Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
106.14 km 0.00 km teren
03:50 h 27.69 km/h:
Maks. pr.:61.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

Wyjazd z pozytywnym hamulcem ;-)

Niedziela, 7 maja 2017 · dodano: 23.12.2017 | Komentarze 0

Zgodnie z wczorajszymi planami wstałem z rana (gdy tylko obudził mnie Karolek ;-) ) i po krótkim śniadaniu, rozpocząłem przygotowania do wyjścia. Rzutem na taśmę Aneczka rzuciła, bym wziął ze sobą zwijaną kurtkę, o której oczywiście na śmierć zapomniałem, że ją w ogóle posiadam ;-)



Na dole już kombinowałem, jak tą kurtkę zostawić :-) Według mojego organizmu było dość ciepło, ale nie bardzo miałem gdzie ją podziać, więc ostatecznie wziąłem ją ze sobą. Już na Moniuszki miałem ją na plecach! :-) Wiało dość mocno i gdyby nie ta kurtka, to chyba musiałbym po jakimś czasie po prostu wrócić się do domu. Jak zwykle rozgrzewałem się powoli, a gdy już w miarę zacząłem kręcić, wjechałem na obwodnicy w rozsypane potłuczone szkło...! Wczoraj udało mi się je ominąć, dziś już nie. Zaraz za rondem zatrzymałem się na poboczu, by sprawdzić stan opon. Nie zauważyłem żadnych uszkodzeń, więc ruszyłem dalej. Nad głową miałem grubą warstwę szarych chmur, a ponadto mocno wiało. Zwijana kurtka kompletnie nie nadawała się na szosę i strasznie trzepotała na wietrze. Niemniej jednak cieszyłem się, że mam ją na sobie mimo tego, że była swego rodzaju hamulcowym ;-) Pokonywałem dystans aż w końcu znalazłem się na przedpolach Prudnika. Widok, mimo wiszących chmur był bardzo ładny :-) Po raz pierwszy też pokazało się słońce :-) To był najfajniejszy etap wyjazdu, bo już na obwodnicy Prudnika znów toczyłem walkę z wiatrem :-) Sam Prudnik przemknąłem, czując się już wkręcony w obroty :-) Tak, po pięćdziesięciu kilometrach! :-) Niestety zgodnie z tym czego się spodziewałem, po czeskiej stronie jak i dalej już w polskich wioskach, nawierzchnia drogi nie nadawała się zbytnio na szosę, co jednak momentami dość mocno mnie spowolniało. Widziałem jednak co mam na liczniku i podjąłem próbę utrzymania dobrego wyniku :-) Z czasem asfalt nieco się poprawił, a że w nogach miałem gorącą krew, mogłem ładnie ciągnąć do przodu :-) Wciąż jednak wiało! :-) W końcu pozostawiłem wszystkie wioski za sobą i świadomy całkiem dobrego wyniku, przez chwilę poczułem to w sercu :-) Praktycznie całą trasę przejechałem w dolnym chwycie, cały czas kręcąc. Jak na mnie i fakt, że dopiero zaczynam jeździć na szosie w tym roku, był to dość dobry wynik :-) Na obwodnicy nie dociskałem na maksa, ale starałem się jechać - podobnie jak przez całą trasę - optymalnie jak najszybciej, dobierając przy tym wysoką kadencję. Tutaj podkręciłem jeszcze średnią i zwalniając na drodze rowerowej, dotarłem do domku :-)

Jeszcze dobrze nie wyjechałem, a już przystanek. Trzeba było sprawdzić opony po kontakcie z potłuczonym szkłem.


Krótki postój przed Laskowicami.


Tuż za Laskowicami ;-) Od poprzedniego postoju ujechałem niewiele, ale jak tu się nie zatrzymać... Szkoda, że zdjęcie nie oddaje pełni tego widoku :-)


Za Prudnikiem. Mmmm... Droga zachęca :-)


Posiłek po czeskiej stronie :-)


Dane wyjazdu:
28.50 km 0.00 km teren
00:58 h 29.48 km/h:
Maks. pr.:52.62 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

Z zapachem rzepaku... :-)

Sobota, 6 maja 2017 · dodano: 23.12.2017 | Komentarze 0

Cały dzisiejszy dzień jakoś odbijałem się od ścian i nie zrobiłem praktycznie nic... Moje przygotowania do Maratonu, to jakiś ponury żart. W zasadzie, to przecież nawet nie zacząłem... Za sprawą Aneczki i wypowiedzianego przez nią ot tak po prostu i zwyczajnie "idź na rower", udało się uratować choć cząstkę dnia...



Zacząłem niemrawo, jadąc po drodze rowerowej w pozycji wyprostowanej. Na obwodnicy przyśpieszyłem nieznacznie, a tempo zacząłem zwiększać za Reńską Wsią. Wszędzie pachniało rzepakiem, a za sprawą tego, że po południu w końcu odeszły chmury i pojawiło się słońce, wycieczka była jeszcze przyjemniejsza :-) Za nawrotem w Sukowicach trafiłem na przeciwny wiatr, który towarzyszył mi już do samego końca. Byłem już jednak rozgrzany i w zasadzie, to był on dla mnie swoistą motywacją :-) Zrzuciłem przerzutkę i na wyższej kadencji, utrzymywałem całkiem przyzwoite jak na siebie tempo :-) Pod koniec wyjazdu zacząłem też częściej patrzeć na licznik, by tą całkiem dobrą średnią utrzymać :-) To była fajna praca całego organizmu :-) Zwolniłem jak zawsze, wjeżdżając na drogę rowerową za rondem :-)



Dane wyjazdu:
78.01 km 0.00 km teren
02:56 h 26.59 km/h:
Maks. pr.:54.03 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

Toszecko-strzelecka super szosowa traska :-)

Środa, 3 maja 2017 · dodano: 23.12.2017 | Komentarze 0

Pogoda nas dziś nie zachęcała do wyjścia. Zaraz po śniadaniu pojechaliśmy z Karolkiem do lekarza, mijając w drodze powrotnej dwóch kolarzy. Temperaturowo było całkiem, całkiem, tylko wisiało widmo opadów. Nie zrażony wyruszyłem w trasę :-) Żałowałem jedynie, że z powodu niepewnej pogody nie wyszło mi z zaplanowaną dłuższą pętlą. Nie ma jednak tego złego :-)



Wyruszałem w towarzystwie maluśkich kropelek deszczu, które jednak szybko zostawiłem za sobą :-) W Sławięcicach sprawdziłem inną drogę do Ujazdu i spokojnie łykałem sobie asfalt. Oczywiście nie dosłownie ;-) Dopiero po około trzydziestu kilometrach poczułem, że organizm wchodzi na obroty :-) W Niewieszach odbiłem w kierunku Toszka, gdzie zaliczyłem pierwszy postój. Dalsza droga okazała się być super fajna na szosę! Równy asfalt z szerokim pasem awaryjnym, z którego praktycznie i tak nie korzystałem z racji śladowego ruchu samochodowego :-) Pięknie się tu jechało i wcale się nie dziwię, że tak dużo kolarzy mijamy, jadąc dalszą częścią tej drogi autkiem do Opola. Strzelce przemknąłem szybko :-) Na postoju na światłach w centrum, zauważyłem na ulicy pieniążek, ale tyle co się zatrzymałem na czerwonym, już musiałem ruszać, bo zapaliło się zielone :-) Niebawem odbiłem w kierunku Gogolina. Początkowo asfalt był dość wyboisty, ale gdy tylko wyjechałem zza granic miasta, można było śmiało przycisnąć :-) I przycisnąłem ;-) Ponownie poczułem, że moje ciało wchodzi na wyższy poziom efektywności, związany z przebytym już dystansem. Mój organizm jest chyba stworzony do pokonywania dystansu ;-) Ankę machnąłem łagodnie, witając się jak zwykle z Karolem i już byłem w drodze do domu :-) Średnia tylko rosła :-) Wyjazd był krótszy, niż bym tego chciał, ale wyszła mi naprawdę super fajna szosowa wycieczka :-) Trasa na niedzielę jak ta lala! ;-)

Zamek w Toszku. Pierwszy, bardzo krótki postój.


Góra św. Anny gdzieś tam między chmurami :-) Drugi, jedynie fotograficzny postój :-)


Cześć Karol! :-) Trzeci, ponownie symboliczny postój :-)


Dane wyjazdu:
4.69 km 0.00 km teren
00:15 h 18.76 km/h:
Maks. pr.:29.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Praca 020517

Wtorek, 2 maja 2017 · dodano: 23.12.2017 | Komentarze 0

W związku z tym, że dzieci zostały w domu z babcią, mogliśmy wybrać się do pracy na rowerach :-) Nie bardzo obchodziły nas nawet prognozy pogody ;-)



W drodze do, wizyta w piekarni, a później już rowerowe zbieranie sił przed ciężkim dniem. W trakcie tych ośmiu godzin trochę popadało, ale akurat na wyjście było już bez deszczu. Jak dla mnie mogło nawet lać - z Antosiem nie mielibyśmy z tym problemu :-) W drodze powrotnej na Kościuszki jak zwykle pełno demotywujących samobójców. Nawet matki z dziećmi... Straszne!


Dane wyjazdu:
58.75 km 0.00 km teren
02:23 h 24.65 km/h:
Maks. pr.:60.91 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

Pierwsze samodzielne "kilometry" Karolka! :-)

Poniedziałek, 1 maja 2017 · dodano: 23.12.2017 | Komentarze 0

Wczoraj Karol miał rowerowy kryzys... Jechaliśmy co prawda tylko do Romków, ale Karol jechał od prawej do lewej i na odwrót. Pod koniec, zmęczony niepowodzeniami, zaczął domagać się bocznych kółek i już zupełnie nie koncentrował się na jeździe. Również dla mnie było to irytujące, gdyż wiedziałem że już wczoraj mógł zacząć śmigać, gdyby tylko bardziej się skupił. Nie poddając się i chcąc utrzymać dobrą treningową passę, ponownie wyciągnęliśmy Karolową czerwoną strzałę :-) Napompowaliśmy tylne koło, w którym było jakoś dziwnie mało powietrza i ruszyliśmy... Karol od razu stwierdził, że lepiej mu się jedzie i... na osiedlu obok już musiałem za nim gonić! :-) Przejechał sam kawał dystansu, a po drugiej stronie ulicy w lesie już tak mi odjechał, że hej! :-) I to wszystko siedząc trzeci raz na rowerze z dwoma kółkami :-) Naprawdę dał radę! :-) Po lesie zrobiliśmy dwa kółka, a za drugim razem mały rowerzysta śmigał sam nawet po wybojach! :-) W drodze powrotnej zaliczyliśmy jeszcze plac zabaw, a w drodze do domu prawie cały czas biegłem ;-) Oficjalnie uznaję, że 1 Maja to dzień, kiedy Karol nauczył się jeździć na rowerze :-)



Po południu przyszedł czas na mnie ;-) Temperatura i wiosenna aura były wyższe niż podczas weekendu, więc nie można było nie wyjść :-)



Wizualnie było przecudownie, lecz jednak mocno wiało. Mało tego! Gdy pokonałem Ankę natrafiłem na opór w Dolnej, gdzie przecież zawsze wieje w plecy! :-) Tu po raz pierwszy pojawiła się myśl o odwróceniu trasy i finalnie tak się stało. Uznałem, że więcej wiatru w twarz mi nie trzeba, a ponadto wolałem jednak jeszcze raz wbić się na Ankę i podziwiać tam widoki, niż jechać dziurawym asfaltem przez Miejsce Kłodnickie. Finalnie ukończyłem wyjazd z zakładanym dystansem :-)

Siema! :-)


W drugą stronę malowniczą drogą :-) Wieje... :-)


Nowo poznane miejsce za Olszową :-)


Widoczność mega... :-) Bez problemu można było dostrzec na przykład hałdę w Rydułtowach. 


Dane wyjazdu:
56.34 km 0.00 km teren
02:22 h 23.81 km/h:
Maks. pr.:53.17 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

Rozjazd z bolącym kolanem na koniec :-)

Niedziela, 30 kwietnia 2017 · dodano: 23.12.2017 | Komentarze 0

Po wczorajszym drugim wyjeździe mój organizm lekko dawał mi do zrozumienia, że troszkę zbyt łapczywie łykałem pierwsze szosowe kilometry :-) Kolejne wyjście planowałem już od wczoraj, ale dziś doszła też konieczność - po prostu musiałem pojechać na rozjazd :-)



Dzień był bardzo ładny :-) Jedynym jego mankamentem był wiejący cały czas, trochę mroźny wiatr. Na początkowych kilometrach jechałem mocno krajoznawczo. Gdy w końcu zjechałem na boczne drogi, zacząłem cieszyć się ciszą i spokojem :-) Etap przejściowy był za Ujazdem, a za Jaryszowem czerpałem już garściami z sielanki... :-) Łykając kilometry dotarłem do Góry św. Anny, zatrzymując się tam na chwilę w wiadomym celu ;-) Widoczność była wyśmienita! Cieszyłem się na samą myśl, że tak będzie teraz coraz częściej... :-) Wracając w kierunku domu, dopadło mnie lekkie kłucie w prawym kolanie. Niby miał być to tylko rozjazd, a jednak... :-)

Urokliwa droga za Ujazdem :-)


Olszowa. Jedno z tych miejsc, gdzie wszystko się zaczęło... :-)


Malownicza droga w okolicach Dolnej :-)


Widok na Górę św. Anny :-) Tylko po co tutaj ta autostrada...?


Cześć! :-)


Widoczność była wyśmienita!


Fajne autko w Raszowej :-) Już się zbierałem, gdy ktoś wsiadł za kierownicę. Specjalnie zwolniłem do spacerowego tempa by posłuchać bulgotu, ale kierowca nie kwapił się, by uruchomić silnik... :-)


Dane wyjazdu:
51.41 km 0.00 km teren
01:54 h 27.06 km/h:
Maks. pr.:57.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

Dwa wyjazdy na dwa kółka ;-)

Sobota, 29 kwietnia 2017 · dodano: 23.12.2017 | Komentarze 0

Cały dzień okazał się być bardzo rowerowy :-) Przed południem wyszliśmy z Karolkiem na rower :-) Ja miałem w zanadrzu klucz do odkręcenia bocznych kółek ;-) Jak na pierwszy raz młodziak poradził sobie nad wyraz dobrze! W zasadzie, to pod koniec drogi powrotnej do domu, był w stanie kilka metrów pokonać samodzielnie! A przecież to był jego pierwszy raz z dwoma kółkami! Byłoby jeszcze lepiej, gdyby całą uwagę poświęcił jeździe, ale wiadomo jak to dziecko ;-) Tato, skręcimy tam? A może tam? A gdzie prowadzi tamta droga? Tato to, tato tamto ;-) Tato, wracajmy do lasu ;-) Tato, tato, tato, tato ;-) Na tą chwilę wygląda to jednak na tyle dobrze, że zastanawiam się, czy do poniedziałku Bąbel nie będzie śmigał sam... :-)
Dzień rozkręcił się również i pogodowo :-) W związku z tym, że po całodziennych przygodach trochę zaczęło brać mnie znużenie, postanowiłem zrezygnować z wcześniejszych domowych planów i ponownie wyruszyć w trasę! :-) Była już ułożona - już rano chciałem przejechać dzisiejszą nitkę w drugą stronę :-)



Początkowo smagał mnie chłodny wiatr, ale szybko się rozgrzałem :-) Niestety na początku Raszowej zauważyłem, że padła mi nawigacja. Nie przejąłem się tym wcale, koncentrując się na jeździe. Rozruszane mięśnie i stawy pozwalały na dynamiczną jazdę :-) Fajnie było! :-) Na szczycie Góry św. Anny nie było już tak spokojnie, ale jak zawsze przywitałem się z Karolem i ruszyłem w dół :-) Od tej pory aż do samych Sławięcic utrzymywałem bardzo fajne tempo i na prostej za Zalesiem pożałowałem tego, że nie będę w stanie sprawdzić na śladzie GPS swojej prędkości na tym odcinku. Nic to... Trzeba będzie trasę powtórzyć ;-) Słońce od czasu do czasu chowało się za chmurami i czasem robiło się nieco szarawo, ale już wcześniej włączyłem lampkę. W lesie zostałem jednak obtrąbiony przez jakiegoś pajaca, który wyprzedził mnie z prędkością kwalifikującą się do wysokiego mandatu. Niezrażony jechałem dalej, choć w starej Blachowni dopadł mnie mały spadek sił. Co by nie było przerwę w jeździe miałem sporą, a tempo jazdy na ostatnich kilometrach zużywało trochę energii. Śmiało jednak dodreptałem do obwodnicy :-) Tamże jakiś kolejny super kierowca próbował mnie wyprzedzać na wąskim rondzie, co jednak zdecydowanie mu wyperswadowałem. Później było już spokojnie :-) Udał mi się bardzo fajny rowerowy dzionek :-)

O tej porze roku podjazd na Górę św. Anny jest bardzo urokliwy :-) Dodatkowo przejrzystość powietrza dawała świetną widoczność z góry :-)


Cześć! ;-)


Go Zaksa! :-)


Dane wyjazdu:
50.84 km 0.00 km teren
01:58 h 25.85 km/h:
Maks. pr.:60.62 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

Nareszcie początek sezonu?

Sobota, 29 kwietnia 2017 · dodano: 23.12.2017 | Komentarze 0

Wstałem dziś wcześniej niż zwykle :-) Poniekąd zachęciła mnie do tego jasna aura za oknem :-) Gdy wstałem, w kuchni położnej od wschodu, zaczynało przebijać się słońce :-) Nie trwało to jednak długo, bo już raptem po kilku minutach niebo pokryła warstwa szarych chmur. Przygotowałem więc śniadanie Karolkowi oraz sobie, by być w gotowości do wyjścia.



Ponownie przejaśniło się po dziewiątej :-) Trochę przebierania, napompowanie kół z nowymi oponami i już mnie nie było! :-) Pierwsze dwa skręty na skrzyżowaniach obrałem minimalnie mniej pewnie, ale już za rondem na które wjeżdżać nie można, byłem już szosowo przełamany ;-) Nie martwił mnie nawet mokry asfalt :-) Tempo jazdy od razu zrobiło się dużo szybsze :-) Troszkę przeszkadzał wiatr i aż do Sławięcic było lekko mroźno, a także coś lekko strzykało mnie w kolanie i  czułem lewego Achillesa - to chyba "pamiątka" po zeszłorocznym Pradziadzie... Gdy pokonałem wietrzny odcinek przed Górą św. Anny, temperatura nieco wzrosła i również mój organizm zaczął wydawać bardziej pozytywne sygnały :-) Mięśnie pracowały równiej, Achilles stracił głos... ;-) Powoli i miarowo piąłem się w górę :-) Na szczycie, tak jak zwykle przywitałem się z Karolem i po napisaniu lokalizacyjnego SMS'a do bazy, wyruszyłem w drogę do domu :-) Zjeżdżało się wybornie! Miałem też wrażenie, że poprawiono w kilku miejscach asfalt... Gdy zjechałem już na równinę nadszedł moment, gdy mój organizm przełamał się ostatecznie :-) Do samego Kędzierzyna kilka razy dość mocno dociskałem: całą prostą między Leśnicą, a Raszową, w lesie, czy na wlocie do Kłodnicy i później do świateł również. Po postoju na światłach zabrakło mi nieco wprawy, by szybko wpiąć w pedał drugą stopę, lecz gdy tylko to zrobiłem, aż do samego ronda prułem powyżej czterdziestki. Na całym tym odcinku wyprzedził mnie tylko jeden samochód! :-) Jadąc już drogą rowerową, zwolniłem jak zwykle, a wchodząc do domu wypowiedziałem jedno słowo: bosko! :-)

Za Sławięcicami. Na horyzoncie niewidoczna na zdjęciu Góra św. Anny.


Cześć!


Piękna alejka u podnóża Góry św. Anny. Warto się tędy przejechać wczesną wiosną...


Mój pięknotek ;-)


Dane wyjazdu:
28.47 km 0.00 km teren
02:09 h 13.24 km/h:
Maks. pr.:41.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Roztocze 2017, dzień 2

Piątek, 21 kwietnia 2017 · dodano: 23.12.2017 | Komentarze 0

Od rana było dziś słonecznie :-) Co prawda gdy opuściliśmy mury okazało się, że było też wietrznie, ale ogólnie pogoda na rower była bardzo fajna :-)



Ze Zwierzyńca wydostaliśmy się przejeżdżając obok Krzysztofa :-) Później były pagórki w kierunku Szczebrzeszyna :-) W Topólczy zatrzymaliśmy się na moment, by podziwiać bociany w gnieździe, które po chwili zaczęły również klekotać :-) Na owym postoju zaczepił nas na krótką pogawędkę weekendowy gospodarz jednego z domów obok mijanego wcześniej kościoła i zaprosił na herbatę :-) Może skorzystamy następnym razem? ;-) Wkrótce podziwialiśmy już las na trasie do "Piekiełka". Znów było super :-) Gdy wyjechyaliśmy już na polny trakt zdałem sobie sprawę z tego, że naprawdę było mi bardzo miło witać wiosnę właśnie tu - na pięknym Roztoczu :-) Niebawem okazało się też, że ostatni etap do Szczebrzeszyna został wyłożony równym jak stół asfaltem :-) Tam fajnie przycisnąłem ;-) Do Zwierzyńca wróciliśmy drogą rowerową, a gdy tylko pojawiliśmy się u naszych gospodarzy, słońce schowało się gdzieś za chmurami... :-) Oj, z pogodą na rowerowy wyjazd wstrzeliliśmy się w dziesiątkę! :-)

Zwierzyniecki sławny "Krzyś" :-)


Bociany w Topólczy :-)


Na szlaku za Kawęczynkiem


Skąd ja wiedziałem, że to się stanie ;-)


Wciąż na szlaku :-)


Znajomy widok ;-)


Leśne okolice "Piekiełka" :-)


Już na otwartej przestrzeni :-)


No i gdzie mi ta Pszczoła uciekła? ;-)


Idzie wiosna... :-)


Miła niespodzianka w na ostatnim etapie do Szczebrzeszyna :-)

2:0 ;-)


W Szczebrzeszynie... ;-)


A czemu by nie zrobić też zdjęcia z drugiej strony? ;-)


Dane wyjazdu:
18.05 km 0.00 km teren
01:19 h 13.71 km/h:
Maks. pr.:33.40 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Roztocze 2017, dzień 1

Czwartek, 20 kwietnia 2017 · dodano: 23.12.2017 | Komentarze 0

Jakoś tak podziało się w naszym życiu, że ciągnie nas na Roztocze :-) Mnie może nie aż tak bardzo, ale Aneczka jakoś wytrzymać nie może... ;-) W tym roku zaplanowaliśmy też czas na roztoczański wyjazd, gdyż tym razem urlopować będziemy się w innym, jeszcze nie określonym miejscu :-) Pogodę mieliśmy mieć niezbyt dobrą, lecz każdego dnia na zewnątrz było dużo lepiej, niż pokazywali na monitorze, czy ekranie :-) Rowery zabrane, czas ruszać na szlak!



Początkowo ruszyliśmy do Florianki. Troszkę wiało, lecz gdy tylko wjechaliśmy w las, wiatr przestał być odczuwalny. Ponadto momentami słońce grzało i wtedy robiło się cieplutko przyjemnie :-) W drodze powrotnej skorzystaliśmy z rady naszego Gospodarza i odbiliśmy przy Malowanym Mostku, dojeżdżając do wieży widokowej. Podjazd był dość wymagający tym bardziej, że Antkowa tylna opona uślizgiwała się na trawie, a przednia pod wpływem nachylenia unosiła do góry :-) Warto było jednak podjechać :-) Tyle razy już byliśmy w Zwierzyńcu, a znów nowe miejsce zostało odwiedzone :-)

W Zwierzyńcu :-)


Przy ostoi konika polskiego :-)


Czarny Staw :-)


Na szlaku :-)


Florianka :-)


Wjeżdżamy na nowy trakt :-)


Wieża widokowa :-) Zdjęcie z drzewem - prawdziwie epickie ;-)


Powrót :-)