Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
25.07 km 0.00 km teren
01:34 h 16.00 km/h:
Maks. pr.:32.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Liżemy Stobrawski :-)

Sobota, 3 sierpnia 2013 · dodano: 16.08.2013 | Komentarze 0

W czwartek zapadła decyzja o wyjeździe na weekend na Surowinę. Zabieraliśmy ze sobą rowery, także w piątek po pracy prawie godzinę upychałem wszystko do samochodu. Sobota przywitała nas dobrą pogodą, tak więc zgodnie z wcześniejszym założeniem wyruszyliśmy zaraz po Karolkowym śniadaniu :-) Jechaliśmy trochę w ciemno, bo nie wzięliśmy z domu mapy, a te tereny - wraz z mnogością tras - nie były dla nas do końca odkryte.


Ustaliliśmy, że pojedziemy trasę jak przed dwoma laty. Od samego początku czuliśmy klimat wycieczki, choć mnie jechało się jakoś ciężej :-) To chyba pamięć mięśniowa :-) Ostatnio jechałem tylko z Antkiem :-) W każdym razie klimat był :-) Piękny las przy głównej, którego nie widać z samochodu i - o dziwo - ludzie zbierający jeżyny! Tak, taki to był klimat! Takie jeżyny widziałem po raz ostatni chyba jeszcze u babci za czasów dzieciństwa. Wtedy też można je było bezkarnie zerwać i zjeść ze smakiem... :-) Szybko dojechaliśmy do Świerkli, minęliśmy zabudowania i wjechaliśmy do przepięknego lasu. Tak się jednak złożyło, że nie zatrzymaliśmy się nawet i nie mamy żadnego zdjęcia. A szkoda... :-) Pocieszamy się tym, że na pewno będzie jeszcze okazja, by te wszystkie okoliczne miejsca odwiedzić :-) Gdy już wyjechaliśmy na wolną przestrzeń, odcinek zrobił się polityczny za sprawą mijanej Elektrowni Opole ;-) Naszym celem był jednak Balaton :-) Nie ten węgierski, a lokalny :-) Niestety nie było nam dane dziś tam zajechać, bo jak się okazało żadne z nas nie pamiętało gdzie trzeba by było skręcić :-) Nie przejęliśmy się tym wcale, a wcale :-) Korzystając z nawigacji starałem się tak wytyczyć trasę, by zakręcić jakieś kółeczko i wrócić w porę do domku :-) W porę, czyli zanim skończy się Karolkowa cierpliwość ;-) Trasa biegła tak, że tory kolejowe przekraczaliśmy kilka razy, a w jednym z miejsc postojowych, puszczony wolno pies zmusił nas do zmiany zamiarów i wjazdu do lasu. Może to i dobrze, bo w końcu mieliśmy chwilę na zrobienie jakiś zdjęć ;-)



Uzyskana wcześniej ładna średnia z przyczepką powyżej dwudziestu, od tej pory spadała aż do końca wyjazdu. Wróciliśmy na asfalt i mijając ładne wiejsko-polne widoczki, uśmiechnięci kontynuowaliśmy podróż :-) Dojechaliśmy do Chróścic o których nawet pomyślałem sobie, gdy patrzyłem na mapę przed wyruszeniem w drogę :-) Na oko jechaliśmy według nawigacji i trochę obawiając się głównej, wjechaliśmy w las. Owa główna droga, okazała się być świetnym miejscem na leśno-rowerową przejażdżkę :-) Co prawda samochody mijały nas kilka razy, ale ich kierowcy byli SUPER kulturalni!






Wkrótce dotarliśmy do drogi w kierunku Kup, którą de facto mieliśmy jechać zgodnie z planem :-) Przedostaliśmy się na rowerowy trakt położony przy lesie i skorzystaliśmy ze skrótu obok szpitala, by nie jechać ruchliwą główną. Mnie strzeliło też do łba, by sprawdzić inną wersję powrotu mimo, że Karolkowi już kończyła się cierpliwość :-) Gdy wjechaliśmy na leśną drogę, zaczęły się postoje, płacze i ucieczki zwierzyny ;-) O dziwo ważka postanowiła dotrzymać nam towarzystwa ;-)




Kierując się wskazaniami nawigacji i wyczuciem mojego szóstego zmysłu (żeby nie było wątpliwości - zmysłu orientacji ;-) ), zmierzaliśmy w kierunku domu :-) Na nasze szczęście mój zmysł wspomagała nawigacja, która nawigowała nas po kierunku :-) Na jednym z postojów Ania dojrzała krzaczki jagód :-)







Pokonywaliśmy teraz pofalowaną wybojami polną drogę, przy akompaniamencie Karolowego wycia. Chyba każde z nas chciało być już jak najszybciej na miejscu :-) Niestety droga robiła się coraz to bardziej "leśna". Zawalona gałąź, później wycinka drzew, średnio przejezdny trakt z powaloną sosną w poprzek, gdzie przebiegła mała sarna i gdzie zmienialiśmy pampersa, a w końcu wieża obserwacyjna i ponowny odwrót, skąd widać już było surowińskie zabudowania - bliskie i jednocześnie odległe :-) W końcu jednak dotarliśmy do potencjalnie dobrej drogi, gdzie tatko odstawił mamusię (oj... brzydko to brzmi ;-) ) i w sytuacji, w której radio nie byłoby potrzebne, dojechał do domku :-) Mamusia dojechała dopiero po kilku minutach ;-) Mimo ostatnich dwóch, czy trzech kilometrów "na alarmie", po opadnięciu emocji trzeba było uznać, że wyjazd był bardzo udany :-) Nawet mimo tego, że trasa była dosyć przypadkowa. Może to i lepiej? Może to będzie dla nas doping, by zacząć bardziej świadomie zwiedzać (to dobre słowo) te tereny? :-) Jedno jest pewne: są PIĘKNE.


Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.