Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2017

Dystans całkowity:1355.06 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:56:16
Średnia prędkość:24.08 km/h
Maksymalna prędkość:64.88 km/h
Liczba aktywności:31
Średnio na aktywność:43.71 km i 1h 48m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
4.34 km 0.00 km teren
00:21 h 12.40 km/h:
Maks. pr.:24.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Praca 310517

Środa, 31 maja 2017 · dodano: 23.12.2017 | Komentarze 0

Porankowy standard :-)



Bezproblemowo do przedszkola i do pracy :-) Później z wiaterkiem do domu :-) Mimo wszystko gorąco :-) I dobrze! :-)


Dane wyjazdu:
4.24 km 0.00 km teren
00:22 h 11.56 km/h:
Maks. pr.:31.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Praca 300517

Wtorek, 30 maja 2017 · dodano: 23.12.2017 | Komentarze 0

Porankowy standard :-)



Standardowo do przedszkola :-) Później z lekkim zamyśleniem do pracy.
Kilka minut przed końcem pracy odebrałem telefon alarmowy od Aneczki :-) Ponoć już gdzieś padało ;-) Zebrałem się zatem szybciej i na szóstym biegu popędziłem z przyjemnością do przedszkola :-) Później - równie sprawnie - z Karolkiem do domu :-)


Dane wyjazdu:
4.39 km 0.00 km teren
00:22 h 11.97 km/h:
Maks. pr.:26.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Praca 290517

Poniedziałek, 29 maja 2017 · dodano: 23.12.2017 | Komentarze 0

Porankowy standard z lekkim zmęczeniem po weekendzie :-)



Ruszyliśmy z kopyta - dosłownie! Później mnie czekało pochylanie głowy gdy przejeżdżaliśmy pod sceną z weekendowego festynu :-) Karol zasuwał aż miło :-) Również w sklepie bardzo miła atmosfera i dopiero na Towarowej dopadła mnie refleksja, że tu piękny dzień się zaczyna, a ja... Szkoda gadać.
Podczas rowerowych przemyśleń w pracy przypomniałem sobie, że w ubiegły piątek była rocznica mojego startu do Portugalii! Jak zwykle zapomniałem o czymś, gdy trzeba było o tym pamiętać ;-) Niemniej jednak moje myśli skierowały się szybko w kierunku sobotniego wyjazdu :-) Ot, taką sobie nieświadomie niespodziankę na rocznicę sprawiłem :-) Pogoda również przypominała tę iberyjską :-) Było bardzo gorąco, więc gdy już ruszyłem Antkiem, jechało się mega przyjemnie! Prawdziwie letnio! Zdziwiłem się zatem mocno, że dzieciaki z przedszkola nie były na dworze! W drodze powrotnej obserwowałem jak Karol radzi sobie z rowerem i przyznaję - świetnie jechał, a jego koordynacja była bez zarzutu! Na wjeździe do osiedla spotkaliśmy mamę i Kasię, a jakaś pani prowadząca prowadząca chłopca na rowerku podała Karola jako przykład "jak chłopiec ładnie jedzie". Pomyślałem sobie, że on nie jedzie, a zasuwa! Super zasuwa i sobie radzi! Chwilę później przyszła refleksja, że jeszcze przecież przed Bąblem niejedna gleba. Wtem - dosłownie na ostatniej prostej, bo na wjeździe na nasz chodnik, Karol tak się wywrócił, że wzrokiem szukałem jego zębów na chodniku... O dziwo pozbierał się bardzo szybko i nawet dojechał te kilka metrów samodzielnie do klatki! W sumie, to nawet dobrze, że stało się to tu teraz. Dobra lekcja, nie jest zła.


Dane wyjazdu:
59.63 km 0.00 km teren
03:59 h 14.97 km/h:
Maks. pr.:29.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

300 lepsze niż 60 ;-)

Niedziela, 28 maja 2017 · dodano: 23.12.2017 | Komentarze 0

Zgodnie z wcześniejszymi planami wyruszyliśmy dziś na rodzinne rowerowanie :-) Ania tuż przed samym startem poinformowała mnie jeszcze, że nie wzięła mimi a ja - będąc w super fajnym rowerowo-sielskim nastawieniu - zupełnie zbagatelizowałem tą wiadomość. To był błąd... ;-)



Ruszyliśmy ze Strzelec, racząc się na początku walorami tutejszego parku :-) Było spokojnie i bardzo przyjemnie :-) Później ruszyliśmy ku Jemielnicy, mknąc bardzo fajnym asfaltem, a później wyboistą leśną drogą, na której skłoniłem jakiegoś pełzającego płaza, by schował się z zaroślach po prostu przejeżdżając po nim obydwoma kołami Antka. Oczywiście zupełnie niechcący. W samej Jemielnicy również spędziliśmy czas bardzo przyjemnie, między innymi karmiąc kaczki przy stawie :-) Wszędzie panowała przyjemna cisza, a my byliśmy w super fajnych nastrojach :-) Gdy już stamtąd wyjechaliśmy, czekał nas najmniej ciekawy odcinek dzisiejszego wyjazdu - droga wojewódzka do Zawadzkiego. Kasia jednak zadbała, aby za bardzo nam się nie nudziło i postanowiła dać upust swojemu żołądkowi ;-) Daliśmy radę i niedługo potem jechaliśmy już bardzo fajną leśną drogą :-) Co prawda przybyło trochę łat na asfalcie  odkąd byłem tu ostatni raz, ale mimo wszystko jej jakość była mocno zadowalająca :-) Ilość rowerzystów, która tędy mknęła potwierdzała ten fakt :-) Nam natomiast zaczęło brakował mimi ;-) Dodatkowo pobłądziliśmy trochę przed Krasiejowem, ale finalnie wszystko się udało :-) Gorzej było ze startem ;-) Kasia za nic w świecie nie chciała usiąść do przyczepki i już nam zaczynało brakować cierpliwości. Nie pomagały prośby, groźby, a nawet przypalanie stópek. Pomogła dopiero Miki w komórce :-) Od tej pory jechaliśmy już w zupełnej ciszy... :-) No prawie... ;-) Piskliwy głosik Miki wrzynał mi się w uszy, ale wolałem to, niż pisk i płacz Kasi :-) Gdy skończyły się wszystkie odcinki, nastała już zupełna cisza :-) Dzieci spały :-) Nie oznaczało to co najmniej końca naszych kłopotów! :-) Dokuczało już nam zmęczenie trasą, pustka w żołądkach, a przede wszystkim przeciwny wiatr! Jechało się naprawdę topornie, momentami nawet poniżej dziesięciu kilometrów na godzinę! Zeszło z nas powietrze! Odliczałem dystans na nawigacji, aż w końcu wjechaliśmy do Strzelec! Na odjezdne wbiliśmy się jeszcze na wieżę widokową tutejszego ratusza :-) Pani nas ostrzegała, że to aż sto pięćdziesiąt schodów, że stromo i wąsko, a jak usłyszała, że my z dwójką dzieci, to już w ogóle zaczął się lament ;-) Kto nie da rady? My?!? Na górze było bardzo fajnie, a wejście i zejście były dodatkową atrakcją - przede wszystkim dla mnie ;-) Wyjeżdżając z miasta zahaczyliśmy jeszcze o park, a później było już pakowanie i odjazd... :-)

Przepędzony płaz przed Jemielnicą.


W Jemielnicy :-) Było cicho i spokojnie... :-) Bardzo miło :-)


Odpoczynek przy leśnym przystanku nieopodal Zawadzkiego :-)


Krótki postój na trasie :-)


Wizyta przy tutejszym bunkrze.


Pociąg jedzie! :-) I kolejna atrakcja dla dzieci... ;-)


Krasiejów :-)


Już Strzelce ;-)


Ruiny strzeleckiego zamku.


Dane wyjazdu:
326.97 km 0.00 km teren
12:13 h 26.76 km/h:
Maks. pr.:62.11 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

300 :-)

Sobota, 27 maja 2017 · dodano: 23.12.2017 | Komentarze 0

Pomysł na taką trasę pojawił się już jakiś czas temu. W czwartek otrzymałem framebaga od Rafała, więc mogłem już planować dłuższe wyjazdy dalej od domu. Decyzja o starcie przyszła bardzo szybko - w końcu miał być ładny weekend.



Wystartowałem krótko po piątej. Na obwodnicy minąłem najpierw łabędzie, a później trzy sarny na polu, które nawet na moment nie zwróciły na mnie uwagi. W drodze do Raciborza podziwiałem piękne polne widoki na okolicznych wzgórzach. Na dokładkę uroku dodawało im wschodzące słońce. Było naprawdę pięknie! W samym Raciborzu stałem chyba na wszystkich światłach - podobnie jak zresztą podczas całego wyjazdu. Wkrótce jednak złapałem tempo i po czeskiej stronie zacząłem już jechać dość fajnie :-) W Cieszynie trochę porozglądałem się za granicznym mostem, gdzie jakieś sto lat temu celnik nakrył mnie na przemycie alkoholu ;-)
Wkrótce wjechałem na Słowację, gdzie straszyć mnie zaczęła siwa chmura wisząca mi nad głową. Na szczęście nic złego z niej nie wyleciało ;-) To był krótki odcinek, lecz niestety musiałem zwalniać na nierównej drodze. Po polskiej stronie było już zdecydowanie lepiej, a poza tym zaczęły się pierwsze wzniesienia :-) Początkowo nie bardzo miałem werwę, aby na nie wjeżdżać, ale minęło to dość szybko :-) Niebawem czekał mnie monotonny odcinek do Żywca. Jak to w górach - jedna uliczka i spory ruch na niej. Za Żywcem na horyzoncie zaczęli pojawiać się też inni rowerzyści :-) Do jednej z grup dołączyłem na krotką pogawędkę, gdy po uprzednim wyprzedzeniu ich przeze mnie, minęli mnie na postoju na SMSa. Byli z Katowic i mieli w planach pokonać dziś około dwieście kilometrów. Całkiem nieźle jak na sakwy, grubaśne opony i co by nie było górski charakter trasy. Gdy już od nich odjechałem, dojechali mnie na wylocie ze Szczyrku, gdy zbierałem się w dalszą trasę po przerwie na posiłek, żartując przy tym z mojego tempa ;-) Machnąłem do nich już tylko przyjaźnie i ruszyłem na podjazd, który co prawda do najtrudniejszych nie należał, ale pokonując go odczuwałem już brak świeżości. Na zjeździe również nie było jakiegoś szaleństwa, gdyż przeszkadzał wiatr. Podobnie było gdy przekroczyłem granicę państwa i jadąc w kierunku Żywca na lekkiej równi w dół, musiałem pedałować, bo wiatr stawiał opór... Minąłem też miejsce, gdzie w starych czasach zatrzymałem się na postój swoim nieodżałowanym Mercedesem... :-)
W samej Wiśle nawet się nie zatrzymałem. Może jeszcze wjechałbym na Rynek, ale na ulicy która do niego prowadziła, widniał zakaz wjazdu. Duży ruch samochodowy i ogólny zgiełk szybko przegoniły mnie z tego miasta. Jedynie co, obróciłem głowę w kierunku pensjonatu, w którym spędzałem kolonie dwadzieścia(!) lat temu. Czekała mnie teraz trasa w kierunku Żor, drogą o dużym natężeniu ruchu. Mimo tego jechało się komfortowo, choć czasem brakowało pasa awaryjnego. Z drugiej strony jazda tym pasem powodowała we mnie irytację, z uwagi na ilość brudu jaki na nim zalegał. W końcu znalazłem się w Żorach, gdzie planowałem małe zakupy spożywcze, ale nie było tu ku temu sposobności. Sklepy co prawda były otwarte, ale wymuszały daleki zjazd z trasy, lub były to po prostu duże dyskonty. Wjeżdżając do Rybnika miałem już nabite dwieście osiemdziesiąt kilometrów. Poczułem lekki smak sukcesu! :-) Tak! Uda się! :-) Bardzo sprawnie pokonałem miasto, zatrzymując się na zaplanowane zakupy i hej do przodu! :-) Pomimo dystansu i zmęczenia, byłem w stanie wykrzesać z siebie moc do efektywnej jazdy i gdyby nie zła nawierzchnia, jechałbym jeszcze szybciej. W końcu też zmniejszyła się też siła wiatru, który to towarzyszył mi aż do samych Żor! W końcu stało się! Trzysta kilometrów "pękło" w Nędzy na znanym mi już odcinku :-) Ponadto pojawiła się też szansa na wcześniejsze ukończenie trasy, co jeszcze trochę dodatkowo mnie napędziło :-) Pokonywałem las na słabej jakości asfalcie, ale sytuacja na szczęście zmieniła się, gdy wjechałem do Dziergowic. Byłem już u siebie! Na jednym z zakrętów passat na OK wyprzedzał mnie na takich piskach opon, że aż mu się awaryjne włączyły :-) Nagle rozległy się dźwięki strażackiej syreny! Gdy wyjechałem zza ostrego zakrętu w pobliżu OSP, zauważyłem chłopaka gnającego na rowerze, a za chwilę jakiegoś Forda Mondeo wyprzedzającego go na wariata i uciekającego na swój pas, by nie doszło do bliskiego spotkania ze mną. Chłopak na rowerze krzyknął coś jeszcze do mnie o wyjeżdżającej straży i tyle ich widziałem! Wprowadziło to trochę niepokoju, ale gdy odjechałem kilkaset metrów za wieś, zupełnie już przestałem się martwić. Już w Lubieszowie przypadkiem dowiedziałem się, że jednostka straży zjechała gdzieś w dół na pola. Łykałem dystans dalej. Wszystko przebiegało pomyślnie, aż do Starego Koźla, gdzie bez żadnego znaku wcześniej zastałem zamkniętą drogę do tej wsi! Chwilę potem pojawiła się na rowerze jakaś pani z już siwymi włosami. Wracała z Mosznej, padł jej telefon i pogubiła drogi. Miała jeszcze kawałek do Gliwic i sto sześćdziesiąt kilometrów w nogach. Szacunek...! Mnie czekała natomiast piaszczysta przeprawa, gdzie nieco straciłem na średniej, ale co tam! I tak było zacnie! :-) Gdy wjechałem na osiedle przypomniałem sobie, że przecież nie mam kluczy z domu! Czekała mnie więc jeszcze wizyta na festynie odbywającym się nieopodal :-)

Pierwszy postój za Długomiłowicami.


Za Raciborzem. Stoję i stoję! Podczas tego wyjazdu zaliczyłem chyba wszystkie postoje na przejazdach i światłach! :-)


Już po czeskiej stronie. Ropica.


Okolice Trzyńca. Miałem się nie zatrzymywać, ale jednak... ;-) Gdy już miałem startować, tuż nad moją głową przeleciał samolot :-)


Wioska smerfów na Słowacji ;-) Czerne.


Skalite. Postój wymuszony wymianą baterii w nawigacji.


Pożegnanie ze Słowacją.


To już wolę jechać pod prąd ;-)


Beskidzkie widoki :-)


Browar w Żywcu :-)


Prawda, że nam do twarzy? ;-)


Podjazd w kierunku Wisły.


Już w drodze do domu. Wylot ze Skoczowa.


Ochaby Wielkie. Krótki odpoczynek.


Przy Jeziorze Rybnickim :-)


Jest! :-)


Wjazd do Starego Koźla... Dobrze, że chociaż obejść to można! :-)


Dane wyjazdu:
4.43 km 0.00 km teren
00:22 h 12.08 km/h:
Maks. pr.:25.90 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Praca 260517

Piątek, 26 maja 2017 · dodano: 23.12.2017 | Komentarze 0

Porankowy standard ze zmęczeniowym śpiochem...



Trochę zastanawiałem się, jak Karol po dwóch dniach przerwy poradzi sobie ze startem. Wystrzelił jak rakieta :-) Całą drogę tam i powrót przejechaliśmy bardzo sprawnie i dosłownie bez żadnej nawet najmniejszej przygody :-) Noo... Może prócz tego, że trafiliśmy na zamkniętą ulicę w związku z jutrzejszym festynem :-)



Dane wyjazdu:
4.42 km 0.00 km teren
00:21 h 12.63 km/h:
Maks. pr.:26.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Praca 230517

Wtorek, 23 maja 2017 · dodano: 23.12.2017 | Komentarze 0

Porankowy standard z lekkim rozruchem :-)



Dojazd do przedszkola już standardowy :-) Zero przygód :-) Później już mniej chętnie do pracy... :-)
Po południu nie działo się nic nadzwyczajnego :-) Szybki odbiór z przedszkola i standardowa trasa do domku :-)


Dane wyjazdu:
4.38 km 0.00 km teren
00:22 h 11.95 km/h:
Maks. pr.:25.90 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Praca 220517

Poniedziałek, 22 maja 2017 · dodano: 23.12.2017 | Komentarze 0

Dałem sobie odpocząć po weekendzie ;-) Później porankowy standard :-)



Karol ruszył bez niczyjej pomocy :-) Szliśmy jak burza do czasu ponownego startu przy krawężniku. Tam ucierpiał lakier na kierownicy roweru. Później do przedszkola już bez przygód - oczywiście prócz furtki ;-) Ale to już standard ;-) Na początku Towarowej przyblokował mnie TIR, a później mało też brakowało bym czekał na przejeździe, aż przetoczy się cały skład, ale pan zawiadowca zatrzymał go tuż przed przyjazdem - wyglądało to tak, jakby specjalnie dla mnie ;-)
W ciągu dnia bardzo szybko się wypogodziło :-) Szare chmury z poranka gdzieś uciekły, więc z jeszcze większą ochotą wsiadłem na rower :-) Gdy byłem już z Karolem, ruszyliśmy do domu :-) Nie było żadnej przygody :-) Przed pójściem do domu, zdemontowałem z jego czerwonej strzały pałąk, z którym jeszcze tak niedawno jeździł... Aż lekko wyczuwalnie się wzruszyłem... I bynajmniej nie dlatego, że Bąbel nauczył się super jeździć na rowerze a bardziej z tego, że to kolejny krok ku jego samodzielności. Naturalna kolej rzeczy...


Dane wyjazdu:
24.72 km 0.00 km teren
01:06 h 22.47 km/h:
Maks. pr.:33.78 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

Podwusetkowy rozjazd :-)

Niedziela, 21 maja 2017 · dodano: 23.12.2017 | Komentarze 0

Mój organizm chyba już powoli przyzwyczaja się do wczesno porannego wstawania :-) Dałem sobie jednak trochę czasu na odpoczynek po wczoraj i wstałem coś około siódmej. To i tak bardzo wcześnie jak na wiejskie warunki ;-)



Ruszyłem zaraz po śniadaniu :-) Pogoda była lepsza niż wczoraj, bo choć odczuwalnie wiało, to ładnie świeciło słońce :-) Nie śpieszyłem się wcale :-) Początkowe nierówności asfaltu pomagały mi w trzymaniu się założeń ;-) Przejazd był bardzo przyjemny, a tempo podkręciłem nieznacznie dopiero pod koniec :-)

Leśna droga do Chróścic. Swobodnie się jechało :-)


Dane wyjazdu:
211.97 km 0.00 km teren
07:47 h 27.23 km/h:
Maks. pr.:46.13 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

Sami swoi w odcieniu szarości - a jakby inaczej? ;-)

Sobota, 20 maja 2017 · dodano: 23.12.2017 | Komentarze 0

Obudziłem się piętnaście po czwartej... :-) Czując jeszcze zmęczenie na oczach, poszedłem w płytką kimę, ale już po pół godzinie byłem na nogach :-) Z pomocą Aneczki spakowałem się do wyjścia i piętnaście po piątej ruszałem w drogę :-)



Wyjeżdżając ze wsi mogłem obserwować cud nowego dnia :-) Słońce dopiero pięło się nad drzewami okolicznych lasów :-) Gdy zwróciłem się w kierunku Kup, przez moment obserwowałem swój cień w świeżych promieniach :-) Bardzo fajnie się z tym czułem... Niedługo potem zatrzymałem się na pierwszy posiłek dnia. To były ostatnie lekkie kilometry, bo po zmianie kierunku na Brzeg zaczęło ostro wiać z przeciwka. I było tak aż do samego celu! Momentami jechałem tylko lekko ponad dwadzieścia kilometrów na godzinę! Ponadto szarość naokoło nużyła oczy i lekko odbierała werwę do jazdy. Dodatkowo momentami nawierzchnia również dawała w kość. Mimo tego do Dobrzykowic udało mi się dojechać ze średnią dwudziestu czterech i pół kilometra na godzinę :-) To była fajna baza na powrót, podczas którego liczyłem na to, że wiatr będzie bardziej moim sprzymierzeńcem :-) Co do samego celu wyjazdu, to był to bardziej pretekst do wyjścia i lekkiego zatytułowania dzisiejszej trasy. Dodatkowo okazało się, że samo miejsce nie było w żadnym stopniu zachęcające. Ot, wyboista i dziurawa uliczka, pełno nowych domów i gdzieś pomiędzy nimi ukryty "ten"...
Droga powrotna była już dużo lepsza :-) Nie odczuwałem już negatywnego wpływu wiatru, a ponadto mogłem korzystać z dużo lepszej nawierzchni :-) Okoliczne lasy, mijane od czasu do czasu, również dodawały uroku i w sumie uznałem, że wyszła mi całkiem miła trasa :-) Gnałem :-) Momentami aż chyba za bardzo, bo w Kluczborku zacząłem odczuwać pierwsze - jeszcze ledwie wyczuwalne - symptomy zmęczenia. Przygodne postoje załatwiały sprawę, ale już po około stu dziewięćdziesięciu kilometrach wykonałem pierwszy postój "bo muszę". Był krótki, na poboczu i nie schodziłem nawet z roweru. W Bierdzianach odsiedziałem jednak około dziesięć minut na tamtejszym przystanku, dość fajnie się ładując. Widać to było podczas pokonywania dalszych kilometrów, a dodatkowo przydało się, gdy zjechałem z głównej drogi. Tam ponownie dopadł mnie silny, przeciwny wiatr. Dzięki solidnej jeździe na całej trasie, udało mi się utrzymać fajną średnią, a do domu wróciłem za pięć czternasta. Osiem godzin i czterdzieści minut od startu :-)

Brzeg. Pomnik Zwycięstwa.


Sami swoi ;-)


Krótki postój gdzieś na granicy województw :-)


Browar w Namysłowie :-)


Brama Krakowska :-)


Przystanek na hot doga ;-)


Postój po szybszym kręceniu :-)


Kluczbork. W oddali Muzeum im. Jana Dzierżona


Pierwszy postój "bo muszę" ;-)