Info
Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)Więcej moich rowerowych statystyk.
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2019, Grudzień1 - 0
- 2019, Listopad2 - 0
- 2019, Październik4 - 0
- 2019, Wrzesień5 - 0
- 2019, Sierpień10 - 0
- 2019, Lipiec13 - 0
- 2019, Czerwiec7 - 0
- 2019, Maj1 - 0
- 2019, Kwiecień3 - 0
- 2019, Marzec1 - 0
- 2019, Luty2 - 0
- 2019, Styczeń1 - 0
- 2018, Grudzień1 - 0
- 2018, Listopad2 - 0
- 2018, Październik4 - 0
- 2018, Wrzesień11 - 0
- 2018, Sierpień10 - 0
- 2018, Lipiec16 - 0
- 2018, Czerwiec12 - 0
- 2018, Maj16 - 0
- 2018, Kwiecień13 - 0
- 2018, Marzec4 - 0
- 2018, Luty5 - 0
- 2018, Styczeń4 - 0
- 2017, Grudzień3 - 0
- 2017, Listopad1 - 0
- 2017, Październik7 - 0
- 2017, Wrzesień4 - 0
- 2017, Sierpień20 - 0
- 2017, Lipiec17 - 0
- 2017, Czerwiec24 - 0
- 2017, Maj31 - 0
- 2017, Kwiecień6 - 0
- 2017, Marzec6 - 0
- 2017, Luty2 - 0
- 2017, Styczeń2 - 0
- 2016, Grudzień5 - 0
- 2016, Listopad2 - 0
- 2016, Październik12 - 0
- 2016, Wrzesień7 - 0
- 2016, Sierpień17 - 0
- 2016, Lipiec9 - 0
- 2016, Czerwiec10 - 0
- 2016, Maj19 - 0
- 2016, Kwiecień18 - 0
- 2016, Marzec4 - 0
- 2016, Luty3 - 0
- 2016, Styczeń8 - 0
- 2015, Grudzień5 - 0
- 2015, Listopad4 - 0
- 2015, Październik6 - 0
- 2015, Wrzesień23 - 0
- 2015, Sierpień24 - 0
- 2015, Lipiec26 - 0
- 2015, Czerwiec22 - 0
- 2015, Maj26 - 0
- 2015, Kwiecień22 - 0
- 2015, Marzec25 - 0
- 2015, Luty19 - 0
- 2015, Styczeń14 - 0
- 2014, Grudzień8 - 0
- 2014, Listopad20 - 0
- 2014, Październik20 - 0
- 2014, Wrzesień5 - 0
- 2014, Sierpień6 - 0
- 2014, Lipiec6 - 0
- 2014, Czerwiec7 - 0
- 2014, Maj10 - 0
- 2014, Kwiecień7 - 0
- 2014, Marzec6 - 0
- 2014, Luty4 - 0
- 2014, Styczeń4 - 0
- 2013, Grudzień1 - 0
- 2013, Listopad2 - 0
- 2013, Październik2 - 0
- 2013, Wrzesień4 - 0
- 2013, Sierpień11 - 0
- 2013, Lipiec7 - 0
- 2013, Czerwiec8 - 0
- 2013, Maj3 - 0
- 2013, Kwiecień2 - 0
- 2013, Marzec1 - 0
- 2013, Luty1 - 0
- 2013, Styczeń2 - 0
- 2012, Grudzień2 - 0
- 2012, Listopad3 - 0
- 2012, Październik2 - 0
- 2012, Wrzesień6 - 0
- 2012, Sierpień21 - 0
- 2012, Lipiec21 - 0
- 2012, Czerwiec17 - 0
- 2012, Maj20 - 0
- 2012, Kwiecień5 - 0
- 2012, Marzec8 - 0
- 2012, Luty10 - 0
- 2012, Styczeń11 - 0
- 2011, Grudzień9 - 0
- 2011, Listopad13 - 0
- 2011, Październik4 - 0
- 2011, Wrzesień19 - 0
- 2011, Sierpień23 - 0
- 2011, Lipiec31 - 0
- 2011, Czerwiec22 - 0
- 2011, Maj27 - 0
- 2011, Kwiecień16 - 0
- 2011, Marzec14 - 0
- 2011, Luty7 - 0
- 2011, Styczeń7 - 0
- 2010, Grudzień9 - 0
- 2010, Listopad9 - 0
- 2010, Październik17 - 0
- 2010, Wrzesień24 - 0
- 2010, Sierpień22 - 0
- 2010, Lipiec4 - 0
- 2010, Czerwiec5 - 0
- 2010, Maj1 - 0
Dane wyjazdu:
39.69 km
0.00 km teren
02:25 h
16.42 km/h:
Maks. pr.:33.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek
Dziergowska masakra drogą lodową :P
Niedziela, 15 lutego 2015 · dodano: 15.02.2015 | Komentarze 0
"Chyba zaraz powiem coś, czego będę żałować" - powiedziała Aneczka, proponując mi wyjście na rower. Jeszcze wczoraj wieczorem miałem taki cichy plan, ale w związku z tym, że nie wytyczyłem trasy i będąc dziś z pełną chatą, w zasadzie odpuściłem dzisiejsze wyjście. Gdy jednak w domu zrobiło się pusto pojawiła się myśl o wyjściu. Przed kompem mogłem siedzieć również i wieczorem, a dodatkowo była okazja ku temu, by poprawić lutowy dystans kilometrowy. Postanowiłem pojechać do Dziergowic. Odpowiednio ustawiając trasę, można tam było dojechać bardzo szybko :-)Słońce pięknie świeciło. Była czternasta, dzień był piękny i cudowny. Gdy ruszyłem, przeżyłem szok. Antek po ponad miesiącu przerwy, był jakiś dziki! Pozycja na rowerze co prawda wygodniejsza, ale za to kierownica i czułość skręcania ojej... :-) Przyzwyczaiłem się tuż po opuszczeniu osiedla :-) Dodatkowym problemem było ciśnienie w oponach. Antek ma jeszcze fabryczne dętki, raczej średniej jakości, a z moimi aktualnymi oponami raczej szybko nie będę miał doraźnej okazji, by je wymienić. Chyba muszę zrobić to ot tak i sprawić mu gumki o lepszej gęstości. Na asfaltowej drodze na Azotach zatrzymałem się, by napompować koła i od tej pory rower znacznie przyśpieszył :-) Jechałem pod wiatr, niebawem docierając do mostku na Bierawce. Do samej Bierawy doleciałem bardzo sprawnie, wbijając na asfalt, gdzie trochę podkręciłem tempo. Lekko wiał wiatr, ale mimo że jechałem bez komina i czapki, wcale mi to nie przeszkadzało :-)
W Lubieszowie wjechałem w las, szybko zwracając uwagę na napotkany niegdyś taki sam znak. Oświeciło mnie momentalnie! To prawdopodobnie oznaczenie szlaku dla biegaczy - na początku marca odbywają się tu wyścigi psich zaprzęgów :-) Leżało tu też trochę śniegu, który cieszył oko :-) Niestety w drodze dojazdowej do zbiornika wodnego było już znacznie gorzej. Droga skuta była lodem. Gdy dotarłem nad brzeg zastałem dokładnie to, czego tu oczekiwałem, a mianowicie rozmokłą drogę. Na szczęście z Antkowymi błotnikami nie miałem się czego obawiać :-) Gorzej było jednak dalej, gdyż ponownie pojawił się lód. Cieszyłem się jednak z możliwości prowadzenia technicznej jazdy, choć kilka razy mnie postawiło :-) Zagłębiałem się w leśny trakt, brnąc coraz to bardziej w lodową krainę. Momentami przyczepność była dosłownie zerowa! Raz sunąłem na butach, trzymając się Antkowej kierownicy, praktycznie jak sankami ;-) Najzabawniej było wtedy, gdy przedni i tylne koło jechały w innej koleinie - Antek jechał jak samochód zostawiający cztery ślady ;-) Oczywiście tylko przez sekundy. Śnieg chrobotał pod kołami, wyrzucając od czasu do czasu spod dyszy błotnika pióropusz mokrego śniegu. Tempo jazdy było żadne, a przed nami widać było tylko lodową nitkę. Przed upadkiem ratowałem się jakieś kilkadziesiąt razy. Ta podróż wydawała się nie mieć końca... Czas przejazdu przez tylko ten odcinek był bardzo długi i wiedziałem już, że do domu wrócę po zachodzie słońca. Tymczasem męczarnia nie skończyła się wraz ze zmianą lodowej nawierzchni. Przy kopalni piasku droga była tak grząska, że opory toczenia wyraźnie mnie spowalniały. Na całe szczęście nie trwało to długo. Korzystając z okazji zatrzymałem się jeszcze przy zabytkowych lokomotywach :-)
W końcu miałem przed sobą równą (jak na nasze warunki ;-) ), asfaltową drogę :-) Zachodzące słońce schowało się za okoliczne drzewa, a wraz z tym spadła temperatura otoczenia. Wjechałem w las i zatrzymałem się na zmianę koszulki. Od tej pory jechało mi się już zupełnie komfortowo termicznie :-) Zrezygnowałem z postoju przy wieży obserwacyjnej w Starej Kuźni, oraz postanowiłem też maksymalnie dociągnąć asfaltem, rezygnując z zaplanowanego wcześniejszego zjazdu do lasu. W ten sposób nadrobiłem sporo czasu, a jechałem już pod lekkim stresem wiedząc, że Aneczka prawdopodobnie już się o mnie martwi. Zastanawiałem się jedynie tylko nad tym, czy wjeżdżać w znaną mi leśną aleję, czy też pojechać dalej i skręcić w asfaltową drogę przy wysypisku śmieci. Ostatecznie zdecydowałem się wjechać już w las. Dobrze było przez pierwsze kilkadziesiąt metrów, a później ponownie pojawiły się spore ilości lodu. Dodatkowo zaczynało już zmierzchać. W pewnym momencie rower majtnął w bok, a ja - w ułamku sekundy oceniając sytuację - poleciałem na bok i świadomie na plecach sturlałem się do rowu :-) Szybko wstałem otrzepując rękaw i śmiejąc się przy tym :-) Taka fajna gleba mi się udała! :-) Antek wpadł jedynie kierownicą w śnieg, także i jemu nic a nic się nie stało :-) Po chwili przystanęliśmy przy leśnej kapliczce, w której ktoś pozostawił świecący znicz na baterie :-)
Zaczęło mi być śpieszno do domu z powodu Aneczki. Droga jednak nie ułatwiała pokonywania dystansu. Wszędzie leżał lód. Zacząłem lekko zastanawiać się, czy jednak nie zrobiłbym lepiej wjeżdżając dalej na asfaltową drogę. Wtem Antek stracił przyczepność i oparł się kierownicą o lodową skorupę. Ja jakoś się wybroniłem przed spotkaniem z twardą nawierzchnią. Gdy podniosłem wzrok, zauważyłem po prawej dukt, z którego wyjechałbym wybierając alternatywną wersję trasy. Nie wyglądał na zlodowaciały... :-) Doturlałem się jakoś do mostu na Kanale Kędzierzyńskim. Lód miałem już za plecami, ale co z tego! Droga, to była sama błotna breja! Miałem sześć kilometrów do domu i miałem wrażenie, że już dawno taka odległość nie stanowiła takiego dystansu. W końcu jednak wjechałem na czystą nawierzchnię. Ulicą łykałem dystans. Azotowy skrót nie stanowił problemu. Jadąc aleją Partyzantów natrafiłem jednak na ślepego kierowcę, który manewrując przy parkingu praktycznie zajechał mi drogę. Jechałem tam dosyć szybko, na tyle że zdążyłem wyprzedzić rozpędzający się samochód. Gdy to zrobiłem dałem bardzo wyraźny znak kierującemu, co myślę o jego kretyńskim zachowaniu. Uff... Co to był za przejazd... :-) To wciąż zimowa pora, ale aż takich przygód się nie spodziewałem! :-)
_
A tak chciałem pojechać jutro do pracy czystym rowerem :-)
Droga rowerowa na Azotach. Przystanek na pompowanie kółek :-)
Tuż nieopodal Bierawki. Albo nie kojarzę, albo nie pamiętam... ;-) Zaskoczony oznaczeniem żółtego szlaku :-)
Obrzeża lasu w Lubieszowie. To chyba już wiem, co to za oznaczenie na drzewie :-)
Spokój, cisza i tylko ptaki śpiewają :-) W końcu udało mi się wypatrzeć dzięcioła :-) Tutejsze lasy bardzo zachęcają do tego, by je odwiedzać :-)
Lodowej przeprawy pierwszy symptom :-) Jeszcze jest zabawnie ;-)
Nad dziergowickim zbiornikiem wodnym :-) Dzień jest piękny :-)
Od tej pory będzie już tylko gorzej... :-)
Chwilowy postój...
...i pozycja roweru w trzy sekundy po próbie ruszenia z miejsca :-)
Walczymy z lodem :-)
Twardy, zamarznięty na mokro śnieg praktycznie w ogóle nie reagował na nacisk kół.
Lodowej ścieżki końca nie widać...
Lodowa kraina za plecami.
Mimo goniącego mnie czasu, zatrzymuję się na chwilę przy zabytkowych lokomotywach, wywołujących miłe wspomnienia :-)
Leśny postój za Kotlarnią. Zdejmuję koszulkę bez rękawów. Od tej pory ponownie jedzie się komfortowo :-)
Już w kierunku Kędzierzyna. Gałęzie pozostawione po ścince drzew również nie ułatwiały jazdy :-)
No i piękna gleba! :-) Nie zachowałem czystego konta, ale ile przy tym było zabawy...! :-)
Leśna kapliczka. Wdzięczność, to w życiu bardzo ważna sprawa.
I znowu zaczynamy walkę...
Kilkanaście razy w ciągu tego wyjazdu koła niespodziewanie zatapiały się pod lodem. Tym razem jechałem na pewniaka. Ile przy tym było hałasu... :-)
Zmierzch na azotowym skrócie...
Kategoria Wypady, nie w(y)padki ;-)
Dane wyjazdu:
47.07 km
0.00 km teren
02:05 h
22.59 km/h:
Maks. pr.:49.48 km/h
Temperatura:-3.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia
Piętnaście tysięcy na Ance :-)
Sobota, 14 lutego 2015 · dodano: 15.02.2015 | Komentarze 0
By zebrać się dziś na rower, musiałem odczekać dłuższą chwilę, by Karolek nie zorientował się, że mnie nie ma. Ania miałaby wtedy pospane...Temperatura była niższa, niż się tego spodziewałem. Ruszyłem raczej spokojnie, sprawnie dojeżdżając do Kłodnicy, gdzie pozdrowiliśmy się wzajemnie z jadącym w przeciwnym kierunku rowerzystą. Wyjeżdżając spod wiaduktu na stójce, poczułem jak tylne koło przez ułamek sekundy straciło przyczepność. To kwestia momentu obrotowego ;-) Przed Januszkowicami wypatrzyłem w oddali stado saren i po dłuższej chwili postoju pomknąłem dalej. Jechało mi się bardzo dobrze do momentu pierwszego nachylenia za Zdzieszowicami. Nagle straciłem motywację do jazdy pod górę. Trochę na żarty pomyślałem sobie, że to kara za wczorajszy brak roweru o poranku - nie wstałem mając później w ciągu dnia wyrzuty sumienia, gdyż warunki do jazdy miałbym świetne. Po króciutkim czasie wiedziałem już, że ten brak siły ciągu spowodowany był raczej na pewno zbyt późnym pójściem spać. Ostatecznie jednak wdrapałem się na sam szczyt :-) W zasadzie, to innego wyjścia mieć nie chciałem :-) Zjeżdżałem lekko tylko dokręcając :-) Droga do Czarnocina upłynęła mi na przyjemnym pokonywaniu dystansu. Gdy wjechałem na zalesiańskie pagórki, ponownie wypatrzyłem w oddali sarnę. Zanim dotarłem do domu, zatrzymałem się jeszcze przy wjeździe do lasu przy Kanale Gliwickim. Później okazało się, że mniej więcej w tym miejscu przekroczyłem piętnasto tysięczny kilometr na blogu :-)
Przełom nocy i dnia.
Postój u podnóża Góry św. Anny.
Z drugiej strony kadru.
Nieopodal Kapliczki Trzech Braci. Słoneczko ładnie oświetla przestrzeń poza lasem.
Lodowy podjazd :-)
W końcu na szczycie :-)
Zamarznięta spora kałuża :-) Ciekawe kto pierwszy rozjedzie ją autem ;-)
Malownicza droga wśród pól za Dolną.
A tu co znowu kombinują? Tuż obok uciążliwa autostrada.
Sarna na pagórkach przed Zalesiem.
Kategoria Wypady, nie w(y)padki ;-)
Dane wyjazdu:
13.64 km
0.00 km teren
00:35 h
23.38 km/h:
Maks. pr.:37.74 km/h
Temperatura:2.9
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia
Pół-wiosenna przejażdżka :-)
Czwartek, 12 lutego 2015 · dodano: 15.02.2015 | Komentarze 0
Dzień był całkiem jasny. Pod koniec pracy wręcz się rozkręciło :-) Pomyślałem zatem, że może po pracy uda się... Szybko zgasiłem jednak tą myśl z uwagi na późną porę w stosunku do zachodzącego słońca. W sekundę później ponownie ją zapaliłem! :-) Na klatce zatrzymał mnie na moment ankieter ogólnopolskiego ośrodka badawczego, więc kilka minut mi uciekło, ale za to moja cudowna Aneczka jak zwykle wspaniale ułatwiła mi życie, przygotowując bez mojej wiedzy rowerowe ubrania :-)Na zewnątrz okazało się, że było jednak bardziej wietrznie, niż wydawało mi się to w drodze do i z samochodu :-) Na azotowym skrócie początkowo nabrałem błotka na koła, obserwując znikające symptomy zimy. Za drzewami świeciło jeszcze jasno, nisko pochylone słońce :-) Po nawrocie, wśród gęstszych drzew, rower przyjemnie wierzgał na ciężkim i mokrym śniegu. Rozjeżdżałem zimę. Gdy już wyjechałem na asfalt, jedynym z czym musiałem się mierzyć, był przeciwny wiatr. Niebawem dotarłem do stawu, gdzie mogłem przez kilka chwil popatrzeć na chowające się za horyzont słońce. Pięknie... :-) A to dopiero początek! :-) Przypomniał mi się też bardzo dawny kozielski wyjazd :-) Zmieniłem kierunek jazdy i do Starego Koźla pięknie mknąłem :-) W zasadzie, to dobre tempo utrzymałem już do samego końca dzisiejszego wyjazdu :-) Fajnie czułem się po rowerku :-)
Początek azotowego skrótu. Zima jakby jeszcze jest, a już w powietrzu czuć, jakby jej nie było... :-)
Wyjeżdżając na chwilę z lasu drzew, starałem się złapać jak najwięcej słońca :-)
Dalszy ciąg azotowego skrótu. Kośka wspaniale tańczyła na śniegowej nawierzchni :-)
Obrzeża Starego Koźla.
Zachód słońca. Fajnie było na niego trafić akurat tutaj, przy towarzyszącej tafli wody :-)
Kategoria Krótko, nie zawsze na temat ;-)
Dane wyjazdu:
11.26 km
0.00 km teren
00:26 h
25.98 km/h:
Maks. pr.:32.40 km/h
Temperatura:2.2
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia
Trening 010/2015
Czwartek, 12 lutego 2015 · dodano: 15.02.2015 | Komentarze 0
Jestem. Jaka ta kołdra ciepła... Decyzję o wznowieniu porannych jazd ułatwiła wczorajsza popołudniowa wizyta w Koźlu. Wody po roztopach przynajmniej do ronda na Dębowej nie było już wcale. Połowa trasy była więc OK.Wyszedłbym bez roweru i w rozpiętej kurtce. Dopiero naciśnięcie klamki mnie otrzeźwiło. Nie było to stałe otępienie, a jedynie taka chwilówka w krytycznym momencie ;-) Gdy wyszedłem z klatki, po raz pierwszy odkąd zacząłem tak jeździć nie powitał mnie szum samochodów, a śpiewający obok ptak :-) Trasę przejechałem na swobodnie, kilka razy mocniej depcząc. Gdy po powrocie wspinałem się po schodach na górę, za oknem był już brzask :-)
Kategoria Krótko, nie zawsze na temat ;-)
Dane wyjazdu:
45.76 km
0.00 km teren
01:55 h
23.87 km/h:
Maks. pr.:52.25 km/h
Temperatura:-8.3
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia
Mroźne kręcenie wokoło Anki :-)
Sobota, 7 lutego 2015 · dodano: 08.02.2015 | Komentarze 0
Obudziłem się przed budzikiem, ale wstałem dopiero dziesięć minut po tym, jak zadzwonił. Miałem też wrażenie, że znowu guzdrałem się z przygotowaniem do wyjścia. Gdy już miałem opuszczać mieszkanie, zauważyłem Karolka drepczącego na pół śpiąco do naszej sypialni... :-)Było odczuwalnie zimno, ale jechało się bardzo przyjemnie :-) W Januszkowicach poczułem pierwsze nachylenie terenu, a za Zdzieszowicami rozpocząłem delikatne wznoszenie się :-) Wokoło panowała cisza, droga pięknie wiła się pośród ośnieżonych drzew i tylko gdy przystanąłem na chwilę przy kapliczce, odezwały się ptaki, w tym stukający dzięcioł. Dodatkowo gdzieś w oddali jakiś pies, tudzież wilkołak wył głośno do blednącego coraz bardziej księżyca... :-) Jadąc zamyślony na dwa zakręty przed punktem widokowym, zauważyłem sarnę przebiegającą mi drogę, a kolejną zauważyłem biegnącą w oddali. Ostatni etap podjazdu umiliło mi wychylające się zza horyzontu czerwone słońce :-) Postanowiłem więc zmienić przebieg trasy i pojechać natychmiast na swój punkt widokowy :-) Później była przerwa na banana ;-)
Zjazd z Góry św. Anny był mroźny, ale tak jak cała trasa bardzo przyjemny :-) Dodatkowo jechałem w miejscu, gdzie niedawno strzeliłem glebę. Wizyta tutaj po tak krótkim czasie, to akt pełnej odwagi i heroizmu ;-) Pęd mroźnego wiatru powodował, że nie gnałem ile się dało i docisnąłem dopiero na samym końcu zjazdu, gdy stromość była już raczej mizerna :-) Po drugiej stronie autostrady postanowiłem zatrzymać się na zdjęcie, umieszczając Kosię nieco dalej od drogi. Przypłaciłem to śniegiem w prawym bucie :-) Szybko jednak go zdjąłem i pozbyłem się zimnej i mokrej wkładki :-) Zdjęcia wyszły chyba całkiem fajne ;-) Niebawem wjechałem do Poręby, nie odpuszczając na tamtejszych pagórkach :-) Ogólnie druga część wyjazdu była całkiem dynamiczna i aż do samego Kędzierzyna jechałem na największej zębatce, utrzymując przy tym fajne tempo. Przyjemnie się nam jechało :-)
W lesie przed Januszkowicami. Droga, ciemnia, księżyc i ja :-) Linie wysokiego napięcia wkradły się w kadr akurat w miejscu postoju ;-)
Przy Kapliczce Trzech Braci. Droga pięknie wznosi się lekko ku górze...
Króciutki postój tuż przed ostatnim etapem podjazdu. W górze coraz szybciej blednie księżyc.
Wschód słońca na który załapałem się z przypadku :-)
Fotograficzny postój :-)
Ale tego to się nie spodziewałem :-)
Kategoria Krótko, nie zawsze na temat ;-)
Dane wyjazdu:
11.67 km
0.00 km teren
00:27 h
25.93 km/h:
Maks. pr.:42.13 km/h
Temperatura:-2.2
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia
Trening 009/2015
Piątek, 6 lutego 2015 · dodano: 08.02.2015 | Komentarze 0
W końcu wstałem. Wyszedłem spod cieplutkiej kołderki.Na drodze rowerowej nad wyraz łatwo nabrałem prędkości i jechało mi się bardzo swobodnie. Taka przerwa i takie wyniki? ;-) Niestety oznaczało to trudny powrót. Jadąc obwodnicą utrzymywałem świetne tempo. Za rondem moja średnia wynosiła nieco ponad trzydzieści kilometrów na godzinę. Całe Koźle aż do Kłodnicy przejechałem jednak ślimaczym tempem. Dodatkowo z góry zaczęło czymś sypać, chyba śniegiem. Za światłami zaczął wyprzedzać mnie sznurek samochodów, startujących jak ja po czerwonym świetle. W pierwszym odruchu trochę mnie rozpraszały, ale już po ułamku sekundy zacząłem je doceniać. Dzięki nim jechałem w małym tunelu aerodynamicznym. Faktycznie później od połowy Kłodnicy jechało się gorzej ;-)
Kategoria Krótko, nie zawsze na temat ;-)
Dane wyjazdu:
4.68 km
0.00 km teren
00:12 h
23.40 km/h:
Maks. pr.:30.50 km/h
Temperatura:1.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia
Cholera, koniec leniuchowania!
Czwartek, 5 lutego 2015 · dodano: 08.02.2015 | Komentarze 0
Kilka ostatnich dni było bezrowerowych. Początkowo to była raczej wina śniegu ;-) Później już brak porannego wstawania wszedł mi na moje nieszczęście w nawyk. Ostatnie dwa dni czułem się już nieswojo. Jak to? Dlaczego mam z tego ot tak rezygnować?!? Dodatkowo dziś w pracy nałapałem się energetycznych opowieści o nartach od jednej ze współpracownic z innej firmy. Energetycznie naładowany, nagle zacząłem śpieszyć się po pracy do domu :-) Na górę wpadłem ze słowami "już wychodzę!", przebrałem się i tyle mnie było! :-)Zanim wyjechałem, spotkałem jeszcze na dole swojego wspaniałego Karolka :-) Gdy ruszyłem, skierowałem swoje oczy na licznik. Od dzisiejszego wyjazdu za dane odpowiada Sigma BASE 1200 i w zasadzie ten wyjazd miał być testem, czy nowy licznik jest dobrze ustawiony. Fabryczne ustawienia nieco jednak przekłamywały na moją korzyść, więc będzie go trzeba lekko poprawić. Zakręciłem się o rondo na Kuźniczkach i wróciłem do domu, jeszcze przed zachodem słońca :-)
Kategoria Krótko, nie zawsze na temat ;-)
Dane wyjazdu:
45.00 km
0.00 km teren
02:17 h
19.71 km/h:
Maks. pr.:36.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia
Śniegowo-lodowe chrobotanie :-)
Sobota, 31 stycznia 2015 · dodano: 31.01.2015 | Komentarze 0
Prognozy pogody na sobotę nie były jakieś fajne. Miał padać śnieg, deszcz, lub śnieg z deszczem. Otwartym zatem pozostawało pytanie, czy uda mi się wyjść w sobotę rano na rower, by jeszcze trochę podkręcić styczniowy wynik. Poranek okazał się jednak łaskawy i co prawda zbierałem klamoty i siebie dłużej niż zwykle, ale mimo to prawie o czasie byłem gotowy do jazdy :-)Początek wyjazdu był niechlubny, bo złamałem przepisy o ruchu drogowym, wjeżdżając na zupełnie puste o tej porze rondo przy galerii handlowej ;-) Chyba nikt nie zauważył ;-) Spokojnie nabierałem tempa, jadąc w ciemności i obserwując przez chwilę mrugające światła samolotu, lecącego przede mną bezszelestnie. Za Kuźniczkami zaczął się festiwal oślepiających mnie kilku samochodów. Jeden z kierujących nie zgasił długich nawet wtedy, gdy dawałem mu sygnały o swoim istnieniu. Minąłem Kanał Gliwicki i zatopiłem się w jazdę. Koła mocno szeleściły na ośnieżonym lodzie i tak będzie już przez cały dzisiejszy wyjazd. Czarna nitka drogi, uroczo wiła się pośród drzew, spowitych w mrokach ustępującej powoli nocy. Dystans pokonywałem miarowo i całkiem sprawnie. Wyższy stopień trudności napotkałem, zjeżdżając w Zalesiu z głównej w kierunku nieczynnej stacji kolejowej. Tam śniegu było dużo więcej :-) Było również dużo piękniej, bardziej zimowo i nastrojowo... :-) Na odcinku do lasu, poświęciłem około kilkanaście minut na postoje i robienie zdjęć :-) W porównaniu z miastem i jego okolicą, tu było wręcz przepięknie i bajkowo! Zjeżdżając stamtąd nie mogłem pozwolić sobie jednak na bujanie w obłokach. Droga była oblodzona i frajdy ze stromego zjazdu nie miałem praktycznie wcale :-) Nic to! Biel dookoła dawała fajnego klimatu tej zimowej wycieczce :-) Za Czarnocinem czekały mnie kolejne zimowe widoki, które cieszyły oko! :-)
Gdy znalazłem się po drugiej stronie autostrady, wiatr przestał być moim sprzymierzeńcem. Zaczęło dosyć mocno wiać z boku i czołowo po zmianie kierunku. Robiłem jednak swoje :-) W Kadłubcu zjechałem z głównej, by - jak sądziłem - boczną drogą przy domach, kontynuować swój przejazd. Pokonałem lodowy podjazd, po czym utknąłem przy ostatnim gospodarstwie, nie widząc dalej drogi. Znalazłem ją po chwili, lecz bardzo szybko uznałem, że nie ma sensu się tam pchać. Teraz kosztowało mnie to kilka minut, a nie wiadomo o ile mogło kosztować więcej, gdybym zaryzykował. Wycofanie się, było tu słuszną decyzją tym bardziej, że w domu miałem być na czas. Dodatkowo, gdy włączałem się do śladu po drugiej stronie, przy ulicy z której bym wyjechał, stał znak ślepej uliczki.Tymczasem czekał mnie wjazd na wzniesienie przed Górą św. Anny. Nie bardzo chciałem sobie odpuszczać i przez to nałapałem się zimnego powietrza. Później, jadąc nieco zamyślony zaliczyłem glebę na lodzie :-) Rower padł dosłownie w ułamku sekundy! Ja natomiast zdążyłem wyciągnąć ręce i w zasadzie, to gdyby nie fakt, że lewy pedał trochę uderzył mnie w nogę, nie odczułbym tego upadku wcale. W miejscu, gdzie koła straciły przyczepność, nie dało się ustać na nogach. Wjeżdżając dalej pod górę, dałem znak dwóm mijającym mnie samochodom, by zwolniły.
Wizyta na Górze św. Anny była bardzo krótka, gdyż gonił mnie już czas. Nie bardzo mogłem pozwolić sobie na dłuższe postoje mimo, że wiedziałem iż będę miał odtąd trochę z górki ;-) Nie mogłem jednak powstrzymać się, by nie przystanąć na punkcie widokowym przy geoparku. Widok (nie licząc oczywiście ohydnych kominów w Zdzieszowicach...), był doprawdy przepiękny! Śnieg sięgał aż po horyzont, na którym jak na dłoni widać było górskie pasma, a wszystko to oświetlone wczesnym słońcem...! :-) Widoczność o poranku była naprawdę super! Gdy stamtąd ruszałem, odezwały się przelatujące kaczki w dwóch bardzo dużych kluczach... :-) Wspaniale było przeżyć te chwile...
Zjazd z Góry wymagał ode mnie dużego skupienia. Nachylenie, oraz skuta lodem droga, nie pozwalały na to, by choć na chwilę sobie odpuścić. Za nawrotem było co prawda troszkę lepiej, lecz na większym luzie jechałem dopiero od Muzeum Czynu Powstańczego. W Leśnicy wystraszyłem się nie od parady, gdy wyprzedzający mnie samochód najechał na nie wyjeżdżony lód i śnieg. W pierwszym ułamku sekundy umysł przywołał skojarzenie dźwięku hamujących ostro na takiej nawierzchni kół. Między Leśnicą a Raszową, gdy jechałem z dosyć fajną prędkością, poczułem nagle jak tylne koło uciekło w bok w koleinę :-) Fajnie! ;-) Jadąc dalej, starałem się utrzymywać dobre tempo, zatrzymując się ze dwa razy na zrobienie zdjęć. Dystans do Kłodnicy minął bez niespodzianek i wreszcie wjechałem na drogę rowerową na Pogorzelcu. Wciąż była oblodzona, a ja przecinając czyjeś wąskie rowerowe ślady, wyraźnie traciłem w tych miejscach przyczepność :-) Do samego końca trzeba więc było zachować ostrożność i koncentrację :-) Cały wyjazd udał się wspaniale... :-) Oj... Chyba będzie fotograficzna konkurencja do przyszłorocznego kalendarza ;-)
_
Dziękuję
Przy nieczynnej stacji kolejowej w Zalesiu Śląskim. Oświetlone drzewko wyglądało uroczo :-)
Zatapiam się w śnieżną krainę...
Oznaczenie szlaku i ślady jakiegoś zwierzęcego przyjaciela... :-)
Warunki cały czas wymagające :-)
Czarnocin. Droga w pięknej zimowej scenerii... :-)
Wbity w moją pamięć znak :-) Już wymieniony...
Atakujemy tamto wzgórze! ;-)
Góra św. Anny w oddali.
Miejsce gleby ;-)
Na Górze św. Anny. Papież w śniegu - z tego co kojarzę, lubił zimowe sporty ;-)
Postój przy punkcie widokowym. Widok pasma górskiego na wyciągnięcie ręki, zachęca do dalszych podróży i pobudza wyobraźnię... :-)
Przed Raszową. Krótki postój fotograficzny :-)
W lesie za Raszową. Pięknie ubielone drzewa i zauważona chyba po raz pierwszy przydrożna kapliczka.
Kategoria Wypady, nie w(y)padki ;-)
Dane wyjazdu:
11.10 km
0.00 km teren
00:30 h
22.20 km/h:
Maks. pr.:34.00 km/h
Temperatura:2.3
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia
Trening 008/2015
Czwartek, 29 stycznia 2015 · dodano: 31.01.2015 | Komentarze 0
Karolek zarządził nam dziś pobudkę o w pół do szóstej. Uznałem zatem (przy aprobacie Aneczki), że zbiorę się na rower. W sumie, to i tak już pora była. Na dworze czasem pohukiwał wiatr. Mimo wszystko już przed wyjściem czułem przypływ szczęścia. Śnieg który spadł kilka dni temu zelżał, więc miałem okazję do przejechania trasy, teoretycznie bez zasp na drodze :-)Na drodze rowerowej dostałem kilka podmuchów wiatru. W założeniu dzisiejszy wyjazd miał być bardziej na luzie. Przez całą obwodnicę zmagałem się z czołowo-bocznym ciągłym wiatrem. Oznaczało to też, że od Kłodnicy również mogę mieć ciężej. Ruch samochodowy (w tym ciężarówki) był spory. Na szczęście zjeżdżając do Koźla odetchnąłem, również z powodu innego kierunku wiatru. Okazało się też, że i w Kłodnicy nie było tak źle :-) Całkiem szybko dojechałem do pierwszego osiedla, a następnie do domku, załapując wcześniej na drodze rowerowej nieco śniegu na koła. :-)
Dzisiejszą jazdą pobiłem również dystans stycznia. Jeszcze jakiś czas temu sądziłem, że przy aktualnych uwarunkowaniach, nie będzie to szybko możliwe. A jednak udało się... :-)
Kategoria Krótko, nie zawsze na temat ;-)
Dane wyjazdu:
6.60 km
0.00 km teren
00:26 h
15.23 km/h:
Maks. pr.:26.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia
Zimowa przejażdżka :-)
Niedziela, 25 stycznia 2015 · dodano: 25.01.2015 | Komentarze 0
Napadało śniegu! :-) Do południa wyszliśmy całą rodzinką na sanki :-) Wyszliśmy razem, ale niedługo tak szliśmy ;-) Tatę wzięło na zimowe biegi! Czułem się super, a fakt że mogłem mieć większy opór z powodu śniegu, dodatkowo mnie cieszył :-) Ot taki świrek ;-) Gdy tak spędzaliśmy czas na śniegu, wiedziałem już że chcę iść też na rower! :-)Kosia wspaniale reagowała na śniegowe koleiny na ulicach :-) To znaczy trochę nią rzucało, ale to było super fajne! :-) Cudownie sobie razem radziliśmy :-) Podobnie było na niebieskim szlaku, gdzie zwiększyliśmy prędkość, a rowerkiem pięknie rzucało od czasu do czasu :-) Kilka uślizgów tylnego koła było naprawdę mocnych i przez to pięknych! :-) Poczucie panowania nad rowerkiem cieszyło :-) W międzyczasie zza chmur lekko zaczęło przebijać się słońce. Wyjeżdżając z Brzeziec minąłem uśmiechniętego pana. Pozdrowiliśmy się pozytywnie :-) Później był już azotowy skrót i uważanie na alei Partyzantów, gdzie dodatkowo jechała za mną drogówka ;-) Gdy już dojechałem do domku, celowo nie śpieszyłem się z chowaniem Kosi. Jakoś zrobiło mi się jej szkoda, że znów musiała tyrać się w zimowych warunkach. To jak teraz ten rowerek śmiga, to coś naprawdę wspaniałego i nie chciałbym, by zima ponownie doprowadziła do złych zmian. Pod znakiem zapytania stoją też moje poranne jazdy. Brak błotników robi swoje... ;-) Zobaczymy jak będzie :-)
Nasz mini-bałwanek, ulepiony podczas rodzinnego wyjścia ;-) Jednym z celów dzisiejszego wyjazdu, było uwiecznienie go na rowerowym zdjęciu :-) Może będzie jak znalazł do kalendarza ;-)
Piękne zimowe widoczki na niebieskim szlaku. Wyznaczałem tutaj jedyny rowerowy ślad.
Króciutki fotograficzny postój na azotowym skrócie :-)
Kategoria Krótko, nie zawsze na temat ;-)