Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2011

Dystans całkowity:386.18 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:16:32
Średnia prędkość:23.36 km/h
Maksymalna prędkość:52.00 km/h
Liczba aktywności:19
Średnio na aktywność:20.33 km i 0h 52m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
2.84 km 0.00 km teren
00:07 h 24.34 km/h:
Maks. pr.:35.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Nocny powrót z pracy

Piątek, 23 września 2011 · dodano: 23.09.2011 | Komentarze 0

Dziś po raz kolejny, musiałem wstać wcześniej. Ani trochę mi się to nie uśmiechało, bo nie wyspałem się wcale. Widać to było podczas zakupów w sklepie, gdzie pół przytomny (i śpieszący się bardzo), przez minutę nie mogłem porozumieć się z ekspedientką... ;-)

Kędzierzyn: droga do/z pracy

Gdy już wyruszyłem na dobre, obudziła się we mnie energia :-) Bardzo fajnie, dynamicznie i szybko dojechałem sobie do pracy :-)
Niestety sytuacja odmieniła się diametralnie, gdy wyszedłem z pracy. A godzina była to bardzo późna... Na dworze było chłodnawo, ja byłem wymęczony po całym dniu, ale rowerkiem i tak fajnie mi się jechało :-) Znów żałowałem, że nie mogłem pojechać gdzieś choćby minimalnie dalej, ale czekały na mnie jeszcze małe obowiązki. Dodatkowo byłem jeszcze przecież zmęczony po całym dniu. Gdy wyjechałem na Kozielską, stanął mi przed oczami fajny widok: ciemna noc, oświetlona ulica i spojrzenia ludzi... :-) Pośród tego ja: samotny, nocny biker na swoim niezawodnym rumaku ;-) Niestety ta jazda nie trwała długo...

Dane wyjazdu:
8.42 km 0.00 km teren
00:20 h 25.26 km/h:
Maks. pr.:37.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Rześka trasa do pracy :-)

Czwartek, 22 września 2011 · dodano: 22.09.2011 | Komentarze 0

Rano było nadspodziewanie i niespodziewanie ciepło. Było to dziwne tym bardziej, że wychodziłem z domu dużo wcześniej, aby być szybciej w pracy. Wybór środka transportu był więc oczywisty :-) Dodatkowo przemawiał za tym fakt, że jednak też trochę się przecież spieszyłem. Fajnie się więc złożyło z pogodą, bo mogłem bez obaw śmignąć sobie na poranną przejażdżkę Antkiem :-)



Jechałem w samej koszulce i było mi ciepło :-) Od początku fajnie mi się deptało i muszę przyznać, że to był naprawdę fajny przejazd :-) Na Kozielskiej nawet poczułem pracę nóg po tym, gdy wcześniej dosyć mocno przyspieszyłem, utrzymując przez długi czas zadaną prędkość :-) Rozbuchany dojechałem do pracy zauważając, że furtka wjazdowa była zamknięta. Baardzo nie chciało mi się schodzić z roweru :-) Szarmancki Antoś otworzył mi ją więc przednim kołem, wykonując zgrabny skręt kierownicą, podczas gdy ja stałem na stójce ;-)

DST: 6.97 km TM: 16:32 min:sec AVS: 25.3 km/h MXS: 37.2 km/h

W trakcie dnia zauważyłem, że mam już całkowicie wyjechane klocki hamulcowe... A przecież dopiero 2,5 tys km za nimi... Hm... Czy to norma?
Niestety musiałem też zostać dużo dłużej w pracy, więc wrzucona rano w pośpiechu do sakwy lampka naprawdę się przydała :-) Gdy wyszedłem okazało się, że był naprawdę piękny, rześki i ciepły wieczór :-) Towarową jechało mi się świetnie :-) Aż żal, że nie mogłem pojechać sobie gdzieś dalej... Co prawda przeszło mi to przez myśl, ale było już jednak późno i miałem też niestety inne obowiązki na dziś.

Dane wyjazdu:
3.70 km 0.00 km teren
00:08 h 27.75 km/h:
Maks. pr.:36.40 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Nocne rwanie ;-)

Środa, 21 września 2011 · dodano: 21.09.2011 | Komentarze 0

Do domu wróciłem dziś dosyć późno. Wieczór także miałem zajęty, ale nie dawało mi spokoju to, że w sumie na zewnątrz - mimo, że już bardziej jesiennie i ciemno - wciąż było ciepło. Szkoda mi było też zmarnować drugiego dnia, bez choćby malutkiej przejażdżki. Czułem wręcz żal na myśl, że mógłbym i dziś nie jeździć. Dosłownie rwało mnie na rower :-) Szybko znalazłem więc sobie pretekst do wyjścia :-) Wziąłem tylko lampkę i rękawiczki i już byłem przy Antku :-) Co prawda pierwotnie chciałem jeszcze przymocować (w końcu) tylną lampkę do Kosi, ale jednak było zbyt późno... Stąd ten wybór, choć to Kośka jest w założeniu taką srebrną strzałą :-)



Na zewnątrz faktycznie było ciepło, jak na tą porę roku i dnia :-) Co prawda podczas szybszej jazdy, czuć było chłodny wiatr, ale było to raczej bardziej przyjemne, a nie przeszkadzające w jeździe :-) Jechało mi się więc bardzo rześko :-) Poza tym, oczywiście byłem bardzo uradowany z tego, że w końcu mogłem sobie choć trochę pojeździć :-) Pewnie świeciły mi się oczka... ;-)
Gdy dotarłem do przystanku, na którym chciałem zrobić fotę rozkładu wiedziałem już, że nie wrócę od razu do domu :-) Byłem też ciekaw ile jest stopni, a zapomniałem sprawdzić to przed wyjściem z domu. Tak więc kolejny pretekst znalazł się praktycznie sam ;-) Śmignąłem więc szybko przez Rynek w stronę PKSu i dopiero stamtąd, wróciłem uradowany do domu :-) Tego mi było trzeba! :-)

Dane wyjazdu:
41.08 km 0.00 km teren
01:24 h 29.34 km/h:
Maks. pr.:47.30 km/h
Temperatura:27.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Niczym wicher! :-)

Niedziela, 18 września 2011 · dodano: 18.09.2011 | Komentarze 0

Do południa siedziałem nad książką. To znaczy siedziałem i trochę czytałem ;-) Za oknem była piękna pogoda, a i gdy bylem z Benkiem na spacerze, czuć było ze jest w miarę ciepło, a momentami nawet całkiem grzało. Planując wyjazd chciałem zabrać ze sobą zwijana kurtkę, ale ostatecznie wyszedłem tylko z bidonem.



Najpierw podjechałem na stację, aby napełnić bidon. Było fajnie ciepło. Gdy wychodziłem z budynku, na plac podjechał ciekawy Garbus. Po kilku chwilach, ruszyłem dynamicznie w trasę. Już na wyspie z Kośki zrobiła się rakieta. Uderzały we mnie fale gorącego powietrza. Nie spodziewałem się, że będzie aż tak gorąco. Jechało mi się bardzo lekko. Korba kręciła się z dużą częstotliwością. Od świateł w Kłodnicy, aż do wiaduktu kolejowego prułem czterdziestka! Tak, tego jeszcze nie było. Czułem, ze to może być świetny wyjazd! Dalej wcale nie było gorzej - nie spuchłem tak, jak się tego obawiałem. Jechało mi się jednocześnie swobodnie i bardzo szybko. Na prostej przed Januszkowicami wyprzedziłem dwie rowerzystki w średnim wieku. Rożnica prędkości była wręcz kolosalna! Do Januszkowic wpadłem niczym wicher, wzbudzając zainteresowanie ludzi, przebywających w obrębie drogi. Po bardzo krótkim czasie, dojechałem do skrzyżowania w Zdzieszowicach, a po kilkuset metrach dalszej jazdy, musiałem podwoić czujność, z uwagi na spadające z drzew żołędzie ;-) W Krępnej wjechałem na czuja w uliczkę biegnącą w kierunku Jasionej.
- Przepraszam, na Jasionę dobrze jadę?
- Tak, dobrze - odpowiedziała, idąca poboczem kobieta.
No to but! Odpowiedziałem jeszcze grzecznie "dziękuję" i wydarłem kapcia tak, ze aż nawet i mnie ogarnęło zdziwienie, a nawet szok! Momentalnie osiągnąłem prawie piec dych na blacie! Jadący rowerem znad przeciwka dziadek, popatrzył na mnie jak na jakiegoś nadczłowieka. Naprawdę musiało to wyglądać nieziemsko! Niestety zaczęło mocniej wiać.
Po kilku chwilach, doleciałem do Jasionej. Miałem mały dylemat, czy wjeżdżać dziś na leśny szlak. To przecież zabójstwo dla średniej. Mimo wszystko, postanowiłem trzymać się planu, czyli sprawdzenia szlaku. Na początku drogi przystanąłem na chwilę. To był mój pierwszy przystanek od momentu opuszczenia stacji. Licznik wskazywał średnią 33.2 km/h! Maksymalnie na trasie było 33.6, a poprzednia wartość spadła tylko dlatego, bo hamowałem aby się zatrzymać.



Ruszyłem dalej. Droga biegła lasem, który nie bardzo jednak miałem okazję obserwować, gdyż starałem się jak najmniej stracić na średniej. Pomyślałem sobie też, że na taki kamienisty trakt jak ten, powinienem wybrać się Antkiem. Dziś bowiem wyraźnie widać było, że i z Kośką osiągnąłem wcześniejsze założenie. Tak :-) Jej żywiołem jest asfalt. Wcześniej obserwowałem też pracę opon na tej nawierzchni i w mojej ocenie wyszło na to, że to też był dobry zakup.
Gdy las miałem już za sobą, zrobiło się naprawdę nieciekawie. Wiatr momentami dosłownie stawiał przede mną ścianę. Jechałem na średniej zębatce. Będzie ona w większości używana w drodze powrotnej. Znalazł się tez fajny plus :-) Okazało się, że byłem na drodze, którą już wielokrotnie chciałem zlokalizować, gdy przejeżdżałem w tej okolicy pociągiem :-) Dwie pieczenie na jednym ogniu :-) Wiatr jednak bardzo skutecznie utrudniał mi jazdę... W męczarniach doturlałem się do stadionu w Zdzieszowicach, gdzie właśnie rozkręcała się jakaś impreza. Jazda była jednak bardzo szarpana. Moim celem była obrona wsparcia na 30 km/h, ale bardzo szybko zweryfikowałem ten cel. Prawdopodobieństwo utrzymania takiej średniej, było naprawdę niewielkie. Celem stal się więc próg 28 km/h.
Droga powrotna była odwrotnością sprintu do Jasionej. Kilka razy stawałem na poboczu, odpoczywając od wiatru i mając złudną nadzieję, ze przestanie wiać. Liczyłem na to, ze w lesie przed Kłodnicą będę mógł nadrobić i tak tez było. Cóż jednak z tego, jak na pierwszym prześwicie wiatr dosłownie we mnie uderzył. To nie była swobodna jazda. Wciąż mecząc się, dojechałem do Kłodnicy, gdzie miedzy zabudowaniami sytuacja minimalnie się poprawiła. Nie na tyle jednak, abym mógł odczuć różnice w jeździe. Znamiennym był fakt, ze i pod wiaduktem ledwie się przetoczyłem. Liczyłem na to, ze kierunek wiatru zacznie mi sprzyjać, gdy zwrócę się w kierunku Koźla. Tak tez było. Mogłem jechać nieco bardziej swobodnie. Chciałem już być na miejscu tym bardziej, że nasi grali z Rosją o brązowy medal Mistrzostw Europy w siatkówce. Musiałem jednak zatrzymać się na czerwonym świetle. Po chwili wyrównania oddechu, ruszyłem z kopyta wprawiając Kośkę w sprint. Taak! Znów czwórka z przodu i było pięknie! Niestety pierwsze efekty zmęczenia po walce z wiatrem dały o sobie znać i nie udało mi się utrzymać tej prędkości tak długo, jak tego chciałem. Mimo to brak większego wiatru, pozwolił mi dojechać fajnym tempem do domu.
To był - jak się okazało - bardzo potrzebny mi wyjazd. Już dawno nie jechałem Kośką w takim charakterze. Poza tym zrozumiałem, że chyba muszę zmienić nieco trening. W tym roku z powodu braku czasu i pogody nie udało mi się pojechać trasy +200 i +300 km, ale na przyszły rok chcę być lepiej przygotowany. No i Koska... :-) Teraz już wiem na pewno, że w jej obecnym kształcie, to asfalt jest jej żywiołem :-)

Dane wyjazdu:
38.77 km 0.00 km teren
02:07 h 18.32 km/h:
Maks. pr.:38.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Obóz w Sławięcicach

Sobota, 17 września 2011 · dodano: 17.09.2011 | Komentarze 0

Do południa byliśmy z Anią na zakupach, z których wróciliśmy trochę zmęczeni, lecz oczywiście w dobrych humorach :-) Szkoda nam było nie wykorzystać świetnej pogody, więc plan dnia ułożyliśmy pod kątem rowerów :-)



Równym i miarowym tempem, dojechaliśmy na Azoty, a następnie wjechaliśmy w leśny skrót, gdzie powspominaliśmy sobie trochę poprzedni przejazd tą drogą... :-) Widać już było powoli nadchodzącą jesień. Mnie od samego początku wyjazdu, udzielał się pozytywny rowerowy nastrój, który wzmógł się jeszcze bardziej, gdy przed skrajem lasu, doleciał do mnie motyl i towarzyszył mi prawie aż do wiaduktu :-) Niebawem na Białym Ługu spotkaliśmy liczną grupę ludzi, którzy przy jednym z domostw, prawdopodobnie szykowali się do ogniska lub grillowania. Wkrótce dotarliśmy też do Piastów, gdzie na postoju uznaliśmy, że jeszcze nam mało :-) Rzuciłem więc, abyśmy pojechali do obozu w Sławięcicach. Ania chciała kiedyś go zobaczyć, więc teraz może być dobra ku temu okazja :-)



Przez Blachownię przemknęliśmy fajnymi skrótami, a Ania nawet wypatrzyła jeziorko z kaczkami, które ja ominąłem, bo od czasu zmiany celu wyjazdu, włączył mi się speed ;-) Dalej jechaliśmy znów razem (oj, dawno nam się to nie zdarzyło chyba...) i gadaliśmy o sprawach życiowych i rowerowych :-) Fajnie było :-) Tuż przed wjazdem na plac obozu, minęliśmy trzy rowery z czego dwa były tandemami :-) Nieczęsty to widok! :-) Ani spodobał się ostatni - żółty :-)




Na miejscu pokręciliśmy się trochę i zrobiliśmy kilka zdjęć. Niestety jednego nie udało nam się udokumentować, gdyż w międzyczasie przyjechała Golfem jakaś pół-owca z Krapkowic (tudzież okolic), stawiając samochód dosłownie przed pomnikiem! No deb**. I niech to wystarczy za komentarz.





Na trasę powrotną wybraliśmy azotowy las. Postanowiliśmy skręcić w drogę, na której Ania kiedyś złapała gumę, wjeżdżając w dziurę w jezdni i musiałem się biedny męczyć ;-) Tym razem obyło się bez strat ;-) Cały czas też trzymał się nas dobry humor, pozytywne nastawienie i duże chęci :-) Drogą z czerwonym szlakiem dotarliśmy do Azot, gdzie na dojazdówce do asfaltu, puściłem się w długą i to chyba tam zrobiłem MXS wyjazdu ;-) Od tej pory częściej urywałem się do przodu. Czyżby nałóg wrócił? ;-)





DST: 30.58 km TM: 1:45 h:min AVS: 17.3 km/h MXS: 38.1 km/h

Drogę powrotna do domu, postanowiłem ułożyć podobnie jak ostatnio. Jadąc przez Żabieniec, dotarłem do drogi rowerowej, a stamtąd to już wiecie... ;-)

Dane wyjazdu:
8.41 km 0.00 km teren
00:22 h 22.94 km/h:
Maks. pr.:34.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Rowerowe lekarstewko ;-)

Piątek, 16 września 2011 · dodano: 16.09.2011 | Komentarze 0

Dziś wstawałem z przeświadczeniem, że jadę autobusem. Cały czas trochę jeszcze trzymało mnie to złe samopoczucie. Z czego się bierze i co to jest? Poza tym jakoś bardziej niż zwykle nie chciało mi się wstawać. To pewnie "efekt uboczny" sprawdzania telefonu do drugiej w nocy ;-) Gdy jednak wyszedłem na zakupy zauważyłem, że jest cieplej niż wczoraj. W drodze do sklepu lekko biłem się z myślami. No przecież szkoda stracić dnia bez roweru! Gdy wracałem z zakupów, zauważyłem że pewien jegomość w pełnym garniturze i teczce na bagażniku, śmiało pędzi przed siebie aż miło. To już drugi dzień z rzędu! ;-) O nie! Decyzja podjęta!



Przed klatką - podobnie jak wczoraj - założyłem jeszcze zwijaną kurtkę i ruszyłem ochoczo przed siebie :-) Mimo minimalnie gorszego samopoczucia w momencie gdy rano otworzyłem oczy, jechało mi się bardzo fajnie i żywo :-) Dopiero mniej więcej od połowy drogi rowerowej, do której dotarłem w stylu charta, zaczęło mi być minimalnie chłodno. Z pewnego rodzaju pędem, dotarłem do pracy uradowany z faktu, iż nie jechałem autobusem :-) To był bardzo dobry wybór :-) I nawet to niepewne samopoczucie mi przeszło :-) Może i jutro się gdzieś wybierzemy z Anią?

Dane wyjazdu:
15.56 km 0.00 km teren
00:41 h 22.77 km/h:
Maks. pr.:33.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Między polami i miastami

Czwartek, 15 września 2011 · dodano: 15.09.2011 | Komentarze 0

W środę deszcz padał tylko do ósmej. Szkoda wiec że nie mogłem pojechać do pracy rowerem. Oczywiście nie chciałem odpuszczać dzisiejszej - choćby krótkiej - przejażdżki, ale w ciągu dnia dopadło mnie jakieś gorsze samopoczucie i choć chciałem wieczorem wykręcić choćby pól kilometra, to ostatecznie zlamal mnie sen...
Następnego dnia było już zdecydowanie chłodniej. Mimo to niepocieszony po wczorajszym dniu, postanowiłem znów pojechać do pracy rowerem.



Na początku zastanawiałem się, czy jechać w samej koszulce, ale ostatecznie założyłem zwijaną kurtkę. To był słuszny wybór, bo jednak pęd wiatru ochładzał. Na zakręcie drogi rowerowej założyłem jeszcze opaskę na uszy.
Tuż przed wyjściem z pracy, dostałem telefon od Ani. No jak to? 2:0? To już? Dostałem speeda i zdążyłem jeszcze na połówkę trzeciego seta :-) Mimo słońca na niebie, było średnio ciepło. W drodze powrotnej do domu, postanowiłem wykorzystać zamysł, który pojawił się jeszcze w pracy, to znaczy pojechać zmodyfikowaną przedwczorajszą trasą przez Kuźniczki. Jechało mi się sympatycznie, choć na ścieżce obok działek, napotkałem pierwszą przeszkodę, a mianowicie dwóch pieszych. Za sprawą tego drugiego, zjechałem nieco ze ścieżki, wpadając w słabo widoczną w trawie koleinę. Zachowałem jednak spokój i to uratowało mnie od większych, negatywnych skutków tego zdarzenia. Mentalnie odbiłem to sobie już po kilkunastu metrach, przejeżdżając po dużych kamieniach, lezących w korycie rzeczki, co wymagało dobrej koordynacji :-)
Niebawem byłem już na polnej drodze, prowadzącej do Kłodnicy. Zawsze była ona piaszczysta, ale dziś jechało mi się dużo gorzej. Wcześniejszy plan zakładał jednak właśnie takie proporcje polno-asfaltowe :-) Tak więc, gdy dotarłem do ulicy, mogłem odbić sobie trochę wcześniejsze straty czasowe :-) Śmiało włączyłem się do głównej i w kilka chwil później, byłem na drodze prowadzącej do Koźla :-)

Dane wyjazdu:
17.67 km 0.00 km teren
00:47 h 22.56 km/h:
Maks. pr.:33.90 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Jest mega! :-)

Wtorek, 13 września 2011 · dodano: 13.09.2011 | Komentarze 0

Zaspałem :-) Mimo to udało mi się zebrać tak, że wyrobiłem się w czasie. Ostatecznie nadgoniłem bezstresowo na tyle fajnie, że te dodatkowych dziesięć minut snu wyszło mi z pożytkiem :-)



Podczas dzisiejszej drogi do pracy, jakoś co chwila spotykałem przeszkody na drodze. A to sznurek samochodów na Wyspie (gdybym się nie wyrwał, to jeszcze z kilka długich chwil bym stał), a to TIR zjeżdżający wprost przede mnie przed Rondem Milenijnym... W ciągu dnia zauważyłem, że na zewnątrz jest pięknie. Co prawda ostatnie dni były podobne, ale nie wiedzieć czemu, właśnie dziś rzuciło mi się to w oczy :-) Niczym gwiazdka z nieba spadł mi więc pretekst, aby wsiąść na siodło w czasie pracy :-) Co prawda nie było mnie maks pięć minut, ale frajda i tak była niesamowita! :-) Normalnie fajnie gnałem! :-) Takie pięć minut jazdy w pracy, to powinien być obowiązek ;-) Gdy wracałem, spotkałem jeszcze "rowerową" koleżankę. Nie dziwi fakt, że to Antoś został zauważony w pierwszej chwili ;-)
Po pracy było jeszcze lepiej :-) Dosłownie WJECHAŁEM DO POCZTY! :-) Tego jeszcze nie było! :-) Zauważyła to jedna z Pań za szklanym okienkiem i spojrzała na mnie owczymi oczami, ale ja nic a nic nie robiłem sobie z tego :-) Ale czad normalnie! :-) Z poczty wyszedłem już "na grzecznego", ale chwilę później podjeżdżałem po schodach, wykorzystując w tym celu rynienki dla dziecięcych wózków :-) Bardzo fajnie jest móc tak panować nad rowerem :-)
W drodze powrotnej do domu, postanowiłem trochę zaimprowizować i przeciąłem pola na Kuźniczkach, przechodząc wcześniej po kamieniach w miejscu, gdzie jeszcze bodaj przed rokiem płynęła sobie spokojnie rzeczka. Fajnie mi się jechało... :-) Później wróciłem do domu jadąc Kłodnicą, aby jeszcze urwać trochę jakże pozytywnych minut :-)

Dane wyjazdu:
23.11 km 0.00 km teren
00:56 h 24.76 km/h:
Maks. pr.:40.90 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Schronisko - do trzech razy sztuka

Poniedziałek, 12 września 2011 · dodano: 12.09.2011 | Komentarze 0

I znów pomyłka w pogodzie :-) Miało być pochmurnie i zapowiadać się na deszcz, a tymczasem było ładnie, słonecznie i odczuwalnie ciepło :-) Z domu wyszedłem minimalnie za późno (czyli tak jak zawsze ;-) ), więc narzuciłem sobie szybkie tempo.



Gdy wjechałem na promenadę, zauważyłem jadącą nią w tym samym kierunku co ja rowerzystkę. Miałem więc zająca ;-) W połowie przejazdu znów minąłem swoją wychowawczynię z podstawówki, co na chwilę zgubiło mój instynkt łowcy, ale już kilka chwil później dopadłem ofiarę. Przed końcem promenady zjechałem na jeszcze mokrą trawę i na pełnej prędkości dokonałem aktu wyprzedzania! Jeszcze próbowała walczyć koło mostu na Wyspie, ale nie miała szans ;-) Na zakręcie drogi rowerowej, znów pomachała mi nieznajoma z okna mijającego mnie PKS'u. Czyżbym miał wielbicielkę? ;-) Uśmiechnąłem się pod nosem i gnałem dalej. Oczywiście z drogi rowerowej, zjechałem przed owym autobusem.
Tym razem ogień rozpalał się powoli, jednak na tyle intensywnie, że na rondo wpadłem mega szybko. Dosłownie niczym piorun! Gdy z niego zjeżdżałem (a raczej wylatywałem!) zauważyłem, że tuż za nim stoją niebiescy! Czyżby mieli podstawy, aby zatrzymać mnie za przekroczenie prędkości? ;-)
Gnałem dalej. Na wysokości Kauflanda, wyprzedził mnie PKS i znów owa niewiasta mi pomachała. Nie zwalniałem tempa. Wiedziałem, że mogę osiągnąć świetny wynik. Na początku towarowej sprawdziłem średnią - takiej w drodze do pracy jeszcze chyba nie miałem... Zresztą świetną jazdę można było poznać po czasie: wyszedłem minimalnie później (czyli tak, jak zwykle ;-) ), a w pracy byłem dużo wcześniej. To była piękna jazda! :-)
W drodze do pracy mój wynik wyglądał następująco:

DST: 6.96 km TM: 15:26 h:min AVS: 27.2 km/h MXS: 40 km/h

Po wyjściu udaliśmy się z Anią po raz trzeci do schroniska. Z niewyjaśnionych przyczyn, Ania jechała jednak dziś wolniej niż zwykle ;-) I to w obie strony! Niemniej jednak trzeba przyznać, że widok jaki ujrzeliśmy na terenie schroniska był naprawdę przygnębiający... Ściskał serce.
W drodze powrotnej do domu, także pedałowało mi się leciutko :-) Miałem taki cały dzień :-) Z góry postanowiłem także, że pojadę przez Kłodnicę, aby wydłużyć sobie drogę :-) Co jakiś czas zerkałem też na wskazania średniej prędkości ;-) Tak się wkręciłem, że na skrzyżowaniu z Gazową ostatecznie pojechałem w stronę Rogów :-) Zamiar był taki, aby skręcić w Kochanowskiego, ale... Po kilku chwilach jazdy pomyślałem sobie, że... gdy jadę, jestem szczęśliwym człowiekiem. Bez zmrużenia okiem udałem się na Rogi. Teraz podwójnie cieszyłem się jazdą. Słońce pięknie zachodziło, a ja pędziłem sobie, ot tak przed siebie :-) To było coś pięknego. Przed przejazdem kolejowym, zacząłem odczuwać minimalny chłodzik, ale wciąż było bardzo komfortowo. Ależ ja bym chciał, żeby tak to trwało i trwało! :-)
_
Gdy jadę, jestem szczęśliwym człowiekiem.

Dane wyjazdu:
10.93 km 0.00 km teren
00:23 h 28.51 km/h:
Maks. pr.:52.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Słoneczna niedziela

Niedziela, 11 września 2011 · dodano: 11.09.2011 | Komentarze 0

Dzisiejszy dzień wyróżniał się od tych, które nadchodziły od jakiegoś czasu. Od rana było słonecznie i ciepło. Myślałem o rowerze, ale jednak nie chciałem wychodzić zbyt wcześnie. Skończyłoby się to pewnie tym, że niczego innego poza jazdą bym nie zrobił. Dlatego też najpierw zabrałem się za książkę. Na Kośkę przyszedł czas dopiero, gdy słońce już chyliło się powoli ku zachodowi.



Od samego początku jechało mi się fajnie :-) Wypracowałem też ładną średnią. Mimo to pomyślało mi się, że na wiosnę trzeba będzie troszkę zainwestować w Kośkę, aby doprowadzić ją do perfekcji. Może nawet będzie trzeba grzebać przy napędzie...
Na wylocie z Koźla, poderwałem głowę wysoko ku górze, obserwując nisko przelatujący samolot. Trwało to kilka dosyć długich chwil. Gdy dojechałem do Większyc, zdecydowałem się nie wjeżdżać pod górę w stronę ronda, a odbić w boczną uliczkę. Dojeżdżając do głównej, spotkałem na swojej drodze psa, który wydał mi się być nie do końca pewny. Na szczęście moje obawy okazały się niesłuszne. Główną drogą sunąłem całkiem fajnie, ale nie spinałem się za bardzo. To miała być raczej przejażdżka relaksacyjna :-) Poza tym ze wzniesienia roztaczał się widok na dalekie strony :-) Na skrzyżowaniu minął mnie znajomy wóz - chyba będę musiał zweryfikować to jutro w pracy :-)
Niebawem dojechałem do Reńskiej Wsi. Rozpędziłem się na głównej, ale przede mnie z podporządkowanej wjechał mały autokar. W pierwszym odruchu nie byłem z tego faktu zadowolony, ale szybko wykorzystałem sytuację, jadąc w tunelu aerodynamicznym :-) To były najprzyjemniejsze chwile wyjazdu :-) Prędkość oscylowała wokół 50 km/h (MXS), wyprzedziliśmy dwa skutery ;-) Fajowo! :-) Jazda skończyła się dopiero za rondem, ale i tak fajnym tempem dotarłem do parku. Tą drogą udałem się już do domu, starając się utrzymać fajną średnią :-)