doskonale leśnej kapliczce :-) 



Po drugiej stronie drogi asfaltowej, natknąłem się na paśnik i w zasadzie od tej pory nastała cała seria postojów :-) Za nawrotem las przypominał trochę ten z Rud. Ta myśl szybko wpadła mi do głowy i równie szybko uleciała. Skojarzenie powróciło jednak dużo mocniej, gdy po kilku chwilach jazdy (i wykonanym wcześniej postoju ;-) ) zauważyłem przydrożny, opisany głaz :-) W pobliżu znajdował się również karmnik dla ptaków, a podczas tej przerwy, kilka razy odezwał się dzięcioł :-) Cały czas pozostawałem w super wiosennym i radosnym nastroju, a otoczenie zwielokrotniało wspaniałe doznania :-) Las pachniał... W świecącym mocno słońcu żarzył się jakże odmienny od otoczenia, jeden z ostatnich symboli odchodzącej już zimy (a w zasadzie zimo-jesieni ;-) ). 



Pokonałem krótkie wzniesienie, za którym czekał mnie zjazd. Wtem po swojej prawej stronie dojrzałem kolejny głaz, otoczony mniejszymi. Wdrapałem się na wysoką muldę na którym się ów obelisk znajdował i ujrzałem tam również drewnianą budowlę, oraz prowadzącą do tego miejsca drogę. Od razu postanowiłem podjechać tam z Antkiem i pokręcić się chwilkę :-) Dojrzałem stamtąd zbiorniki wodne, które były zaplanowanym punktem przelotowym dzisiejszego wyjazdu i okazało się, że są już na wyciągnięcie ręki. Cały czas pięknie czuć było wiosną :-) 



W międzyczasie przyjechali jacyś panowie busem. Z jednym chwilę pogadałem, a gdy usiadł na pieńku tuż przy mrowisku, przypomniało mi się, jak jako czterolatek wszedłem w lesie w mrowisko czerwonych mrówek :-) Były tańce ;-) Po krótkiej wymianie zdań puściłem się w dół ku stawom. Patrząc stamtąd w kierunku odwiedzonej wcześniej polany pomyślałem sobie, że to bardzo fajne i godne odwiedzenia miejsce :-) Po drugiej stronie drogi przelewająca się ze zbiornika do strumyka woda, szumiała bardzo kojąco. Nieco dalej, w wodzie leżało przewrócone drzewo, wokół było zielono i - jak podczas całego wyjazdu - co jakiś czas w oczy rzucały się cytrynki :-) Wtem w dole, dojrzałem korzystające z kąpieli, duże ropuchy! Widok był tak fascynujący, że aż nie chciało mi się stamtąd ruszać! :-) Naliczyłem ich dziewięć :-) Grupa złożona z kilku osobników siedziała w wodzie nieruchomo bliżej brzegu, jedna ropucha siedziała oparta przy kamieniu, a inna pływała w miejscu, gdyż silny nurt wody wypływającej ze zbiornika był dla niej przeciwwagą :-) Na odchodne ujrzałem jeszcze jedną - większą, ale szybko zauważyłem że o błędnej ocenie jej gabarytów zaważył fakt, że niosła na grzbiecie inną, mniejszą żabkę :-) Doprawdy był to pasjonujący widok i pasjonujące miejsce! :-) 



W końcu ponownie ruszyłem przed siebie :-) Nie ujechałem jednak daleko, zauważając miłą dla oka, zazielenioną sadzawkę. Tuż obok w wodzie taplała się jeszcze inna pojedyncza żabka, którą na tle dna ujrzeć było trudno, a odbijająca promienie słoneczne tafla wody również nie ułatwiała sprawy :-) Na tafli dojrzałem również pojedynczy okaz nartnika wodnego :-) Czyż nie pięknie? :-)



Wykonałem nawrót i rozglądając się po lesie trochę przyśpieszyłem. Nie na długo :-) Tym razem zatrzymały mnie rosnące tuż przy drodze żółte kwiatki :-) A co tam ;-) Ładne były :-) To znaczy wyróżniały się w otoczeniu ;-) Niebawem dotarłem do kolejnych zbiorników, które okazały się stawami łownymi :-) W sekundę później, byłem już na asfaltowej uliczce prowadzącej do głównej drogi Starej Kuźni :-) Po jej drugiej stronie, na końcu osiedla domków czekał mnie przejazd przez drewnianą kładkę i wjazd na leśny trakt, usytuowany przy klimatycznym strumyku :-) Las również był niczego sobie :-) Generalnie - dawało wiosną na całego! :-)



Przysiółek Stępnica powitał mnie szczekającym w gospodarstwie psie :-) Było go słychać już na postoju przy widocznych wyżej brzózkach i już wtedy zastanawiałem się, czy biega wolno, czy zagrożenia nie ma. Na szczęście faktycznie go nie było :-) Był natomiast kolejny zbiornik wodny :-) Gdy już się stamtąd zbierałem, zauważyłem przeprawiające się przez drogę dwie ropuchy. Jednej z nich towarzyszyłem w drodze do wody - to był czas zupełnego relaksu i oderwania się od rzeczywistości :-) Minuty nie liczyły się wcale :-)



Odjeżdżając stamtąd - będąc już rozpędzony - o mały włos nie rozjechałbym kolejnej ropuchy, siedzącej sobie jak gdyby nigdy nic na drodze :-) Oj, szkoda by jej było... Za zakrętem dojrzałem dąb o ogromnym obwodzie pnia! Ba! Rzekłbym nawet, że Quercus Robur przy nim, to malec!



Ponownie zatapiałem się w las, trochę częściej kierując się wskazaniami nawigacji. Pojawiła się również mała refleksja: mimo że byłem bardziej chętny na inną, dłuższą trasę (bo kilometry, etc), to nawet gdybym dziś przejechał tylko część bieżącego dystansu i tak byłbym w pełni usatysfakcjonowany :-) Niemniej jednak super dzień i wkradające się już powoli do głowy myślenie o powrocie do domu sprawiały, że pokonane kilometry już minimalnie było czuć. Był to jednak symptom praktycznie niewidoczny, także cały czas cieszyłem się dniem i otoczeniem. Zresztą... Z TAKIEGO dnia nie można się było nie cieszyć! :-) 



Ostatnie leśne skrzyżowania pokonywałem zgodnie z trasą wgraną do nawigacji. Kilka razy zarejestrowałem głośny szelest przy drodze - ucieczkę jakiegoś leśnego stworka :-) W pewnym momencie postanowiłem wrócić się o jedno skrzyżowanie wstecz, ponieważ obawiałem się, że wpakuję się prosto na niezbyt dobrze wspominaną hałdę żużlu i nie wiadomo czego tam jeszcze :-) Szybciej wjechałem więc na znany mi odcinek drogi, gdzie zrobiło się nawet rowerowo tłoczno :-) Po krótkim przystanku, udałem się w ostatni etap. Wiatr znów wiał mi w twarz - podobnie jak wtedy, gdy jechałem w przeciwną stronę :-) Oczywiście nie przeszkadzało mi to cieszyć się jazdą :-) 



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.