Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
47.77 km 0.00 km teren
02:18 h 20.77 km/h:
Maks. pr.:34.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Rudzkie wspominki

Niedziela, 9 listopada 2014 · dodano: 09.11.2014 | Komentarze 0

Wczoraj było mocno deszczowo i weekendowy plan jednego wyjścia na rower nie wypalił. Na szczęście niedziela była bardziej łaskawa, więc udało mi się wyciągnąć Antka na powietrze :-) Zamysł dzisiejszego wyjazdu wziął się z niedawnej wycieczki z Karolkiem. Początkowo chciałem odwiedzić to miejsce pamięci w weekend Wszystkich Świętych, ale ostatecznie świadomie zrezygnowałem w te dni z rowerowej jazdy, wszak zawsze to dla mnie przyjemność. Teraz nadarzyła się okazja, aby to nadrobić. Listopad, opadające liście... Memento mori...



Gdy zapaliła się Aneczkowa zielona lampka, zdecydowanie zacząłem szykować się do wyjścia. Szkoda było czasu! Kilka minut później, uślizgiwałem już koła na przemoczonych liściach w Pogorzelskim lasku, wpadając ze dwa razy w niewidoczne, błotne kałuże. Na skraju, nieopodal wjazdu do Brzeziec zatrzymałem się, aby zmienić koszulkę. Było mi za gorąco. Deptałem śmiało aż do Bierawy, gdzie złapał mnie lekko kropiący deszcz. Ustał na trakcie do Lubieszowa, więc dalej jechałem bez większych obaw. W Lubieszowie, kierując się wskazaniami nawigacji wjechałem na drogę, która na pierwszy rzut oka prowadziła jedynie do stojącej na uboczu posesji. Postanowiłem jednak zaryzykować pewien, że odpowiednio wytyczyłem sobie trasę. Po chwili minąłem znak informujący o niebezpiecznych psach, ale wierząc że są za ogrodzeniem, powoli jechałem dalej. Wtem, mijając dom, zauważyłem leżącego przy nim dużego, czarnego psa. Lekko zamarłem, ale jechałem dalej. Kilka sekund później okazało się, że droga kończy się na posesji. Wypatrzyłem jednak niżej położoną kładkę i - wiedząc że gdzieś blisko za moimi plecami jest straszny czworonóg - począłem szykować się do zejścia sądząc, że jednak jest dalszy ciąg tej drogi. Wtem usłyszałem wołający mnie zdecydowanie głos. Obejrzałem się za siebie i zobaczyłem starszego jegomościa. Dostałem lekki ochrzan, bo to niby teren prywatny, a o czwartej rano jakiegoś innego "śmiałka" zabrała karetka, ponieważ pogryzł go pies... No fajnie - pomyślałem. Po chwili do rozmowy dołączył zapewne syn, czy zięć owego starszego pana. Wywiązała się kilkuzdaniowa dyskusja na temat wolności psów w gospodarstwach, ich złego zabezpieczania, oraz tego, gdzie jest teren prywatny. Podczas rozmowy dojrzałem drugiego, równie wielkiego psa. Różnił się tylko tym, że był jasnej maści. Wracając rozglądałem się na wszystkie strony w poszukiwaniu informacji, że teren jest prywatny. Nigdzie jej nie było, a totalny brak wyobraźni właścicieli posesji i nie zabezpieczone psy, wręcz mnie zszokowały. W pobliżu jest rowerowy szlak, na wstępie drogi prowadzącej do owej posesji, stoi turystyczny przystanek... Dobrze, że nie wybrałem się tam z Karolkiem... 
Na polnej drodze wiodącej do Dziergowic, wyłożone kamienie odbijały się od wewnątrz na całej długości błotników. Ja zapierdzielałem ;-) W końcu dotarłem do lasu, ciesząc się jeszcze bardziej intensywnymi symptomami jesieni :-) Ponownie trochę popadało, ale deszcz ustał już, gdy wyjeżdżałem z Kuźni Raciborskiej. Byłem już bardzo blisko celu. Wcześniej zaliczyłem jeszcze postój przy leśnym lotnisku, na końcu którego dojrzałem dwie nieznane mi konstrukcje. Oczywiście zapragnąłem dowiedzieć się co to jest i zapomniałem na moment o celu dzisiejszego wyjazdu. Opamiętałem się w porę :-) Jeszcze tu przecież przyjadę, a do domu chciałem wrócić o czasie, aby resztę dnia spędzić z rodziną. W kilka minut później byłem już na miejscu pamięci. Spędziłem tam w zadumie kilka bardzo spokojnych minut. Odjeżdżałem powoli i tylko dzięki temu, dojrzałem drugą mogiłę. Na mojej mapie nie była zaznaczona, więc zapewne dlatego nie zauważyłem jej, gdy jechaliśmy tędy z Karolkiem. Podążałem wciąż w zadumie, zatrzymując się na "Zakazanej", która dla mnie jest furtką do pięknego świata rudzkich lasów, które dzięki ofiarności wielu, mogą nas teraz cieszyć. W duchu podziękowałem za życie i poświęcenie tych dwóch ludzi. Wtem - po raz pierwszy tego dnia - zza chmur zaświeciło słońce. Raczej daleki byłem od jakieś podniosłej interpretacji, ale fakt był faktem. W pogodnym nastroju ruszyłem w dalszą drogę. 
Za Solarnią czekał mnie przejazd podziurawioną, trawiastą drogą. Gdy ją już pokonałem, dotarłem do ciekawego miejsca w Dziergowicach :-) Oto, po raz pierwszy w życiu widziałem czarne łabędzie! Już w domu dowiedziałem się, że w Polsce to prawdziwy rzadki okaz! I właśnie też to daje mi rower! Poznawanie świata na rowerze, to przecudowna sprawa! Na wylocie ze wsi, zauważyłem też uciekającą pośrodku asfaltu kuropatwę :-) Od razu chwyciłem za aparat, hamując tylko lewą ręką. Ptak zbiegł z jezdni i zniknął mi za niewysoką muldą na polu. Udało udało mi się uchwycić tylko jego krótki lot... 
Nawigacja odliczała kolejne metry, a ja śmigałem mocno przed siebie :-) Nie przeszkadzał mi już wiatr, co miało miejsce na początku wyjazdu. Deptało mi się naprawdę bardzo fajnie :-) Precyzyjnie dobierałem przełożenia i dystans pokonywałem bardzo efektywnie. Takim rowerkiem naprawdę można wiele przejechać... :-) Co tu dużo mówić. Dziś pokonałem kolejny krok rowerowej świadomości. Dojazdy do pracy, myślenie, EMOCJE... To wszystko sprawia, że rower i ja... Nierozerwalnie... 

Początek wyjazdu. Wtapiam się w żółć... :-)


Postój na zmianę koszulki - przy okazji zdjęcie ;-)

Na polnym trakcie między Brzeźcami, a Starym Koźlem.


Niebieski szlak za Starym Koźlem.


Wjazd do Bierawy.


Przywołująca wspomnienia droga do Lubieszowa. W drodze powrotnej wystraszyłem tu bażanta, a on wystraszył mnie ;-)


Wkraczam w strefę wielkopowierzchniowych symptomów jesieni ;-) Tuż za Dziergowicami.


W oddali miejsce spoczynku, które ostatnio odwiedzałem całkiem często - sam i z Karolkiem.


Po drugiej stronie obiektywu: dojazd do Budzisk i zielono-wiosenny młodnik na trasie.


Ostatni etap w drodze do celu. Wylot z Kuźni Raciborskiej. Z nieba pada deszcz. Wokoło jesiennie...


Przy drodze Solarnia - Kuźnia Raciborska. Nad głową słychać stukot dzięcioła.


Leśne lotnisko przeciwpożarowe. W oddali najprawdopodobniej zbiorniki na wodę.


Miejsce pamięci i mogiły młodszego kapitana Andrzeja Kaczyny, oraz druha Andrzeja Malinowskiego. Chwile wyciszenia...


Odjeżdżam w ciszy, nieśpiesznie... Chyba tylko dlatego udaje mi się wypatrzyć drugą mogiłę.


Stojąca nieopodal jedna z trzech wież obserwacyjnych.


"Zakazana" - moja furtka do wspaniałych rudzkich lasów. Jedno z najważniejszych miejsc mojej rowerowej przygody...


Po sforsowaniu przejazdu kolejowego. Po kasztanach nie zostało śladu :-)


Niespodziewanie trafiam na zbiornik wodny w Dziergowicach. Moją uwagę przykuwają dwa czarne łabędzie. To naprawdę niespotykany w Polsce okaz, a dla mnie bardzo duży smaczek tej wycieczki!


Wyjeżdżając z Dziergowic natykam się jeszcze na kuropatwę. Popełniam błąd ustawiając zdjęcia seryjne, zamiast zapisu wideo.



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.