Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
40.77 km 0.00 km teren
02:20 h 17.47 km/h:
Maks. pr.:38.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Przygodowy wyjazd do Dziergowic na gorąco :-)

Niedziela, 25 maja 2014 · dodano: 29.05.2014 | Komentarze 0

W przeciwieństwie do wczorajszego dnia, na dziś nie mieliśmy żadnego konkretnego planu. Po śniadaniu ni z tego, ni z owego zasiadłem do kompa i skleciłem trasę do Dziergowic. Z głośników leciał mega przebój Wiślan "Przygoda", a za oknem przewijały się chmurki. Ponownie według synoptyków miały wystąpić gwałtowne burze, ale ja miałem jakoś inne przeczucia :-)



Z Kędzierzyna wyjechałem niebieskim szlakiem, zataczając jeszcze koło na dukcie między polami, gdzie ładnie rosły maki :-) Moje tempo było bardzo dobre i pęd wiatru powodował, że zastanawiałem się nawet czy nie założyć pod spód bezrękawnika, gdyż temperatura powietrza była zdecydowanie niższa, niż wczoraj.



Za Brzeźcami postanowiłem przystanąć przy krzyżu, wiszącym na drzewie i po chwili znów ciąłem asfalt :-) Czułem świeżość w nogach i zdecydowanie przekładało się to na tempo przejazdu. Po kilku chwilach wjechałem do Starego Koźla i mijając samochody zaparkowane przy kościele, żwawo wjechałem między pola.



Zmierzałem w stronę Bierawy, przed którą zamierzałem odbić w kierunku Odry. Tak też się stało, ale nad brzegiem zobaczyłem jakąś dziwnie małą rzeczkę :-) Jak się później okazało w domu była to Bierawka. Temperatura wzrastała, a dzień robił się coraz ładniejszy :-) 



Bierawę przemknąłem bardzo szybko, a na wyjeździe wykorzystałem inną wersję trasy, która z racji równego asfaltu bardzo przypadła mi do gustu :-) Wypatrzyłem też w oddali sarnę :-)



Niedługo potem, byłem na fajnym polnym dukcie, gdzie przypomniało mi się o stadku saren, które dawno temu spotkaliśmy jadąc tędy z Aneczką. Dzionek był już bardzo piękny, a widok Antka i perspektywa drogi mocno na mnie oddziaływały :-) 



W Lubieszowie napotkałem dwa pasące się przy drodze koniki, a gdy skręciłem na krótki podjazd, dojrzałem za ogrodzeniem jednego z gospodarstw jakieś wymalowane figurki, czy może ule. Ciekawe to było, choć już się tam nie zatrzymywałem.



Niebawem ciąłem już w stronę lasu, gdzie zaznałem trochę ochłody i - ku mojemu zaskoczeniu i radości - znalazłem leśną chatkę i stojące obok niej ule! :-) Bardzo fajny to był widok! Postanowiłem, że w tygodniu odezwę się do właściciela i podpytam o miodowe piwko ;-)



Za kolejnym nawrotem zatrzymałem się ponownie, zauważając na jednym z drzew niecodzienny znak. Czyżby szlak dla spacerowiczów z psami? :-)



Po kilku minutach byłem już na znajomej drodze, prowadzącej w kierunku zbiornika wodnego. Oczywiście zatrzymałem się tam na dłuższą chwilę, spoglądając przy okazji na dwa przejeżdżające w krótkim odstępie czasu składy towarowe. Pokonując przejazd kolejowy miałem przeświadczenie, że kiedyś znajdowała się tam kapliczka. Nie znalazłem jej tam, więc w dalszą drogę udałem się w przeświadczeniu o błędzie z mojej strony. Podjechałem do brzegu, później mocno przycisnąłem i ponownie zjechałem na sesję w plenerze :-)



Czekał mnie teraz przejazd lasem, którego wyczekiwałem praktycznie od samego początku wyjazdu. Słońce świeciło już bardzo mocno i bardzo jasno. Było tak pozytywnie, że nawet kałuże na drodze, występujące miejscami, wcale mi nie przeszkadzały. Ba! Dodawały nawet uroku trasie, bo mogłem między nimi fajnie lawirować :-) 



Niebawem odbiłem w prawo, zatrzymując się przy rosnących przy drodze kwiatkach i próbując uchwycić siedzącego nieopodal małego motyla. Po kilkuset metrach zatrzymałem się na wysokości zbiornika, starając się wpleść między Antka kępkę kwiatów. Zdjęcie wyszło jako tako, ale otoczenie wszystko mi wynagrodziło :-)



Jadąc dalej, napotkałem mężczyznę na leżaku rozłożonym przy taśmie transportowej i korzystającego z kąpieli słonecznej :-) A było się w czym kąpać, bo słońce fajnie grzało, a temperatura od początku wyjazdu znacznie wzrosła :-) Jechało się bardzo przyjemnie :-)
Skręciłem w las, mijając po chwili parę z owczarkiem na spacerze. Na kolejnym skrzyżowaniu wykonałem nawrót, z którego rozpoczynał się już odwrót w stronę domu. Wypatrzyłem żuczka i chciałem zrobić mu zdjęcie, ale wpierw sięgnąłem po bidon. Po chwili żuczka już nie było :-) Zadzwonił telefon, pogadałem ze trzy minutki z Aneczką i w nagrodę na drodze zobaczyłem dwa inne żuczki ;-)



Dalsza leśna trasa również przebiegła w bardzo pozytywnym nastroju. Muszę przyznać, że byłem nawet urzeczony otoczeniem! :-) 



Ponownie zmierzałem w kierunku dziergowickiego zbiornika, gdy wtem po mojej lewej, ujrzałem sarnę. I znowu nie zdążyłem z aparatem! :-)



Jadąc dalej, minąłem ususzone zwłoki jakiegoś pełzającego gada, które zaczęły się ruszać, gdy zacząłem je fotografować! To dwa dzielne żuczki, próbujące przedostać się pod ciałem zwierzęcia, wprawiły je w tymczasowy ruch, choć efekt w pierwszej sekundzie był zaskakujący ;-)



Chwilę później dotarłem do znanego mi miejsca, gdzie kilka lat temu przyjeżdżaliśmy z Beniem na wybieg :-) Poniżej znajdował się bardzo ładny widok, a w pewnym momencie gdzieś w oddali odezwały się ropuchy :-) Cóż to był za piękny dzionek! :-)



Gdy wyjechałem na główny trakt, zatrzymał mnie rowerzysta, zmierzający w drugą stronę. Pytał o drogę, więc ściągnąłem nawigację i udzieliłem mu rady. Później nie ujechałem nawet dwóch metrów, zauważając na drodze idącą biedronkę. Zareagowałem na nią bardzo pozytywnie, oczywiście chcąc uwiecznić ją na zdjęciu. Aparat leżał w pokrowcu luzem na bagażniku, ściągnięty w celu uwolnienia nawigacji z uchwytu. Gdybym się nie zatrzymał, niechybnie bym go zgubił! Opatrzność nade mną czuwała.



Kilkadziesiąt metrów dalej pozdrowiłem dwóch innych rowerzystów, następnie mocno przyciskając :-) Zatrzymałem się z drugiej strony torów. Okazało się, że kapliczka faktycznie niegdyś tu była, a teraz pozostał po niej jedynie metalowy uchwyt. 



Droga wzdłuż torów początkowo była całkiem fajna. Niestety z czasem zrobiło się bardzo trudno! Piasek i piaszczyste podjazdy (na jednym z nich musiałem nawet prowadzić Antka!) sprawiały, że nieustannie musiałem walczyć z podłożem! Wypracowana wcześniej fajna średnia padła. Te dwa kilometry zajęły mi kawałek czasu. Z tego co pamiętam, kiedyś nawet tędy jechałem, tyle że w drugą stronę, ale nie kojarzę aż takiego poziomu trudności :-) 




W Grabówce ostro przycisnąłem na asfalcie, momentalnie docierając na leśny skrót, którym dojechałem do Korzonka. Minąłem bunkier stojący przy boisku i po prostu postanowiłem wrócić do niego na piechotę, aby go sfotografować. Wtem, minął mnie czerwony bus z napisem sugerującym, iż jest to firmowy samochód pasieki z Lubieszowa! :-) Pojechałem za nim i faktycznie... niestety okazało się, że piwo jest niedostępne... Szkoda :-)



Korzystając z kolejnego nowego traktu, dojechałem żwawo do leśnego jeziorka, które było następnym punktem, wspaniale wypełniającym dzisiejszy wyjazd :-)



Zatrzymałem się też przy małej wiacie, którą już kiedyś odwiedzałem z Kosią :-)



Główna leśna droga odbijała w prawo. Ja tymczasem postanowiłem pojechać za śladem. Jechało się całkiem fajnie, dojrzałem też dwa bunkry. To był jednak wstęp do całkiem solidnej przeprawy! :-)



Gdzie tu jest droga? ;-)



Za powyższym zakrętem leśny trakt był jeszcze przyjazny :-) Ponownie dojrzałem rosnący w oddali bunkier, zatrzymałem się przy rzeczce, a pobliskie ogrodzenie zakładów na Azotach, dawało poniekąd poczucie lekkości trasy w związku z pobliską cywilizacją. Nic bardziej mylnego! :-)



Zaczęły się schody! Wysoka trawa, leje w drodze wypełnione wodą, przewrócone drzewo. A przeprawa dopiero była przede mną! :-)



Jadąc dalej, miałem coraz gorzej. Leje momentami były całkiem spore, droga była wyjeżdżona tak, że kilka razy musiałem brać Antka na ręce i obchodzić lub objeżdżać kałuże i inne przeszkody, jadąc gdzieś obok traktu. Przeszkodom zdawało się nie być końca! Na myśl przyszła mi nawet leśna przeprawa w Poleskim Parku Narodowym dwa lata temu. Nie traciłem jednak dobrego samopoczucia, zatrzymując się na sesję z ważkami - mimo poparzonych przez pokrzywy nóg ;-) Na zdrowie :-) 



Droga wciąż była wymagająca. Wtem dojrzałem ogrodzenie jakiegoś młodnika. Wywnioskowałem, że te kilkadziesiąt metrów dzieli mnie od etapu, którego nawierzchnia powinna być już w lepszym stanie. Nie pomyliłem się :-) Trzeba było co prawda kilka razy schylić głowę, ale w porównaniu z tym co miałem za plecami, to ćwiczenie było wręcz bardzo komfortowe :-) Depnąłem, szybko wyjeżdżając na drogę, którą sprawdzałem dwa dni wcześniej



Od tej pory, droga do domu miała przebiec dużo szybciej :-) Depnąłem ochoczo na pedały, sprawnie docierając do tutejszego głównego leśnego szlaku. Omijając kałuże wjechałem na most, a drogę do ulicy, przez kilka chwil pokonywałem w towarzystwie siadającego przede mną co pewien czas na drodze małego ptaszka. O mały włos nie przypłacił tego życiem ;-)
Wjeżdżając na asfalt, depnąłem jeszcze mocniej :-) Antek tego dnia bardzo dużo pracował na najwyższych przełożeniach i trzeba przyznać, że mimo wczorajszej zlewy, którą przeszedł podczas powrotu z Pławniowic, wcale mu nie zaszkodziła. Wręcz przeciwnie - ciął, że aż było miło! :-) Nie odpuściliśmy również na azotowym skrócie i mijając jakąś imprezę przy szkole, dynamicznie dojechaliśmy do domu :-) Cudnie było :-) Trzeba tak częściej! :-)


Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.