Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Listopad, 2015

Dystans całkowity:103.66 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:05:48
Średnia prędkość:17.87 km/h
Maksymalna prędkość:36.00 km/h
Liczba aktywności:4
Średnio na aktywność:25.92 km i 1h 27m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
44.90 km 0.00 km teren
02:22 h 18.97 km/h:
Maks. pr.:34.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Przejażdżka z pierwszymi zimowymi akcentami :-)

Niedziela, 29 listopada 2015 · dodano: 29.11.2015 | Komentarze 0

Dzieciaki wybyły dziś z mamą do Koźla, a ja niewiele się zastanawiając na rower :-) Trochę wypadałoby podciągnąć się kilometrowo, po chorobowym okresie. Pewnie odpuściłbym i dziś, gdyby nie Aneczka, która z poświęceniem postawiła sobie za cel wytrzebienie ze mnie całego choróbska przez weekend :-) Dzięki temu byłem na ostatniej prostej :-)



Już za Kłodnicą przy działkach natknąłem się na pierwsze symptomy zimy :-) Jechało się całkiem przyjemnie, wiatr przeszkadzał bardzo nieznacznie :-) Całą trasę pokonałem spokojnie, choć od Ujazdu zaczęło kropić. Później w okolicach Starego Ujazdu już mocniej kropiło, a od Zimnej Wódki aż do Lichyni po prostu padało i wiał dosyć mocny wiatr. Generalnie warunki jazdy na rower mocno takie sobie tym bardziej, że i temperatura nie była za wysoka, a ja wciąż nie w pełni zdrowy :-) Za Zalesiem na szczęście deszcz mocno ustał i towarzyszył mi tylko wiatr :-) W domku już wszyscy na mnie czekali :-)

Pierwsze symptomy zimy :-) Obok biegnie lekko zabielona śniegiem droga :-)


Leśna droga do Lenartowic. Coś czuję, że zbliża się zima... ;-)


W lesie za Lenartowicami.


Przed Zimną Wódką. Nachylenie terenu i całkiem ciekawy krajobraz dookoła. W pełni sezonu będzie pewnie jeszcze lepiej :-) Z myślą o szosówce... ;-) 


Wjeżdżam na leśny skrót do Czarnocina :-) Zjazd jest piękny, choć przeszkadza nieco woda na leśnej drodze.  A może przeszkadza raczej brak błotników...? ;-)


Super fajny i techniczny zjazd do Czarnocina :-) Mokre i śliskie liście, takie same kamienie i gałęzie, lekko wystające lub zupełnie pochowane pod rudym dywanem, czyhając na błąd ;-) Cudnie...! Przed zjazdem tylko zerkam na widoczny dach tutejszej kapliczki, ale rezygnuję z postoju w tym miejscu. 


Fajny zjazd do Lichyni. Niski wąwóz przypomina tegoroczne Roztocze... :-)


Dane wyjazdu:
49.80 km 0.00 km teren
03:00 h 16.60 km/h:
Maks. pr.:36.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Jesienną aurą w okolicach Góry św. Anny :-)

Niedziela, 22 listopada 2015 · dodano: 29.11.2015 | Komentarze 0

Najpiękniejszy tydzień listopada niestety przepadł mi z powodu choroby. Za oknem pięknie świeciło słońce i mieliśmy super fajną jesień. W poniedziałek wróciłem do pracy w miarę normalny, ale już we wtorek zaś coś zaczęło mnie brać... Do weekendu trochę mi przeszło, ale znów nie wypaliła sobota. Do południa mieliśmy gości, a później zabrakło już czasu na jakikolwiek rowerowy ruch. Poza tym również pogoda się skiepściła... Dzisiejszy poranek wyglądał nieco lepiej, więc zasiadłem przy serwisie mapowym, wykreślając trasę :-) Wyszło ponad pięćdziesiąt kilometrów i nie byłem pewien, czy osłabiony i kaszlący powinienem porywać się na taki przejazd, ale... przypomniała mi się wczorajsza sobota, gdy rano chodziło mi po głowie rowerowe wyjście. Po tak długiej przerwie czułem się, jakbym przeniósł się o kilka lat wstecz, gdy zaczynałem przepiękną rowerową przygodę... :-) Nie, nie odpuszczę dzisiejszej pięćdziesiątki :-) Pora zawalczyć o kilometry! :-)



Bardzo szybko okazało się, że rower jest dla mnie antidotum na dolegliwości :-) Kręcąc korbą czułem się o wiele lepiej, a chorobowe objawy mocno ustąpiły! Na własnej skórze przekonałem się, że nie warto marudzić, szukać wymówek, tylko działać! Organizm pozytywnie gotował się wewnątrz! Krew krążyła dużo szybciej, wyganiając słabe samopoczucie :-) Bardzo szybko też miałem okazję cyknąć jesienne zdjęcie :-) To była już zmęczona jesień, ale jakże klimatyczna. Po drodze odwiedziłem jeziorko i wyruszyłem na Słoneczny Szlak, gdzie natknąłem się na jakiegoś biegacza, którego nieopatrznie przywitałem będąc jeszcze troszkę za jego plecami. Biedak lekko się wystraszył, ale bardzo szybko odpowiedział pozdrowieniem, które było bardzo pozytywne i radosne :-) Niedługo potem zatrzymałem się na chwilkę przy powstańczym pomniku i inną niż ostatnio trasą, popędziłem w kierunku Raszowej. Po mojej prawej, pięknie rysowało się wzniesienie Góry św. Anny. Wystraszyłem też bażanta, który wręcz bezszelestnie odleciał w głąb pola.
Miałem przed sobą asfaltowy odcinek. Wiat trochę przeszkadzał, gdyż muskał mój kark. Wjeżdżając do Leśnicy dojrzałem czarnego kota, który oczywiście przebiegł mi przez drogę ;-) "Ty cholerniku" - pomyślałem sobie :-) Na szczęście nie wierzę w zabobony, więc jak się po chwilce okazało, czarny kot przyniósł mi więcej szczęścia ;-) Zatrzymałem się przy ulicy i nagle spostrzegłem, że za ogrodzeniem jednego z domów merda do mnie ogonkiem bardzo sympatyczny, radosny piesek :-) To było kilka naprawdę bardzo miłych chwil :-) W końcu ruszyłem dalej, wjeżdżając na Drogę Trzech Braci, a później zacząłem serpentynami wspinać się na masyw Góry św. Anny. Tutaj dało znać o sobie chorobowe samopoczucie, gdyż organizm osłabł. Dawałem jednak rady i wkrótce rozpędzony, gnałem po kostce brukowej w dół zbocza :-) 
Znany mi amfiteatr, tym razem odsłonił przede mną jedną ze swoich tajemnic :-) Trafiłem na pozostałości po kamieniołomie. Później bardzo fajnym podjazdem, pełnym mokrych i śliskich liści wdrapałem się na ostatni rząd siedzeń i leśną ścieżką trafiłem na parking przy autostradzie. Niedługo potem - gdy wjechałem do Rezerwatu "Biesiec" - po raz kolejny przekonałem się, jak wielką krzywdę wyrządzono autostradą tym okolicom. Niemniej jednak wciąż cieszyłem się jazdą, a pędząc w dół pośród przepięknych widoków zdałem sobie sprawę, ile mnie ominęło przez moje własne marudzenie. Z Żyrowej dojechałem do Zdzieszowic polno-leśnym traktem, strasząc nie wiadomo czemu spacerującą tamtędy parę z pieskiem. Pani wyglądała na wystraszoną, pan popatrzył na mnie zdumiony... Tylko pies nie zwrócił na mnie większej uwagi, ale to akurat dobrze ;-) W Zdzieszowicach przeciąłem park i bocznymi drogami doturlałem się do Januszkowic, trafiając przy okazji na nowe i ciekawe miejsca :-) Niezbyt komfortową drogą z betonowych płyt dotarłem do raszowickich stawów, a później do znanego mi dobrze lasu, gdzie zostałem zawrócony przez jakiegoś myśliwego, obawiającego się, że "dostanę kulkę" ;-) Ten nawrót jakoś mnie zmęczył, bo ostatnie kilometry jakby walczyłem ze snem i ostatecznie do domu dojechałem dosyć mocno wyczerpany :-) Wyjazd na pewno był jednak udany! :-) 

Zmęczona, ale piękna i klimatyczna jesień :-)


Przy leśnym jeziorze :-)


Pomnik Powstańców Śląskich. Przez chwilkę słychać było dzięcioła :-)


Cudownie sympatyczny psiak, który dodał mi mnóstwo pozytywnej energii! Dziękuję Ci piesku! :-)


Góra św. Anny widziana z Drogi Trzech Braci.


Szybki zjazd po kocich łbach :-) Naokoło piękna późna jesień, a po chwili dalsze jazdy różnice w wysokościach sprawiają, że jechałem na wysokości czubków drzew, rosnących obok :-) 


Amfiteatr na Górze św. Anny. Widoczny również powstańczy pomnik.


Pozostałości po kamieniołomie.


Ostatni rząd siedzeń ;-)


Leśna kapliczka tuż obok parkingu przy A4. Na drugim planie widać również punkt kontrolny :-) Góra św. Anny zaprasza, by ją odwiedzać!


Góra św. Anny widoczna od strony autostrady. 


Droga biegnąca w rezerwacie "Biesiec". Słychać samochody, przejeżdżające w zasadzie na wyciągnięcie ręki. 


Tuż przed kamienistym super zjazdem ;-) Jesień mamy wciąż piękną! :-)


Przydrożna kapliczka, a za nią łąka na której wypoczywaliśmy kiedyś z Aneczką :-)


Leśny trakt między Żyrową, a Zdzieszowicami. Czyli już wiem, gdzie ta droga prowadzi :-)


Nowo napotkane ciekawe miejsce :-)


W raszowskim lesie :-) 


Coś sporo tych myśliwych :-) Gdy wracałem do Kosi z kierunku, którym miałem pierwotnie jechać, rozległ się wystrzał. Chyba jednak dobrze, że zmieniłem trasę przejazdu ;-) 


Łabędź na wodach Kłodnicy ;-) Aż żałowałem, że niczego dla niego nie miałem... :-)


Dane wyjazdu:
4.46 km 0.00 km teren
00:12 h 22.30 km/h:
Maks. pr.:29.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Praca 041115

Środa, 4 listopada 2015 · dodano: 21.11.2015 | Komentarze 0

Porankowy standard :-) 



Czuć już mroźne powietrze, a trawa na Towarowej momentami ozdobiona była przymrozkiem. Nie narzekałem już tak bardzo na fotelik, ale wciąż widzę zdecydowanie wady tego rozwiązania i podtrzymuje zdanie, że to wynalazek jakiegoś desperata ;-)
Po robocie Antoś został w biurowcu - jechaliśmy autkiem na pasowanie Karolka. Wróciłem po niego już po zmroku i jazda bez lampki trochę mi przeszkadzała, uderzając poniekąd w wizerunek Antosia, jako roweru do zadań specjalnych :-) Mimo tego świetnie się jechało! :-)

Dane wyjazdu:
4.50 km 0.00 km teren
00:14 h 19.29 km/h:
Maks. pr.:30.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Praca 021115

Poniedziałek, 2 listopada 2015 · dodano: 21.11.2015 | Komentarze 0

Porankowy standard z urodzinową świeczką :-) 



Powietrze lekko mroźne. W trakcie jazdy utwierdziłem się w przekonaniu, że fotelik rowerowy to wynalazek jakiegoś desperata. Może z czasem się przekonam, ale póki co nie wygląda to za ciekawie... Nawet za przedszkolem żadnej przyjemności z jazdy.
Powrót dużo przyjemniejszy - nawet po wizycie w przedszkolu. Niemniej jednak ów "patent" na rowerowej ramie do najwygodniejszych nie należy, a hałas jaki z siebie wydobywa podczas jazdy na pusto, przyprawia mnie o zgrzyt zębów ;-)