Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Krótko, nie zawsze na temat ;-)

Dystans całkowity:13176.06 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:631:58
Średnia prędkość:20.72 km/h
Maksymalna prędkość:66.71 km/h
Liczba aktywności:910
Średnio na aktywność:14.48 km i 0h 41m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
16.89 km 0.00 km teren
00:48 h 21.11 km/h:
Maks. pr.:32.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Leśne zawijasy ;-)

Niedziela, 17 sierpnia 2014 · dodano: 31.08.2014 | Komentarze 0

Mimo pogody w paski, chciałem i wczoraj wyjść choćby na chwilę na rower. Nie udało mi się jednak podtrzymać rowerowej passy, gdyż byłem potrzebny Aneczce. Skończyło się na tym, że pograłem trochę w piłę z chłopakami ;-) Na rower udało mi się natomiast wyjść dziś :-)



Trasę miałem ułożoną w głowie już od dwóch dni i nie było to nic wielkiego :-) Postanowiłem wjechać do lasu jeszcze przed Świerklami i po pokonaniu krótkiego piaszczystego odcinka, natknąłem się na polanę z jagodami :-)



Wracając na asfalt zacząłem szukać drogi do jezior, ale że byłem tu tylko raz i to całkiem dawno temu, ostatecznie musiałem trochę pokluczyć :-) Co by nie było, na miejsce jednak trafiłem :-) 



Po kilku przystankach przy brzegu, przeciąłem las, jadąc w stronę Biadacza, a stamtąd - już znaną sobie trasą - dojechałem do mety :-) Godzinka na rowerku, piękna sprawa ;-)

Dane wyjazdu:
24.17 km 0.00 km teren
01:09 h 21.02 km/h:
Maks. pr.:37.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Sprawdzam skrót do Miejsca Kłodnickiego

Środa, 6 sierpnia 2014 · dodano: 31.08.2014 | Komentarze 0

Mając wolną chatę, postanowiłem dziś po pracy wybrać się na krótką przejażdżkę. Tylko przez chwilę zastanawiałem się nad wyborem trasy. Miałem przecież do sprawdzenia drogę na Blachowni, którą można było dojechać bezpośrednio do Miejsca Kłodnickiego. Z domu wyszedłem zaraz po obiedzie ;-)



Skierowałem się na azotowy skrót, na początku którego stała policyjna furgonetka na sygnale i towarzyszący jej policyjny motocykl. Naokoło panowała cisza i spokój, więc nie wiedziałem co zaszło. Standardową drogą dotarłem do Białego Ługu, gdzie musiałem zwolnić tempo z powodu kałuż. Gdy już byłem za Kanałem, zacząłem rozglądać się na drogą rowerową, która miała wieść wzdłuż jego brzegu. Nie dało się jej nie zauważyć :-) Początkowy zachwyt (przyczepka i Bąbel w sam raz) ustąpił jednak pytaniu, dlaczego znów wyłożono "drogę" kostką, oraz dlaczego jest ona tak krótka - większość trasy na blachowiańskim osiedlu pokonałem zwykłymi drogami.



Niebawem dotarłem do starej Blachowni, gdzie po drugiej stronie drogi zauważyłem plac zabaw. Na tym etapie wydawało mi się jeszcze, że faktycznie może to być fajna trasa do pokonania z Karolkiem. Jej dodatkowym atutem była cisza, spokój i całkiem ładne otoczenie. Niestety mostek był pierwszym punktem minusowym, a zaraz następnym wąska leśna ścieżka.



Były też i plusy ;-) Antkiem śmigało się aż miło, a ponadto odkryłem nowy zbiornik wodny w okolicy :-) Poza tym schodząc do brzegu o mały włos nie spotkałbym kędzierzyńskiego la czupakabras ;-) (coś łaziło w szuwarach tuż przy mnie, te aż się trzęsły) Były też łabędzie w oddali :-)



Wyjazd z lasu utrudniła mi nieco, zwalona na drogę gałąź, a po chwili - gdy już zorientowałem się, że kiedyś zawracałem się z tej drogi, tylko z drugiej strony - z pierwszego, położonego jeszcze na odludziu domostwa wybiegł pies, uatrakcyjniając mi dzisiejszy wyjazd :-) Zdecydowanie nie jest to więc trasa dla Bąbla :-)



W końcu zjechałem na leśną drogę prowadzącą do Lenartowic. Po wycince drzew, resztki drewna aż odbijały się od szprych, a gdy zatrzymałem się na postój, z góry spadł kawałek gałązki. Trzeba się było stamtąd zabierać, żeby czymś przypadkiem po głowie nie dostać ;-)



Dalszą trasę pokonałem już całkiem sprawnie. Przed Kanałem minął mnie szybko jadący policyjny motocykl (może ten sam, który był na azotowym skrócie), a gdy wjeżdżałem na mostek przy działkach, idący nim przede mną pan, miał tak silny nacisk nóg, że cały most aż podskakiwał. Ja razem z nim :-) Na obwodnicy wykręciłem prawdopodobnie MXS wyjazdu :-)
_
Hm... A jak by to było z kolarką na asfalcie? ;-)

Dane wyjazdu:
33.98 km 0.00 km teren
01:50 h 18.53 km/h:
Maks. pr.:33.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Wycieczka z trzema przeprawami ;-)

Sobota, 26 lipca 2014 · dodano: 28.07.2014 | Komentarze 0

Dzisiejszy wyjazd był już mniej spontaniczny od wczorajszego :-) Dzień mocno zachęcał do kręcenia korbą, więc zaraz po śniadaniu i wytyczeniu trasy, wybraliśmy się z Karolem na przejażdżkę :-)



Bąbel aż do działkowego skrótu przed obwodnicą nawoływał mamy. Buzię zatkały mu smoczki ;-) W lasku przed Kuźniczkami, czekała nas pierwsza przeprawa - na całej szerokości ścieżki leżały porozrzucane gałęzie. Wpierw musiałem prowadzić Antka, później trzeba było nawet kilka sporych gałęzi przerzucić nieco na bok i dopiero na samym końcu udało się nam jakoś powoli przejechać przez ostatnią stertę. Później już szybko dojechaliśmy do odświeżonej drogi rowerowej, którą nadzwyczaj sprawnie i przyjemnie dotarliśmy do Koźla. Oby nawierzchnia wytrzymała przez długi czas tak, abyśmy mogli zapomnieć, że kiedyś był to najgorszy etap każdej z wycieczek która tędy przebiegała.



Na Wyspie natknęliśmy się na moją wychowawczynię z podstawówki :-) To było miłe spotkanie :-) Szybko przecięliśmy park i wyprzedzając parę sakwiarzy na drodze do Kobylic, odbiliśmy w kierunku Dębowej. Słońce już mocno grzało.



Niebawem dojechaliśmy do polnej kapliczki gdzie zauważyłem, że Karol już nie śpi. Wyciągnąłem go więc na małą przebieżkę, z której ciężko go było zawrócić ;-) Trzeba było użyć perswazji ręcznej, tzn. wziąć go na ręce i włożyć do przyczepki ;-)



W Kobylicach uznałem, że nie będziemy wracali się w kierunku obwodnicy, aby wjechać na wały. W zamian jechaliśmy cały czas asfaltem ale myślę, że była to dobra decyzja, ponieważ nie wiadomo było jak zachowa się świeżo obudzony Karol (ostatnio ma jakieś fochy ;-) ), na polnej drodze mogło być mokro, a poza tym temperatura była znacznie wyższa niż przypuszczałem, a moje niedostateczne zapasy wody kurczyły się bardzo szybko. Wjeżdżając do Landzmierza, zobaczyłem na jednym z podwórek ciekawy model BMW. Już kiedyś go tu widziałem, ale dopiero teraz była okazja, by zrobić mu zdjęcie :-) W Cisku znaki drogowe przypomniały mi o tym, że most na Odrze jest zamknięty! Korzystając z okazji zapytałem przejeżdżającego rowerzystę o możliwość pokonania tej przeszkody. Ponoć dało się przejechać, choć na miejscu był ponoć mega nieład. Faktycznie na miejscu działo się sporo :-) Miałem też chwilkę niepokoju, gdyż w pierwszej chwili nie zauważyłem możliwości przejazdu, ale ostatecznie spokojnie daliśmy radę :-) Nowy most prezentuje się całkiem okazale :-)



Na polnej drodze zaczęliśmy uciekać przed traktorem, ale zatrzymaliśmy się akurat na tym polu, na które traktorzysta zamierzał zjechać :-) Pomknęliśmy więc dalej, ale nie za daleko ;-) Tuż za zakrętem czekała nas trzecia przeprawa, gdyż na całej szerokości drogi leżało pocięte drzewo. Na szczęście przy pomocy jednego z panów drwali wdrapaliśmy się na wał i chwilę później śmigaliśmy już dalej przed siebie :-)


W Starym Koźlu postanowiłem ponownie zmienić przebieg trasy i zrezygnować z przejazdu niebieskim szlakiem, który również mógł być usłany kałużami. Zacząłem też mocniej cisnąć i sprawiało mi to lekką satysfakcję :-) Schłodziliśmy się w lasku, spoglądając wcześniej na przejeżdżającą ciufcię :-) Gdy dotarliśmy do domu, było już bardzo gorąco :-)

Dane wyjazdu:
12.21 km 0.00 km teren
00:37 h 19.80 km/h:
Maks. pr.:27.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Jedziemy pograć w piłę :-)

Piątek, 25 lipca 2014 · dodano: 28.07.2014 | Komentarze 0

Na przywitanie weekendu, ni z tego, ni z owego, bez wyraźnego bodźca, wybraliśmy się z Karolkiem na krótki rowerowy wyjazd, aby poganiać trochę za piłką na placu zabaw poza miastem.



Dojazd na miejsce był bardzo spokojny. Bąbel kilka razy zawołał za mamą. Najpewniej jest to efektem tego, że teraz przebywa z nią przez cały dzień. Gdy już dojechaliśmy na miejsce, zaczęliśmy od zjeżdżalni, później przez ułamek sekundy była huśtawka, a na koniec pokopaliśmy piłkę :-) Wychodząc stamtąd, spotkaliśmy księdza Jarka, który nauczał mnie religii jeszcze w podstawówce :-) Oczywiście zamieniliśmy kilka zdań :-) Później popędziliśmy do domku, chwytając jeszcze ciepłe słoneczne promyki :-)



Dane wyjazdu:
9.28 km 0.00 km teren
00:30 h 18.56 km/h:
Maks. pr.:28.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Wytartym szlakiem na plac zabaw :-)

Wtorek, 22 lipca 2014 · dodano: 22.07.2014 | Komentarze 0

Po powrocie do domu czułem, że muszę gdzieś wyjść i wywietrzyć głowę. Wybór był jasny - rower :-) Trzeba było jednak tylko odpowiedzieć na pytanie, czy będę jechał sam, czy z Karolkiem. Mimo teoretycznie późnej pory, bardzo chętnie chciałem zabrać Bąbla na przejażdżkę. Środek sezonu, a my prawie nie jeździmy. Z pomocą mamy bardzo szybko zebraliśmy się do wyjścia :-)



Słońce schowało się za chmurą i zaczął trochę wiać wiatr. Gdy wyruszaliśmy, Karolek zawołał "mama" i robił tak co jakiś czas podczas tego wyjazdu. Niebawem dojechaliśmy już do niebieskiego szlaku, gdzie czuć było świeżo skoszonym zbożem :-)



Jechało się nam bardzo swobodnie pod warunkiem, że nie wiał wiatr. A że wiał od czasu do czasu w przeciwnym kierunku, musiałem nieco mocniej spinać mięśnie. Relaks jednak był :-) Taka przejażdżka to super sprawa :-) Gdy dojechaliśmy do Brzeziec, zatrzymaliśmy się przy placu zabaw, gdzie Karolek zjeżdżał ze ślizgawki na wszystkie możliwe sposoby: na tyłku, na brzuszku, samolotem na rękach taty, czy odważnie - lądując przy tym pupką bezpośrednio na ziemi :-) Na krótką sekundę poszliśmy też na huśtawkę :-) Odjeżdżaliśmy stamtąd z lekkim płaczem ;-)



Z Brzeziec wyjeżdżaliśmy wzbudzając lekkie zainteresowanie mijanych ludzi, przejechaliśmy kawałkiem azotowego skrótu i jadąc w długich promieniach słońca, dojechaliśmy do domku :-) Relaks ;-)

Dane wyjazdu:
7.52 km 0.00 km teren
00:22 h 20.51 km/h:
Maks. pr.:32.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Przedwczesny wyjazd po jeżyny :-)

Czwartek, 19 czerwca 2014 · dodano: 21.06.2014 | Komentarze 0

Widząc wczoraj Karolka, jak zajadał poziomki i jagody, wpadłem na pomysł, aby podjechać dziś na nieodlegle miejsce, gdzie mogły rosnąć jeżyny. Co prawda od razu zostałem naprostowany, że to jeszcze nie ta pora roku :-) Na całe szczęście, pora roku nadawała się na wypad na rower :-)



Przed moim wyjazdem Aneczka wykręciła kilka metrów przy domu na maminym rowerze :-) Gdy znalazłem się po drugiej stronie furtki, poczułem efekt sandałów na nogach :-) Jadąc niespiesznie, dotarłem na okoliczne pola, zamieszkane przez całe gromady owadów :-)



Gdy dojechałem na miejsce, faktycznie okazało się, że jeżyny są jeszcze zielone. Efekt mieszkania od nastu lat w mieście dał o sobie znać ;-) Były za to inne atrakcje, a w drodze powrotnej zatrzymałem się jeszcze przy kapliczce :-)



Za lasem dojrzałem jeszcze bardzo dużego latawca i to było ostatnie zdjęcie wyjazdu. Nie wytrzymały baterie :-)



Na asfalcie znacznie zwiększyłem prędkość, mijając za Brynicą dwa koniki, które ustrzegły się przed fotografem amatorem ;-) Fajnie było tak się przejechać :-) 


Dane wyjazdu:
24.31 km 0.00 km teren
01:45 h 13.89 km/h:
Maks. pr.:28.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Bąbelkowa powtórka trasy w Stobrawskim :-)

Sobota, 31 maja 2014 · dodano: 10.06.2014 | Komentarze 0

Wjeżdżając wczoraj z domu, głównie za sprawą Aneczki spakowałem Antka i przyczepkę. Gdyby pogoda się poprawiła, a nie miałbym Antosia ze sobą, na pewno żałowałbym pozostawienia go w domu. Faktycznie sobota przywitała nas Słońcem - i to już o piątej rano ;-) Ja udawałem, że śpię i nawet mi to wychodziło ;-) Po śniadaniu, jeszcze o poranku, skleciłem trasę na pięćdziesiąt kilometrów. Ostatecznie jednak otrzeźwiałem i pojechaliśmy z Karolkiem na krótszy objazd po Stobrawskim :-) De facto była to trasa, którą i tak chciałem przejechać kiedyś z Bąblem :-)



Na skraju lasu pożegnało nas szczekanie dużego psa przy ostatnim gospodarstwie, oraz jego groźne spojrzenie. To i tak było fajne, w porównaniu z tym, co czekało nas na pierwszym leśnym odcinku. Karol od samego początku marudził, ponieważ był zmęczony na spanie. Co by nie było, wstał przecież o piątej rano! :-) Szybko zatem dałem mu smoczka i po jakimś czasie nastał spokój ;-) Gdy dojrzałem po lewej stronie jelenia młodzieńca (ech ten pokrowiec! nie działa do trzech razy sztuka ;-) ), Karolek już spał tak więc jako jedyny odprowadzałem owego jegomościa, lawirującego dostojnie między drzewami.



Na szlaku było tak, jak się spodziewałem. Po kilku dniach opadów, droga pokryła się kałużami, a gdzieniegdzie lepkim błotem. Objeżdżaliśmy to wszystko jak tylko się dało, ale i tak nie uniknęliśmy zabrudzenia opon :-)



Liczyłem na to, że ostatni etap gruntowej drogi do asfaltu, pozwoli nam nieco oczyścić koła. Faktycznie trawa była lekko mokra, więc wjeżdżając na ulicę, opony mieliśmy już bardzo ładnie oczyszczone :-) Dotychczasowa nasza średnia, wynosiła jednak dziewięć z malutkim haczykiem ;-) Przed Łubnianami podskoczyliśmy na powyżej dziesięciu, więc już nie było tragedii ;-) Niebawem wjechaliśmy do Stobrawskiego... 



Chwilę później, zatrzymaliśmy się ponownie przy miejscu postoju, gdzie Karolek już otworzył oczka. Spał ledwie pół godzinki :-)



Wjechaliśmy w las, gdzie Bąbel zaś zaczął straszyć zwierzynę swoim marudzeniem. To chyba nie był jego dzień na podróżowanie...



Na całe szczęście wiedziałem, że za niedługo dojedziemy do miejsca, gdzie będziemy mogli zatrzymać się na nieco dłuższą chwilkę. Tym razem zamiast kwiatków dostałem szyszki ;-) Po dosyć krótkim czasie Karolek zaczął odkrywać teren i faktycznie pobiegał sobie baardzo swobodnie :-) Momentami dzieliło nas nawet co najmniej kilkadziesiąt metrów!



Karolek cały czas pojękiwał. W końcu ponownie przystanęliśmy, nie był nawet zbyt skory do biegania. Zadowolił się jednak paluszkiem, a włożył go do buzi akurat wtedy, gdy znad przeciwka mijał nas jakiś sakwiarz. Uff... Obyło się bez płaczu, a skończyło na pozytywnym pozdrowieniu ;-) Wcześniej mieliśmy też dwa inne króciutkie postoje na zdjęcia :-)



Wyjechaliśmy na drogę w kierunku Grabczoka, gdzie zaznałem trochę spokoju ;-) Gdy wjechaliśmy między zabudowania, za jednym z ogrodzeń zauważyłem cztery małe kózki. Przez ułamek sekundy mierzyłem się z ryzykiem, ale przecież ten wyjazd nie był dla mnie, tylko dla Karolka! To była słuszna decyzja :-) Karolcio zaglądał przez szerokie szpary w płocie i zerkał na zwierzęta, pukając w ogrodzenie, jakby chciał zasygnalizować "haloo! jeestem!" ;-) Czyżby to było to mini zoo, którego przy poprzednim przejeździe nie wypatrzyłem? ;-)



Za nawrotem ponownie wysadziłem mojego małego podróżnika z przyczepki :-) Tym razem biegał na zmianę między bujadłem, a zjeżdżalnią :-) Towarzyszyło temu, wypowiadane z jego usteczek słodkie "tatiś" :-) Superancko! :-) Kilka razy zdarzyło się też "mama", ale na pytanie o to, czy wracamy do mamy malec ostro kiwał głową na znak... No zgadnijcie jaki ;-) 



Dalsza droga do domu, minęła nam już spokojnie :-) Natrafiliśmy jeszcze na kilka kałuż w lesie, ale później było już zdecydowanie z górki :-) Nawet wiatru w plecy trochę dostaliśmy ;-)

Dane wyjazdu:
29.12 km 0.00 km teren
01:23 h 21.05 km/h:
Maks. pr.:45.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Popołudniowy wypad na gorąco :-)

Piątek, 23 maja 2014 · dodano: 28.05.2014 | Komentarze 0

Około godziny jedenastej wpadło mi do głowy, czy nie wziąć sobie "połówki". Dzień był nad wyraz spokojny, a że okazji do odpoczynku niebawem nie będę miał zbyt wielu, pomysł zaczął kiełkować. Układałem w głowie różne wersje tras, wpierw samotnie, a następnie na wspólny wyjazd z Karolkiem. Niestety ostatecznie pojawiło się kilka problemów do rozwiązania, także postanowiłem doczekać do końca roboczego dnia i - w porozumeniu z Aneczką - pojechać gdzieś po południu na samotny wyjazd z Antkiem.



Po centrowaniu kół w serwisie jechało się bardzo twardo - koła były napompowane na kamień. Przeszło mi przez myśl, czy nie spuścić odrobinkę, ale brak pompki odwiódł mnie od tego pomysłu. Był to wyjazd na lekko :-) Powietrze było gorące i pachniało starymi, długimi rowerowymi wypadami :-) Gdy dojechałem do azotowego lasu, przypomniało mi się o drodze biegnącej obok hałdy, którą chciałem sprawdzić kiedyś przy okazji.



Po kilku minutach jazdy wykonałem nawrót i nabrałem prędkości. Wtem, po lewej stronie zauważyłem pasące się trzy sarny, które na mój widok uciekły w las tak szybko, że nie pomógł mi nawet nowy pokrowiec na aparat :-) Mimo wszystko postanowiłem zrobić zdjęcie jadalni ;-)



Później napotkałem też willę mrówek, a były to duże leśne mrówki, także nie podchodziłem zbyt blisko ;-) Ptaki świergotały :-)



Uznałem też, że ten las jest naprawdę ładny i być może nawet warto zacząć go objeżdżać. Jadąc dalej, zacząłem poznawać skrzyżowania, które pokonywałem niegdyś jadąc w drodze powrotnej do domu, a niebawem dotarłem do fajnego miejsca, gdzie trawa tworzyła miłe dla oka fale, skąpane w słonecznych promieniach.

  

Kolejny przystanek wymusił na mnie krzyk małych ptaków, wydobywający się z któregoś położonego bardzo blisko drogi drzewa. To był bardzo miły akcent dzisiejszego wyjazdu :-)




Pokonywałem kolejne metry lasu, podziwiając jego piękno i ciesząc się ciszą, spokojem i pędem :-) Wysokiej temperatury między drzewami nie odczuwałem wcale :-) Jadąc po śladzie nawigacji, dotarłem do wielkiego dębu, gdzie ponownie dało się usłyszeć piski małych ptaków. Te były chyba mniej głodne, bo były dużo bardziej spokojne :-) Przeszedłem się po najbliższej okolicy, sfotografowałem małą leśną sadzawkę, coś czmychnęło mi w trawie, schyliłem się przy żółtym kwiatku. Nigdzie się nie śpiesząc :-) Nieopodal był też mały mostek, z rzeczką na której rosły białe i żółte kwiatki :-)



Dojechałem do zabudowań i odbiłem w prawo. Wcześniej tego nie widziałem, ale okazało się, że jest tutaj coś na kształt leśnego miejsca odpoczynku. Nie było jednak widać dokładnie, czy było ogrodzone - jako bardziej prywatne - czy można było zatrzymać się tam bez żadnego skrępowania. Leśna droga zrobiła się bardziej zarośnięta, było też trochę bardziej terenowo. W pewnym momencie napotkałem dziwne znalezisko - coś jakby palenisko, naokoło którego znajdowało się sporo metalu, chyba aluminium. Dosyć niecodzienne.



Kilkanaście metrów przed skrajem lasu, Antek złapał w szprychy dosyć długą gałązkę, więc konieczny był następny postój. Niemniej jednak na asfalcie wykręciłem MXS wyjazdu :-) Nie wiem nawet czy nie jest to najlepszy wynik Antka na równej prostej bez wiatru :-) Zjechałem w kierunku Grabówki, przypominając sobie bodajże swoją pierwszą wizytę tutaj. Walczyliśmy wtedy z Kosią z ostrym wiatrem :-) Dziś było bezwietrznie :-) Szybko, choć nieśpiesznie dojechałem do Bierawy, wjeżdżając na niebieski szlak. Zabudowania były leniwe, nawet żaden pies nie zaszczekał :-) Ot, fajny akcent dla piątkowego przejazdu :-) Za Bierawą zatrzymałem się na moment popatrzeć na fajne polne widoki :-) Kiedyś sprawdzę też drogową odnogę, biegnącą w kierunku Odry. Tymczasem obserwowałem małą pszczółkę, która żywo latała naokoło Antka, a także wydłubałem kawałki patyków, wciśnięte między zębatki korby. Widać Antek jednak zabrał coś z lasu ;-) 



Dalsza droga przebiegła już bardzo standardowo. Przy zbiornikach wodnych nieopodal Starego Koźla zamyśliłem się do tego stopnia, że przejechałem fajne miejsce postojowe do zdjęcia. Pozostało mi popatrzeć jedynie przez zarośla, na liczne ptactwo okupujące taflę wody. O jak fajnie, że już lato, że wszystko takie żywe! :-) Rzepak zrobił się już zielony i nie był tak atrakcyjny wizualnie jak wcześniej, ale ten zielony spokój idealnie pasował do piątkowego przejazdu :-) Korzystając z równego asfaltu przycisnąłem, szybko dojeżdżając do Brzeziec. Na niebieskim szlaku ponownie zatopiłem się w myśli. Przed klatką czekał na mnie Bąbelek z babcią. Pojeździliśmy trochę na Antkowym siodełku :-) Mały podróżnik wcale nie chciał wracać do domu :-)



Dane wyjazdu:
10.24 km 0.00 km teren
00:37 h 16.61 km/h:
Maks. pr.:33.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Krótki przejazd z centrą i bez hamulca :-)

Niedziela, 18 maja 2014 · dodano: 28.05.2014 | Komentarze 0

Po mocno deszczowym piątku i sobocie, przyszła zachmurzona niedziela. Gdy na chwilę wyszło słońce, postanowiłem choć na moment wyjść na rower. Co prawda wczoraj rozkręciłem Kosię do zera, a przy Antku nie ustawiłem tylnego hamulca, który ledwie dotykał obręczy, ale hamować mogłem również przecież przednim ;-) Na krótkim przejeździe miałem też idealną okazję do tego, aby wypróbować kupiony właśnie pokrowiec na aparat :-)



Obwodnicą dojechałem do lasku na Żabieńcu, gdzie zabrudziliśmy Antkowe koła. Wcześniej, na przejściu dla pieszych doszło do niecodziennej sytuacji, ponieważ jakiś średnio uważny kierowca, zatrzymał się przed przejściem dla pieszych już na pasie awaryjnym - obok dwóch stojących prawidłowo innych pojazdów. Dobrze, że ja miałem oczy otwarte. Jadąc w lesie postanowiłem zjechać na boczną ścieżkę, gdzie odnalazłem małą kapliczkę na drzewie, a później dobre miejsce do wyzbierania jakiś badyli dla Bronkowego schronu. Kilkadziesiąt metrów dalej napotkałem pieska, który chciał chyba potowarzyszyć mi w dalszej jeździe ;-)



Z Żabieńca wyjechałem bez koncepcji. Ostatecznie postanowiłem podjechać asfaltem do Koźla, nie wiedząc jeszcze co tam będę robił. Na prostej za Kłodnicą pozdrowiłem jadącego znad przeciwka kolarza, a za zakrętem wyprzedziło mnie dwóch innych. Fakt faktem, ja się ślimaczyłem ;-) Ostatecznie postanowiłem sprawdzić w jakim stanie jest będąca w trakcie "remontu" droga rowerowa.



Budując w głowie dalszy przebieg trasy wymyśliłem sobie, że sprawdzę drogę biegnącą do Odry. Niestety doprowadziła mnie ona tylko do pola. Niemniej jednak miałem okazję ponownie przetestować pokrowiec :-) Koniec z otwieraniem sakwy i grzebaniem w poszukiwaniu aparatu :-) Od teraz robienie zdjęć powinno być szybsze - przynajmniej w teorii ;-)



W drodze powrotnej wjechałem na obwodnicę, wykręcając na jej początku MXS wyjazdu. Wiatr hulał, niebo było zachmurzone, a ja byłem uszczęśliwiony tym krótkim, lokalnym przejazdem :-)

Dane wyjazdu:
14.66 km 0.00 km teren
00:48 h 18.32 km/h:
Maks. pr.:33.40 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Po jedzonko dla Bronka :-)

Niedziela, 11 maja 2014 · dodano: 11.05.2014 | Komentarze 0

Na dziś nie planowałem żadnego rowerowego wyjazdu. Raz, że chciałem po prostu trochę pomieszkać, a dwa - pogoda odstawała od tej wczorajszej. Było pochmurno, chłodniej aczkolwiek nie zimno. Po jedenastej zadzwoniła jednak sąsiadka z "kurierską" sprawą. Postanowiłem zatem połączyć przyjemne z pożytecznym i wykręcić choćby krótką trasę gdzieś w bliskiej okolicy :-)



Do PKP dojechałem szybko i dynamicznie, odczuwając różnicę jazdy bez obciążenia. Po pozytywnie zakończonej akcji z doręczeniem mini przesyłki, ruszyłem energicznie w kierunku lasku na Żabieńcu. Spotkałem tam żuczka, robiącego coś przy czymś, oraz zatrzymałem się na brzegu rzeczki :-)



Za nawrotem zatrzymałem się również, aby zerwać dla Aneczki jej ulubione kwiatki, a później - już przy lasku ponownie, aby tym razem Bronek mógł ze smakiem spożyć swoich przysmaków :-) Do końca polnego traktu przystawałem jeszcze raz, słysząc wcześniej bażanci śpiew :-)



Mijając rondo zjechałem w uliczkę po prawej. Chciałem przedostać się do znanego mi miejsca. Jechało się żwawo, choć hulał wiatr. O dziwo mimo niższej temperatury niż wczoraj, był on chłodny, ale nie mroźny tak, jak ten wczorajszy. Postanowiłem dojechać do samej Odry. Wtem po swojej lewej stronie usłyszałem szelest. Wystraszyłem sarnę, która zaczęła uciekać nieśpiesznie w popłochu. Zanim jednak wygramoliłem aparat z sakwy, zdążyła uciec mi na znaczną odległość tak, że ledwie wystawały jej uszy znad zieleni. Dziś kupuję dedykowany pokrowiec na aparat! Zbyt dużo ujęć mi ostatnio ucieka!



Nad brzegiem Odry okazało się, że droga którą jechałem zawraca i wije się po drugiej stronie obwodnicy. Chyba nawet domyślam się, gdzie kończy się jej bieg i będę chciał sprawdzić ją następnym razem. Być może będziemy mieli z Karolkiem fajną trasę na krótkie przejazdy :-)



Zgodnie z zamiarem, w drodze powrotnej postanowiłem zajrzeć do miejsca, gdzie byliśmy dawno temu z Aneczką. Pośród szumu samochodów dało się słyszeć rechot ropuch, ale ucichły gdy tylko zacząłem zbliżać się do zbiornika. Samo miejsce niestety bardziej zdziczało, pień gdzie robiłem zdjęcie Kosi jakoś zmarniał, widać było pozostałości po małym wędkowaniu, tudzież biwakowaniu. Gdy byliśmy tu z Aneczką, było tu zdecydowanie radośniej. Odjeżdżając rzuciło mi się coś w oczy, leżące na ziemi i mające kształt ryby. O mały włos tego nie przejechałem. Faktycznie były to dwie ryby, leżące na ziemi w stanie, którego wolałbym nie opisywać... 



Do okolic oczyszczalni ścieków dojechałem bardzo szybko. Zatrzymując się na raczej zapomnianym fragmencie niebieskiego szlaku, spojrzałem na miejsce gdzie byłem jeszcze kilka minut wcześniej i oceniłem dystans jaki pokonałem w tym czasie. Rower to piękna rzecz w turystyce :-) Pochylając się nad fiołkami, dostrzegłem spacerującego tam pająka :-) 



Po kilku minutach jazdy, wjeżdżając na asfaltową część niebieskiego szlaku, zdecydowałem się nie wracać jeszcze do domu, sekundę potem mijając na zjeździe ślimaka. Odstawiłem go na pobocze w obawie, że ktoś go potrąci i mam nadzieję, że chociaż jego udało mi się uratować.



Niebieski szlak pokonałem bardzo sprawnie, słuchając szumu wiatru. Za główną przemknąłem ścieżką i już byłem na azotowym skrócie. Gdy go opuściłem, spadło na mnie kilka kropel deszczu. Pokonany dystans był optymalny, ponieważ podczas tych kilkunastu ostatnich minut jazdy czułem, jak wlewa się we mnie power! Tak, wyjazd kończyłem z powerem :-) Misja wykonana :-)