Info
Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)Więcej moich rowerowych statystyk.
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2019, Grudzień1 - 0
- 2019, Listopad2 - 0
- 2019, Październik4 - 0
- 2019, Wrzesień5 - 0
- 2019, Sierpień10 - 0
- 2019, Lipiec13 - 0
- 2019, Czerwiec7 - 0
- 2019, Maj1 - 0
- 2019, Kwiecień3 - 0
- 2019, Marzec1 - 0
- 2019, Luty2 - 0
- 2019, Styczeń1 - 0
- 2018, Grudzień1 - 0
- 2018, Listopad2 - 0
- 2018, Październik4 - 0
- 2018, Wrzesień11 - 0
- 2018, Sierpień10 - 0
- 2018, Lipiec16 - 0
- 2018, Czerwiec12 - 0
- 2018, Maj16 - 0
- 2018, Kwiecień13 - 0
- 2018, Marzec4 - 0
- 2018, Luty5 - 0
- 2018, Styczeń4 - 0
- 2017, Grudzień3 - 0
- 2017, Listopad1 - 0
- 2017, Październik7 - 0
- 2017, Wrzesień4 - 0
- 2017, Sierpień20 - 0
- 2017, Lipiec17 - 0
- 2017, Czerwiec24 - 0
- 2017, Maj31 - 0
- 2017, Kwiecień6 - 0
- 2017, Marzec6 - 0
- 2017, Luty2 - 0
- 2017, Styczeń2 - 0
- 2016, Grudzień5 - 0
- 2016, Listopad2 - 0
- 2016, Październik12 - 0
- 2016, Wrzesień7 - 0
- 2016, Sierpień17 - 0
- 2016, Lipiec9 - 0
- 2016, Czerwiec10 - 0
- 2016, Maj19 - 0
- 2016, Kwiecień18 - 0
- 2016, Marzec4 - 0
- 2016, Luty3 - 0
- 2016, Styczeń8 - 0
- 2015, Grudzień5 - 0
- 2015, Listopad4 - 0
- 2015, Październik6 - 0
- 2015, Wrzesień23 - 0
- 2015, Sierpień24 - 0
- 2015, Lipiec26 - 0
- 2015, Czerwiec22 - 0
- 2015, Maj26 - 0
- 2015, Kwiecień22 - 0
- 2015, Marzec25 - 0
- 2015, Luty19 - 0
- 2015, Styczeń14 - 0
- 2014, Grudzień8 - 0
- 2014, Listopad20 - 0
- 2014, Październik20 - 0
- 2014, Wrzesień5 - 0
- 2014, Sierpień6 - 0
- 2014, Lipiec6 - 0
- 2014, Czerwiec7 - 0
- 2014, Maj10 - 0
- 2014, Kwiecień7 - 0
- 2014, Marzec6 - 0
- 2014, Luty4 - 0
- 2014, Styczeń4 - 0
- 2013, Grudzień1 - 0
- 2013, Listopad2 - 0
- 2013, Październik2 - 0
- 2013, Wrzesień4 - 0
- 2013, Sierpień11 - 0
- 2013, Lipiec7 - 0
- 2013, Czerwiec8 - 0
- 2013, Maj3 - 0
- 2013, Kwiecień2 - 0
- 2013, Marzec1 - 0
- 2013, Luty1 - 0
- 2013, Styczeń2 - 0
- 2012, Grudzień2 - 0
- 2012, Listopad3 - 0
- 2012, Październik2 - 0
- 2012, Wrzesień6 - 0
- 2012, Sierpień21 - 0
- 2012, Lipiec21 - 0
- 2012, Czerwiec17 - 0
- 2012, Maj20 - 0
- 2012, Kwiecień5 - 0
- 2012, Marzec8 - 0
- 2012, Luty10 - 0
- 2012, Styczeń11 - 0
- 2011, Grudzień9 - 0
- 2011, Listopad13 - 0
- 2011, Październik4 - 0
- 2011, Wrzesień19 - 0
- 2011, Sierpień23 - 0
- 2011, Lipiec31 - 0
- 2011, Czerwiec22 - 0
- 2011, Maj27 - 0
- 2011, Kwiecień16 - 0
- 2011, Marzec14 - 0
- 2011, Luty7 - 0
- 2011, Styczeń7 - 0
- 2010, Grudzień9 - 0
- 2010, Listopad9 - 0
- 2010, Październik17 - 0
- 2010, Wrzesień24 - 0
- 2010, Sierpień22 - 0
- 2010, Lipiec4 - 0
- 2010, Czerwiec5 - 0
- 2010, Maj1 - 0
Wpisy archiwalne w miesiącu
Czerwiec, 2012
Dystans całkowity: | 357.76 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 15:05 |
Średnia prędkość: | 23.72 km/h |
Maksymalna prędkość: | 54.70 km/h |
Liczba aktywności: | 17 |
Średnio na aktywność: | 21.04 km i 0h 53m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
7.31 km
0.00 km teren
00:21 h
20.89 km/h:
Maks. pr.:32.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek
Wyjazd na uparciucha - przed ;-)
Piątek, 15 czerwca 2012 · dodano: 26.12.2012 | Komentarze 0
Gdyby nie Ania zaspałbym do pracy :-) W pośpiechu walnąłem się w głowę o założony kilka dni temu drążek i po chwili poleciałem na balkon. Dzisiejsza aura pozwalała na rower :-)Dojechałem do pracy, hamując tylko dwa razy. To pierwszy raz na nowych klockach :-)
Po południu miałem umówioną wizytę u fryzjera i krótkie spotkanie ze znajomym. Dzień zrobił się ciepły i przyjemnie mi się machało :-) Skrzyżowanie przy wiadukcie było zakorkowane i miałem obawy, czy uda mi się je przejechać płynnie. Gdy zapaliło się zielone miałem już wolny przejazd, ale co z tego, jak kobieta wymusiła mi pierwszeństwo i raczej na pewno nie wyrobiłbym, gdyby nie nowe klocki. O dziwo nawet się tym nie przejąłem i przechodząc do normalnego porządku, przeciąłem dziarsko PKP :-) Okazało się też, że będę musiał podjechać pod kino, co oczywiście zrobiłem z ochotą :-) Czekanie na kumpla zajęło mi kilka minut, podczas których uświadomiłem sobie, że było naprawdę ciepło :-) Specjalnie nie stanąłem w cieniu, aby głowa szybciej mi wyschła :-) Po kilku minutach rozmowy udałem się w drogę powrotną, którą wydłużyłem sobie wycinając rogala z wylotem przy PKP. A co tam! Nie będę przepisów łamał! ;-) Jeszcze tylko wizyta u fryzjera z dopłatą i w niezmienionym, rozweselonym samopoczuciu dojechałem do domku :-)
Kategoria Krótko, nie zawsze na temat ;-)
Dane wyjazdu:
14.76 km
0.00 km teren
00:35 h
25.30 km/h:
Maks. pr.:34.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia
Deszczowo-burzowy pół-objazd Kędzierzyna :-)
Wtorek, 12 czerwca 2012 · dodano: 26.12.2012 | Komentarze 0
Miałem dziś ciężki dzień. W domu pałętałem się trochę (a to zawiesiłem drążek, trochę uzupełniłem wczorajszy wpis), więc ostatecznie postanowiłem się przejechać dla relaksu. Na niebie wisiały co prawda szare chmury, ale gdzieś tam w oddali na moment przebiło się słońce i wzrosła temperatura. Pomyślałem sobie, że już chyba dziś padać nie będzie :-) Tak mi się zdaje, że po prostu chyba pozytywnie motywowałem się do wyjścia :-)Gdy byłem już przed klatką i czekałem na nawigację, która łapała trop nadzwyczaj długo, spadały na mnie drobne kropelki. Oczywiście nie zrezygnowałem z wyjazdu mimo, że opuszczając osiedle zauważyłem od strony Brzeziec całkiem nieciekawe chmurki :-) Co dziwne jeszcze zanim dojechałem do lasku, nawigacja wyłączyła się dwa razy. Nigdy jej się to nie zdarzyło, a przy drugim razie zacząłem zastanawiać się, czy aby nie wrócić, ponieważ zaczęło mocniej kropić i zagrzmiało ze dwa razy. Po bardzo krótkim namyśle postanowiłem jednak objechać choćby lasek, sprawdzając przy okazji jedną ze ścieżek, która doprowadziła mnie do miejsca, gdzie liznąłem główną drogę, po sekundzie znów wtapiając się pomiędzy drzewa. Po kilku minutach dojechałem do miejsca, gdzie na początku roku sfotografowałem ekstremalnie niecodzienny zachód słońca i zacząłem przyśpieszać skrótem. Kropił deszczyk i wiał przeciwny wiatr.
Gdy już dotarłem do asfaltu, oczywiście przyśpieszyłem, podobnie jak i tempo spadania kropel :-) Pod koniec zjechałem w lasek i znalazłem się na drodze rowerowej, którą dojechałem do wylotu z Azot. Ponownie przycisnąłem, po kilku minutach znowu ginąc pomiędzy drzewami - tym razem w lasku na Piastach. Droga powoli łapała już błotko, ale nie na tyle aby znacząco utrudniać jazdę. Na asfaltowej alejce obszczekał mnie krótko York, chwilę wcześniej radośnie skacząc do dłoni swojego pana. Niczym Benek :-) Na tym etapie cisnąłem sobie swobodnie i szybko dojechałem do skrzyżowania przy hotelu. Deszcz również przyśpieszył i po dłuższym wahaniu zrezygnowałem z wizyty w Lenartowicach. Gdy włączałem się rozpędzony do ruchu z chodnika zjechał na rowerze, nie widzący mnie kompletnie pan w średnio-starszym wieku. W zasadzie bardzo trudno uniknąłem zderzenia, krzycząc do niego "eeeeejjjj!" :-) Odkrzyknął tylko "przepraszam" i pojechał dalej jakby nigdy nic. Nie powiem - podniósł mi adrenalinę, bo wcale nie jechałem wolno i z tego mogło być ładne bum! Po kilku sekundach rozważałem już dalszy etap trasy :-) Postanowiłem pojechać przy Kanale, a następnie przemknąłem terenowo przez działki :-) Uśmiech był :-) Na Kuźniczkach pojechałem już asfaltem do obwodnicy, zauważając nad Kłodnicą dziwne, poszarpane od dołu chmury, sięgające prawie ziemi. Chciałem się zatrzymać, aby zrobić fotę z dobrej pozycji, ale zaczęło po raz pierwszy prawdziwie padać, a gdy minąłem wiadukt również grzmieć. Przy Castoramie byłem już nawet trochę mokry :-) Oczywiście byłem z tego powodu bardziej zadowolony, niż zmartwiony :-) Mimo to, aby nie narażać się na zbytne przemoczenie, wjechałem Kośką do klatki i mało brakowało, aby i schody nie stały się kolejnym typem nawierzchni :-) To był pozytywny wyjazd! :-)
Kategoria Krótko, nie zawsze na temat ;-)
Dane wyjazdu:
41.99 km
0.00 km teren
01:50 h
22.90 km/h:
Maks. pr.:52.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia
Z wizytą w raju :-)
Niedziela, 10 czerwca 2012 · dodano: 26.12.2012 | Komentarze 0
Miałem dziś fajny poranek :-) Pogadaliśmy trochę z Anią na różne tematy, również rowerowe :-) Później wybraliśmy się po kwiatki, a gdy już dostarczyłem je na balkon, nadeszła pora na wyjście na rower :-) Spoglądając jeszcze na spowite chmurami niebo powiedziałem "Chyba z tego padać nie będzie?", uzyskując luźne potwierdzenie od Aneczki. Gdy wyszedłem przed klatkę, spadły na mnie drobne krople deszczu :-)Nie miałem koncepcji na ten wyjazd i rozważałem dwa kierunki - w stronę Azot, lub kręcenie po okolicach Cisowej, powrót przez Sławięcice i azotowy las. Dosyć szybko wybrałem drugą opcję z zamiarem ciągłej jazdy asfaltem, oraz powrót przez Blachownię, lub lasem. Wciąż podniesiony na duchu wczorajszym przejazdem, nadepnąłem ochoczo na pedały, wprawiając Kośkę w ruch lekko i dynamicznie zarazem :-) Szybko dotarłem do obwodnicy, przejeżdżając wcześniej przez rozkopane skrzyżowanie. Koncepcja była taka, aby dolecieć do ronda, ale gdy mijałem wjazd na działki, instynktownie podjąłem decyzję o zjechaniu na nieutwardzoną drogę :-) Po krótkim czasie byłem już w lesie, szybko przebijając się przez wyboje przy jeziorku :-) Zaczynałem odczuwać, jak powoli zrywam się z hamulca... :-) Gdy odbiłem w kierunku drogi na Cisową oceniłem aurę. Już nie padało, a temperatura zdawała się być w sam raz na wypad :-) Pogoda co prawda wciąż była niepewna ale uznałem, że było jednak dosyć bezpiecznie. Za Kanałem zatrzymałem się jeszcze na moment, aby po chwili zniknąć w zielonej gęstwinie :-) Na postoju przejrzałem przydrożną mapę, szlifując szczegóły przejazdu i de facto nakreślając dzisiejszy cel, odmienny od pierwotnego założenia. Pomyślałem sobie też o pozostawionej w domu na tak długo Aneczce. Niczym pies oglądający się na właściciela wybierałem między nim samym, a smakowitą kiełbaską...
Przejeżdżając przez pierwsze leśne skrzyżowanie, spojrzałem w prawo i w odległości kilkudziesięciu metrów, ujrzałem grupę dwóch czy też trzech ubranych w czarne kombinezony rowerzystów. Moją uwagę szybko jednak odwrócił przelatujący nisko ptak :-) Ogólnie las żył :-) Podobnie jak i ja rowerowo odżywałem :-) Na kolejnym skrzyżowaniu postanowiłem zjechać ze szlaku i minęło nadspodziewanie sporo czasu, zanim wróciłem do odpowiedniego kierunku jazdy :-) W drodze do Łąk Kozielskich spotkałem jeszcze jednego spacerowicza i dwoje rowerzystów na rozstaju szlaków. Ja wybrałem drogę żółtym, ponieważ przy tej wersji trasy mniejszy dystans pokonałem główną drogą, przy której zatrzymałem się jeszcze na dwie minuty, rozważając dalszy kierunek jazdy. Ostatecznie mimo pieskowej niepewności, postanowiłem wjechać na szlak do Lichyni. Na tym odcinku mogłem natknąć się na trzy szczekające pieski, ale tym razem nie było żadnego :-) W zamian za to przy ostatnich zabudowaniach Łąk Kozielskich pasły się kuce. Pozostawiając je za sobą, rozpoczynałem kolejny etap wyjazdu. Już bardzo niewiele dzieliło mnie od pięknych widoków :-) Szybko pokonałem polny trakt, pozytywnie zaskakując się na jego końcu brakiem małego szczekacza i śmiało ruszyłem w kierunku dwóch rezerwatów, które postanowiłem odwiedzić, gdy przeglądałem mapę przy Kanale.
Początek drogi w Lichyniu zawsze wywołuje u mnie pozytywne skojarzenia :-) Za pierwszym razem z Antkiem, byłem totalnie ześwirowany :-) Dziś jednak dużo bardziej doceniałem wolność i samą możliwość pokręcenia korbą :-) Niebawem dotarłem do podjazdu w wąwozie, który tym razem był ciemny z uwagi na aurę dnia i sporą ilość liści wiszących mi nad głową :-) Na wzniesieniu zatrzymałem się, aby zerknąć nieco dłużej na widoczki, odetchnąć pełną piersią i w końcu zauważyć dorodne czereśnie, których niestety nie byłem w stanie skubnąć :-) A miałem ochotę tylko na dwie :-)
Wchodziłem emocjonalnie w ten wyjazd i naprawdę doceniałem to, że bez problemu mogę podziwiać piękno okolicznej przyrody. To co najlepsze dopiero mnie jednak czekało :-) Dojechałem do pierwszego z rezerwatów.
Już na jego początku czekał mnie krótki, choć kamienisty podjazd. Praktycznie z miejsca zatopiłem się w zieleń, przystając przy sposobności. Teren był ciekawy i zachęcał do choćby pobieżnej eksploracji. Nosił ślady historii...
Na końcu rezerwatu napotkałem parę z pieskiem, która zachowała się wobec mnie bardzo kulturalnie. Gdy opuściłem już leśne otoczenie, puściłem się szybciej drogą położoną na granicy lasu i pól. Droga była nieutwardzona i troszeczkę ubrudziłem opony, ale przecież nie przeszkadzało mi to! :-) Było pięknie! Na skrzyżowaniu z utwardzoną polną drogą, zatrzymałem się na widok kilku bel słomy, leżących w bezpośrednim zasięgu :-) Praktycznie z miejsca wskoczyłem na to "wzniesienie" i rozejrzałem się dookoła :-) Gdzie by tu teraz pojechać? :-) Będąc już na stałym lądzie dojrzałem też zająca, który zauważył mnie dopiero po dłuższej chwili, radując mnie możliwością dłuższej obserwacji :-)
Niebawem dojechałem do Czarnocina i korzystając z asfaltowego zjazdu, puściłem się w dół :-) Czułem się, jakbym był w raju! :-) Rozpędzony dojechałem do podjazdu i pokonałem go z dużą dozą radości :-) Chyba się nawet nie zmęczyłem ;-) Na jego szczycie wydostałem się zza drzewnej ściany i mogłem podziwiać dalsze okolice. Cholera! Ale tu ładnie! Zatrzymałem się na chwilę i rozejrzałem dookoła.
Dojeżdżając do zakrętu ujrzałem kierunkowskaz wskazujący drugi rezerwat. Była tam też informacja o znajdującym się na jego terenie pomniku upamiętniającym powstańców śląskich. Pokonując nieco wyboistą polną drogę, dojechałem do lasu i zjechałem w dół, kładąc Kosię na drodze :-)
Trakt prowadzący do tego rezerwatu również był zazieleniony :-) Miałem nadzieję na to, że uda mi się odnaleźć ów pomnik powstańczy, ale ostatecznie mi się to nie udało. Atrakcji jednak nie brakowało! :-) Piękne otoczenie i rowerek mega pozytywnie mnie nastroiły :-) Poza tym natrafiłem na inny pomnik, a później na ukrytą w lesie kapliczkę :-)
Zerkając na nawigację zauważyłem bliską obecność drogi głównej, ale niestety bezpośrednio z okolic kapliczki mogłem udać się tam jedynie po trakcie przeznaczonym dla stóp ludzkich. Postanowiłem więc zawrócić i tak oto znalazłem się na wąskiej i stromej ścieżce, usianej lekko kamieniami, po której - z nieukrywaną przyjemnością - sturlałem się do ulicy :-) Kierując się ponownie na kolejną pętlę w kierunku podjazdu, znów pomyślało mi się, że chyba jestem w raju :-) Nie na darmo te okolice są chwalone również przez innych! Gdy już ponownie wtrulałem się na wzniesienie i minąłem znak prowadzący do rezerwatu, skierowałem się po głównej już w kierunku domu. Czekał mnie zjazd na którym kolejny raz tego dnia wcale się nie hamowałem :-) Tak oto dotarłem do Zalesia, zerkając wcześniej na zegarek. Gdy dotarłem do domu okazało się, że ów piękny raj znajduje się jedynie dwadzieścia minut jazdy rowerem od Kędzierzyna! To jeszcze bardziej mnie zdumiało i przemknęło mi wtedy przez myśl, że chyba powinienem częściej odwiedzać te tereny :-)
Kategoria Krótko, nie zawsze na temat ;-)
Dane wyjazdu:
2.44 km
0.00 km teren
00:05 h
29.28 km/h:
Maks. pr.:40.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia
Nocny przejazd serwisowy :-)
Sobota, 9 czerwca 2012 · dodano: 19.12.2012 | Komentarze 0
Miałem dziś pracowity i całkowicie wypełniony dzień :-) Najpierw porządkowałem papiery w mieszkaniu, a na popołudnie miałem zaplanowaną wymianę klocków w Antku :-) Przy okazji postanowiłem także porobić coś przy Kosi i tak się wkręciłem, że porozkręcałem prawie cały napęd, wyczyściłem go z dwuletniej naleciałości i przesmarowałem :-) Wyjścia choćby na krótki przejazd sprawdzający, nie mogłem odmówić sobie nawet późnym wieczorem :-) Byłem bardzo ciekaw w jakim stopniu przeprowadzone dziś prace, wpłynęły na poprawę pracy Kosi :-)Z domu wyszedłem po dwudziestej drugiej, przypominając sobie na schodach o mrugających opaskach. Nie wracałem się jednak po nie, ponieważ miał to być jedynie krótki przejazd sprawdzający :-) Gdy już wsiadłem na rower, skupiłem się na rejestracji różnic i - możecie się śmiać - ale były one odczuwalne już od pierwszego obrotu korbą :-) Rowerek jechał odczuwalnie swobodniej :-) Do uliczki osiedlowej dojechałem dosłownie jednym susem! :-) Wyjeżdżając z osiedla wiedziałem już, że dzisiejsza praca nie poszła na marne! Kośka prowadziła się tak, że poczułem satysfakcję z efektu dokonanych dziś prac :-) Na głównej przycisnąłem sobie śmiało. Rowerek pędził ładnie przed siebie :-) Łańcuch pracował bezszelestnie... :-) Bardzo szybko doleciałem do Bema, a stamtąd szybko do kolejnego skrzyżowania. Dzisiejszy dzień to dopiero początek! :-) Mijając "Redutę" usłyszałem krzyki dochodzące z lokalu. "Ciekawe kto strzelił bramkę... Pewnie Niemcy." - pomyślałem sobie o rezygnacji z oglądania meczu do końca, ale nic a nic się tym nie przejąłem :-) Prędkość i średnia były zadowalające :-) Czyżby znów powrócił nocny jeździec? :-) Na osiedle wpadłem hamując przed wjazdem precyzyjnie, niczym kierowca F1 przed pit-lane :-) Tak, hamulce to również bardzo dobra strona tego roweru! :-) Muszę przyznać, że dzisiejszą konfrontację wygrała Kosia :-) Patrząc na nią miałem w myślach to, jak w niedalekiej przyszłości doprowadzam ją do dawnego stanu :-) Zacząłem żałować, że oddałem ją do serwisu... Jak chcesz mieć coś dobrze zrobione, to zrób to sobie sam! Wydane tam pieniążki mogłem przeznaczyć na narzędzia i smary :-) Po dzisiejszym dniu nabrałem pewności siebie w stosunku do rowerowego grzebania :-) Teraz czekają mnie inwestycje w choćby podstawowe narzędzia... ;-)
Dane wyjazdu:
6.22 km
0.00 km teren
00:13 h
28.71 km/h:
Maks. pr.:36.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia
Do boju Polsko!
Piątek, 8 czerwca 2012 · dodano: 18.12.2012 | Komentarze 0
Nie pojechałem dziś do pracy na rowerze. Pogoda rano była niepewna, ale zaczęła szybko poprawiać się, gdy wszedłem do biura. Po południu było już bardzo słonecznie, dlatego pół-żartem stanąłem przed dylematem, czy oglądać mecz, czy pójść na rower ;-) Oczywiście wybrałem tą pierwszą opcję, ale gdy tylko zabrzmiał ostatni gwizdek, momentalnie zebrałem się do wyjścia, aby ochłonąć z nagromadzonych emocji :-)Ruszyłem dynamicznie w kierunku, skąd w czasie meczu dochodziły głośne odgłosy trąb. Czyżby na placu stał jakiś telebim? Pedałowałem szybko przekonując się po chwili, że źródłem hałasów byli chłopcy, których minąłem wyjeżdżając z osiedla. Nie zmieniając tempa dojechałem do końca ulicy i zwróciłem się w kierunku Brzeziec. Początkowo moim zamysłem było, aby jedynie objechać Pogorzelec, ale uznałem że będzie to oznaczało zbyt szybki powrót. Starając się utrzymywać żywą kadencję, dojechałem do wylotu z Kędzierzyna, zjeżdżając z głównej. Tempo troszkę spadło, zacząłem rozglądać się na boki i w pewnym momencie na łączce przy jednym z domów zauważyłem konfrontację Yorka i dużego, czarnego kota :-) Od razu przypomniał mi się Benek :-) Specjalnie zatrzymałem się, aby poczekać na finał tego spotkania :-) Widok zwierząt siedzących naprzeciw siebie w pewnej odległości, był naprawdę przedni! :-) Psiak odpuścił całkiem szybko najpierw odwracając się w stronę posesji i niemalże wycofując się jednocześnie :-) Ruszyłem znowu niebawem docierając do głównej. Po drugiej stronie pozwoliłem sobie na małą szarżę po wąskiej ścieżce, co było przyjemnym przeżyciem :-) Azotowy skrót przejechałem już spokojniej, ale wciąż utrzymywałem dobre tempo, przypominając sobie o konieczności dopieszczenia Kosi w niedalekiej przyszłości. Zakończenie wyjazdu było niespodziewane i wywołało uśmiech zaskoczenia na mojej twarzy: przed klatką znalazłem drugą z kartek książki serwisowej, które wywiało mi w czwartek z balkonu :-) Pierwszą z nich znalazłem na sąsiedniej posesji, a druga wsiąkła niczym kamfora. Do dzisiaj... :-)
Kategoria Krótko, nie zawsze na temat ;-)
Dane wyjazdu:
31.74 km
0.00 km teren
01:15 h
25.39 km/h:
Maks. pr.:40.30 km/h
Temperatura:28.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia
Nieco przypadkowe sprawdzanie Kosi
Czwartek, 7 czerwca 2012 · dodano: 18.12.2012 | Komentarze 0
Na dziś byłem umówiony z Krzyśkiem, dlatego nie poszedłem jeździć zaraz po śniadaniu mimo, że miałem obawy co do tego, czy po południu pogoda będzie równie dobra. W zasadzie to mogłem pójść, ale wtedy miałbym do dyspozycji jedynie około godzinę czasu, a nie chciałem skazywać się na pośpieszną jazdę. Wyszło całkiem fajnie, bo rowerowanie uskuteczniłem po wyjściu Krzyśka, wybierając tym razem Kosię, którą jeszcze raz chciałem zdiagnozować, a po wtóre... poczuć wolność :-)Tym razem nie zapomniałem ze sobą bidonu i ruszyłem, gdy tylko założyłem rękawiczki na dłonie :-) Już od samego początku miałem wrażenie, że Kosia chodzi lepiej, niż oceniałem to po wizycie w serwisie. Co prawda cały czas z okolic przedniego koła dochodziło jakieś chrobotanie (pewnie hamulec, oby nie tarcza...), ale poza tym było całkiem OK :-) Wiadomo jednak, że będę musiał wziąć się za odświeżenie rowerka, a przede wszystkim napędu. Już samo czyszczenie dużo da. Dzień wciąż był ciepły, przyjemnie słoneczny i zachęcający do jazdy :-) Szybko więc zrezygnowałem z pierwotnej wersji trasy, czyli jedynie przejazdu przez Stare Koźle i powrotu niebieskim szlakiem, na rzecz wizyty w Sławięcicach i powrotu przez Cisową.
Dzień wolny od pracy sprzyjał spacerom i Azotowy skrót był pełen spacerowiczów :-) Mijałem ich szybko, zważając na to, aby nikogo nie potrącić ;-) Przeszkadzało mi to, że muszę zwracać uwagę na szmery w momencie wymijania innych ludzi. Mimo to z drugiej strony, od początku wyjazdu odczuwalna była różnica między Kosią, a Antkiem w możliwości szybkiego rozwinięcia prędkości i widać to było w średniej. Kop jaki miałem do dyspozycji był też czynnikiem, który pozwolił mi szybko pokonać skrót mimo, że różnica w oporach na napędzie była znacznie wyczuwalna i działała na niekorzyść Kosi. Także na asfalcie Kosia podskakiwała znaczniej :-) Przyzwyczajony do wygody pomyślałem sobie, że chyba czas też zmienić i siodełko :-) Niebawem dojechałem do azotowego lasu, w którym postanowiłem trasę do drogi asfaltowej pokonać szlakiem. Taki wybór padł pierwszy raz odkąd zacząłem tędy jeździć. Przede mną roztoczyła się piękna leśna droga i poczułem, że to było to czego mi było trzeba :-) Wolność jest piękna! :-)
Na pierwszym skrzyżowaniu postanowiłem zatrzymać się na chwilę. Oparłem rower, przeszedłem się kawałek zerkając przy okazji w każdą stronę świata :-) Śpiewały ptaki, latał motylek... Rowerowa pasja wlała się w serce... W pewnym momencie na krańcu drogi biegnącej w przeciwnym kierunku, niż ten w który miałem zamiar jechać, dostrzegłem jakiegoś psa, czy coś podobnego. Obserwację utrudniał fakt, iż zwierzę to znajdowało się w znacznej jak na moje oczy odległości, dodatkowo w pełnym słońcu. Po kilku minutach obserwacji i pokonanych kilkunastu metrach okazało się, że była to po prostu pasąca się przy drodze sarna :-) A już myślałem, że to było nie wiadomo co... ;-) Chwilę przed moim odjazdem, leśne dźwięki przeszył hałas przelatującego nisko samolotu pasażerskiego, których od pewnego czasu co niemiara w tych okolicach. Mogłem nawet poznać malowania.
Na drodze asfaltowej biegnącej do głównej, pozwoliłem sobie przez moment pojechać bez trzymanki i ogólnie się rozluźnić. Oczywiście miałem w pamięci wymianę dętki w Pszczole i dlatego zachowałem odrobinę uwagi :-) Niemniej jednak ten odcinek pokonałem trochę oderwany od rzeczywistości i gdyby w krzakach roiło się od jeleni, to pewnie nawet bym ich nie zauważył ;-) Dojrzałem natomiast dwa ogromne kruki, siedzące na polu kilkadziesiąt metrów od drogi i jadący w oddali pociąg, który - o czym byłem raczej przekonany - był tym samym pociągiem, z którym ścigałem się na końcu azotowego skrótu :-) Zmierzając w stronę Sławięcic przycisnąłem sobie, bez większego wysiłku osiągając MXS wyjazdu. Mimo to wyprzedziło mnie dwóch motocyklistów ;-) Jako że nasze maszyny poruszały się prawie z tą samą prędkością, szybko dotarłem do Słąwięcic, wjeżdżając bezpośrednio na dostrzeżony właśnie skrót ;-) Po kilku minutach jazdy byłem już w parku, gdzie moja jazda stała się bardziej swobodna i żywa :-) Musiałem to odpłacić na wylocie, gdy ciężko wturlałem się na malutkie wzniesienie :-) Tutaj jednak opory na napędzie były odczuwalne ze zwielokrotnioną siłą, tym bardziej że zaczęło dodatkowo wiać.
Droga do Miejsca Kłodnickiego przywołała wspomnienie jednego z ostatnich zimowych wyjazdów :-) Poza tym napotkałem rozjechanego liska, z którym studenci weterynarii mogliby mieć niejeden wykład, a dosłownie kilkadziesiąt metrów później ostoję młodego, piskliwego ptactwa :-) Na skraju lasu postanowiłem też zatrzymać się na chwilę koło przydrożnego pomnika. Zrobiłem to aby poniekąd oddać cześć Ani, która sezon rowerowy ma z głowy, a poza tym to na kilka minut przed wizytą przypomniało mi się, jak na naszej pierwszej wspólnej wycieczce, przeskakiwała w tym miejscu przez kałuże :-)
Za Miejscem Kłodnickim jechałem rozglądając się na boki, ciesząc się jakże banalnym, ale od dawna nie widzianym w ten sposób widokiem pól i najbliższej im okolicy :-) Wiatr nie ustał i nie pomogła mi nawet zmiana kierunku w Cisowej. Nie przejmowałem się tym jednak wcale, absorbując swoją uwagę na wyborze dalszej trasy. Do wyboru miałem przejazd przez Lenartowice, lub Kuźniczki. Wybrałem tą drugą opcję, aby przy okazji zahaczyć o tamtejsze działki i jakże fajny dojazd do nich od strony Kanału :-) Gdy już zjechałem z asfaltu, ubłociłem trochę opony i wyboistą drogą, na której czułem już wyraźnie różnicę w porównaniu z Antkiem, dojechałem do wodospadu. Szybko zjechałem w dół, zerkając po chwili na drugi brzeg, gdzie zebrała się grupka starszej młodzieży. Czyżby jakaś ustawka? :-) Po kilkunastu metrach minąłem samotną dziewuchę z rowerem, siedzącą przy brzegu. Dzień naprawdę zachęcał do tego, aby wyjść z murów :-) Drogę przy ogródkach działkowych przejechałem szybko, pod koniec starając się jeszcze troszkę przycisnąć :-) Teraz do wyboru miałem obwodnicę, lub lasek na Żabieńcu. W wyborze decyzji pomógł mi wiatr z którym nie chciało by mi się walczyć na otwartej przestrzeni :-) Jak się później okazało, podjąłem słuszną decyzję: przed wiaduktem wpuściła mnie przed siebie jakże szarmancka kobieta, a za laskiem spotkałem grupę rowerzystów, między których wbiłem się, chcąc pokazać kto tu jest debeściak ;-) Oczywiście szybko zostałem przywołany do porządku - musiałem wycofać się z mostku, gdy tylko na niego wjechałem. Z drugiej strony rowerzysta ciągnął za sobą przyczepkę dziecięcą i to było bardzo pozytywne :-) Co prawda przede mnie weszli nie myślący piesi za którymi musiałem się przewlec, ale ogólnie było bardzo fajnie :-) Na obwodnicy pomyślałem sobie jeszcze, że mogłem tego jegomościa zapytać o to, jak jeździ się z przyczepką, ale w sumie to jeszcze pewnie będzie okazja, aby to wybadać :-) Tuż przed tym jak zjechałem z obwodnicy, w dole zauważyłem parę z dzieckiem - tym razem było ono pasażerem fotelika :-) Ja tymczasem pomknąłem niedawno odkrytym skrótem i po kilku minutach wjechałem ucieszony na osiedle :-) Z Kosią wcale nie jest tak źle :-)
Kategoria Krótko, nie zawsze na temat ;-)
Dane wyjazdu:
8.69 km
0.00 km teren
00:23 h
22.67 km/h:
Maks. pr.:30.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek
Chętny do pracy ;-)
Środa, 6 czerwca 2012 · dodano: 18.12.2012 | Komentarze 0
Gdy wstałem (jak zwykle z niemałym trudem), postanowiłem sprawdzić pogodę, co uczyniłem gdy tylko wykonałem inne poranne czynności. Było chłodno, ale za to obiecująco :-) Decyzja w sumie i tak została podjęta już w chwilę po otworzeniu powiek, więc całe to sprawdzanie było tylko dla potwierdzenia słuszności podjętej przeze mnie decyzji :-) Gdy pakowałem się do sakwy, wydała mi się ona jakaś ciężka :-)Wychodząc z klatki usłyszałem radosny świergot ptaków :-) To tym bardziej utwierdziło mnie w słuszności podjętej przez siebie decyzji, a poza tym to po prostu miałem ochotę na rowerowanie! :-) Przed rozpoczęciem jazdy nawigacja pokazała mi słabą baterię, ale miałem nadzieję, że ten kawałek do pracy dojadę :-) Minąłem pierwszą kałużę... :-)
Pedałowałem sobie swobodnie i nawet miejski burek podejmujący próbę ataku na drugim skrzyżowaniu, nie zmienił mojego pozytywnego nastawienia. Zastosowałem swój manewr i było po krzyku :-) Nieco dalej zauważyłem że nawigacja padła :-) Będzie trzeba dokleić trasę do pracy ;-) Może to i dobrze, że maj był taki monotonny? ;-) Po drodze wstąpiłem jeszcze po napićku i straciłem kilka cennych minut, ponieważ jedyna osoba przede mną robiła większe poranne zakupy :-) Z każdą kolejną minutą śpieszyło mi się coraz to mniej :-) Cieszyłem się z tego, że mogłem sobie porowerować z rana :-) Niebawem mknąłem uśpioną dziś Towarową :-)
W trakcie dnia pogoda jeszcze się poprawiła i po południu pomyślało mi się, że może wykręciłbym jakieś małe kółeczko :-) Przez zakład przeleciałem sobie swobodnie, ale już w lasku dopadł mnie wiatr. Na szczęście dla radosnych ludzi był to taki niewidoczny wiatr ;-) Postanowiłem pojechać sobie niebieskim szlakiem, ale jeszcze przed wjazdem na skrót zadzwoniłem do Aneczki :-) Teraz, to ja się muszę pilnować ;-) Chwilę później krzyknął na mnie jakiś przechodzień i okazało się, że to znajomy z pracy, którego kompletnie nie poznałem :-) Była to już druga osoba z pracy, której dziś machałem :-)
Między drzewami przycisnąłem troszkę, zmierzając śmiało i z uśmiechem do jasnego końca, za którym odbiłem na ścieżkę i już byłem w Brzeźcach :-) Na początku szlaku minąłem posesję, gdzie zawsze zaszczekał jakiś pies i tym razem nie było inaczej :-) Problem pojawił się, gdy za swoimi plecami usłyszałem wyraźniejsze szczeknięcie tak, że zdało mi się, że pies leci za mną. Odwróciłem się przestraszony i zaskoczony, ale na szczęście było bezpiecznie :-) W ułamek sekundy później po mojej lewej zaszeleściła przydrożnym drzewem krowa, pasąca się w trawie :-) To było na tyle adrenalinki :-) Zacząłem cieszyć się spokojem, obserwować okoliczne pola i czerpać radość z jazdy :-) Zaczęły też śpiewać ptaki i pomyślałem sobie, że aż żal się tu nie zatrzymać, co też uczyniłem :-)
Po kilku minutach postoju ruszyłem dalej, ciesząc się podczas omijania dołów i kałuż :-) Ech... Kiedyś śmigałem tędy częściej, a paradoksalnie miałem przecież dalej! :-) Po jakimś czasie przemknąłem obok schroniska i dotarłem do skrzyżowania, na którym pół-ślepy kierowca o mały włos nie zgarnął mnie na maskę, wymuszając mi pierwszeństwo. Taka niedola rowerzysty w mieście... Pokiwałem głową, ale nie przejąłem się tym za bardzo. Szkoda mi było czasu :-) Na jednym z ostatnich skrzyżowań dojrzałem jeszcze koleżankę z pracy jadącą samochodem i po kilku minutach byłem w domku :-)
Kategoria Krótko, nie zawsze na temat ;-)