Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2012

Dystans całkowity:117.91 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:05:47
Średnia prędkość:20.39 km/h
Maksymalna prędkość:41.40 km/h
Liczba aktywności:8
Średnio na aktywność:14.74 km i 0h 43m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
0.84 km 0.00 km teren
00:03 h 16.80 km/h:
Maks. pr.:22.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Przeprowadzka - Kosia

Sobota, 31 marca 2012 · dodano: 08.11.2012 | Komentarze 0

Był wietrzny i niesłoneczny dzień. Czułem się z leksza dziwnie... Chyba jednak tłumaczyła to taka zmiana, jak ta która właśnie się dokonywała...



Przejazd był trochę pozbawiony emocji. Jechałem zamknięty w sobie i zamyślony. Nie pomagała aura i wiejący wiatr.

Dane wyjazdu:
42.64 km 0.00 km teren
02:02 h 20.97 km/h:
Maks. pr.:41.40 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Z bananem na twarzy :-)

Sobota, 17 marca 2012 · dodano: 08.11.2012 | Komentarze 0

Kolejne godziny postanowiłem również spędzić na rowerze. Aż szkoda było nie wykorzystać tak pięknego dnia! Wiosna buchała pełną parą!



Zaraz za Kanałem minąłem pierwszego cytrynka. Wiosna, że aż miło! Dzień był naprawdę przepiękny - wręcz idealny na wiosenną wycieczkę rowerową! :-) Mimo świetnego samopoczucia i bardzo dużego zadowolenia z możliwości wyjazdu, spokoju nie dawał mi jednak fakt, iż zostawiłem Anię. Jechałem więc trochę z wyrzutami, choć z drugiej strony, do mojej twarzy przyklejony był istny banan :-) Dosłownie nie umiałem się go pozbyć! :-) Wykraczało to poza moje możliwości! :-) Mimo to jechałem cały czas mając w myślach Anię.
Na wylocie z lasu odbiłem w lewo na skrót i zatrzymałem się na polance. Tutaj, to dopiero się działo! Przyleciał bąk, śpiewały ptaszki i ogólnie było bardzo pozytywnie :-) Wiosna! :-)



Gdy wjeżdżałem do Łąk Kozielskich, przelatujący przez drogę owad o mały włos nie spowodował ze mną kolizji ;-) Również i ich królestwo budziło się do życia! :-) Postanowiłem zjechać z asfaltu i wjechałem na szlak. To była bardzo dobra decyzja, bo na tym odcinku pozostaliśmy jedynie we trójkę: ja, Antek i wiosna :-) No... Może tylko przez krótki moment przelatujący samolot odwrócił moją uwagę od otoczenia, ale i tak nie przestawałem zachwycać się dniem :-) Delikatnie powiewał wiaterek, pięknie pachniało powietrze, a nad polami fruwał jakiś ptaszek i radośnie sobie podśpiewywał :-) Było przecudnie! :-)





Po niedługim czasie ruszyłem ponownie, kierując się w stronę Leśnicy. Gdy już minąłem miasto, rozpocząłem przyjemną wspinaczkę na podnóże Góry św. Anny :-) Praktycznie wcale nie musiałem wkładać wysiłku w ten odcinek drogi :-) Trasa pokonana Antkiem to była czysta przyjemność - tym bardziej w taki dzień jak dziś :-) Na moment przystanąłem sobie przy Muzeum Czynu Powstańczego, a gdy stamtąd ruszałem, zauważyłem na siodełku pierwsze oznaki przejechanych kilometrów :-) Na ostrym podjeździe kilkadziesiąt metrów dalej, z naprzeciwka minęło mnie dwóch świrków i krzyknęli do mnie chyba "powodzenia!", na co jedynie pozytywnie się uśmiechnąłem :-) Pewnie zauważyli sakwy, a poza tym jechali "gołymi" rowerami w dół, więc siłą rzeczy mieli łatwiej :-)




Nie miałem zamiaru wspinać się na sam szczyt :-) Skręciłem w lewo na skrzyżowaniu i już miałem z górki :-) Pędziło mi się bardzo przyjemnie, a na ostatnich metrach lasu, poczułem jeszcze jego piękny zapach, co ponownie wprawiło mnie w świdrujący w brzuszku zachwyt :-) W chwilę później mijałem już pierwsze zabudowania. Jechałem z zamysłem dostania się do ronda i przejazdu przez miejscowość asfaltem, aż tu przy zakręcie dojrzałem zakaz wjazdu z wyjątkiem roweru. Stał przy parkowej alejce :-) Wcale się nawet nie zastanawiałem i wykorzystując zacisze, wyjechałem na ulicę omijając kilkaset metrów miejskiego szumu :-) Do przejazdu kolejowego dotarłem pobudzony i przez tory przeleciałem migiem, wyprzedzając tamże innego rowerzystę :-) Po kilku minutach jazdy, dojechałem do brzegu Odry, gdzie leniwie oczekiwałem na przybycie promu :-)
Odbiliśmy dopiero po kilku minutach, czekając na innych chętnych. Tym razem to oczekiwanie nie było jednak odpoczynkiem na ławce, ani cykaniem okolicznościowych zdjęć. Trafił mi się bowiem przewoźnik z doświadczeniem. Starszy pan zaczął opowiadać o swojej pracy na tym promie, trwającej już kilkadziesiąt lat. Według jego opowieści, z tego promu korzystał papież podczas drugiej pielgrzymki do Polski, jak również i inne nieco mniej ciekawe postaci: piechur z Gdańska, zmierzający do Lourdes, czy jakiś przybłąkany Szwajcar na rowerze. Takich opowieści można słuchać dłużej, niż tylko w trakcie kilku krótkich minut w oczekiwaniu na przeprawę... Gdy ruszyliśmy było już jasne, że tym razem uda mi się zrealizować trasę "z promem" :-)
Na ładnym asfalcie między polami przed Poborszowem, minąłem psa wyginającego się w literę "C", oraz dojrzałem na ogródku jednego z domostw bardzo wyrośnięte kury :-) Zrobiło się trochę wietrznie i chyba zaczynałem też już powoli odczuwać dzisiejszą trasę, tak więc zrobiłem sobie mały przystanek na Wygonie. Pośród piania koguta i kur, będących w gospodarstwie za kilkoma połaciami pól, w pewnej chwili rozległ się również stukot dzięcioła. Oczywiście pozytywnie zareagowałem na ten dźwięk, ale wiedziałem też, że już powoli chciałem być w domu. Ruszyłem dalej i mijając ostatni skrawek lasu, wjechałem na trochę mokrą drogę przed Rogami. W pewnym momencie musiałem nawet wjechać na miedzę, aby zbytnio się nie zmoczyć. Ostatnich kilka kilometrów przed Koźlem, było już dosyć męczących tym bardziej, że wiatr coraz częściej dawał o sobie znać. Na szczęście zaliczony w Koźlu domowy przystanek pozwolił mi nabrać sił :-) Gdy wyruszyłem w drogę do Kędzierzyna, ptaki znów przejęły inicjatywę, ale mnie za to dopadły wyrzuty sumienia, że zostawiłem Anię na tak długo... To nie będzie normalny sezon.

Dane wyjazdu:
5.58 km 0.00 km teren
00:19 h 17.62 km/h:
Maks. pr.:36.50 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Jedziemy na zakupy

Sobota, 17 marca 2012 · dodano: 01.11.2012 | Komentarze 0

Wstałem dziś krótko przed ósmą, zrywając się aby obejrzeć końcówkę kwalifikacji do GP Australii. Później co prawda wróciłem do łóżka, ale już nie zasnąłem mimo że odczuwałem jeszcze pójście spać o drugiej w nocy. Gdy wstaliśmy trzeba było zebrać się na zakupy. Wcześniej pomyślałem sobie, że być może dobrym rozwiązaniem będzie podjechanie pod sklep rowerem i zapakowanie zakupów do sakw. Pomysł został zaaprobowany i takim oto sposobem, zacząłem korzystać z dzisiejszego, słonecznego dnia :-)



Najpierw musiałem podjechać do bankomatu. Koszulka Iron Maiden świetnie fruwała na wietrze :-) Na miejscu zerkałem co chwilę na Antka. Taki ładny rower trzeba pilnować! :-) Jadąc zgodnie z przepisami, dotarłem do głównej, a stamtąd bardzo szybko do Ani :-) Gdy ona robiła zakupy, ja miałem okazję obserwować miejski folklor :-) Zaprzyjaźniłem się też z jednym z kierowców ;-) Droga powrotna do domu była krótka i przyjemna :-) Za plus należy również uznać fakt, że jajka przewożone w sakwach, wyszły z tego całkowicie bez szwanku ;-)
Gdy Ania doszła, zaczęliśmy debatować jak by tu dostać się na Surowinę, ale ostatecznie zrezygnowaliśmy z tego pomysłu. Oceniając decyzję z góry uznaliśmy, że była ona całkowicie słuszna, a nawet wręcz naturalna. Sytuacja była klarowna, więc przystąpiłem do realizacji drugiej części planu na dzisiejszy dzień i podjechałem do sklepu rowerowego. Miałem też wstąpić do serwisu, aby sprawdzić godziny otwarcia, ale ostatecznie zrezygnowałem z tego zamysłu. Pogoda była dziś świetna :-) Ciepło, słonecznie, miasto tętniło życiem :-) W drodze powrotnej pojechałem przez skwer, który był mocno zaludniony :-) Chyba wszystkim udzielił się pozytywny nastrój :-)

Dane wyjazdu:
7.78 km 0.00 km teren
00:23 h 20.30 km/h:
Maks. pr.:33.10 km/h
Temperatura:13.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Łapię troszkę wiosny :-)

Piątek, 16 marca 2012 · dodano: 01.11.2012 | Komentarze 0

Połowa marca i czuć już fajne powietrze :-) Na termometrze dwadzieścia sześć stopni i choć co prawda realnie wyglądało to trochę inaczej, rower był wskazany jak zawsze :-)



Przed klatką schodową zrobiłem radosny wdech i delikatnie ubrany wyruszyłem w trasę :-) Energicznie i iskierkowo kręciłem nogami aż do stacji PKP, drodze prowadzącej do obwodnicy, a nawet na krętej ścieżce wzdłuż niej :-) Mimo to jakoś inaczej odczuwałem dziś jazdę. Kilka ostatnich wyjazdów było jakiś dziwnych i wręcz zadawałem sobie pytanie, czy to są symptomy zmniejszenia pasji. Za rondem dopadło mnie trochę wiaterku, ale wciąż było OK. Gdy już byłem przed lasem, postanowiłem zmienić plany i zrezygnować z Białego Ługu, ponieważ pojawiła się niepewność co do pozostałego mi czasu, a przecież miało być na luzie. Na kolejnym rozjeździe już za domkami zatrzymałem się na chwilę, aby poobserwować kaczki i posłuchać szumu wody, a następnie odbiłem na ścieżkę, prowadzącą w kierunku działek.




To był najbardziej wyrazisty fragment wyjazdu :-) Ścieżka była co prawda troszeczkę obłocona, ale biegła za to pomiędzy rzeczką, a zielonym polem. Latem na pewno będzie tu jeszcze ładniej :-) Pomyślałem sobie tez, ze za rok kupię przyczepkę :-) Znów zatrzymałem się na chwilę. Zewsząd dochodził śpiew ptaków, a z góry padały promienie słońca. W takiej scenerii znikały ostatnie pozostałości zimy...



Przy działkach znów zatrzymałem się na momencik, gdyż przy brzegu siedziała kolejna kaczka, która na mój widok odpłynęła sobie spokojnie :-) Ja tymczasem szybko dojechałem do asfaltu. Wiatr zaczął trochę powiewać, więc zrezygnowałem z naprawiania średniej na obwodnicy i skierowałem się w stronę wiaduktu kolejowego. Stamtąd przez skrót doleciałem sobie na Pogorzelec :-)
Wróciłem pozytywny, choć z drugiej strony czułem się dziwnie. Ania nie może jeździć i moja radość z jazdy również nie była pełna. Jeszcze rok temu chyba by mi to nie przeszkadzało. To będzie chyba dziwny sezon...

Dane wyjazdu:
13.45 km 0.00 km teren
00:32 h 25.22 km/h:
Maks. pr.:33.60 km/h
Temperatura:12.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Wizyta w domu :-)

Czwartek, 15 marca 2012 · dodano: 28.10.2012 | Komentarze 0

Nastał w końcu ciepły i słoneczny dzień :-) Nie poczułem co prawda żadnego bodźca, ciągnącego mnie na rower, ale i tak zamierzałem wyjść :-) Szkoda mi było gdzieś nie pojechać :-) Poza tym miałem pojawić się dziś w Koźlu i odebrać dokumenty "M" - dlaczego więc nie pojechać rowerem? :-)



Do obwodnicy dojechałem skrótem, wystraszając przy okazji jednego gościa na początku ścieżki. Jechałem sobie żywiołowo, nie depcząc jednak nadmiernie. Na ścieżce zamoczyłem trochę opony w koleinach utworzonych przez inne rowerowe kółka i wjechałem między drzewa. Tutaj po raz pierwszy rozejrzałem się naokoło :-) Tak, to już wiosna :-) Może jeszcze nie taka prawdziwa stuprocentowa, ale już niedługo :-) Gdy pokonywałem zakręt, gdzieś tuż nad moją głową rozeszła się pojedyncza, krótka seria uderzeń dzięcioła w korę, brzmiąca niczym głuchy karabin :-) Chwilę później po mojej prawej stronie z impetem poderwały się liście. To wystraszony bażant, uciekał gdzie pieprz rośnie! :-) Z każdym dniem może być już tylko lepiej :-) Niebawem wyjechałem na asfalt i skierowałem się w stronę Koźla. Dalsza trasa przebiegła standardowo - oczywiście depnąłem sobie za światłami ;-) Na Gazowej pomachałem jeszcze znajomym i po niedługim czasie byłem już w domu. Do schodów podbiegł Benek, radośnie merdając ogonkiem :-) Niestety później leżał już tylko obok mnie na fotelu, bo to chyba nie był jego dzień... Oby jutro było lepiej :-)
Gdy wyszedłem z domu, było już ciemno. W sumie to nawet nie odczułem spadku temperatury, pokonując pierwsze metry z odwróconą głową. Benuś siedział w oknie i patrzył jak odjeżdżam... Mój. Droga powrotna była dużo bardziej spokojna, a wręcz jednostajna. Jedynie wyjeżdżając z Gazowej, śmiało i bardzo sprawnie włączyłem się do ruchu, być może zawstydzając nawet niektórych kierowców :-) Przez całą drogę zmieniałem jedynie biegi na przedniej przerzutce, nie wysilając się zbytnio. Mimo to tempo jazdy było zadowalające :-) Już za niedługo oddam Kośkę na gruntowny serwis, więc pewnie będzie śmigać jeszcze lepiej :-) Gdy dojechałem na miejsce, termometr wskazywał już tylko 4 stopnie.

Dane wyjazdu:
11.65 km 0.00 km teren
00:36 h 19.42 km/h:
Maks. pr.:35.40 km/h
Temperatura:0.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Nieco hardkorowy wyjazd ;-)

Środa, 7 marca 2012 · dodano: 28.10.2012 | Komentarze 0

Popołudniowa aura nie odbiegała od tych sprzed kilku ostatnich dni. Po pracy pokręciłem się trochę przy osiedlu: zdziwiłem sprzedawcę w sklepie metalowym i rozśmieszyłem ekspedientki w kwiaciarni, gdzie jedynie pakowałem poprzedni zakup. Nie, nie - nie będzie goździków na komunistyczne święto ;-) W domu zagrzałem miejsce tylko przez chwilę i postanowiłem się przejechać. Z kalendarza wyszło mi, że w marcu nie będę miał niestety żadnego wolnego weekendu, który mógłbym poświęcić na swobodny wyjazd, tak więc postaram się "nadrabiać" troszkę w tygodniu. Są też plusy, bo przecież co za dużo to niezdrowo, a poza tym dam odpocząć kolanom :-)



Jak zwykle przeciąłem skrót przy PKP, od początku wyjazdu utrzymując wysokie tempo. Tak. Znów dało się wyraźnie zauważyć różnicę w napędzie Antka i Kosi. Prędkość podróżna obydwu rowerków jest taka sama, ale jednak przyśpieszenie Kosi jest bardziej dynamiczne. Bardzo szybko dojechałem do ronda, które pokonałem na ładnym przechyleniu i prędkości, zrzucając jednak przednią przerzutkę na zjeździe, aby uchronić się przed zbyt dużym obciążeniem związanym z powiewem wiatru. Szybko pokonałem zabudowania na Kuźniczkach i skręciłem na szlak przed Kanałem. Tym razem jednak nie odbiłem w stronę jeziorka, a pojechałem prosto. Nie powiem, aby był to strzał w dziesiątkę ;-) Po chwili ścieżka dosłownie zniknęła, a podłoże zrobiło się nierówne i było usiane gałęziami, oraz wystającymi pozostałościami po krzakach. W pewnym momencie najechałem na jedną z takich wypustek, momentalnie zatrzymując przednie koło. Nagła siła hamowania wyrzuciła mnie z siodełka, ale na szczęście jechałem tylko kilka kilometrów na godzinę, więc nie groziło mi wystrzelenie przez kierownicę. Po kilku minutach dojechałem do brzegu Kanału i pokręciłem się tam kilka minut.






Ruszając ponownie nie skierowałem się na pobliską ścieżkę przy brzegu, ale pojechałem wgłąb drzew mimo, że nie miałem już ochoty zaniżać sobie średniej ;-) Doszło do tego, że ze dwa razy musiałem zejść z roweru, bo ukryte pod szarawą trawą konary, skutecznie uniemożliwiały jazdę. Na szczęście już niebawem znalazłem się na drodze, na której zwiększyłem tempo, szybko docierając do jeziora. Również tutaj badyle nie dały mi spokoju :-) Zatrzymałem się tam na kilka minut, ciesząc się ciszą, spokojem i widokiem zachodzącego słońca :-) Przed ostatecznym odjazdem, ponownie zatrzymałem się jeszcze przy brzegu, aby jeszcze raz popatrzeć na jezioro, nie nękane o tej porze przez żadnych spacerowiczów.





Do torów kolejowych dojechałem szybszym tempem, nie zwalniając nawet na zjeździe z nasypu. Bardzo fajnie śmignąłem między drzewami, ale widok psa na ostatniej prostej, zmienił moje nastawienie. Podobny do średniej wielkości owczarka niemieckiego czworonóg, na mój widok zaczął jednocześnie uciekać i szczekać. Z czasem pojawiło się również warczenie. Wiedziałem, że gdy tylko wyjadę na otwartą przestrzeń, zwierzak będzie miał nade mną dużą przewagę i zawczasu zrzuciłem przerzutkę, aby móc później szybciej wyrwać do przodu. Liczyłem się również z tym, że pobliski przejazd będzie zamknięty. Poza tym z oddali dochodziło szczekanie jeszcze jednego psa. W decydującym momencie czarny niby owczarek od razu przypuścił atak, a w międzyczasie dobiegł do mnie mały, pomarańczowy pimpek na którego nawet nie zwróciłem za bardzo uwagi, bo od razu zgubił się gdzieś między kołami ;-) Czarny jednak nie ustępował. Gdy poczułem jego sierść z głowy na swojej kostce, kopnąłem go raz w kaganiec. Nic to nie dało więc - widząc zamknięty przejazd - postanowiłem podjąć bardziej radykalne środki. Tym razem zwierz oberwał z podeszwy prosto w czubek głowy. Zauważyłem tylko kątem oka, że wyłożył się na jakieś dwie sekundy na glebę. Chyba cios był solidny :-) Chcąc szybko ominąć szlaban, depnąłem na pedał i dojechałem do torów przy akompaniamencie szczekającego za mną pimpka :-) Owczarek zebrał się, ale pogonił za mną już tylko kilka metrów i dał sobie spokój :-) Ja tymczasem objechałem pierwszy szlaban, unosząc rękę w geście przeprosin, a następnie tym samym gestem dziękując dróżnikowi, który uchylił mi po chwili drugi tak, abym mógł schylić się i pod nim przejść. Od strony Opola zauważyłem nadjeżdżającą lokomotywę...
Za przejazdem zatrzymałem się na moment, aby troszkę ochłonąć i łyknąć Halls'a :-) Następnie przyśpieszyłem szybko docierając do skraju lasu, mijając po chwili dwa samochodowe dźwigi, wspomagające remont torów. Na asfalcie od razu zwiększyłem prędkość. Spadająca szybko temperatura, zaczęła powoli wyganiać mnie do domu :-) Równym tempem dotarłem do Żabieńca, a następnie zjechałem na trakt do lasku, gdzie minąłem biegacza, któremu gestem ręki podziękowałem za ustąpienie miejsca na torze jazdy :-) Jadąc między drzewami nie przejmowałem się niczym :-) Po prostu beztrosko goniłem przed siebie :-) Po kilku minutach takiej jazdy pozostało mi jedynie przeciąć obwodnicę i skrótem wjechać znów do miasta :-)

Dane wyjazdu:
8.79 km 0.00 km teren
00:27 h 19.53 km/h:
Maks. pr.:28.10 km/h
Temperatura:-2.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Jadę po szparagi ;-)

Wtorek, 6 marca 2012 · dodano: 19.10.2012 | Komentarze 0

Wczoraj nie pojechałem do Koźla po Antka, mimo takich planów snutych jeszcze przed weekendem. Po prostu zagadaliśmy się z Anią po pracy, a poza tym było zimno! Za oknem pięknie świeciło słońce, ale powiewał zimny wiatr i ogólnie temperatura nie była zbyt wysoka. Podobnie było też w niedzielę i to był również jeden z powodów, dla których postanowiłem tego dnia zrezygnować z roweru. Przede wszystkim jednak, chciałem spędzić jak najwięcej czasu z rodzinką, której nie widziałem od miesiąca. W ten weekend maksymalnie naładowałem bateryjki...
Dzisiejszego popołudnia zebrałem się jednak praktycznie z miejsca i pojechałem po Antka i kilka innych szparagów ;-) Gdy szedłem z przystanku, wiatr nieprzyjemnie powiewał i zdałem sobie sprawę z tego, że moje plany powrotu przez Cisek nie wypalą. Ponadto według termometru na PKS'ie były ledwie dwa stopnie. W domu wciągnąłem rosół, pogadałem z Łukaszem, przytuliłem się do Benka, a następnie spakowałem i ruszyłem w drogę powrotną :-)



Początek podobnie jak i praktycznie cały przejazd, był całkiem spokojny. Pierwsze mocniejsze przyśpieszenie nastąpiło na prostej przed światłami, ale już na Wyspie ponownie zwolniłem. Albo podświadomie oszczędzałem kolana, albo chyba po prostu nie bardzo chciało mi się cisnąć. Bardziej prawdopodobna była ta druga opcja :-) Do Kłodnicy również dojechałem spokojnym tempem, dziwiąc się przez moment, że licznik pokazywał jazdę z prędkością mniejszą niż średnia, która - biorąc pod uwagę moje spokojne tempo - okazała się całkiem spora i wynosiła 22 km/h. Wcale nie przejąłem się tym zaniżaniem i kontynuowałem spokojny przejazd. Już w Kłodnicy udzielił mi się wyprawkowo-rowerowy nastrój :-) Powoli dzień odchodził, a ja jechałem sobie przed siebie wolny i beztroski :-) Niebawem zjechałem na polną drogę, na której z konieczności znów zwolniłem. Nawierzchnia nie pozwalała na szybszą jazdę, ale jakoś w ogóle mi to nie przeszkadzało.



Tempo jazdy zwiększyło się dopiero, gdy zwróciłem się ponownie w stronę Kędzierzyna. Ładnie śmigałem pomiędzy drzewami w lasku na Kuźniczkach, a nade mną ładnie przyświecał przedzierający się przez gałęzie księżyc. Na ścieżce przy działkach opony fajnie uskakiwały na przymarzniętych koleinach :-) Niebawem dotarłem do obwodnicy, a stamtąd - już przy mocnej szarudze - dojechałem do Pogorzelca :-)

Dane wyjazdu:
27.18 km 0.00 km teren
01:25 h 19.19 km/h:
Maks. pr.:33.50 km/h
Temperatura:8.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Pomylona wycieczka ;-)

Sobota, 3 marca 2012 · dodano: 30.06.2012 | Komentarze 0

Na widok Benka o poranku, na mej twarzy pojawił się uśmiech :-) Wstałem całkiem szybko i po króciutkiej chwili byłem już gotów do spaceru :-) Na zewnątrz było zimno po nocy, ale również słonecznie co zapowiadało znaczącą poprawę w ciągu dnia :-) Poza tym ptaszki śpiewały, a ja uświadomiłem sobie, że widok radośnie spacerującego psiaka, to było to czego mi między innymi brakowało od pewnego czasu.
Po powrocie do domu, szybko ułożyłem sobie trasę, bazującą na przejeździe z początku grudnia, a następnie wyszedłem na Rynek do sklepu rowerowego, aby w końcu kupić chwyty do Kosi i oliwkę. Po skończonych zakupach udałem się na przystanek i niestety zapominając o tym że jest sobota, musiałem dosyć długo czekać na przyjazd autobusu. Gdy już wysiadłem na przystanku w Kędzierzynie, minął mnie sąsiad z osiedla "M", jadący na brązowym antyku, którego widzieliśmy swego czasu w tamtejszych murach :-)



Ruszyłem do skrótu przy PKP i powoli zbliżałem się do stojącego na światłach autobusu, aż tu nagle jeden z pasażerów po chwili obserwacji, zaczął do mnie energicznie machać zza tylnej szyby. Pojęcia nie miałem, kto to mógł być, ale uniosłem rękę w geście pozdrowienia, ruszając jednocześnie w swoim kierunku. Od początku wyjazdu dawał o sobie znać wiatr i momentami jechało mi się dosyć ciężko. Nie spinając się za bardzo dotarłem do Kanału, spoglądając na moście w obydwie strony. Lód był już tylko przy brzegach, ptaki śpiewały, na błękitnym niebie świeciło słońce i tylko wiatr nie wpasowywał się w otoczenie. Na skraju lasu minąłem drogę, którą całkiem niedawno postanowiłem sprawdzić. Dlaczego nie miałbym zrobić tego teraz? :-) Zawróciłem więc i już po chwili jechałem kamienistym traktem. Również w tym miejscu śpiewały ptaki, dzięcioł gdzieś stukał w któreś z drzew, a obok mnie przeleciał wróbel :-) Ktoś się chyba obudził ;-) Po kilku chwilach dojechałem do całkiem fajnego miejsca :-)



Na nieodległym skrzyżowaniu pojechałem prosto mniej widoczną drogą i dotarłem do pola. Nie wiedzieć czemu wracając, skręciłem w prawo w stronę lasu, nie chcąc jechać w stronę zabudowań do których powinienem był dotrzeć. Działając poniekąd wbrew sobie zagłębiałem się ponownie w las. Przy pierwszej sposobności odbiłem więc w prawo, słysząc jednocześnie dźwięk piły łańcuchowej, pracującej w pobliżu. Od razu zerknąłem na wysokość drzew. Co prawda zagrożenie było niewielkie, ale dobrze było wiedzieć, że w razie co nic nie spadnie mi na głowę :-) Jechałem drogą usianą strzępami drewna i gałązek. Tutaj to pewnie dopiero wióry leciały ;-) Niestety znów dojechałem na skraj pola i trzeba było się wrócić :-) Na szczęście wiatr choć przez moment wiał w odpowiednim kierunku, więc powrót nie wpłynął znacząco na moją ambicję ;-)
Na pierwszym asfaltowym skrzyżowaniu, zauważyłem znak zielonego szlaku. Od razu uśmiechnąłem się pod nosem, bo była to kolejna droga do sprawdzenia :-) Niestety na dziś pozytywów z tym związanych było wystarczająco, bo ów znak nie powiedział mi, gdzie się dokładnie znajduję :-) Na szczęście wypatrzyłem wieżę kościoła i skierowałem się w jej stronę. Po kilku chwilach okazało się, że to już kolejna moja pomyłka :-) A może pojechałem tak dlatego, bo wiatr wiał w tamtą stronę? ;-) Gdy wyjechałem już z Cisowej postanowiłem, że dziś jednak nie pojadę na podnóże Góry św. Anny. Nawet wrażenie jej bliskości, gdy byłem już za Łąkami Kozielskimi nie wybiło mnie z tego pomysłu. Wiał zimny wiatr, a poza tym nie chciałem przesadzać. Trochę śpieszyłem się też do domu... Tak dawno tam nie byłem... Za zakrętem przed lasem zatrzymałem się na moment i ubrałem czapkę. Dałem się ominąć ciągnikowi, ale tak jak przypuszczałem zrobiłem to całkiem niepotrzebnie, bo wyprzedziłem go już w kilkanaście sekund później, szybko docierając do drogi prowadzącej w kierunku Kurzawki.
Wąski asfalt między drzewami pozytywnie mnie nastroił :-) Podobnie było na eskach między polami :-) Tam nie przeszkadzał mi nawet hulający wiatr :-) Na głównej w Raszowej bezzębna kobieta z uśmiechem wjechała rowerem na jezdnię pod prąd przy krawężniku w taki sposób, że awaryjnie chwyciłem za klamki. Ciekawe czy też by się tak śmiała, gdyby zamiast mnie najechał TIR. Przed lasem wiatr ustał, więc przyśpieszyłem zdecydowanie. Ten odcinek jechało mi się naprawdę komfortowo :-) Droga do Koźla upłynęła mi spokojnie i bez znaczących zdarzeń wartych odnotowania. Gdy byłem tuż przed Odrą, postanowiłem jeszcze przejechać się parkiem. Kiedyś była to stała pozycja w moim rowerowym menu i troszkę brakowało mi tego... Czy to również tęsknota? Już na początku alejki szczeknął na mnie rozemocjonowany piesek, wzbudzając we mnie pozytywny uśmiech :-) Resztę trasy przejechałem spokojnie, lecz dynamicznie :-) Na sam koniec zrobiłem jeszcze eskę na domkach, gdzie zauważyłem srebrną E46 z Tymbarkiem za nerkami :-) Stawiłem jeszcze czoła silnemu, przeciwnemu podmuchowi na drodze gdzie nigdy nie wieje wiatr i po kilku chwilach mogłem cieszyć się już z przywitania zgotowanego mi przez Benka :-)