Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
41.76 km 0.00 km teren
01:26 h 29.13 km/h:
Maks. pr.:54.40 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

Anka - dawno tu nie byłem :-)

Poniedziałek, 20 sierpnia 2018 · dodano: 09.12.2018 | Komentarze 0

Po całodziennej fizycznej tyrze (pierwszy dzień sam z dziećmi ;-) ), postanowiłem wybrać się po południu na rower :-) Przeszło mi to przez myśl już w ciągu dnia. Gorąco i tylko jedno wyjście z domu ledwie na zakupy, nakazywało odrobić zaległości w świeżym, śląskim powietrzu ;-)
A z dziećmi wcale źle nie było :-) Wręcz przeciwnie! :-)



Dawno jakoś nie siedziałem na szosie :-) Na wylocie z osiedla rzuciłem powitanie jakiemuś gościowi prowadzącemu jakąś białą szosę. Fajnie, że jest nas więcej w mieście :-) Kłodnica już na lekkim dylu, a później postój na światłach :-) Przepuściłem wszystkie autka na zielonym. A co tam. Niech sobie jadą :-) I oni, i ja skorzystam :-) Później znowu dyl za jakimś samochodem i "goniącym" go moplikiem. Za wiaduktem ostry but :-) Zwolniłem zjeżdżając w kierunku Raszowej :-) Fajnie :-) Szkoda, że Leszek na urlopie, bo bym wpadł na powrocie :-) Przy przejeździe kolejowym zauważyłem w samochodzie zaparkowanym obok budki dróżnika osobę siedzącą za kierownicą. Jakoś tak dziwnie zaprzątnęło mi to głowę (że niby strażnik w aucie, a przejazd nie strzeżony), że o mały włos nie wpakowałem się na łączenie szyn na przejeździe. Szpara była taka w sam raz na moje koło. Jakbym tam wjechał, to gleba murowana! No i koło rozwalone... Prawie w ostatniej chwili poderwałem je do góry i przejechałem dalej nawet bez złamanej szprychy ;-) A tyle razy tędy przejeżdżałem i jakoś nie pamiętam takich szpar ;-)
Dalej już z wiatrem, ale jakoś doturlałem się do Leśnicy ;-) Jeszcze wcześniej już w myślach witałem się z Anką... Dawno tu nie byłem, a przecież to fajne miejsce jest :-) Na ostatniej prostej przed podjazdem zerkałem na nią znów... Przypomniało mi się, jak kiedyś tu przystawałem chyba jeszcze Anktkiem... Sam podjazd poszedł bez oporów, choć przed Muzeum Czynu Powstańczego musiałem stanąć, aby włączyć tylną lapkę. Niestety podczas jazdy nie dało rady. Włącznik odmawiał posłuszeństwa coraz bardziej... Dalej już gładko :-) Chyba nawet lepiej, niż zwykle :-) Kilka dni przerwy być może zrobiło swoje, choć i tak w moim przypadku należałoby jakoś ten trening usystematyzować. Nie zastanawiałem się nad tym zbyt długo, wkrótce witając się z Karolem :-) Przez chwilę na ostatecznym podjeździe wspominałem, jak to przeszliśmy na "Ty", podczas moich tutejszych wizyt przed wyjazdem do Portugalii... ;-) Dojeżdżając tam, od razu wbiłem sobie najcięższy bieg, tak by być gotowy na zjazd. Zgodnie z zamiarem zadzwoniłem też do Aneczki, ale nie odbierała. Po głównej pojechał ciągnik rolniczy, więc nie śpieszyłem się za bardzo :-) Telefon zadzwonił, chwilę porozmawialiśmy :-) Tak, wiem - nasze dzieciaczki są najwspanialsze na świecie :-) W międzyczasie kamper. No to czekam dalej, ale już nie za długo. Wiem, że przed wiaduktem nad A4 zawsze zwalniam, więc puszczam się w dół :-) Mimo wbitego ostatniego biegu nie miałem parcia na prędkość :-) Ot, trochę wiatru, trochę wybierania dołów :-) Na ostatnim etapie przy kościele w Wysokiej leciutko podkręciłem, ale ostatnie wyboje jakoś podświadomie ustawiły mnie w maksymalnie aerodynamicznej pozycji (głowa prawie na kierownicy ;-) ) i tak sobie doleciałem do skrzyżowania :-) Kadłubiec przeleciałem :-) Niestety doły na wylocie trochę mnie wnerwiły (jakoś ostatnio więcej tego cholerstwa! ciekawe jak będzie na MRDP Zachód - jeśli w ogóle wystartuję ;-) ), ale ostatecznie pogoniłem z lekką pomocą wiatru ;-) Po nawrocie za A4 zdjęcie Anki przy zachodzie i dalej dyla :-) Na serpentynkach o dziwo bez nadmiernego ciśnięcia, jakoś bardziej na luzie i dopiero przed powrotem na główną Leśnica - Góra św. Anny mocniejsze depnięcie :-) Na głównej już większy dyl i z impetem wpadliśmy na leśnicki Rynek :-) Później znów dyl i tak aż do zakrętu w kierunku Raszowej ;-) Mięśnie przyjemnie dawały znać o sobie! Czuć, że były dotlenione, że pięknie pracowały i dawały moc! Dopiero teraz się zaczynałem rozkręcać ;-) Lasu prawie nie zapamiętałem ;-) Na wjeździe do Kłodnicy dyl i mimo studzienek i tego całego miejskiego asfaltowego pofałdowania, prędkość jakoś nie spadała ;-) Do skrzyżowania dojeżdżałem jeszcze na czerwonym, ale gdy byłem między drugim, a pierwszym samochodem, zapaliło się zielone :-) Seat mimo że niby sportowa marka, zrywu jakoś nie miał. No to ja dyla ;-) Wyprzedził mnie dalej, niż się tego spodziewałem :-) Cała prosta w Kłodnicy prawie pięć dych na blacie :-) Na gigancie! Za pierwszym rondem również depnięcie! Auta za plecami :-) Zjazd na drogę rowerową i spory spadek prędkości :-) Już wcześniej wiedziałem, że jestem tak nakręcony, że z wyciszania organizmu nic nie będzie :-) Z jednej strony jakoś tego nie żałowałem tym razem (krótka trasa to była), a z drugiej odczułem to później wieczorem, lekkimi przykurczami mięśni nóg - tych najbardziej u mnie wrażliwych. Trzeba w końcu wziąć się za to rozciąganie, rolowanie powięzi i tak dalej. Na dłuższą metę przyniesie to o wiele więcej korzyści, niż tylko takie pedałowanie. Tego jestem pewien. Wcześniej jednak, chyba spontaniczne przygotowania do MDRP Zachód... :-)

Cześć! Dawno się nie widzieliśmy!


Anka na horyzoncie... :-) Jeśli kiedyś przestanę tędy jeździć, to na pewno będzie mi jej bardzo brakowało...




Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.