Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
21.40 km 0.00 km teren
00:51 h 25.18 km/h:
Maks. pr.:43.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

Na starych kozielskich śmieciach :-)

Czwartek, 31 marca 2016 · dodano: 13.10.2016 | Komentarze 0

Po kilku tygodniach zajmowania się tematem, zdecydowałem się w końcu na lampkę na przód szosówki. Aneczka dziś przywiozła ją po pracy, a że popołudnie i tak miałem spędzić z dziećmi, rowerowe wyjście przesunęło się na wieczór :-) 



W domu zamocowałem lampkę na oko. Do Koźla dojechałem po nieco ponad dziesięciu minutach. Nieopodal radia poczekałem chwilkę na Damiana, a później zeszło nam trochę minutek na rowerowym gadaniu :-) Bierz chłopie przełaja! ;-) Gdy ruszałem do Łukasza było już ciemno i jak na dłoni widać było złe ustawienie lampki na kierownicy. Świeciła jakieś półtora metra przed kołem. Korekty dokonałem już podczas rozmowy z Łukaszem i wtedy zobaczyliśmy prawdziwe możliwości Ixona :-) Ładnie dawał :-) Wkrótce się pożegnałem i ruszyłem w drogę poza miasto :-) Zaraz za Koźlem jadący z przeciwka samochód mrugnął mi długimi. Zmieniłem tryb lampki na słabszy ;-) Dawała rady i w zupełnej ciemności można było komfortowo jechać. Przed Radziejowem dokonałem jeszcze drobnej korekty :-) Ruszanie po ciemku zajęło mi jednak nieco więcej czasu, gdyż nie widziałem wcale pedałów :-) Gdy wyjechałem ze wsi, cieszyłem się przepięknym gwiazdozbiorem wysoko na niebie... Było cudnie. Niedługo potem byłem już na "krajówce"?, gdzie jazda była już pełnym komfortem :-) W serce wlała się radość :-) Teraz nie będę już ograniczany przez wschody i zachody słońca! :-) Jeden temat mniej na garbie ;-) Gdy zbliżałem się do skrzyżowania z Dębową, samochód na podporządkowanej dziwnie długo czekał na włączenie się do ruchu, gdy tymczasem na głównej byłem tylko ja. Na forach widywałem wpisy, że przy tego typu lampkach pozostali uczestnicy ruchu są skłonni sądzić, że zbliża się potencjalnie szybszy pojazd typu skuter, lub podobny. Czyżby w tym przypadku było tak samo? :-) Mknąłem dalej, a za Odrą - korzystając z zupełnie pustej obwodnicy - zjechałem na środek swojego pasa. Lampka oświetlała całą szerokość drogi, nawet z lekkimi zakładkami na barierki po obu stronach. Fajnie! :-) Do domu wróciłem zadowolony z nocnego przejazdu :-) Oby było takich więcej! :-) 

Reńska Wieś. Przy pomniku ofiar I i II wojny światowej.


Za Radziejowem. W zupełnej ciemności sprawdzam zasięg lampki :-)


Dane wyjazdu:
25.50 km 0.00 km teren
00:55 h 27.82 km/h:
Maks. pr.:40.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

- Mamo, ale dziś zachód słońca jest dopiero za pół godziny! ;-)

Wtorek, 29 marca 2016 · dodano: 13.10.2016 | Komentarze 0

Moja skleroza kompletnie zapomniała o weekendowej zmianie czasu :-) Gdy to sobie uświadomiłem, szybko sprawdziłem na kalendarzu o której dziś skończy się dzień. Kilka minut później byłem już gotowy do wyjścia :-) Trasa nie była ważna :-) 



Chciałem co prawda skoczyć na Ankę, ale czasu już na to nie miałem. Wybrałem się więc na standardową treningową trasę. Do Kobylic miałem wiatr w twarz. Później już śmigałem, ale nawet za Bierawą - już po zmianie kierunku - lepiej niż na początku udawało mi się utrzymywać prędkość. To był znowu udany wyjazd :-)

Zachód słońca przed Starym Koźlem :-)


Dane wyjazdu:
63.50 km 0.00 km teren
02:34 h 24.74 km/h:
Maks. pr.:54.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

Wiosna idzie, ludzie! :-)

Sobota, 19 marca 2016 · dodano: 13.10.2016 | Komentarze 0

Dzieciaki zgotowały nam pobudkę o szóstej trzydzieści :-) Biorąc pod uwagę fakt, że z wczorajszego koncertu wróciliśmy późno w nocy, nie byliśmy z tego faktu zadowoleni. I trzeba oddać, że ja zdecydowanie gorzej to przeżyłem ;-) Dzień szykował się piękny! Słoneczko ślicznie świeciło :-) Szosóweczka poszła w ruch! :-) 



Do Moniuszki podreptaliśmy w piątkę :-) To znaczy mama, Karolek, Kasia, ja i Cabo ;-) Plan na dziś, zakładał podjechać trzy razy na Alpenstrasse (w tym raz od łagodniejszej strony) i po razie z każdej na Ankę. Udało się go zrealizować z lekką nawiązką: była Alpenstrasse, Góra św. Anny od Wysokiej, ponownie Alpenstrasse, Góra św. Anny od Leśnicy i jeszcze na dokładkę Alpenstrasse wbrew wcześniejszym założeniom od stromej strony :-) 
Rowerek dał mi dużo radości :-) Cudnie się śmigało! :-) Poza tym nie byłem sam :-) Co jakiś czas mijałem innych kolarczyków - tych którzy podobnie jak ja objeżdżali Gorę św. Anny - nawet dwa, trzy razy :-) Widać było, że już co niektórzy stęsknili się za wiosną! :-) Wyjeżdżając z Leśnicy poczułem się trochę, jakbym opuszczał jakieś bardzo fajne miejsce i wracał na stare śmieci... Rower jednak zdecydowanie umilił mi ten powrót! :-) Wyjazd pozwolił mi też dalej uczyć się roweru :-) Najbardziej agresywny chwyt jest naprawdę fajny! ;-) 

To chyba mój pierwszy rower, który tak grzecznie stoi w stojaku ;-)


Ciekawa i kusząca oferta sklepu :-) Może skorzystam zimą? :-)


Bezimienny głaz, na drugim planie zabytkowy kościół pw. Świętej Trójcy, a w oddali Rynek z którego rusza coroczny Klasyk Annogórski :-)


Dane wyjazdu:
23.00 km 0.00 km teren
00:51 h 27.06 km/h:
Maks. pr.:43.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

I znowu ten trzynasty... ;-)

Niedziela, 13 marca 2016 · dodano: 13.10.2016 | Komentarze 0

Ostatnimi czasy bardzo niewiele rowerowałem. To brak czasu, to jakieś choróbsko, przy którym wolałem jednak nie ryzykować wyjazdów. Bieżący weekend również planowałem jeszcze odpuścić. Po południu Aneczka zaczęła coś jednak wspominać o rowerze... ;-) No i odmieniło mi się! ;-) 



Pogoda była o tyle lepsza niż rok temu, że nie padało ;-) Wbiłem szoską na drogę rowerową, a później przez Koźle dostałem się na Dębową, gdzie zakręciłem pętelkę :-) Tempo jazdy było raczej umiarkowane, ale pozytywem tego wyjazdu - o ile w końcu zacznę coś robić - był zamysł o powrocie do porannych jazd.

Dębowa. Szaro, buro... Pięknie! Bo na rowerze! ;-)


Dane wyjazdu:
49.20 km 0.00 km teren
01:54 h 25.89 km/h:
Maks. pr.:48.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

Który to już raz na Ankę? ;-)

Sobota, 20 lutego 2016 · dodano: 13.10.2016 | Komentarze 0

Który to już raz na Ankę? ;-)

Przed południem pojechaliśmy do Koźla, a tam zaskoczenie - Łukasz rozgląda się za kolarką! Jak ktoś tak mówi, to ja nie mówię "nie"! :-) Mając nadzieję, że Łukasz dokona dobrego wyboru, po małym porządkowaniu już w domku, wyruszyłem na krótki objazd :-)



Trasę skleciłem naprędce :-) Na obwodnicy dwa razy machnąłem Łukaszowi, który wcześniej przyjechał zobaczyć Cabo :-) Dalej jechało się bardzo sympatycznie, nie licząc cholernych dołów :-) Na nawrocie w Zalesiu okazało się, że do tej pory miałem wiatr w plecy, ale po zmianie kierunku w Olszowej wcale nie zrobiło się jakoś tragicznie :-) Wiedziałem jednak, że najgorzej będę miał w powrocie. W Dolnej jak zwykle miałem wiatr w twarz i pomyślało mi się, że to super miejsce na trening ;-) Po drodze zaliczyłem jeszcze odwróconą Alpenstrasse, gdzie na stromym zjeździe od razu przypomniało mi się, że w szosówce hamulce to nie są hamulce - to spowalniacze ;-) Niedługo potem zacząłem wspinać się na Górę św. Anny :-) Zjazd był lekko szalony ;-) Niski chwyt i jazda! Oczywiście z zachowaniem ostrożności :-) Tylko doły i mocny przeciwny wiatr odbierały część swobody. Trafiłem też na tak dziurawy odcinek, że aż zakląłem zwalniając przy tym bardzo znacznie. Gdyby nie to wyprzedziłbym jakiś motor jadący przede mną ;-) W Zdzieszowicach średnia prędkość spadła, a później był już tylko mało znaczący odcinek do domku :-) 

Dolna. Tutaj wieje chyba non stop ;-) W oddali Góra św. Anny :-)



Tuż przed Porębą. Efekt piątkowych lekkich opadów i niższej w ostatnich dniach temperatury widać na poboczu drogi :-)



Alpenstrasse :-) Tym razem w drugą stronę ;-)



Na szczycie Góry św. Anny :-) 



Dane wyjazdu:
45.90 km 0.00 km teren
01:45 h 26.23 km/h:
Maks. pr.:51.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

Walentynkowy spacer z kochanką ;-)

Niedziela, 14 lutego 2016 · dodano: 13.10.2016 | Komentarze 0

No dobra... Wcale nie chciałem dawać tak prowokacyjnego tytułu, ale jak to bywa ostatnimi czasy, natchnęła mnie do tego Aneczka :-) Pogoda dzisiaj była super! Przed wyjściem postanowiłem jeszcze dopompować opony, które od grudnia straciły nieco na twardości i to porządnie mnie opóźniło. Wkręcana na gwint pompka Topeak Racerocket HP po napompowaniu koła, wykręcała się wraz z wentylem! W przednim kole wentyl wykręcił się tylko nieznacznie, natomiast w tylnym wykręcił się całkowicie i aż dwa razy musiałem pompować od zera! :-) W końcu udało się jednak wyjść i po małym zamieszaniu z Kasinym pampersem ruszyłem w trasę :-) 



Dzień był wyśmienity! Trochę co prawda wiało, ale przeciągająca się dookoła wiosna pobudzała endorfinki :-) Do Góry św. Anny przemknąłem bez przystanków (prócz przystanku na SMS'a do Aneczki przed Cisową) mając zamiar zrobić jakieś zdjęcie na szczycie, lecz otwarte kramy i ludzie odwiedli mnie od tego zamiaru :-) Zatrzymałem się jeszcze przy punkcie widokowym, lecz słońce zaburzało horyzont i średnio było cokolwiek widać :-) W końcu postanowiłem podjechać sentymentalnie na miejsce naszego pierwszego zdjęcia ;-) Oczywiście więcej jechałem, jak stałem ;-) Rowerek jak zwykle ładnie pokonywał dystans :-) Trochę kląłem na nasze polskie dziury, ale nie było tragedii :-) Na przejazd kolejowy trafiłem akurat, gdy się zamykał :-) Nieco psuło mi to plany, bo "ścigaliśmy" się z Aneczką, ale za to na postoju pięknie zaśpiewał jakiś ptak :-) Ech... Wiosna, wiosna idzie! :-)

Rynek w Leśnicy :-) Ach... Cóż za sentyment ;-)


Dane wyjazdu:
25.57 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

Krótki przejazd w towarzystwie :-)

Niedziela, 7 lutego 2016 · dodano: 13.10.2016 | Komentarze 0

Niedziela obudziła się piękna :-) Podobnie było również wczoraj, ale połowa soboty zeszła mi na grzebaniu przy aucie :-) Będę się musiał sprężyć, jeśli chcę zrealizować cichy zamysł pobicia stycznia :-) Dziś również nie miałem zbyt dużo czasu, bo wybieraliśmy się do Gliwic (niestety pociągiem ;-) ), ale to była za to bardzo dobra okazja by sprawdzić pedały na Cabo. 



Na dole okazało się, że oczywiście zapominałem o tym, że w szosie nie mam już uchwytu na nawigację... :-) Co tam! Damy rady w inny sposób udokumentować przejazd :-) Wyjeżdżając zauważyłem sąsiada Łukasza, a później od mostu na obwodnicy "goniłem" jakiegoś kolarza. Wyprzedziłem go przed rondem, a od Dębowej jechaliśmy już razem. Momentami wiało jak cholera, ale dzięki towarzystwu mogłem nieco chować się przed podmuchami, będąc słabszym zawodnikiem. Od Rafała dowiedziałem się też, że w Kędzierzynie działa jakaś grupa kolarska i trzy razy w tygodniu spotyka się na jazdy, oraz że mamy w mieście jakiegoś zawodowca i emerytowanego zawodowca ;-) Prócz niego na trasie spotkałem jeszcze czterech innych kolarzy i - co tu dużo pisać - to chyba największa ilość, jaką udało mi się tu kiedykolwiek zaobserwować :-) Kolarstwo zaczyna być chyba u nas coraz bardziej dostępną i popularną dyscypliną :-) Mnie to oczywiście bardzo cieszy! 
Na skrzyżowaniu w Bierawie pogadaliśmy trochę. Rafał czekał na jakiegoś kompana i lecieli dalej w kierunku Rud. Mnie natomiast gonił czas, więc ruszyłem w drogę powrotną, ciesząc się z komfortowej jazdy szosówką :-) Wiatr w końcu przestał przeszkadzać :-) Większość trasy pokonałem też w dolnym chwycie, który sprawiał mi przyjemność :-) Wjeżdżając na niski chodnik już przed blokiem o mały włos nie obiłem rantów obręczy. Od połowy grudnia powietrze zdążyło już trochę zejść z opon i ruszając w dzisiejszą trasę, faktycznie czułem jakby było go mniej. Gdzieś kiedyś czytałem o konieczności dopompowywania szosowych opon, ale zapomniałem sprawdzić ich stan przed wyjściem. Jak zwykle... ;-) 

Kapliczka przy drodze na Bierawę. Jakoś nie widział mi się ten wyjazd bez zdjęcia :-) Pogoda przepiękna, rowerek również, trzeba to udokumentować! :-) 


Dane wyjazdu:
112.19 km 0.00 km teren
05:43 h 19.63 km/h:
Maks. pr.:38.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Porobiłem się na maksa... :-)

Niedziela, 31 stycznia 2016 · dodano: 31.01.2016 | Komentarze 0

Wczoraj wizytowaliśmy się na urodzinach znajomej. Oszczędzałem się jednak, bo na ostatni dzień stycznia chodził mi po głowie dystans większy niż zazwyczaj :-)



Ruszyłem dziesięć po siódmej. Godzinę później, niż miałem zamiar, ale ciemność za oknem o poranku nieco zmąciła mój zmysł godzinowy :-) Było ślisko jak cholera, a warstwa lodu na asfalcie strzelała pod kołami, niczym niewielkiej mocy petardy. W Bierawie przy próbie ominięcia dziury w jezdni, poczułem jak rower przez ułamek sekundy stał się podsterowny! Skręcone przednie koło dosłownie posunęło się naprzód nie wykazując żadnej woli do zmiany toru jazdy! :-) Za Lubieszowem rower cały osunął się na wyboju! Czułem jak przednie i tylne koło po prostu przesuwają się w bok! Po tym zdarzeniu radykalnie zwolniłem. Wszystko działo się przy czarnym asfalcie i choć zdawałem sobie sprawę z tego, że jest ślisko, to nie sądziłem że jest aż tak źle! Mimo to do Solarni dojechałem już bez problemów, nie licząc postoju na przejeździe kolejowym ;-) W Rudzkich lasach o tej porze nie było jeszcze nikogo, więc mogłem w pełni cieszyć się błogą ciszą i spokojem :-) Za lasem łykanie dystansu szło mi jakby jeszcze lepiej :-) Na nieznanej mi jeszcze drodze poczułem zew przygody, a ponadto nie przeszkadzał mi wiatr. Najmniej przyjemnym etapem, był zdecydowanie przejazd przez Knurów. Poza tym naszło mnie dziwne skojarzenie z męską świnią - zostawiłem Anię samą z dwójką dzieci na sporo czasu wiedząc, że nie czuje się w pełni sił.
Na miejscu jak zwykle pokręciłem się trochę, podjadłem i wyruszyłem w drogę powrotną, która okazała się być istną masakrą... Aż do samego domu miałem wiatr w twarz! Były momenty, że przystawałem co kilkanaście, a nawet co kilka minut! Dopiero po dziesięciominutowym postoju (a raczej łapaniu mocy!) nabrałem na tyle sił, aby w miarę sprawnie toczyć walkę z oporem powietrza. W Rudach wstąpiłem do sklepu, aby zostawić tam jedyne dwa złote, które miałem przy sobie :-) Tymczasem na leśnych szlakach ludzi zrobiło się już całkiem sporo. Rudy o poranku były jednak tylko moje i to cieszyło :-) W Solarni zrobiłem sobie kolejny postój, przy okazji odprowadzając wzrokiem kolarza, który śmigał że aż opony hałasowały. Wiatr z pewnością był jego sprzymierzeńcem :-) Ja natomiast czułem się już prawie jak w domu, a kilometry pozostałe do celu, ubywały na nawigacji całkiem szybko :-) Cała droga powrotna była jednak mocno wymagająca i do domu wszedłem praktycznie na czworakach ;-)

Postój pod kapiącym drzewem :-) W oddali na polu wypatrzyłem siedem saren, które później przebiegły mi drogę :-)


Przed Bierawą. Zima odchodzi przy ładnie wschodzącym słońcu :-)


Zimowa Zakazana :-) Biała nitka ciągnęła się aż po horyzont :-)


Bliżej nieokreślone zwierzątko widziałem z oddali. To nie jedyne ślady, na które się tu natknąłem. Różne długości i kształty. Byłem pierwszą osobą, która stawiała tu stopy na nietkniętej jeszcze po nocy warstwie śniegu.


Nie mogłem się tu nie zatrzymać ;-)


Magicznie piękny las!


Kapliczka w stylu lubelskim. Na kilka zakrętów przed celem.


Zamek w Chudowie. Jak większość polskich zabytków w stanie totalnego rozpadu.


Okoliczna atrakcja - domek Puchatka ;-)


Ni cholery! Na pewno tam nie jadę! Na dziś miałem dość :-)


Krótki przystanek w rudzkim lesie. Odcinek pokryty jeszcze śniegiem.


Powrót po Kosinym śladzie :-)


Dane wyjazdu:
35.10 km 0.00 km teren
01:39 h 21.27 km/h:
Maks. pr.:39.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

No i już po zimie...

Sobota, 30 stycznia 2016 · dodano: 30.01.2016 | Komentarze 0

Kilka dni temu z zimowego snu obudził się Bronek. Obserwuję go co prawda dopiero drugi sezon, ale już jestem prawie pewien, że to nasz domowy przepiowiadacz wiosenno-zimowy :-) To dopiero czwarty raz, ale znów się nie pomylił :-) Zima zdała się odejść, a w jej miejsce pojawiły się temperatury rzędu pięciu, czy ośmiu stopni i słoneczne poranki, tak jak dziś :-) To był dobry moment, aby przepiąć nowe pedały do Kosi i sprawdzić, czy tu również lewy będzie strzelać. Z drugiej strony żałowałem, że typowo zimowe wyjazdy prawdopodobnie nie będą już możliwe aż do kolejnej zimy. Wspomnienie ostatniego wypadu do Mosznej działało pobudzająco na moje serce :-)



Na Górę św. Anny dotarłem całkiem szybko. Miałem wiatr w plecy. Jazda po asfalcie nie była jednak tak efektywna jak z Cabo :-) Na szczycie byłem dosłownie chwilkę, robiąc zdjęcie i wpatrując się przez moment w widoczne na horyzoncie pasmo Gór Opawskich. Gdy ruszyłem w drogę powrotną, zerwał się bardzo mocny wiatr. Zgodnie z zamierzeniem zatrzymałem się jeszcze na punkcie widokowym przy rezerwacie geologicznym, gdzie nieco mocniej oparłem rower. Mimo to wiało tak mocno, że Kosia nie ustała, a ja uratowałem ją przed upadkiem dosłownie w ostatniej chwili! Zjazd z Góry miałem pod wiatr i taka też była droga aż do samego domu. Mimo to jakoś niewiele mi to przeszkadzało :-) Kosia jak zawsze dała rady :-)

Na szczycie :-)


Punkt widokowy. W oddali widoczne pasmo Gór Opawskich.


Dane wyjazdu:
87.20 km 0.00 km teren
04:18 h 20.28 km/h:
Maks. pr.:41.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Moszna zimą :-)

Sobota, 23 stycznia 2016 · dodano: 24.01.2016 | Komentarze 0

Wstałem dziś wcześniej, niż ostatnimi czasy. Razem z mamą i Karolkiem zjedliśmy śniadanie, a chwilę później zacząłem rysować trasę :-) Wyszła całkiem długa jak na zimowe warunki, ale nie miałem innego pomysłu ;-)



Wyjazd z miasta miałem bardzo ciekawy :-) Wiatr w plecy :-) Oznaczało to też ni mniej, ni więcej, że wracając będę miał również ciekawą przeprawę ;-) Podczas zmiany kierunku jazdy czułem duży opór, a rowerem rzucało. Wjeżdżając do Poborszowa zastanawiałem się nawet, czy nie skrócić radykalnie przejazdu. Ostatecznie szybko zrezygnowałem z tego pomysłu, bo jazda w surowych warunkach bardzo mnie cieszyła :-) Wjeżdżając na polną drogę za Kamionką musiałem dwa razy ostro skontrować kierownicą, ratując się przed upadkiem na śnieżnych koleinach :-) To nie był ostatni raz dzisiejszego dnia ;-) Generalnie śmigało się super, choć gdy wyjechałem na asfalt w kierunku Walec, wiatr znacznie obniżył moją prędkość i poczcie komfortu. Mimo to wciąż nie traciłem ducha, a w głowie - jak przez cały wyjazd - grała mi piosenka Dio "Dream On" :-) W końcu zmieniłem kierunek i ponownie można było docisnąć :-) Za wioską Kromołów ponownie wjechałem na polny trakt, który momentami był mocno zawiany. Cieszył mnie jednak widok kół walczących ze śniegiem, a wyrzucany spod nich biały puch osiadał na butach i spodniach :-) Dawaliśmy rady, a surowość otoczenia cieszyła jeszcze bardziej :-) Poza tym cała ta zimowa biel dookoła nadawała dodatkowego nastroju :-) W lesie nieopodal, kilka metrów ode mnie przebiegła też mała sarna :-) Jechałem dalej, a za Ściborowicami ku swojemu pozytywnemu zaskoczeniu, wjechałem w zakręt "w prawo na którym my skręcimy w lewo" po raz pierwszy właśnie od "prawej" strony ;-) Niby nic, a ucieszyło :-) W Łowkowicach zerknąłem tylko na położony na uboczu wiatrak, zatrzymując się na krótki przystanek już w Pisarzowicach. To był ostatni etap drogi do Mosznej :-) Za Buławą mocno zmniejszyłem prędkość, ponieważ droga była wyjeżdżona i śliska. Nadganiałem na plamach suchego asfaltu :-) Niedługo potem byłem już w Mosznej :-)
Okolice zamku były ciche i spokojne. Kręcili się tam jacyś pojedynczy ludzie, a gdzieś w oddali nastrojowo stukał dzięcioł :-) Troszkę podjadłem, zrobiłem ze dwa zdjęcia i ruszyłem w drogę powrotną :-) Trasa wiodła nowo wytyczonymi szlakami :-) Początkowo było bardzo sympatycznie :-) Musiałem jedynie zatrzymać się na dwie minuty na grzanie dłoni, które straciły odpowiednią temperaturę przy zamku, gdy cykałem zdjęcia i podjadałem :-) Polny odcinek przed wyjazdem na asfalt musiałem jednak trochę przemęczyć, więc gdy wyjechałem już przy pierwszych zabudowaniach Czartowic, ponownie zatrzymałem się na krótki moment :-) Gdy ruszyłem, zza zakrętu wyjechał patrol drogówki na sygnale świetlnym. Jechali tempem iście spacerowym, a kierowca(!) zajadał kanapkę... Ciekawe, gdzie się tak śpieszyli ;-) Moje rozważania szybko przerwał szczekający na mnie pies :-) Dodatkowo w Muckowie natknąłem się na owczarka niemieckiego, "pilnującego" skrzyżowania. Leżał na ziemi i wydawał się być całkiem duży. Zdecydowałem się zadzwonić do domostwa położonego obok z pytaniem, czy to nie jest pies gospodarza :-) Ostatecznie sprawa została bardzo szybko załatwiona, a piesek gdy wstał, okazał się być dwa razy mniejszy ;-) Ponownie zacząłem walkę z wiatrem i śniegiem zawiewanym z pól :-) Droga do samego Głogówka dawała w kość :-) Na miejscu zatrzymałem się przy cukierni-piekarni, którą kojarzyłem jeszcze ze starych czasów i dostałem tam trzecią bułkę gratis ;-) Z pełnym brzuszkiem ponownie ruszyłem w szranki z wiatrem, decydując się na jazdę aż do samego Koźla główną drogą. Finalnie była to bardzo dobra decyzja, bo na pewno zyskałem na czasie, a ruch samochodowy nie był wcale duży :-) Wiatr wiał to z przodu, to z boku, część asfaltu była zawiana śniegiem z pól, ale wciąż - już mimo zmęczenia - cieszyłem się jazdą :-) Zatrzymywałem się jednak na niektórych przystankach autobusowych, aby nieco nabrać sił. Przebyte kilometry i zimowa aura zdążyły już odcisnąć swoje piętno :-) W Koźlu w bardzo krótkim odstępie czasu minęły mnie trzy osobówki z rowerami na haku. Czyżby zakończył się niedawno /jakiś cyclo-cross?/ :-) Gdy wyjechałem już za Odrę, zdecydowałem się na powrót ścieżką rowerową, upewniając się jeszcze przy wjeździe u ojca z synem na sankach, czy na pewno jest przejezdna. Ostatecznie więc wracałem pięknie ubieloną rowerową nitką, a w domu byłem o zakładanym czasie :-) Po obiedzie pozwoliłem sobie na drzemkę na sofie ;-)

Miało być bez wielu fotograficznych przystanków bo czas gonił, ale na wylocie z Rogów postanowiłem się jednak zatrzymać :-) Dodatkowo po śladach widać, że "odważnych" ludzi nie brakuje...


Krótki przystanek za Kamionką :-) Pod mostem zamarznięta rzeczka :-)


Zaraz zaczniemy gnać :-)


Droga była momentami mocno zawiana. Śnieg wylatywał spod kół na buty i spodnie. Jazda była przednia! :-)


Przystanek w Pisarzowicach :-) I nie mam na myśli tej konstrukcji z dachem ;-)


Moszna :-)


Pałaszujemy bułki słodkie :-)