Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
18.24 km 0.00 km teren
01:05 h 16.84 km/h:
Maks. pr.:29.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Trafiamy nad Balaton ;-)

Niedziela, 4 sierpnia 2013 · dodano: 16.08.2013 | Komentarze 0

Dzisiejszy poranek był dużo mniej pogodny od wczorajszego. Niebo lekko zasłonięte chmurami i w teorii perspektywa opadów w ciągu dnia. We Wrocławiu ponoć lało. Postanowiliśmy jednak korzystać z okazji i podjąć próbę przejechania trasy, która była zaplanowana na wczoraj.


Było wietrznie, więc od samego początku jechało się ciężej. Na końcu Świerkli dojrzałem dwa drewniane domy, wybudowane nieco dalej od głównej. Fajnie tak mieszkać... W kilka chwil później byliśmy już w lesie, ale postój na zdjęcia nie był do końca udany, bo aparat nie oddał piękna okolicy, a poza tym było za mało światła.






W Brzeziach ponownie zobaczyliśmy bociana, który dziś nieco bardziej schował się w gniazdo. Gdy wyjechaliśmy zza zabudowań, zaczęliśmy rozglądać się za zjazdem na Balaton, ale jak się okazało i tak go przejechaliśmy :-) Ania nie pamiętała wcale, a mnie umknęły już cenne uwagi teścia z wczorajszego wieczora ;-) Zjechaliśmy jednak na polną drogę, która ostatecznie doprowadziła nas do celu :-) Było tam dużo spokojniej niż wtedy, gdy byliśmy tam po ostatnim razem :-) Trzeba jednak oddać, że pojęcie spokojniej było względne, bo Karol praktycznie z miejsca zaczął się miąchać. Pozytywnie zamoczeni przez mokrego psa, odjechaliśmy stamtąd nie czekając, aż nasz mały podróżnik rozpocznie swą arię ;-)





Zmierzaliśmy główną w kierunku Kup, mijając po drodze drogówkę z suszarką. Za nami jechały trzy samochody, które w takiej sytuacji obawiały się nas wyprzedzać :-) W końcu zjechaliśmy na drogę rowerową, pokonując dystans walcząc z wiatrem. Opór był odczuwalny na tyle, że za miejscowością postanowiłem zatrzymać się na chwilę w lesie. Nie było jednak nawet czasu na zdjęcia ;-)
Naszym targetem był już powrót do domu. Karol miał jeszcze trochę cierpliwości. Czasem pojękiwał sobie, gdy przyczepką rzucało na wybojach. Gdy już wyjechaliśmy z lasu, trafiliśmy na polną drogę pomiędzy wysokimi zaroślami, a sama droga była pocięta poprzecznymi uskokami i porośnięta wysoką trawą. Zostaliśmy jednak wynagrodzeni, bo na jej końcu natrafiliśmy na krzaki jeżyn. Postój był obowiązkowy! Istna rolnicza dzikość miejsca! Nie miałem tego od dzieciństwa! :-)




Mimo dużych smaków zebraliśmy się stamtąd bardzo szybko. Ja zjadłem ledwie kilka owoców, ale wystarczyło mi to :-) Sam pozytywny aspekt był chyba ważniejszy :-) Na skurzonym polnym trakcie przycisnąłem nie spoglądając już praktycznie nawet na ładne otoczenie. Mały odzywał się coraz częściej, ale był jeszcze spokojny i miałem szansę dojechać do mety bez alarmu :-) Szybko dotarłem do głównej, a stamtąd asfaltem była już tylko chwila jazdy :-) Pszczoła wjechała na podwórze po kilku chwilach :-)


Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.