Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2012

Dystans całkowity:197.38 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:09:03
Średnia prędkość:21.81 km/h
Maksymalna prędkość:43.20 km/h
Liczba aktywności:20
Średnio na aktywność:9.87 km i 0h 27m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
5.83 km 0.00 km teren
00:15 h 23.32 km/h:
Maks. pr.:31.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Nietypowy wyjazd po kwiatki

Czwartek, 31 maja 2012 · dodano: 02.12.2012 | Komentarze 0

Na pięć minut przed budzikiem, gdy jeszcze spałem jednym okiem pomyślało mi się, że mój blog staje się po prostu zwyczajnie nudny! Ciągle tylko do pracy i z pracy i nic innego się nie dzieje. Nie jeżdżę już tak często jak niegdyś i tylko weekendy są dla mnie szansą, aby próbować to zmienić. A i to dzieje się z różnym skutkiem... Wstałem kompletnie niewyspany i z balansującą na pozytywnej granicy energią.



Dzień był podobny jak wczoraj. Tylko wiatr był minimalnie bardziej odczuwalny, ale nie na tyle, abym nie wykręcił lepszej niż standardowa średniej. W zasadzie to jechało mi się bardzo swobodnie :-)
Po pracy słońce raz to chowało się za chmurami, a za chwilę wychodziło. Tak mi się trafiło, że czekając na nawigacyjny węch przed biurowcem, dopadły mnie słoneczne promyki i trochę mnie nawet przygrzały :-) Początkowe metry pokonałem niezbyt żwawo jak na siebie, ale przycisnąłem bardziej, gdy zerknąłem na licznik i przypomniała mi się dobra poranna średnia :-) Za bramą pozdrowiłem koleżankę i już byłem w lasku, docierając po kilku minutach na Bema po przesyłkę :-) Byłem tam ledwie ze dwie minuty i to już wystarczyło, abyśmy z Tomkiem o mały włos nie rozbili szyby :-) Następnym przystankiem była Castorama, gdzie miałem zamiar kupić jedzenie dla Bronka, do posadzenia na balkonie ;-) Na tym odcinku jechało mi się bardzo fajnie i gdy już byłem po zakupach, dostałem pozytywnego kopka do jazdy :-) Na wyjeździe trochę przytrzymały mnie samochody, ale już na pierwszych metrach na ulicy wyprzedziłem je i korzystając ze skrótu przy stacji, zdobyłem nad nimi całkiem sporą przewagę :-) Na skrzyżowaniu ładnie ściąłem zakręt przed autobusem i swobodnie pedałując dojechałem do domku mając nadzieję, że kwiatków w sakwie nie wytelepało zbyt mocno ;-)

Dane wyjazdu:
4.28 km 0.00 km teren
00:11 h 23.35 km/h:
Maks. pr.:31.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Wymęczony...

Środa, 30 maja 2012 · dodano: 02.12.2012 | Komentarze 0

Spałem nawet gdy już wstałem, siedząc na skraju łóżka. Poranek był ładny, choć średnio słoneczny. Było ciepło, ale czuć było lekko wilgoć.



Nie było jednak wiatru :-) Z osiedla wyjechałem czmychając przed nadjeżdżającymi samochodami. Pedałowałem sobie swobodnie, a pęd powodował przyjemne trzepotanie koszulki :-) Średnia dojazdu do pracy dziś była więc wyraźnie wyższa, niż do tej pory :-)
Po południu miałem jechać na pocztę, ale plany uległy zmianie i mogłem swobodnie turlać się do domu. W ciągu dnia wiatr przebudził się podobnie jak i ja, ale pewnie był również podobnie zmęczony, bo podmuchy nie były zbyt silne. Mogłem więc zachować dobrą średnią :-) Przed klatką czekała już Aneczka z którą - mimo mojego zmęczenia - wybrałem się na spacerek :-)

Dane wyjazdu:
5.06 km 0.00 km teren
00:13 h 23.35 km/h:
Maks. pr.:29.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Rześko po deszczu :-)

Wtorek, 29 maja 2012 · dodano: 02.12.2012 | Komentarze 0

Znowu dzisiaj broniłem się przed wstaniem jak lew :-) Pomyślało mi się nawet, że chyba kręcę sobie bata, bo za kilkanaście lat ktoś to będzie pewnie czytał ;-) Gdy już się zwlekłem, weszło we mnie życie :-)



Gdy wyszedłem z bloku, obmacało mnie świeże i rześkie powietrze :-) Śmiało pomknąłem przed siebie, nie korzystając dziś jednak ze skrótu, aby oszczędzić świeżo co umyte opony ;-) Dzień w pracy był ciężki na tyle, że po południu wyraźnie to odczuwałem. Zostawiłem Antka na Bema i poszliśmy z Anią do restauracji :-) Skoro moja biała koszula pasowała do Antka, to do lokalu pasować będzie tym bardziej ;-) Później skoczyłem jeszcze na pocztę i wróciłem do domu. Do mieszkania wszedłem nieco zaparowany, ponieważ popołudnie w przeciwieństwie do poranka takie właśnie było.

Dane wyjazdu:
4.20 km 0.00 km teren
00:13 h 19.38 km/h:
Maks. pr.:29.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Deszczowe mycie opon :-)

Poniedziałek, 28 maja 2012 · dodano: 02.12.2012 | Komentarze 0

Rano byłem trupem :-) W zasadzie to po każdym budzeniu łapałem kolejny sen i gdyby nie silne poczucie obowiązku, pewnie spóźniłbym się do pracy ;-) Krzątanie po domu wcielałem w życie jednak niezaprzeczalnie z pełną gracją ;-)



Na zewnątrz było rześko, a dojazd przebiegł bez żadnych zdarzeń wartych odnotowania. Po drodze tylko napićku i ostatnia prosta. Mam nadzieję, że deszczowa prognoza pogody się jednak nie sprawdzi ;-) Póki co było ładnie i słonecznie :-)
W trakcie pracy sytuacja zmieniła się diametralnie :-) Mniej więcej około czternastej z nieba lunęło i zaczęło grzmieć. Gdy po godzinie czasu wydawało się, że już padać nie będzie, nadeszła druga pogodowa ofensywa! Były też i plusy :-) Jadąc czy to w deszczu, czy po deszczu, umyłbym opony w Antku ;-) Między innymi dlatego na koniec pracy zdecydowałem się wracać na kołach :-) Deszcz nie padał już tak mocno i sytuacja była do przejścia :-) Starałem się jechać tak, aby woda nie chlapała mi po plecach, ale los zdawał mi się nie sprzyjać, ponieważ przez przejazd kolejowy przejeżdżał długi skład. Na szczęście, zsynchronizowaliśmy się tak, że przejechałem przez tory w najlepszym momencie :-) Do końca towarowej jechałem przy poboczu, gdzie praktycznie nie było wody. Dosyć mocno skąpałem się jednak na skrócie, a na dojeździe do osiedla wytelepało mnie na dołach. Na ostatniej prostej zaliczyłem jeszcze dwie głębsze kałuże i już byłem przed klatką :-) Czuwająca Aneczka już otwierała mi drzwi... :-)

Dane wyjazdu:
4.16 km 0.00 km teren
00:12 h 20.80 km/h:
Maks. pr.:27.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Mokra głowa :-)

Piątek, 25 maja 2012 · dodano: 02.12.2012 | Komentarze 0

Znów miałem problemy ze wstaniem, ale już mniejsze niż wczoraj :-) Poranek przebiegł w zasadzie bez żadnych ekscesów :-)



Dojazd do pracy był spokojny :-) Tylko znów przeszkadzał ten wiatr :-) Z powrotem nie śpieszyłem się wcale i chyba to właśnie przez to przegapiłem swój skrót :-) Pojechałem więc obok sklepu i włączając się do ruchu wyrwałem kapcia :-) Po trzech sekundach byłem już na przystanku w drodze do domu, czyli u fryzjera :-)
Po zabiegu trwającym mniej więcej dwadzieścia minut, przez które co chwila wyglądałem na Antka (raz nawet uciekłem spod nożyczek, a następnym razem, to zeza dostane na pewno ;-) ) ruszyłem już prosto do domu mimo, że przez myśl przebiegło mi, aby pojechać choć jedną ulicę dalej :-) Prędkość z jaką się poruszałem nie była oszałamiająca, no ale przecież miałem mokrą głowę ;-)

Dane wyjazdu:
43.17 km 0.00 km teren
01:54 h 22.72 km/h:
Maks. pr.:43.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Nowe ścieżki dzielnickich pagórków

Czwartek, 24 maja 2012 · dodano: 01.12.2012 | Komentarze 0

Średnio się dziś wyspałem. Z rana dopadł mnie tez lekki leń. W zasadzie, to najchętniej wróciłbym do łóżka... Już nawet nie przez lenia, ale po prostu z niewyspania.



Poranek był chłodniejszy, ale wcale nie pomogło mi to w ostatecznej pobudce :-) Dopiero po kilkuset metrach, ożywiłem się nieco za sprawą Antka :-) Na skrzyżowaniu pomachałem jeszcze koleżance z pracy i pomknąłem w swoją stronę, sprawdzając po drodze jak przelatuje mi się przez tory na pełnych oponach :-)
Wyjazd z pracy był dynamiczny :-) Za bramą odpowiedziałem jeszcze cześć, do dwóch stojących tamże dziewuch, nie wiedząc nawet kto to jest :-) W lasku śpiewały ptaszki i znów poniekąd czułem się wolny :-) Tak, rower to piękna sprawa jest :-) Do domu dotarłem szybko i tu zaczęły się schody ;-) Czekało mnie wnoszenie zakupów, ale poradziłem sobie z tym bez zastrzeżeń, a nawet zdążyłem przebrać się w spodnie 3/4 i sandały :-) W takim stroju czułem się dużo, dużo lepiej :-) Ruszając do Koźla zahaczyłem jeszcze o stację, gdzie uzupełniłem bidony, których nawiasem pisząc zapomniałem wziąć z domu i musiałem się wracać z klatki :-)
Popołudnie również było wietrzne i jechało mi się zmiennie - w zależności od tego jak ustawiałem się do wiatru :-) Gdy wjechałem na osiedle przeszło mi przez myśl, aby zadzwonić do Piotra i pogadać z nim chwilę, ale zabawiłem tu całkiem długo, więc gdy rozstawałem się z Łukaszem wiedziałem już, że do żadnego spotkania nie dojdzie. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś pokręcimy z Piotrem po okolicy... :-) Tymczasem udałem się w kierunku Dębowej. Park był rozśpiewany, radosny i bardzo zielony :-) To chyba mniejsza ilość zieleni w Kędzierzynie sprawiła, że w kozielskim parku poczułem się prawie jak w lesie :-) Na Dębową dotarłem skrótem, wykręcając piękny asfaltowy zakręt przy cmentarzu :-) Będąc już przy zbiorniku przystanąłem na chwilę :-) A to łódka, a to krówka... Ładnie tu... :-)






Początkowo moim zamysłem było to, aby polną drogą dojechać do Kobylic, ale zauważyłem ją o 2 metry za późno... ;-) "Aaa... Nie chce mi się hamować" - pomyślałem sobie i jak gdyby nigdy nic pojechałem dalej. Wcale nie przeszkadzało mi to, że było to niezgodne z założeniem :-) Mknąłem sobie radośnie i już niebawem dotarłem do głównej drogi. Wiedziałem, że to będzie troszkę gorszy odcinek, ale wcale tak nie było :-) Kierowcy okazali się być bardzo kulturalni, a trzeba przyznać, że mieli okazję do tego by się wykazać, ponieważ akurat pokonywałem wzniesienie, które kończyło się przy przydrożnym kościele. Tam też przystanąłem na krótką chwilę :-)



Po jakimś czasie wyminęła mnie para rowerzystów, których śmignąłem jeszcze w Dębowej na prostej, biegnącej za nieczynnymi torami. Ja tymczasem stojąc miałem przeczucie, że dopiero zaczyna się moja wycieczka :-) Chyba faktycznie tak było, bo jadąc później między bardzo ładnymi polami czułem się niczym wolny ptak :-) Szybko wyprzedziłem maruderów i rzuciłem się z pagórka w dół! :-) Trochę przeszkadzał wiatr, ale to przecież normalne... ;-) Już było wiadomo, że dziś zerwę się ze smyczy po raz drugi :-) Tak też zrobiłem wjeżdżając do Zakrzowa, gdzie odbiłem w nieznane :-)
Faktycznie już po pierwszym zakręcie, znalazłem się jakby w innej bajce :-) Przeżywałem coś, czego nie doświadczyłem już dawno :-) Rozglądałem się na boki z zaciekawieniem, jednocześnie pedałowałem i od czasu do czasu zerkałem na nawigację :-) Po kilku chwilach zjechałem na kocie łby i mijając grupę dziewcząt, począłem wbijać się na krótkie wzniesienie za którym rozpościerał się widok na okolicę :-) Dodajmy, że bardzo ładną okolicę :-) Po kilkudziesięciu metrach zatrzymałem się i pomyślałem sobie, że decyzja o przełamaniu założeń w stosunku do trasy, była jak najbardziej słuszna :-) Znów czułem się jak odkrywca! :-) Wolny, szczęśliwy! Jakby tego było mało, na końcu drogi okazało się, że w pobliżu przebiega szlak żółty i niebieski :-) Nie zdziwiło mnie to wcale :-) Okolice były doprawdy przepiękne :-) Aż dziw, że przez dwa lata jazdy na rowerze i mieszkania nieopodal, nie przejechałem tych ścieżek prawie wcale.



Coraz bardziej zacząłem odczuwać obecność wiatru. Co prawda towarzyszył mi on od samego początku, a dodatkowo za Koźlem nieustannie słyszałem jego wyraźny szum w uszach - niczym na morzu. Wciąż jednak było bardzo pozytywnie :-) Zielono-polne widoczki, śpiewające ptaszki, słoneczko... No i rower! :-) Na kolejnym skrzyżowaniu znów posłużyłem się nawigacją i po kilkuset metrach jazdy wiedziałem już, gdzie się znajduję :-) Wcześniej jechałem tędy chyba tylko jeden raz. Skręciłem w asfaltową dróżkę, na początku której minąłem się ciasno z ciągnikiem z przyczepą pełną siana i powoli zatopiłem się w rowerowe rozmyślania :-) Sprzyjał im na pewno głośny szum wiatru i falujące pola :-) Ja natomiast musiałem coraz to bardziej zmagać się z oporem :-) Na ostrym zakręcie z zadumy wyrwał mnie psiak siedzący przy drodze, którego wcale to a wcale nie zauważyłem! Zaszczekał na mnie tak głośno i agresywnie, że aż się wystraszyłem i mimo dużego przeciwnego wiatru, odruchowo depnąłem na pedały. Na szczęście psiakowi chyba nie chciało się gonić :-)
Za drewnianym mostem nadszedł kolejny etap. Tak jak przypuszczałem już na początku wyjazdu, to tutaj miałem zmierzyć się z największymi podmuchami. Już na drodze prowadzącej do szlaku trochę mnie wywiało, a gdy jechałem między polami, w pewnym momencie postanowiłem nawet, że na chwilkę się po prostu zatrzymam. Ruchy powietrza nie były może ekstremalnie silne, ale jednostajne i wyraźnie wyczuwalne. Do tego dochodził wciąż ten nieustanny, głośny szum w uszach. Swoje jednak musiałem oddać :-) Ciekawe ile stracę ze swojej średniej, która wynosiła wcześniej ponad 23 km/h ;-) Tym razem były to jednak tylko luźne przypuszczenia :-) Nie jeżdżę dla średniej :-) Niebawem dotarłem do zabudowań Starego Koźla, gdzie zdecydowałem się odbić w stronę Azot, aby jadąc przez skrót uniknąć ciągłych podmuchów. To była bardzo słuszna decyzja, bo przycisnąłem już na pierwszych metrach między drzewami :-) W drodze do domu sprawdziłem jeszcze inną ulicę, którą od tej pory będę chyba wybierał podczas powrotów z pracy z racji lepszego asfaltu :-)
_
Było mi to potrzebne... :-)

Dane wyjazdu:
13.21 km 0.00 km teren
00:38 h 20.86 km/h:
Maks. pr.:32.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Przejażdżka w koszuli :-)

Środa, 23 maja 2012 · dodano: 01.12.2012 | Komentarze 0

Nastał kolejny dzień słońca o poranku :-) Z dużą niechęcią zwlokłem się z łózka, rzucając się w spiralę czynności koniecznych do wykonania przed wyjściem. Na klatce jakaś mała sąsiadka pomogła mi przytrzymać drzwi, czym zaoszczędziłem kilka sekund. Pozytywne :-)



Ogólna ciepłota i mój pęd spowodowały, że trochę się zgrzałem. Temperatury dodała ekspedientka w sklepie, nie spiesząc się z podejściem do kasy. Na szczęście okazała się uprzejma :-) Dalej poszło już jak z płatka, choć na przedostatniej prostej przed torami powiało przez chwilkę :-)
Po pracy było równie gorąco :-) Nawet wiejący wiatr nie dawał ochłody, ale mnie nie przeszkadzało to wcale :-) Chyba mam inną odporność na temperaturę :-) Rower zostawiłem w połowie drogi do domu i śmiało ruszyłem na miasto z zamiarem pokręcenia, gdy wrócę :-)
Trochę mocniejsze zabiegi na kolano i spacer po mieście nie wypleniły ze mnie chęci na przejażdżkę :-) Na początek podjechałem na stację i począłem szykować się do pompowania kół. Ledwie zdążyłem odkręcić przedni kapturek, podeszły do mnie dwie niewiasty... :-) Jednej napompowałem koła, druga na szczęście pomocy nie potrzebowała ;-) Po kilku minutach pracy nad Antkiem, ruszyłem w drogę :-) Dojazdówka do obwodnicy była nieciekawa - wszędzie leżało pokruszone szkło. Na szczęście szybko tamtędy przeleciałem i już byłem na asfalcie :-) Antek był wyraźnie twardszy :-) Gdy dojechałem na Kuźniczki, w ostatniej chwili postanowiłem odbić na działki, przez który prowadził fajny skrót :-) Tuż za domeczkami przystanąłem na moment w miejscu, gdzie niegdyś zastałem ostatnie symptomy zimy :-) Kilka chwil później mknąłem już w kierunku zabudowań, za którymi zwróciłem się w stronę Kanału, aby po kilkuset metrach zjechać do lasu. Tam przycisnąłem sobie rześko i dopadły mnie rozmyślania na temat życia i Rumunii :-) Pozytywnych myśli nie zmienił nawet wyjazd przy cmentarzu :-) Przypomniało mi się jedynie, że nie zrobiłem nawet jednego zdjęcia :-)
Na otwartej przestrzeni tak jakby odetchnąłem :-) Za wiaduktem kolejowym postanowiłem, że jednak nie będę nadmiernie przedłużał tego wyjazdu i skierowałem się do mostku przy obwodnicy. Przy McDonald'sie zauważyłem świetny skrót przez kolejne działki. Zawróciłem więc, aby go wypróbować i tym samym już po kilku minutach, znalazłem się na osiedlu :-)

Dane wyjazdu:
5.84 km 0.00 km teren
00:17 h 20.61 km/h:
Maks. pr.:34.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Gorący poranek

Wtorek, 22 maja 2012 · dodano: 01.12.2012 | Komentarze 0

Całą noc grzało słońce :-) Nie poszło spać nawet rano ;-) Jego intensywność czuć było również na zewnątrz :-)



Zdążyłem ujechać ledwie kilka metrów i musiałem się zatrzymać, ponieważ zapomniałem wpiąć sakwę :-) W ciągu dnia pokropiło przez kilka minut, podczas których do pomieszczenia wpadło rześkie, deszczowe powietrze :-) To był miły akcent :-) Po pracy depnąłem na pedały (jeszcze przed pierwszym przejazdem musiałem zatrzymać się i wpinać sakwę ;-) ) i odwiedziłem kilka miejsc na mieście :-) Byłem pozytywnie nakręcony :-)

Dane wyjazdu:
4.55 km 0.00 km teren
00:12 h 22.75 km/h:
Maks. pr.:30.40 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Z uśmiechem na brzuszku ;-)

Poniedziałek, 21 maja 2012 · dodano: 01.12.2012 | Komentarze 0

Wczoraj w nocy siedziałem do późna licząc i kalkulując :-) Sen miałem krótki, a poza tym było odczuwalnie duszno tak więc rano nie bardzo mogłem zwlec się z łóżka :-) Nawet nie pamiętam dokładnie co robiłem przed wyjściem ale wiem, że dokonałem ponadprogramowych czynności, takich jak na przykład wrzucenie służbowej komórki do sakwy ;-) Aby było jeszcze śmieszniej, ubrałem na siebie koszulkę ze świrkowatym uśmiechem :-)



Poranek był ciepły, a temperaturę ochładzał wiaterek. Po drodze wstąpiłem jeszcze do sklepu po pićku i po dwóch minutach byłem z powrotem na trasie. Po pracy mieliśmy do przeprowadzenia z Anią pewną akcję, ale gdy zgrzany dotarłem do domu okazało się, że została ona odwołana. Sama droga powrotna była przyjemna i zadziwiająco szybka - postanowiłem tym razem pojechać ulicami, którymi wracałem dwa dni temu i chyba mi się to opłaciło. A może to tylko złudzenie? :-)

Dane wyjazdu:
45.52 km 0.00 km teren
02:08 h 21.34 km/h:
Maks. pr.:33.40 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Wciąż bije... :-)

Sobota, 19 maja 2012 · dodano: 26.11.2012 | Komentarze 0

Na dziś przewidziane było wyjście na rower. Wiadomo że to już nie będzie to samo z racji braku stuprocentowej swobody, ale lepsze to niż powolne zabijanie pasji... Z drugiej zaś strony nieco zdrowego podejścia do rowerowego tematu też mi się przyda. Plan zakładał wyjście maksymalnie do południa, ale jakoś tak wszystko się poopóźniało :-) Cóż ja poradzę na to, że lubię przebywać w swoim domku? ;-) Gdy zszedłem na dół, natknąłem się na sąsiada, który też wybierał się na rower. Jechał nim co prawda do pracy, ale i tak raczej na pewno te dwa kółka nie były dla niego koniecznością, ale również naturalnym i chcianym wyborem :-) Już tylko kilka metrów dzieliło mnie od świeżego powietrza, słoneczka i... wolności! :-) Przed odjazdem Aneczka zrzuciła mi jeszcze kurtkę z balkonu :-)



Szybko dojechałem na stację benzynową, gdzie uzupełniłem bidony. Czułem się uszczęśliwiony i wolny. Następnie wjechałem w Bema, gdzie mijałem ostatnie miejskie, męczące krajobrazy, kierując się ku azotowemu skrótowi, skąd odbiłem na ścieżkę w kierunku Brzeziec. Jechałem jednocześnie z radością i pewnego rodzaju wątpliwościami, które ustąpiły pod koniec wyjazdu. Trochę wiał wiaterek, było ciepło, a za starym Koźlem pięknie zapachniał rzepak :-) Wkręcałem się w wyjazd, a dzionek był piękny... :-) W Bierawie dopadł mnie piesek chojrak, który nawet się do mnie zbytnio nie zbliżył :-) Szybko przemknąłem mostkiem, ciesząc się z jazdy i otoczenia :-) Dopadła mnie jednak myśl o domu i o tym jak to będzie... Przerwał ją przelatujący nade mną nisko wróbel. A co tam! Teraz jest czas na jazdę i związaną z tym radość! :-) Za Bierawą zrobiłem sobie pierwszy postój. Uwielbiam cieszyć się takimi chwilami :-) Rowerek, to jest świetna sprawa!



Niebawem dojechałem do Landzmierza, gdzie postanowiłem zmienić założony wcześniej kierunek jazdy. Opłaciło mi się to, bo już po dosłownie kilkudziesięciu metrach mogłem podziwiać bociana :-) Zatrzymałem się więc na przydrożnym parkingu i pospacerowałem sobie z aparatem chyba nawet z kilka ładnych minut :-) Jadąc początkowo dalej asfaltową drogą, wjechałem do lasu. Dzisiejszy wyjazd wpompował we mnie jednak tyle entuzjazmu, że w pewnym momencie wjechałem między drzewa, aby przejechać się trochę bardziej terenowo ;-) Dotarłem do małego skrzyżowania wśród drzew i krzewów. Miałem świadomość tego, że de facto znajduję się niedaleko głównej drogi i zabudowań, ale mimo wszystko zatrzymując się w tym miejscu, poczułem się poniekąd jakbym był na jakimś odludziu :-)






Jadąc dalej lasem, bardzo szybko dojechałem do drogi wzdłuż torów i przypomniało mi się, że kiedyś chciałem przecież nią pojechać! To było jeszcze za starych czasów, gdy zdarzało mi się widywać tę drogę zza szyb pociągu. Zebrany entuzjazm i piękno dnia spowodowały, że na tą myśl zareagowałem z prawdziwą radością! :-) A co tam! Liczy się też spełnianie tych małych marzeń! :-) Tak myśląc zdałem sobie sprawę z tego, że marzenia wcale nie muszą być wielkie. Mają po prostu uszczęśliwiać...
Niebawem pokonałem leśny przejazd kolejowy i dotarłem do zbiornika wodnego w Dziergowicach. Postanowiłem że tym razem pojadę inną trasą tak, aby ominąć zakład w Kotlarni. Ta decyzja znów mi się opłaciła. Nie jechałem jak dotychczas znaną mi drogą, biegnącą przy skraju lasu, ale jego sercem, które było naprawdę piękne. Zatrzymałem się po kilkunastu metrach od skrzyżowania z drogą prowadzącą do parkingu. Po bokach słychać było bardzo głośno gaworzenie świerszczy, które uzupełniał śpiew ptaków :-) Obydwa serca biły bardzo mocno... Napawałem się tym dźwiękiem i widokiem jak człowiek niespełna rozumu. W tej chwili byłem chyba szalenie szczęśliwy...






Uszczęśliwiony minąłem parę z dzieckiem, siedzącą przy zagajniku do którego dojechali Melexem. Ten niecodzienny widok nie przysłonił mi roweru, którym właśnie wkraczałem w piękne Bory Rudzkie :-) Na nawrocie przed dojazdem do długiej prostej, coś czmychnęło pomiędzy drzewami, pękła gałąź. To na pewno musiało być coś większego :-) Na pierwszym skrzyżowaniu chwyciłem nawigację i obserwując mapę, w pewnym momencie nieco obróciłem się w prawo zauważając, jak w odległości nie większej jak piętnaście metrów ode mnie, przez drogę chytrze przebiegł lisek :-) Ale jaja! Tego jeszcze nie było! :-) Ja tymczasem trochę pogubiłem się pośród tych drzew, nie bardzo wiedząc na jakim etapie parku krajobrazowego się znajdowałem, ale wszystko wyjaśniło się już na kolejnym skrzyżowaniu :-) Na prostej kierującej mnie w stronę zakładu mocniej przycisnąłem. Radość musi mieć swoje ujście! :-)



Na asfalcie za Kotlarnią starałem się utrzymać fajne tempo, ale nie wysilałem się zbytnio. Podczas całego wyjazdu odpuszczałem zdecydowanie częściej niż zwykle. Nie chciałbym popsuć sobie kolan - zwłaszcza przed urlopem! Na pierwszych metrach Starej Kuźni, znów słychać było bardzo głośne cykanie świerszczy :-) Przy leśniczówce momentalnie odbiłem w las, dojeżdżając do piaszczystego wzniesienia. Z prawej strony zza wysokiej miedzy usłyszałem szelest i jednocześnie dojrzałem grzbiet małej sarny lub jelonka, znajdującego się ze trzy metry ode mnie. Ot znów coś niespodziewanego :-) A to jeszcze nie był koniec! Zmieniłem trasę na tą która prowadziła w kierunku Azot i ku swemu zdumieniu spotkałem na niej koleżankę z pracy z rodziną :-) Zatrzymałem się oczywiście na dłuższą chwilę wypełniając ją rozmową :-)
Wciąż był piękny, słoneczny dzień :-) Już nie wiedziałem ile czasu nie było mnie w domu :-) Kiedyś nie był to problem, ale teraz musiałem jednak wracać... :-) Zorientowałem się także, że w pośpiechu ubrałem na siebie koszulkę w której zdobyłem Balaton. No nie! Tego nawet mi robić nie wolno! Ta koszulka, to taka prawie relikwia i nie może być noszona. Znów przycisnąłem na skrócie Azoty - Pogorzelec, a gdy dotarłem do miasta tym razem udało mi się obrać trasę między zabudowaniami tak dobrze, że praktycznie momentalnie znalazłem się na swoim osiedlu :-)
Ten wyjazd pozwolił mi zrozumieć, że mimo przyszłości niosącej ze sobą wiele pytań, nie wolno mi rezygnować ze swoich pasji! Trzeba o nie walczyć, bo to one dają siłę. A poza tym ten wyjazd przysłużył się też moim kolanom ;-)
_
Nie odpuszczę tak łatwo!