Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
269.97 km 0.00 km teren
10:19 h 26.17 km/h:
Maks. pr.:50.82 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

Częstochowa po raz drugi :-)

Piątek, 3 sierpnia 2018 · dodano: 09.12.2018 | Komentarze 0

Będąc jeszcze przed urlopem wiadomym już było, że jeszcze przed wyjazdem w góry, będę musiał podjechać do KK do jednego z urzędów. Padło na piątek, a przy okazji wyrysowałem sobie bardzo szybko trasę na całodniowy przejazd :-)



Poranek był przepiękny i od razu mocno nastroił mnie do jazdy :-) Niestety chyba podświadomie zacząłem się śpieszyć i po czasie znów zaczął dokuczać mi tył prawego kolana. W Opolu zacząłem kombinować, czy mógłbym ominąć zaplanowany przejazd przez Suchy Bór. Początkowo tak wytyczyłem sobie trasę, ale finalnie nie miałem ochoty tamtędy jechać. W końcu wróciłem do głównej drogi i ku mojemu zdziwieniu po mojej stronie ruchu był pas awaryjny, którym mogłem spokojnie jechać! Nie było go po przeciwnej stronie a pamiętam, że podczas sprowadzania Kośki przejazd tym wiaduktem nie należał do przyjemnych... Byłem już na trasie do Strzelec, ale wiatr nie dawał jechać! Co to się podziało ostatnio, że wieje mi on wciąż w twarz?!? :-) Jakoś to przetrwałem, a po drodze przypomniałem sobie, że przecież mogę zjechać wcześniej w kierunku Kędzierzyna, zamiast jechać samochodowym skrótem przez Strzelce :-) Kolejną zatem modyfikację trasy wprowadziłem bardzo szybko i niedługo potem byłem już na znanej mi drodze, prowadzącej na Górę św. Anny :-) Z jednej strony dziwnie się czułem wracając tu podczas "urlopu", a z drugiej widoczki tej okolicy ponownie fajnie mnie nastroiły :-) Zgodnie z planem nie wjeżdżałem na "Ankę", tylko udałem się ku porębskim serpentynkom :-) Przejazd przez kolejne miejscowości był już dość szybki, więc całkiem sprawnie dotarłem do Koźla, gdzie śmigiem załatwiłem urzędową sprawę :-)
W domu nie poszło mi już tak sprawnie, bo byłem tam chyba ze dwie godziny! Sam Kędzierzyn przejechałem już mniej przyjaźnie, bo ludzie tutaj chyba kompletnie zapomnieli o manierach na ulicy, drodze rowerowej, czy chodniku! Dramat... Na szczęście całkiem szybko wydostałem się na trasę, zapominając jednak ponownie, aby dać nogom się rozgrzać. Trasę do Toszka pokonałem dość sprawnie, a gdy już wjeżdżałem do miasta, rozległ się dzwonek mojego telefonu. Raz, później drugi, pięćdziesiąty, setny... I tak dalej :-) No tak, zapomniałem dać znać, gdy będę ruszał z domu i już trzeba było dzwonić na alarm... :-) Dalsza trasa zrobiła się trochę monotonna. Pamiętałem, jak przemierzałem tą drogę Antkiem, gdy była ona jeszcze w generalnym remoncie :-) Tymczasem dzień robił się bardzo upalny! Cały czas wiał mi też wiatr w twarz, ale gdy raz na sekundę przestał, dosłownie czułem jakbym znalazł się na patelni! Znaczy się z dwojga złego wolałem już wiatr :-) Jechało się ciężko, podobnie jak za pierwszym razem. Chyba nieprędko powtórzę tą trasę... :-) Coś nie mam do niej farta ;-) Widoczność za to miałem super! Przed Wielowsią dojrzałem na horyzoncie Górę św. Anny :-) Niebawem w Tworogu minąłem sklep gdzie - będąc na tej trasie poprzednim razem - kupiłem przeterminowaną maślankę, po czym wjechałem na prostą drogę w lesie, którą bardzo pozytywnie zapamiętałem sobie z ostatniego razu :-) Niestety wtedy nie widziałem mnóstwa(!) śmieci w rowach, a może wtedy ich jeszcze nie było? Żal było na to patrzeć. W Koszęcinie minąłem znany mi już zespół pałacowy i trochę szkoda mi było się nie zatrzymać, ale czas mnie gonił. Ogólnie poznawałem coraz to więcej miejsc, które mijałem poprzedniego razu :-) Tym razem dostrzegłem również banner informujący o sprzedaży irlandzkiego piwa. Oj, przydałoby mi się bardzo, bo gorąc był niesamowity! Ogólnie trasa do Częstochowy dość mocno mnie wymęczyła i gdy w końcu tam dotarłem, przed jednym ze sklepów wylałem na siebie końcówkę wody z bidonu, wypiłem trzy jogurty pitne i jeszcze uzupełniłem świeżą wodą. Wiedziałem, że nie do końca dobrze robię, pochłaniając na raz taką ilość, ale nie potrafiłem się oprzeć. Żar lał się z nieba...
Na miejscu nie pobyłem tak długo, jak to planowałem na początku. Miałem prawie godzinę opóźnienia! Trzeba było jeszcze wziąć pod uwagę powrót, bo jeśli do tego doszłyby takie warunki jak dotychczas, to spokojnie kolejną godzinę mogłem dodać do czasu przyjazdu. Ruszyłem zatem dość szybko, wcześniej jednak pozwalając sobie na odpoczynek u podnóża Jasnej Góry. Wylot z Częstochowy nie należał do najprzyjemniejszych etapów, podobnie jak i wcześniejsze poruszanie się tutaj, ale to było do przewidzenia. Gdy w końcu ponownie znalazłem się na trasie, trochę starałem się zwiększać prędkości, a z drugiej strony organizm domagał się już odpoczynku. Po jakimś czasie dostrzegłem, że po mojej prawej padał deszcz. Wcale nie tak daleko ode mnie. Dłuższą chwilę później, wraz z podmuchem wiatru z przeciwka, poczułem gorącą wilgotną woń deszczu. Chmury przysłoniły również słońce i zrobiło się trochę szaro. Póki co jechałem bez deszczu i po cichu liczyłem na to, że tak będzie już do samego końca :-) Zdałem sobie też sprawę z tego, że przed wyjazdem nawet nie zerknąłem na pogodę! :-) O dziwo jechałem jakiś spokojny :-) Dodatkowo pojawiło się też lepsze tempo :-) Na jednym z prostych odcinków przed Olesnem zbliżałem się do kolumny samochodów, jadącej z naprzeciwka. Przewodził jej TIR, a za mną nie jechało nic. Nagle z owej kolumny wyłonił się bus i rozpoczął manewr wyprzedzania. Ja od razu zdałem sobie sprawę z tego, że kierujący nie wyrobi się, aby wyprzedzić wszystkie pojazdy. Niestety skończyło się tym, że zmusił mnie do zjazdu na pobocze, TIRa do hamowania i użycia klaksonu. Okoliczności wskazywały również na to, że kierowca busa mnie widział. Takiego debila na drodze już dawno nie spotkałem. Nie przejmowałem się tym długo, docierając wreszcie do Olesna :-) Na wylocie przez kilka kilometrów jechałem po mokrym asfalcie i już było jasne, skąd ten deszczowy podmuch :-) Wyszło też słońce, a wraz ze zmianą nawierzchni na inną asfaltową, woda od razu zniknęła spod kół :-) Również w moje nogi weszły nowe siły! Miałem już w nich grubo ponad dwieście kilometrów, a dopiero teraz poczułem, że mogę uwolnić ich potencjał! Nie ograniczał mnie wiatr, a porządnie rozruszane mięśnie wręcz rwały się do dalszej pracy! Dosłownie chciało się jechać! Momentami prułem nawet powyżej czterdziestki, podciągając sobie jeszcze średnią całego wyjazdu :-) Zwolniłem po zjeździe z głównej drogi i finalnie będąc w Brynicy uznałem, że to jest punkt z którego rozpocznę wychładzanie organizmu :-) Do domu dotarłem w pełni satysfakcji z przejechanej trasy :-)

Cudny poranek! Mgła na okolicznych polach prezentowała się nadzwyczajnie!


Jeszcze dobrze nie wyjechałem, a już konieczny był techniczny postój na wymianę baterii w nawigacji :-) Fakt faktem nie zadbałem o to wcześniej.


Po zjeździe ze strzeleckiej trasy i w drodze w kierunku Góry św. Anny :-)


Fajowe widoczki w okolicy Góry św. Anny :-)



Góra św. Anny widziana z kierunku Dolnej :-)


Och jak dobrze, że zostawiliśmy to sobie na powrót! ;-)


W drodze do Częstochowy. Żar leje się z nieba!


Drzewka dawały nieco oddechu :-)


Powrót na super fajną leśną drogę :-)


Już trochę wymiękam, ale przecież się nie poddam! :-)


I kolejny ciekawy przystanek ;-)



Przystanek na jedzonko ;-)


Już u celu!






W trasie powrotnej :-)




Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.