Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
75.00 km 0.00 km teren
03:11 h 23.56 km/h:
Maks. pr.:51.90 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Wyjazd na uparciucha - tu ;-)

Niedziela, 17 czerwca 2012 · dodano: 30.12.2012 | Komentarze 0

Po dniu przerwy nastał czas powrotu. Ochoczo udałem się w drogę, mając w pamięci bardzo fajne wspomnienia trasy piątkowej, oraz tej pierwszej która obudziła we mnie mocniejsze zainteresowanie zamieszkiwanym przez siebie województwem :-) Dzień ponownie zachęcał do jazdy :-)



Mając jeszcze w planach odwiedziny w Opolu, odbiłem w bok w Czarnowąsach i praktycznie na czuja dojechałem do celu, korzystając z ciekawego skrótu tuż przy obwodnicy, a następnie wybierając szóstym zmysłem uliczkę, którą dotarłem w bliskie rejony przystankowego osiedla :-) Po jakiś kilkudziesięciu minutach ruszyłem w dalszą drogę i tylko czekałem, aż wyjadę z Opola :-) Na jednej z końcowych uliczek popatrzyłem jeszcze na swoją wypaśną mapę, aby ustalić kierunek i jadąc już główną, odbiłem w prawo w nieznaną uliczkę :-) Od razu zrobiło się spokojniej, a pewną atrakcją okazał się tam ładnie położony zakręt (a przynajmniej tak mi się zdało, choć mnie pewnie obraz krzywiły endorfinki ;-) ), za którym czekała na mnie prosta z dwoma zbiornikami wodnymi, położonymi na każdym z boków owej drogi. Bardzo szybko dojechałem nią do lasu, który początkowo był bardzo przyjazny (wyprzedziłem nawet grupę rowerzystów z dziećmi i eskortującą ich motorynkę ;-) ), ale gdy tylko dotarłem do nawrotu zaczęły się małe schody.




Leśny trakt nagle zrobił się zarośnięty. Mijałem knieje, mały strumyk i co gorsza nie bardzo wiedziałem jak stamtąd wyjechać - jedna z dróg kończyła się w polu, druga była zarośnięta. Niby byłem na skraju lasu, a jakby uwięziony. Na krzyżówce przystanąłem, ukąszony wcześniej przez jakieś zielsko i odetchnąłem chwilkę. Nawigacja pokazywała miejscowość nieopodal, ale w tamtych warunkach musiałem się natrudzić, żeby do niej dotrzeć. Na szczęście końcówka poszła mi lepiej: przejechałem przez wąską polanę z wytyczoną delikatnie drogą, która po chwili zamieniła się w polny trakt. Stąd już szybko dotarłem do częściej użytkowanej drogi asfaltowej :-) Niestety znowu zwodziła mnie moja niezeskalowana mapa... W Korosowicach udałem się w kierunku Kamienia Śląskiego zawracając po chwili postoju i obliczania trasy tak, aby trafić lepszą drogą do rezerwatu, który chciałem odwiedzić. Pogoda była jednak mega satysfakcjonująca! Było bardzo gorąco, ja pędziłem przed siebie znów w perspektywie fajnej trasy i czułem, jak rower wyzwala we mnie energię! Na postojach uderzało mnie gorąco i cholernie mi się to podobało! Za Tarnowem Opolskim, gdy znów zjechałem z bitumicznej drogi, minąłem chatkę położoną nieco na uboczu przy torach i począłem zmierzać do kolejnego lasu. Ptaki śpiewały jak oszalałe. Może zabrzmi to głupio, ale poczułem się zakochany w opolskim!





Włączał mi się świrek. Przypadkiem wjechałem na jakąś starszą posesję położoną przy skraju lasu i szybko się stamtąd wycofałem, ku swojej uciesze :-) Dotarłem do kolejnego asfaltu i w przypływie refleksji nad wyprawami rowerowymi pomyślałem sobie, że tegoroczny urlop może jeszcze uda mi się wykorzystać na zagraniczny wypad, ale w przyszłym roku już raczej nie będzie to możliwe. Może by więc tak zaplanować trzytygodniowy, krajoznawczy trip po opolskim wraz z Bąbelkiem? Pomysł wydał mi się bardzo trafiony (nie zapominajcie, że atakowały mnie endorfinki! :-) ), tak więc kto wie? :-) Tymczasem korzystając z możliwości pokonania leśnego skrótu, wjechałem na znany mi fragment drogi niedaleko Otmic i pociągnąłem nim kawałek, skręcając znów w las. Cały czas cieszyłem się dniem! :-) Słuchałem otoczenia i spoglądałem na piękne niebko :-) No i oczywiście gnałem przed siebie! :-) Bardzo szybko więc dotarłem do rezerwatu, który miałem w planach odwiedzić :-) Co by nie powiedzieć, nie znalazłem w nim nic szczególnego :-) Ot las jakich (chyba) wiele :-) Ale ja się pewnie nie znam :-)



Po prostej jak strzała leśnej drodze, pędziło mi się bardzo dobrze :-) Jazda była na tyle efektywna i przyjemna, że gdy wykonałem kolejny postój na drodze asfaltowej, całe moje ciało oblały fale potu! Czułem się cholernie usatysfakcjonowany tym pięknym kręceniem! :-) Odpisałem Aneczce na SMS'a i znów podjechałem trochę dystansu asfaltem, wjeżdżając ponownie między drzewa w momencie, gdy na horyzoncie wyłaniał się skraj lasu. To był jak najbardziej naturalny wybór, a poza tym niepotrzebna mi była ruchliwa droga, rysująca się już na ekranie nawigacji. Cały czas pędziłem przed siebie, nie wiadomo kiedy wyjeżdżając na otwartą przestrzeń :-) Ba! Miejsce w którym wyjechałem również było znajome :-) Niezwłocznie skierowałem się ku głównej i tym razem po jej drugiej stronie wjechałem w uliczkę, która nie powodowała niechcianego nadkładania drogi :-)
Wjeżdżałem w kolejny etap wyjazdu. Tereny były już bardziej "moje", a poza tym poruszałem się tą samą drogą, która jechałem dwa dni wcześniej. Przystanąłem przy jednym z pól na krótką pauzę. Słońce zaczęło już rzucać trochę większe cienie, a ja byłem taki radosny... :-) Takie wyjazdy zawsze generują we mnie bardzo pozytywne emocje! :-) Niebawem dotarłem do Dolnej i postanowiłem sprawdzić inny wariant trasy, prowadzący drogą nad autostradą. Zaślepiony endorfinkami dopiero na krzyżówce zauważyłem, gdzie mnie ona zaprowadziła. Przecież to znana mi droga między Czarnocinem, a Olszową!



Puściłem się w dół, wyciskając sobie łzy z oczu :-) Po czasie pokonałem po raz kolejny w ciągu kilku dni ten sam podjazd i ciesząc się jednym z ostatnich pięknych widoków na tych wzgórzach, stoczyłem się do miejsca gdzie otoczenie było już bardziej szare. Do Kędzierzyna dojechałem najprostszą drogą, a że w przyrodzie równowaga musi być zachowana, "za karę" ostatni etap podróży okazał się być dla mnie znacznie bardziej wymagający - na schodach w drodze do mieszkania napotkałem swoją ulubienicę ;-) Mała, ciekawska sąsiadka wypytała mnie chyba o wszystko, co działo się w moim życiu przez ostatnie dwa dni :-) Padło nawet dziwne jak dla mnie pytanie o to, czy jestem lekarzem :-) Normalnie wywiad większy niż u mojej Aneczki! ;-)


Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.