Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
46.76 km 0.00 km teren
01:53 h 24.83 km/h:
Maks. pr.:41.00 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Wokół Odry

Niedziela, 6 listopada 2011 · dodano: 06.11.2011 | Komentarze 0

Przed godziną dziewiątą, wyszedłem z Benkiem na spacer. Gdy tylko otworzyłem drzwi od klatki, uderzyła mnie fala ciepłego jak na tą porę roku i dnia powietrza. Nie spodziewałem się, że tak rano będzie już tak ciepło. Od razu ucieszyłem się też, bo to oznaczało, że będę mógł dziś więcej wykręcić na rowerze :-) Wyjście co prawda opóźniło się troszkę, gdyż postanowiłem jeszcze przejrzeć wczorajszy - nie opublikowany jeszcze wpis - i po ewentualnych poprawkach, umieścić go na blogu. Na rower wsiadłem więc dopiero około godziny jedenastej trzydzieści, co nie dawało mi już takiej przewagi w stosunku do dnia poprzedniego.



Trasę ułożyłem sobie całkiem fajną :-) Miała ona w stu procentach przebiegać drogami asfaltowymi, więc liczyłem na to, że uda mi się ją pokonać bez większych niespodzianek. Od razu narzuciłem sobie nadzwyczaj silne tempo. Momentalnie MXS podskoczył do niecałych czterdziestu kilometrów na godzinę, a średnia na końcu Gazowej wynosiła dwadzieścia siedem z hakiem. Wiedziałem, że teraz przede mną już tylko równia pochyła - wiadomo w którą stronę ;-) Dzisiejszy dzień z racji naprawdę fajnej temperatury, jeszcze bardziej nadawał się na jazdę rowerem, a ponadto i moje samopoczucie było naprawdę spoko :-) Poranny spacer z Benkiem świetnie mnie nastroił :-) Wjeżdżając na skrzyżowanie z Żeromskiego, bardzo ładnie włączyłem się do ruchu, zazębiając się z nadjeżdżającym znad przeciwka samochodem. Oczywiście musiałem dynamicznie depnąć i dlatego wyszło to tak fajnie ;-)
Utrzymywałem ciekawe tempo - o dziwo, nawet powyżej ustanowionej na początku wysokiej średniej - i szybko dotarłem do skrzyżowania w Kłodnicy, gdzie musiałem odstać swoje, bo właśnie sygnalizator puścił do mnie czerwone oczko. Ruszyłem bardzo dynamicznie, utrzymując wysokie tempo przez kilkaset metrów, po czym nieco zwolniłem, bo jakoś nie chciało mi się zbytnio pędzić ;-) To już nie te warunki do jazdy. Mimo to cały czas jechałem w miarę szybko, dlatego też już po bardzo krótkim czasie minąłem las i znalazłem się w Raszowej. Także i tam nie zabawiłem zbyt długo, docierając do kapliczki przed Leśnicą, gdzie zauważyłem znak czarnego szlaku rowerowego, prowadzącego w jedną stronę do Leśnicy, a w drugą w głąb pola. Na pewno sprawdzę tą dróżkę. Być może już nawet niedługo :-)



Zassałem kilka razy bidon i ruszyłem dalej, doganiając w połowie wzniesienia przed Leśnicą innego rowerzystę, który minął mnie podczas mojego postoju. Pozdrowiliśmy się krótko, po czym przyśpieszyłem, uciekając mu zdecydowanie. Wciąż jechało mi się bardzo fajnie :-) Co prawda na podjeździe do centrum Leśnicy nie bardzo chciało mi się pedałować, ale już po chwili miałem z górki ;-) Na skrzyżowaniu odbiłem w stronę Zdzieszowic i mijając ostatnie zabudowania, zacząłem kręcić korbą bardziej zdecydowanie. Po pewnym czasie zauważyłem własny przypływ energii i uśmiechnąłem się w duchu. Fajnie jest tak machać nogami, nawet pod lekki wiatr i nic sobie z niego nie robić :-) Może jeszcze będą ze mnie ludzie? ;-) Dwieście, trzysta? Czyżby faktycznie miało być i więcej? ;-) Życzyłbym sobie... :-)
W Zdzieszowicach musiałem odstać swoje. To miasto z przejazdem kolejowym w centrum i ja akurat natrafiłem na dwa pociągi. Czekałem cierpliwie, bo choć z jednej strony byłem minimalnie zawiedziony tym, że przerwano mi mój piękny przejazd, to z drugiej wiedziałem, że taka przerwa nawet mi się przyda, a na starcie będę mógł sobie fajnie depnąć ;-) Tak też się stało! :-) Po kilkudziesięciu metrach jazdy, wyprzedziłem nawet wolniej jadący samochód, mijając jeszcze ze swojej lewej strony, stojące w sznurku samochody :-) To fajne uczucie :-) I nie mam na myśli samego wyprzedzania, ale dynamikę, świeżość i możliwości. W tym miejscu ustanowiłem MXS dzisiejszego wyjazdu.
Niebawem dotarłem do promu. Postawiłem Kosię przy balustradzie i zapłaciłem jedyne 50 groszy za przeprawę. Hm... Gdy byłem tu z Anią wyszło jakoś więcej. Czyżby jakaś promocja? ;-) Za wiosło chwyciłem tym razem sam i ochoczo zabrałem się do przeciągania promu na drugi brzeg :-) Pozytywne to było :-) No i zawsze to jakieś urozmaicenie :-) Po zejściu na ląd, znów miałem okazję zaobserwować kolory jesieni... Poborszowski las był miejscami przepiękny, a przy tym ukazywał takie smaczki jak na przykład ozłocona polana, na której malowniczo leżały przewrócone drzewa. Nawet żałowałem, że nie zatrzymałem się na zdjęcie...




Docierając do Kamionki, dały o sobie znać pierwsze - jeszcze minimalne - symptomy zmęczenia. Nie miałyby one najpewniej żadnego wpływu na moją jazdę, ale niestety - jak się okazało - były ono w zmowie z północnym wiatrem. Średnia zaczęła spadać, ale nic sobie z tego nie robiłem. W końcu nie jeżdżę przecież dla średniej! Był to jednak zdecydowanie najgorszy odcinek dzisiejszej trasy. Tuż za Kamionką zatrzymałem się jeszcze na krótki odpoczynek, w którym towarzyszyły mi gawrony, licznie okupujące samotne przydrożne drzewo. Gdy tylko skierowałem ku nim obiektyw aparatu, jeden po drugim zaczęły opuszczać ogołocone z liści gałęzie. Dziwne. Przecież aparat w niczym nie przypomina strzelby ;-)



Wiatr ciągle przeszkadzał w jeździe. Za Dobieszowicami sytuacja uległa jeszcze nieznacznemu pogorszeniu. Na moment zatrzymałem się na wzniesieniu, spoglądając na okolicę, a po chwili do moich uszu dobiegł dźwięk sygnału z przejeżdżającego szynobusu. Pamiętam, jak sam nim jeździłem... Byłem wtedy ciekaw, jak to jest jeździć po takiej drodze wśród pól... Ciekawe ilu rowerzystów jedzie w tym pociągu dzisiaj? Czy zostałem dostrzeżony przez kogokolwiek z tego pociągu? Czy choć część z podróżnych, chciałaby być na moim miejscu? Ot takie luźne i pozostawione bez odpowiedzi pytania postawiłem sobie sam przed sobą. Ja wiem, że nie zamieniłbym się z nikim. Ruszyłem ciesząc się przez moment ze zjazdu, po czym znów musiałem stawić czoła wiatrowi. To był mniej przyjemny fragment wyjazdu, choć byłem bardzo daleki od oficjalnego zauważenia tej niedogodności ;-) Wygłodniały rowerowych wrażeń, nie zważałem na opór a ponadto, to jeździłem już przecież w gorszych warunkach. De facto był to tylko ot taki sobie przeciwny wiaterek :-)
W głowie miałem ułożoną dalszą trasę po krajowej "czterdziestce" i choć wiedziałem, że będzie czekał mnie na niej podjazd, to nie za bardzo miałem dla niej alternatywę. Gdy jednak dotarłem do pierwszych zabudowań Pokrzywnicy, zauważyłem boczną asfaltową drogę, prowadzącą w kierunku osiedla. No tak! Przecież biegnie w stronę góry echa! Bez namysłu zjechałem z głównej i po kilku krótkich minutkach, dotarłem do znanego sobie skrzyżowania :-) Co prawda wiatr wciąż troszkę dokuczał, ale było już zdecydowanie lepiej :-) Szybko śmignąłem między polami i znalazłem się w Komornie, gdzie odbiłem w kierunku Większyc i skrzyżowania, w które wjeżdżałbym też, jadąc uprzednio zaplanowaną drogą krajową :-)
Po jej drugiej stronie, na wybiegach znajdowało się kilka koni z pobliskiej stadniny. Pozytywnie minąłem dwa zakręty, po czym zauważyłem średniej wielkości czarnego psa, kręcącego się przy drodze. Ojć... Wiedziałem, że pieski z tych gospodarstw są nawet mocno szczekliwe, więc minąłem go jadąc w lekkim napięciu, ale okazało się, że ów piesogość był grzeczny ;-) Szybciutko dotarłem do następnego skrzyżowania, wjeżdżając na nie równo z innym rowerzystą jadącym po głównej. Od razu przyśpieszyłem, wyprzedzając go i jednocześnie zjechałem na prawo. Po bardzo krótkiej chwili znów dotarłem do głównej, starając się nieco zwiększyć tempo. Minąłem rondo i nie męcząc się zbytnio, puściłem się z górki, pokonując równie leniwie pozostałe kilometry, dzielące mnie od domu :-)
_
Chyba lubię jesień... ;-)


Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.