Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
96.48 km 0.00 km teren
03:40 h 26.31 km/h:
Maks. pr.:56.55 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

Czwarty Klasyk Annogórski :-) Tym razem na szosie!

Sobota, 7 maja 2016 · dodano: 13.10.2016 | Komentarze 0

Po powrocie z działki szybko zjadłem i ponownie poleciałem na rower :-) Dzień nie pozwalał na to, by spędzić go w domu! 



Przez miasto jechało się słabo, a dodatkowo stałem na większości świateł. Rozpoczęła się też przebudowa Al. Jana Pawła II. Plus będzie taki, że według tego co wiem, to będą tędy przebiegały drogi rowerowe! :-) Do samych Sławięcic jechało się standardowo. Słońce pięknie świeciło, wiał też wiatr z przeciwka. Wyjeżdżając stamtąd dojrzałem kilkaset metrów przede mną innego kolarza. Doszedł mnie tuż po tym, gdy go wyprzedziłem i zaczęliśmy rozmowę. Tak zleciała nam droga do Pławniowic :-) Starszy kolega pojechał do siebie do Knurowa, a ja mogłem już swoim tempem gonić na Klasyk :-) Czasu było już troszkę mało! Na krajowej czterdziestce jechałem dość ładnie i całkiem szybko znalazłem się między pięknymi polami za Ujazdem :-) Teraz wiatr miałem z boku, ale grał na moją korzyść, więc gdy zwróciłem się w kierunku Góry św. Anny, mogłem jechać troszkę szybciej :-) 
Za Dolną zacząłem spotykać pierwszych kolarzy :-) W sumie to byłem najszybszy z nich wszystkich ;-) Oczywiście oni tylko się rozgrzewali :-) Przejechałem przez Rynek na szczycie, gdzie już trwały przygotowywania do ceremonii zakończenia, a na starcie byłem kilkanaście minut przed czasem :-) Miałem więc okazję, by objechać teren dookoła i zająć miejscówkę do robienia zdjęć :-) W powietrzu czuć było ducha sportowej rywalizacji! W końcu ruszyli! Założę się, że w tym roku uczestników było więcej! Gdy startowa wrzawa ucichła odczekałem kilka chwil i... ruszyłem na trasę wyścigu! O dziwo pierwszych rowerzystów zacząłem wyprzedzać jeszcze przed skrzyżowaniem na Porębę. Alpenstrasse nie była dla mnie większym problemem. Postanowiłem przejechać jedno kółko, podczas którego wyprzedziłem około dwudziestu kolarzy. Później zostałem wyprzedzony na zjeździe z Góry św. Anny przez jednego zawodnika, dwa razy tasowałem się z dwoma, czy trzema innymi, ale finalnie "wyprzedzony" zostałem tylko raz i to przez osobę, którą wyprzedziłem sam wcześniej :-) Najlepszym momentem całego przejazdu, był jednak podjazd na Górę św. Anny - ostatni około kilkudziesięciometrowy odcinek przed Rynkiem. Połknąłem jednego zawodnika i nagle zapragnąłem więcej! Zjechałem maksymalnie do lewej krawędzi i jeden, drugi, trzeci! Wstałem z roweru, agresywny chwyt i jazda! Usłyszałem doping publiczności: dalej! jedziesz! Nie wiem, czy to było skierowane do mnie, czy to był standardowy doping dla wszystkich, ale wyprzedzałem tylko ja. Krótko przed szczytem nie miałem w najbliższej odległości przed sobą nikogo! Poczułem magię adrenaliny! Wspomniany zjazd również był świetny! Do Zajazdu ponownie wyprzedziłem kilka osób i dopiero przy Muzeum Czynu Powstańczego zostałem wyprzedzony przez wyprzedzonego :-) Faktem jest jednak, że mogłem sobie pozwolić na bardziej agresywną jazdę. Jechałem tylko jedno kółko. Z drugiej strony też miałem już w nogach nieco ponad pięćdziesiąt kilometrów choć trzeba oddać, że po płaskim i nie w tempie wyścigowym. Inna sprawa to taka, że wyprzedzałem przecież sam ogon ;-) Mimo wszystko jeśli zdrowie pozwoli, to za rok trzeba spróbować sił na pełnym dystansie wyścigowym :-) 
Przystanąłem przed Rynkiem w Leśnicy, a po kilku chwilach udałem się na Alpenstrasse, gdzie ponownie zaczaiłem się na peleton. Przy okazji porozmawiałem sobie z dwoma innymi kibicami :-) Dla niektórych zawodników ów podjazd był srogą męczarnią. Zjechałem ponownie do Poręby, uważając by nikomu nie przeszkadzać. Chciano mnie nawet poczęstować wodą na bufecie ;-) W Leśnicy zostałem przekierowany na boczną drogę, skąd już później udałem się do domu :-) Niesiony nieco pozytywnymi emocjami deptałem ładnie do Raszowej. Później nieznacznie odpuściłem. Do głosu doszedł brzuszek ;-) 
_
I już zarysowana kolarska opalenizna! ;-)

Mój tymczasowy kompan ;-) W końcu szosą na uroczej drodze do Pławniowic!


Pałac w Pławniowicach :-)


Sielskie widoczki za Ujazdem :-)


Malownicza droga do Dolnej :-)


Za moment krew w większości żył rozgrzeje się do czerwoności ;-)


3, 2, 1, start!


Sielanka przy Alpenstrasse :-)


Inni nie mieli tak swobodnie ;-)


Wjazd na Alpenstrasse :-)


Pojazd straży pożarnej z Lichyni :-) W swoim garażu mają też ciekawego Opla :-)



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.