Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
5.36 km 0.00 km teren
00:12 h 26.80 km/h:
Maks. pr.:43.00 km/h
Temperatura:18.4
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Kośka jedyna

Wtorek, 24 maja 2011 · dodano: 24.05.2011 | Komentarze 0

Tak jak było to zaplanowane, po pracy udaliśmy się z Anią i Antkiem do Gliwic. Trzech gości jeździło na nim i żaden nie stwierdził odchyleń od normy. Ostatecznie i ja postanowiłem jeszcze raz się przejechać i według mnie rower ściągało na lewo. Został więc Antek pozostawiony na badania ;-)
Korzystając z okazji, pokręciliśmy się z Anią po Gliwicach. Gdy wróciłem do Koźla, była taka wichura, że szok. Momentami aż mrużyłem oczy, aby kurz nie dostał mi się do nich. Mimo wszystko idę na rower! Chcę zachować dobrą passę :-)



Pierwszy odcinek był wietrzny, ale mimo wszystko przejechałem go dosyć szybko. Na Łukasiewicza minąłem połamane gałązki, leżące na asfalcie. Wciąż mało mi było jazdy, więc postanowiłem zahaczyć jeszcze o Rynek. Z dużą prędkością wpadłem na skrzyżowanie z Żeromskiego, a następnie but i MXS wyjazdu. Jest pięknie! :-) Szybko przemierzałem kolejne metry, pewnie skręcając na skrzyżowaniu w ostatnią prostą do Rynku, gdzie skutecznie wyhamował mnie silny wiatr. Musiałem aż zrzucić na średnią przerzutkę. Odtąd wiatr towarzyszył mi aż do domu. Na Piastowskiej za Rynkiem musiałem wręcz z nim walczyć, używając tyle siły, że aż poczułem pracę mięśni nóg.
Przed odstawieniem Kosi, spojrzałem na nią w myślach mówiąc sobie, ile dla mnie znaczy. Może brzmi to głupio i banalnie, ale tak jest... I prawdą jest, że każdy następny rower, będzie tylko następnym rowerem...

Dane wyjazdu:
6.25 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Odprowadzam Antka...

Poniedziałek, 23 maja 2011 · dodano: 23.05.2011 | Komentarze 0

Jutro Antek wraca do sklepu. Niestety podczas sobotnich jazd okazało się, że ucieka w lewo i muszę go reklamować. Dziś musiałem odstawić go do Ani, bo jutro po pracy będzie trzeba pociągiem odwieźć go do Gliwic...



Jechałem bardzo spokojnie, ale oczywiście nie powoli ;-) Korzystając z okazji, jeszcze raz potwierdziłem swoje przypuszczenia. Rowerek nie był do końca sprawny. Także już na drodze rowerowej zaczęły boleć mnie nadgarstki - przy okazji wizyty w sklepie, wymienię też chwyty, być może wraz z mostkiem. Mam nadzieję, że cała ta reklamacja przebiegnie sprawnie, albo też że wszystko zakończy się pozytywnie od ręki.

Dane wyjazdu:
100.09 km 0.00 km teren
04:18 h 23.28 km/h:
Maks. pr.:41.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Pomiędzy babim latem

Niedziela, 22 maja 2011 · dodano: 22.05.2011 | Komentarze 0

Co prawda przez weekend miało padać, ale wyszło na to, że będzie ładna pogoda. Wczoraj miałem ciężki rowerowy dzień. Antek coś nie taki jak trzeba, a Kośkę musiałem wypożyczyć - pierwszy i ostatni raz. Przez to całe zamieszanie, zapomniałem naładować zapasowych baterii do aparatu i nawigacji i wyjechałem dopiero po dwunastej, wciąż jeszcze obciążony emocjonalnie wczorajszymi wydarzeniami.



Cel miałem jasny: Pławniowice. Po dwóch metrach doregulowałem siodełko i jazda! :-) Było bardzo ciepło, wręcz gorąco. Skierowałem się na drogę rowerową, a później do Kuźniczek. Gorąco dodawało mi kopyta. Następnie obrałem trasę na Lenartowice i przez działki dotarłem do Blachowni, a później odbiłem na drogę zakładową. Przyjemnie płynąłem sobie drogą do Kuźni, zatrzymując się na krótki przystanek.



Kolejny odbyłem już w lesie, na drodze w kierunku Rudzińca. Tym razem zatrzymałem się z powodu pragnienia, jakie zaczynało mi lekko dokuczać. Cały czas trzymała mnie też trauma wczorajszych wydarzeń.



Gdy wjechałem na asfalt, zaczęło się kręcenie kilometrów :-) W lesie przed Pławniowicami, minąłem kilkunastoosobową grupę młodzieży, a później nadjechała znad przeciwka kolejna - nieco mniejsza, złożona z cyklistów w różnym wieku. Przegapiłem też stałe miejsce postoju, ale to przecież nie był problem :-) Nie miałem zamiaru jechać nad jezioro w Pławniowicach i nie zatrzymując się, skierowałem się w dalszą drogę.
Za Kleszczowem usłyszałem straż. Mam nadzieję, że nie płonie żaden las - byłoby nieciekawie... Po kilku kilometrach jazdy musiałem zjechać na pobocze, gdyż chyba właśnie owa jednostka nadciągała z przeciwka. Po odbiciu na Bojszów zauważyłem przed sobą wzniesienie, a z racji nieodpowiedniego przygotowania do jazdy (znowu!), nie bardzo miałem ochotę na nie wjeżdżać. Spokojnie jednak dałem radę. W Rachowicach natknąłem się na fajny, drewniany kościółek i zauważyłem, że - o dziwo - asfalt prowadzi zielonym szlakiem rowerowym! :-) Dostałem powera i przyśpieszenia :-) Po kilku kilometrach, dotarłem do ładnych stawów przy drodze. Przy jednym z nich siedzieli ludzie (na pozostałych był zakaz wstępu), a ja przejechałem przez ścianę babiego lata, które tak na dobrą sprawę towarzyszyło mi od samego początku wyjazdu :-) Zrobiło się tak jakoś ładnie, przyjemnie... A może na wyprawę w tym roku, obiorę jakiś cel w Polsce? Nawet wstępną trasę ułożyłem w głowie dosłownie po sekundzie :-) Poczułem się odprężony. Dopiero teraz zeszło ze mnie ciśnienie wczorajszego dnia. Niebawem wjechałem na główną i zgodnie z wcześniejszym zamiarem, zlokalizowałem otwarty sklep w Sierakowicach, gdzie zrobiłem małe zakupy, przystając na jego zapleczu.
Gdy wróciłem na główną zauważyłem, że obok między polami, jedzie trzech rowerzystów. Hm... Czyżby ładna droga rowerowa? Postanowiłem zjechać w kolejną boczną uliczkę na czuja i chwilę później, dotarłem do szlaku rowerowego :-) Jadąc nim natrafiłem na kolejny staw, umiejscowiony już przy zabudowaniach. Przy brzegu pływała średniej wielkości kaczka, a na brzegu siedział zapatrzony w nią kot. Kaczka wyglądała tak, jakby chciała zadać mu pytanie w stylu "co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?" :-) Nie chciałem się zatrzymywać, a szkoda że nie mam wciąż aparatu pod ręką (kierownicą ;-) ), bo wyglądało to przesympatycznie :-) Przecinając główną, zauważyłem znak informujący o kapliczce św. Magdaleny. Planowałem poszukać tego miejsca (wspominała mi o nim Ania), a tu raptem trafiłem na nie ot tak! :-) Wyjazd zrobił się naprawdę ciekawy! :-) Zmierzając tam, zatrzymałem się jeszcze na chwilę na mostku.



Kapliczka gościła akurat grupę rowerzystów, więc uznałem że tym razem nie będę się tu zatrzymywał i tylko zerkałem na nią podczas jazdy. Może przyjedziemy tu kiedyś z Anią w tygodniu, to nie będzie ludzi. Fajnie, że już wiem, gdzie to dokładnie jest - zaznaczyłem nawet współrzędne w nawigacji :-) Lasem do Dziergowic przemknąłem szybkim tempem mimo, że znów wiało z przeciwka. Chyba tą drogą będzie trzeba jeździć zawsze w drugą stronę ;-) W międzyczasie minąłem też trójkę rowerzystów: jednego pana z sakwami i dwie towarzyszące mu panie. Przez drogę przebiegła mi też jaszczurka :-)
Sunąłem bez zatrzymania aż do Lubieszowa, gdzie wjechałem na szlak i ułożyłem trasę w ten sposób, że aż do Starego Koźla, jechałem poza drogami asfaltowymi. Po drodze wstąpiłem jeszcze do Ani. Trzeba przyznać, że byłem zmęczony wyjazdem. Jakoś ostatnio lekceważę energetyczne przygotowanie organizmu, do tak długich wypadów. Gadaliśmy między innymi o Antku. Podzieliłem się swoimi obawami, co do ściągania roweru na lewo podczas jazdy i po około pół godzinie udałem się w drogę do domu. Przejeżdżając przez drugi most na Odrze, minąłem w dole w bliskiej odległości statek wycieczkowy. No tego to tu jeszcze nie widziałem! :-) Zatoczyłem półokrąg już za mostem, aby cyknąć fotkę, ale ostatecznie zrezygnowałem, gdyż chyba jednak za dużo zachodu by z tym było ;-)

Dane wyjazdu:
7.58 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:28.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Antek

Sobota, 21 maja 2011 · dodano: 21.05.2011 | Komentarze 0

Rano wraz z kolegą z pracy, jechałem do gliwickich sklepów rowerowych. W pierwszym z nich, ja nie znalazłem dla siebie nic mimo, że była to naprawdę duża hala w jakiej jeszcze nie byłem. Towarzysz natomiast wyprowadził ładny rowerek, który także i mi się podobał :-) Ja jednak szukałem dla siebie czegoś innego i w międzyczasie zadzwoniłem do drugiego, upatrzonego przez siebie sklepu, aby upewnić się, czy jest po co jechać :-) Teoretycznie było po co... ;-)

Tak oto pojawił się Antoś ;-)



Po powrocie do Kędzierzyna, wdepnąłem jeszcze do Bronka i zadzwoniłem do Ani. Spoglądając na rower, pomyślałem sobie: "trudne zadanie przed Tobą". Wszak Kośka kochana jest...
Rowerkiem jechało się przyjemnie, ale jakoś tak miękko i dziwnie... Wiadomo :-) Muszę przyzwyczaić się do jazdy na nim i oswoić z jego obecnością. Mam nadzieję, że będzie sprawował się przynajmniej tak, jak Kosia :-)
Znamienne, że to właśnie dziś weszła nowelizacja ustawy, dająca rowerzystom większe prawa na drodze :-)



Dane wyjazdu:
28.28 km 0.00 km teren
01:04 h 26.51 km/h:
Maks. pr.:49.20 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Kupić?

Piątek, 20 maja 2011 · dodano: 20.05.2011 | Komentarze 0

Cały dzień pod znakiem zakupu roweru. Jutro planowany wyjazd, oglądanie, może kupno... Prawdę powiedziawszy, to i tak w kropce jestem - nie wiem, czy kupować, czy składać od zera. Rozważania rozważaniami, a rower i tak przecież trzeba zaliczyć ;-)



Za Koźle wyjechałem najkrótszą drogą, a przy jednostce wojskowej zablokowałem amortyzator. Trzeba sprawdzić, jak jedzie się bez niego. Może a nuż w rowerze wyprawowym okaże się on zbędny? Dzień nie przypominał już tego, jakim był w godzinach dopopołudniowych - niebo było zachmurzone, temperatura spadła i chyba w nocy będzie padać. Gdy doturlałem się do Większyc, postanowiłem jednak nie jechać na rondzie prosto, tylko odbić w kierunku Opola. Fajnie się rozpędziłem, mknąc 40 km/h. Początkowo zamierzałem zjechać z asfaltu zaraz za przejazdem, ale jechało mi się tak fajnie, że postanowiłem przedłużyć tą jazdę aż do Komorna. Pod wzniesienie także podjechałem czterdziestką - bomba! :-) Pociągnąłem jeszcze sprintem dłuższy kawałek, zwalniając dopiero przed zabudowaniami. Po wykonaniu zwrotu, na drodze między polami dopadł mnie jednak cholerny wiatr. Zrzuciłem na średnią przerzutkę i starałem jechać ile się dało. Obserwowałem też pracę roweru i nie zauważyłem większych zmian w jego zachowaniu, podczas jazdy z wyłączonym amorem. Gorzej jednak, gdy wpada się na nierówność niespodziewanie - wtedy amortyzator dużo daje.
Niebawem dotarłem do skrótu na Łężce, gdzie znów zaczęło wiać. Jadąc tą drogą uznałem nawet, że ten odcinek jakoś mi się dłużył. Może dlatego, że byłem zamyślony? Do Bytkowa dotarłem pięknie depcząc na pedały :-) Opony bardzo ładnie pracowały na asfalcie, a ja wciąż byłem zamyślony... Podjazd pokonałem bez problemów, a następnie między polami na wzniesieniu ustanowiłem MXS wyjazdu - ale czad! :-) Do Reńskiej Wsi dojechałem skrótem między polami, a gdy już tam byłem jakaś mucha tak skutecznie zaatakowała mnie w oko, że aż musiałem się zatrzymać.
Do Koźla (nie za sprawą muchy ;-) ), jechałem już nieco spokojniej. Powziąłem także decyzję, aby objechać Dębową. Alejką naokoło jeziora przejechałem sprawnie i szybko, mijając co jakiś czas wędkarzy, czy też ludzi na spacerze. Postanowiłem też odbić na wyboistą polną drogę, aby i tam sprawdzić, jak będzie zachowywał się sztywny rower. Było OK :-) Dalej parkiem udałem się do domu.
Może faktycznie amor w rowerze wyprawowym, to zbędny gadżet? Tak sugerują mi wszystkie głosy na necie... Muszę jeszcze to przemyśleć. Ciekawe, czy jutro rower kupię... ;-)

Dane wyjazdu:
32.28 km 0.00 km teren
01:46 h 18.27 km/h:
Maks. pr.:46.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Na słonecznym szlaku - sezon II

Czwartek, 19 maja 2011 · dodano: 19.05.2011 | Komentarze 0

Dziś to ja byłem zapraszającym na rower ;-) O dziwo! ;-) Jakoś nie miałem ochoty, na samotną jazdę.



Spotkaliśmy się przy końcu drogi rowerowej i następnie bocznymi ścieżkami, dotarliśmy do Kuźniczek, aby kolejno znaleźć się na Słonecznym Szlaku. Na jego końcu, zdecydowaliśmy się pojechać przez Łąki Kozielskie, gdyż leśny trakt do Raszowej był raczej niepewny - już gdy jechałem nim jesienią, był słabo przejezdny. Dzień był bardzo ładny i słoneczny :-) Już lato mamy! :-)
Na miejscu przez chwilę zastanawialiśmy się, przy którym jeziorku się zatrzymać i ostatecznie podjechaliśmy na naszą ławkę, która - jak się okazało - nieco zeszczuplała, gdyż ostała się jej jedynie jedna deska siedziska... W pobliskim bajorku strasznie rechotały żaby, więc poszedłem je podsłuchać, ale gdy tylko się zbliżyłem, przestały gadać :-)



Nad jeziorkiem nie siedzieliśmy długo, gdyż było już nieco późno. Objechaliśmy je więc, a ja jeszcze zatrzymałem się przy drzewie, które sfotografowałem jesienią.



Gdy już znów jechaliśmy razem, zacząłem delikatnie popędzać Anię na drodze do PKP, no bo przecież "fajny asfalt jest" ;-) Zaraz za torami znów jednak pozostałem z tyłu, aby zaobserwować owada skoczka :-) No a może po prostu zażył czegoś niewłaściwego? ;-)



W głębi lasu Ania dojrzała natomiast wielkiego jelenia z porożem! Ja bym go chyba prędzej rozjechał, niż zobaczył :-) Mogliśmy go obserwować przez bardzo długą chwilę, zanim się nieśpiesznie schował. Nawet fotkę pstryknąłem. Co prawda nie wyszła, ale w sumie to nie wszystko musi mi wychodzić ;-)



Przed opuszczeniem lasu przyjrzeliśmy się jeszcze bliżej żabie, którą to ja wypatrzyłem ( ;-) ), w dodatku jadąc z dużą prędkością :-)





Na zakończenie wypadu, wpadliśmy na makaron, gdy przemierzaliśmy Kłodnicę, a ja - mimo wyraźnego ostrzeżenia zastępcy szefa kuchni ;-) - oparzyłem się w palce o rozgrzane naczynie :-)
_
Bo może jednak nie ważne gdzie?



Dane wyjazdu:
41.41 km 0.00 km teren
01:57 h 21.24 km/h:
Maks. pr.:41.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Szczypiorek z serkiem ;-)

Środa, 18 maja 2011 · dodano: 18.05.2011 | Komentarze 0

Od rana grzało słońce. W pracy miałem problemową końcówkę, po której udałem się prosto do domu. Zostawiłem klucze Michałowi i od razu ruszyłem w długą.



Na drodze rowerowej zdałem sobie sprawę z tego, że okulary przeciwsłoneczne leżą na nosie jakoś dziwnie krzywo. Okazało się, że są pęknięte... No cóż. Dobrze służyły. Gdy dotarłem do Ani, ustaliliśmy trasę i niezwłocznie udaliśmy się na Kuźniczki. Wpadłem też na pomysł, aby zrezygnować z wizyty w Cisowej i przejechać przez Lenartowice. Po drodze spotkaliśmy rowerowego kolegę z pracy, a ja zauważyłem na drodze pieniążka :-) Niestety nie mogę stwierdzić tego z całą pewnością, gdyż nawet się nie zatrzymaliśmy :-) Przemknęliśmy przez osiedle na Blachowni i skrótem dojechaliśmy do Kanału Gliwickiego, a następnie odbiliśmy na przyzakładową drogę, gdzie zwróciłem uwagę na stary budynek PKP w Sławięcicach. Szkoda, że niszczeje... Chwilę później byliśmy już na pięknej drodze wśród drzew, mknąc w kierunku Starej Kuźni. Niespodziewanie podjęliśmy też decyzję, aby odbić w boczną - także asfaltową - drogę. Jechaliśmy sobie nią swobodnie, aż tu nagle ŁUP! Ania wpadła w dziurę. Na pierwszy rzut oka nic się nie stało, ale za chwilę okazało się, że dętka jest jednak przebita. Jak można się domyślić, zostałem wykorzystany, jako tania siła robocza, podczas gdy Ania robiła zdjęcia. Efekt można podziwiać niżej.




Oczywiście nie dałem się tak łatwo wykorzystać! Nie, nie! Strajk włoski, a co! To znaczy pompka zastrajkowała... ;-) Po pół godzinie wyruszyliśmy w dalszą drogę :-) Zanim dotarliśmy do Azot, dwa razy widzieliśmy sarny, a już na Azotach - praktycznie przy zabudowaniach(!) - zająca (a może to był królik? ;-) )



Dalej standardowo pomknęliśmy szlakiem.
To był fajny wyjazd :-) Na początku bez przygód, ale później było już bardziej ciekawie ;-)

Dane wyjazdu:
5.82 km 0.00 km teren
00:22 h 15.87 km/h:
Maks. pr.:34.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Działkowy trip

Wtorek, 17 maja 2011 · dodano: 17.05.2011 | Komentarze 0

Gdy zbliżałem się do domu, zadzwonił mój telefon - przyjechał Michał z Anią :-) Miałem przyjść na działkę... Zobaczymy co z tego będzie ;-)



Udałem się tam oczywiście rowerem :-) Chwilę posiedziałem, ale nie wysiedziałem ;-) Na sekundę skoczyłem do domu i później w długą! :-) Szkoda psuć statystyki ;-) Niemniej jednak trasa była ułożona "pod działkę", bo jak z niej wychodziłem, Ania jakoś krzywo na mnie popatrzyła ;-) Fakt faktem, dobrze jest czasem posiedzieć chwilę z rodziną ;-)
Gdy wyjeżdżałem z osiedla, zauważyłem Piotrka wchodzącego do sklepu i zostawiającego rower przed wejściem. Niewiele myśląc podjechałem i odstawiłem mu jednoślada na bok. Piotr wybiegł po sekundzie w stanie przedzawałowym :-) O! Takich się ma kolegów! ;-) Jak zwykle ucięliśmy sobie pogawędkę :-) Tym razem krótką, bo już w chwilę później mknąłem przed siebie i po kilku minutach byłem w parku. Jechałem żywiołowo, myślami będąc już jednak z działkowiczami :-) Gdy się tam zbliżałem, musiałem solidnie zwolnić za sprawą nierównej nawierzchni. Na miejscu znów chwilę pokręciłem się po parceli, po czym udałem się do domu :-)
Chyba wszyscy zadowoleni? ;-)

Dane wyjazdu:
7.08 km 0.00 km teren
00:16 h 26.55 km/h:
Maks. pr.:38.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Zółwim tempem? ;-)

Poniedziałek, 16 maja 2011 · dodano: 16.05.2011 | Komentarze 0

Otworzyłem dziś nowy rozdział w życiu, w którym znalazł się żółw ;-) Ciekawe jak to będzie za dwadzieścia lat... ;-) Dyskoteki i te sprawy ;-) To jeszcze przede mną, a tymczasem podczas powrotu do domu, postanowiłem sprawdzić jedną drogę...



Do Chrobrego dojechałem w eskorcie policji ;-) Szybkim tempem popędziłem do skrzyżowania ze światłami, a następnie siup na wyspę :-) Uwaga! Policja! ;-) Za Koźlem zaobserwowałem ładny widok: od Kędzierzyna świecił mocny, duży księżyc, natomiast z drugiej strony, biła pomarańczowo-czerwona łuna zachodzącego słońca :-) Przed zjazdem z asfaltu zerknąłem na licznik - piękna średnia 28,9 :-) No cóż... ;-)
Na polnej drodze od razu pomyślało mi się, że to całkiem fajne miejsce na rozbicie namiotu na ewentualnej wyprawie :-) Po chwili zebrałem głową kilka pajęczyn i przemknęło mi przez myśl pytanie, czy ja w ogóle tą drogą - czasem mało widoczną - gdziekolwiek dojadę :-) Na szczęście za chwilę pojawiły się działki i asfalt :-) Szybciutko pognałem więc w stronę Koźla :-)
Na moście dogonił mnie autobus, więc przyśpieszyłem i prawie czterdziestką pokonałem skrzyżowanie. Fajnie! :-) Dalej udałem się już prosto do domciu :-)

Dane wyjazdu:
4.73 km 0.00 km teren
00:11 h 25.80 km/h:
Maks. pr.:34.70 km/h
Temperatura:10.3
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Po deszczu przychodzi czas... na rower ;-)

Niedziela, 15 maja 2011 · dodano: 15.05.2011 | Komentarze 0

Od rana padało. Jak dla mnie jest to dzień "odpoczynku" od jazdy, ale na pewno nie od roweru. Cały dzień spędziłem na czytaniu o rowerach, a później zacząłem oglądać poszczególne części na necie. Już naprawdę mocno wkręciłem się w temat zakupu drugiego roweru. Gdy w końcu wyszedłem z domu i zobaczyłem, że już nie pada, moją pierwszą myślą było: rower :-) Gdy wróciłem wszystko było już jasne :-) Ciągnęło mnie, żeby choć ze trzy kilometry zrobić :-)



Jako że wziąłem na górę jedynie zwykłą bluzę, to trochę zawiewało mi chłodem, ale mimo to jechało się przyjemnie :-) Brakowało mi tego. Nieco mocniej wciskałem pedały, czułem lekki power :-) Skręciłem na domki i swobodnie, choć w miarę szybko, udałem się w stronę Rynku. Później wykonałem standardowy objazd wokół PKS'u i obrałem drogę powrotną do domu. Nie działo się nic nadzwyczajnego, podczas tego wyjazdu. Na Gazowej wahałem się jeszcze, czy nie podjechać na Kochanowskiego, ale ostatecznie zrezygnowałem z tego pomysłu. Odstawiając Kośkę pomyślałem, że muszę zastanowić się nad miejscem dla drugiego roweru.