Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

z Kwiatuszkiem :-)

Dystans całkowity:944.77 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:66:22
Średnia prędkość:14.24 km/h
Maksymalna prędkość:60.50 km/h
Liczba aktywności:42
Średnio na aktywność:22.49 km i 1h 34m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
1.76 km 0.00 km teren
00:08 h 13.20 km/h:
Maks. pr.:27.90 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Przedszkole 060618, popołudnie

Środa, 6 czerwca 2018 · dodano: 25.11.2018 | Komentarze 0

Gdy byłem na dole okazało się, że jest tam też Aneczka. No to trzeba było wyciągać kolejny rower. I średnią szlag trafi... ;-)



Większym problemem był jednak fotelik. Normalnie nie da się jeździć z tym ustrojstwem! W drodze powrotnej, gdy miałem już Kasię za plecami, musiałem już mocno przesunąć stopy na pedałach do przodu. Było to nie tyle mało komfortowe, co bardziej niebezpieczne. Do chrzanu z tym. Wchodząc już na górę naszła mnie refleksja, iż stosunkowo niedawno w naszym kraju usankcjonowano prawnie funkcjonowanie przyczepek rowerowych dla dzieci. W mojej ocenie to fotelikom powinno się stawiać dużo większe wymagania.


Dane wyjazdu:
1.71 km 0.00 km teren
00:10 h 10.26 km/h:
Maks. pr.:33.90 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Przedszkole 060618, rano

Środa, 6 czerwca 2018 · dodano: 25.11.2018 | Komentarze 0

Porankowy standard ;-) Ciekawie zmieniło się otoczenie w jakim piszę te dwa słowa :-)



Na dole było trochę zamieszania i nawet zacząłem się zastanawiać, czy ten rower to faktycznie duży plus czasowy ;-) W końcu ruszyliśmy, ale u mnie podobnie jak za pierwszym fotelikowym razem tych ileś miesięcy temu, ponownie włączyło się anty-fotelikowe nastawienie. Oczywiście nie bez podstaw! Badziewie i tyle. Kto w tym dzieci wozi... Chyba tylko przez przymus... Do przedszkola jechało się całkiem fajnie :-) Karol jeździ jak stary wyga, a Kasia siedziała spokojnie i chyba nawet się słowem nie odezwała :-)
W drodze powrotnej Antek rozpędził się nad wyraz szybko! Chyba był bardzo spragniony jazdy, bo dosłownie wyrywał asfalt z drogi rowerowej! Był jakiś taki bardzo dynamiczny! Czy to brak masy na tyle, czy może kilometry na szosie zrobiły swoje - tego nie wiem, ale dosłownie rozpruwaliśmy powietrze :-)


Dane wyjazdu:
47.77 km 0.00 km teren
03:11 h 15.01 km/h:
Maks. pr.:48.40 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Powtórka trasy na Ankę :-)

Sobota, 5 sierpnia 2017 · dodano: 24.12.2017 | Komentarze 0

Fala upałów wciąż trwała :-) Postanowiliśmy dziś wybrać się na "odwołaną" ostatnio wycieczkę z atrakcjami wokoło Góry św. Anny :-)



Z Kędzierzyna wydostaliśmy się drogą awaryjną ostatniej przerwanej wycieczki :-) Dość szybko wjechaliśmy do lasu,  mijając miejsce gdzie Aneczka zgubiła telefon, a później to gdzie zauważyłem kompletnego flaka w Antkowym kole :-) Jeszcze wcześniej na skraju lasu Karolek nie omieszkał przypomnieć, abym tym razem nie złapał gumy ;-) Wkrótce mknęliśmy po asfalcie w Łąkach Kozielskich, by tuż za nimi zjechać na polny trakt :-) Tam żniwa trwały w najlepsze! :-) Niedługo potem znów zjechaliśmy na drogę prowadzącą do Leśnicy :-) Przeszło mi przez myśl, aby zmienić trasę i skręcić w ulicę poprowadzoną w korycie rzeki, ale nie wiedziałem, czy nie zamoczę tam przyczepki. Z nieba lał się skwar, a nas czekał podjazd... :-) Poszło nam jednak nadzwyczaj dobrze! Jeszcze na początku podnóża góry wyprzedziliśmy trzech rowerzystów wyglądających na profesjonalistów, a jeszcze tuż za pierwszym zakrętem kolejnych dwóch :-) Podjazd jednak dawał się we znaki! Nie chciałem się zatrzymywać gdyż byłem ciekaw, czy któryś z wyprzedzonych rowerzystów dojdzie nas przed szczytem, ale już pod koniec praktycznie spływałem :-) Ostatnią prostą już na szczyt pokonałem ociekając potem na twarzy :-) Znając swój organizm wiedziałem, że to bardziej z gorąca niż z samego wysiłku, ale mimo wszystko dzisiejszy podjazd dał nam w kość! Później wyliczyliśmy, że na dyszlu miałem ponad pięćdziesiąt kilogramów wagi! U Aneczki było podobnie, ale mimo to moja twardzielka pokonała cały dystans bez żadnego przystanku! Dla pokrzepienia usiedliśmy na zasłużone lody! :-)
Gorąco nie ustępowało! Udaliśmy się w drogę do głównej atrakcji dzisiejszego dnia :-) Zjeżdżalnia grawitacyjna spodobała się zarówno Karolkowi jak i Kasi tak bardzo, że na sam koniec mieliśmy problem z podziałem biletów! :-) Nawet mama skusiła się na przejazd! :-) Bilety skończyły się nam bardzo szybko, choć i tak zjeżdżaliśmy ponadprogramową ilość razy ;-) Dzieci postanowiły pobawić się jeszcze na położonym obok placu zabaw, ale nie trwało to długo, ponieważ zupełnie nie osłonięte od słońca miejsce sprawiało, że czuliśmy się tam jak na pustyni! :-) Szybko się więc stamtąd zmyliśmy! Na wybrukowanej drodze w dół, biegnącej tuż przy Parku Geologicznym wykręciłem ponad czterdzieści kilometrów na godzinę! Na takiej nawierzchni z przyczepką o słusznej masie, niosło to ze sobą mały przypływ pozytywnej adrenaliny! :-) Przyjemnie było również na zjeździe do Zdzieszowic :-) Jakby mało było przyjemności, trafiliśmy po drodze na kurtynę wodną! :-) Przejechaliśmy tamtędy kilka razy! :-) Dzięki temu gdy wjechaliśmy później na prom, ten ruszył w rejs dosłownie po jakieś minucie! :-) Sama przeprawa również minęła nam bardzo szybko :-) Później jednak zaczęło nam znowu trochę doskwierać słońce i gorąco :-) Daliśmy jednak radę i wkrótce byliśmy u babci Beci :-) Znów były lody, ale to nie była ostatnia atrakcja, bo u wujka Łukasza czekał na nas basen! To znaczy to my trochę na niego czekaliśmy, ale zdecydowanie było warto! :-) Po tak spędzonym dniu, wymęczeni, ale szczęśliwi wracaliśmy do domu :-) Ja również czułem już odpływ sił, ale w kozielskim parku nagle dostałem wiatru w nogi! ;-) Zaczęliśmy z Antkiem gnać! Park przejechaliśmy sprintem! :-) Ba! Podobnie było również na drodze rowerowej! :-) Zapomniałem o Bożym świecie ;-) Miałem super satysfakcję czując, jak moje nogi napędzają rower ciągnący ponad pięćdziesięciokilową przyczepkę! :-) Za drogą rowerową na Pogorzelcu dopadła mnie jednak kolka ;-) Nieco zwolniłem ale nie na długo! :-) Podjeżdżając pod dom byłem zgrzany, ale szczęśliwy! Reszta wody z bidonu wylądowała na mojej głowie, obficie ją polewając! :-) Aaach... :-) Fajnie! :-)

Żniwa w pełni! :-)


Dotarliśmy! :-) Cześć! ;-)


Na zasłużonym odpoczynku :-)


Pomnik Powstańców Śląskich.


Cześć Antek! :-)


Na starcie mama miała adrenalinę, ale teraz już relaksio ;-)


Mmm... Rowerki... :-)


Park Geologiczny :-)


Na promie :-)


Jeśli tej kózce było tak gorąco jak nam... Gdy tylko się zatrzymaliśmy, brak pędu powietrza od razu zmusił nas do ponownego startu!


Dane wyjazdu:
15.19 km 0.00 km teren
01:26 h 10.60 km/h:
Maks. pr.:27.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Drugi wyjazd, druga dętka... ;-)

Niedziela, 30 lipca 2017 · dodano: 24.12.2017 | Komentarze 0

Po wymianie dętki i odpoczynku po grzejącym słońcu, ponownie ruszyliśmy w drogę :-) Niestety nie udało się podjechać na dwie zaplanowane na dziś atrakcje, ale ta chyba największa wciąż na dzieci czekała :-) Trzeba tam było tylko dojechać :-)



I sama jazda była zgoła odmienna od tej, której doświadczałem w ostatnim czasie :-) Napompowane odpowiednio koło odwdzięczało się zdecydowanie lepszą trakcją, którą poczułem już na pierwszych metrach, w zasadzie gdy tylko wprawiłem koła w ruch :-) Oczywiście przełożyło się to na prędkość! :-) Gdy już dotarliśmy do Koźla, zgodnie z założeniem wjechaliśmy na wał przy Odrze. Ku mojemu zdziwieniu pod koniec tego etapu minęła nas łódź motorowa :-) Widziałem ją tu po raz pierwszy w życiu :-) Na miejscu już na nasz czekali :-) Maluchy popluskały się w basenie chyba za wszystkie czasy! :-) Do domu zebraliśmy się pod wieczór, kontynuując jazdę trasą zaplanowaną na dzisiejszy pierwszy wyjazd :-) Jechało się świetnie, ale chyba niepotrzebnie tak nadkładaliśmy drogi jadąc tą "pechową" trasą, bo gdy tylko minąłem bramki drogi rowerowej, ponownie poczułem falowanie tyłu. Tym razem było jeszcze mocniejsze i faktycznie - jechałem już prawie na feldze! Mało tego! Pompowanie dosłownie niczego nie dawało! Cóż trzeba było począć... Zrobiliśmy sobie spacer do domu ;-)
Po powrocie od razu zabrałem się za naprawę. Dwie dętki jednego dnia i to jeszcze w Antku?!? Coś musiało być nie tak! Szybko okazało się, że to co pierwotnie uznałem za wkładkę i co było kolorystycznie bardzo do wkładki podobne, okazało się być małym kawałkiem szkła! A przecież wywijałem oponą w tym miejscu na wszystkie strony i niczego nie zauważyłem! Wtedy schowane bardzo między warstwami gumy, a teraz praktycznie postawione na sztorc, dosłownie przecięło dętkę... Bywa i tak... :-)

Jest relaksio :-)


Na parkowej alejce :-)


Na drodze rowerowej ;-)


I na spacerze ;-)


Bardzo miły pan kombajnista, który specjalnie dla nas włączył WSZYSTKIE światła, dodatkowo koguta na dachu i jeszcze kilka razy tymi światłami zamrugał :-) Sympatycznie :-)


Dane wyjazdu:
20.58 km 0.00 km teren
01:26 h 14.36 km/h:
Maks. pr.:29.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Dwadzieścia zamiast pięćdziesięciu pięciu :-)

Niedziela, 30 lipca 2017 · dodano: 24.12.2017 | Komentarze 0

Weekend w końcu zapowiadał się słonecznie :-) Mieliśmy plan, aby pojechać do Gliwic na samoloty, a później gdzieś na rower, ale okazało się, że akurat w ten weekend spadochronowa załoga miała wolne. Chwilę pomyśleliśmy i do głów wpadł nam zupełnie nowy plan! Nawet auta nie trzeba było ruszać! :-) Ot plac zabaw z wysoką wieżą, zjeżdżalnia grawitacyjna na Górze św. Anny, przejazd promem bo to dla dzieci przecież również atrakcja, a na sam koniec wisienka na torcie - ogromny basen u wujka Łukasza! :-) Do dzieła! :-)



Wyruszyliśmy minimalnie później niż byśmy sobie tego życzyli, ale wszystko jeszcze było zgodnie z planem :-) Z nieba już lał się żar! Na placu zabaw byliśmy odliczone dwadzieścia pięć minut, przy okazji spotykając się niespodziewanie z jedną znajomą :-) Ania poopowiadała jak to zawsze wypełniamy rowerowe plany - jeśli trasa jest zaplanowana, to trzeba ją zrobić.  Nieważne, czy deszcz, czy niepogoda! ;-) Gdy już ruszyliśmy dalej przypomniało mi się o tym, że na placu zabaw miałem dopompować Antkowe tylne koło. Już od dłuższego czasu było w nim troszkę mniej powietrza niż powinno być, ale głównie jeździłem sam do pracy, więc wcale mi to nie przeszkadzało. Minęliśmy las za Lenartowicami i gdy jechaliśmy już asfaltem w kierunku Kanału Gliwickiego poczułem, jak tylne koło pływa. Od razu postanowiłem zatrzymać się w leśnym cieniu na szlaku, przy okazji nieco narzekając na wydajność pompki. Przy okazji każde z nas nieco odetchnęło, korzystając z faktu, iż uciążliwe miasto mieliśmy za sobą :-) Wyczekując już kolejnej atrakcji ruszyliśmy dalej. Niestety ujechaliśmy tylko jakieś dwa kilometry i ponownie poczułem pływanie na tyle roweru. Okazało się, że napompowanego wcześniej powietrza prawie już nie było! Czyżby to pierwsza guma Antka?!? Poczułem się z tym lekko nieswojo. Moja niezawodna wyprawówka, rower do zadań specjalnych, wierny kompan na szlakach wszelakich nie jest w stanie kontynuować podróży...! Poza tym mieliśmy ułożoną naprawdę bardzo fajną trasę! Szkoda było wracać, ale decyzja zapadła bardzo szybko. Słychać było wyraźnie, jak z koła schodzi powietrze. To nie była mała dziurka. Koło trzeba było pompować jeszcze zanim wyjechaliśmy z lasu. Później ponownie obok działek na Kuźniczkach, a przecież od momentu wykrycia defektu, od domu dzieliło nas tylko jakieś pięć kilometrów! Swoje na pewno zrobiła też mocno obciążona już przyczepka. Karol swoje już waży ;-) Szkoda tylko było atrakcji dzisiejszego wyjazdu ale myślę, że za niedługo go powtórzymy :-)

Na placu zabaw :-)


Pierwsze pompowanie koła :-)


15100900 kilometrów Antka bez defektu! ;-)


Miejsce niefortunnego odkrycia ;-) Na dokładkę, gdy wjeżdżaliśmy w las przed placem zabaw, wspomniałem inne niefortunne rowerowe wydarzenie sprzed lat - mocną glebę na Kosi, po której została mi zacna blizna.


Gdzieś tu Ania wypatrzyła rozcięcie i faktycznie - słychać było bardzo, ale ja rozcięcia tu nie widziałem :-)


Sławny samochód z artykułu w lokalnej gazecie ;-)


Dane wyjazdu:
14.48 km 0.00 km teren
01:25 h 10.22 km/h:
Maks. pr.:29.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Kaszebe, wyjazd 5 :-)

Niedziela, 9 lipca 2017 · dodano: 23.12.2017 | Komentarze 0

Na sam koniec pobytu trafiła się nam lepsza pogoda... Ech to... ;-)



Śmignęliśmy sobie traskę w pobliżu :-) W zasadzie to mogłaby to być trasa na start pobytu, ale wtedy nie pozwoliła nam na to pogoda :-) Była bardzo fajna, a dodatkowo dzieciaczki pobawiły się świetnie na placu zabaw i na plaży, a ja spróbowałem tutejszych przepysznych gofrów :-)

Łabędzia mama przy brzegu Jeziora Wielewskiego :-)


Na szlaku :-)


I nawet koniki się trafiły :-)


Przy jeziorze :-)


Sss... ;-)


I pisk Aneczki ;-)


Sielankowo... :-)


Gofry! :-)


Kalwaria Wielewska


Przy plaży i na placu zabaw :-)


Dane wyjazdu:
41.61 km 0.00 km teren
02:45 h 15.13 km/h:
Maks. pr.:44.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Kaszebe, wyjazd 4 :-)

Piątek, 7 lipca 2017 · dodano: 23.12.2017 | Komentarze 0

Niebo o poranku przysłoniły nam chmury. Miało co prawda nie padać, ale z mojego punktu widzenia to nie było już to co wczoraj... :-) W trasę również wybraliśmy się dość późno, bo było chyba nawet pod dwunastej.



Już na samym starcie musiałem improwizować :-) Okazało się, że wytyczona trasa biegnie bardzo ruchliwą drogą. Coś tutejsze drogi nie współgrają z mapami i stanem faktycznym ;-) Wjechaliśmy zatem na czarny szlak pieszy :-) Było nawet wymagająco, ale przez to i fajnie! :-) Niedługo potem zaczęliśmy wspinać się na Wieżycę. Momentami jechało się ciężko, raz nawet musiałem podprowadzić Antka, ale generalnie to wyzwanie było bardzo fajne i pozytywne! :-) Był ciąg do jazdy pod górę! :-) Na szczycie wieży nie spędziliśmy jednak za dużo czasu. Gorsza niż wczoraj pogoda i słabsze widoki nie zachęcały by zostać tam jeszcze chwilę dłużej. Zejście to była chyba słuszna decyzja, bo zjazd rowerami ze wzniesienia był dosłownie suuper! :-) Gdyby nie Antkowe opony nie musiałbym hamować się wcale... :-) Mimo tego i tak było wspaniale! :-) Zasygnalizowałem Ani, że to ostatnia atrakcja dzisiejszego dnia i niestety miałem rację. Asfaltowa trasa którą jechaliśmy później była dość monotonna, jednak też męcząca, obfitująca w pagórki, spory ruch samochodowy i deszczową pogodę. W zasadzie to padać zaczęło, gdy tylko zjechaliśmy na asfalt po wizycie na wieży widokowej. Pojawiła się szarość, a samochody dopełniły swego... Nawet na niskiej kategorii drodze w lesie ciągnęły TIRy! Dzisiejsza trasa to był drugi, gorszy biegun wczorajszej wycieczki... Mimo wszystko sam wyjazd oceniliśmy pozytywnie :-) Ot, kilometry w nowym miejscu nabite, rower był, uśmiech był :-)

Pierwszy punkt postojowy na czarnym szlaku.


Na wylocie na główną zastaliśmy zamknięty szlaban. Antka przeprowadziłem pod skosem, a przyczepka przeszła dosłownie na pół centymetra! :-)


Na wieży widokowej :-)


Niespodzianka na szlaku :-)


Pędzimy w dół! :-)


Niestety już koniec zjazdu... :-)


Koniki :-)


Jezioro Ostrzyckie


Jezioro Ostrzyckie w Ostrzycach ;-)


Przy pomniku pamięci bohaterów Ruchu Oporu Pomorza Gdańskiego.


Na przesmyku między Jeziorami Raduńskimi - Górnym i Dolnym :-)


Krótki przystanek w Gołubiu


Końcówka trasy i widziany już dziś zza szyby samochodu czarny eksponat :-)


Dane wyjazdu:
50.49 km 0.00 km teren
04:14 h 11.93 km/h:
Maks. pr.:44.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Kaszebe, wyjazd 3 :-)

Czwartek, 6 lipca 2017 · dodano: 23.12.2017 | Komentarze 0

W końcu przyszła dobra pogoda! Zbieraliśmy się co prawda dość długo, ale gdy już wyruszyliśmy...



...to za sprawą mojej pomyłki wjechaliśmy w złą drogę i musieliśmy się wracać :-) Gdy już trafiliśmy na odpowiednią, zaczęły się schody ;-) To znaczy piaszczyste wzgórze :-) I tak miało być podczas całego dzisiejszego wyjazdu! Z tych pięćdziesięciu kilometrów trasy, asfaltu było praktycznie nic! :-) Mimo tego strasznie się nam ten wyjazd spodobał! Strasznie! I gdyby nie to, że kończył się nam dzień i mieliśmy jeszcze ze sobą dzieci, to jechalibyśmy tak i jechali i jechali... :-) Na sam koniec miałem jeszcze duży problem, aby zdemontować dyszel z przyczepki. Ona chyba dalej chciała jechać... ;-)

Wjeżdżamy na szlak :-)


Tego znaku się trzymamy! :-)


Widoki z trasy :-)


Przy Jeziorze Wdzydzkim :-)


Ciekawe kto tak wytyczył rowerowy szlak! :-)


Punkt widokowy we Wdzydzach Tucholskich :-)


Super fajnych trudów ciąg dalszy :-)


Toj toje rodem z PRLu ;-)


Na szlaku... :-)


Wiatrak na terenie skansenu we Wdzydzach Kiszewskich :-)


Asystent kelnera w odwiedzonej przez nas restauracji :-)


Wieża widokowa we Wdzydzach Kiszewskich :-) Na samej górze było troszkę strachowo, ale musiałem być twardy - rodzina patrzyła ;-)


Ponownie na szlaku :-)


Na drewnianym mostku przed Przerębską Hutą :-)


I znów trzeba pchać... :-) Mimo sporych chęci po prostu nie dajemy rady :-)


Jedna z większych atrakcji na trasie! ;-)


Chyba trafiliśmy na zaplecze muzeum starych samochodów w Kościerzynie ;-)


Kaszuby! Kaszuby! ;-)


Chwila, moment i Antek stoi w poprzek drogi! :-) To w końcu musiało się stać... :-) Fajnie! :-)


Znów będzie przeprawa...! :-)


Czekamy na mamę :-)


Dane wyjazdu:
23.77 km 0.00 km teren
02:19 h 10.26 km/h:
Maks. pr.:34.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Kaszebe, wyjazd 2 :-)

Poniedziałek, 3 lipca 2017 · dodano: 23.12.2017 | Komentarze 0

Poranek był w kratkę. Raz na bardzo krótko świeciło słońce, aby za chwile zakryły je czarno-szare chmury. Jednym słowem - nieciekawie. Bujaliśmy się tak około dwóch godzin. Mnie jakoś niespecjalnie to przeszkadzało, bo wciąż leżałem w łóżku, ale Aneczka napierała :-) Ta, to musi mieć jakiś plan! ;-)



Wyjechaliśmy na skróconą wersję jednej z przygotowanych tras :-) W końcu mogliśmy złapać trochę uroku tutejszych okolic :-) Były też porównania do Roztocza :-) Finalnie pogoda nas oszczędziła :-) Były co prawda ciemne chmury nad głowami, ale jeśli już padało, to były to tylko pojedyncze kropelki :-) W drodze powrotnej wstąpiliśmy też na obiecany plac zabaw :-)

Niespodziewana atrakcja na początku wyjazdu :-)


Zwierzątka na trasie :-)


Wda poniżej :-)


Takich smaczków widzieliśmy podczas tego urlopu co niemiara! :-) Tutaj: znak drogowy umieszczony w słupie i "przymocowany" drutem. Kosmos! :-))


Na terenie Rezerwatu Kręgi Kamienne.


Krasnoludek! ;-)


Gdy opuściliśmy już Rezerwat, dołączył do nas śmiało poczynający sobie motylek :-)


Zadziwiająca budowla napotkana na trasie.


To tylko część tutejszych, jakże różnorodnych krajobrazów :-)


Obiecany plac zabaw ;-)


Pomnik w Karsinie.


Dane wyjazdu:
4.27 km 0.00 km teren
00:23 h 11.14 km/h:
Maks. pr.:28.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Kaszebe, wyjazd 1 :-)

Niedziela, 2 lipca 2017 · dodano: 23.12.2017 | Komentarze 0

Ciemne chmury pojawiły się w zasadzie od razu, jak tylko wczoraj zjechaliśmy z autostrady... Pogoda na Kaszubach nie okazała się wcale gościnna. Nie udało się zatem wyjść od razu na rower, na co tak liczyłem. Byłoby fajnie na start objechać najbliższą okolicę, ale padało praktycznie przez cały dzień. Dzisiaj poranek był zgoła odmienny, ale już mieliśmy zaplanowany wyjazd na pobyt "pod dachem". Prognozy zatem nie po raz pierwszy się nie sprawdziły. W ciągu dnia naszły jednak zapowiedziane chmury i trochę pokropiło. Gdy już wróciliśmy do naszego tymczasowego domu, nagle wyszło słońce i zrobiło się dość ciepło! :-) Ruszyliśmy!



To miał być tylko krótki przejazd po najbliższej okolicy i tak też było. Gdy tylko dojechaliśmy do jeziora, zaczęło bardzo mocno wiać i znów pojawiły się ciemne chmury. Ech... Trzeba było wracać.
Tyle mieliśmy tu zobaczyć, tyle objeździć, ale niestety prognozy nie są optymistyczne... Pozostaje mieć nadzieję, że... jak zawsze się nie sprawdzą! ;-)

Przy Jeziorze Wielewskim


Kalwaria Wielewska