Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
46.46 km 0.00 km teren
02:12 h 21.12 km/h:
Maks. pr.:31.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Jesienne zakamarki Dzielnicy

Sobota, 5 listopada 2011 · dodano: 05.11.2011 | Komentarze 0

Poranek rozpoczął się rowerowo... :-) To znaczy promieniała ze mnie rowerowa pasja :-) Chyba już dawno tak to ze mnie nie wychodziło :-) Nastał wyczekiwany przeze mnie od kilku dni weekend. Pogoda zapowiadała się zgodnie z oczekiwaniami, zatem wystarczyło jedynie przystąpić do realizacji rowerowej pasji, wybierając wcześniej jakąś trasę :-) Jednocześnie chciałem zrobić kilkadziesiąt kilometrów, aby jeszcze przed nadejściem zimy się napedałować, a z drugiej strony nie chciałem jeździć zbyt długo, aby zdążyć wrócić jeszcze wtedy, gdy dzień będzie ładny. Po kilku krótkich chwilach do głowy wpadła mi myśl, aby dziś sprawdzić trasę na Dzielnicę którą minąłem, gdy jechałem niegdyś przez Zakrzów.



Od samego początku nękał mnie przeciwny wiaterek, ale nie zważałem na niego prawie w ogóle. Wciąż mam w pamięci miesięczną posuchę bez roweru, dlatego też rowerowe chęci trzymały się mnie mocno! :-) Coś mi mówi, że jeszcze bardzo długo będę "wspominał" miniony miesiąc. Na promenadzie zauważyłem brak bidonu, ale postanowiłem już nie wracać się po niego. Przede mną były najlepsze godziny jesiennego dnia, tak więc chciałem trzymać się planu. Zamierzałem też wstąpić na stację i dopompować przednie koło, ponieważ ostatnio coś nie bardzo napompowało się tyle, na ile powinno. Przy okazji chciałem też kupić coś do koszyczka, ale na miejscu okazało się, że przy kompresorze stoją dwa samochody. Grzecznie poczekałem na swoją kolej, po czym ruszyłem w dalszą drogę, nie przejmując się już brakiem napoju. Dam radę :-)
Ta część parku, przez którą właśnie przejeżdżałem, jak zwykle jesienią wyglądała malowniczo. W pewnym momencie miałem nawet wrażenie, że wręcz jestem zatopiony w żółci :-) Dojeżdżając do ulicy, kontynuowałem jazdę asfaltem, po chwili uświadamiając sobie, że przecież mogłem pojechać parkiem jeszcze prosto i wyjechałbym kawałek dalej, tym samym jadąc nieco krócej po ruchliwej drodze. Jeszcze przed Dębową, spotkałem kolegę z pracy, który zmierzał również na rowerze, lecz w stronę Koźla. Mimo, że jedynie machnęliśmy sobie na powitanie, to ucieszyłem się z tego spotkania, bo ów jegomość, to spoko gość :-) Gdy zbliżałem się już do zbiornika, zdałem sobie sprawę, że pomyliłem kierunki :-) Miałem przecież pojechać w kierunku na Cisek, a jechałem drogą prowadzącą do Długomiłowic! :-) Może to dlatego z parku wyjechałem podświadomie na ulicę, skąd mogłem odbić w dobrym kierunku, lecz nieświadomie popełniłem błąd? Nic to. Postanowiłem nie rezygnować z dalszej jazdy mimo, że po drodze mogłem odbić na całkiem przyjemny polny trakt, którym dotarłbym do odpowiedniej drogi. No problem! Pojadę i tak! :-)
Starałem się utrzymywać spokojne, lecz nie za wolne tempo. Znów nie chciało mi się śpieszyć :-) Chciałem, aby jazda była jak najbardziej płynna. Niebawem dotarłem do Długomiłowic, gdzie czekał mnie krótki podjazd, za którym zjechałem z głównej drogi wiedząc już, w którym miejscu spotkają się pierwotna i alternatywna trasa mojego przejazdu :-) Chyba muszę przyznać, że mam już w głowie troszkę zapamiętanych tras :-) A przecież był czas, gdy byłem zdania, że tu nie ma gdzie jeździć... ;-)



W dobrym nastroju dotarłem do Zakrzowa, gdzie zauważyłem za zabudowaniami przy drodze dwa śnieżnobiałe konie, przy których kręcili się jacyś ludzie. Gdy byłem już poza obszarem zabudowanym i zbliżałem się do decydującego skrzyżowania, zauważyłem na polu coś brązowego. I znów tym razem nie byłem pewien, czy to kura, czy też bażant :-) Przy okazji miałem także możliwość zaobserwowania otoczenia i muszę przyznać, ze to całkiem ładne okolice, nadające na krótkie rowerowe wypady, choć raczej na takie bardziej dla samego pokręcenia. Po chwili okazało się, że tym razem na polu urzędował kot :-)
Jechałem przed siebie nieznaną mi drogą, początkowo będąc na niej mało skupiony. W Nieznaszynie wykonałem bardzo krótki postój, a gdy ujechałem kilkaset metrów, z przydrożnego drzewa spadły trzy liście. Próbowałem nawet nie zatrzymując się chwycić jeden z nich, ale wyślizgnął mi się między małym, a serdecznym palcem ;-) Zacząłem także kojarzyć, gdzie mógłbym się znajdować i po krótkim czasie okazało się, że trafiłem w dziesiątkę :-)



Niebawem dotarłem do Dzielnicy, gdzie nieco zamotałem się na skrzyżowaniu, będąc dodatkowo nękany przez "natrętnego" psa ;-) Ostatecznie jednak z pomocą nawigacji, wjechałem w odpowiednią drogę, która doprowadziła mnie do miejscowości Przewóz :-) To był już czas, gdy na poważnie zacząłem zastanawiać się, czy uda mi się w tym miejscu przekroczyć Odrę i przejechać do Dziergowic. Nie byłem tego pewien, gdyż różne mapy różnie pokazywały tą drogę - jedne z mostem, inne bez. Na moment jeszcze zatrzymałem się, przy stojącym przy drodze drewnianym kościółku, gdzie zauważyłem też znak informujący o żółtym szlaku, a następnie dojechałem do - jak się okazało - decydującego skrzyżowania, przy którym stał znak D-4a. Nie zrażając się tym, obejrzałem cokół z łodzią i umieszczoną nieopodal kotwicę. Postanowiłem też, że podjadę do Odry, skoro byłem już tak blisko :-)



Jechałem spokojnie, mijając ostatnie zabudowania. Jeśli faktycznie dobrze sprawdziłem przed wyjazdem, to znajdowałem się na drodze wojewódzkiej. Czy na takiej drodze nie powinien być przypadkiem zapewniony ciągły przejazd? Przy ostatnim gospodarstwie pasło się stadko krów. W ogóle trzeba przyznać, że to był wyjazd o charakterze rolniczym. To poorane pola, to buraki leżące w hałdach przy drodze, to właśnie bardzo częsty widok pasących się krów. Czyżby to miały by być ich ostatnie podrygi przed zimą?
Dojeżdżając do końca drogi, zauważyłem złamany szlaban i zakaz wjazdu, przy którym stał samochód, a w oddali szło dwóch wędkarzy. Zauważyli oni moją obecność i obserwowali mnie, aż do czasu mojego odjazdu, a może i dłużej, czego z całą pewnością stwierdzić nie mogę, gdyż miałem ich za plecami ;-)



Postanowiłem udać się w drogę powrotną, wybierając drogi prowadzące jak najbliżej rzeki. Już na pierwszym skrzyżowaniu, czekał mnie dylemat :-) Z jednej strony nie chciałem rezygnować z jazdy po asfalcie, a z drugiej, w prawo biegł żółty szlak, poprowadzony polną drogą. Po krótkim namyśle, postanowiłem jednak zrezygnować z wcześniejszych założeń co do typu trasy tym bardziej, że droga wyglądała nawet zachęcająco. Jak to jednak często bywa, początkowe wrażenie okazało się być złudne :-) Tak więc droga z czasem poczęła tonąć w liściach, utrudniając mi wyłapanie nierówności i choć wciąż jechało mi się dobrze, to jednak do mej głowy wszedł pewnego rodzaju element niepewności ;-) Zrobiło się też wężej, a ja zacząłem myśleć sobie w mięczyczasie, że te okolice wciąż są dla mnie nieodkryte. Jakoś dużo tu dróg, powiązanych ze sobą, w których nie bardzo potrafię się znaleźć. Nie jeżdżę tędy zbyt często i to pewnie dlatego w wyobraźni, jestem w stanie umieścić się tylko na tych głównych. Chyba wiosną spędzę tu cały dzień, żeby je wszystkie obczaić i zrobić sobie w pamięci swego rodzaju mapę ;-)




Po stosunkowo krótkim czasie, znów znalazłem się na drodze asfaltowej, już całkiem blisko własnych okolic. Według nawigacji, mogłem wyjechać tuż przed drewnianym mostem na Odrze w Cisku. Byłem ciekaw jaką drogą będzie dane mi tam dojechać. Wszak jeśli okaże się, że jest spoko, to będzie to naprawdę fajny trakt wylotowy w te rejony :-) Tak też i było :-) Droga okazała się być wąską i spokojną asfaltówką, bardzo dobrze nadającą się na jazdę rowerem :-) Zacząłem się nawet zastanawiać, czy i jutro nie przyjechać właśnie tutaj, aby tym razem ułożyć sobie trasę po innej pętli :-)
W międzyczasie zaczęło coraz to mocniej męczyć mnie pragnienie, dlatego też zakręciłem krótką pętlę w Cisku, w poszukiwaniu otwartego sklepu. Znalazłem go co prawda, ale nie uśmiechało mi się zostawiać Kosi samej, dlatego też nie schodząc nawet z niej, ruszyłem dalej przed siebie. Oczywiście wybrałem wariant polnego skrótu, którym jak zwykle jechało mi się bardzo przyjemnie. Gdy go ukończyłem, czekał mnie nieco nudniejszy fragment do Kobylic, ale szczęśliwym trafem urozmaicił mi go paralotniarz, kręcący kółka nad moją głową :-) Co prawda nie dorobiłem się jeszcze żadnego mocowania do aparatu przy kierownicy, ale miałem go zawieszonego na szyi, więc tym razem nic mi nie uciekło :-)




Kilkaset metrów dalej, zatrzymałem się jeszcze, aby pstryknąć fotkę okolic naszej działki i ochoczo ruszyłem dalej, po czasie wjeżdżając do kozielskiego parku. Tym razem nie wydłużałem już drogi do domu :-)




Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.