Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Z balastem, czyli... nie sam ;-)

Dystans całkowity:5210.35 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:292:53
Średnia prędkość:17.62 km/h
Maksymalna prędkość:68.64 km/h
Liczba aktywności:178
Średnio na aktywność:29.27 km i 1h 39m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
63.66 km 0.00 km teren
03:33 h 17.93 km/h:
Maks. pr.:35.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Milcząca wycieczka

Czwartek, 23 czerwca 2011 · dodano: 23.06.2011 | Komentarze 0

Miało być z tekstem, ale... ;-)
















Dane wyjazdu:
24.71 km 0.00 km teren
01:28 h 16.85 km/h:
Maks. pr.:39.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Zamula(my) w Raszowej ;-)

Niedziela, 19 czerwca 2011 · dodano: 19.06.2011 | Komentarze 0

I nadejszła... ;-) Pierwsza wakacyjna niedziela :-) Oczywiście nie mogło być spokojnie i light'owo... Nie ma człowiek spokoju, nie ma. O nie! ;-)



Wystartowałem z kopyta. Można by rzec, że do kogoś się śpieszyłem ;-) Na Gazowej wycisnąłem V-max ;-) Dalej - już z Anią - było spokojniej. Podjechaliśmy sobie do Raszowej, gdzie trochę pozamulaliśmy :-) To znaczy Ania zamulała :-) Ja pstrykałem fotki, cieszyłem się dniem :-) Później przez chwilę prażyliśmy się w słońcu na dachu jednej z altanek, co pozwoliło nam na pełniejsze uchwycenie nieśmiało płynących tego dnia promyczków :-) Muszę także wspomnieć o maminych poziomkach, które zjedliśmy zaraz po przyjeździe - mniamiśne były ;-)








Wszystko co dobre kiedyś się kończy, tak więc i my niebawem zaczęliśmy się zbierać. W drodze powrotnej pstryknąłem jeszcze fotkę Góry św. Anny.



Dane wyjazdu:
17.61 km 0.00 km teren
00:52 h 20.32 km/h:
Maks. pr.:35.90 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Doposażanie Antka, cz. 2 ;-)

Czwartek, 16 czerwca 2011 · dodano: 16.06.2011 | Komentarze 0

Wczoraj zakupowe plany co prawda nie wypaliły, ale dziś byłem już przygotowany! :-) Po drugie, rowerowe wyjazdy do pracy bardzo przypadły mi do gustu :-) Raz, że przemieszczam się szybciej, dwa że jestem bardziej niezależny, a trzy - mogę patrzeć na Antoniego... ;-)



Letnia poranna pogoda ustąpiła miejsca - jak na złość tuż przed 16 - swej letnio-jesiennej odmianie. Tak. Zaczęło lać. Szybko dojechałem do Ani, która dotarła po kilku minutach. Świnia ze mnie ;-) Umówiliśmy się na mieście - ona bidula pojechała, a ja wystraszony deszczyku schroniłem się egoistycznie pod dachem ;-) Niebawem jednak padać przestało i udaliśmy się na miejski wypad :-) Jechałem nieco z przodu swoim tempem. Czułem się świetnie! Jazda była tak swobodna... Oddech spokojny... Jednocześnie jechałem całkiem szybko :-) Widok, mimo że był to miejski syf, to jakoś z perspektywy siodełka i mojego samopoczucia, wydawał się bardziej przyjazny... :-)
Zgodnie z planem odwiedziliśmy zaprzyjaźniony sklep rowerowy (gdzie znów rosłem :-) tak, tak... Antoś bardzo ładnie się złożył :-) ), a następnie salon jednej z sieci komórkowych. Postanowiliśmy też zamówić coś do jedzenia, ale jadąc drogą powrotną wyszło jakoś tak, że Ania przejechała na czerwonym świe... (o kurde! miałem nie mówić!), a ja pojechałem przed siebie :-) Kurczaki! Plama na honorze, bo na miejsce dotarła przede mną! ;-) Ja natomiast miałem wielką przyjemność napotkać znajomego z pracy, który był pomysłodawcą niedawnego rowerowego wypadu do Głogówka :-) Pozdrawiamy! :-)
Gdy udałem się już w drogę powrotną do domu, znów ogarnęło mnie to uczucie... :-) Jakież to szczęście móc tak postrzegać świat. Pasja, to piękna sprawa... Czułem się bardzo szczęśliwy, jadąc rowerem. A wcale nie jechałem szybko ;-)

Dane wyjazdu:
65.81 km 0.00 km teren
03:34 h 18.45 km/h:
Maks. pr.:39.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Z Antkiem na przegląd

Wtorek, 14 czerwca 2011 · dodano: 14.06.2011 | Komentarze 0

Wczoraj pomyślałem sobie, że chyba nadszedł czas, aby udać się z Antkiem na przegląd serwisowy. Rano wcześniej się obudziłem. Od razu do głowy wpadła mi myśl o pięknym Antku, serce szybciej zabiło i już spania nie było... :-) Zacząłem przysypiać dopiero po budziku, jak już trzeba było wstawać. Za oknem słońce zaczynało już ładnie, porannie świecić i niebawem byłem już w drodze do pracy.



Antoś znów wzbudził zainteresowanie części załogi, ponieważ po raz pierwszy pojawiłem się tam z czterema sakwami :-) W ciągu dnia zadzwoniłem do sklepu i już było jasne, że wyjazd do Gliwic nie odsunie się w czasie.
Dokręcanie Antka zajęło piętnaście minut. Następnie śmignęliśmy na miasto, aby coś skonsumować :-) Ano tak! Zapomniałbym :-) Do Gliwic pojechała ze mną Pszczoła i Ania ;-) Na Rynku było pełno ludzi, więc siedliśmy w pierwszym wypatrzonym przez nas, nieco spokojniejszym miejscu. Po chwili Ania dojrzała koleżankę z pracy, a ja ciekawe ogłoszenie ;-)



Jako że czas nas trochę gonił, ruszyliśmy przed siebie i po kilku dłuższych chwilach, zdołaliśmy wydostać się z Gliwic. Udało nam się ułożyć naprawdę fajną trasę: jechaliśmy bocznymi drogami, lub też gruntowymi, aby za chwilę mijać chaszcze na ścieżce, czy wjeżdżać na strome torowisko :-) Niestety popołudniowa aura dodatkowo nas popędzała - dzień już jakby stracił na świeżości. Ja wyluzowałem dopiero, gdy wjechaliśmy w las przed Pławniowicami. Pomogła mi też w tym sarna, która przebiegła nam przez drogę :-) Nad jeziorem nawet się nie zatrzymywaliśmy. Mam nadzieję, że jeszcze będzie okazja, aby wybrać się tu tego lata :-)



Wyjeżdżając z Pławniowic, zaczęliśmy rozmawiać o budowaniu formy na rowerze, a później już mogliśmy znów cieszyć się urokiem asfaltowej, leśnej drogi do Rudzińca - to naprawdę ładny odcinek :-) Trzeba przyznać, że w ogóle trasa z Kędzierzyna do Pławniowic jest w ogóle całkiem fajna :-) Nieco przyśpieszyłem i oddaliłem się od Ani. Słońce powoli zaczynało już zachodzić, a zachód był przepiękny tego dnia! Chyba był to jeden z piękniejszych zachodów słońca, jakie widziałem w życiu... Poczekałem na Anię, po czym fajnym skrótem ominęliśmy Ujazd, wjeżdżając bezpośrednio na drogę do Sławięcic.
Główną drogą jechaliśmy tylko tyle, na ile to było konieczne. Nawet już w Kędzierzynie odbiliśmy na Piasty, aby zahaczyć później o jeden i drugi park :-) Następnie przemknęliśmy przez stację, po czym już każde z nas pojechało w swoją stronę :-)
Szkoda, że akurat dziś czas nas gonił. Biorąc pod uwagę bliskość aglomeracji, trasa była doprawdy przednia...

Dane wyjazdu:
104.07 km 0.00 km teren
05:31 h 18.86 km/h:
Maks. pr.:42.90 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Pracowy rajd :-) dzień 2

Niedziela, 12 czerwca 2011 · dodano: 12.06.2011 | Komentarze 0

Po wczorajszej samowolce, dziś czekały na mnie już obowiązki ;-) Musiałem stawić się na stacji w Racławicach Śląskich, aby powitać pracową grupę :-) Gdy tylko wygrzebałem się z zarośli i ruszyłem w drogę, usłyszałem szelest - to mała sarenka biegła w polu :-)



Owa chwila postoju zadecydowała o tym, że rozejrzałem się jeszcze naokoło. Słońce pięknie wstawało na zboczu góry. Tak. To także będzie piękny dzień :-)





Na początek czekał mnie jednak podjazd. Rozbiłem się przecież u podnóża góry :-) Nie był on co prawda problemem, ale później porównałem sobie czas podjazdu i czas zjazdu - co oczywiste, różnica była kolosalna :-) Zjazd był oczywiście świetnym przeżyciem :-) Gdy minąłem Zlate Hory, odbiłem na szlak - swoisty skrót do Polski :-)




Niebawem znów sunąłem sobie pośród zadbanych miejscowości, a dodatkowo moim sprzymierzeńcem był płynący obok strumień. Niestety nie udało mi się wjechać na drogę, prowadzącą do Dębowca i musiałem jechać bezpośrednio przez Prudnik, ale nie przeszkadzało mi to. Dzień już był bardzo ładny, a dodatkowo byłem ciekaw, co przyniesie wyjazd z ludźmi z pracy.




Na wzniesieniu w Racławicach Śląskich, zauważyłem przed sobą grupę ludzi z rowerami. Tak, to pewnie moi :-) Gdy do nich dojechałem, Ci byli już w ruchu. Wyprzedziłem wszystkich, jednocześnie się witając i udałem się do naszego przewodnika i pomysłodawcy wyjazdu, aby zgłosić swoją obecność :-) Naszym celem był Głogówek.
Jeszcze nigdy tak dogłębnie nie zwiedziłem żadnego miejsca na rowerze :-) Zasługa leży po stronie człowieka, który zaimplementował ten wyjazd, a który jest jednocześnie wielbicielem tej miejscowości :-) Będąc na tutejszym zamku, mogliśmy nawet wejść do środka, a jakby tego było mało, wdrapaliśmy się nawet na sam dach, obserwując panoramę Głogówka :-) Tego chyba żadne z nas się nie spodziewało. Trzeba też przyznać, że dzięki nam to miejsce choć na moment odżyło.


















Po napełnieniu brzuszków, ruszyliśmy w dalszą drogę. Dzień był gorący, podobnie jak rozpalone były nasze humory :-) Trzeba przyznać, że zebrała się nam grupka niezłych pasjonatów :-) Mogę z całą pewnością stwierdzić, iż każde z nas było zadowolone z wyjazdu, a ja osobiście byłem aż zaskoczony całokształtem :-) Oczywiście od razu z kilku stron, pojawiły się pytania, kiedy następny wyjazd :-) Oby jak najprędzej! :-)



P. S. No i zapomniałem wspomnieć, że Antoś wzbudził spore zainteresowanie grupy :-) Tak... Prezentował się wspaniale :-)

Dane wyjazdu:
8.93 km 0.00 km teren
00:30 h 17.86 km/h:
Maks. pr.:28.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Wakacyjne przemyslenia

Środa, 8 czerwca 2011 · dodano: 08.06.2011 | Komentarze 0

Mimo, że od powrotu z Węgier praktycznie nie przestałem rozmyślać o tegorocznym urlopie, to chyba jednak trzeba przyznać, iż decydujący czas nieco przespałem. Chyba jednak wyjdzie na to, że Rumunia na którą najbardziej się nastawiałem, nie dojdzie do skutku. A szkoda... Do końca tygodnia przemyślę jeszcze ten temat i podejmę ostateczną decyzję. Trzeba przecież zacząć przygotowania pod konkretny wyjazd.
Nieco przygnębiony takim rozwojem spraw, postanowiłem wyjść na rower, aby nieco oczyścić umysł. Do domu wrócę pewnie w lepszym nastroju, a i przecież przyda mi się choćby krótki odpoczynek od tych moich rozmyślań :-)



Początkowo jechałem wciąż zagłębiony w swoich myślach. Gdy dojechałem do Chrobrego, postanowiłem skorzystać z wypogodzenia (dziś już dwa razy padało) i objechać trasę Radziejów -> Reńska Wieś -> Dębowa. Za Koźlem minąłem jednak boczną dróżkę i po chwili pomyślałem, że być może będzie to jakiś fajny skrót :-) Zawróciłem więc i zjechałem z głównej drogi. Boczny trakt kończył się jednak po kilkudziesięciu metrach, przy jakimś budynku gospodarczo-przemysłowym. Zatrzymałem się przed bramą na sekundę po czym odjechałem, nieśmiało wcześniej obszczekany przez pilnującego tamże psiaka. Postanowiłem więc objechać Koźle parkiem, a gdy dotarłem do mostu na Odrze, rzuciłem okiem na niebo i zmieniając plany, udałem się w stronę Kędzierzyna, z zamysłem wizyty na Żabieńcu. Nie ujechałem jednak daleko - zaraz na początku drogi rowerowej spotkałem Piotra :-) Oczywiście znów włączyło się nam gadanie :-) Staliśmy tam na tyle długo, że postanowiłem nie jechać dalej, tylko podprowadzić Piotra do domu i tym zakończyć dzisiejszy wypad.
Po powrocie do domu, znów zasiadłem przed kompem...

Dane wyjazdu:
82.80 km 0.00 km teren
04:48 h 17.25 km/h:
Maks. pr.:33.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Jedziemy do Parku!, dzień 2

Niedziela, 5 czerwca 2011 · dodano: 05.06.2011 | Komentarze 0

Wstaliśmy w urlopowych nastrojach. Byłem bardzo ciekaw, co będzie nam dane dziś zobaczyć :-) Jeszcze nie przeszło mi zauroczenie tymi terenami. Po śniadaniu szybko ustaliliśmy trasę, spakowaliśmy się i wyruszyliśmy :-)


Słońce grzało jak wczoraj. Robiąc jeszcze płynne zakupy po drodze, ruszyliśmy w drogę do Parku. Wspomagając się mapą i trochę nawigacją, dojechaliśmy do pierwszego punktu. Wszystko szło sprawnie, aż tu nagle Ania złapała gumę... :-) Znowu :-) Na szczęście wszystkie potrzebne narzędzia mieliśmy pod ręką, a że zmieniając ostatnio opony zarówno w Antku jak i w Kosi doszedłem do wprawy, to postój nie trwał za długo :-) Niebawem dotarliśmy do jakieś kapliczki i ołtarza, położonego przy starej budowli, gdzie chwilę się pokręciliśmy.











Jechaliśmy dalej, zauważając przechodzącą przed nami przez drogę sarnę. W dalszej części drogi, aż rozdziawiłem buźkę na widok lasu :-) Szkoda, że aparat nie oddaje uroku tego miejsca. Zresztą nie tylko tego, bo na każdym kroku moglibyśmy się tak zatrzymywać :-)



Napawając się widokami, nieco okrężną drogą (ale za to lasem), dotarliśmy do celu dzisiejszego wyjazdu - miejscowości Paryż :-) Co prawda przejechaliśmy ją całą, ale na wieżę się nie natknęliśmy ;-)



Poczęliśmy zmierzać w drogę powrotną, wjeżdżając - znów nieco na czuja (a po wczorajszym dniu nie miałem ku temu oporów :-) ) - w polną drogę :-) Niebawem dotarliśmy do głównej, którą dojechaliśmy do Pokoju. Na tym etapie, zacząłem już trochę czuć zew prędkości, więc trochę odłączyłem się od Ani :-) Na miejscu pokręciliśmy się trochę po parku, dziwiąc się nieco, że w taki dzień jest on opustoszały. Po drodze zahaczyliśmy oczywiście o stawy. Ania zauważyła też (bo mnie to oczywiście umknęło), że punkt czerpania wody - ostatnio wyschnięty do suchej ziemi - teraz jest napełniony wodą po brzegi :-) Czyżby tyle napadało od czasu, gdy byliśmy tu ostatnim razem? ;-)






Aby nie jechać już do końca główną drogą, postanowiliśmy odbić do miejscowości Krzywa Góra. Po chwili znów sunęliśmy pięknym szlakiem :-) Na swej drodze napotkaliśmy wtedy pół gołębia - pół pawia i ładne koniki :-)




Było już oczywiste, że nie zdążymy na zaplanowany wcześniej pociąg powrotny, ale żadnemu z nas to nie przeszkadzało :-) Na miejscu obydwoje walnęliśmy się na materace, położone na trawie, a towarzyszył nam dziarski gołąb :-)

DST: 61,94 km TM: 3:44 h:min AVS: 16,5 km/h MXS: 30,2 km/h




Jazda w drodze na pociąg, początkowo była spokojna. Obydwoje żegnaliśmy się z tym miejscem wiedząc, że czeka nas powrót do rzeczywistości. W miarę jak zbliżaliśmy się do Opola, zmniejszała się ilość dostępnego czasu, natomiast zwiększała nasza prędkość ;-) Do pociągu zapakowaliśmy się w pośpiechu :-) Gdy dojechaliśmy na miejsce, pomogłem jedynie Ani dostać się na piętro, a następnie udałem się do domu, podreperowywując trochę dzisiejszą średnią ;-)

Dane wyjazdu:
25.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Do pracy :-)

Piątek, 3 czerwca 2011 · dodano: 03.06.2011 | Komentarze 0

Wczoraj wpadłem na pomysł, aby dziś pojechać do pracy na rowerze. Bo w końcu skoro mam sakwy... ;-) Poza tym muszę wstąpić do serwisu, bo coś z przednim hamulcem jest nie tak po zamontowaniu bagażnika. Dziś miała nastąpić realizacja tych planów :-)

Dom, praca, serwis, sklep, kręcenie, dom, kręcenie ;-)

Jechało mi się bardzo fajnie :-) Może faktycznie będę jeździł do pracy na rowerze? Gdy tam dotarłem, Antek wzbudził lekkie zainteresowanie swoją obecnością. Muszę przyznać, że prezentuje się naprawdę ładnie! Na tym rowerku aż chce się łykać kilometry! Choć przecież i Kośka jest takim połykaczem :-) Obydwa mają jednak odmienne charaktery :-)
Po pracy udałem się do serwisu. Jazda była przyjemnością :-) Pan tylko dotknął koła i hamulec był naprawiony ;-) Następnie wizyta w zaprzyjaźnionym sklepie rowerowym i malutkie zakupy, a później chwila na lody z Anią na parkowej ławce. Kolejno mierzenie kierownicy suwmiarką pod uchwyt na nawigację, wnoszenie Pszczoły na piętro i heja do przodu! Znaczy się do domu ;-) W planach miałem zmianę opon u Kosi, a także założenie wszystkich sakw (prócz wora) tak, jak należy.




Po wszystkim przejechałem się obydwoma rowerami dla sprawdzenia. Pech chciał, że Antkiem jechałem już po zmroku i zostałem zatrzymany przez policję. Mimo dwóch zamontowanych lampek tylnych, nie włączyłem ani jednej. Po spuszczeniu powietrza z kół (przy akompaniamencie małych negocjacji z uśmiechem na twarzy), mogłem doturlać rower do domu. Szczęściem miałem ledwie kilkadziesiąt metrów :-) Po ponownym napompowaniu, odstawiłem Antka na miejsce :-)

Dane wyjazdu:
52.23 km 0.00 km teren
02:48 h 18.65 km/h:
Maks. pr.:47.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Piotrkowa wycieczka? ;-)

Niedziela, 29 maja 2011 · dodano: 29.05.2011 | Komentarze 0

Wczoraj poszedłem późno spać, pogrążony w temacie wyboru sakw i innego osprzętu do nowego roweru. W sumie, to chyba nawet rower mi się śnił... Rano także zostałem zbudzony przez rowerowe myśli i od razu włączył mi się dylemat na temat licznika... To już chyba nie jest pasją, a obsesją... ;-)



Trochę błądząc na osiedlu, dotarliśmy wraz z Piotrkiem do parku. Co prawda była to "piotrkowa" wycieczka, ale za miastem okazało się, że to mnie przypadł zaszczyt dowodzenia :-) Jako że wczoraj padało, jechaliśmy asfaltem omijając nieutwardzone drogi. Oczywiście z miejsca, włączyło się nam gadanie :-) Gdy dotarliśmy na miejsce, poczuliśmy klimat wakacji... Tam dopiero włączyła się nam gadka, a po czasie Piotrek wskoczył do wody, natomiast ja siedziałem na brzegu, także nie pozbawiony atrakcji - przyjechały crossy, gość na quadzie i przypałętał się pies :-)







Gdy Piotr wyszedł zaproponowałem, abyśmy zrobili jeszcze jedno kółko, ale zanim się zebraliśmy, zrobiło się na tyle późno, że postanowiliśmy jednak udać się już do swoich domów. Warto dodać, iż podczas tej rozmowy, wpadłem na świetny pomysł, dotyczący szczegółów pewnego konceptu wykorzystania Kośki - ale to dopiero za kilka lat ;-)
Oczywiście znów zaczęliśmy gadać, a na ostatnim skrzyżowaniu w lesie, Piotr wypatrzył ciekawych kształtów chmurę. Co prawda rozwiało ją po kilku minutach, ale był to zjawiskowy widok. Ja tymczasem postanowiłem zaryzykować i odszukać wjazd na szlak, co zresztą udało mi się bezbłędnie :-)




Postanowiliśmy też w drodze powrotnej, jechać nieutwardzonymi drogami. Co prawda musieliśmy ominąć kilka dużych kałuż, ale zestawiając to z brakiem samochodów, bilans był dla nas oczywiście jak najbardziej pozytywny :-)




Dane wyjazdu:
32.28 km 0.00 km teren
01:46 h 18.27 km/h:
Maks. pr.:46.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Na słonecznym szlaku - sezon II

Czwartek, 19 maja 2011 · dodano: 19.05.2011 | Komentarze 0

Dziś to ja byłem zapraszającym na rower ;-) O dziwo! ;-) Jakoś nie miałem ochoty, na samotną jazdę.



Spotkaliśmy się przy końcu drogi rowerowej i następnie bocznymi ścieżkami, dotarliśmy do Kuźniczek, aby kolejno znaleźć się na Słonecznym Szlaku. Na jego końcu, zdecydowaliśmy się pojechać przez Łąki Kozielskie, gdyż leśny trakt do Raszowej był raczej niepewny - już gdy jechałem nim jesienią, był słabo przejezdny. Dzień był bardzo ładny i słoneczny :-) Już lato mamy! :-)
Na miejscu przez chwilę zastanawialiśmy się, przy którym jeziorku się zatrzymać i ostatecznie podjechaliśmy na naszą ławkę, która - jak się okazało - nieco zeszczuplała, gdyż ostała się jej jedynie jedna deska siedziska... W pobliskim bajorku strasznie rechotały żaby, więc poszedłem je podsłuchać, ale gdy tylko się zbliżyłem, przestały gadać :-)



Nad jeziorkiem nie siedzieliśmy długo, gdyż było już nieco późno. Objechaliśmy je więc, a ja jeszcze zatrzymałem się przy drzewie, które sfotografowałem jesienią.



Gdy już znów jechaliśmy razem, zacząłem delikatnie popędzać Anię na drodze do PKP, no bo przecież "fajny asfalt jest" ;-) Zaraz za torami znów jednak pozostałem z tyłu, aby zaobserwować owada skoczka :-) No a może po prostu zażył czegoś niewłaściwego? ;-)



W głębi lasu Ania dojrzała natomiast wielkiego jelenia z porożem! Ja bym go chyba prędzej rozjechał, niż zobaczył :-) Mogliśmy go obserwować przez bardzo długą chwilę, zanim się nieśpiesznie schował. Nawet fotkę pstryknąłem. Co prawda nie wyszła, ale w sumie to nie wszystko musi mi wychodzić ;-)



Przed opuszczeniem lasu przyjrzeliśmy się jeszcze bliżej żabie, którą to ja wypatrzyłem ( ;-) ), w dodatku jadąc z dużą prędkością :-)





Na zakończenie wypadu, wpadliśmy na makaron, gdy przemierzaliśmy Kłodnicę, a ja - mimo wyraźnego ostrzeżenia zastępcy szefa kuchni ;-) - oparzyłem się w palce o rozgrzane naczynie :-)
_
Bo może jednak nie ważne gdzie?