Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
19.51 km 0.00 km teren
01:19 h 14.82 km/h:
Maks. pr.:28.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

- Ania. Nie wziąłem dyszla... :P

Sobota, 20 lipca 2013 · dodano: 15.08.2013 | Komentarze 0

Kilka dni temu ustaliliśmy z Anią, że weekend spędzimy poza domem, rowerowo i rekreacyjnie :-) Mieliśmy też wybrać jakąś fajną trasę, ale wczorajsze wieczorne mapowanie nie przyniosło rezultatów :-) Dziś rano usiadłem ponownie nad tematem i wygrzebałem trasę z Głogówka do Mosznej :-) Zaczęło się pakowanie na wariata :-) Ponadto po drodze musieliśmy wstąpić do sklepu bagażnikowego, tak więc już na starcie mieliśmy solidne opóźnienie :-) Jakby tego było mało zawracaliśmy jeszcze z miejscowości Rzepcze, bo zapomnieliśmy po drodze wstąpić do bankomatu. Trzeba było doliczyć pół godziny, bo i Ania pomyliła karty i napoje trzeba było kupić. W końcu jednak zajechaliśmy na parking w Kierpieniu. Zdjąłem obydwa rowery, włączyłem nawigację, aby szybciej złapała fixa, rozłożyłem przyczepkę i nagle przyszło olśnienie. "Ania. Nie wziąłem dyszla..." Wypowiedziałem te słowa, otworzyłem tylne drzwi samochodu i usiadłem na kanapie. Ania co prawda rzuciła, że do Mosznej możemy pojechać samochodem i tam przejść się z przyczepką, ale mnie po prostu przeleciało to tylko przez uszy. I nic więcej. Ostatecznie obstawiliśmy powrót do Koźla, ogarnięcie Karola i wyruszenie stamtąd na jakiś objazd. Tak oto wycieczka samochodowa, miała przerodzić się w rowerową ;-) Pozostawiłem rodzinkę w Koźlu, sam wróciłem po dyszel i chorągiewkę :-) Po powrocie zadzwoniłem jeszcze do Piotra, który jednak był już na jakimś tripie, ale umówiliśmy się którymś kilometrze :-) Po pewnym czasie ruszyliśmy w końcu w rowerową trasę ;-)


Jedyną słuszną trasą, była wizyta na Dębowej. Do tego dołożyliśmy Kobylice i - jak się miało wkrótce okazać - wyszedł nam z tego bardzo fajny wyjazd :-)
Przemierzając osiedle i domki, szybko przedostaliśmy się do parku, który kipiał zielenią :-) Również zapach nakręcał nozdrza :-) Niebawem byliśmy już na drodze w kierunku Dębowej, a ja pięknie ciąłem po asfalcie, zwalniając jednak znacznie na polnej drodze :-) Pogoda była super :-) Chyba nawet trochę za bardzo, bo i ja czułem wysoką temperaturę :-) Gdy jechałem w kierunku wjazdu na alejkę okalającą zbiornik, spojrzało mi się w kierunku Koźla i pomyślało o parku, zieleni, spokojnej Dębowej. Chyba właśnie tego mi trochę brakuje...
Jadąc wzdłuż brzegu, łapaliśmy kolejne piękne widoczki :-) Dzień zachęcał do wyjścia na przestrzeń, więc na pierwszym etapie minęliśmy kilka grup ludzi :-) Było również sporo wędkarzy :-)





Po zjechaniu na asfalt, znów chwyciłem wiatr w żagle :-) Nie na długo, bo już po około kilometrze zjeżdżaliśmy na polną drogę, gdzie Ania znów wiodła prym :-) Była w lepszej sytuacji, bo ja ze swoim zestawem zatrzymałem się na poboczu, aby poczekać na ciągnik jadący z naprzeciwka, przewożący kilkanaście małych świnek :-) Sympatyczne stworzonka :-) Mijaliśmy dołki, wyboje i inne nierówności, jadąc pomiędzy polami :-) Przed nami również na rowerach zmierzała para w średnim wieku. Cieszyłem się z tego, bo na końcu drogi potencjalnie mogły czekać na nas pieski, więc w grupie byłoby nam raźniej ;-) Gdy byliśmy już między zabudowaniami, szczekania rozległy się zza ogrodzeń, tak więc nie musieliśmy uciekać i był pretekst, by zamienić ze sobą kilka słów :-) Rozdzieliliśmy się na pobliskim skrzyżowaniu, a ja pół minuty później przypomniałem Ani, gdzie kupowaliśmy lody do wycieczki z testowaniem kuchenki i namiotu :-) Czas był też, aby odezwać się do Piotra :-) Spotkaliśmy się po kilku minutach, przy brzegu stawu :-) Wcześniej musiałem pokonać z przyczepką dosyć wyboisty polny trakt, a to dopiero była pierwsza jego część :-) W kolejnej bujna trawa aż świszczała, ocierając się o wszystkie możliwe powierzchnie naszego rodzinkowego wehikułu :-)





Pogadaliśmy z Piorem kilka ładnych minut i ruszyliśmy dalej :-) Na drodze biegnącej wzdłuż wału przy Odrze, musiałem skakać z pasa na pas, mijając co większe dołki :-) W pewnym momencie dołączyła do nas duża, niebieska ważka, a my po chwili wjechaliśmy na część wału. Stamtąd rozciągał się ładny widok na najbliższą okolicę :-) Było to potwierdzenie, że dzisiejsza trasa zapewne niczym nie ustępowała tej, którą pokonalibyśmy do Mosznej :-) Dodatkowo dzień był cudowny, niebo super błękitne, usiane pojedynczymi chmurkami (a przecież początek dnia był zachmurzony) i stwierdziłem nawet, że w taki dzień jak dziś, każda wycieczka cieszy bez wyjątku :-)






Sielankowo było już niestety bardzo krótko :-) Wraz z tym, jak zbliżaliśmy się do obwodnicy, Bąbel zaczął dawać znać, że wycieczka jest przydługa :-) Początkowo gadał do siebie, ale później był już sam ryk :-) Zjechaliśmy z wałów przy akompaniamencie syreny przeciwpożarowej i zatrzymaliśmy się w cieniu :-) Trzeba było Bąbla trochę ponosić, potrzymać na kolankach, pokazać jeszcze więcej świata, niż to co mógł zobaczyć z przyczepki :-) Gdy oddałem go w ręce mamy, ponownie oplotłem okolicę wzrokiem. Tak. To był bardzo fajny wyjazd i bardzo fajna trasa, która od dawna mnie nie gościła.



W końcu ruszyliśmy, ale spokój nie trwał długo :-) Poza tym musiałem ominąć kałużę, ale na szczęście pole zboża rosnącego obok, miało wykoszony pas tak, że mogłem tamtędy przejść. Trudność polegała jedynie na tym, że był tam spory uskok. Przyczepka dała sobie z nim świetnie radę :-) Na asfalcie starałem się przycisnąć, bo "wołania" z tyłu nie były jeszcze tak częste i głośne jak ostatnio, ale niewątpliwie apogeum było dopiero przed nami :-) Dojeżdżając do skrzyżowania, minęliśmy jeszcze kolegę z pracy, który również jechał na rowerze :-) Wjazd do parku rozpoczęliśmy z płaczem. Zatrzymaliśmy się przy ławce, a Bąbel po raz kolejny zrobił nas w konia, gdy testowaliśmy zmianę pampersa w warunkach polowych ;-) Uciekliśmy stamtąd szybko, bo komary szybko zwęszyły zdobycz :-) Dalsza jazda w parku, to było łapanie kolejnych metrów :-) Pomiędzy zielonymi drzewami zatrzymaliśmy się jeszcze raz - tym razem na kilka minut, by dać odpocząć Bąblowi trochę dłużej, gdy warunki na to pozwalały :-)



Niestety nic nie wskóraliśmy, bo w drugiej części parku, już przy domkach, ponownie rozległ się okrzyk niezadowolenia. Znów zabawiliśmy na postoju kilka dłuższych chwil, ale na szczęście od tej pory nasz dzielny kompan był już bardziej pogodzony z losem i do celu dojechaliśmy jedynie z małymi pokwękaniami :-) Syrena rozległa się na chwilę znowu, zaraz po tym jak wjechaliśmy na osiedle. Akustyka miejsca zrobiła swoje, bo echo odbiło się chyba od wszystkich bloków :-) Na szczęście meta była już za dwoma zakrętami :-)


Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.