Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
27.00 km 0.00 km teren
01:11 h 22.82 km/h:
Maks. pr.:33.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Chyba jednak romantyk? ;-)

Sobota, 18 czerwca 2011 · dodano: 19.06.2011 | Komentarze 0

:-)



:-)

Dane wyjazdu:
11.68 km 0.00 km teren
00:32 h 21.90 km/h:
Maks. pr.:36.40 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Wymiana bucików u Pszczółki ;-)

Piątek, 17 czerwca 2011 · dodano: 17.06.2011 | Komentarze 0

Nauczony wczorajszym doświadczeniem, postanowiłem dziś pojechać do pracy autobusem. Zresztą - nie chciałbym, aby Antek na darmo mókł. Pogoda była rano jakaś taka niepewna i to tym bardziej utwierdziło mnie w podjętej przez siebie decyzji. W ciągu dnia otrzymałem telefon od kuriera - przyjechały Pszczele buciki :-) To fajnie, bo właśnie tak chcieliśmy, aby doszły przed weekendem :-) Co prawda chciałem pojechać w sobotę, aby je zamontować, ale... jakoś tak nie chciało mi się dziś nic robić w domu. Zapakowałem więc niezbędne sprzęty i wyruszyłem z oponami w siną dal... :-) No dobra... Z deczka przesadzam ;-)



Niebawem byłem już na miejscu. Podczas wymiany opon w Antku i Kosi doszedłem do fajnej wprawy, więc i z Pszczołą uporałem się sprawnie :-) Także i u niej zmiana przyniosła pozytywne efekty :-) Prezencja, że ho ho! ;-) W drodze powrotnej do domku, przekroczyłem magiczną barierę: 501,5 km - to licznikowy dystans Antka :-) Wielkie brawa! :-)
A gdzie fanfary? ;-)

Dane wyjazdu:
17.61 km 0.00 km teren
00:52 h 20.32 km/h:
Maks. pr.:35.90 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Doposażanie Antka, cz. 2 ;-)

Czwartek, 16 czerwca 2011 · dodano: 16.06.2011 | Komentarze 0

Wczoraj zakupowe plany co prawda nie wypaliły, ale dziś byłem już przygotowany! :-) Po drugie, rowerowe wyjazdy do pracy bardzo przypadły mi do gustu :-) Raz, że przemieszczam się szybciej, dwa że jestem bardziej niezależny, a trzy - mogę patrzeć na Antoniego... ;-)



Letnia poranna pogoda ustąpiła miejsca - jak na złość tuż przed 16 - swej letnio-jesiennej odmianie. Tak. Zaczęło lać. Szybko dojechałem do Ani, która dotarła po kilku minutach. Świnia ze mnie ;-) Umówiliśmy się na mieście - ona bidula pojechała, a ja wystraszony deszczyku schroniłem się egoistycznie pod dachem ;-) Niebawem jednak padać przestało i udaliśmy się na miejski wypad :-) Jechałem nieco z przodu swoim tempem. Czułem się świetnie! Jazda była tak swobodna... Oddech spokojny... Jednocześnie jechałem całkiem szybko :-) Widok, mimo że był to miejski syf, to jakoś z perspektywy siodełka i mojego samopoczucia, wydawał się bardziej przyjazny... :-)
Zgodnie z planem odwiedziliśmy zaprzyjaźniony sklep rowerowy (gdzie znów rosłem :-) tak, tak... Antoś bardzo ładnie się złożył :-) ), a następnie salon jednej z sieci komórkowych. Postanowiliśmy też zamówić coś do jedzenia, ale jadąc drogą powrotną wyszło jakoś tak, że Ania przejechała na czerwonym świe... (o kurde! miałem nie mówić!), a ja pojechałem przed siebie :-) Kurczaki! Plama na honorze, bo na miejsce dotarła przede mną! ;-) Ja natomiast miałem wielką przyjemność napotkać znajomego z pracy, który był pomysłodawcą niedawnego rowerowego wypadu do Głogówka :-) Pozdrawiamy! :-)
Gdy udałem się już w drogę powrotną do domu, znów ogarnęło mnie to uczucie... :-) Jakież to szczęście móc tak postrzegać świat. Pasja, to piękna sprawa... Czułem się bardzo szczęśliwy, jadąc rowerem. A wcale nie jechałem szybko ;-)

Dane wyjazdu:
15.41 km 0.00 km teren
00:43 h 21.50 km/h:
Maks. pr.:35.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Doposażanie Antka, cz. 1 ;-)

Środa, 15 czerwca 2011 · dodano: 15.06.2011 | Komentarze 0

Ostatnimi czasy doszedłem do wniosku, że dojeżdżanie rowerem do pracy ujmy przecież mi nie przyniesie ;-) W sumie, to jest to naprawdę fajny pomysł :-) Przez ostatni rok poprawiłem formę, więc nawet przez te siedem kilometrów nie zdążę się zgrzać :-) Zresztą... I tak musiałbym skoczyć do sklepu w Kędzierzynie... ;-)



Dojazd do pracy zgodnie z planem :-) Szybko i sprawnie dotarłem na miejsce, a ponadto - co oczywiste - z roweru schodziłem bardziej szczęśliwy, niż jestem wtedy, gdy wychodzę z autobusu ;-) Musiałem jednak zweryfikować zakupowe plany - nie wziąłem ze sobą karty, ani nie miałem wystarczająco dużo gotówki. Nic to! :-) Postanowiłem więc dziś podjechać w drodze do domu i zobaczyć telefon, na którego kupno się szykowałem :-) Powrót do domu zaplanowałem parkiem i była to o tyle dobra decyzja, bo załapałem się jeszcze na imprezę w przedszkolu ;-)

Dane wyjazdu:
65.81 km 0.00 km teren
03:34 h 18.45 km/h:
Maks. pr.:39.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Z Antkiem na przegląd

Wtorek, 14 czerwca 2011 · dodano: 14.06.2011 | Komentarze 0

Wczoraj pomyślałem sobie, że chyba nadszedł czas, aby udać się z Antkiem na przegląd serwisowy. Rano wcześniej się obudziłem. Od razu do głowy wpadła mi myśl o pięknym Antku, serce szybciej zabiło i już spania nie było... :-) Zacząłem przysypiać dopiero po budziku, jak już trzeba było wstawać. Za oknem słońce zaczynało już ładnie, porannie świecić i niebawem byłem już w drodze do pracy.



Antoś znów wzbudził zainteresowanie części załogi, ponieważ po raz pierwszy pojawiłem się tam z czterema sakwami :-) W ciągu dnia zadzwoniłem do sklepu i już było jasne, że wyjazd do Gliwic nie odsunie się w czasie.
Dokręcanie Antka zajęło piętnaście minut. Następnie śmignęliśmy na miasto, aby coś skonsumować :-) Ano tak! Zapomniałbym :-) Do Gliwic pojechała ze mną Pszczoła i Ania ;-) Na Rynku było pełno ludzi, więc siedliśmy w pierwszym wypatrzonym przez nas, nieco spokojniejszym miejscu. Po chwili Ania dojrzała koleżankę z pracy, a ja ciekawe ogłoszenie ;-)



Jako że czas nas trochę gonił, ruszyliśmy przed siebie i po kilku dłuższych chwilach, zdołaliśmy wydostać się z Gliwic. Udało nam się ułożyć naprawdę fajną trasę: jechaliśmy bocznymi drogami, lub też gruntowymi, aby za chwilę mijać chaszcze na ścieżce, czy wjeżdżać na strome torowisko :-) Niestety popołudniowa aura dodatkowo nas popędzała - dzień już jakby stracił na świeżości. Ja wyluzowałem dopiero, gdy wjechaliśmy w las przed Pławniowicami. Pomogła mi też w tym sarna, która przebiegła nam przez drogę :-) Nad jeziorem nawet się nie zatrzymywaliśmy. Mam nadzieję, że jeszcze będzie okazja, aby wybrać się tu tego lata :-)



Wyjeżdżając z Pławniowic, zaczęliśmy rozmawiać o budowaniu formy na rowerze, a później już mogliśmy znów cieszyć się urokiem asfaltowej, leśnej drogi do Rudzińca - to naprawdę ładny odcinek :-) Trzeba przyznać, że w ogóle trasa z Kędzierzyna do Pławniowic jest w ogóle całkiem fajna :-) Nieco przyśpieszyłem i oddaliłem się od Ani. Słońce powoli zaczynało już zachodzić, a zachód był przepiękny tego dnia! Chyba był to jeden z piękniejszych zachodów słońca, jakie widziałem w życiu... Poczekałem na Anię, po czym fajnym skrótem ominęliśmy Ujazd, wjeżdżając bezpośrednio na drogę do Sławięcic.
Główną drogą jechaliśmy tylko tyle, na ile to było konieczne. Nawet już w Kędzierzynie odbiliśmy na Piasty, aby zahaczyć później o jeden i drugi park :-) Następnie przemknęliśmy przez stację, po czym już każde z nas pojechało w swoją stronę :-)
Szkoda, że akurat dziś czas nas gonił. Biorąc pod uwagę bliskość aglomeracji, trasa była doprawdy przednia...

Dane wyjazdu:
104.07 km 0.00 km teren
05:31 h 18.86 km/h:
Maks. pr.:42.90 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Pracowy rajd :-) dzień 2

Niedziela, 12 czerwca 2011 · dodano: 12.06.2011 | Komentarze 0

Po wczorajszej samowolce, dziś czekały na mnie już obowiązki ;-) Musiałem stawić się na stacji w Racławicach Śląskich, aby powitać pracową grupę :-) Gdy tylko wygrzebałem się z zarośli i ruszyłem w drogę, usłyszałem szelest - to mała sarenka biegła w polu :-)



Owa chwila postoju zadecydowała o tym, że rozejrzałem się jeszcze naokoło. Słońce pięknie wstawało na zboczu góry. Tak. To także będzie piękny dzień :-)





Na początek czekał mnie jednak podjazd. Rozbiłem się przecież u podnóża góry :-) Nie był on co prawda problemem, ale później porównałem sobie czas podjazdu i czas zjazdu - co oczywiste, różnica była kolosalna :-) Zjazd był oczywiście świetnym przeżyciem :-) Gdy minąłem Zlate Hory, odbiłem na szlak - swoisty skrót do Polski :-)




Niebawem znów sunąłem sobie pośród zadbanych miejscowości, a dodatkowo moim sprzymierzeńcem był płynący obok strumień. Niestety nie udało mi się wjechać na drogę, prowadzącą do Dębowca i musiałem jechać bezpośrednio przez Prudnik, ale nie przeszkadzało mi to. Dzień już był bardzo ładny, a dodatkowo byłem ciekaw, co przyniesie wyjazd z ludźmi z pracy.




Na wzniesieniu w Racławicach Śląskich, zauważyłem przed sobą grupę ludzi z rowerami. Tak, to pewnie moi :-) Gdy do nich dojechałem, Ci byli już w ruchu. Wyprzedziłem wszystkich, jednocześnie się witając i udałem się do naszego przewodnika i pomysłodawcy wyjazdu, aby zgłosić swoją obecność :-) Naszym celem był Głogówek.
Jeszcze nigdy tak dogłębnie nie zwiedziłem żadnego miejsca na rowerze :-) Zasługa leży po stronie człowieka, który zaimplementował ten wyjazd, a który jest jednocześnie wielbicielem tej miejscowości :-) Będąc na tutejszym zamku, mogliśmy nawet wejść do środka, a jakby tego było mało, wdrapaliśmy się nawet na sam dach, obserwując panoramę Głogówka :-) Tego chyba żadne z nas się nie spodziewało. Trzeba też przyznać, że dzięki nam to miejsce choć na moment odżyło.


















Po napełnieniu brzuszków, ruszyliśmy w dalszą drogę. Dzień był gorący, podobnie jak rozpalone były nasze humory :-) Trzeba przyznać, że zebrała się nam grupka niezłych pasjonatów :-) Mogę z całą pewnością stwierdzić, iż każde z nas było zadowolone z wyjazdu, a ja osobiście byłem aż zaskoczony całokształtem :-) Oczywiście od razu z kilku stron, pojawiły się pytania, kiedy następny wyjazd :-) Oby jak najprędzej! :-)



P. S. No i zapomniałem wspomnieć, że Antoś wzbudził spore zainteresowanie grupy :-) Tak... Prezentował się wspaniale :-)

Dane wyjazdu:
89.16 km 0.00 km teren
04:30 h 19.81 km/h:
Maks. pr.:45.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Pracowy rajd :-) dzień 1

Sobota, 11 czerwca 2011 · dodano: 12.06.2011 | Komentarze 0

Rano wstałem z fajnym rowerowym nastawieniem. Dzisiejszy dzień na pewno będzie pogodny :-) Ze słuchawkami na uszach wyszedłem z Benkiem na spacer i zacząłem planować wyjazd z namiotem :-)
Trasa zakładała przejazd do Czech, tamże nocleg, a następnie poranne spotkanie z ekipą z pracy i wspólny powrót.



Pogoda była przednia na taki wypad. Dodatkowo perspektywa pierwszego w tym roku wyjazdu pod namiot, także nastrajała mnie pozytywnie.




Bardzo szybko dotarłem do pierwszych wzniesień i doszedłem do wniosku, że przecież mieszkam bardzo blisko gór. Można nawet wpakować się w pociąg i podjechać choćby do tych Racławic Śląskich, aby cieszyć się pięknymi widokami :-)



Korzystając z okazji, postanowiłem odbić do miejscowości Pielgrzymów, przy której na mojej mapie zaznaczono obecność jakiegoś zabytku. Tereny były świetne :-) Jechałem sobie po górkach, mijając leniwe wioseczki :-) Oczywiście zatrzymałem się na nieco dłuższą chwilę w owym Pielgrzymowie :-)











Gdy ruszyłem dalej, coraz bardziej zaczynałem czuć się, jakbym był na końcu świata :-) W miejscowości Opawica, odnalazłem totalnie inny klimat niż ten, do którego przywykłem do tej pory. Obok drogi, stały stare chatki, ogrodzone zzieleniałym już, starym płotem. Cóż za widok! :-) W pewnej chwili asfalt skończył się w lesie :-) Tutaj zaczęła się jeszcze lepsza jazda! :-) Stopniowo wkręcałem się w klimat tego wyjazdu :-) Byłem też zadowolony z tego, iż jadąc rowerem, miałem okazję zaznać czegoś nowego - nieplanowanego. Leśna droga w pewnym momencie zamieniła się w kamienisty podjazd, ale co tam! :-) Czy mi to przeszkadza? Nie! :-) Jest pięknie! :-) I doprawdy tak było... Dzień nastrajał bardzo pozytywnie, letnio... Dla takich chwil warto żyć. Byłem na krańcu świata! ;-)








Za wzniesieniem wjechałem już na drogę asfaltową, która spadała długo w dół - to jeden z pierwszych fajnych zjazdów, który pokonałem po kilkuletniej rowerowej przerwie :-) Było tak fajnie, że aż za bardzo ;-) Dlatego też pobyt mi się przeciągnął i zrezygnowałem z wizyty w Krnovie. Prawdę powiedziawszy, to i tak planowałem przejechać go tranzytem, a więc nie była to duża strata. Granicę przekroczyłem w Chomiąży, robiąc sobie tam uprzednio krótki przystanek.




W Czechach początkowo jechałem jedną z głównych dróg, ale gdy tylko z niej zjechałem, poczułem się rewelacyjnie. Tak. Oto jadę przed siebie, mając w głowie fajne plany... :-) I do tego te widoczki... Nie martwiłem się także zanadto noclegiem. Gdy po raz pierwszy byłem w Zlatych Horach w ubiegłym roku, przez przypadek znalazłem fajną miejscówkę, do rozbicia namiotu. Teraz to wykorzystałem :-)

Kategoria Wyprawki ;-)


Dane wyjazdu:
5.59 km 0.00 km teren
00:14 h 23.96 km/h:
Maks. pr.:40.60 km/h
Temperatura:19.2
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Kosia, ma Kosia...

Piątek, 10 czerwca 2011 · dodano: 11.06.2011 | Komentarze 0

W ciągu dnia przemknęło mi kilka razy, że na własne życzenie zrobiłem sobie plamę na czerwcu. Co prawda wczoraj już prawie wychodziłem na rower, ale ostatecznie po dwukrotnej zmianie planów, pozostałem w domu. W sumie to nie mam czego żałować. Rower dla mnie, a nie na odwrót... Dziś jednak już ciągnęło mnie na przejażdżkę Kosią. Trochę brakuje mi tego poweru, który daje mi ten rower... ;-)



Standardowo przemknąłem do parku, uważając na ostatniej ulicy na zwisającą gałąź, która kilka dni temu posmagała mnie liśćmi po twarzy, gdy jechałem zamyślony :-) Jako że wyjechałem już po dwudziestej, miałem idealne warunki temperaturowe do jazdy. Utrzymywałem też dobre tempo - Kośka wręcz zachęca do nieco bardziej agresywnej jazdy :-) Niebawem znalazłem się na Targowej, pod koniec której - mijając nieco młodszą ode mnie młodzież ;-) - raptownie i bardzo agresywnie przycisnąłem w zakręcie. Odlot był bombowy! :-) To właśnie kocham w Kośce! (MXS) Szybko lawirując dotarłem do 24 Kwietnia, a następnie już trochę spokojniej do świateł. Ależ energii dał mi ten odjazd!
Po drodze wstąpiłem jeszcze do bankomatu, a gdy wróciłem do roweru, nieco mu się przyjrzałem. Kurczę! Normalnie bardzo ładna Kośka jesteś :-) Wracając do domu pomyślałem sobie, że jednak "co Kośka, to Kośka" :-) Chyba nigdy sentymentu do niej nie stracę. Na klatce jeszcze raz popatrzyłem na nią roziskrzonymi oczkami: nowe opony z paskiem, jeszcze wciąż srebrna kaseta, ładne malowanie i bardzo fajna sportowa sylwetka. A to przecież nie wszystko ;-) Tak. Kośka jest mega :-)

Dane wyjazdu:
8.93 km 0.00 km teren
00:30 h 17.86 km/h:
Maks. pr.:28.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Wakacyjne przemyslenia

Środa, 8 czerwca 2011 · dodano: 08.06.2011 | Komentarze 0

Mimo, że od powrotu z Węgier praktycznie nie przestałem rozmyślać o tegorocznym urlopie, to chyba jednak trzeba przyznać, iż decydujący czas nieco przespałem. Chyba jednak wyjdzie na to, że Rumunia na którą najbardziej się nastawiałem, nie dojdzie do skutku. A szkoda... Do końca tygodnia przemyślę jeszcze ten temat i podejmę ostateczną decyzję. Trzeba przecież zacząć przygotowania pod konkretny wyjazd.
Nieco przygnębiony takim rozwojem spraw, postanowiłem wyjść na rower, aby nieco oczyścić umysł. Do domu wrócę pewnie w lepszym nastroju, a i przecież przyda mi się choćby krótki odpoczynek od tych moich rozmyślań :-)



Początkowo jechałem wciąż zagłębiony w swoich myślach. Gdy dojechałem do Chrobrego, postanowiłem skorzystać z wypogodzenia (dziś już dwa razy padało) i objechać trasę Radziejów -> Reńska Wieś -> Dębowa. Za Koźlem minąłem jednak boczną dróżkę i po chwili pomyślałem, że być może będzie to jakiś fajny skrót :-) Zawróciłem więc i zjechałem z głównej drogi. Boczny trakt kończył się jednak po kilkudziesięciu metrach, przy jakimś budynku gospodarczo-przemysłowym. Zatrzymałem się przed bramą na sekundę po czym odjechałem, nieśmiało wcześniej obszczekany przez pilnującego tamże psiaka. Postanowiłem więc objechać Koźle parkiem, a gdy dotarłem do mostu na Odrze, rzuciłem okiem na niebo i zmieniając plany, udałem się w stronę Kędzierzyna, z zamysłem wizyty na Żabieńcu. Nie ujechałem jednak daleko - zaraz na początku drogi rowerowej spotkałem Piotra :-) Oczywiście znów włączyło się nam gadanie :-) Staliśmy tam na tyle długo, że postanowiłem nie jechać dalej, tylko podprowadzić Piotra do domu i tym zakończyć dzisiejszy wypad.
Po powrocie do domu, znów zasiadłem przed kompem...

Dane wyjazdu:
15.67 km 0.00 km teren
00:40 h 23.51 km/h:
Maks. pr.:39.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Pierwsza pełna trasa Antka

Wtorek, 7 czerwca 2011 · dodano: 07.06.2011 | Komentarze 0

Po południu przez moment popadało dosyć intensywnie, ale słonce świeciło cały czas i po niedługim czasie po deszczu nie było śladu. Jeszcze w pracy dzwonił kurier - przyszedł uchwyt do nawigacji dla Antka. Zastosowaliśmy stałą procedurę, czyli pozostawienie przesyłki w osiedlowym sklepie ;-) Już się praktycznie rozumiemy bez słów z tym kurierem ;-) Oczywiście zaraz po powrocie do domu, zabrałem się za montowanie tegoż uchwytu, nawet się nie przebierając. Niebawem wyruszyłem, aby zarejestrować pierwszą pełną Antkową trasę :-)



Wyruszyłem w kierunku parku i sprawnie go pokonując, znalazłem się na Dębowej. Pod koniec objazdu natknąłem się na paralotniarza, który przez kilka długich chwil leciał w niewielkiej wysokości nade mną. Od razu przypomniało mi się o uchwycie na aparat przy kierownicy. W drodze powrotnej postanowiłem jeszcze odbić na osiedle domków, a następnie wjechałem do parku. Gdy go pokonałem, znalazłem się na promenadzie i niebawem bylem już na Gazowej. Jako ze jest to fajne miejsce od przygazowania, to depnąłem na pedały, bardzo fajnie się rozpędzając :-) Trzeba jednak przyznać, ze o ile komfort jazdy u Antka jest lepszy, to jednak Kośka ma lepsze odejście... :-) Udałem się jeszcze na Rogi, aby miedzy innymi sprawdzić jak będzie zachowywał się rower na starej, zbudowanej jeszcze z sześciokątnych płytek drodze. Okazało się, że jechał naprawdę ładnie :-) Wybieranie wybojów i nierówności na 5 z plusem :-) Sprawdzając na liczniku dystans, skierowałem się do domu - było jeszcze jasno, ale dzień powoli już tracił świeżość :-)