Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
38.03 km 0.00 km teren
01:28 h 25.93 km/h:
Maks. pr.:48.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

Krótka przejażdżka po tatrzańskich wojażach :-)

Niedziela, 21 lipca 2019 · dodano: 08.09.2019 | Komentarze 0

Na sobotę mieliśmy zaplanowany wypad ze znajomymi na Wielki Krywań :-) Mieliśmy startować o trzeciej rano, ale ostatecznie główny planista przesunął start na godzinę piątą :-) Mimo tego i tak spałem tej nocy jakieś trzy i pół godziny, w porywach do trzech czterdzieści. Ot, na początku nie umiałem zasnąć, a dodatkowo obudziłem się w nocy za dziesięć trzecia i znów trochę czasu zajęło mi, zanim ponownie zasnąłem. Oprócz odwiedzenia nowego miejsca, dodatkowo w zupełnie innym składzie i wiedząc ponadto, że będzie to fajna górska wycieczka bez typowych rodzinnych ograniczeń, wyjazd ten miał być dla mnie również ostatecznym potwierdzeniem tego, czy połykam górskiego bakcyla na sto procent i czy kupuję nowe górskie buty i większy plecak ;-) Mimo bardzo dużej radochy z tego wyjazdu i tak jakoś czułem w kościach, że wraz ze zbliżaniem się godziny startu, entuzjazm lekko zaczął mi opadać. A może to był po prostu strach? Nigdy wcześniej nie wchodziłem tak wysoko.
Będąc już w trasie powoli zacząłem się zastanawiać, czy nie jechałem tą drogą rowerem szosowym. W miarę pokonywania dystansu miałem wrażenie, że kilka mijanych punktów nie jest mi obcych, a jednocześnie zupełnie nie byłem tego pewien. W pewnym momencie przejechaliśmy przez skrzyżowanie, które rozwiało wszelkie moje wątpliwości! :-) To był zjazd na Czerne! Bez dwóch zdań! Już wcześniej obserwując widoki za oknem myślałem sobie, że byłoby fajnie jechać tu rowerem, przypominałem sobie różne swoje dalsze wypady, a teraz - dodatkowo gdy jechaliśmy odcinkiem, którego wcześniej nigdy nie pokonywałem żadnym rodzajem transportu, a mógłbym rowerem! - ze zdwojoną siłą zacząłem tęsknić na dawnymi dalszymi wypadami, poznawaniem nowych miejsc, wstawaniem o świcie i powrotami z wieloma kilometrami w nogach! To była najprawdziwsza tęsknota... Uczucie wzmogło się wielokrotnie, gdy w drodze powrotnej zjechaliśmy właśnie na Czerne. I gdy zacząłem sobie wyobrażać jak jadę tędy szosą i że właśnie po tej szosie o słabej nawierzchni nie ma śladu, a jest piękny, równy, wyremontowany asfalt. Oj... Jak tu by się miło śmigało...! I gdy zacząłem mówić, że tu jechałem na rowerze, o tu i tu, o i tu - widząc jednak trochę brak zrozumienia na twarzach towarzyszy podróży :-) Nie przeszkadzało mi to wcale a wcale! I choć na szlaku było przepięknie i super się szło to zrozumiałem, że to rower, tak - właśnie rower! - to rower jest tym co kocham najbardziej. Ot... Potrzebowałem wypadu w góry, żeby po dziesięciu latach kręcenia korbą(!) jeszcze raz poczuć tę miłość... Tak - uwielbiam!
W niedzielę odsypiałem poprzednią bezsenną noc i górski wysiłek. Od samego rana miałem relaksującą pogodę - szaro, buro i ponuro, a od południa grzmoty, a w końcu deszcz :-) Fajnie, bo już wczoraj nastawiałem się na leniuchowanie :-) Gdy już wyspałem się przy otwartym balkonie i pięknym akompaniamencie grzmotów i szumu deszczu, zabrałem się za jakieś bardziej konkretne zajęcia. Wkrótce też troszkę pokazało się słońce, a mnie zaczęło być w domu zbyt ciasno. Dodatkowo czułem też, że dobrze mi zrobi rozruszanie nóg po wczorajszym i przegonienie organizmu. Zaczęło mi być bardzo śpieszno! Szybko skończyłem co zacząłem i rozpocząłem pośpieszne przygotowania do wyjścia :-) Z uwagi na relatywnie późną porę dnia zaplanowałem jedynie przejazd za Stare Koźle i powrót :-)



Było lekko chłodno, ale też i rześko po niedawnym deszczu :-) Asfalt już mocno przeschnął, więc jechało się bardzo przyjemnie :-) Gdy już rozgrzałem mięśnie nóg, zacząłem czerpać jeszcze większą radość z jazdy :-) I bardzo szybko POCZUŁEM, że to rower jest moją miłością! Bardzo szybko zacząłem kombinować, jak przedłużyć sobie trasę. To co zaplanowałem na początku, to było zdecydowanie zbyt mało! Uznałem, że wyjazd poza Odrę z Bierawy byłby jednak zbyt daleki i postanowiłem wrócić i udać się na Dębową, a dalej to się zobaczy ;-) Mocno cieszyłem się jazdą, a każdy metr kręcenia dawał mi rozluźnienie mięśni, a w efekcie większą swobodę i moc, a co za tym szło - jeszcze większą radość :-) Gdy zjechałem na Dębową, zobaczyłem na parkingu pewną twarz, która wydała mi się znajoma. Zmarszczyłem brwi gdyż nie byłem pewien, ale finalnie ją rozpoznałem - Adama to bym się tu nie spodziewał! :-) Pogadaliśmy kilka chwil i ruszyłem dalej przed siebie :-) Nie ujechałem daleko, bo za ogrodzeniem jednego z domostw rozpoznałem kolejną twarz! Była to osoba, którą poznałem dosłownie przypadkiem gdy odchodziłem z poprzedniej firmy i od której przypadkiem dowiedziałem się, że również jeździ na szosie i jest z mojej miejscowości! Świat jest jednak bardzo mały tym bardziej, że w ostatnim czasie zanotowałem dużo więcej takich spotkań! :-) Po krótkiej rozmowie znów kręciłem korbą, ale w całym tym zamieszaniu nieco zbyt późno przypomniałem sobie o zamiarze zrobienia zdjęcia, więc zatrzymałem się nieco dalej :-) A co tam - dla odmiany będzie zrobione gdzie indziej :-) Wciąż czerpałem ogromną przyjemność z trasy, pogody i bieżącej aktywności - a jakże! :-) Dosłownie szczęśliwość czułem całym sobą! :-) Wjeżdżając na "krajówkę" znów zacząłem zastanawiać się, jak przedłużyć sobie wyjazd. Okoliczne ograniczenia, perspektywa przejazdu przez Koźle i potencjalnie większy ruch uliczny, oraz kurczący się czas odwiodły mnie od zbytniego oddalania się od swojego rejonu. Szybko wpadł mi do głowy inny pomysł - nie był wcielany na siłę, ale wydawał się być wręcz w sam raz! Zjechałem do Reńskiej Wsi a za zabudowaniami mocniej pocisnąłem :-) Później nielegalnie wjechałem na dalszą część obwodnicy i szybko znalazłem się na miejscu. Gdy już się stamtąd oddalałem, znowu spostrzegłem kolejną znajomą twarz! Wymieniliśmy powitania, chwilkę porozmawialiśmy... Biorąc pod uwagę jak dużo czasu ostatnio spędzam w domu, to jest to aż dziwne, że spotykam dawno nie widziane osoby w tych nielicznych momentach, gdy jestem poza murami... A gdy już wróciłem w mury, jeszcze raz dopadł mnie przypływ ogromu pozytywnych emocji, do stojącego przede mną roweru...
_
To bardzo ważny wpis.

Zaraz za miastem :-) Słoneczko pięknie świeciło... :-)


Mała sadzawka na wylocie ze Starego Koźla :-)


Dębowa ;-)


Albo to inna figurka, albo dorobiono nogi, albo to nie ta kapliczka... :-)


Cześć bociek! :-)


Góra św. Anny widziana z "krajówki" za Długomiłowicami.


Przeprawa przez Odrę na obwodnicy ;-)




Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.