Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Z balastem, czyli... nie sam ;-)

Dystans całkowity:5210.35 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:292:53
Średnia prędkość:17.62 km/h
Maksymalna prędkość:68.64 km/h
Liczba aktywności:178
Średnio na aktywność:29.27 km i 1h 39m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
49.43 km 0.00 km teren
02:47 h 17.76 km/h:
Maks. pr.:44.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Pożegnanie Kasi - powrót, czyli... ANKA na Ance :-)

Niedziela, 28 sierpnia 2011 · dodano: 28.08.2011 | Komentarze 0

W pew/łnej chacie o poranku nastało poranne zamieszanie... Prawie cały dom wybywał... Nam poszło wszystko sprawnie i o czasie wyruszyliśmy do Opola. Dzisiejszy poranek po nocnych opadach był chłodniejszy, ale pasował za to w sam raz na rower :-)




Prowadziłem aż do samego Opola i przez to swoje zapędzenie, zostałem troszkę skarcony: w centrum, niedaleko stacji PKP, napotkałem gościa śledzącego bacznie mapę. Obok niego stały dwa sakwowozy. Pewnie bym się nie wracał, ale moją uwagę zwróciły sakwy, które wskazywały na to, że ich właścicielem nie jest jakiś "działkowiec", a ktoś trudniący się profesją :-) No jakże więc mógłbym nie skorzystać z okazji, aby po raz pierwszy na żywo(!) porozmawiać z sakwiarzem? :-) Okazało się, że pochodzi on z Niemiec i przemierza nasz kraj od Krakowa, przez Opole i Wrocław z powrotem do siebie :-) Szerokości zatem! :-)
Także i my wpakowaliśmy się w końcu do pociągu, w którym jechał już składak widmo, a na chwilę przed odjazdem, wszedł jeszcze młodzieniec, pochodzący z Czech. Jego nację poznałem po fryzurze ;-)
Gdy wysiedliśmy w Jasionej, zapachniało przygodą. Po dwóch minutach od odjazdu pociągu, zrobiło się bardzo cicho. Tylko jakiś ptak od czasu do czasu podśpiewywał. Gdy znaleźliśmy się z drugiej strony torów, stanęliśmy przed wyborem szlaku. Zasugerowałem jazdę prosto po asfalcie, gdyż droga prowadząca do lasu była miejscami mokra. W nocy przecież i tutaj padało. Poza tym coś mówiło mi, że jeszcze w tym roku pojawię się tu po raz drugi :-)
Po kilku chwilach jazdy, zaczęliśmy radować się mijanymi widokami. Pomyślałem sobie, że patrząc tak daleko nie wiem nawet, co mam pod nosem. Było pięknie. Tak jak piękny był dzień. Niebawem dotarliśmy do skrzyżowania, którym na początku letniego sezonu, przemykaliśmy do Kamienia Śląskiego, a na kolejnym - po króciutkim pomyślunku - znów pojechaliśmy prosto. I bardzo dobrze! :-) Po pierwsze dlatego, że tą drogą jeszcze nie jechaliśmy. Po drugie, bo była mniej uczęszczana przez innych użytkowników, a po trzecie, bo trafiliśmy na wybieg z konikami :-) Ja nawet pogłaskałem je kilka razy :-) Tutaj poczuliśmy charakter dzisiejszego wypadu. Dla mnie takie momenty, to esencja rowerowych wyjazdów - gdy można przystanąć na chwilę, poczuć magię pięknych miejsc i głęboko zaczerpnąć powietrza do płuc, zatapiając się w zadumie. Nieopodal, na kolejnym skrzyżowaniu napotkaliśmy pieska, którego Ania trochę się bała, stając sobie troszkę dalej, podczas gdy ja studiowałem przydrożną mapę. Dalszy kierunek jazdy został ustalony :-)







Droga zaczynała powoli unosić się w górę. Niebawem przejechaliśmy obok znaku, informującego o ślepej uliczce i znaleźliśmy się na kamienistej, polnej drodze. Znów nie ujechaliśmy za daleko, gdyż natrafiliśmy na bardzo fajną polankę :-) W przypływie beztroski, rzuciłem się w trawę i poleżałem chwilę, a następnie pstryknęliśmy kilka fotek. Z polany rozciągał się bardzo ładny widok na Sudety Wschodnie. Powoli zaczynało coś do mnie docierać...





Po kilkunastu minutach znów ruszyliśmy dalej, wjeżdżając do lasu, gdzie czekał na nas dosyć stromy podjazd, za którym dotarliśmy do przesmyku nad autostradą. To tutaj na dobre dotarło do mnie, dlaczego okolice Góry św. Anny zasługują na miano parku krajobrazowego. Ze wzniesienia rozciągał się miły dla oka widok, który niestety mąciła przebiegająca tuż pod nami autostrada. Gdy znaleźliśmy się po jej drugiej stronie, dotarliśmy do leśnego skrzyżowania, na którym każda droga była oznaczona jakimś szlakiem :-) Coś mi mówi, że będę tu bywał częściej - jeśli już nie w tym, to w przyszłym roku. Doprawdy niezłe pożegnanie wakacji sobie zgotowaliśmy :-)





Pokonaliśmy kolejny, nieco krótszy podjazd i wyjechaliśmy z lasu. Kręciliśmy teraz na polnej drodze, położonej na wzniesieniu, z którego znów rozpościerał się ładniutki widok :-)



Nasza sielanka została jednak na moment przerwana, gdy z pobliskiego domostwa wypadł pies, który rzucił się w moim kierunku. Był sporej wielkości i muszę przyznać, że była to moja pierwsza groźna sytuacja z tymi skądinąd sympatycznymi stworzeniami, jaką miałem podczas rowerowego wypadu. Jeszcze gdyby nie Ania, to pewnie śmignąłbym nie oglądając się za siebie, ale w tym wypadku, sytuacja wyglądała nieco inaczej. Nie wiem co się stało, ale ów pies dopadł mnie, po czym jak gdyby nigdy nic wrócił na podwórze. Czy w pewien sposób ucierpiał w kontakcie z rowerem (bo mnie nawet nie dotknął), czy cholera wie co, ale mogłem bez żadnego uszczerbku oddalić się z tamtego miejsca. Ania tymczasem wycofała się i objechała owe feralne miejsce z drugiej strony. Było nam szkoda czasu, ale sprawę należało załatwić nieco inaczej... Ktoś następny może nie mieć tyle szczęścia, zwłaszcza że to gospodarstwo jest położone w bliskiej odległości od szlaku... Nieopodal natknęliśmy się na zabytkowy wiatrak, który jednak znajdował się na prywatnym terenie, więc już prosto udaliśmy się na Górę św. Anny, gdzie pokręciliśmy się pożytecznie :-) Chyba był też tam jakiś odpust, bo ludzi było co niemiara :-)
Gdy już wyruszaliśmy w dalszą drogę, zatrzymaliśmy się jeszcze przy zaimprowizowanym wykopalisku, a następnie ja wykorzystując okazję, puściłem się pędem z góry, zatrzymując się w połowie drogi, przy Muzeum Czynu Powstańczego. Zapewne kiedyś odwiedzimy to miejsce. Przy budynku muzeum stała "amfibia", którą widziałem po raz pierwszy jadąc świetną trasę poprzez województwo opolskie :-)





Dalej droga prowadziła do Raszowej, gdzie objechaliśmy "nasze" jeziorko, a następnie przez las dotarliśmy do Kłodnicy. Na początku owego leśnego odcinka prowadziła Ania, co zaowocowało tym, że trochę za bardzo zbliżyliśmy się do drogi asfaltowej. Nic jednak nie było stracone, gdyż zdołaliśmy jeszcze odbić w jakąś mniej wyjeżdżoną drogę, na której natknęliśmy się na chatkę Puchatka :-) Ciekawe, czy ktoś tu mieszka ;-) Dalszy plan zakładał dotarcie do Kędzierzyna, przez skrót na Żabieńcu.





Gdy dojechaliśmy do Ani, wypakowałem jej rzeczy z sakwy i udałem się do domu. To był naprawdę udany i mega pozytywny wyjazd! :-) Żałuję jednak trochę, że lato już praktycznie za nami... Wracając jednak jeszcze na chwilę do pozytywów i dzisiejszej trasy muszę przyznać, że znalazła się ona w czołówce tegorocznych wypadów :-)

Dane wyjazdu:
38.68 km 0.00 km teren
01:50 h 21.10 km/h:
Maks. pr.:42.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Pożegnanie Kasi...

Piątek, 26 sierpnia 2011 · dodano: 28.08.2011 | Komentarze 0

Rano jak zwykle do pracy. No... Może nie do końca jak zwykle, bo (i tu - jak zwykle ;-) ), pakowałem się w pośpiechu na ostatnią chwilę :-) Po południu mieliśmy bowiem jechać z Anią na Surowinę :-)


Do pracy dotarłem bez problemów, ale w wyniku porannego zamieszania zapomniałem wziąć lampkę do roweru. Dlatego też po pracy, postanowiłem przepędzić się po nią do domu :-) A dzień był gorący... ;-) Nieźle się więc zgrzałem, ale - co oczywiste - była to dla mnie frajda! Taki sprint, to świetna sprawa jest! :-)
Przed odjazdem pociągu, wstąpiłem jeszcze do sklepu po pićku. Miałem pewne obawy przed pozostawieniem roweru przed wejściem, ale uczynna ekspedientka baczyła na niego swym okiem :-) Kilka minut później, byliśmy z Anią w drodze do Opola :-) Na miejscu zdecydowaliśmy, że pojedziemy "moją" trasę tak, aby tym razem wcelować się w ów leśny szlak do Świerkli.



Dzień był przedni. Zapowiadał się też świetny weekend :-) Co prawda w sobotę chciałem pojechać trasę +200 km, ale teraz nie miałem już wątpliwości, co do słuszności wyboru pod względem rowerowym :-) Jeszcze lepiej zrobiło się, gdy wyjechaliśmy poza miasto. Zaczęło powoli udzielać mi się weekendowe samopoczucie :-) Jako, że jechałem w pewnej odległości przed Anią, mogłem swobodnie przygotowywać się do robienia jej kawałów na trasie :-) Tak wiec raz porządnie ją wystraszyłem, wyskakując z wrzaskiem zza przydrożnych krzaków tuż przed nią, a później schowałem się w zaroślach, aby następnie pojawić się za jej plecami. Jednym słowem: miałem świrka! :-) Trzeba także wspomnieć, że tym razem zdołaliśmy odbić do lasu w kierunku Świerkli, ale mojej trasy w oryginale nie powtórzyliśmy. I dobrze :-)

Dane wyjazdu:
15.43 km 0.00 km teren
00:42 h 22.04 km/h:
Maks. pr.:35.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Wypatrując tęczy

Poniedziałek, 22 sierpnia 2011 · dodano: 25.08.2011 | Komentarze 0

Jazda do pracy na rowerze, weszła mi w nawyk :-) Także i dziś śmignąłem do pracy wraz z Antkiem. To bardzo fajny kompan! :-)



Trasa do pracy była standardowa. Po południu zaczął padać deszcz, akurat jak wyszedłem. Było jednak przyjemnie ciepło, więc postanowiłem podskoczyć do Starostwa Powiatowego, aby sprawdzić godziny urzędowania. Już na pierwszych światłach, napotkałem samochód znajomego z pracy. Dałem mu wymowny znak, że mam ochotę dać mu wycisk na starcie ;-) Oczywiście nie miałem żadnych szans, ale mimo wszystko założę się, że to właśnie mi dało to więcej frajdy :-) Po kilkudziesięciu metrach jazdy, minąłem też idącą chodnikiem matkę chrzestną Kosi :-)
W drodze powrotnej do domu, na drodze rowerowej, zacząłem wypatrywać tęczy. Już dawno przestało padać, a aura była w sam raz. Pod koniec zamiast tęczy, spotkałem jednak Piotra, z którym doturlaliśmy się wesoło do osiedla :-) Oczywiście trochę też sobie pogadaliśmy na postoju ;-)

Dane wyjazdu:
31.33 km 0.00 km teren
01:34 h 20.00 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Pełna chata, cz. 3 ;-)

Niedziela, 21 sierpnia 2011 · dodano: 21.08.2011 | Komentarze 0

Na godzinę przed odjazdem pociągu, zaczęliśmy się zbierać. Ostatecznie zrezygnowaliśmy ze sprawdzania "mojej" trasy ze Świerkli w okolice Masowa. Szkoda było czasu, którego i tak już nie mieliśmy. Prostą więc jak strzała drogą, udaliśmy się do Opola.


Pogoda wciąż była bardzo dobra. Jechaliśmy całkiem szybko, a na podjazdach to Ania mi uciekała :-) Gnaliśmy tak, że przed odjazdem pociągu, zdążyliśmy jeszcze zjeść lody :-)



Dane wyjazdu:
19.21 km 0.00 km teren
01:09 h 16.70 km/h:
Maks. pr.:36.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Pełna chata, cz. 2 ;-)

Sobota, 20 sierpnia 2011 · dodano: 21.08.2011 | Komentarze 0

Rano trochę pozamulaliśmy i poszwędaliśmy się po domu i okolicy. Generalnie ogólnie nie robiliśmy nic konkretnego :-) W końcu jednak zebraliśmy się do krótkiego, ale jednak wyjazdu :-)
Podczas tego wyjazdu, aparat dzierżyła Ania :-)


Pogoda była przednia :-) W Świerklach zrobiliśmy małe zakupy i już nas nie było! Szlak był nasz! :-) Kierując się mapą i nawigacją, postanowiliśmy udać się nad Balaton :-) Co prawda był to Ani pomysł, ale i mnie się spodobał, więc go podchwyciłem. Czyli, że teraz to był taki nasz wspólny pomysł ;-)
Początkowo skręciliśmy w złą drogę licząc na to, że wskazania mapy są prawidłowe. Musieliśmy jednak z niej zawrócić, bo w lesie, zrobiła się ona nieprzyjemna, gdyż leżało na niej brzydko pachnące "coś", którym to kiedyś wysmarowałem Kośkę na Azotach. Mam traumę do dziś ;-) Okolice były jednak bardzo fajne. Jeziorko i obok jeziorko :-) Zatrzymaliśmy się więc, aby poobserwować otoczenie, a ja nawet wjechałem nieco wgłąb, aby sprawdzić jaka to polanka kryje się za zadrzewieniem.



Niebawem dotarliśmy też do celu naszego wyjazdu, czyli Balatonu :-) Fajnie tam było (i ten piękny dzień!), ale większość akwenu była jednak odgrodzona. Jako że za wodą nie przepadam za bardzo, nie żałowałem nawet, że stamtąd odjeżdżamy. Moim żywiołem jest przecież droga! :-)



A była ona bardzo fajna :-) Jechaliśmy bowiem położoną obok lasu, szeroką, asfaltową ścieżką rowerową. Szybko dotarliśmy więc do Kup, a stamtąd odbiliśmy w las, na trakt który prowadził już do Surowiny. Gdy już z niego wyjechaliśmy, zatrzymaliśmy się jeszcze na kilka chwil na skraju pola, aż nagle zauważyliśmy przebiegającego w oddali, dorodnego jelenia!
Mimo, że krotki, to był bardzo fajny przejazd :-)
A tak w ogóle, to dziś minął rok, od zdobycia Balatonu - tego prawdziwego...

Dane wyjazdu:
33.42 km 0.00 km teren
01:44 h 19.28 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Pełna chata, cz. 1 ;-)

Piątek, 19 sierpnia 2011 · dodano: 21.08.2011 | Komentarze 0

Gdy wstałem, dopadły mnie poranne rozterki na temat wyboru środka lokomocji. Przedłużyły się one na tyle, że na autobus i tak bym nie zdążył :-) Tak więc bardzo szybko spakowałem sakwy i już byłem w drodze :-)


Na drodze rowerowej, jadący znad przeciwka młodzieniec strzelił glebę, gdy zobaczył mnie w zakręcie. Jechał zamyślony i trochę spanikował na mój widok. Na szczęście nic mu się nie stało i nawet nie chciał żadnej pomocy. Dalsza droga do pracy, przebiegła już bardziej spokojnie :-)
Gdy już byliśmy po zawodowych obowiązkach, udaliśmy się z Anią na stację PKP, gdzie panowało małe zamieszanie, a skutkiem tego było to, że musieliśmy dwa razy wdrapywać się z rowerami na peron. Niemniej jednak, gdy pociąg wjechał na stację, zapakowaliśmy się do niego i spokojnie dotarliśmy do Opola. Na miejscu nasz wyjazd stracił trochę tempa, gdyż rozpadał się deszcz, który postanowiliśmy przeczekać w budynku stacji. Gdy po mniej więcej pół godzinie ustało, ruszyliśmy w drogę. W miarę jak pokonywaliśmy dystans, coraz bardziej się rozpogadzało. Na rogatkach Opola pojawiła się nawet tęcza, a my poczuliśmy się jak na jakieś wyprawie mimo, że był to przecież tak na dobrą sprawę wyjazd "za miedzę". Zaczynało robić się bardzo ciekawie - nasze humory i nastawienie były naprawdę pozytywne :-) Zaczęło świecić słońce i droga także zrobiła się jeszcze przyjemniejsza :-) Tym bardziej, że po niedługim czasie trafiliśmy do krainy bocianów :-)



Ja pędziłem przodem i tak się zapędziłem, że przejechaliśmy wjazd do lasu w kierunku na Świerkle. Pojechaliśmy więc asfaltem i po drodze wstąpiliśmy jeszcze do rodzinki Ani. Gdy stamtąd wyruszaliśmy, było już nieco chłodniej i słoneczko chyliło się ku zachodowi. Dodatkowo za Łubnianami dopadł nas przeciwny wiatr, ale mimo to wciąż było OK :-) Gdy dotarliśmy na miejsce, zgotowano nam radosne powitanie :-)

Dane wyjazdu:
78.40 km 0.00 km teren
04:12 h 18.67 km/h:
Maks. pr.:40.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Exodus do Pławniowic ;-)

Niedziela, 17 lipca 2011 · dodano: 17.07.2011 | Komentarze 0

Deszczowy powrót z pracy sprawił, że zgięło mnie w piątek, który przeleżałem po pracy tak samo, jak i całą sobotę. Wieczorem poczułem się już lepiej. Weekend był ładny, więc niedzieli odpuścić już nie mogłem. Nawet sam zadzwoniłem do Ani z propozycją wyjścia ;-) Jako cel wycieczki, obraliśmy Pławniowice.



Trochę obładowany i oczywiście spóźniony, podjechałem do Kędzierzyna. Było tak gorąco, że aż się ze mnie lało. Już wspólnie ruszyliśmy odkrytym niedawno traktem na Azoty. Trzeba przyznać, że Ania jechała całkiem żywiołowo, natomiast ja byłem chyba jednak osłabiony po tych dwóch ostatnich dniach.
Na miejscu okazało się, że ludzi jest ogrom! Gdy wyjechaliśmy zza węgła, aż prawie padłem z wrażenia :-) Wyglądało to tak, jakby w jedno miejsce spędzono jakiś uchodźców :-) Tutaj ktoś leżał, obok pan szedł z pieskiem, tam ognisko, tu radio, tam ktoś drapał się po głowie, nie wiedząc nawet, że w tym ścisku drapie głowę sąsiada, a pod drzewem jakiś inny pan jadł kiełbaskę :-) W dwóch słowach: istny Sajgon :-) Najlepsze było to, że ja patrzyłem na brzeg tuż przed nami, natomiast Ania spoglądała na drugą stronę jeziora. Gdy ujrzałem co tam się działo, aż szczęka mi opadła i zacząłem się śmiać :-) Było tam czerwono, zielono, niebiesko - dosłownie różnokolorowo! :-) Piasku, ani pierwszych metrów wody w ogóle nie było widać! :-) Mimo to znaleźliśmy jakieś mniej oblegane miejsce, choć tuż przy głównej ścieżce. Trochę się pobyczyliśmy i ruszyliśmy w drogę powrotną. Ania co prawda chciała jeszcze się wykąpać, ale warunki ku temu nie były najlepsze ;-)






Wyjeżdżaliśmy stamtąd, jadąc obok sznurka samochodów. Na szczęście jechaliśmy rowerami, więc automatycznie w tej sytuacji byliśmy na wygranej pozycji. Po kilku kilometrach jazdy główną drogą, odbiliśmy jeszcze w kierunku jeziora, gdzie na moment się zatrzymaliśmy, a następnie ruszyliśmy dalej, jadąc autostradą ;-) Jeszcze w Pławniowicach wstąpiliśmy do pewnej knajpo-restaruracji, gdzie zamówiliśmy zimne soki do picia, ale nic nie zjedliśmy, gdyż pani kelnerka nie bardzo orientowała się w menu ;-)




Wkrótce znów byliśmy w trasie, która upłynęła nam bardzo sympatycznie. Ponadto przejeżdżając przez Sławięcice zauważyłem, że ktoś wystawił na sprzedaż absolutnie niespotykany i wyjątkowy przedmiot. Byłem dosłownie poruszony ;-) Kilkaset metrów dalej znów zrobiliśmy przystanek na uzupełnienie płynów. Po tej operacji poczułem się lepiej, a trzeba przyznać, że miałem dziś słabsze momenty.




Po rozstaniu z Anią, udałem się w drogę do Koźla. Przed Rondem Milenijnym zauważyłem, że wjeżdża na niego grupa rowerzystów. Od razu zrezygnowałem ze zjazdu z asfaltu tylko i wyłącznie dlatego, aby dać sobie szanse na ich wyprzedzenie :-) Machnąłem MXS i pięknie śmignąłem całą grupę jeszcze na rondzie! :-)

Dane wyjazdu:
6.92 km 0.00 km teren
00:25 h 16.61 km/h:
Maks. pr.:26.40 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Pomieszkiwanie, cz. 5

Wtorek, 12 lipca 2011 · dodano: 13.07.2011 | Komentarze 0

Wróciłem! :-) Dla odreagowania oczywiście najlepszy jest rower :-) Pogoda także dopisywała, a mnie rwało...



Wyjechaliśmy z Anią późnym popołudniem, udając się na krótki przejazd. Początkowo tłukliśmy się osiedlem, ale później było już tylko lepiej :-) Gdy zjechaliśmy w końcu z asfaltu, można było się odprężyć. Mimo to dało o sobie znać zmęczenie dniem i tak, gdy byliśmy przy działkach zasugerowałem, abyśmy już wracali, co też uczyniliśmy.
Czułem jednak, że bardzo był mi potrzebny ten wyjazd. Od razu mi lepiej :-)

Dane wyjazdu:
19.94 km 0.00 km teren
01:04 h 18.69 km/h:
Maks. pr.:39.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

I znowu do pracy... ;-)

Wtorek, 28 czerwca 2011 · dodano: 28.06.2011 | Komentarze 0

A! Znów dobry dzień dla naukowca!
Nie...
A! Znów dobry dzień dla naukowca!
Nie...
A! Znów dobry dzień...
;-)
Znów dobry dzień na dojazd do pracy na rowerze :-) Ale jak tak dalej pójdzie, to zabraknie mi alfabetu na pisanie wstępów ;-)



Na Towarowej wyprzedził mnie TIR, a ponadto widziałem, że w oddali do przejazdu zbliża się pociąg o stukilometrowej długości ;-) Przycisnąłem i wręcz ekstremalnie przejechałem przez przejazd, mijając TIR'a i uciekając przed pociągiem :-) No dobra... Był jeszcze w znacznej odległości, ale przejazd i tak był bardzo fajny :-) Chyba też pobiłem rekord czasu dojazdu do pracy na Antku :-)
Po pracy udaliśmy się z Anią do serwisu, gdzie pan dokręcił Pszczole kierownicę, a następnie na pocztę. Dopiero u Ani w domu przypomniało mi się też, że chciałem podjechać do stoiska z flagami, wiec znów ruszyliśmy w miasto :-) Tym razem nic jednak nie załatwiłem i muszę powiedzieć, że opuściłem to miejsce wręcz trochę zniesmaczony. Wkrótce udałem się do domu, jadąc już przy zachodzie słońca. Na drodze rowerowej, dopadły mnie znowu pozytywne myśli :-)

Dane wyjazdu:
33.43 km 0.00 km teren
01:57 h 17.14 km/h:
Maks. pr.:41.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Nieprzypadkowy objazd?

Poniedziałek, 27 czerwca 2011 · dodano: 27.06.2011 | Komentarze 0

Dziś kolejny dzień wyjazdu do pracy na rowerze :-) Rano wstałem wcześniej, aby kupić Ani bułkę do pracy - specjalnie taką, jaką chciała spróbować ;-)



Po drodze do pracy, wstąpiłem jeszcze do Ani, aby wręczyć jej ową bułkę :-) To była szybka akcja, bo bardzo obawiałem się o pozostawiony na dole rower :-) Następnie z poczuciem spełnionego obowiązku, udałem się do pracy ;-)
Po szesnastej, wspólnie z Anią pojechaliśmy do Koźla, aby załatwić papierkowe sprawy, a następnie oczywiście pojechaliśmy za miasto :-)
Padło na Dębową - miejsce "gdzie wszystko się zaczęło"... :-) Później skrótem udaliśmy się do Kobylic, gdzie kupiliśmy lody i skierowaliśmy się w stronę działki :-) Niebawem ruszyliśmy na drogę wzdłuż Odry, a w pedałowaniu towarzyszyły nam liczne ważki :-)
Rozstaliśmy się na mieście i spokojnie pojechałem sobie do domu. Dosłownie w minutę po mnie, na klatkę wpadła Ania :-) No tak! Jej torba była u mnie w sakwie... ;-)