Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
31.43 km 0.00 km teren
01:36 h 19.64 km/h:
Maks. pr.:38.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Roweru nie odpuszczę! :-)

Niedziela, 9 czerwca 2013 · dodano: 07.07.2013 | Komentarze 0

Zamulałem dziś cały dzień. Nie wyspałem się wcale, a i pewnie do tego doszedł podświadomy stres związany z powrotem do pracy. Pogoda była przecudna! Po południu wyskoczyliśmy na Dębową, ale Bąbelek marudził więc szybko wróciliśmy :-) Mnie dalej męczyło... Postanowiłem w końcu wyjść :-) Przedtem musiałem jeszcze dopompować koła w Antku i przy okazji zamienić zacisk na Chariotowy :-) W drogę wyruszyłem równo o siedemnastej :-)


Już od pierwszych metrów czułem, że to będzie super wyjazd! :-) Koszulka trzepotała na wietrze, świeciło słońce, pachniał wiatr :-) Jeszcze przed azotowym skrótem poczułem taką radość, że uśmiech nie schodził z mojej twarzy :-) Tak. Cholerny, mimowolny uśmiech od ucha do ucha! :-) Dzieliłem się tym szczęściem z otoczeniem :-) W zasadzie, to chciałem też zatrzymać się i wykrzyczeć Aneczce do słuchawki swoje szczęście, ale póki co pędziłem przed siebie! :-) Plan był taki, aby pierwszy postój zrobić na moście przed azotowym lasem. Dotarłem tam, wciąż chłonąc otoczenie i ekstremalnie ładując baterie, od dawna nie ładowane.
Otoczenie przed mostem trochę się zmieniło. Gdy do niego dojeżdżałem, zdałem sobie sprawę z tego, że ja nie mam wcale ochoty schodzić z roweru! Decyzja w ułamku setnym sekundy i pęd do przodu! SMS do Piotra z pozdrowieniami ze szlaku też był mało ważny :-) Minąłem jeden i drugi i nawet trzeci fajny widok (zarośnięty bunkier, super fajna podmoknięta polana, zarośnięty las), a nie chciałem zatrzymywać się na zdjęcia! :-) Jechałem i czerpałem z tego mega radość. Poziom szczęścia osiągnął bardzo wysoki pułap! :-) W końcu dotarłem do drogi prowadzącej do Starej Kuźni i tam zatrzymałem się, by podzielić się swoim szczęściem, a przy okazji zrobić jakieś fotki ;-) Wjeżdżając na asfalt pozdrowiłem jeszcze profi kolarza z wzajemnością :-) Zszedłem z roweru, zrobiłem dwa zdjęcia i padły baterie :-) Padły później i drugie, świeżo ładowane (są do wymiany), a także zwykłe, wyjechane wcześniej :-) No cóż ;-)



Szybko nabrałem prędkości, łykając kolejne metry asfaltowej drogi, pomiędzy pięknym lasem :-) Roweru nie odpuszczę! Nie ma takiej opcji! :-) Mknąłem przed siebie, będąc silniejszym z każdym pokonanym metrem! Miałem jednak pecha, bo rozpędziłem się bardzo fajnie w momencie, gdy musiałem hamować zbliżając się do drogi z pierwszeństwem ;-) Przejechałem na wprost, odpowiadając dzień dobry miłemu chłopcu, przy moście na Kanale. Park przeciąłem szybciutko, licząc na to, że na znanym mi skrzyżowaniu, odnajdę otwarty sklep :-) Tak się złożyło, że spotkałem tam od lat nie widzianego kolegę ze szkolnych ław :-) Chwilę pogadaliśmy i ruszyłem dalej przed siebie, zaopatrzony w napitek :-) Akurat słońce zaszło za chmury... :-) Na rozdrożu zwróciłem się w kierunku Miejsca Kłodnickiego, pozostawiając Antka na wysepce. Chwilę wcześniej zauważyłem wijącego się w przyjemnym asfaltowym ciepełku wężusia i postanowiłem go nakręcić - choćby komórką. Niestety było to dosyć trudne, bo co chwila cholery samochody przejeżdżały - czasem dosyć niebezpiecznie blisko mojego bohatera. Niestety... Nim stamtąd ruszyłem, byłem świadkiem jego agonii... Tym razem wił się z bólu po kontakcie z oponą jednego z samochodów. Mnie udało się uchwycić jego ostatnie w miarę szczęśliwe chwile (bo ucieczki przed obiektywem nie uwzględniam ;-) ).


Ujechałem tylko kawałek, zatrzymując się przy znanym mi tylko z odległego widzenia pomnika, by uzupełnić płyny. Ruszając zerknąłem na prawo, gdzie zauważyłem stąpającego po łąkowej polance bociana! Obserwowałem go dłuższą chwilę, wyciągając później komórkę :-) Zdjęcie zrobiłem pod słońce, więc widać tylko jego czarne skrzydła, a że była tam i cała reszta bociana, musicie uwierzyć mi na słowo ;-)



Słońce dalej chowało się za chmurami, a dodatkowo aura zrobiła się jakby trochę niepewna. W lesie pozdrowiłem kolejnego rowerzystę :-) Moje pogodne nastawienie fajnie mi się udzielało :-) Zgodnie z wcześniejszym założeniem zjechałem na drogę, którą do tej pory przemierzyłem tylko raz, ale od razu jakoś takoś wydało mi się, że to chyba nie ta ;-) Tak :-) Po zaliczeniu kilku leśnych kałuż i nabiciu kilkuset dodatkowych metrów, zawróciłem mknąć po chwili prawidłowym traktem :-) Minimalnie żałowałem tej decyzji, bo (zgodnie z przewidywaniami) wpakowałem się w niezłe kałuże i błocko :-) Dałem jednak rady, wyjeżdżając po czasie do asfaltowej drogi :-) Po krótkim postoju ruszyłem za samochodem, który omijając dziury spowalniał moją jazdę. Gdy nawierzchnia zrobiła się lepsza, puściłem się za nim, momentalnie wykręcając MXS wyjazdu i czując, jak fajny daje mi to power! :-) Lenartowice opuszczałem z psem przy ogrodzeniu, zastanawiając się przez krótką chwilę czy aby dostać się do pobliskiego lasu mijając jednocześnie osadę, musiałbym się mocno natrudzić. Może kiedyś sprawdzę ten wariant :-) Póki co trza było jednak powoli wracać do domu :-) Za Kanałem znów zjechałem w las, gdzie natknąłem się na wyciętą polanę i wyjeżdżoną przez szerokie koła drogę. Znów było mokro :-) Niebawem byłem już na Kuźniczkach, wjeżdżając na niedawno odkrytą ścieżkę i momentami mocno schylając głowę przed zwisającymi gałęziami :-) Pokonałem wiadukt z bardzo ciemnym środkiem, dziękując innemu cykliście na to, że poczekał po drugiej stronie, abym spokojnie przejechał (jak się okazało nie chciał płynąć wpław ;-) ) i ruszyłem dziarsko ku obwodnicy :-) Pod koniec mojego przejazdu, zostałem wyprzedzony przez profi na kolarce, ale już zwalniałem, więc się nie liczy ;-) Na marginesie, to kolega chyba nie zauważył zakazu wjazdu przed rondem, lub po prostu była to jego świadoma odpowiedź na działania naszych władz :-) Zdarzali się również rowerzyści wjeżdżający tam pod prąd... Ja mknąłem sobie działkowym skrótem, gdzie dopadły mnie grube, choć rzadkie krople deszczu. Z czasem jednak przybrały na sile, więc do klatki rowerem wjechałem, mijając znajomych Łukasza, a wcześniej jego samego :-) Chwilę pogadaliśmy, a gdy piąłem się po schodach, na zewnątrz była już niezła deszczowa jatka, przyprawiona błyskami :-)


Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.