Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2015

Dystans całkowity:714.50 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:34:07
Średnia prędkość:20.94 km/h
Maksymalna prędkość:53.00 km/h
Liczba aktywności:26
Średnio na aktywność:27.48 km i 1h 18m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
69.90 km 0.00 km teren
02:59 h 23.43 km/h:
Maks. pr.:53.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Wakacyjny wyjazd po Kosię.

Piątek, 24 lipca 2015 · dodano: 12.09.2015 | Komentarze 0

W tym roku - mimo długiego urlopu - świadomie zrezygnowałem z wyprawy rowerowej. Postanowiłem zatem podjechać do domku po Kosię. Droga na PKP, to była istna gonitwa i zdążyłem prawie na styk ;-) 



Było bardzo gorąco! Za Górą św. Anny pomyliłem zjazdy i nawracając glebnąłem dwa razy w tym samym miejscu! Cholera by to wzięła... W Opolu wpakowałem się na niby ścieżkę rowerową (która de facto nią nie jest) i skończyłem w polu. Później po schodach wdrapałem się na wiadukt i tyle było z chęci nie obcowania z TIRami. Na miejsce dojechałem o siedemnastej dziesięć. Przed wyjazdem planowałem powrót na siedemnastą :-) Opole zrobiło swoje.

Żniwa w pełni! :-)


Motylek wpadł mi za rozpiętą koszulkę. Niestety nie skończyło się to dla niego zbyt dobrze...


Przystanek na trasie. Za chwilę dojeżdża do mnie szosówka i od razu pada pytanie, czy złapałem dziurę. Miło. Szerokości kolego!


Wylot z Walidróg.


Wjeżdżamy do Opola.


Przygoda pod wiaduktem ;-)


Wspomnienia z wakacji ;-)


Niby droga, a nie droga ;-)


Już niedaleczko :-)


Dane wyjazdu:
28.17 km 0.00 km teren
01:28 h 19.21 km/h:
Maks. pr.:50.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Roztocze 2015, dzień 7: Na pożegnanie z Roztoczem.

Środa, 22 lipca 2015 · dodano: 12.09.2015 | Komentarze 0

Chyba wszyscy spaliśmy dziś niespokojnie. Rano jeszcze odsypiałem noc, a dzień znowu szykował się gorący :-) Na dzisiejszy wyjazd zasugerowałem pagórkowaty przejazd przez Sochy ;-)



Początek wyjazdu miał normalne tempo. Mimo dosyć wczesnej pory dnia, słońce już mocno doskwierało. Dwa podjazdy pokonaliśmy całkiem sprawnie, miarowo łykając dystans. Na zjazdach była zabawa ;-) Świetnie jedzie się z przyczepką zarówno pod górę, jak i na dół! Na skrzyżowaniu w Piaskach spotkałem poznanego wczoraj pana spod sklepu :-) Jechał na składaku i tylko szybko się pozdrowiliśmy :-) Później widziałem za plecami, że chyba Aneczka zamieniła z nim dwa zdania :-) Przyczepkowicze jechali tymczasem swoim tempem :-) Asfalt do Górecka był naprawdę świetnej jakości! Na rozjeździe poczekaliśmy na mamę, ale szlakiem przez Floriankę znów jechaliśmy po swojemu. Mało tego! Dostałem jakiegoś mega kopa! Mocno zwiększyłem średnią (a przecież spodziewałem się jej spadku na leśnym dukcie), wszystkie pagórki pokonując na największym blacie! Dodatkowo już na samych podjazdach jeszcze zwiększałem prędkość! Czułem moc! Niektórzy mijani piechurzy, czy rowerzyści spoglądali lekko zdziwieni ;-) Spotkaliśmy też naszych nowych sąsiadów, mówiąc sobie tylko standardowe dzień dobry (Ewa i Robert: Was SERDECZNIE POZDRAWIAMY!!!). Pędziłem dalej, wyglądając znaku Czarnego Stawu, ale zdziwiony prędzej zobaczyłem zielony szlaban przy wyjeździe ;-) Zatrzymaliśmy się więc przy konikach polskich, które chyba jednak wyprowadziły się stąd na dobre... Zamiast koników były jednak trzy bociany i rodzina łabędzi :-) Spędziliśmy tam kilka chwil, podjeżdżając później na obiadek i do domku. Słoneczko grzało! :-)

Granica Roztoczańskiego Parku Narodowego za Zwierzyńcem.


Z takiej wysokości, to dopiero żaby widać! ;-)


Podjazd dał się we znaki Karolkowi ;-) Postój na pićku :-)


Gdzie ta mama?


Ooo...! Jest! :-)


Koników nie ma, ale są inni mieszkańcy ;-)


Plaża Echo w oddali.


Dane wyjazdu:
58.64 km 0.00 km teren
03:18 h 17.77 km/h:
Maks. pr.:35.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Roztocze 2015, dzień 6: Rekordowe Roztocze po raz drugi :-)

Wtorek, 21 lipca 2015 · dodano: 12.09.2015 | Komentarze 0

Od rana było słonecznie :-) Znów szykował się ciepły dzień :-) Po śniadaniu usiadłem z laptopem i mapami, aby nakreślić jakąś trasę :-) Wyszło mi niecałe sześćdziesiąt kilometrów, lecz na szczęście większość asfaltem ;-) 



Przejechaliśmy obok Rudki, a następnie niedawno poznaną ścieżką, gdzie Karolek na samo wspomnienie tego miejsca, zrobił się bardzo głodny ;-) Niestety tym razem nie zatrzymywaliśmy się na jagody, ponieważ Kasia spała i chcieliśmy w tym czasie pokonać jak największy dystans. Niebawem wjechaliśmy na asfalt w kierunku Obroczy i Bondyrza. Podobnie jak i kilka dni temu bocianów było tu co niemiara! Na jednym z gniazd jeden z nich pięknie, charakterystycznie klekał dziobem, co w fajny sposób podkreśliło ten bociani odcinek :-) Przed Krasnobrodem odbiliśmy na leśny trakt. Ogólnie jednak aż do kompleksu plażowego - mimo fajnych miejsc - nie robiłem zdjęć, z uwagi na śpiącą Kasię. Gdy wyjechaliśmy już z lasu, trochę ryzykownie postanowiłem wjechać na wał, lecz zatrzymałem się w połowie drogi. Opony przy masie całkowitej przyczepki nie dały rady. Na szczęście z pomocą ruszyła Aneczka i jeden z trzech panów cyklistów stojących na nasypie :-) Dalej okazało się że - tak jak się spodziewałem - mogliśmy wjechać na ów nasyp bez żadnego nachylenia terenu. Tak też prowadził nasz ślad. 
Z Krasnobrodu wyjechaliśmy bardzo szybko, mijając dinopark w którym byliśmy w niedzielę :-) Dobra nawierzchnia skończyła się bardzo szybko i asfalt - piękny na mapie - okazał się być mieszaniną dziur, łat, dziur i jeszcze łat na dziurach. Jednym słowem: strasznie! Prędkość podróżna radykalnie spadła, a do tego doszły jeszcze podjazdy. Ja miałem z tego powodu frajdę! :-) Minęliśmy kilka miejscowości i w końcu dojechaliśmy do drogi wojewódzkiej, wzdłuż której biegła droga rowerowa :-) Tak dotarliśmy do tamtejszych kamieniołomów :-) 
Na miejscu wspięliśmy się na wieżę widokową z której podziwialiśmy rozległą panoramę. Schodząc rozglądałem się za weselnymi znajomymi, których spotkaliśmy tu dwa lata temu ;-) Zgodnie z moim planem wjechaliśmy też w kamieniołomy rowerami (ku średniemu zadowoleniu Aneczki ;-) ) i przejechaliśmy je całe :-) Ja miałem z tego piękną rowerową frajdę! Słońce grzało maksymalnie jak ostatnim razem, a do tego obciążenie w postaci przyczepki i techniczna jazda! CUDO! :-) Bardzo podobał mi się ten przejazd! :-) Wisienką na całości był ostatni zjazd: piaszczysty, z napierającą na tylną oś przyczepką i mocno technicznym hamowaniem. Daliśmy rady! :-) Gdy emocje były już za nami, udaliśmy się obiadek przy w centrum Józefowa, a niedługo potem nad znajomy nam staw i plażę :-) Tym razem nie wypożyczaliśmy kajaku, a samo plażowanie było dosyć krótkie. Słońce waliło z góry niemiłosiernie i Karol w wodzie miał wspaniałą zabawę, ale Kasia była już zmęczona trasą, zapewne temperaturą i całym dniem. Nasze dzieci pokonały dziś nieco ponad czterdzieści kilometrów bez wysiadania z przyczepki! 
Odwrót z plaży miał szare barwy. Kwiatuszek mocno płakał, a ponadto z nieba zaczęło lekko padać. W końcu jednak opanowaliśmy nieco sytuację i ruszyliśmy w drogę. Dłuższy postój zaliczyliśmy jeszcze na skraju lasu, ale gdy tylko Kasia się uspokoiła, zaczęliśmy szybko pokonywać dystans asfaltem. Biorąc pod uwagę sytuację, postanowiłem odłączyć się od Pszczoły i jak najszybciej dojechać do naszego tymczasowego domku. Ania znała trasę i miała przy sobie komórkę na wszelki wypadek. Deszcz nieco się wzmógł, ale tuż przed wjazdem do lasu - w Górecku Starym - przestało już padać. Ja starałem się jednak jechać efektywnie. Tuż obok Izby Leśnej we Floriance minąłem przyczepkowicza a później już na Lipowej w Zwierzyńcu kolejnego. Tym razem był to pojedynczy Chariot! Przypatrywałem się mu z daleka i już serce mocniej mi zabiło, lecz gdy się mijaliśmy okazało się, że przyczepka miała kolor fioletowy... Nawet nie oglądałem się czy na bagażniku była charakterystyczna plama... Spotkać naszą przyczepkę tutaj, to byłoby cudo...! W kilka chwil później dotarliśmy do domku, a Pszczoła wjechała jakieś pięć minut po nas :-) Dzieciaczki jeszcze spały... :-) 

Przy Zagrodzie Guciów. Bociany jeszcze nie odleciały :-) 


Znalazła się zguba ;-)


Krasnobród :-) Tylko go przejeżdżamy :-)


Mega wyboista droga i dwa fajne podjazdy :-) Przyczepkowicze dają rady! :-)


Na skraju Krasnobrodzkiego Parku Krajobrazowego :-)


Jesteśmy u celu! :-) Czy w tych kamieniołomach zawsze jest tak gorąco? ;-)


Widoki z wieży...


...i ze spaceru...


...a także rowerowe - zdecydowanie najlepsze! :-)


W oczekiwaniu na obiadek :-)


Centrum Józefowa :-)


Znajomy mostek w oddali i kaczuchy przy brzegu :-) 


Plażowanie :-)


Dane wyjazdu:
52.07 km 0.00 km teren
02:58 h 17.55 km/h:
Maks. pr.:50.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Roztocze 2015, dzień 5: Rekordowe Roztocze :-)

Poniedziałek, 20 lipca 2015 · dodano: 12.09.2015 | Komentarze 0

Wczoraj przyjechała do nas Wola :-) Dzień spędziliśmy na rozjazdach i niestety nie starczyło już czasu na rower, a miałem na niego ochotę... W nocy była straszna burza, a dzisiejszy poranek lekko niepewny. Nie zaplanowaliśmy zatem nic wielkiego.



Na początku podjechaliśmy na ostoję konika polskiego, ale chyba się stamtąd wyprowadziły ;-) Ruszyliśmy zatem do mini zoo, ale szybko okazało się, że wujek google coś nam źle podpowiedział. Zdecydowaliśmy się zatem dojechać do Szczebrzeszyna :-) Droga była spokojna i malownicza. Nie brakowało również pagórków :-) Dzień zrobił się słoneczny i momentami bardzo ciepły :-) Wracając, podjęliśmy decyzję, aby jednak wbić na drogę wojewódzką na Biłgoraj i zobaczyć zaplanowane na dziś mini zoo. Nie było najgorzej, bo w zasadzie minęły nas tylko dwa TIRy, ale zdecydowanie był to najgorszy odcinek dzisiejszej wycieczki. Na miejscu Karolek miał frajdę! Widział między innymi strusie i emu, a także zebrę :-) Kasia wydawała się być lekko zszokowana widokiem nowych stworzeń :-) 
Zrezygnowaliśmy z obiadku w tym miejscu i wyruszyliśmy w drogę powrotną przez Sochy. No i się zaczęło... Kasia była już zmęczona jazdą, robiliśmy przystanki nawet co kilkaset metrów. Nie pomagały chrupki, później nieco wytchnienia dały paluszki. Ostatecznie przed Zwierzyńcem zasnęła i w spokoju dojechaliśmy na obiad. Co by nie było - wykręciliśmy bąbelkowo-kwiatuszkowy rekord dystansu i prędkości! :-) Wcale tego nie planowaliśmy :-) Dzionek ostatecznie był piękny do samego końca, a wieczorem podziwialiśmy nasze rowerowe opalenizny :-)

Ostoja konika polskiego i łabędzie z brzydkimi kaczątkami w oddali ;-)


Krasnale i ule przy muzeum :-) Karolek był bardzo zaciekawiony :-)


Kościół w Topólczy z krzywym krzyżem :-) Po drugiej stronie ulicy wjazd do krótkiego wąwozu, który odwiedziliśmy w drodze powrotnej :-)


Jedyna atrakcja Szczebrzeszyna ;-)


Pomnik w Kawęczynie, poświęcony ruchowi oporu AK. 


W małym wąwozie :-)


Mini zoo :-)


Przystanek Kwiatuszka :-)


Kolejny przystanek Kwiatuszka ;-) Jeden z autochtonów narobił mi smaka na piwo ;-) W rozmowie wyszło, że przez dziesięć lat mieszkał w naszych okolicach na opolszczyźnie :-) 


I kolejny przystanek Kwiatuszka ;-) Podjazd nie był straszny :-)


Dane wyjazdu:
5.65 km 0.00 km teren
00:22 h 15.41 km/h:
Maks. pr.:23.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Roztocze 2015, dzień 3: Rudkowe szaleństwo! :-)

Sobota, 18 lipca 2015 · dodano: 12.09.2015 | Komentarze 0

Około południa wybraliśmy się pieszo na plac zabaw :-) Przy okazji zjedliśmy pierwsze tego dnia lody (i na pewno nie ostatnie! ;-) ), ale bez rowerów nie wytrzymaliśmy długo :-) Karolek nawet nie bardzo chciał bawić się na placu zabaw, bo wszystko było gorące od słońca. Faktycznie, dzień zapowiadał się baardzo gorący! :-)



Wróciliśmy do domku i spakowaliśmy rowery, wstępując po drodze do naszej stałej i smacznej restauracji :-) Później był już azymut Rudka! Szaleństwo było tam wielkie, a gorąca woda i gorąc z nieba lały się w ogromnych ilościach! :-) Poznaliśmy też miłą panią z Sosnowca :-) Po kilku godzinach nadszedł niestety (i kto to pisze - ryba lądowa! ;-) ) czas powrotu do domku :-) Wstąpiliśmy jeszcze po piwko i w ciągłym, cudownym letnim i wakacyjnym słońcu pojechaliśmy na kocykowy relaksik ;-)

Zakup przyczepki to była świetna decyzja. Totalny skok jakościowy w podróżach rowerowych z dziećmi! Również Patrycja pytała o przyczepkę i w zasadzie od tego zaczęła się nasza znajomość. Sama plaża wspaniała i - co ważne - brak tłumów! Woda była odczuwalnie cieplejsza niż wczoraj :-) I Karolek - obudził w sobie delfina ;-) Do tej pory w dziadkowym baseniku działał bardzo ostrożnie, a tu były już nawet pirackie okrzyki! :-)


I znów przyczepka :-) Do przewozu cennego ładunku nadaje się wspaniale! ;-)


Dane wyjazdu:
31.98 km 0.00 km teren
02:33 h 12.54 km/h:
Maks. pr.:31.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Roztocze 2015, dzień 2: Roztoczańska piaskowo-przyczepkowa przeprawa :-)

Piątek, 17 lipca 2015 · dodano: 12.09.2015 | Komentarze 0

Drugiego pełnego dnia pobytu, wybraliśmy się do Guciowa. Dzień zapowiadał się bardzo ciepły i podobnie jak Aneczka wczoraj, również i ja ubrałem dziś sandały. Od początku czułem dużą różnicę podczas pedałowania w porównaniu z wczorajszymi adidasami (a gdzie im w ogóle do SPD za którymi tęsknię...!)



Z Placu Rynek musiałem wrócić się jeszcze do domu, ponieważ zapomnieliśmy bidonów z piciem :-) Na starcie podwyższyłem sobie średnią ;-) Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że na nic się to zda ;-) W końcu ruszyliśmy, spotykając parę z dziećmi, która wczoraj jadła z nami obiad :-) W Zwierzyńcu często spotyka się te same twarze :-) Wjechaliśmy do lasu, przez który prowadziła (to dobre słowo!) piaszczysta droga. I my w końcu zaczęliśmy prowadzić nasze rowery, bo inaczej się nie dało! :-) Na horyzoncie pojawił się samochód, a jego kierowca poinformował nas, że tuż obok biegnie ścieżka, którą można jechać. Serdeczne dzięki! Ścieżki wcale nie było widać z perspektywy drogi, ale już po kilku metrach Ania znalazła odpowiednie wejście i od tej pory pokonywaliśmy dystans wąskim zawijasem :-) Pszczoła wysunęła się na czoło, a ja z racji większych gabarytów, posuwałem się dużo wolniej. Niedługo potem trafiliśmy na jagodową polankę :-) Karolek miał więc jagodową frajdę :-) Ja również cieszyłem się z faktu, że ma styczność z naturą.
W końcu dojechaliśmy do asfaltu, kierując się na Obrocz, gdzie zauważyliśmy najpierw pojedynczy kajak, a później ich grupę. Jechaliśmy spokojnie w kierunku Guciowa wśród ładnego lasu (ostatnim razem byliśmy tu samochodem i mocno lało), ale ja nie wytrzymałem długo tego spokojnego tempa i odłączyłem się od Pszczoły, zatrzymując się dopiero przy pierwszych zabudowaniach :-) Dalej znów jechaliśmy razem :-) Na miejscu zjedliśmy lody i zrelaksowaliśmy się nieco, a Karolek prowadził niby to pociąg, niby to traktor :-)
Jadąc dalej zjechaliśmy nieco z wytyczonego wcześniej planowo szlaku, by dotrzeć do starego młyna i restaruacji położonej tuż obok. Trzeba było spróbować serwowanej tutaj rybki! :-) Pszczoła trochę się nam pogubiła, ale ostatecznie się odnaleźliśmy :-) Karolek i Kasia mieli zabawę w dużej piaskownicy, lecz szybko wyrwałem z niej Bąbla, aby pokazać mu rzeczkę, gdzie troszkę zamoczył stópki :-) Mama i Kasia też chyba chciały skorzystać z zimnej wody, ale krzywe schodki pokrzyżowały im plany ;-) Zamówiona ryba przyszła szybko, lecz trzeba przyznać, że była mniej smaczna, niż tutejsza zwierzyniecka :-)
Po obiadku ponownie ruszyliśmy na szlak troszkę improwizując :-) Początkowo jechało się świetnie! Była nawet kostka brukowa zamiast piasku, ale po kilkuset metrach trafiliśmy na ekipę remontową i zarządziłem zjazd w las. Posuwaliśmy się zgodnie z zaplanowanym kierunkiem, ale leśny trakt robił się coraz to bardziej wymagający. Za nawrotem zrobiło się mega piaszczyście i aż do drogi asfaltowej położonej jakieś trzy kilometry przez Zwierzyńcem, mieliśmy mega przeprawę :-) Aneczka była zmęczona, a mnie aż pot ciekł po czole :-) Ciągnąłem Antka i przyczepkę :-) Gdzie dało się jechać jechałem, ale często już po dwóch obrotach korby, piasek wymuszał zatrzymanie. Jazda nie miała sensu! :-) W końcu dojechaliśmy do znajomego punktu przy asfaltowej drodze, skąd można było ponownie pojechać nowo poznaną ścieżką :-) Gdy ją pokonaliśmy, od Rudki dzieliła nas na szczęście już tylko utwardzona ulica :-) Jechałem na przedzie :-) Pokonałem wąski mostek i zatrzymałem się na plaży. To miejsce mocno zmieniło się od ostatniej naszej wizyty tutaj. Nie było już starego drewnianego pomostu, a wgłąb wrzynał się nowy, murowany. Piaszczystej plaży również nie kojarzyłem... Piasek i woda były jednak super atrakcją dla Karolka! Nie byliśmy zupełnie przygotowani na kąpiel, a mimo to Bąbel chlapał się w wodzie aż miło! :-) Spojrzenie jednej z dziewczyn, gdy podrzucałem Karolka do góry będzie dla mnie fajnym wspomnieniem :-) Śmiechu było co niemiara! :-) Finalnie skończyło się na zamoczeniu wszystkich części garderoby i powrocie do domu w owiniętym kocu :-)

Przyjemnie zakręcona ścieżka, pośród jagód :-)


Przebrnęliśmy przez pierwszy leśny, piaszczysty etap :-) Jeszcze nie wiemy, co nas będzie dziś czekać ;-)


Guciów. Stojący przy drodze transporter opancerzony wzbudził moje zainteresowanie :-)


Zagroda Guciów i dwa bociany :-) Kolejny fajny akcent, który mogłem pokazać Karolkowi :-)


Pierwsza atrakcja w restauracji przy młynie :-) Dzieci mamy z głowy ;-)


Stary młyn w Bondyrzu.


Atrakcji ciąg dalszy ;-)


Boćków na trasie mieliśmy całkiem sporo! Jak żywo dzisiejszy dzień przypominał boćkami i ilością piasku moją wyprawkę na Lubelszczyźnie sprzed trzech lat :-)


Hałasujący pośrodku lasu tartak.


Koła grzęzną w piasku. Jedzie się bardzo słabo, a pcha cały zestaw wcale nie lepiej. Na końcowym etapie droga jest tak wąska, że przyczepka jedzie praktycznie po leśnej miedzy. Wcale nie ułatwia to poruszania się do przodu :-) Trzeba jednak przyznać, że wspaniale spełnia swoją funkcję i z pewnością dla kogoś kto z niej aktywnie korzysta, warta jest wydanych pieniędzy! 


I takie dołki pokonuje się przyczepką :-) A dzieci śpią! Stopień nachylenia na zdjęciu jest słabo widoczny, ale przyczepka prawie spadła na dół.


Nieco mniej problematyczny fragment trasy :-)


Pomogę Ci przyjacielu! Później trafił się jeszcze jeden taki niedorajda ;-)


Wypatrzony przez Anię krzyż. Jest cywilizacja! :-)


Gdyby nie wzmianka Ani, być może bym na niego nadepnął :-) Przejechaliśmy nad nim przyczepką i dalej grzał się w słońcu :-)


Zalew Rudka. Karol miał tu mega ekstremalną frajdę! Również i ja cieszyłem się wodą... :-) A niby jest ze mnie ryba lądowa... ;-)


Grzeczny Kwiatuszek na kocyku :-) A na Antku Karolowa garderoba, susząca się w słońcu po pierwszej kąpieli :-) Przy kole moje sandały ;-)


Dane wyjazdu:
31.96 km 0.00 km teren
01:58 h 16.25 km/h:
Maks. pr.:37.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Roztocze 2015, dzień 1: Na starych roztoczańskich śmieciach :-)

Czwartek, 16 lipca 2015 · dodano: 12.09.2015 | Komentarze 0

Po kilku dniach rowerowej posuchy u babci, dziś wybraliśmy się na wycieczkę. Byliśmy już w Zwierzyńcu.



Na pierwszy rzut wybraliśmy trasę do Górecka Kościelnego. Znaliśmy ją jeszcze z poprzedniego pobytu na Roztoczu :-) Było sympatycznie, pogoda dopisywała, a Karolek miał okazję pogłaskać konika we Floriance. Odwiedziliśmy też nasze poprzednie miejsce noclegowe, przy okazji przypominając sobie, że pewne sprawy tu kuleją ;-) Wracając wstąpiliśmy jeszcze na lody i plac zabaw :-) 

Stanowisko obserwacyjne koników polskich i nasz pierwszy przystanek na trasie.


Wjazd do Roztoczańskiego Parku Narodowego i ciekawy haftowany znak :-) 


Przy siedzibie Izby Leśnej Roztoczańskiego Parku Narodowego. Karolek wraca z wizyty u owieczek uhruskich :-) 


Siedziba Izby Leśnej Roztoczańskiego Parku Narodowego. 


Przydrożna kapliczka, zawieszona na rozłożystym, starym dębie.


Przyjazdy konik we Floriance :-) W pewnym momencie wystraszył Karolka parsknięciem :-)


Święty Krzysztof na szlaku. Dzieło ukraińskiego artysty.


Brama wjazdowa do Kościół św. Stanisława Biskupa w Górecku Kościelnym. 


Kapliczka "Na wodzie"


Jedna z wielu kapliczek w okolicy.


Stare roztoczańskie śmieci ;-)


Pomnik pamięci powstańców przy drodze z Górecka Kościelnego do Górecka Starego. Podczas ostatniego pobytu żałowałem, że nie udało mi się go sfotografować :-) 


Dane wyjazdu:
4.30 km 0.00 km teren
00:10 h 25.80 km/h:
Maks. pr.:31.40 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Praca 080715

Środa, 8 lipca 2015 · dodano: 11.09.2015 | Komentarze 0

W nocy wiało, padało i błyskało bardzo mocno. Około czwartej wstaliśmy z Aneczką, żeby sprawdzić sytuację. Rano byłem padnięty, bo dodatkowo późno poszedłem spać.



Dojazd standard, ale rześko i przyjemnie :-) Na Towarowej jakiś średni konar leżał przy poboczu.
Powrót w kroplach deszczu :-)

Dane wyjazdu:
4.30 km 0.00 km teren
00:11 h 23.45 km/h:
Maks. pr.:30.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Praca 070715

Wtorek, 7 lipca 2015 · dodano: 11.09.2015 | Komentarze 0

Porankowy standard :-)



Pracowy standard :-) Powrót gorący i sprawny :-)

Dane wyjazdu:
4.30 km 0.00 km teren
00:12 h 21.50 km/h:
Maks. pr.:27.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Praca 060715

Poniedziałek, 6 lipca 2015 · dodano: 11.09.2015 | Komentarze 0

Szybsza pobudka i wyjście do sklepu po pieczywo :-) Po średnio przespanej gorącej nocy ;-) szedłem niemrawo ;-) 



Dojazd mocno na spokojnie, a w powrocie początkowo rowerowo-TIRowy zator przed bramą. Sypał się kurz, później w drodze gorąco i znowu sypało kurzem. Bardzo wiał wiatr. Przed klatką przeszkoda w postaci kładki na wykopie :-) Fajnie pokonana Antkiem mimo, że wąska na styk :-)