Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
175.98 km 0.00 km teren
07:06 h 24.79 km/h:
Maks. pr.:62.73 km/h
Temperatura:1.3
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

Na Surowinę przez... Zlate Hory! :-)

Sobota, 30 kwietnia 2016 · dodano: 13.10.2016 | Komentarze 0

Obudziłem się tuż przed piątą. Wstałem o piątej, ubrałem się, zjadłem banana i spakowałem graty. Pochodziłem też dwie chwile po balkonie, aby sprawdzić temperaturę. Zdawało się, że jest bardzo OK :-) Na dole ruszał jakiś motocyklista, a z uliczki obok rowerzysta w odblaskowej kamizelce. Dzień budził się do życia :-) 



Na dole okazało się, że wcale nie jest tak ciepło. Jeszcze przed mostem na obwodnicy oglądałem się za siebie, aby sprawdzić jak słońcu idzie wstawanie. Podnosiło się niemrawo, a ponadto wszędzie było widać wilgoć z nocy i było jasne, że temperatura będzie rosła bardzo powoli. Temperatura na liczniku wciąż spadała... Siedem, pięć, trzy, dwa... W Reńskiej Wsi zacząłem już mocno odczuwać niską temperaturę. Mimo to jechałem dalej, ale między wioskami stawałem kilka razy, starając się rozgrzać skostniałe palce. Musiałem to robić, ale cena była wysoka, gdyż momentalnie się wyziębiałem, zbierając później mroźne smagi na cały korpus. Bywało, że strzelałem zębami! Dodatkowo żuchwa z mrozu ścisnęła mi się tak, że była twarda jak kamień! Również usta mi nabrzmiały. Mróz wyciągał siły, oczy chciały się zamykać. Było wręcz dramatycznie! Troszkę cieplej zaczęło robić się przed Lisięcicami. Miałem też nadzieję na to, że ta miejscowość przestanie być przeze mnie słabo postrzegana, ale nie! Okazała się być jeszcze bardziej zdradliwa, niż do tej pory! W jej granicach zrodził się jeszcze jeden problem. Na wzgórzach dawałem rady nieco mocniej walczyć z mrozem, ale zjazdy były mocno wychładzające. Dodatkowo w dolinkach było jeszcze zimniej, więc w połączeniu z mroźnymi zjazdami walka z mrozem była jeszcze bardziej wyczerpująca. W końcu jednak dotarłem do granicy i mniej więcej w tym miejscu zacząłem odczuwać nieco wyższą temperaturę. Po dzisiejszym wyjeździe doszedłem do wniosku, że dziesięć stopni to już bardzo dobra temperatura na rower ;-) 
Prócz walki z mrozem na trasie widziałem królika, który uciekał przede mną na polu wzdłuż drogi. Przyznam, że poczułem się jak kojot ze Strusia Pędziwiatra ;-) Nie jechałem jakoś powoli, a ów królik jak włączył sprint, momentalnie nabrał prędkości na oko ze dwa razy większą od mojej :-) Szedł jak rakieta, po czym w ułamku sekundy skręcił o dziewięćdziesiąt stopni w lewo i tyle go widziałem :-) Tuż za granicą widziałem też młodego jelenia, oraz dwa myszołowy :-)
Jechałem na czuja, bo jak się okazało moja nawigacja ma chyba problem z dużymi śladami. Na całe szczęście pamiętałem nazwę jednej miejscowości przez którą miałem przejeżdżać i to uratowało tą trasę :-) Bardzo szybko zacząłem jechać wśród miłych dla oka widoczków :-) Słoneczko świeciło, naokoło wysokie pagórki i niewielki ruch samochodowy :-) To było to! :-) Przed Mesto Albrechtice trafiłem na remont drogi i dość spory kawałek jechałem po zerwanym asfalcie. Motocyklista na crossie wybrał wariant szybkiego przejazdu po leżącym obok polu ;-) Kierując się numeracją dróg odbiłem na Zlate Hory. Krajobraz wciąż zachęcał do kręcenia, a sam wjazd do Zlatych Hor był bardzo szybki ;-) Tuż przed rozpoczęciem wspinaczki na Biskupią Kopę zatrzymałem się, by napić się po raz pierwszy. Gdy wziąłem ustnik do ust poczułem, że usta nie mają swoich naturalnych właściwości. Wciąż były lekko nabrzmiałe i ociężałe po porannym mrozie!
Podjazd na szczyt nie stanowił problemu :-) Parking był zawalony samochodami, ale wcale mnie to nie dziwiło :-) Długi weekend ;-) Poza tym na trasie spotkałem całkiem sporo samochodów na polskich "blachach". Liczyłem na dobry zjazd ze szczytu. Wiedziałem już, że od tej strony asfalt był w dużo lepszym stanie :-) Początkowo - za sprawą serpentyn - było całkiem spokojnie, ale w niedużej odległości od podnóża, na łagodnych łukach pozwoliłem sobie na nieco więcej :-) Fajnie! :-) Na prostej dopadł mnie wiatr w twarz ;-)
Po dość monotonnym kręceniu, znalazłem się na drodze w kierunku Prudnika. O dziwo było tu bardzo spokojnie! W samym Prudniku zamierzałem zrobić małe zakupy, ale nie natrafiłem na żaden mniejszy sklep po drodze, a poza tym ruch był tu bardzo duży! Korzystając z powrotu do macierzystej sieci skontaktowałem się też z Aneczką i znów rozpocząłem rowerowy marsz :-) Droga do samego Opola nieco mi się dłużyła. To był co prawda znany mi bardzo ładny asfalt, ale długa nitka aż po horyzont odbierała nieco motywacji do dalszej jazdy. W końcu też trafiłem na sklep spożywczy! Niestety z pieczywa na szybko mieli tylko 7-days'y. No cóż... Po zjedzeniu tego czułem, jakbym miał jamę ustną całą wysmarowaną masłem. Nie polecam. Prócz tego dopadł mnie też lekki kryzys. Całe szczęście wjeżdżałem już do Opola i jazda zrobiła się bardziej ciekawa ;-) O dziwo nie straciłem tu nawet zbyt dużo czasu :-) Czekała mnie jeszcze tylko dziurawa leśna droga za Czarnowąsami i już byłem u celu! :-) 

Postój za Urbanowicami. Słońce jeszcze leniwe... Naokoło ślady nocnego przymrozku.


Tuż po zmianie baterii w nawigacji dostrzegam w trawie ślimaka. Czy to może być przypadek? ;-)


Kilka kilometrów za granicą. Droga wręcz błaga o to, by ją przejechać ;-)


Dwa koniki w okolicach Hermanovic.


Hermanovice po nawrocie :-) Zaczynamy wspinaczkę :-)


Zlate Hory, które w ostatnim czasie widuję dość często ;-)


Długi weekend ;-)


Jindrihov. Tyle razy przejeżdżałem wzdłuż Osoblahy, ale nigdy nie zrobiłem tu zdjęcia. Pora to nadrobić :-) Prócz tego wprawiałem się w jedzeniu podczas jazdy na rowerze :-)


Droga wojewódzka numer 414. Przystanek w nienaturalnym środowisku dla szosy ;-)



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.