Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Krótko, nie zawsze na temat ;-)

Dystans całkowity:13176.06 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:631:58
Średnia prędkość:20.72 km/h
Maksymalna prędkość:66.71 km/h
Liczba aktywności:910
Średnio na aktywność:14.48 km i 0h 41m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
5.70 km 0.00 km teren
00:16 h 21.38 km/h:
Maks. pr.:34.00 km/h
Temperatura:37.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Pokiełbasione... ;-)

Piątek, 3 sierpnia 2012 · dodano: 11.04.2013 | Komentarze 0

Poranek znowu miałem zaspany. To chyba kwestia patrzenia w księżyc do późnych godzin nocnych ;-) Dzionek ponownie szykował się bardzo ciepły, choć gdy wychodziłem z klatki, poczułem jakby deszczowe powietrze... Hm... Dziwne :-)



Jadąc pomyślało mi się o domku i o tym, czy faktycznie chcę jechać na zaplanowany od kilku dni weekendowy wyjazd(!). Szybko doszedłem jednak do wniosku, że domowych weekendów było sporo, czego nie można powiedzieć o rowerowych, planowanych przecież z taką nadzieją na powodzenie wyjazdów. Na prostej przed Towarową ostro wyprzedziłem innego rowerzystę, omijając jeszcze TAXI wyjeżdżające z wysepki autobusowej. Kierowca dojrzał mnie całkiem późno, ale sytuacja była pod kontrolą.
Po pracy wybrałem się jeszcze na moment na miasto :-)

Dane wyjazdu:
4.32 km 0.00 km teren
00:12 h 21.60 km/h:
Maks. pr.:34.80 km/h
Temperatura:33.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Zerwany z łóżka

Czwartek, 2 sierpnia 2012 · dodano: 11.04.2013 | Komentarze 0

Dzień o poranku był bardzo odmienny od typowych. Po pierwsze zostałem raptownie wyrwany ze snu, a po drugie zacząłem od robienia sobie kanapek :-) Tak, tak, nie inaczej... Do czego to doszło ;-) Wszystkiemu winna była Ania, która z samego rana narobiła rumoru tak, że musiałem ostatecznie wsadzić ją do taksówki :-) Plusem było to, że poleżałem sobie dziesięć minut dłużej przed wyjściem do pracy :-)



Nawigacja coś długo łapała trop, a gdy już ruszyłem, moje tempo było raczej średniawe. Na Bema dojrzałem policyjną "sukę" jadącą bardzo powoli (nawiasem, wyprzedzaną przez inny policyjny wóz), którą doszedłem kilkanaście metrów przed skrzyżowaniem z Towarową. Oczywiście nie wyprzedzałem już, ale na moje nieszczęście udali się tam gdzie i ja zmierzałem. Jechali może dwadzieścia na godzinę, a za skrzyżowaniem zostali jeszcze spowolnieni przez jakieś prace prowadzone na poboczu. Gdy tylko nadarzyła się okazja, wyprzedziłem ich z depnięciem :-) Niebieskie kwiatki przez moment śmigały mi w kąciku prawego oka :-) Zwolniłem po kilkudziesięciu metrach hamowany wiatrem i w spokojnym tempie dotarłem do pracy, czekając na wieści od Ani.
Z pracy wyszedłem wyjątkowo o czasie. Podświadomie śpieszyłem się do domu. Ruszyłem dynamicznie, choć nie było to efektem mojej podświadomości i przejeżdżając przez dwa przejazdy, fajnie dohamowywałem przed przeszkodami. Na prostej wbiłem "piątkę", a pod koniec gdy prędkość maksymalna została podwyższona jeszcze troszeczkę przycisnąłem, chcąc wybić na liczniku jakiś ciekawy pod kątem wizualnym wynik :-) Śmignąłem przez skrót i ulicą dojechałem do apteki, walcząc w międzyczasie z nawigacją. Oczywiście gdy byłem w budynku, co chwila zerkałem na zewnątrz. Nawet pani farmaceutka włączyła się w pilnowanie Antosia ;-) Pozostałą część drogi do domu również pokonałem dynamicznie :-) Fajnie mi się jechało :-)

Dane wyjazdu:
4.39 km 0.00 km teren
00:12 h 21.95 km/h:
Maks. pr.:30.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

I czuć sierpień ;-)

Środa, 1 sierpnia 2012 · dodano: 11.04.2013 | Komentarze 0

Gdy o poranku zadzwonił budzik zdało mi się, że spałem niewiele czasu. Jakoś zabrakło mi nocy :-) Nie pamiętam, kiedy wcześniej budzik w taki sposób przerwał mi sen, tak dawno to było. Dzień zapowiadał się bardzo ciepły.



Już na starcie znowu zgasła mi nawigacja - jeszcze przed tym, nim zdążyłem ruszyć. Na pierwszych metrach wystraszyłem niewidzialnego wróbla, który na mój widok poderwał się energicznie. Początkowo jechałem wręcz powoli, w jakieś sennej zadumie :-) Przy Bema natknąłem się na kolumnę samochodów, ale po sekundzie postoju wjechałem na chodnik, czym zaoszczędziłem sporo czasu. Tempo wzrosło po wizycie w sklepie i na Towarowej pomyślałem sobie, że tym moim Antkiem, to się naprawdę fajnie i lekko jedzie :-)
Gdy szykowałem się do drogi powrotnej, dzień był ciepławy. Pomyślałem sobie nawet pół żartem, że czuć już sierpniowe słońce ;-) Do domu dotarłem bardzo sprawnie :-) Tempo jazdy było bardzo fajne - nie za duże, optymalnie rekreacyjne, a jednocześnie całkiem szybkie :-) Na jednym z ostatnich skrzyżowań pomyślało mi się, że się ożywiłem, a nawet ożyłem! ;-)

Dane wyjazdu:
4.16 km 0.00 km teren
00:12 h 20.80 km/h:
Maks. pr.:29.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

I jakie tu dawać tematy? ;-)

Wtorek, 31 lipca 2012 · dodano: 11.04.2013 | Komentarze 0

Wstawanie było dzisiaj dużo lżejsze :-) Pierwsze kroki zrobiłem na balkon do Bronka, który wczoraj od popołudnia był zakopany tak głęboko, jak nigdy wcześniej. Rano wciąż był nieporuszony i byłem ciekaw, jak sytuacja rozwinie się w ciągu dnia. Nie chciało mi się wychodzić, a jak na złość schody ponownie zrobiły się jakieś dłuższe :-)



Termometr w kuchni pokazywał szesnaście stopni, ale dzień się chyba szybko rozkręcał, bo było na pewno cieplej :-) Szybko nabrałem prędkości i w zasadzie utrzymując stałe tempo, dojechałem do Bema, gdzie chyba po raz pierwszy odkąd jeżdżę tędy na rowerze do pracy, musiałem ustąpić pierwszeństwa dwóm nadjeżdżającym pojazdom. Dalsza część przejazdu była standardowa. Przy drugim przejeździe zostałem jeszcze wyprzedzony przez kolegę kolarza w samochodzie ;-)
Po wyjściu z pracy byłem jakiś zmęczony mimo, że dzień nie należał do ekstremalnie wymagających. Po chwili zastanowienia, podczas której nawigacja łapała trop, postanowiłem wrócić do domu przez Towarową. Było ciepławo :-) Rozpędziłem się powoli, po sekundzie stawiając opór wiatrowi. Przed torami zauważyłem, że wyłączyła się nawigacja z którą mam problem od jakiegoś miesiąca, tak więc szybko ją uruchomiłem, zapewniając sobie przy tym opóźnione hamowanie przed przejazdem. Po następnych kilkudziesięciu metrach postanowiłem pojechać do domu najkrótszą drogą, choć jeszcze te kilka minut temu, gdy ruszałem spod biurowca przeszło mi przez myśl, aby gdzieś na chwileczkę zakręcić. Zakręciłem, ale w ścieżkę, którą postanowiłem jako tako urozmaicić sobie powrót. Do ruchu włączyłem się już bardziej dynamicznie i to chyba mnie obudziło, bo pozostałą część trasy, pokonałem odczuwalnie szybciej :-)

Dane wyjazdu:
4.42 km 0.00 km teren
00:11 h 24.11 km/h:
Maks. pr.:31.00 km/h
Temperatura:28.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Lecący kradziej ;-)

Poniedziałek, 30 lipca 2012 · dodano: 11.04.2013 | Komentarze 0

Czytanie książki chyba do pierwszej w nocy zrobiło swoje. Rano kradłem każdą dodatkową minutę snu, czy centymetr pościeli. Przed wyjściem sprawdziłem jeszcze temperaturę - było dziewiętnaście stopni, choć w mieszkaniu pewnie o jakieś pięć więcej ;-)


Na zewnątrz faktycznie czuć było, że jest chłodniej. Podczas jazdy powiewał orzeźwiający wiaterek, a mnie - mimo niewyspania - jechało się bardzo dobrze, bez żadnego oporu. Sen ustąpił jednak tylko na czas przejazdu - pierwsze minuty w pracy i powieki lekko leciały... ;-) Za oknem rozbudzał się fajny, letni dzień :-)
Gdy wyszedłem z pracy, niebo spowijała warstwa chmur. Zawiało nawet kilka razy lekko chłodnie. Zjechałem z chodnika w ulubiony sposób, czyli zjeżdżając tylnym kołem po ściance krawężnika, a następnie ustawiając się część sekundy i ruszając dynamicznie :-) Tą dynamikę utrzymałem bardzo długo, mimo że nawet za lasem podmuchy wiatru były moim przeciwnikiem. Czułem, jak mięśnie nóg ładnie pracują :-) Na osiedlu przywitała mnie Aneczka, oraz koleżanka z córką i ich małym (1/4 Benka) pieskiem :-) W trakcie jazdy niebo przejaśniło się i w domku było już ładne popołudnie :-)

Dane wyjazdu:
49.03 km 0.00 km teren
02:02 h 24.11 km/h:
Maks. pr.:43.00 km/h
Temperatura:34.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Wyprawa po Rowertour

Sobota, 28 lipca 2012 · dodano: 10.04.2013 | Komentarze 0

Na rower poszedłem praktycznie za radą Ani. W sumie, to miała dziewucha rację :-) Dzień był gorący, a moje plany bliżej niesprecyzowane. Jak to u mnie bywa - cel wyprawy wybrałem sobie taki, żeby przed wyjściem jeszcze się nabiegać :-) Tym razem musiałem zdążyć na pociąg :-)



Z zapasem kilku minut, dotarłem na miejsce bez problemu, jadąc oczywiście z frajdą :-) Gdy już wgramoliłem się do pociągu, ten jeszcze stał kilka minut, więc skorzystałem z okazji i wyszedłem na zewnątrz, aby zaczerpnąć chłodniejszego powietrza.



Podczas podróży rozmyślałem ;-) Większość czasu o Kośce, niczym jakiś fanatyk i świr. Sporo razem przejechaliśmy :-) Pod koniec nieco uśpiło mnie gorąco, więc spokojnie patrzyłem za okno. Do Gliwic dotarliśmy z opóźnieniem. A jak! Logo PKP zobowiązuje! Wyjazd z placu PKP był problematyczny, bo cholera wie czemu wjechałem z lewej strony wysepki, co w konsekwencji postawiło mnie w konfrontacji z autobusem :-) Musiałem się wycofać ;-) Niemniej jednak dwie minutki później, śmigałem już pasem w stronę pierwszych świateł, a później do Rynku :-) Było fajnie :-) Na miejscu szybko znalazłem odpowiedni lokal i korzystając z uprzejmości pana z wózkiem, pobiegłem po gazetę :-) Kilka minut później byłem już wolny i bez zobowiązań :-) Mogłem więc śmignąć w krajoznawczą drogę do domu. Pomogła mi w tym nawigacja, która jak zwykle w mieście pozwoliła mi zaoszczędzić sporo czasu. Po drodze zatrzymałem się jeszcze, aby napełnić od dawien dawna nie używany bukłak i energicznie ruszyłem przed siebie. Było bardzo gorąco, a ponadto na trasie okazało się, że kupiony przeze mnie izotonik nie spełnia swojej roli. Na prostej często zatrzymywałem się, aby uzupełnić płyny. Natknąłem się też na ładny, drewniany kościółek, ale nie było jak się do niego dostać, więc nawet nie schodząc z roweru, udałem się w dalszą drogę, z której de facto na moment zbłądziłem :-) Mnie nie pomoże nawigacja ;-) Po jakimś czasie dotarłem do miejsca z zakazem wjazdu rowerów, więc czym prędzej zjechałem na drogę rowerową, biegnącą wzdłuż asfaltu. Ku mojemu zaskoczeniu na skrzyżowaniu zobaczyłem ciekawej formy żywopłot, czy jak zwał tak zwał :-) Żeby było jeszcze lepiej, po kilku minutach kręcenia się tam, minęło mnie czterech cyklistów, za którymi po chwili udałem się w ślad. Gdy ujechałem kilkaset metrów zauważyłem, że skręcili w polną drogę na prawo, a mnie pomyślało się że i te tereny można by było zbadać w podobnej do dzisiejszej formie. Dwie krowy pasące się w oddali po mojej lewej, przypomniały mi dodatkowo o niedawnym wyjeździe na Lubelszczyznę :-) W Kozłowie zatrzymałem się na moment, zwiedziony (?) przydrożnymi rzeźbami :-) Nie przebywałem tam jednak długo i po kilku minutkach przejechałem pod autostradą, trafiając na Pechową drogę, z której na szczęście szybko zjechałem ;-) Przede mną była bardzo fajna alejka drzewek :-) Do pierwszego skrzyżowania dotarłem bardzo szybko i od razu na końcu drogi w oddali zauważyłem ciężarówkę. Ciekawe co ona tam robiła w środku lasu... Mnie tymczasem ptaszki śpiewały, więc jechałem sobie swobodnie :-) W pewnym momencie dostrzegłem znak kierujący do jakiegoś pomnika. "A co mi szkodzi" - pomyślałem i skręciłem w mniej wyjeżdżoną drogę. Gdy dojeżdżałem już na miejsce, drogę przebiegła mi mała jaszczurka, którą jeszcze próbowałem dogonić aparatem :-)










Do drogi z ciężarówką wróciłem po kilku minutach, a w miarę jak się do niej zbliżałem, sytuacja ulegała dynamicznej zmianie. Owa ciężarówka spakowana na lawetę przejechała w prawo, jakiś bus w lewo, a w moją stronę zaczął cofać duży buldożer. Musiałem odstać kilka chwil, ponieważ liczyłem się z tym, że niespodziewany gość w mojej osobie, może zostać nie zauważony i faktycznie tak się stało. Gość z buldożera zauważył mnie dopiero, gdy przejechałem za nim przez owe ruchliwe skrzyżowanie. Na szczęście trzymałem się od niego w znacznej odległości, gdyż ten cofając zauważył mnie z odległości jakiś trzech metrów. Prawie niezwłocznie ominąłem go i tylko gdy poczułem na swoich plecach oddech z jego rozwartej paszczy, ruszyłem szybko przed siebie, zwalniając dopiero po kilkuset metrach ;-) Niebawem dotarłem do asfaltu, gdzie przycisnąłem i szybko znalazłem się w Bojszowie. Na wjeździe musiałem wykonać energiczny unik przed szykującą się chyba do lądowania biedronką ;-) Znowu zatrzymałem się na skrzyżowaniu, zastanawiając się którą stronę mam wybrać. Z nieba lał się żar, a mnie już po raz kolejny pomyślało się o mapie, której nie wziąłem. Mimo rozważań skierowałem się w stronę, którą wybrałem jeszcze przed wyjazdem z domu i począłem turlać się średnio przyjemną drogą. Dodatkowo na horyzoncie po prawej zauważyłem unoszący się wysoko słup dymu. Zatrzymałem się nawet, ale po chwili moją uwagę zwróciła słoma ze żniw, po drugiej stronie drogi :-)





Przez Łącza przemknąłem szybko, choć z małym przystankiem na przystanku ;-) Na końcu miejscowości zdałem sobie sprawę, że byliśmy tu kiedyś z Aneczką. Chyba zmieniło się troszkę od tego czasu, albo może ja słabo obserwowałem, ale teraz wypatrzyłem ścieżkę edukacyjną i jakieś kierunkowskazy :-) Może uda się jeszcze tu kiedyś przyjechać? :-) W lesie zrobiłem sobie króciutki postój, nasłuchując przy okazji śpiewających ptaków :-)




Ostatecznie nie skręciłem jednak w odpowiednią drogę i odbijając bardziej w stronę Sławięcic, dojechałem do kolejnego znanego mi miejsca :-) Ujechawszy kilka metrów na nowej drodze, postanowiłem jednak zawrócić mając w pamięci pieski, znajdujące się po drugiej stronie torów. Poza tym pamiętałem, że za lasem droga robiła się piaszczysta. Tymczasem wykonałem kolejny postój w miejscu zbliżonym do tego, gdy byłem tu wcześniej. Początkowo śpiewały ptaszki (nawet jakiś samolot przeleciał), ale później zrobiło się cicho i nawet minimalnie dziwnie. Ruszyłem :-) Przy najbliższej okazji odbiłem w prawo i jadąc całkiem szybko leśnym traktem, zauważyłem coś brązowego w rowie. Zszedłem z roweru i wyciągnąłem aparat. To był sporej wielkości jeleń, ze schyloną nisko głową. Już miałem go na wizjerze. Już się przymierzałem. Pstryk, pstryk! O nie! Zrobiłem beznadziejnie głupi błąd, chcąc nastawić tryb wideo! Głośno pykające pokrętło momentalnie wystraszyło zwierza i tyle go widziałem! A mogłem zrobić chociaż zdjęcie! Lub co najmniej kilkanaście w serii! Też byłoby spoko, a tak nie wyszło z tego nic! Troszkę niepocieszony szukałem jeszcze jakiś ruchów między drzewami, jadąc na rowerze i kręcąc ten swój filmik, ale oczywiście cisza jak makiem zasiał... Spakowałem się i dotarłem do drogi na Starą Kuźnię, która okazała się być nad wyraz blisko miejsca zdarzenia. Przeciąłem ją szybko i zacząłem sunąć asfaltem biegnącym wzdłuż lasu. Następnie skierowałem się na wyjeżdżony już szlak i nie niepokojony niczym dojechałem do Azot. Tyle tylko, że znów nawigacja się obraziła. Oczywiście nie był to dla mnie problem :-) Nie na rowerze :-) Pod wiaduktem wyprzedziłem jeszcze dwie niewiasty i skręciłem na azotowy skrót, gdzie zwiększyłem tempo przejazdu, sprawnie docierając do domku. Oczywiście od razu pochwaliłem się swoją zdobyczą, przywiezioną w plecaku z dawno nie używanym już bukłakiem ;-)





Dane wyjazdu:
4.40 km 0.00 km teren
00:12 h 22.00 km/h:
Maks. pr.:31.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Leniwie do pracy

Piątek, 27 lipca 2012 · dodano: 10.04.2013 | Komentarze 0

Dzisiejszego poranka nie działo się nic szczególnego. Nie chciało mi się wstawać jak zwykle między poniedziałkiem, a piątkiem ;-) Impulsem do zmiany położenia na pion była myśl, że po drodze muszę wstąpić po napićku :-)



Jechało mi się trochę leniwie z kadencją średnio żwawego dziadka. W sklepie Antka oparłem tak jakoś dziwnie, trochę w przejściu, trochę opartego kołem o łopatę robotników, którzy remontowali budynek. Na dojazdówce do pracy jedynie efektownymi półkolami omijałem studzienki :-) W drodze powrotnej miałem już czwartkowe tempo ;-) Szybko (choć nie aż tak wcale pędęm) wyjechałem z firmy i czując zapach lasu, pojechałem przed siebie :-) Na końcu drogi dojrzałem koleżankę, której machnąłem rękawiczką i jeszcze bardziej zwiększyłem tempo. Wiatr wiał od strony domu więc zwolniłem, gdy skręciłem na kolejnym skrzyżowaniu. Poza tym koleżanka była już poza zasięgiem wzroku, więc nie było się przed kim popisywać ;-)

Dane wyjazdu:
8.41 km 0.00 km teren
00:22 h 22.94 km/h:
Maks. pr.:35.70 km/h
Temperatura:31.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Czy ja się kiedyś wyśpię?

Czwartek, 26 lipca 2012 · dodano: 10.04.2013 | Komentarze 0

Słowa z tematu były pierwszymi, jakie przyszły mi na myśl, gdy z niechęcią siadałem na brzegu łóżka :-) Gdy wstałem zajrzałem jeszcze do Bronka na balkon (to jego druga noc na "łonie natury") i nieśpiesznie wyszedłem. Schody były dziś jakieś dłuższe... ;-)



Mimo rozleniwienia, od samego startu miałem fajny power :-) Przyśpieszałem dynamicznie i żwawo, nie odczuwając objawów sprzed kilku minut :-) Skręcając w Reja pięknie położyłem Antka, a za chwilę pędem wyprzedziłem jednego rowerzystę, oraz rowerzystkę - ją tuż przed zjazdem na Towarową :-) Deptało mi się naprawdę fajnie! :-) Gdy tylko wszedłem do gabinetu, zostałem ostrzeżony że dziś mają być burze.
Po południu było jednak tak jak rano, tyle że cieplej :-) Postanowiłem dziś pojechać Towarową i w połowie drogi zachciało mi się dalszej jazdy :-) Od razu pomyślałem sobie o skrócie przy PKP :-) Na skrzyżowaniu zrównałem się z kolegą z pracy, który również ochoczo jeździ na rowerku i korzystając z czerwonego światła, pogadaliśmy chwilkę :-) Hm... Wybierają się na Pradziada... ;-) Gdy zapaliło się jego zielone, zostałem minięty również przez swoją przełożoną :-) Po chwili również i ja wyrwałem kapcia :-) Na skrócie przez sekundkę poszczekał na mnie pies, ale to tylko jeszcze bardziej mnie nakręciło :-) Pod wiaduktem wpadła mi myśl o tym, że będę miał okazję popatrzeć na inne niż miejskie widoczki i od razu przypomniałem sobie o aparacie, który od jakiegoś już czasu leżał prawie bezużytecznie w domu. Mniejsza o to :-) Szybko przemknąłem obwodnicą i domkami i... chyba się machnąłem, bo nie wykręcę kółka, a będę musiał się cofnąć. W lesie wysłałem SMS'a do Aneczki, że będę później i ruszyłem w prawie nieznane ;-) Droga skręcała w lewo, więc istniała szansa wykręcenia kółeczka bez konieczności powrotu tą samą drogą :-) Przede mną była niewielka górka, przed którą nie zdążyłem zrzucić przerzutki i zakopałem się w głębokim piachu :-) W miejscu przerzuciłem tył, a po chwili - po nieudanej próbie dalszej jazdy - również przód. Po kilkunastu metrach jechałem już samodzielnie, zerkając na średnią. Jeszcze na Towarowej wydawało mi się, że podczas dłuższego wyjazdu ją podniosę, a tu maleje! ;-) Wtem coś uciekło w krzakach po prawej :-) Ciekawe co to było :-) Fajnie jechało mi się w tym lasku, a gdy dotarłem do wylotu ucieszyłem się, bo w zanadrzu miałem kolejny poznany trakt do wykorzystania w przyszłości :-) Niebawem byłem już w lasku przy Żabieńcu, gdzie wystraszyłem czarnego ptaka, siedzącego w trawie przy drodze i pędem dojechałem do obwodnicy :-) Stąd od domu dzielił mnie już tylko skrót przy działkach, który pokonałem równie dynamicznie :-) Przez cały wyjazd uśmiech nie schodził z mojej twarzy :-)

Dane wyjazdu:
4.59 km 0.00 km teren
00:14 h 19.67 km/h:
Maks. pr.:34.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Żywiołowy powrót z pracy :-)

Środa, 25 lipca 2012 · dodano: 10.04.2013 | Komentarze 0

Dziś również miałem problemy z podniesieniem się z łóżka. Tym bardziej, że o piątej rano wyłączałem przypomnienie dotyczące Bronka, który dzisiejszą noc przespał na balkonie :-) Przetrwał ;-) Mnie natomiast z domu wychodziło się niechętnie. Jakby mnie ktoś wygonił...



W stosunku do dnia poprzedniego, poranek był bardziej stonowany, miejscami pochmurny. Na balkonie u Bronka było według termometru dwadzieścia stopni, ale podczas jazdy nie było czuć tego wcale. Na początku Towarowej dopadł mnie wiatr i na największej zębatce z przodu, której nie chciało mi się zrzucać, jechałem na niskiej kadencji tym bardziej, że dojazd był na niewielkiej równi pochyłej. Niebieskie kwiatki widać bawiły się ze mną w ciuciu babkę, śmiejąc się do mnie i machając każdym rozpostartym płatkiem ;-)
W ciągu dnia trochę pokropiło, więc popołudnie było rześkie. Dostałem jakiegoś nieplanowanego kopa i w drogę na Bema popędziłem niczym wicher, ciesząc się z tego czystą radością :-) Nie wiedzieć czemu, dojechałem do biurowca nawet przed znajomą, która jechała tam samochodem :-) Bardzo szybko zostawiłem papiery i znów depnąłem :-) Gdy zjechałem w osiedlową drogę, prowadzącą na pocztę, o mały włos nie rozjechałem koleżanki z pracy (choć czy to aby na pewno była ona, będzie trzeba jutro potwierdzić) i zjechałem po schodkach, wjeżdżając następnie na pocztowy podest. Tym razem do budynku nie wjechałem, ale Antek grzecznie czekał przed okienkiem wraz ze mną ;-) W drodze powrotnej jakoś nie poszło mi na szynach dla wózków i rower po prostu wprowadziłem ;-) Dalej zjazd z nasypu i energicznie asfaltem w kierunku osiedla :-) Jeszcze wizyta w sklepie (oczywiście znów z Antkiem ;-) ) i ponownie dynamiczne ruszenie :-) Postanowiłem też przejechać skrótem, który jednak na pewno zepsuł mi średnią ;-)
_
Niby tylko powrót z pracy, a jednak przekonałem się znów co znaczy rower :-)

Dane wyjazdu:
4.65 km 0.00 km teren
00:13 h 21.46 km/h:
Maks. pr.:29.90 km/h
Temperatura:31.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

W chowanego na niebiesko ;-)

Wtorek, 24 lipca 2012 · dodano: 10.04.2013 | Komentarze 0

Poranne wstawanie, to była mała męczarnia. Podświadomie broniłem się przed wejściem w tryb wyjścia z domu. Wstałem później, nie patrząc nawet na zegarek od momentu wyjścia z domu, aż do chwili przed wyruszeniem w drogę. Miałem dużą chęć, aby zostać dziś w domu i nawet bardzo ładny poranek przywołał myśli bardziej negatywne, niż pozytywne. Dlaczego człowiekowi nie jest dane cieszyć się tym w spokoju?



Dojazd do pracy był naprawdę leniwy. Ot po prostu machałem nóżkami. Momentami zawiewał wiatr ale wiedziałem, że na Towarowej będzie po mojej stronie. Co prawda wiał raczej bardziej z boku, ale nie zmagałem się na tym odcinku ze skrzyżowaniami i innymi dziurami w jezdni, więc średnia jakby z automatu sama skoczyła. Na początku drogi zaleciało jakąś spalenizną, a pierwszym akcentem na który zareagowałem pozytywnie, to niebieskie kwiatki :-) Może dziś? :-) Przed wejściem do biurowca stałem się jeszcze obiektem sympatycznych żartów (oczywiście rowerowych, a jak!) dwóch równie sympatycznych koleżanek :-)
Popołudnie było już bardzo ciepłe, a nawet gorące. W połowie Towarowej zauważyłem, że niebieskie kwiatki znów się pochowały i nawet pożałowałem, że nie nazrywam ich dla Aneczki. Nie dałem jednak za wygraną, zadzwoniłem gdzie trzeba i mimo uzyskania niezbyt zachęcającej informacji postanowiłem jednak wrócić w miejsce, gdzie było ich najwięcej. A co mi tam :-) Poczułbym się gorzej, gdybym nie wrócił. Okazało się, że zrywanie będzie dosyć inwazyjne, więc szybko z tego zrezygnowałem i z lekkim sercem ruszyłem w drogę do domu :-) Na końcu ulicy spojrzałem na skrót, ale asfaltem jechało mi się tak dobrze, że postanowiłem z niego nie zjeżdżać :-) Dzień był jednak gorący :-)