Info
Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)Więcej moich rowerowych statystyk.
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2019, Grudzień1 - 0
- 2019, Listopad2 - 0
- 2019, Październik4 - 0
- 2019, Wrzesień5 - 0
- 2019, Sierpień10 - 0
- 2019, Lipiec13 - 0
- 2019, Czerwiec7 - 0
- 2019, Maj1 - 0
- 2019, Kwiecień3 - 0
- 2019, Marzec1 - 0
- 2019, Luty2 - 0
- 2019, Styczeń1 - 0
- 2018, Grudzień1 - 0
- 2018, Listopad2 - 0
- 2018, Październik4 - 0
- 2018, Wrzesień11 - 0
- 2018, Sierpień10 - 0
- 2018, Lipiec16 - 0
- 2018, Czerwiec12 - 0
- 2018, Maj16 - 0
- 2018, Kwiecień13 - 0
- 2018, Marzec4 - 0
- 2018, Luty5 - 0
- 2018, Styczeń4 - 0
- 2017, Grudzień3 - 0
- 2017, Listopad1 - 0
- 2017, Październik7 - 0
- 2017, Wrzesień4 - 0
- 2017, Sierpień20 - 0
- 2017, Lipiec17 - 0
- 2017, Czerwiec24 - 0
- 2017, Maj31 - 0
- 2017, Kwiecień6 - 0
- 2017, Marzec6 - 0
- 2017, Luty2 - 0
- 2017, Styczeń2 - 0
- 2016, Grudzień5 - 0
- 2016, Listopad2 - 0
- 2016, Październik12 - 0
- 2016, Wrzesień7 - 0
- 2016, Sierpień17 - 0
- 2016, Lipiec9 - 0
- 2016, Czerwiec10 - 0
- 2016, Maj19 - 0
- 2016, Kwiecień18 - 0
- 2016, Marzec4 - 0
- 2016, Luty3 - 0
- 2016, Styczeń8 - 0
- 2015, Grudzień5 - 0
- 2015, Listopad4 - 0
- 2015, Październik6 - 0
- 2015, Wrzesień23 - 0
- 2015, Sierpień24 - 0
- 2015, Lipiec26 - 0
- 2015, Czerwiec22 - 0
- 2015, Maj26 - 0
- 2015, Kwiecień22 - 0
- 2015, Marzec25 - 0
- 2015, Luty19 - 0
- 2015, Styczeń14 - 0
- 2014, Grudzień8 - 0
- 2014, Listopad20 - 0
- 2014, Październik20 - 0
- 2014, Wrzesień5 - 0
- 2014, Sierpień6 - 0
- 2014, Lipiec6 - 0
- 2014, Czerwiec7 - 0
- 2014, Maj10 - 0
- 2014, Kwiecień7 - 0
- 2014, Marzec6 - 0
- 2014, Luty4 - 0
- 2014, Styczeń4 - 0
- 2013, Grudzień1 - 0
- 2013, Listopad2 - 0
- 2013, Październik2 - 0
- 2013, Wrzesień4 - 0
- 2013, Sierpień11 - 0
- 2013, Lipiec7 - 0
- 2013, Czerwiec8 - 0
- 2013, Maj3 - 0
- 2013, Kwiecień2 - 0
- 2013, Marzec1 - 0
- 2013, Luty1 - 0
- 2013, Styczeń2 - 0
- 2012, Grudzień2 - 0
- 2012, Listopad3 - 0
- 2012, Październik2 - 0
- 2012, Wrzesień6 - 0
- 2012, Sierpień21 - 0
- 2012, Lipiec21 - 0
- 2012, Czerwiec17 - 0
- 2012, Maj20 - 0
- 2012, Kwiecień5 - 0
- 2012, Marzec8 - 0
- 2012, Luty10 - 0
- 2012, Styczeń11 - 0
- 2011, Grudzień9 - 0
- 2011, Listopad13 - 0
- 2011, Październik4 - 0
- 2011, Wrzesień19 - 0
- 2011, Sierpień23 - 0
- 2011, Lipiec31 - 0
- 2011, Czerwiec22 - 0
- 2011, Maj27 - 0
- 2011, Kwiecień16 - 0
- 2011, Marzec14 - 0
- 2011, Luty7 - 0
- 2011, Styczeń7 - 0
- 2010, Grudzień9 - 0
- 2010, Listopad9 - 0
- 2010, Październik17 - 0
- 2010, Wrzesień24 - 0
- 2010, Sierpień22 - 0
- 2010, Lipiec4 - 0
- 2010, Czerwiec5 - 0
- 2010, Maj1 - 0
Wpisy archiwalne w miesiącu
Maj, 2011
Dystans całkowity: | 718.38 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 31:13 |
Średnia prędkość: | 22.57 km/h |
Maksymalna prędkość: | 49.60 km/h |
Liczba aktywności: | 27 |
Średnio na aktywność: | 26.61 km i 1h 14m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
15.76 km
0.00 km teren
00:41 h
23.06 km/h:
Maks. pr.:41.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia
Zakończenie miesiąca ;-)
Wtorek, 31 maja 2011 · dodano: 31.05.2011 | Komentarze 0
Dopadł mnie chyba rowerowy dołek, związany z rowerkiem wyprawowym. Mam kilka dylematów do rozwiązania. Poza tym mam chyba też minimalnie gorsze popołudnie.Dziś ostatni dzień maja. Nie spodziewałem się, że ten miesiąc będzie aż tak bardzo rowerowy. Jeździłem codziennie, chyba że nie pozwalała na to pogoda.
Jest tak jakby trochę duszno, przez moment na horyzoncie jakby nawet pojawiły się chmury, ale ostatecznie się rozpogodziło.
Niepodobnie do mnie, powoli wytoczyłem się z osiedla. Jakoś nie miałem ochoty na mocne deptanie. Zatopiłem się w rozmyślaniach... Jazda w parku wyglądała podobnie, ale gdy do niego wjeżdżałem poczułem jednak, że powoli wstępują we mnie nowe siły :-) Wystarczyło 1,1 km, abym odżył :-) Rower, to piękna sprawa jest... :-) Mimo wszystko dziś nie miałem ochoty na szybką jazdę.
Za Kobylicami na polu przed Dębową, rozkładali się (a może już składali? ;-) ) dwaj panowie z paralotniami. Ja tymczasem zwróciłem się ku głównej. Przez moment po lewej grechotały żaby :-) Niebawem dotarłem do Reńskiej Wsi, a następnie wjechałem na polny skrót do Radziejowa. Mijając jedną z odnóg, spojrzałem tam od niechcenia i zobaczyłem biegnącego zająca :-) Cóż za zbieg okoliczności :-) Chyba po raz pierwszy popatrzyłem wgłąb tej drogi w ogóle :-)
Gdy wyjechałem na asfalt czułem, że jeszcze trochę bym pojeździł, ale zdecydowałem się jednak na powrót do domu. Muszę znaleźć rozwiązanie dla swoich dylematów. Za rondem w Większycach troszkę przycisnąłem (MXS) i po jakimś czasie dotarłem na miejsce.
Kategoria Krótko, nie zawsze na temat ;-)
Dane wyjazdu:
11.27 km
0.00 km teren
00:26 h
26.01 km/h:
Maks. pr.:41.40 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia
Powolne(?) podsumowanie maja ;-)
Poniedziałek, 30 maja 2011 · dodano: 30.05.2011 | Komentarze 0
Po południu złożyłem wizytę w sklepie rowerowym, aby porównać organoleptycznie opony 1.4 i 1.75. W sumie, to nie spodziewałem się aż tak dużej różnicy. Mam także dylemat w kwestii wyboru licznika - teraz, to już chyba rozważam wszelkie możliwe rozwiązania. Jako, że towarzyszyła mi Ania, to wpadliśmy do domu i przegoniliśmy Benka po parku :-) Wróciłem dopiero o dwudziestej, a na rower wyszedłem już po kilku minutach.Mimo później pory, wciąż było ciepło i czuć było gorące fale powietrza. Gdy tylko wyjechałem z osiedla, nadarzyła się okazja, aby gwałtownie przyśpieszyć: w ulicę w którą zamierzałem skręcać, wjechała czwórka rowerzystów. Od razu gwałtownie depnąłem, wyprzedzając ich jeszcze w zakręcie. Różnica prędkości była spora :-) Następnym celem był samochód :-) Śmignąłem obok niego, mając prawie 40 km/h na liczniku i chwilę później przekroczyłem tą barierę (MXS). Pędziłem tak aż do końca ulicy, ginąc maruderom za kolejnym skrzyżowaniem :-) Było to już raczej równoznaczne z ustaleniem charakteru wyjazdu :-) Co prawda parkiem jechałem nieco wolniej (mając okazję posłuchać dzięcioła przez kilka sekund), ale już poza nim znów przycisnąłem, pozdrawiając przy okazji kolegę z pracy :-)
Na początku Dębowej kumkały sobie żabki, a ja wciąż trzymałem tempo. Oczywiście nie było zależności między tymi dwoma wydarzeniami ;-) Nawet muszki, co chwila pakujące mi się do oczu, nie były w stanie wytrącić mnie z rytmu. Muszę jednak jak najszybciej sprawić sobie nowe okulary. Gdy przejechałem przez polny trakt do Kobylic, pojawił się nowy cel ;-) Co prawda były to dwie kobiety na rowerach, ale jednak jechały ode mnie w znacznej odległości. Mimo to - dynamicznie przyśpieszając - znalazłem się przed nimi, po czym ładnie dohamowałem i wszedłem w zakręt, aby znów na prostej nabrać tempa i kolejny zakręt pokonać śliczną linią :-)
Niebawem znów dotarłem do asfaltu, a następnie skręciłem do parku, przez który przejechałem z prędkością wyższą od dotychczasowej średniej :-) Za promenadą znów przycisnąłem i utrzymując ładną prędkość, dojechałem do domu :-) Słońce dopiero zachodziło :-)
Kategoria Krótko, nie zawsze na temat ;-)
Dane wyjazdu:
52.23 km
0.00 km teren
02:48 h
18.65 km/h:
Maks. pr.:47.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia
Piotrkowa wycieczka? ;-)
Niedziela, 29 maja 2011 · dodano: 29.05.2011 | Komentarze 0
Wczoraj poszedłem późno spać, pogrążony w temacie wyboru sakw i innego osprzętu do nowego roweru. W sumie, to chyba nawet rower mi się śnił... Rano także zostałem zbudzony przez rowerowe myśli i od razu włączył mi się dylemat na temat licznika... To już chyba nie jest pasją, a obsesją... ;-)Trochę błądząc na osiedlu, dotarliśmy wraz z Piotrkiem do parku. Co prawda była to "piotrkowa" wycieczka, ale za miastem okazało się, że to mnie przypadł zaszczyt dowodzenia :-) Jako że wczoraj padało, jechaliśmy asfaltem omijając nieutwardzone drogi. Oczywiście z miejsca, włączyło się nam gadanie :-) Gdy dotarliśmy na miejsce, poczuliśmy klimat wakacji... Tam dopiero włączyła się nam gadka, a po czasie Piotrek wskoczył do wody, natomiast ja siedziałem na brzegu, także nie pozbawiony atrakcji - przyjechały crossy, gość na quadzie i przypałętał się pies :-)
Gdy Piotr wyszedł zaproponowałem, abyśmy zrobili jeszcze jedno kółko, ale zanim się zebraliśmy, zrobiło się na tyle późno, że postanowiliśmy jednak udać się już do swoich domów. Warto dodać, iż podczas tej rozmowy, wpadłem na świetny pomysł, dotyczący szczegółów pewnego konceptu wykorzystania Kośki - ale to dopiero za kilka lat ;-)
Oczywiście znów zaczęliśmy gadać, a na ostatnim skrzyżowaniu w lesie, Piotr wypatrzył ciekawych kształtów chmurę. Co prawda rozwiało ją po kilku minutach, ale był to zjawiskowy widok. Ja tymczasem postanowiłem zaryzykować i odszukać wjazd na szlak, co zresztą udało mi się bezbłędnie :-)
Postanowiliśmy też w drodze powrotnej, jechać nieutwardzonymi drogami. Co prawda musieliśmy ominąć kilka dużych kałuż, ale zestawiając to z brakiem samochodów, bilans był dla nas oczywiście jak najbardziej pozytywny :-)
Dane wyjazdu:
44.76 km
0.00 km teren
01:49 h
24.64 km/h:
Maks. pr.:49.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia
I znowu trochę pagórkowo
Czwartek, 26 maja 2011 · dodano: 26.05.2011 | Komentarze 0
W ciągu dnia miałem chęć na dłuższą wycieczkę po południu. Co z tego, jak siedziałem w pracy... ;-) Po powrocie do domu, zaczęło się liczenie czasu i sprawdzanie dystansu za pomocą bloga. Chyba mam fajną koncepcję... :-)Od samego początku, jechało mi się jakoś ciężko. W okolicach Kobylic, zacząłem nawet zastanawiać się, czy aby na pewno chce mi się podążać zaplanowaną wcześniej trasą. Mimo to wciąż pedałowałem. Za Ciskiem wyjechałem kilka metrów przed innym rowerzystą i mimo naprawdę mizernego tempa, nie zostałem przez niego wyprzedzony. Po krótkim - dosłownie minutowym - przystanku przed Zakrzowem, wstąpiły we mnie nowe siły. Przejeżdżając przez ową miejscowość, zacząłem rozglądać się za ulicą, w jaką zamierzałem skręcić. Prowadziła ona do trasy, którą już kiedyś chciałem wypróbować. Wjechałem w nią, mijając po drodze kapliczkę. Po niedługim czasie, zatrzymałem się za znakiem informującym o tym, że Zakrzów mam już za plecami i rozejrzałem się. Po lewej miałem ładny widok - droga prowadziła ku Dzielnicy i już wiedziałem, że kiedyś ją przetestuję. Dostrzegłem też bażanta na polu. Albo to kura była - niestety nie widziałem dokładnie. Chyba jednak bażant ;-) Ptaki śpiewały, siedząc na pobliskich drzewach.
Za następną miejscowością, uczepił się mnie inny rowerzysta i towarzyszył mi aż do Polskiej Cerekwi. Coś nie mogłem przycisnąć, aby go zgubić i jakoś znów ciężko mi się jechało. Pewnie też i przez wiatr. Centrum Polskiej Cerekwi okazało się być jakby wyrwane z rzeczywistości. Tutaj chyba czas się zatrzymał :-)
Minąłem kościół, ładnie położony na wzgórzu, a już za zabudowaniami szybko zjechałem z górki. Wcześniej minąłem też skrzyżowanie, przez które przejeżdżałem przed miesiącem. Chyba polubię te okolice :-) Zjechałem z głównej, wjeżdżając pod górę, następnie jadąc polną drogą, która doprowadziła mnie do jeziorka, które odkryłem całkiem przypadkowo zimą. Tym razem jednak słońce miałem przed sobą i nie dało się zrobić fajnego zdjęcia :-) Po kilkunastu minutach pałętania się, pojechałem dalej.
W Ostrożnicy dopadł mnie pies, ale wybieg pod tytułem "uwaga, bo rozjadę" znów zadziałał ;-) Ów pies skutecznie jednak odwrócił moją uwagę od ładnie przystrojonego wozu na placu przed jedną z posesji. Na zjeździe do Przedborowic, znów pomknąłem niczym wicher :-) Pagórki mają to do siebie, że można na nich trochę przygazować ;-) W Przedborowicach napotkałem niezdecydowanego, małego kremowego psiaka. Nie mógł się bidok zdecydować, czy mnie gonić, czy też nie :-) Korzystając z tego, zagadałem do niego i tak oto przejechałem obok bezstresowo :-) Oczywiście bardzo ucierpiała na tym moja średnia ;-) Kolejny etap, był typowym biciem kilometrów. Na tym odcinku już chyba tak po prostu będzie :-) Przed Naczysławkami po prawej stronie, zauważyłem w oddali pas iglastego lasu. Rozejrzałem się. Nie wiem, czy to rower, czy to może lato tak na mnie wpływa, ale okolice Kędzierzyna zaczynają mi się podobać :-) Oczywiście z wyłączeniem samego tytułowego miasta :-)
Do Dębowej znów biłem kilometry. W okolicach jeziora miałem wrażenie, że widzę jadącego po polnej drodze Piotrka, ale gdy zadzwoniłem do niego z domu, okazało się, że to jednak nie był on :-)
Kategoria Krótko, nie zawsze na temat ;-)
Dane wyjazdu:
10.51 km
0.00 km teren
00:28 h
22.52 km/h:
Maks. pr.:37.40 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia
Ot taka przyjemna przejażdżka :-)
Środa, 25 maja 2011 · dodano: 25.05.2011 | Komentarze 0
Z pracy wróciłem do domu po południu. Jeszcze poza domem miałem chęć na krótką przejażdżkę - taką aby tylko - ale gdy już byłem w domu, nabrałem ochoty na troszkę dłuższy wypad. Było już jednak dosyć późno, więc wybrałem z bloga dwie trasy, patrząc pod kątem czasu jazdy. Miałem około godziny. Fajnie będzie ot tak przejechać się po mieście, a w razie co zawsze można dodatkowo improwizować :-)Przejechałem przez działki do Odry. Było już trochę chłodno, ale na rowerku przecież się rozgrzeję :-) Na promenadzie jadąc w stronę parku, minąłem dwie biegnące dziewuszki. W okolicach szpitala przejechałbym psa. Skończyło się na szybkiej wymianie uśmiechów ze starszą panią - jego właścicielką :-) Sprawnie przemieściłem się parkową alejką, spotykając pod koniec te same dziewuszki. Wciąż biegły. No ładnie, ładnie :-) To się chwali :-)
Wyjeżdżając z parku, postanowiłem pokręcić się jeszcze trochę. Było przyjemnie, fajnie się jechało... To llubię :-)
Kategoria Krótko, nie zawsze na temat ;-)
Dane wyjazdu:
5.36 km
0.00 km teren
00:12 h
26.80 km/h:
Maks. pr.:43.00 km/h
Temperatura:18.4
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia
Kośka jedyna
Wtorek, 24 maja 2011 · dodano: 24.05.2011 | Komentarze 0
Tak jak było to zaplanowane, po pracy udaliśmy się z Anią i Antkiem do Gliwic. Trzech gości jeździło na nim i żaden nie stwierdził odchyleń od normy. Ostatecznie i ja postanowiłem jeszcze raz się przejechać i według mnie rower ściągało na lewo. Został więc Antek pozostawiony na badania ;-)Korzystając z okazji, pokręciliśmy się z Anią po Gliwicach. Gdy wróciłem do Koźla, była taka wichura, że szok. Momentami aż mrużyłem oczy, aby kurz nie dostał mi się do nich. Mimo wszystko idę na rower! Chcę zachować dobrą passę :-)
Pierwszy odcinek był wietrzny, ale mimo wszystko przejechałem go dosyć szybko. Na Łukasiewicza minąłem połamane gałązki, leżące na asfalcie. Wciąż mało mi było jazdy, więc postanowiłem zahaczyć jeszcze o Rynek. Z dużą prędkością wpadłem na skrzyżowanie z Żeromskiego, a następnie but i MXS wyjazdu. Jest pięknie! :-) Szybko przemierzałem kolejne metry, pewnie skręcając na skrzyżowaniu w ostatnią prostą do Rynku, gdzie skutecznie wyhamował mnie silny wiatr. Musiałem aż zrzucić na średnią przerzutkę. Odtąd wiatr towarzyszył mi aż do domu. Na Piastowskiej za Rynkiem musiałem wręcz z nim walczyć, używając tyle siły, że aż poczułem pracę mięśni nóg.
Przed odstawieniem Kosi, spojrzałem na nią w myślach mówiąc sobie, ile dla mnie znaczy. Może brzmi to głupio i banalnie, ale tak jest... I prawdą jest, że każdy następny rower, będzie tylko następnym rowerem...
Dane wyjazdu:
6.25 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek
Odprowadzam Antka...
Poniedziałek, 23 maja 2011 · dodano: 23.05.2011 | Komentarze 0
Jutro Antek wraca do sklepu. Niestety podczas sobotnich jazd okazało się, że ucieka w lewo i muszę go reklamować. Dziś musiałem odstawić go do Ani, bo jutro po pracy będzie trzeba pociągiem odwieźć go do Gliwic...Jechałem bardzo spokojnie, ale oczywiście nie powoli ;-) Korzystając z okazji, jeszcze raz potwierdziłem swoje przypuszczenia. Rowerek nie był do końca sprawny. Także już na drodze rowerowej zaczęły boleć mnie nadgarstki - przy okazji wizyty w sklepie, wymienię też chwyty, być może wraz z mostkiem. Mam nadzieję, że cała ta reklamacja przebiegnie sprawnie, albo też że wszystko zakończy się pozytywnie od ręki.
Kategoria Krótko, nie zawsze na temat ;-)
Dane wyjazdu:
100.09 km
0.00 km teren
04:18 h
23.28 km/h:
Maks. pr.:41.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia
Pomiędzy babim latem
Niedziela, 22 maja 2011 · dodano: 22.05.2011 | Komentarze 0
Co prawda przez weekend miało padać, ale wyszło na to, że będzie ładna pogoda. Wczoraj miałem ciężki rowerowy dzień. Antek coś nie taki jak trzeba, a Kośkę musiałem wypożyczyć - pierwszy i ostatni raz. Przez to całe zamieszanie, zapomniałem naładować zapasowych baterii do aparatu i nawigacji i wyjechałem dopiero po dwunastej, wciąż jeszcze obciążony emocjonalnie wczorajszymi wydarzeniami.Cel miałem jasny: Pławniowice. Po dwóch metrach doregulowałem siodełko i jazda! :-) Było bardzo ciepło, wręcz gorąco. Skierowałem się na drogę rowerową, a później do Kuźniczek. Gorąco dodawało mi kopyta. Następnie obrałem trasę na Lenartowice i przez działki dotarłem do Blachowni, a później odbiłem na drogę zakładową. Przyjemnie płynąłem sobie drogą do Kuźni, zatrzymując się na krótki przystanek.
Kolejny odbyłem już w lesie, na drodze w kierunku Rudzińca. Tym razem zatrzymałem się z powodu pragnienia, jakie zaczynało mi lekko dokuczać. Cały czas trzymała mnie też trauma wczorajszych wydarzeń.
Gdy wjechałem na asfalt, zaczęło się kręcenie kilometrów :-) W lesie przed Pławniowicami, minąłem kilkunastoosobową grupę młodzieży, a później nadjechała znad przeciwka kolejna - nieco mniejsza, złożona z cyklistów w różnym wieku. Przegapiłem też stałe miejsce postoju, ale to przecież nie był problem :-) Nie miałem zamiaru jechać nad jezioro w Pławniowicach i nie zatrzymując się, skierowałem się w dalszą drogę.
Za Kleszczowem usłyszałem straż. Mam nadzieję, że nie płonie żaden las - byłoby nieciekawie... Po kilku kilometrach jazdy musiałem zjechać na pobocze, gdyż chyba właśnie owa jednostka nadciągała z przeciwka. Po odbiciu na Bojszów zauważyłem przed sobą wzniesienie, a z racji nieodpowiedniego przygotowania do jazdy (znowu!), nie bardzo miałem ochotę na nie wjeżdżać. Spokojnie jednak dałem radę. W Rachowicach natknąłem się na fajny, drewniany kościółek i zauważyłem, że - o dziwo - asfalt prowadzi zielonym szlakiem rowerowym! :-) Dostałem powera i przyśpieszenia :-) Po kilku kilometrach, dotarłem do ładnych stawów przy drodze. Przy jednym z nich siedzieli ludzie (na pozostałych był zakaz wstępu), a ja przejechałem przez ścianę babiego lata, które tak na dobrą sprawę towarzyszyło mi od samego początku wyjazdu :-) Zrobiło się tak jakoś ładnie, przyjemnie... A może na wyprawę w tym roku, obiorę jakiś cel w Polsce? Nawet wstępną trasę ułożyłem w głowie dosłownie po sekundzie :-) Poczułem się odprężony. Dopiero teraz zeszło ze mnie ciśnienie wczorajszego dnia. Niebawem wjechałem na główną i zgodnie z wcześniejszym zamiarem, zlokalizowałem otwarty sklep w Sierakowicach, gdzie zrobiłem małe zakupy, przystając na jego zapleczu.
Gdy wróciłem na główną zauważyłem, że obok między polami, jedzie trzech rowerzystów. Hm... Czyżby ładna droga rowerowa? Postanowiłem zjechać w kolejną boczną uliczkę na czuja i chwilę później, dotarłem do szlaku rowerowego :-) Jadąc nim natrafiłem na kolejny staw, umiejscowiony już przy zabudowaniach. Przy brzegu pływała średniej wielkości kaczka, a na brzegu siedział zapatrzony w nią kot. Kaczka wyglądała tak, jakby chciała zadać mu pytanie w stylu "co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?" :-) Nie chciałem się zatrzymywać, a szkoda że nie mam wciąż aparatu pod ręką (kierownicą ;-) ), bo wyglądało to przesympatycznie :-) Przecinając główną, zauważyłem znak informujący o kapliczce św. Magdaleny. Planowałem poszukać tego miejsca (wspominała mi o nim Ania), a tu raptem trafiłem na nie ot tak! :-) Wyjazd zrobił się naprawdę ciekawy! :-) Zmierzając tam, zatrzymałem się jeszcze na chwilę na mostku.
Kapliczka gościła akurat grupę rowerzystów, więc uznałem że tym razem nie będę się tu zatrzymywał i tylko zerkałem na nią podczas jazdy. Może przyjedziemy tu kiedyś z Anią w tygodniu, to nie będzie ludzi. Fajnie, że już wiem, gdzie to dokładnie jest - zaznaczyłem nawet współrzędne w nawigacji :-) Lasem do Dziergowic przemknąłem szybkim tempem mimo, że znów wiało z przeciwka. Chyba tą drogą będzie trzeba jeździć zawsze w drugą stronę ;-) W międzyczasie minąłem też trójkę rowerzystów: jednego pana z sakwami i dwie towarzyszące mu panie. Przez drogę przebiegła mi też jaszczurka :-)
Sunąłem bez zatrzymania aż do Lubieszowa, gdzie wjechałem na szlak i ułożyłem trasę w ten sposób, że aż do Starego Koźla, jechałem poza drogami asfaltowymi. Po drodze wstąpiłem jeszcze do Ani. Trzeba przyznać, że byłem zmęczony wyjazdem. Jakoś ostatnio lekceważę energetyczne przygotowanie organizmu, do tak długich wypadów. Gadaliśmy między innymi o Antku. Podzieliłem się swoimi obawami, co do ściągania roweru na lewo podczas jazdy i po około pół godzinie udałem się w drogę do domu. Przejeżdżając przez drugi most na Odrze, minąłem w dole w bliskiej odległości statek wycieczkowy. No tego to tu jeszcze nie widziałem! :-) Zatoczyłem półokrąg już za mostem, aby cyknąć fotkę, ale ostatecznie zrezygnowałem, gdyż chyba jednak za dużo zachodu by z tym było ;-)
Kategoria Wypady, nie w(y)padki ;-)
Dane wyjazdu:
7.58 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:28.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek
Antek
Sobota, 21 maja 2011 · dodano: 21.05.2011 | Komentarze 0
Rano wraz z kolegą z pracy, jechałem do gliwickich sklepów rowerowych. W pierwszym z nich, ja nie znalazłem dla siebie nic mimo, że była to naprawdę duża hala w jakiej jeszcze nie byłem. Towarzysz natomiast wyprowadził ładny rowerek, który także i mi się podobał :-) Ja jednak szukałem dla siebie czegoś innego i w międzyczasie zadzwoniłem do drugiego, upatrzonego przez siebie sklepu, aby upewnić się, czy jest po co jechać :-) Teoretycznie było po co... ;-)Tak oto pojawił się Antoś ;-)
Po powrocie do Kędzierzyna, wdepnąłem jeszcze do Bronka i zadzwoniłem do Ani. Spoglądając na rower, pomyślałem sobie: "trudne zadanie przed Tobą". Wszak Kośka kochana jest...
Rowerkiem jechało się przyjemnie, ale jakoś tak miękko i dziwnie... Wiadomo :-) Muszę przyzwyczaić się do jazdy na nim i oswoić z jego obecnością. Mam nadzieję, że będzie sprawował się przynajmniej tak, jak Kosia :-)
Znamienne, że to właśnie dziś weszła nowelizacja ustawy, dająca rowerzystom większe prawa na drodze :-)
Kategoria Krótko, nie zawsze na temat ;-)
Dane wyjazdu:
28.28 km
0.00 km teren
01:04 h
26.51 km/h:
Maks. pr.:49.20 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia
Kupić?
Piątek, 20 maja 2011 · dodano: 20.05.2011 | Komentarze 0
Cały dzień pod znakiem zakupu roweru. Jutro planowany wyjazd, oglądanie, może kupno... Prawdę powiedziawszy, to i tak w kropce jestem - nie wiem, czy kupować, czy składać od zera. Rozważania rozważaniami, a rower i tak przecież trzeba zaliczyć ;-)Za Koźle wyjechałem najkrótszą drogą, a przy jednostce wojskowej zablokowałem amortyzator. Trzeba sprawdzić, jak jedzie się bez niego. Może a nuż w rowerze wyprawowym okaże się on zbędny? Dzień nie przypominał już tego, jakim był w godzinach dopopołudniowych - niebo było zachmurzone, temperatura spadła i chyba w nocy będzie padać. Gdy doturlałem się do Większyc, postanowiłem jednak nie jechać na rondzie prosto, tylko odbić w kierunku Opola. Fajnie się rozpędziłem, mknąc 40 km/h. Początkowo zamierzałem zjechać z asfaltu zaraz za przejazdem, ale jechało mi się tak fajnie, że postanowiłem przedłużyć tą jazdę aż do Komorna. Pod wzniesienie także podjechałem czterdziestką - bomba! :-) Pociągnąłem jeszcze sprintem dłuższy kawałek, zwalniając dopiero przed zabudowaniami. Po wykonaniu zwrotu, na drodze między polami dopadł mnie jednak cholerny wiatr. Zrzuciłem na średnią przerzutkę i starałem jechać ile się dało. Obserwowałem też pracę roweru i nie zauważyłem większych zmian w jego zachowaniu, podczas jazdy z wyłączonym amorem. Gorzej jednak, gdy wpada się na nierówność niespodziewanie - wtedy amortyzator dużo daje.
Niebawem dotarłem do skrótu na Łężce, gdzie znów zaczęło wiać. Jadąc tą drogą uznałem nawet, że ten odcinek jakoś mi się dłużył. Może dlatego, że byłem zamyślony? Do Bytkowa dotarłem pięknie depcząc na pedały :-) Opony bardzo ładnie pracowały na asfalcie, a ja wciąż byłem zamyślony... Podjazd pokonałem bez problemów, a następnie między polami na wzniesieniu ustanowiłem MXS wyjazdu - ale czad! :-) Do Reńskiej Wsi dojechałem skrótem między polami, a gdy już tam byłem jakaś mucha tak skutecznie zaatakowała mnie w oko, że aż musiałem się zatrzymać.
Do Koźla (nie za sprawą muchy ;-) ), jechałem już nieco spokojniej. Powziąłem także decyzję, aby objechać Dębową. Alejką naokoło jeziora przejechałem sprawnie i szybko, mijając co jakiś czas wędkarzy, czy też ludzi na spacerze. Postanowiłem też odbić na wyboistą polną drogę, aby i tam sprawdzić, jak będzie zachowywał się sztywny rower. Było OK :-) Dalej parkiem udałem się do domu.
Może faktycznie amor w rowerze wyprawowym, to zbędny gadżet? Tak sugerują mi wszystkie głosy na necie... Muszę jeszcze to przemyśleć. Ciekawe, czy jutro rower kupię... ;-)
Kategoria Krótko, nie zawsze na temat ;-)