Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
59.30 km 0.00 km teren
02:52 h 20.69 km/h:
Maks. pr.:33.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Stobrawski z glebą :-)

Sobota, 6 czerwca 2015 · dodano: 10.06.2015 | Komentarze 0

Korzystając z możliwości, zająłem się wczoraj wibrującym napędem. Widać za pierwszym razem musiałem coś źle założyć, gdyż w zasadzie tylko zdjąłem i założyłem ponownie kasetę i już było OK :-) Wieczorem wytyczyłem sobie trasę, aby zrealizować ją dziś. Dzieci z racji wysokiej temperatury zostały w domu.



Do Brynicy dojechałem bardzo szybko, wjeżdżając tam w las. Było gorąco! Szybko dojechałem do Grabczoka, za którym ponownie wjechałem między drzewa. Droga była pylista i dosyć wyboista. Byłem tym faktem dosyć zdziwiony, gdyż nie kojarzyłem takiego jej stanu, a przecież jechałem tędy niedawno. Dystans mimo to łykałem, spokojnie utrzymując prędkość powyżej dwudziestu kilometrów na godzinę i więcej. Wkrótce więc wjechałem do Parku w Pokoju, nie znajdując jednak większości z rzeźb, które dane mi było oglądać z Aneczką. Jechałem przed siebie, nie przejmując się "stratą" - znałem już tutejsze atrakcje. Niedługo potem gryzłem już asfalt w drodze do Karłowic :-) Na horyzoncie żadnego samochodu! Do samych Karłowic trafił się tylko jeden - straszy pan przy rozjeździe na Siedlice pytał o drogę na Masów :-) Świetnie się pędziło! :-) Musiałem jedynie uważać na zapasy wody, gdyż dwa bidony w dzisiejszych warunkach temperaturowych to było minimum :-) W Karłowicach odnalazłem dom księdza Dzierżonia i rycerski zamek :-) Pobyłem tam chwilkę i ruszyłem w dalszą drogę :-) Wjeżdżając w las skazałem się na jazdę dosyć wyboistą drogą. Wtem z rowu wybiegła sarna! Ucieczka jej się przedłużała, więc wyciągnąłem aparat, by zrobić jej zdjęcie! Sekunda, czy dwie... Przednie koło uciekło i już leżałem na plecach z bolącym brzuchem. Jeden z Antkowych rogów otarł się mocno o moje podbrzusze... Pozbierałem się szybko i tak samo oceniłem sytuację. Spokojnie mogłem kontynuować jazdę, ale od tej pory wyjazd trochę stracił na uroku... A pomyśleć, że kilka chwil wcześniej rozmyślałem jeszcze o tym, jak moglibyśmy przemierzać te tereny razem z Piotrem... Swoją drogą, to muszę go tu w końcu zabrać! Na tej samej prostej z rowu sarny wyskoczyły jeszcze dwa razy (lub była to ta sama sarna :-) ), a gdy w związku z dużo lepszą drogą, zdecydowałem się zmienić kierunek trochę wcześniej, na owej drodze wyskoczyła z rowu w las całkiem spora sarna :-) Później jechałem już spokojnie asfaltem w kierunku Ładzy. Wywrotka chyba obniżyła moją wydolność, gdyż w porównaniu z wcześniejszymi etapami, ten jechało mi się jakoś trochę gorzej. Ponadto na miejscu nie znalazłem domu krytego strzechą, a że już trochę gonił mnie czas, postanowiłem się tym nie przejmować. To nie jest daleko od Surowiny, więc każdym następnym razem może się udać. Odtąd wkraczałem w bardziej mi znany teren i jednocześnie mniej ciekawy. Kupy przejechałem bez emocji i tak samo było później w lesie. Wykonałem tam ostatni postój z napojem i pracowałem na to, by każdy metr przybliżał mnie do domu. Przedni błotnik obniżył się na wybojach i hałasował o oponę... Na szczęście tuż po dojechaniu na miejsce założyłem nowego zipa i po wywrotce nie było śladu :-) Wiem też, że wezmę paczkę zipów ze sobą na wyprawę ;-)

Kadr z drugiej strony ;-)


Cisza, spokój... I dom obok. Bardzo często i ja bym tak chciał...


Na rozstaju szlaków :-)


Stawy przy parku w Pokoju.


Wjeżdżam w zieloną bramę :-)


W Parku :-) Kwiaty jak żywe przypominające Moszną i Antek z Kędzierzyna, oraz Wenus z Pokoju ;-) Tej głowy ukrytej za liśćmi faktycznie nie ma :-)


Łykam dystans w drodze do Kuźnicy Katowskiej. Przez ten czas nie mija mnie nawet jeden samochód! Super! Tylko patyk zaplątany w tylny błotnik powoduje, że muszę się zatrzymać... :-)


Mijesce postoju przy rozjeździe na Siedlice.


Pierwszy samochód! Nadjechał znad przeciwka. Wrocławska rejestracja. Starszy pan szukał drogi na Masów. Miał szczęście :-) Dziś wziąłem ze sobą mapę :-) Na nawigacji tłumaczenie byłoby trudniejsze zwłaszcza, że sam nie jestem tutejszy :-)


Przydrożna kapliczka w Kuźni Katowskiej. Żar leje się z nieba... :-)


Na wylocie z Kuźni Katowskiej. Maki i chabry nadają przyjemnego charakteru miejscu. Później kolejny religijny smaczek...


Dom księdza Jana Dzierżona w Karłowicach. Rower daje świetne możliwości poznawania świata! Jest cudowny!


Karłowice. Bar Casablanca, który czasy świetności ma już za sobą...


Ciekawy kierunkowskaz przy skrzyżowaniu. Dom Jana Dzierżona jest oznaczony, ale niestety tutejszy zamek już nie... Trochę szkoda, bo na pewno zainteresowanym byłoby łatwiej trafić. I co z tego, że jest nieopodal?


Rzeczony zamek, siedziba rycerska. Niestety już w prywatnych rękach... Kolejny na opolszczyźnie...


Stary młyn tuż obok.


Grubaśne drzewo przy drodze do Popielowa.


Już w lesie :-) Nad głową lata jakiś samolot :-)


Z rowu wybiega sarna! :-) Ucieka tak niemrawo, że zdecydowałem się wyciągnąć aparat i strzelić jej fotkę :-) Strzeliłem... Glebę... Nieopatrznie zjechałem z wyjeżdżonej części drogi na trawę, aparat w prawej ręce, tylko lewy hamulec i szybka akcja, nad którą nie dałem już rady zapanować. Zresztą koło i bez hamowania, wykręcone zblokowało się o stosunkowo wysoko rosnącą trawę. Taką glebę przez kierownicę strzeliłem ostatni raz chyba w wieku sześciu lat. Rower nazywał się "Salto" ;-)


Ślady walki ;-) Antoś na szczęście nie ucierpiał. Lekko przekrzywione siodełko, urwany zip z mocowania błotnika (na szczęście akurat z domu wziąłem całą paczkę, planując prace przy Antku).


Wjazd do Kup i pożegnanie ze Stobrawskim... Dziś już sobota, a w poniedziałek powrót do rzeczywistości. Dzisiejszy dzień i wycieczka super, choć myśl o Antku po glebie siedziała mi pod czaszką...


Już niedaleczko domu :-)


Już na miejscu okazało się, że wyzerował się również licznik, a dodatkowo lekko skrzywił się koszyk na bidon przy rurze podsiodłowej. Temu wyszło to akurat na dobre, bo bidon siedzi teraz że hej! ;-)



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.