Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
99.21 km 0.00 km teren
05:12 h 19.08 km/h:
Maks. pr.:42.90 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Jedziemy do Parku!, dzień 1

Sobota, 4 czerwca 2011 · dodano: 05.06.2011 | Komentarze 0

Na dziś wypadał zaplanowany wcześniej wyjazd do Stobrawskiego Parku Krajobrazowego. Przed opuszczeniem Kędzierzyna, musiałem jednak wstąpić do Ani po jej rzeczy i dojrzeć Bronka i Kazika (vel Stefana :P ). Zrobiłem jeszcze małe zakupy na drogę i w długą! :-) Czekała mnie piękna przejażdżka w gorący dzień :-)


Na Kuźniczkach zagapiłem się i przejechałem wjazd na szlak za Kanałem, ale wjechałem w następną uliczkę i niebawem dotarłem tam, gdzie chciałem, nieco przedzierając się przez chaszcze :-) Plan podróży zakładał wjazd na Górę św. Anny i przejazd przez Kamień Śląski. Osiągnąłem go, jadąc do Anki standardową drogą. Było bardzo gorąco. Na podjeździe powyprzedzali mnie wszyscy :-) Oczywiście Ci zmotoryzowani :-) Gdzieś w 1/3 lekkiego podjazdu przed zwrotem, zauważyłem dwa rowery w rowie. Ich właściciele zajadali czereśnie z przydrożnego drzewa. Trzeci siedział na rowerze i pilnował. Kilkadziesiąt metrów później, minęły mnie dwie zakonnice w białej skodzie. Oj... To się chłopakom dostanie! ;-) Po kilku chwilach jazdy, a jeszcze przed nawrotem, dostrzegłem wóz opancerzony ;-) To znaczy pokryty blachą wóz cywilny, stylizowany na czołgo-amfibię ;-) Jak się później okaże, w dalszej trasie, spotkam jeszcze na drodze cabrio z lat trzydziestych ubiegłego wieku i przepięknie odrestaurowaną Warszawę. Takie smaczki też się przecież liczą :-) Na szczycie góry, zatrzymałem się jedynie na moment, a postój na uzupełnienie płynów, zrobiłem sobie kilka kilometrów dalej. Po chwili na drodze zatrzymało się BMW na wrocławskich rejestracjach, wiozące eleganckiego pana i panią. Kierowca zapytał o drogę do Strzelec Opolskich - szybko pokazałem na nawigacji i po problemie :-) Prowincja, bo prowincja, ale za to jaka! ;-) Zabrać się nie chciałem. "Nie, dziękuję - wolę rower" ;-)
Na skrzyżowaniu skierowałem się na Strzelce, aby za chwilę odbić w boczną uliczkę. Niepewny swego podróżniczego losu, postanowiłem zapytać o drogę miejscowych. Niestety nie był to dobry pomysł, bo Ci z powrotem skierowali mnie na główną, a jak się później okazało jadąc prosto, dotarłbym po sznurku tam, gdzie chciałem. Nie wyszło jednak źle, bo po chwili - zauważając czerwony rowerowy szlak - postanowiłem na niego wjechać. Byłem w rejonie, którym w tamtym roku wracaliśmy z Anią z Surowiny. Praktycznie widziałem zjazd z głównej w stronę Góry św. Anny :-) Od tego momentu zaczęła się moja przygoda z dzisiejszym wyjazdem :-)
Do Kamienia Śląskiego dotarłem bocznymi drogami, czasem nie wiedząc nawet, gdzie dokładnie się znajdowałem :-) Od razu pomyślało mi się o Rumunii i opisach wypraw, gdzie asfalt kończył się w lesie :-) Tu miałem taką namiastkę :-) Oczywiście bardzo mi to odpowiadało :-)





Co prawda plan był taki, aby przez Kamień jedynie przejechać, ale jadąc obok parku usłyszałem, że jest tam jakaś impreza. Postanowiłem więc sprawdzić, co się tam dzieje :-) Na miejscu stwierdziłem, że był to raczej jakiś miejscowy festyn - raczej nie wesele, bo panny młodej nie widziałem ;-) Objechałem park i wróciłem na drogę, po chwili zatrzymując się w sklepie, aby kupić coś do picia. Jak się później okaże, w ciągu tego przejazdu wypiłem trzy litry płynów. Na wylocie wpadła na mnie biedronka i jechała ze mną aż do Tarnowa Opolskiego, przechodząc z ramy, to na jedną, to na drugą manetkę :-) Ależ to był fajny widok :-) Pod koniec naszej wspólnej podróży widać było, że zaczyna zbierać się do lotu, ale chyba powstrzymywał ją pęd wiatru. Zacząłem nawet kibicować jej w myślach, ale odleciała dopiero wtedy, gdy na głos krzyknąłem "No dawaj mała!" :-) Mam nadzieję, że nie da się zjeść...






Gdy wyjechałem poza zabudowania, znów mogłem zaznać leśnej ciszy. To zjeżdżałem z asfaltu prosto do lasu, to wjeżdżałem do niego, pokonując uprzednio uliczki, uczęszczane jedynie przez miejscowych. To, że robiłem to w ciemno nie przeszkadzało mi w ogóle - ważne było jedynie to, aby zachować kierunek jazdy :-) W jednym z miejsc, natknąłem się na "teren ochrony bezpośredniej", czyli jak można sądzić - po prostu bunkier :-) Muszę stwierdzić, że był bardzo zadbany :-) Cały czas jechałem bocznymi dróżkami, lub lasem. Było cudnie! :-) Nawet palące słońce w ogóle mi nie przeszkadzało. Gdy dotarłem do krajowej czterdziestki szóstki, postanowiłem pojechać prosto. Nic to, że po kilkudziesięciu metrach asfalt się skończył i zaczęła się polna droga! :-) Absolutnie w ogóle mi to nie przeszkadzało! :-) Zostało mi to wynagrodzone, bo natknąłem się na pomnik przyrody - dąb szypułkowy. W rzeczce obok, kąpały się jakieś chłopaki :-) Cóż za niespodziewane miejsce! :-) Kolejny postój był na mostku, gdzie po chwili zjawili się przejazdem inni rowerzyści :-) Jadąc dalej stwierdziłem, że chyba jestem w niebie :-)




Na kolejnym postoju w jakieś wsi, widziałem psa kierującego traktorem, a gdy ruszyłem w drogę, za ogrodzeniem jednego z domostw - przy śmiechu domowników i moim - zaczęły gonić mnie dwa małe psy. Wyglądało to tak, że przez pierwsze dwa metry, to ja byłem celem do obszczekania, następnie pierwszy pies zaczął w biegu gonić naokoło swój ogon, a po chwili ten z tyłu zaczął na niego szczekać. Wyglądało to przekomicznie :-))
Niebawem przeciąłem ostatnią wylotówkę z Opola, po której całkiem niedawno jechałem - teraz bezpośrednim celem była już Surowina. Mimo, że cały czas jechało mi się fajnie, to jednak po kilku kilometrach dalszej jazdy musiałem przystanąć, gdyż poczułem, iż tracę świeżość. Traf chciał, że obok biegła droga wgłąb lasu. Sprawdziłem na nawigacji kierunek... Dojechać dojadę! :-) Tak więc ostatnim dzisiejszego dnia leśnym skrótem, dotarłem do Świerkli, a następnie do końcowego celu dzisiejszego wyjazdu, gdzie zgotowano mi miłe powitanie :-) Co prawda bez chleba i soli, ale to chyba jeszcze nie czas... ;-)



Nie spodziewałem się, że na tak długim odcinku, zdołam przejechać trasę, jadąc praktycznie cały czas lasami. Coś niebywałego! :-) Co innego przejechać 100 km po okręgu na jakimś obszarze, a co innego przejechać po linii prostej, przez prawie pół województwa :-) Nie pomylę się chyba, jeśli stwierdzę, iż była to najlepsza rowerowa trasa tego typu w tym roku :-) 100 km jechane momentami dosłownie na czuja :-) Aby z dala od urbanizacji! Coś pięknego... :-) Tak, to można odkrywać swoje tereny! :-)
Był to też mini test dla Antka. Pierwsze spostrzeżenie, to drętwiejąca prawa dłoń. Chyba będzie trzeba nieco inaczej ułożyć kierownicę. Być może także i siodełko będzie do wymiany przed wyprawą... Poza tym, jak najbardziej OK! :-) Dał rady :-) Potwierdził wysoki komfort jazdy, bo np. wybieranie wybojów, czy nierówności, to w jego wykonaniu pierwsza klasa :-) W porównaniu z poprzednim bagażnikiem i sakwami, nie musiałem też uważać na to, aby nie zahaczać o nie piętami :-)
Do tego momentu moja statystyka wyglądała następująco:

DST: 89,84 km TM: 4:32 h:min AVS: 19,7 km/h MXS: 42,9 km/h

Wieczorkiem wybraliśmy się jeszcze z Anią do Brynicy. Jechałem już bez sakw i był to spokojniejszy wyjazd. W drodze powrotnej postanowiliśmy jeszcze sprawdzić jeden leśny trakt, ale ostatecznie wróciliśmy się, gdyż wychodziło na to, ze nie dojedziemy nim do celu.
_
Oby takich dni było więcej :-)


Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.