Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2019

Dystans całkowity:223.81 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:10:07
Średnia prędkość:22.12 km/h
Maksymalna prędkość:73.02 km/h
Liczba aktywności:5
Średnio na aktywność:44.76 km i 2h 01m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
42.74 km 0.00 km teren
01:31 h 28.18 km/h:
Maks. pr.:57.97 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

Na degustację mirabelek ;-)

Sobota, 21 września 2019 · dodano: 03.02.2023 | Komentarze 0

Od wczesnego popołudnia miałem wolną chatę. Trochę porobiłem co miałem porobić, ale nie trwało to zbyt długo ;-) Słoneczko pięknie świeciło i po prostu nie mogłem nie wykorzystać tak uroczego dnia tym bardziej, że w tym roku już pewnie bardzo mało ich będzie :-) W zasadzie, to w najbliższym czasie chyba nawet wcale... Trasę wytyczyłem sobie w try migi, a że nie chciałem jechać na Górę św. Anny, to wybór padł na inną pętelkę - skądinąd również bardzo ciekawą :-)



Podczas jazdy na rowerze było wyraźnie czuć, że powietrze jest już zimne. Na obwodnicy zbyt wcześnie zjechałem na drugą stronę i przez chwilę musiałem podciągnąć pasem awaryjnym pod prąd. Dalej walczyłem z wiatrem, podobnie zresztą od samego początku wyjazdu :-) Pierwszą przerwę zrobiłem sobie w Cisku uznając, że pora najwyższa, bo mimo wiatru jakoś tak się rozpędziłem, że pojawiły się obawy, czy w ogóle zdjęcie dziś zrobię ;-) Za Ciskiem zaczęły się problemy z nawigacją. Zaczęła wyłączać się na wybojach. A już myślałem, że problem zniknął. Jeśli to się będzie utrzymywać, to zimą odeślę ją do serwisu. W związku z tym postanowiłem szybciej wjechać na "krajówkę" i nie jechać przez Jaborowice.
W Polskiej Cerekwi wspiąłem się na podjazd i pod koniec wcale nie jechałem szybko. Mimo tego adrenalina momentalnie mi skoczyła! Wjeżdżając w zakręt zauważyłem po prawej dwa startujące wróble, które przeleciały mi tuż obok twarzy! Odruchowo odsunąłem aż tułów do tyłu! Normalnie dostałbym wróblem w twarz! ;-) Zawsze warto wyjść na rower - coś ciekawego się wydarzy ;-) Śmigałem dalej i na zjeździe /minąłem drzewko z mirabelkami/. - bikeblog\2019\08\03 Początkowo chciałem odpuścić, ale ostatecznie zawróciłem i to była dobra decyzja :-) Owoce były już lekko przejrzałe, ale wciąż smaczne ;-) Może to właśnie dzięki nim nabrałem tempa? ;-) Mniej więcej od Ostrożnicy nogi nabrały wigoru i mocy, bo do tej pory mimo fajnej prędkości przejazdowej, to nie wykazywały woli walki ;-) Kilometry do Kędzierzyna były już pełniejsze kolarsko :-) Jechało mi się bardzo miło i nawet zimne powietrze nie przeszkadzało :-) Zatrzymałem się jeszcze na chwilkę przy Dębowej i prując obwodnicą wróciłem do domku :-) Słońce wciąż świeciło... :-)

Fotograficzny postój w Cisku :-) (1 nie - przepalone; bez Anki)

Kozy w Zakrzowie :-)

Mirabelkowy postój ;-) Naokoło fajne polne widoczki :-) (daj jakieś z widoczkiem)

Do zobaczenia za rok!

Króciutko na Dębowej :-)


Dane wyjazdu:
5.46 km 0.00 km teren
00:33 h 9.93 km/h:
Maks. pr.:30.90 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Spontaniczny rodzinny wyjazd na Dębową :-)

Niedziela, 15 września 2019 · dodano: 03.02.2023 | Komentarze 0

W zasadzie, to nie mieliśmy na dziś żadnych planów :-) Wstaliśmy z Aneczką później niż zwykle. Było wyraźnie cieplej niż wczoraj i byłem lekko zawieszony w temacie mojego niedoszłego wyjazdu do Czech, który właśnie dziś miał być takim lekkim zwieńczeniem tegorocznego sezonu. Trochę chciałoby się napisać "jaki sezon, takie zwieńczenie" ;-) Liczę jednak na to, że jeszcze pojadę sobie na takowe "zwieńczenie-zakończenie" letniego sezonu, no a poza tym już myślę o jesieni i rowerowych wypadach turystycznych :-) Robi mi się ciepło na samą myśl o nich :-) Generalnie jednak nie żałowałem, że czeski wypad nie wypalił :-) Krótko po dwunastej Aneczka wypaliła z propozycją wypadu z rowerami :-) No to jedziemy :-)



W sumie to pakowanie zajęło mi więcej czasu niż sam dojazd :-) Szybko rozstaliśmy się z żeńską częścią naszej rodziny i ruszyliśmy z Karolem na rowerowy przejazd naokoło zbiornika wodnego :-) Pogoda była świetna, choć na początku miałem wrażenie, że na szosie w normalnym stroju byłoby mi troszeczkę chłodno :-) Tymczasem nie ujechaliśmy daleko, bo dosłownie po kilkudziesięciu metrach zeszliśmy nad brzeg, gdzie spędziliśmy trochę czasu :-) Gdy w końcu ruszyliśmy dalej, nasza jazda też nie była jakaś ekstremalna. Z mojej perspektywy było wręcz leniwie choć wiadomo - Karol musiał się mocniej namachać :-) Zaliczyliśmy po drodze kilka podobnych postojów, po czym ruszyliśmy w drogę powrotną do dziewczyn, które przebywały na plaży :-)

(zdj bez opisu)
1szy postoj - wybierz jkies zdjecie/a; raczej bez K
2gi postoj - j.w+ daj zdj wody lub galezi i wysokiej trawy
3ci postoj - j.w.
4ty postoj - jw (przy cwiczeniach)
5ty postj - jw. (mostek) + daj zdj wody
zaglowka
K w oddali (raczej ostatnie)
zaglowka
na plazy (raczej - z naciskiem na RACZEJ sam rower)


Dane wyjazdu:
15.24 km 0.00 km teren
00:33 h 27.71 km/h:
Maks. pr.:35.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

Zmarzłem :-)

Sobota, 14 września 2019 · dodano: 03.02.2023 | Komentarze 0

Po południu dzieciaki poszły do babci :-) Miały tam nocować i tak się sprzeczały do którego plecaka ma trafić pasta, że... zapomniały ją wziąć, a wraz z nią szczoteczek do zębów :-) W sumie, to i tak chodziło mi po głowie aby iść na rower, ale teraz to już musiałem ;-)



Nie spodziewałem się, że jest tak chłodno. Ba! Było wręcz lekko zimno! I to mimo świecącego cały dzień słońca. Od razu zerknąłem na godzinę, bo ta wiedza przyda mi się, gdybym faktycznie wybierał się jutro na dłuższy przejazd. Do babci dojechałem całkiem szybko i niesamowicie ucieszyłem się na widok Karolka... :-) Później przemknąłem Pogorzelcem na wylot w kierunku Gliwic i rozpocząłem standardowy przejazd :-) Dziś było już naprawdę, ale to naprawdę bardzo spokojnie :-) Nie działo się dosłownie nic nadzwyczajnego :-) Odwróciłem jedynie trasę w stosunku do tej, którą zwykle robię i tyle :-) Na wlocie do Brzeziec minąłem znajomą, ale nie zdążyłem jej przywitać i nadrobiłem wracając, bo jeszcze kręciła się koło domu ;-) Wcześniej strąbił mnie jakiś narwaniec w białej Skodzie ;-) Oczywiście żart - to były pozdrowienia od dobrego sąsiada, lub sąsiadki ;-) A poza tym, to zmarzłem ;-)

zdj bez opisu


Dane wyjazdu:
14.13 km 0.00 km teren
00:33 h 25.69 km/h:
Maks. pr.:35.22 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

Przewietrzyć główkę :-)

Czwartek, 12 września 2019 · dodano: 03.02.2023 | Komentarze 0

Po powrocie z sesji zdjęciowej nie zagrzałem długo miejsca w mieszkaniu :-) Ładnie świeciło słoneczko i chciałem schwytać jeszcze troszkę kilometrów w tej schyłkowo letniej aurze :-)



Nie śpieszyłem się :-) W zasadzie, to jechałem nawet leniwie :-) Na wlocie do Brzeziec minąłem kolegę z byłej pracy i popędziłem dalej przed siebie :-) Chyba jakoś dziwnie mi się jechało. Jakby szosa miała lekko skręconą kierownicę... To chyba jednak efekt mojego kilkugodzinnego krzywego siedzenia za biurkiem w pracy. Ech... Praca, praca, praca. Za dużo tej etatowej pracy w życiu.

Przy kapliczce, rozwidlenie na Bierawę :-)

Ku zachodowi słońca ;-) Ruch na tej bocznej uliczce był dziś większy niż zwykle :-) A zwykle tu nie ma ruchu ;-) (daj z rowerzystą tak aby go aby tylko było widać)

Przy kolejnej kapliczce :-)

I przy ławeczce ;-) (raczej trzecie zdjęcie z tej serii)

Ruszając nie zauważyłem tego maleńkiego olbrzyma ;-) Na szczęście zanim odjechałem poleciał sobie w trawkę :-) Byłoby go szkoda, gdyby trafił pod czyjeś koła...

A to zrobię jeszcze jedno zdjęcie ;-)


Dane wyjazdu:
146.24 km 0.00 km teren
06:57 h 21.04 km/h:
Maks. pr.:73.02 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

Serpentynki (i nie tylko ;-) ) z magicznym porankiem! :-)

Niedziela, 1 września 2019 · dodano: 03.02.2023 | Komentarze 0

Tak się jakoś już utarło, że serpentynki nieopodal Pradziada padają moim łupem w sierpniu, lub we wrześniu :-) Tym razem było podobnie ale z uwagi na to, że tegoroczny sezon był bardzo ubogi, postanowiłem wpleść w trasę okoliczne, ciekawe rowerowo miejsca :-) Tak oto na listę trafiły też Pradziad, Rejviz i Biskupa Kopa :-) No to ruszamy! :-)



Poranek był magiczny! Nie mam tu oczywiście na myśli pobudki krótko przed czwartą trzydzieści ;-) Nie spałem jeszcze po północy, bo również na naszym osiedlu znalazł się ktoś, kto aktywnie i przy muzyce żegnał lato :-) Takich imprez było w okolicy co najmniej kilka :-) Mimo tego że spałem bardzo krótko, nie chciałem odpuszczać! Zawsze najgorzej jest wstać, znaczy się ruszyć... czyli zacząć ;-) Gdy ruszałem było jeszcze ciemno, ale brzask nastąpił jeszcze gdy byłem w mieście :-) Cieszyłem się również z tego, że mogłem podjechać sobie autkiem we wskazane miejsce, nie skazując przez to reszty rodziny na brak możliwości komunikacyjnych :-)
Poranek był magiczny! Tak... Zdecydowanie magiczny! Na miejscu trochę się pokręciłem w poszukiwaniu miejsca parkingowego, ale gdy już ruszyłem... Gdy już ruszyłem, to... Zaczęły się problemy z przednią przerzutką! Że co?!? Ale jak to?!? Tak nagle? Czyżby wilgoć w powietrzu i te kilkadziesiąt kilometrów trasy na platformie miało taki wpływ? No ale przecież już nie z takimi tematami sobie radziłem :-) Wystarczyło pokręcić śrubą baryłkową do oporu i już! Moment... Nie zadziałało...! No tak, bo to przecież w drugą stronę! :-) I problem został zażegnany :-) A wcześniej za moimi plecami pokazało się pięknie wschodzące słoneczko... Tak... Poranek był zdecydowanie magiczny!
Poranek był magiczny! Gdy wyjechałem z Petrovic asfalt zaczął się co prawda kończyć, ale te widoki...! Te widoki sprawiały, że brak asfaltu zupełnie mi nie przeszkadzał! Te widoki sprawiały, że na głos wychwalałem te okolice! Te widoki sprawiały, że miałem prawie świeczki w oczach... I powtarzając się już wspomnę, że to przecież nie Alpy, nie Hawaje... Ale jak tu pięknie jest! Totalnie klimatycznie! Miałem przeogromną frajdę i radość z jazdy po tych terenach! Nieśpiesznym tempem dotarłem do drogi na Hermanovice i ciepłym okiem spojrzałem na znany mi odcinek drogi :-) Cały czas byłem zauroczony widokami, porankiem... Bardzo lubię takie poranki, gdy wszyscy jeszcze śpią, a ja już śmigam :-) Jak na wyprawie :-)
Jechało mi się bardzo dobrze :-) Poranna niska temperatura już ustąpiła i było bardzo komfortowo - to znaczy nie odczuwałem nadmiernie wysokiej temperatury :-) Gdyby tak utrzymało się przez cały dzień, to byłoby świetnie! :-) Nagle na odcinku przed Vrbnem pod Pradedem wpadłem w strefę wyraźnie niższej temperatury i w pierwszym momencie zrobiło mi się dosłownie zimno! :-) Oczywiście od razu zorientowałem się, że to wzniesienie po mojej lewej nie dopuszczało tu jeszcze promieni słonecznych :-) To było ciekawe doświadczenie, które przypomniało mi przejazd przez Lisięcice na początku mojej przygody z szosą :-) Wkrótce wjechałem też do Karlovej Studanki i dosłownie oczarowałem się tutejszą architekturą! Nie przypuszczałem, że to miejsce jest tak piękne! Jadąc dalej minąłem na podjeździe innego kolarza, rzucając mu czeskie "ahoj!". Krótko po tym fakcie zatrzymałem się na techniczny postój w bezpośrednim pobliżu parkingu u podnóża Pradziada :-)
Tym razem nie czekałem na zielone światło i przejechałem obok szlabanu. Podczas pokonywania podjazdu nie miałem zamiaru się zatrzymywać i pokonać cały podjazd od strzała. Do Owczarni dojechałem w pół godziny a na szczyt w dodatkowe bodajże piętnaście minut. Pokonując ostatni zakręt starłem się z bardzo silnym wiatrem! Było też odczuwalnie zimno. Mimo tego cieszyłem się z tego, że tu jestem! :-) Było po dziewiątej rano, niektórzy dopiero jedni śniadanie, a ja już miałem trochę kilometrów w nogach i zaliczony pierwszy ważny punkt na trasie :-) To było przyjemne uczucie :-) Po okrążeniu wieży przycupnąłem sobie na śniadanko, a po jakimś czasie dojechał mijany wcześniej kolarz :-) Wkrótce usłyszałem jak rozmawia z kimś przez telefon w języku polskim :-) Swoim zwyczajem na odchodne pożyczyłem mu dobrego dnia i się oddaliłem, przystając co jakiś czas na zdjęcie :-) Zjawił się obok mnie bardzo szybko :-) Chwilkę porozmawialiśmy i na jego prośbę wykonałem mu zdjęcie :-) Goniło mnie jednak na dół, bo jeszcze tyle miałem dziś do przejechania i tyle miejsc do zobaczenia! :-) Zjazd był ciekawy, momentami trochę niebezpieczny. Raz nawet zaliczyłem jakiś większy wybój. Jakoś nie przepadam za tym odcinkiem i po Pradziadzie chyba jednak wolałbym chodzić :-) Coś jednak się ze mną stało, gdy zakończyłem zjazd, bo poczułem się dosłownie wyzwolony, uwolniony! Nie potrafię tego do końca wyjaśnić, ale czułem wyraźnie jak opuściło mnie jakieś obciążenie - zarówno fizyczne, jak i psychiczne. Dodatkowo pojawiła się jakaś wewnętrzna radość. To było bardzo ciekawe i bardzo przyjemne :-)
Nie wiem dlaczego ale jakoś zdziwił mnie fakt, że po zjechaniu z Pradziada kolejno musiałem piąć się w górę :-) Muszę przyznać, że byłem nawet lekko zaskoczony ;-) Później jednak był zjazd i już zrobiło się bardziej przyjemnie :-) Po mojej lewej mijałem bardzo duży masyw górski i nawet później żałowałem, że nie zatrzymałem się na zdjęcie, bo był na niego bardzo dobry widok :-) Tymczasem rozpoczynałem kolejną batalię - wjazd po serpentynkach. Słońce zaczynało już przypiekać i na pewno nie miałem już tej świeżości, która towarzyszyła mi jeszcze przy Pradziadzie. Nie poszło mi jednak najgorzej i po jakimś czasie zameldowałem się na przełęczy :-) Nie zatrzymywałem się jednak, bo i po co? ;-) Już zaliczałem tu postoje, a poza tym raczej nie było tu nic ciekawego oprócz parkingu i hotelu ;-) Pewnie gdzieś w głębi, na szlaku znalazłbym jakieś piękne miejsce - ba, pewnie nawet niejedno! Ale to na inny rower ;-) Bardziej zainteresował mnie świetny widok na pierwszej prostej zjazdowej, a poza tym - rwało mnie do jazdy! :-) Motory też były ;-) Niestety nie dla wszystkich ten dzień zakończył się dobrze. Nagle wyjeżdżając zza zakrętu natknąłem się na straż pożarną stojącą na moim pasie wraz z kilkoma samochodami, oczekującymi na możliwość kontynuowania jazdy. Na poboczu stały natomiast dwa szybkie motocykle. W drodze na dół minęło mnie natomiast co najmniej kilka innych jednostek i od razu uznałem, że raczej będą na miejscu zbędne. Gdy wjeżdżałem do miejscowości minęła mnie karetka.
Miejsce postojowe znalazłem sobie momentalnie! To była scena z ustawionym podium :-) Usiadłem sobie ze swoimi kanapkami na schodku zarezerwowanym dla zwycięzcy (tym z numerem jeden :P ) i muszę przyznać, że było mi tam bardzo wygodnie ;-) W międzyczasie drogą przejechała policja na sygnale. Ja uzupełniłem natomiast brzuszek i bidony, po czym udałem się w drogę powrotną :-) Nie jechało mi się już tak świeżo, a słońce dodatkowo jeszcze mocniej dawało się we znaki. Ba! Byłem cały wilgotny, a pot czułem nawet pod kolanami! To zupełnie jak nie ja! Znów minęły mnie dwie straże, wracające już na spokojnie zapewne do swojej jednostki, a chwilę później na poboczu zauważyłem grupę ścigaczy na polskich tablicach, w tym dwa stojące nieco obok. Jeden z nich był pozbawiony przedniej owiewki i szyby. Była też rzeczona policja.
Podjazd zaczynał mnie męczyć i gdy osiągnąłem przełęcz, byłem naprawdę zadowolony :-) Powody były dwa: bieżące podjazdy zostawiłem za plecami, natomiast przede mną rozpościerał się piękny asfalt, biegnący w dół! Można było rozpędzić kółeczka! :-) Nie udało mi się jednak choćby zbliżyć do ostatniego rekordu, ale i tak było bardzo fajnie :-) Jak można się było spodziewać, to był bardzo ciekawy odcinek, ale już w okolicach Adolfovic zacząłem odczuwać trudy dzisiejszego wyjazdu. Co począć? Przecież w tym roku praktycznie nie jeździłem, więc nie mogłem się dziwić, że mnie mięśnie ciągną. Mimo tego nie było mowy o jakimś kombinowaniu i skracaniu trasy, choć muszę się przyznać, że podjazd na Rejviz robiłem z kilkoma przystankami, nawet na poboczu. Dodatkowo ponownie zaczynałem odczuwać głód ale wiedziałem, że kanapki to już dla mnie zbyt dużo. Na szczęście miałem jeszcze inne zapasy ;-)
Przycupnąłem sobie obok straży pożarnej, ale siedziałem tylko przez kilka chwil, gdyż dopadł mnie jakiś robak uparciuch. Co go ściągałem, to pojawiał się na innej części ciała. To na lewym kolanie, to na łokciu, to na prawym udzie, to na palcu wskazującym... No co jest?!? Dopiero po chwili zorientowałem się, że obsiadło mnie więcej tych robali - jeden jeszcze bardziej podobny do drugiego, co zniekształciło moją początkową ocenę sytuacji :-) Postałem sobie zatem, uzupełniłem po raz ostatni bidon i ruszyłem w dół! :-) Mimo sojusznika w postaci grawitacji, początkowo nie bardzo poruszałem mięśniami i na zjeździe zacząłem sobie pomagać dopiero trochę później. Było bardzo fajowo i znów zaliczyłem sekwencję lewy-prawy na jednych z dwóch kolejnych zakrętów :-) Ogólnie podczas dzisiejszego wyjazdu czułem się o wiele pewniej pokonując zakręty! Okazało się, że przejeżdżanie zakrętów bez hamulca jest o wiele ciekawsze, lepsze i bezpieczniejsze! W trakcie dnia chyba też nauczyłem się odpowiednio operować hamulcami na szybkich zjazdach :-) Będę to jeszcze musiał poćwiczyć ;-)
Byłem już w Zlatych Horach, coraz wyraźniej wymęczony. Podjazd na Biskupią Kopę był już lekko wyczerpujący, ale przecież trzeba było dać radę! :-) Oczywiście nie obyło się bez postojów. To był jednak trudny wyjazd. Temperatura, brak przygotowania w sezonie. Mimo tego wiedziałem, że dam radę. Przecież te ostatnie lata dały mi całkiem fajną bazę i pewnych rzeczy mogę być prawie pewien. Prawie, bo przecież jakaś kontuzja zawsze może się przytrafić. Sunąłem powoli wyczekując przełęczy i naprawdę się ucieszyłem na jej widok! :-) W drodze na dół radziłem sobie całkiem dobrze - zwłaszcza na nawrotach, co dodatkowo mnie cieszyło :-) Do Petrovic jak zwykle wpadłem z nadmierną prędkością ;-) Teraz czekało mnie odnalezienie miejsca postoju autka, ale przecież znałem tą drogę, a poza tym ślad po jakimś czasie pokazał się na nawigacji :-) Wpadłem tam wymęczony, ale bardzo szczęśliwy :-) Za jednym zamachem zaliczyłem kilka bardzo ciekawych dla mnie miejsc :-) Czułem jednak, że raczej żadne z nich nie powinno stanowić o miejscach wyjazdów w przyszłym roku. Byłoby dobrze, gdybym odkrywał nowe okolice :-) Niemniej jednak będąc jeszcze w trasie wpadł mi do głowy ciekawy pomysł. Ciekawe, czy kiedyś dojdzie do jego realizacji ;-)

Janov :-) Baza wypadowa ;-) (autko + pomnik)

Robi się magicznie...! (wschód słońca)

Na szlaku za Petrovicami :-) (2 ujęcia?)

Wschodzące słońce pięknie oświetlało pobliskie zbocze :-) (zdj z rowerem i zbokiem ;-) )

Chwilę później wkroczyliśmy w las! :-) (któreś z kolejnych zdj z tym samym ujęciem)

Jeszcze chwilę temu tam śmigaliśmy ;-)

A tu bardzo ciekawy smaczek na szlaku :-) (w szystkie 3 ujecia kubka)

Zatrzymywałem się prawie co chwilę, ale to nie była wina asfaltu ;-) (widok + droga)

Robiło się naprawdę przepięknie! (góra zielona trawka + z drogą?)

Jestem totalnie zauroczony... Prawie mam świeczki w oczach... Szkoda, że zdjęcia tego nie oddają... (zdj z rowerem 2 ujęcia: przód, tył)

Nawet takie wyrwy zupełnie mi nie przeszkadzały! Zupełnie, ale to zupełnie! Cieszyłem się pięknym otoczeniem!

Pradziad na horyzoncie! :-) (daj zdj z rowerem)

Trafił mi się naprawdę cudowny poranek! (2 ujęcia)

Już na drodze w kierunku Hermanovic :-) Szprychy pięknie mieniły się w długich promieniach słońca :-) Nie odbijały światła, ale tworzyły swego rodzaju "mgiełkę"... :-) Bardzo ciekawie to wyglądało :-) Kocham swój rower! ;-) Było bardzo klimatycznie! :-)

Wjeżdżamy do Ludwikova :-) (raczej tylko zdjęcie w odpowiednim kierunu)

Pawilon pitny w Karlovej Studance. A to tylko minimalny smaczek... Tego typu budowle stały tam jedna obok drugiej! Było naprawdę pięknie!

Już nad wodospadem :-) (wybierz jakieś rower i bez)

Postój techniczny przy parkingu :-) Na drugim planie mój przyszły interlokutor ;-)

Na szczycie znaleźliśmy przytulny kącik dla Cabo ;-) Ja usiadłem na ławeczce ;-) (dja zdj z kanapkami)

Widoczki w drodze powrotnej :-) Gdy ja zjeżdżałem, pierwsi ludzie dopiero wchodzili na szczyt... :-) (1 widok, wieża, 1 widok, wieża, widok z drogi, wieża ;-), widok, widok drogi)

Od samego początku planowałem odpowiednio wykadrować zdjęcie w tym miejscu, ale troje Czechów nie miało zamiaru zwalniać tego miejsca widokowego :-) Jakoś sobie z nimi poradziłem, ale finalnie zdjęcie i tak miałem zamiar cyknąć z innej pozycji :-)

W zamian za to zrobiłem zdjęcie Cabo w ekwilibrystycznej pozie ;-) (drzewo, tak żęby najmniej ludzi było widac)

Jeszcze jedno spojrzenie na szczyt :-) (bez drogi)

Jeszcze jest płasko ;-) Ale też już bardzo gorąco :-) (wyjazd z Beli - zdj ze znakiem)

Jest i zawodnik! ;-) (kolarz)

Na górę będziemy piąć się tuż obok tego kolosa ;-)

Kolejny techniczny postój ;-)

Jest pięknie! :-) (ujęcie przód, tył?, bok)

Kouty nad Desnou i moja stołówka ;-)

Macie szczęście, że stoję bo inaczej bym się tak łatwo nie dał! ;-)

Pierwsze zastępy straży pożarnej wracają do bazy. A to jeszcze nie wszystkie... (raczej tylko pierwsze zdj)

Widoczek z trasy :-)

Motorów było sporo, ale odniosłem wrażenie, że nie tak dużo jak wtedy, gdy byłem tu pierwszy raz :-) Może to złudzenie, a może to już faktycznie końcówka sezonu? (Cabo na postoju na zakręcie - wybierz jedno, lub więcej)

Wciąż pniemy się ku górze! :-) (Cabo oparty górki po prawej + widok na drogę poniżej + sam cabo ;-) + sama droga poniżej z widocznym końćem i masywem po prawej)

Króciutki odpoczynek przed wjazdem na Rejviz :-)

I kolejny postój...

Już na miejscu :-) Posiłek był wskazany! :-) (+ wieża stacji pozarnej)

Chyba jednak zaryzykuję... ;-)

Biskupia Kopa i drogi wylotowej :-)

A tu już z całkiem bliska ;-)