Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
25.33 km 0.00 km teren
01:05 h 23.38 km/h:
Maks. pr.:31.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Via Cisek: zdążyć przed zachodem ;-)

Środa, 12 czerwca 2013 · dodano: 07.07.2013 | Komentarze 0

W końcu nastał dzień, w którym słońce świeciło od rana :-) Do popołudnia kałuże powstałe po ostatnich deszczach, zmniejszyły się o połowę :-) Przed osiemnastą wzięło mnie spanie, ale gdy wróciła Aneczka szybko mi przeszło ;-) Pod wieczór, spoglądając na słoneczko, szybko zebrałem się na rower :-)


Początkowo trasa miała być krótka - ot wizyta na Żabieńcu i z powrotem :-) Wyszło jednak całkiem inaczej :-) Przejeżdżając przez działkowy skrót, dostałem się na obwodnicę, gdzie szybko nabrałem prędkości :-) Przedarłem się przez mostek i po chwili byłem już w lasku, gdzie załapałem kilka kałuż :-) Następnie przejechałem przez Żabieniec szybkim tempem i zatrzymałem się przy polnej drodze, która biegła w kierunku powrotnym, a którą w pierwszym zamyśle miałem wracać. Po chwili zastanowienia ruszyłem jednak prosto ulicą, bardzo szybko nabierając prędkości :-) Nie wiedziałem jeszcze gdzie pojadę :-) Na główną włączyłem się bardzo płynnie, kierując się następnie w stronę Koźla, szybko przejeżdżając ulicą Dunikowskiego, walcząc nieco z przeciwnym wiatrem. Zastanawiałem się, czy skręcić na drogę rowerową i wrócić już do Kędzierzyna, czy popędzić przed siebie. Wjechałem do Koźla... :-)
Skręcając do parku, minąłem straż miejską (która chyba nie powinna tu wjeżdżać samochodem) i znów popędziłem przed siebie :-) Tempo wyjazdu miałem całkiem dobre :-) Na pierwszym zakręcie minąłem ładnego pieska, który po chwili zaczął mnie gonić przy akompaniamencie wołającej go właścicielki :-) Ja miałem z tego ubaw :-) Rozglądałem się też za miejscem do kadru - słońce puszczało ładne, długie cienie a poza tym zdałem sobie sprawę z tego, że trochę brakuje mi tego Koźla, parku... To tutaj zaczynałem ładować rowerowe bateryjki... Ostatecznie nie zrobiłem żadnego zdjęcia (jeszcze kiedyś pewnie będzie okazja :-) ) i skierowałem się w kierunku Kobylic, nabierając prędkości na asfalcie i ponownie jadąc pod lekki wiatr :-) Byłem ciekaw, czy uda mi się w miarę wcześnie wrócić do domu, a poza tym wciąż utrzymywałem fajne tempo przejazdu, więc była okazja aby trochę poprawić rowerowe statystyki :-) Zaraz za Kobylicami zatrzymałem się, widząc pływającego w oddali łabędzia :-) Poza tym znów dopadły mnie trochę miłe wspominki - byłem niedaleczko naszej "działki", gdzie przed wyprawą nad Balaton testowaliśmy z Aneczką namiot i kuchenkę :-)





Kierując się do Landzmierza, zdałem sobie sprawę z tego, że Cisek wcale nie jest tak blisko, jak mi się to zdawało ;-) Słońce już powoli zaczynało opadać, a ja wymyśliłem sobie, że przetestuję wskazania nawigacji dotyczące zachodu słońca. Była ku temu dobra okazja :-) Przez Landzmierz przemknąłem bardzo szybko, ciesząc się z dobrej nawierzchni o zerowym ruchu i fajnych zakrętach, gdzie super kładło się rowerek :-) Gdy już wyjechałem na główną, zauważyłem zdezelowaną kaczkę na sprzedaż, a następnie miałem okazję sfotografować ładną wieżę kościoła na tle super błękitnego nieba, okraszonego chmurkami. Tu jednak się już nie zatrzymywałem :-)



Skróciłem sobie drogę wjeżdżając w boczną uliczkę i po chwili usłyszałem gary, trąby i odgłosy marszu :-) To w Cisku przy fontannie (i jakimś oficjalnym budynku, którego funkcji nie pamiętam ;-) ) trwała próba do jakieś imprezy :-) Były standardowe "wojskowe" instrumenty, oraz prowadzący z batutą :-) Wszyscy po cywilu :-) Nieopodal siedziała młodzież w towarzystwie rowerów i inni tutejszy, tak więc zakręciłem tylko kółeczko i nie wyciągając aparatu, ruszyłem dynamicznie przed siebie :-) Na prostej za Ciskiem zauważyłem wzbijającego się do lotu paralotniarza :-) Ten też ma fajnie :-)







Byłem już na drewnianym moście na Odrze, która w tym miejscu była dużo wyraźniej podniesiona, niż w Koźlu. De facto rosnące przy brzegu drzewa stały już w wodzie. Na całe szczęście chyba w końcu podjęto jakieś prace zabezpieczające, gdyż przy moście stała koparka i było tam dosyć mocno widać ślady prac. Zjeżdżając lekko w dół, ponownie rozpędziłem Antka i niebawem zjechałem na szlak, prowadzący już w kierunku Kędzierzyna. Zatrzymałem się, by założyć kurtkę i wysłać SMS'a do Aneczki :-) W oddali całkiem dobrze widać było Górę św. Anny :-)




Ruszyłem przed siebie, jadąc pośród zbóż, które świetnie wyglądały w długich promieniach słońca :-) Nie zatrzymywałem się już, bo to był już czas na to, by skoncentrować się powrocie do domu :-) Cholera! Gdy jadę rowerem, to cieszy mnie każdy szczegół tego pięknego świata! Ja po prostu nie mogę pozwolić sobie na to, aby to stracić. To byłaby krzywda, którą wyrządziłbym nie tylko sobie! Póki co jednak nawigacja wskazywała, że do zachodu słońca pozostało jedenaście minut ;-) Szybko dojechałem do Starego Koźla, gdzie minąłem nieoświetlony ciągnik i skierowałem się na szlak. Jechałem teraz pod słońce, które mimo że nisko zawieszone, świeciło mocnym blaskiem co skutkowało tym, że dobrze widziałem na ledwie dwa-trzy metry :-) Mimo to do Brzeziec dojechałem, utrzymując bardzo fajne tempo podróżne :-) Jako że sklerotycznie nie zabrałem ze sobą przedniej lampki (mimo, że miałem ją w ręku przed wyjściem ;-) ) zdecydowałem się jak najszybciej dojechać do azotowego skrótu. Tak oto czekało mnie mycie opon w tej samej kałuży co ostatnio :-) Kończąc tą zabawną kosmetykę, byłem już na ostatnim etapie trasy, gdzie pędząc wystraszyłem ze dwa ptaki, które fajnie przeleciały w bliskiej odległości ode mnie :-) Do końca skrótu dojechałem pędem i przy niewidocznym, schowanym za budynkami słońcu, dotarłem do domku :-) Nawigacja pokazywała jedną minutę do zachodu słońca :-) Na górze czekała natomiast kawka i ciasteczko ;-)


Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.