Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Z balastem, czyli... nie sam ;-)

Dystans całkowity:5210.35 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:292:53
Średnia prędkość:17.62 km/h
Maksymalna prędkość:68.64 km/h
Liczba aktywności:178
Średnio na aktywność:29.27 km i 1h 39m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
20.58 km 0.00 km teren
01:26 h 14.36 km/h:
Maks. pr.:29.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Dwadzieścia zamiast pięćdziesięciu pięciu :-)

Niedziela, 30 lipca 2017 · dodano: 24.12.2017 | Komentarze 0

Weekend w końcu zapowiadał się słonecznie :-) Mieliśmy plan, aby pojechać do Gliwic na samoloty, a później gdzieś na rower, ale okazało się, że akurat w ten weekend spadochronowa załoga miała wolne. Chwilę pomyśleliśmy i do głów wpadł nam zupełnie nowy plan! Nawet auta nie trzeba było ruszać! :-) Ot plac zabaw z wysoką wieżą, zjeżdżalnia grawitacyjna na Górze św. Anny, przejazd promem bo to dla dzieci przecież również atrakcja, a na sam koniec wisienka na torcie - ogromny basen u wujka Łukasza! :-) Do dzieła! :-)



Wyruszyliśmy minimalnie później niż byśmy sobie tego życzyli, ale wszystko jeszcze było zgodnie z planem :-) Z nieba już lał się żar! Na placu zabaw byliśmy odliczone dwadzieścia pięć minut, przy okazji spotykając się niespodziewanie z jedną znajomą :-) Ania poopowiadała jak to zawsze wypełniamy rowerowe plany - jeśli trasa jest zaplanowana, to trzeba ją zrobić.  Nieważne, czy deszcz, czy niepogoda! ;-) Gdy już ruszyliśmy dalej przypomniało mi się o tym, że na placu zabaw miałem dopompować Antkowe tylne koło. Już od dłuższego czasu było w nim troszkę mniej powietrza niż powinno być, ale głównie jeździłem sam do pracy, więc wcale mi to nie przeszkadzało. Minęliśmy las za Lenartowicami i gdy jechaliśmy już asfaltem w kierunku Kanału Gliwickiego poczułem, jak tylne koło pływa. Od razu postanowiłem zatrzymać się w leśnym cieniu na szlaku, przy okazji nieco narzekając na wydajność pompki. Przy okazji każde z nas nieco odetchnęło, korzystając z faktu, iż uciążliwe miasto mieliśmy za sobą :-) Wyczekując już kolejnej atrakcji ruszyliśmy dalej. Niestety ujechaliśmy tylko jakieś dwa kilometry i ponownie poczułem pływanie na tyle roweru. Okazało się, że napompowanego wcześniej powietrza prawie już nie było! Czyżby to pierwsza guma Antka?!? Poczułem się z tym lekko nieswojo. Moja niezawodna wyprawówka, rower do zadań specjalnych, wierny kompan na szlakach wszelakich nie jest w stanie kontynuować podróży...! Poza tym mieliśmy ułożoną naprawdę bardzo fajną trasę! Szkoda było wracać, ale decyzja zapadła bardzo szybko. Słychać było wyraźnie, jak z koła schodzi powietrze. To nie była mała dziurka. Koło trzeba było pompować jeszcze zanim wyjechaliśmy z lasu. Później ponownie obok działek na Kuźniczkach, a przecież od momentu wykrycia defektu, od domu dzieliło nas tylko jakieś pięć kilometrów! Swoje na pewno zrobiła też mocno obciążona już przyczepka. Karol swoje już waży ;-) Szkoda tylko było atrakcji dzisiejszego wyjazdu ale myślę, że za niedługo go powtórzymy :-)

Na placu zabaw :-)


Pierwsze pompowanie koła :-)


15100900 kilometrów Antka bez defektu! ;-)


Miejsce niefortunnego odkrycia ;-) Na dokładkę, gdy wjeżdżaliśmy w las przed placem zabaw, wspomniałem inne niefortunne rowerowe wydarzenie sprzed lat - mocną glebę na Kosi, po której została mi zacna blizna.


Gdzieś tu Ania wypatrzyła rozcięcie i faktycznie - słychać było bardzo, ale ja rozcięcia tu nie widziałem :-)


Sławny samochód z artykułu w lokalnej gazecie ;-)


Dane wyjazdu:
13.15 km 0.00 km teren
00:50 h 15.78 km/h:
Maks. pr.:27.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Praca 260717

Środa, 26 lipca 2017 · dodano: 24.12.2017 | Komentarze 0

Porankowy standard :-)



Oj, pogoda dziś była zgoła odmienna! :-) Ładnie świeciło słońce i od razu jechało się jeszcze przyjemniej :-) Nawet chwilowo silny wiatr nie przeszkadzał :-)
Po pracy wybraliśmy się z Aneczką do Koźla :-) Fajnie było tak pojechać po pracy gdzieś dalej, a nie tylko w kółko do pracy, do domu i do pracy i do domu :-) Na moment obydwoje się odcięliśmy, wracając się o kilka lat wstecz... :-) Nawet spadająca średnia mi nie przeszkadzała, choć nie jestem pewien, czy Ani nie brakowało tego ciągłego poganiania, które wtedy było elementem chyba dosłownie każdego wspólnego wyjazdu ;-) Aby ominąć główną ulicę w Koźlu, wjechaliśmy do parku i tym zrządzeniem natknęliśmy się na Łukasza :-) Później przyszedł czas na załatwienie głównego tematu, który nam się trochę przeciągnął, więc w drogę powrotną wyjechaliśmy z opóźnieniem :-) To nie było jednak ważne, bo wspólne rowerowanie sprawiało nam przyjemność :-) Przy końcówce drogi rowerowej między Koźlem a Kędzierzynem, dojrzeliśmy jakąś całkiem sporą grupę młodocianych rowerzystów z przewodnikiem. Ciekawe co to za ekipa :-) Nieczęsto widuje się takie w naszym mieście...

Na starych śmieciach :-)



Dane wyjazdu:
14.48 km 0.00 km teren
01:25 h 10.22 km/h:
Maks. pr.:29.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Kaszebe, wyjazd 5 :-)

Niedziela, 9 lipca 2017 · dodano: 23.12.2017 | Komentarze 0

Na sam koniec pobytu trafiła się nam lepsza pogoda... Ech to... ;-)



Śmignęliśmy sobie traskę w pobliżu :-) W zasadzie to mogłaby to być trasa na start pobytu, ale wtedy nie pozwoliła nam na to pogoda :-) Była bardzo fajna, a dodatkowo dzieciaczki pobawiły się świetnie na placu zabaw i na plaży, a ja spróbowałem tutejszych przepysznych gofrów :-)

Łabędzia mama przy brzegu Jeziora Wielewskiego :-)


Na szlaku :-)


I nawet koniki się trafiły :-)


Przy jeziorze :-)


Sss... ;-)


I pisk Aneczki ;-)


Sielankowo... :-)


Gofry! :-)


Kalwaria Wielewska


Przy plaży i na placu zabaw :-)


Dane wyjazdu:
41.61 km 0.00 km teren
02:45 h 15.13 km/h:
Maks. pr.:44.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Kaszebe, wyjazd 4 :-)

Piątek, 7 lipca 2017 · dodano: 23.12.2017 | Komentarze 0

Niebo o poranku przysłoniły nam chmury. Miało co prawda nie padać, ale z mojego punktu widzenia to nie było już to co wczoraj... :-) W trasę również wybraliśmy się dość późno, bo było chyba nawet pod dwunastej.



Już na samym starcie musiałem improwizować :-) Okazało się, że wytyczona trasa biegnie bardzo ruchliwą drogą. Coś tutejsze drogi nie współgrają z mapami i stanem faktycznym ;-) Wjechaliśmy zatem na czarny szlak pieszy :-) Było nawet wymagająco, ale przez to i fajnie! :-) Niedługo potem zaczęliśmy wspinać się na Wieżycę. Momentami jechało się ciężko, raz nawet musiałem podprowadzić Antka, ale generalnie to wyzwanie było bardzo fajne i pozytywne! :-) Był ciąg do jazdy pod górę! :-) Na szczycie wieży nie spędziliśmy jednak za dużo czasu. Gorsza niż wczoraj pogoda i słabsze widoki nie zachęcały by zostać tam jeszcze chwilę dłużej. Zejście to była chyba słuszna decyzja, bo zjazd rowerami ze wzniesienia był dosłownie suuper! :-) Gdyby nie Antkowe opony nie musiałbym hamować się wcale... :-) Mimo tego i tak było wspaniale! :-) Zasygnalizowałem Ani, że to ostatnia atrakcja dzisiejszego dnia i niestety miałem rację. Asfaltowa trasa którą jechaliśmy później była dość monotonna, jednak też męcząca, obfitująca w pagórki, spory ruch samochodowy i deszczową pogodę. W zasadzie to padać zaczęło, gdy tylko zjechaliśmy na asfalt po wizycie na wieży widokowej. Pojawiła się szarość, a samochody dopełniły swego... Nawet na niskiej kategorii drodze w lesie ciągnęły TIRy! Dzisiejsza trasa to był drugi, gorszy biegun wczorajszej wycieczki... Mimo wszystko sam wyjazd oceniliśmy pozytywnie :-) Ot, kilometry w nowym miejscu nabite, rower był, uśmiech był :-)

Pierwszy punkt postojowy na czarnym szlaku.


Na wylocie na główną zastaliśmy zamknięty szlaban. Antka przeprowadziłem pod skosem, a przyczepka przeszła dosłownie na pół centymetra! :-)


Na wieży widokowej :-)


Niespodzianka na szlaku :-)


Pędzimy w dół! :-)


Niestety już koniec zjazdu... :-)


Koniki :-)


Jezioro Ostrzyckie


Jezioro Ostrzyckie w Ostrzycach ;-)


Przy pomniku pamięci bohaterów Ruchu Oporu Pomorza Gdańskiego.


Na przesmyku między Jeziorami Raduńskimi - Górnym i Dolnym :-)


Krótki przystanek w Gołubiu


Końcówka trasy i widziany już dziś zza szyby samochodu czarny eksponat :-)


Dane wyjazdu:
50.49 km 0.00 km teren
04:14 h 11.93 km/h:
Maks. pr.:44.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Kaszebe, wyjazd 3 :-)

Czwartek, 6 lipca 2017 · dodano: 23.12.2017 | Komentarze 0

W końcu przyszła dobra pogoda! Zbieraliśmy się co prawda dość długo, ale gdy już wyruszyliśmy...



...to za sprawą mojej pomyłki wjechaliśmy w złą drogę i musieliśmy się wracać :-) Gdy już trafiliśmy na odpowiednią, zaczęły się schody ;-) To znaczy piaszczyste wzgórze :-) I tak miało być podczas całego dzisiejszego wyjazdu! Z tych pięćdziesięciu kilometrów trasy, asfaltu było praktycznie nic! :-) Mimo tego strasznie się nam ten wyjazd spodobał! Strasznie! I gdyby nie to, że kończył się nam dzień i mieliśmy jeszcze ze sobą dzieci, to jechalibyśmy tak i jechali i jechali... :-) Na sam koniec miałem jeszcze duży problem, aby zdemontować dyszel z przyczepki. Ona chyba dalej chciała jechać... ;-)

Wjeżdżamy na szlak :-)


Tego znaku się trzymamy! :-)


Widoki z trasy :-)


Przy Jeziorze Wdzydzkim :-)


Ciekawe kto tak wytyczył rowerowy szlak! :-)


Punkt widokowy we Wdzydzach Tucholskich :-)


Super fajnych trudów ciąg dalszy :-)


Toj toje rodem z PRLu ;-)


Na szlaku... :-)


Wiatrak na terenie skansenu we Wdzydzach Kiszewskich :-)


Asystent kelnera w odwiedzonej przez nas restauracji :-)


Wieża widokowa we Wdzydzach Kiszewskich :-) Na samej górze było troszkę strachowo, ale musiałem być twardy - rodzina patrzyła ;-)


Ponownie na szlaku :-)


Na drewnianym mostku przed Przerębską Hutą :-)


I znów trzeba pchać... :-) Mimo sporych chęci po prostu nie dajemy rady :-)


Jedna z większych atrakcji na trasie! ;-)


Chyba trafiliśmy na zaplecze muzeum starych samochodów w Kościerzynie ;-)


Kaszuby! Kaszuby! ;-)


Chwila, moment i Antek stoi w poprzek drogi! :-) To w końcu musiało się stać... :-) Fajnie! :-)


Znów będzie przeprawa...! :-)


Czekamy na mamę :-)


Dane wyjazdu:
23.77 km 0.00 km teren
02:19 h 10.26 km/h:
Maks. pr.:34.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Kaszebe, wyjazd 2 :-)

Poniedziałek, 3 lipca 2017 · dodano: 23.12.2017 | Komentarze 0

Poranek był w kratkę. Raz na bardzo krótko świeciło słońce, aby za chwile zakryły je czarno-szare chmury. Jednym słowem - nieciekawie. Bujaliśmy się tak około dwóch godzin. Mnie jakoś niespecjalnie to przeszkadzało, bo wciąż leżałem w łóżku, ale Aneczka napierała :-) Ta, to musi mieć jakiś plan! ;-)



Wyjechaliśmy na skróconą wersję jednej z przygotowanych tras :-) W końcu mogliśmy złapać trochę uroku tutejszych okolic :-) Były też porównania do Roztocza :-) Finalnie pogoda nas oszczędziła :-) Były co prawda ciemne chmury nad głowami, ale jeśli już padało, to były to tylko pojedyncze kropelki :-) W drodze powrotnej wstąpiliśmy też na obiecany plac zabaw :-)

Niespodziewana atrakcja na początku wyjazdu :-)


Zwierzątka na trasie :-)


Wda poniżej :-)


Takich smaczków widzieliśmy podczas tego urlopu co niemiara! :-) Tutaj: znak drogowy umieszczony w słupie i "przymocowany" drutem. Kosmos! :-))


Na terenie Rezerwatu Kręgi Kamienne.


Krasnoludek! ;-)


Gdy opuściliśmy już Rezerwat, dołączył do nas śmiało poczynający sobie motylek :-)


Zadziwiająca budowla napotkana na trasie.


To tylko część tutejszych, jakże różnorodnych krajobrazów :-)


Obiecany plac zabaw ;-)


Pomnik w Karsinie.


Dane wyjazdu:
4.27 km 0.00 km teren
00:23 h 11.14 km/h:
Maks. pr.:28.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Kaszebe, wyjazd 1 :-)

Niedziela, 2 lipca 2017 · dodano: 23.12.2017 | Komentarze 0

Ciemne chmury pojawiły się w zasadzie od razu, jak tylko wczoraj zjechaliśmy z autostrady... Pogoda na Kaszubach nie okazała się wcale gościnna. Nie udało się zatem wyjść od razu na rower, na co tak liczyłem. Byłoby fajnie na start objechać najbliższą okolicę, ale padało praktycznie przez cały dzień. Dzisiaj poranek był zgoła odmienny, ale już mieliśmy zaplanowany wyjazd na pobyt "pod dachem". Prognozy zatem nie po raz pierwszy się nie sprawdziły. W ciągu dnia naszły jednak zapowiedziane chmury i trochę pokropiło. Gdy już wróciliśmy do naszego tymczasowego domu, nagle wyszło słońce i zrobiło się dość ciepło! :-) Ruszyliśmy!



To miał być tylko krótki przejazd po najbliższej okolicy i tak też było. Gdy tylko dojechaliśmy do jeziora, zaczęło bardzo mocno wiać i znów pojawiły się ciemne chmury. Ech... Trzeba było wracać.
Tyle mieliśmy tu zobaczyć, tyle objeździć, ale niestety prognozy nie są optymistyczne... Pozostaje mieć nadzieję, że... jak zawsze się nie sprawdzą! ;-)

Przy Jeziorze Wielewskim


Kalwaria Wielewska


Dane wyjazdu:
7.01 km 0.00 km teren
00:55 h 7.65 km/h:
Maks. pr.:17.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Pierwszy rodzinny wyjazd w nowej konfiguracji sprzętowej ;-)

Sobota, 24 czerwca 2017 · dodano: 23.12.2017 | Komentarze 0

Chodziło mi po głowie, aby dziś wybrać się szosą na Górę św. Anny. Ostatnie wyjazdy długodystansowe chyba trochę namąciły mi rowerowo w głowie więc uznałem, że krótszy wyjazd pozwoli mi nabrać troszkę dystansu (słowo klucz ;-) ) do siebie i roweru, a poza tym - naprawdę dawno tam nie byłem! Później stwierdziłem jednak, że skoczę gdzieś pozaasfaltowo Antkiem. Chyba przyszedł czas, aby chwilowo odpocząć od szosy, smakując nieco komfortu Antkowego siodełka... :-) Około południa, tak ni z tego ni z owego, wpadła mi jednak do głowy myśl, aby wziąć na rower Karolka i z nim przejechać niebieski szlak. Milisekundę później miałem już modyfikację tego planu! Jedziemy całą rodziną! :-)



Zebraliśmy się nadzwyczaj szybko :-) Sprytnie ominęliśmy jednokierunkową i bardzo sprawnie wyjechaliśmy z osiedla, zostawiając wszystkie bloki za sobą :-) Nagle za Gliwicką zadzwonił telefon Ani - dzwoniła inna Ania z prośbą o klucze do mieszkania :-) Byliśmy zatem zmuszeni się zatrzymać i niestety poczekać dość długo na szybkie, ale w tym przypadku zadziwiająco powolne autko wujka Michała ;-) Czas ten wykorzystaliśmy, aby pieszo poznać najbliższą okolicę :-) Gdy już ruszyliśmy dalej, wszyscy napawaliśmy się rowerową jazdą :-) No, może z wyjątkiem mamy, która martwiła się za wszystkich i o wszystko ;-) Nawet Kasia zaczynała troszkę marudzić wyłącznie wtedy, gdy stawaliśmy ;-) Cały szlak przejechaliśmy całkiem żwawo, ale mimo tego odrzuciliśmy pomysł, aby zakręcić jeszcze kółeczko pośród pól nieopodal Odry. Była to w końcu pierwsza pełnorowerowa wycieczka Karola i nie należało przesadzać. Gdy znaleźliśmy się już ponownie po drugiej stronie Gliwickiej, wjechaliśmy w las, gdzie słońce nie dokuczało tak Karolowi, który zaczął przejawiać pierwsze, minimalne oznaki zmęczenia :-) Dość szybko dojechaliśmy na plac zabaw, gdzie daliśmy odpocząć nogom, a później już pojechaliśmy sobie do domku :-) Jeszcze na sam koniec wyjazdu stwierdziłem, że to lepsze niż dwieście kilometrów na szosie i... coś w tym było :-) To co prawda zupełnie inna charakterystyka, ale dziś zrelaksowałem się naprawdę mocno... :-)

W oczekiwaniu na szybkie autko wujka ;-)


Poznajemy najbliższą okolicę :-)


Przystanek na niebieskim szlaku :-)


Nawet i samolot się nam trafił! :-)


Młody zasuwa! :-)


Gdzieś nad głowami świergotały młode ptaszki :-) Cudnie się ich słuchało... Postałem tam by nacieszyć ucho :-)


Idealne autko na wujka Bodzia znalezione! ;-)


Znów po drugiej stronie ;-)


Nasz dzisiejszy "cel" osiągnięty :-) Co to była za wycieczka!


Dane wyjazdu:
59.63 km 0.00 km teren
03:59 h 14.97 km/h:
Maks. pr.:29.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

300 lepsze niż 60 ;-)

Niedziela, 28 maja 2017 · dodano: 23.12.2017 | Komentarze 0

Zgodnie z wcześniejszymi planami wyruszyliśmy dziś na rodzinne rowerowanie :-) Ania tuż przed samym startem poinformowała mnie jeszcze, że nie wzięła mimi a ja - będąc w super fajnym rowerowo-sielskim nastawieniu - zupełnie zbagatelizowałem tą wiadomość. To był błąd... ;-)



Ruszyliśmy ze Strzelec, racząc się na początku walorami tutejszego parku :-) Było spokojnie i bardzo przyjemnie :-) Później ruszyliśmy ku Jemielnicy, mknąc bardzo fajnym asfaltem, a później wyboistą leśną drogą, na której skłoniłem jakiegoś pełzającego płaza, by schował się z zaroślach po prostu przejeżdżając po nim obydwoma kołami Antka. Oczywiście zupełnie niechcący. W samej Jemielnicy również spędziliśmy czas bardzo przyjemnie, między innymi karmiąc kaczki przy stawie :-) Wszędzie panowała przyjemna cisza, a my byliśmy w super fajnych nastrojach :-) Gdy już stamtąd wyjechaliśmy, czekał nas najmniej ciekawy odcinek dzisiejszego wyjazdu - droga wojewódzka do Zawadzkiego. Kasia jednak zadbała, aby za bardzo nam się nie nudziło i postanowiła dać upust swojemu żołądkowi ;-) Daliśmy radę i niedługo potem jechaliśmy już bardzo fajną leśną drogą :-) Co prawda przybyło trochę łat na asfalcie  odkąd byłem tu ostatni raz, ale mimo wszystko jej jakość była mocno zadowalająca :-) Ilość rowerzystów, która tędy mknęła potwierdzała ten fakt :-) Nam natomiast zaczęło brakował mimi ;-) Dodatkowo pobłądziliśmy trochę przed Krasiejowem, ale finalnie wszystko się udało :-) Gorzej było ze startem ;-) Kasia za nic w świecie nie chciała usiąść do przyczepki i już nam zaczynało brakować cierpliwości. Nie pomagały prośby, groźby, a nawet przypalanie stópek. Pomogła dopiero Miki w komórce :-) Od tej pory jechaliśmy już w zupełnej ciszy... :-) No prawie... ;-) Piskliwy głosik Miki wrzynał mi się w uszy, ale wolałem to, niż pisk i płacz Kasi :-) Gdy skończyły się wszystkie odcinki, nastała już zupełna cisza :-) Dzieci spały :-) Nie oznaczało to co najmniej końca naszych kłopotów! :-) Dokuczało już nam zmęczenie trasą, pustka w żołądkach, a przede wszystkim przeciwny wiatr! Jechało się naprawdę topornie, momentami nawet poniżej dziesięciu kilometrów na godzinę! Zeszło z nas powietrze! Odliczałem dystans na nawigacji, aż w końcu wjechaliśmy do Strzelec! Na odjezdne wbiliśmy się jeszcze na wieżę widokową tutejszego ratusza :-) Pani nas ostrzegała, że to aż sto pięćdziesiąt schodów, że stromo i wąsko, a jak usłyszała, że my z dwójką dzieci, to już w ogóle zaczął się lament ;-) Kto nie da rady? My?!? Na górze było bardzo fajnie, a wejście i zejście były dodatkową atrakcją - przede wszystkim dla mnie ;-) Wyjeżdżając z miasta zahaczyliśmy jeszcze o park, a później było już pakowanie i odjazd... :-)

Przepędzony płaz przed Jemielnicą.


W Jemielnicy :-) Było cicho i spokojnie... :-) Bardzo miło :-)


Odpoczynek przy leśnym przystanku nieopodal Zawadzkiego :-)


Krótki postój na trasie :-)


Wizyta przy tutejszym bunkrze.


Pociąg jedzie! :-) I kolejna atrakcja dla dzieci... ;-)


Krasiejów :-)


Już Strzelce ;-)


Ruiny strzeleckiego zamku.


Dane wyjazdu:
26.99 km 0.00 km teren
01:47 h 15.13 km/h:
Maks. pr.:35.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

"Marek zgubiłam telefon!" :D

Piątek, 19 maja 2017 · dodano: 23.12.2017 | Komentarze 0

Tytuł tego wpisu miał brzmieć zupełnie inaczej. Coś związanego z beztroską, luzem, brakiem oporów i tak dalej. Historia potoczyła się jednak inaczej... ;-)
W domu nie zabawiłem długo :-) W zasadzie gdy wszedłem, Aneczka była już gotowa do wyjścia. Schodząc, czułem to przyjemne uczucie, które towarzyszyło mi jeszcze za starych, kawalerskich czasów... :-) Totalnie bez zobowiązań, czegoś między myślami... Tylko rower.



Było cudownie ciepło! :-) Ruszyliśmy w kierunku działek, a ja oczywiście wyrwałem do przodu :-) Celowo nie czekałem na Aneczkę :-) Jak kiedyś... :-) Wstąpiliśmy nad leśne jeziorko i pomknęliśmy dalej. Ot po prostu... Na totalnej beztrosce! Cudownie się jechało! :-) Nigdzie się nie śpiesząc, nie musząc zatrzymywać. Cały organizm czuł tą wolność! W Raszowej spędziliśmy troszkę czasu w miejscu, które w dawnych czasach odwiedzaliśmy dość często :-) Później małą pętelką, którą wymyśliłem naprędce by nieco przedłużyć wyjazd, objechaliśmy wioskę. Niebawem byliśmy już w lesie, gdzie schłodziłem Aneczkę wodą z bidonu :-) Już powoli wracaliśmy w nasze strony, gdy zza pleców usłyszałem szybkie i zdecydowane "Marek zgubiłam telefon!" :-) Na szczęście wypadł niedaleczko, więc wystarczyło kilka kroków i już był odnaleziony :-) Pojechaliśmy dalej... :-) Cały czas w beztrosce... :-) Mnie włączyła się ona tak dalece, że zapomniałem o tym, że miałem pojechać po Karola! :-) Zreflektowałem się przy klatce schodowej :-) W drodze do przedszkola, niosła mnie swoboda (wykręciłem MXS ;-) ) i naprawdę przepięknie mi się jechało... :-) Czułem wolność! Wracając już z Karolkiem również było przednio... :-) Bąbel naprawdę zasuwał aż miło... :-)

Przy leśnym jeziorku :-)


Uwolnieni z uprzęży, możemy obserwować pasje innych ludzi...


Za Łąkami Kozielskimi. W oddali Anka... :-)


Na działce ;-)


Przystanek na granicy lasku i pól :-)


"Marek zgubiłam telefon!" ;-)