Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

z Bąbelkiem :-)

Dystans całkowity:2153.61 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:151:40
Średnia prędkość:14.20 km/h
Maksymalna prędkość:60.50 km/h
Liczba aktywności:158
Średnio na aktywność:13.63 km i 0h 57m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
45.22 km 0.00 km teren
02:33 h 17.73 km/h:
Maks. pr.:28.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Jedziemy robić babo babo! :-)

Sobota, 11 października 2014 · dodano: 11.10.2014 | Komentarze 0

Nastała sobota :-) Wiedzieliśmy już, że pogoda będzie rowerowa, więc gdy tylko uwinąłem się z załatwianiem porannych spraw na mieście, poczęliśmy pakować się z Karolem na wyjazd :-) Dziś wykorzystamy trasę, którą ułożyłem już jakiś czas temu, a dodatkowo dorobiliśmy do niej pomysł - jedziemy robić babo babo udaj się ;-)



Początek wyjazdu był bardzo spokojny. Gdy jechaliśmy sobie polnym traktem za Starym Koźlem, nagle zza zakrętu wyłoniła się stojąca grupa co najmniej kilkunastu małolatów na rowerach, w towarzystwie opiekunów :-) Rozległo się ostrzeżenie przewodnika i z wolna malce zaczęły usuwać się z drogi, bo oczywiście tarasowały ją na całej szerokości :-) Początkowo mijałem rowerowe przeszkody na milimetry, ale gdy dzieciaki bardziej ochoczo odsunęły się na bok, poszło już bardzo sprawnie :-) Oczywiście nie obyło się bez pozytywnych komentarzy dorosłych, a dzieciaki były raczej w lekkim szoku :-) Przyczepka wciąż wzbudza zainteresowanie :-) Za Bierawą postanowiłem zmodyfikować nieco trasę i pojechać ją bardziej na okrągło. Wjechaliśmy zatem na odkrytą niedawno drogę. Opłaciło się, bo już na samym początku zobaczyliśmy pasące się krówki :-) Na twarzy Karolka widać było wspaniałą dziecięcą radość i zainteresowanie :-) Gdy robiliśmy już krówkom pa pa, Bąbel wtulił się w moje ramiona :-) Wspaniale... Po kilku chwilach była też okazja do pokazania koko, czyli kurek :-) 
Mknęliśmy dalej :-) Najpierw pokonaliśmy nowo odkryty trakt, wylatując przed Dziergowicami i kierując się następnie w kierunku Odry. Tam ujrzeliśmy mały wóz strażacki, a na początku wąskiej drogi przy rzece, robotników którzy stawiali jakąś wiatę. Trzeba będzie pojawić się tu za jakiś czas, bo coś mówi mi, że to będzie jakieś fajne miejsce do odpoczynku :-) Postój zrobiliśmy sobie na skraju lasu, gdzie Karol trochę sobie pogadał :-) 
Czekała nas teraz jazda leśnym duktem. Do drogi na Kuźnię Raciborską nie działo się nic szczególnego, ale już po jej drugiej stronie, czyli w rudzkim lesie, było już więcej atrakcji :-) Było miejsce pamięci, a także bardzo wysoka wieża, z której - jak się na sam koniec okazało - spoglądał na nas jakiś pan :-) Karolowi owa wieża bardzo się spodobała :-) Powiedział nawet, że to wieża Karola :-)
Jadąc dalej odbiliśmy w kierunku Solarni, przez moment jadąc drogą Zakazaną, która przywołała miłe wspomnienia z rudzkich wypadów :-) Za Solarnią Karol zasnął. Akurat był to ostatni etap przed celem naszego dzisiejszego wyjazdu, ale przecież nie śpieszyło się nam wcale :-) Przy okazji zebrałem kilka kamyczków dla Bronka, które wypatrzyłem tu niedawno temu :-) Gdy dojechaliśmy do wielkiej piaskownicy, Karolek jeszcze spał :-) Odczekałem co najmniej kilkanaście minut, po czym wyciągnąłem mu smoczka :-) Podziałało ;-) Bąbel od samego początku jechał na tą wycieczkę z "babo babo!" w myślach, więc teraz momentalnie podłapał temat :-) No i się zaczęło... :-) Bawiliśmy się świetnie! :-)
Niebawem udaliśmy się w drogę powrotną do domu :-) Szybko dojechaliśmy do Lubieszowa, a stamtąd jak po nitce do Bierawy :-) Pogoda cały czas pięknie dopisywała, więc tym bardziej byłem uradowany dzisiejszym wyjazdem :-) Jak wspaniale można spędzić czas z synkiem na rowerze! :-) Za Bierawą czułem już jednak pustkę w brzuszku :-) Karol na szczęście nie skarżył się na taką dolegliwość ;-) Jechaliśmy sobie bardzo spokojnie, miarowo dojeżdżając do domku, o dziwo wykręcając jeszcze MXS wyjazdu przy samym końcu :-)
Hm... A może na wiosnę pojedziemy pod namiot? :-)
_
Ale fajowo było! :-)

Krówki w Lubieszowie :-)


W drodze ku Odrze :-)


Leśny przystanek :-)


Gdy tylko wyjechaliśmy z miasta, zaczęliśmy zbierać całym zestawem i oczywiście ja sobą, takie oto pajęczynki :-)

Nawet takie miejsca przypominają o tym, że rudzkie lasy są magiczne...

Wieża Karola i rosnący tam przy drodze grzybek :-)


Niektóre z kamyczków leżących obok drogi, na wiosnę deptał będzie Bronek ;-)


U celu wycieczki :-) Karolek jeszcze śpi ;-)


Korzystając z "wolnego" robię fotograficzny rekonesans ;-)


No i zaczęła się zabawa :-)


W drodze powrotnej do domu :-) Jesteśmy tuż przed Lubieszowem :-) Niedaleczko są fajne leśne ule :-)


Dane wyjazdu:
10.59 km 0.00 km teren
00:35 h 18.15 km/h:
Maks. pr.:27.40 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Wieczorną porą na poszukiwanie kwa kwa ;-)

Czwartek, 9 października 2014 · dodano: 11.10.2014 | Komentarze 0

Po długiej nieobecności, zaliczyłem dziś pierwszy dzień w pracy. Mnogość literek i cyferek przewracała mi się w głowie - szczególnie rano. Po południu czułem się więc zmęczony. Chciałem wyjść i gdzieś pokrążyć. Tylko lekka namowa Aneczki spowodowała, że zacząłem się pakować. Z chęcią też, zabrałem ze sobą Karolka, dla którego atrakcją wyjazdu miały być kwa kwa ;-) Do wyjazdu byliśmy gotowi całkiem szybko :-)



Słońce już chowało się za pobliską kamienicę. Na początku azotowego skrótu zerknąłem na nawigację - pokazywała trzydzieści jeden minut do zachodu słońca. Zdecydowałem więc lekko skrócić trasę. Gdy dojechaliśmy do początku niebieskiego szlaku okazało się, że z oglądania kwa kwa będą dziś nici. Kaczuszki poszły niu niu ;-) Na pocieszenie mieliśmy jednak co najmniej kilka szczekających piesków na całej długości dzisiejszej trasy ;-) Za Brzeźcami zaczęliśmy się już trochę śpieszyć - zostały nam 4 minuty do zachodu słońca :-) Antek jechał ochoczo, więc do domku dotarliśmy o czasie :-) Karolek jednak nie miał jeszcze dość, wołając po zatrzymaniu "jeszcze!" :-)

To chyba dobry widok :-) Mam nadzieję, że teraz już nic nie będzie brudzić Karolkowi w przyczepce :-)


Przystajemy za Starym Koźlem, aby spróbować uwiecznić zachód słońca :-) Karolek tak jeszcze nie jechał :-)


Mimo braku czasu, za Brzeźcami decyduję się na ponowny postój. Słońce jednak bardzo szybko chowa się za chmurą :-)


Dane wyjazdu:
14.18 km 0.00 km teren
00:48 h 17.72 km/h:
Maks. pr.:28.40 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Przejażdżka rowerowa z Bąblem :-)

Wtorek, 16 września 2014 · dodano: 22.09.2014 | Komentarze 0

Po wczorajszym nieudanym wyjeździe, w głowie kłębiły mi się wątpliwości co do zasadności znoszenia całego majdanu na dół. A nuż znowu Bąbel strzeli focha i nie będzie chciał jechać? Pogoda była jednak przepiękna i strasznie szkoda mi było siedzieć w domu. Współdziałając z Aneczką, postanowiliśmy zaryzykować :-)



Ryzyko opłaciło się nam bardzo :-) Karolek jechał dziś bardzo grzecznie :-) Widział też obiecanego hała, czyli pieska, a "w nagrodę" za bycie grzecznym, były też pasące się koniki w Starym Koźlu :-) Niestety kilkadziesiąt metrów wcześniej, przy próbie uwiecznienia dożynkowej ozdoby, padły nam baterie w aparacie i nie mając niczego innego w zanadrzu, niewiele uwieczniliśmy z tego wyjazdu. Nie to jednak było ważne :-) Najważniejsza była pozytywna jazda i nasze uśmiechy :-) Karolek był dziś na zupełnie innym biegunie! Siedział grzecznie, uśmiechał się, rozmawiał z tatem. Fajnie było :-)



Dane wyjazdu:
0.23 km 0.00 km teren
00:02 h 6.90 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

"Niczego nie można porównać do czystej przyjemności przejażdżki rowerowej"

Poniedziałek, 15 września 2014 · dodano: 22.09.2014 | Komentarze 0

Korzystając ze znaczącej poprawy pogody, postanowiłem wybrać się z Karolkiem poza miasto. Przygotowań było co niemiara ;-) Dodatkowo oczywiście trzeba było wszystko starabanić z góry, podpiąć hak i założyć bagażnik i tak dalej. Jednym słowem sporo biegania, no i oczywiście wszystko na moich barkach ;-) Czego jednak nie robi się dla synka :-)



Tuż przed dojazdem do miejsca parkingowego w Lubieszowie, Karol zaczął płakać. Nie pomogło wysadzenie z samochodu - wcale nie podłapał, że jest w innym miejscu. Coś siadło mu na nos i tyle! W międzyczasie złożyłem rower i przyczepkę, schowałem bagażnik i przygotowałem nas do jazdy w nadziei, że mojemu kompanowi humor zaraz się poprawi. Nic z tego! Bąbel wył tak głośno, że słyszało go pół wioski (to na pewno! ;-) ), nie wspominając już o zwierzętach w lesie. Nawet jakaś wścibska starsza kobieta na rowerze zainteresowała się naszą sytuacją. Karol dosłownie wył! Wjechaliśmy do lasu, gdzie próbowałem go czymś zainteresować. Przewrócony grzyb uspokoił go na jedną sekundę. Dalej nic nie skutkowało. W pewnym momencie usłyszałem wścibską rowerzystkę, komentującą ryk Karola pewnie z jakąś jej sąsiadką. Cóż było radzić? Sytuacja była naprawdę niecodzienna. Mocno niepocieszony postanowiłem, że spakujemy się z powrotem do domu... Prowadząc rower, udaliśmy się z powrotem do samochodu... I nici z pięknej pogody, ze świeżego powietrza poza miastem. Oby nie była to stała tendencja...

Dane wyjazdu:
33.98 km 0.00 km teren
01:50 h 18.53 km/h:
Maks. pr.:33.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Wycieczka z trzema przeprawami ;-)

Sobota, 26 lipca 2014 · dodano: 28.07.2014 | Komentarze 0

Dzisiejszy wyjazd był już mniej spontaniczny od wczorajszego :-) Dzień mocno zachęcał do kręcenia korbą, więc zaraz po śniadaniu i wytyczeniu trasy, wybraliśmy się z Karolem na przejażdżkę :-)



Bąbel aż do działkowego skrótu przed obwodnicą nawoływał mamy. Buzię zatkały mu smoczki ;-) W lasku przed Kuźniczkami, czekała nas pierwsza przeprawa - na całej szerokości ścieżki leżały porozrzucane gałęzie. Wpierw musiałem prowadzić Antka, później trzeba było nawet kilka sporych gałęzi przerzucić nieco na bok i dopiero na samym końcu udało się nam jakoś powoli przejechać przez ostatnią stertę. Później już szybko dojechaliśmy do odświeżonej drogi rowerowej, którą nadzwyczaj sprawnie i przyjemnie dotarliśmy do Koźla. Oby nawierzchnia wytrzymała przez długi czas tak, abyśmy mogli zapomnieć, że kiedyś był to najgorszy etap każdej z wycieczek która tędy przebiegała.



Na Wyspie natknęliśmy się na moją wychowawczynię z podstawówki :-) To było miłe spotkanie :-) Szybko przecięliśmy park i wyprzedzając parę sakwiarzy na drodze do Kobylic, odbiliśmy w kierunku Dębowej. Słońce już mocno grzało.



Niebawem dojechaliśmy do polnej kapliczki gdzie zauważyłem, że Karol już nie śpi. Wyciągnąłem go więc na małą przebieżkę, z której ciężko go było zawrócić ;-) Trzeba było użyć perswazji ręcznej, tzn. wziąć go na ręce i włożyć do przyczepki ;-)



W Kobylicach uznałem, że nie będziemy wracali się w kierunku obwodnicy, aby wjechać na wały. W zamian jechaliśmy cały czas asfaltem ale myślę, że była to dobra decyzja, ponieważ nie wiadomo było jak zachowa się świeżo obudzony Karol (ostatnio ma jakieś fochy ;-) ), na polnej drodze mogło być mokro, a poza tym temperatura była znacznie wyższa niż przypuszczałem, a moje niedostateczne zapasy wody kurczyły się bardzo szybko. Wjeżdżając do Landzmierza, zobaczyłem na jednym z podwórek ciekawy model BMW. Już kiedyś go tu widziałem, ale dopiero teraz była okazja, by zrobić mu zdjęcie :-) W Cisku znaki drogowe przypomniały mi o tym, że most na Odrze jest zamknięty! Korzystając z okazji zapytałem przejeżdżającego rowerzystę o możliwość pokonania tej przeszkody. Ponoć dało się przejechać, choć na miejscu był ponoć mega nieład. Faktycznie na miejscu działo się sporo :-) Miałem też chwilkę niepokoju, gdyż w pierwszej chwili nie zauważyłem możliwości przejazdu, ale ostatecznie spokojnie daliśmy radę :-) Nowy most prezentuje się całkiem okazale :-)



Na polnej drodze zaczęliśmy uciekać przed traktorem, ale zatrzymaliśmy się akurat na tym polu, na które traktorzysta zamierzał zjechać :-) Pomknęliśmy więc dalej, ale nie za daleko ;-) Tuż za zakrętem czekała nas trzecia przeprawa, gdyż na całej szerokości drogi leżało pocięte drzewo. Na szczęście przy pomocy jednego z panów drwali wdrapaliśmy się na wał i chwilę później śmigaliśmy już dalej przed siebie :-)


W Starym Koźlu postanowiłem ponownie zmienić przebieg trasy i zrezygnować z przejazdu niebieskim szlakiem, który również mógł być usłany kałużami. Zacząłem też mocniej cisnąć i sprawiało mi to lekką satysfakcję :-) Schłodziliśmy się w lasku, spoglądając wcześniej na przejeżdżającą ciufcię :-) Gdy dotarliśmy do domu, było już bardzo gorąco :-)

Dane wyjazdu:
12.21 km 0.00 km teren
00:37 h 19.80 km/h:
Maks. pr.:27.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Jedziemy pograć w piłę :-)

Piątek, 25 lipca 2014 · dodano: 28.07.2014 | Komentarze 0

Na przywitanie weekendu, ni z tego, ni z owego, bez wyraźnego bodźca, wybraliśmy się z Karolkiem na krótki rowerowy wyjazd, aby poganiać trochę za piłką na placu zabaw poza miastem.



Dojazd na miejsce był bardzo spokojny. Bąbel kilka razy zawołał za mamą. Najpewniej jest to efektem tego, że teraz przebywa z nią przez cały dzień. Gdy już dojechaliśmy na miejsce, zaczęliśmy od zjeżdżalni, później przez ułamek sekundy była huśtawka, a na koniec pokopaliśmy piłkę :-) Wychodząc stamtąd, spotkaliśmy księdza Jarka, który nauczał mnie religii jeszcze w podstawówce :-) Oczywiście zamieniliśmy kilka zdań :-) Później popędziliśmy do domku, chwytając jeszcze ciepłe słoneczne promyki :-)



Dane wyjazdu:
9.28 km 0.00 km teren
00:30 h 18.56 km/h:
Maks. pr.:28.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Wytartym szlakiem na plac zabaw :-)

Wtorek, 22 lipca 2014 · dodano: 22.07.2014 | Komentarze 0

Po powrocie do domu czułem, że muszę gdzieś wyjść i wywietrzyć głowę. Wybór był jasny - rower :-) Trzeba było jednak tylko odpowiedzieć na pytanie, czy będę jechał sam, czy z Karolkiem. Mimo teoretycznie późnej pory, bardzo chętnie chciałem zabrać Bąbla na przejażdżkę. Środek sezonu, a my prawie nie jeździmy. Z pomocą mamy bardzo szybko zebraliśmy się do wyjścia :-)



Słońce schowało się za chmurą i zaczął trochę wiać wiatr. Gdy wyruszaliśmy, Karolek zawołał "mama" i robił tak co jakiś czas podczas tego wyjazdu. Niebawem dojechaliśmy już do niebieskiego szlaku, gdzie czuć było świeżo skoszonym zbożem :-)



Jechało się nam bardzo swobodnie pod warunkiem, że nie wiał wiatr. A że wiał od czasu do czasu w przeciwnym kierunku, musiałem nieco mocniej spinać mięśnie. Relaks jednak był :-) Taka przejażdżka to super sprawa :-) Gdy dojechaliśmy do Brzeziec, zatrzymaliśmy się przy placu zabaw, gdzie Karolek zjeżdżał ze ślizgawki na wszystkie możliwe sposoby: na tyłku, na brzuszku, samolotem na rękach taty, czy odważnie - lądując przy tym pupką bezpośrednio na ziemi :-) Na krótką sekundę poszliśmy też na huśtawkę :-) Odjeżdżaliśmy stamtąd z lekkim płaczem ;-)



Z Brzeziec wyjeżdżaliśmy wzbudzając lekkie zainteresowanie mijanych ludzi, przejechaliśmy kawałkiem azotowego skrótu i jadąc w długich promieniach słońca, dojechaliśmy do domku :-) Relaks ;-)

Dane wyjazdu:
41.79 km 0.00 km teren
02:34 h 16.28 km/h:
Maks. pr.:49.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Ponowny wjazd Karolka na Górę św. Anny

Sobota, 12 lipca 2014 · dodano: 12.07.2014 | Komentarze 0

Planując trasę, ze zdziwieniem zorientowałem się, że ostatni wyjazd z Karolkiem był w końcu maja! Taki piękny rowerowy miesiąc jak czerwiec, a nie było nawet kiedy wybrać się na rower. Nawet podczas urlopu! Dziś nadszedł dzień, gdy należało to zmienić!



Pierwszą atrakcją na trasie, był wiadukt kolejowy na Kuźniczkach. Karolek zachwycał się nim, gdy przejeżdżaliśmy pod nim zarówno tam, jak i z powrotem :-) Początkowo wydawało się, że może być tylko co najwyżej ciepło, ale bardzo szybko temperatura wzrosła. Za Kanałem Gliwickim zjechaliśmy w las. 



Gdy przejeżdżaliśmy przez leśny wiadukt, w oddali widać było już pociąg. Wykorzystałem tą sytuację, aby pokazać Bąblowi ten wielki żelazny twór :-)



Tempo jazdy wzrosło dopiero w Raszowej, gdy zaczęliśmy jechać asfaltem. Było już fajnie ciepło, a dzień dopiero się rozgrzewał :-) Zjechaliśmy w kierunku Krasowej, skąd widać już było cel naszego wyjazdu :-) Tym razem postanowiłem ominąć szlak, aby jak najwięcej jechać asfaltem ;-)



Jechało się nam bardzo sprawnie. Zrobiło się też bardzo spokojnie, gdyż Karolek zasnął. Po cichu liczyłem na to, że uda mi się wjechać na szczyt przed wybudzeniem się ze snu, mojego małego towarzysza. Przy drodze Trzech Braci pozdrowiłem rowerzystę będącego na postoju i zacząłem zwiększać kadencję już u podnóża. Jechało mi się naprawdę fajnie! Trochę męczyłem mięśnie, ale cieszyło mnie to :-) Wyprzedziłem nawet jakiegoś rowerzystę, jadącego na lekko, a kolarz którego wypatrzyłem za swoimi plecami, wyprzedził mnie dopiero przy skrzyżowaniu obok zajazdu. Co prawda jechał na pewno na luzie, ale jakąś tam połowiczną satysfakcję mam ;-) Ogólnie wyszedł mi bardzo fajny, semi sportowy podjazd z przyczepką :-) Karolek może być fajnym narzędziem treningowym ;-) Tuż u podnóża samego szczytu, wywołaliśmy prawie euforię dużej grupy kobiet, widzących nasz rowerowy zestaw :-) Niebawem dotarliśmy do naszego punktu widokowego :-)



Zgodnie z planem zjechaliśmy w dół, ale ku mojemu zaskoczeniu, asfalt szybko się nam skończył :-) Jechaliśmy więc gruntową drogą, wypłukaną miejscami przez wodę :-) Przy okazji trafiliśmy na kilka kapliczek, które ponoć w liczbie czterdziestu sztuk, okalają Górę św. Anny.



Dalej czekał nas techniczny zjazd, okraszony kamieniami. Przyczepka spokojnie dała sobie rady :-) Niestety tuż przy ulicy, natknęliśmy się na rozłożyste błotne bajorko, a próba ominięcia go wysoką miedzą, zakończyła się oparciem tyłu przyczepki o metalową balustradę. Wprowadzając zestaw na górę nie wyrobiłem się przy drzewie i manewrując, nie byłem w stanie ponownie podciągnąć nas do góry. Pomoc przyszła na szczęście bardzo szybko :-)



Na asfalcie przycisnęliśmy, wracając w kierunku Kędzierzyna tą samą drogą. Tempo jazdy było wyższe, podobnie jak temperatura powietrza :-) Ogólnie zrobił się naprawdę bardzo ładny dzień :-) Gdzie te chmury i grad, którym straszyli nas w mediach? Ptaszki śpiewały, motylki latały. Piękny wyjazd ojciec-syn! :-)



Za przejazdem kolejowym w Raszowej, musieliśmy już częściej przystawać. Na pierwszym postoju, Karolek pochodził sobie trochę po pokrzywach, ale później jakby nie bardzo wykazywał objawy poparzeń. Twardy jest ;-)



Na kolejnym postoju rzucaliśmy kamyczkami w drzewo, a Karolek zaliczył siad na pupce przy błocku :-) Wcześniej był też "pam brum brum", czyli pan w traktorze pracujący przy ścince drzew, którego musieliśmy ominąć jadąc obok drogi, która na tym odcinku była wyjeżdżona i mocno okraszona błotem.



W lesie jeszcze nas trochę wytelepało, ale nie lubiący tego Karolek przetrzymał dzielnie ten etap :-) Wjeżdżając na asfalt, zaczęliśmy dużo szybciej pokonywać dystans, fajnie deptając sobie w drodze do domku :-)

Dane wyjazdu:
24.31 km 0.00 km teren
01:45 h 13.89 km/h:
Maks. pr.:28.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Bąbelkowa powtórka trasy w Stobrawskim :-)

Sobota, 31 maja 2014 · dodano: 10.06.2014 | Komentarze 0

Wjeżdżając wczoraj z domu, głównie za sprawą Aneczki spakowałem Antka i przyczepkę. Gdyby pogoda się poprawiła, a nie miałbym Antosia ze sobą, na pewno żałowałbym pozostawienia go w domu. Faktycznie sobota przywitała nas Słońcem - i to już o piątej rano ;-) Ja udawałem, że śpię i nawet mi to wychodziło ;-) Po śniadaniu, jeszcze o poranku, skleciłem trasę na pięćdziesiąt kilometrów. Ostatecznie jednak otrzeźwiałem i pojechaliśmy z Karolkiem na krótszy objazd po Stobrawskim :-) De facto była to trasa, którą i tak chciałem przejechać kiedyś z Bąblem :-)



Na skraju lasu pożegnało nas szczekanie dużego psa przy ostatnim gospodarstwie, oraz jego groźne spojrzenie. To i tak było fajne, w porównaniu z tym, co czekało nas na pierwszym leśnym odcinku. Karol od samego początku marudził, ponieważ był zmęczony na spanie. Co by nie było, wstał przecież o piątej rano! :-) Szybko zatem dałem mu smoczka i po jakimś czasie nastał spokój ;-) Gdy dojrzałem po lewej stronie jelenia młodzieńca (ech ten pokrowiec! nie działa do trzech razy sztuka ;-) ), Karolek już spał tak więc jako jedyny odprowadzałem owego jegomościa, lawirującego dostojnie między drzewami.



Na szlaku było tak, jak się spodziewałem. Po kilku dniach opadów, droga pokryła się kałużami, a gdzieniegdzie lepkim błotem. Objeżdżaliśmy to wszystko jak tylko się dało, ale i tak nie uniknęliśmy zabrudzenia opon :-)



Liczyłem na to, że ostatni etap gruntowej drogi do asfaltu, pozwoli nam nieco oczyścić koła. Faktycznie trawa była lekko mokra, więc wjeżdżając na ulicę, opony mieliśmy już bardzo ładnie oczyszczone :-) Dotychczasowa nasza średnia, wynosiła jednak dziewięć z malutkim haczykiem ;-) Przed Łubnianami podskoczyliśmy na powyżej dziesięciu, więc już nie było tragedii ;-) Niebawem wjechaliśmy do Stobrawskiego... 



Chwilę później, zatrzymaliśmy się ponownie przy miejscu postoju, gdzie Karolek już otworzył oczka. Spał ledwie pół godzinki :-)



Wjechaliśmy w las, gdzie Bąbel zaś zaczął straszyć zwierzynę swoim marudzeniem. To chyba nie był jego dzień na podróżowanie...



Na całe szczęście wiedziałem, że za niedługo dojedziemy do miejsca, gdzie będziemy mogli zatrzymać się na nieco dłuższą chwilkę. Tym razem zamiast kwiatków dostałem szyszki ;-) Po dosyć krótkim czasie Karolek zaczął odkrywać teren i faktycznie pobiegał sobie baardzo swobodnie :-) Momentami dzieliło nas nawet co najmniej kilkadziesiąt metrów!



Karolek cały czas pojękiwał. W końcu ponownie przystanęliśmy, nie był nawet zbyt skory do biegania. Zadowolił się jednak paluszkiem, a włożył go do buzi akurat wtedy, gdy znad przeciwka mijał nas jakiś sakwiarz. Uff... Obyło się bez płaczu, a skończyło na pozytywnym pozdrowieniu ;-) Wcześniej mieliśmy też dwa inne króciutkie postoje na zdjęcia :-)



Wyjechaliśmy na drogę w kierunku Grabczoka, gdzie zaznałem trochę spokoju ;-) Gdy wjechaliśmy między zabudowania, za jednym z ogrodzeń zauważyłem cztery małe kózki. Przez ułamek sekundy mierzyłem się z ryzykiem, ale przecież ten wyjazd nie był dla mnie, tylko dla Karolka! To była słuszna decyzja :-) Karolcio zaglądał przez szerokie szpary w płocie i zerkał na zwierzęta, pukając w ogrodzenie, jakby chciał zasygnalizować "haloo! jeestem!" ;-) Czyżby to było to mini zoo, którego przy poprzednim przejeździe nie wypatrzyłem? ;-)



Za nawrotem ponownie wysadziłem mojego małego podróżnika z przyczepki :-) Tym razem biegał na zmianę między bujadłem, a zjeżdżalnią :-) Towarzyszyło temu, wypowiadane z jego usteczek słodkie "tatiś" :-) Superancko! :-) Kilka razy zdarzyło się też "mama", ale na pytanie o to, czy wracamy do mamy malec ostro kiwał głową na znak... No zgadnijcie jaki ;-) 



Dalsza droga do domu, minęła nam już spokojnie :-) Natrafiliśmy jeszcze na kilka kałuż w lesie, ale później było już zdecydowanie z górki :-) Nawet wiatru w plecy trochę dostaliśmy ;-)

Dane wyjazdu:
32.76 km 0.00 km teren
02:01 h 16.24 km/h:
Maks. pr.:37.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Pławniowice z Bąbelkiem i burzowym akcentem ;-)

Sobota, 24 maja 2014 · dodano: 28.05.2014 | Komentarze 0

Na weekend synoptycy zapowiadali burze. My jednak mieliśmy zaplanowany wypad do Pławniowic licząc się jednak z tym, że opady i grzmoty mogą przerwać nam wypoczynek. Poranek był pozytywny i gorąco było już wtedy, gdy z samego rana pakowałem graty do samochodu. Po śniadaniu wyruszyliśmy w drogę :-) Trasa była co prawda krótka, ale jednak na tyle długa, że przy tej temperaturze Karolcio mocno się nam zgrzał. Na szczęście szybko się ożywił, gdy wyjęliśmy go z samochodu :-)



Po kilku minutach doturlaliśmy się do plaży, gdzie na całe szczęście nie było tłumów. Chwila na aklimatyzację, rozłożenie kocyka dla mamusi i wyruszyliśmy na objazd okolic :-) Szybko przypomniało mi się, że w okolicy jest kilka szlaków rowerowych :-) Jadąc wzdłuż jednego z nich, cały czas mieliśmy po prawej stronie Kanał Gliwicki :-)



Niedługo potem wjechaliśmy na główną ulicę, gdzie wyprzedziło nas kilka samochodów i dotarliśmy do Dzierżna Dużego, gdzie było dużo spokojniej, na plaży siedziało jedynie dwóch wędkarzy, a nieopodal przy gospodarstwie, Karolek zapoznał się z kurkami i krówkami :-) Pogoda pięknie nam dopisywała :-)



W Kleszczowie zatrzymałem się na chwilę przy czarnym Mercedesie W123, w pięknie odrestaurowanym stanie, czarnym lakierze i szyberdachu :-) Przejeżdżający rowerzysta znał właściciela i zaczął namawiać mnie na Volvo, które również było przeznaczone na sprzedaż :-) My jednak pognaliśmy dalej, zjeżdżając po chwili w boczną uliczkę o równym asfalcie, gdzie jeszcze przed zjazdem w las, mogliśmy troszkę przycisnąć :-) Na leśnym postoju dojrzeliśmy siedzącą ćmę i posłuchaliśmy ptaszków. W zasadzie, to Karolek tylko słuchał, bo już od jakiegoś czasu sobie spał :-)



Trochę zboczyliśmy z zaplanowanej trasy i do Rudna dojechaliśmy fajną, trochę wyboistą polną drogą :-) Po kilku skrzyżowaniach ponownie byliśmy w lesie, napotykając fajną polankę, otoczoną miłymi dla oka drzewkami :-)



Dalej przydał się też pokrowiec na aparat, bo bezproblemowo mogłem zrobić fotki mniej znaczących, choć z punktu widzenia rowerowego objeżdżacza całkiem sympatycznych miejsc :-)



Spokojnie pokonywaliśmy kolejne leśne metry, gdy wtem Karolek obudził się z drzemki. Zarządziliśmy więc postój i nierowerowy rozruch :-) Mój dzielny towarzysz był bardzo zadowolony z tego pomysłu :-) Co prawda zaczął już tęsknić trochę za mamą, ale kwiatki zbierał dla tatusia ;-)



Na niebie pojawiła się jedna ciemniejsza chmura. Niestety horyzont zasłaniały drzewa, a owa chmura mogła być ostrzeżeniem przed nadchodzącym pogorszeniem pogody. Przed wyjazdem z domu dostaliśmy cynk, że w okolicach Opola padało, więc było mocno prawdopodobne, że opady przyjdą i do nas. Ruszyliśmy dalej, nie martwiąc się jednak na zapas :-) Polną drogą dojechaliśmy do Rudzińca, a stamtąd jadąc już cały czas asfaltową drogą, skierowaliśmy się na ostatni etap, zmierzając już bezpośrednio do Pławniowic. Między gęsto rosnącymi drzewami było wyraźnie ciemniej :-) Przed fajną kombinacją zarkętów dół-góra, wyprzedziliśmy malca i dorosłego jadących na rowerach. Mieliśmy fajne tempo i poprawiając średnią, dotarliśmy do pławniowickich zabudowań :-) Nie zatrzymywaliśmy się przy pałacu, jadąc już prosto do mamy, która dzwoniła jakoś kilka minut wcześniej. Gdy dojechaliśmy do zbiornika, ludzi już znacznie przybyło. Na ścieżce w lasku przy brzegu minęliśmy innych przyczepkowiczów, wzajemnie się pozdrawiając :-) Oni znali pozytywne aspekty takiego podróżowania z dzieciaczkiem :-) Po kilku minutach dojechaliśmy do mamy, z którą Karolek jeszcze chwilę pohasał na plaży, oraz pomoczył stópki :-) Coś jednak wisiało na horyzoncie... W pewnym momencie pojawiła się nawet krótka błyskawica. My i tak już powoli się zbieraliśmy. Wtem woda kilka metrów od brzegu, wyraźnie zmieniła kolor za sprawą zbierającego się wiatru, a kilka chwil później nastąpił prawie mały armageddon. Wiatr zaczął wiać tak mocno, że momentalnie wsadziliśmy Karolka do przyczepki, piasek unosił się w górę, latały koce, nastąpił ogólny odwrót, a Antek przewrócił się nawet na bok od podmuchu! Bardzo szybko zebraliśmy wszystkie rzeczy i przy akompaniamencie Karolowego płaczu, udaliśmy się w drogę do samochodu. Szybko postanowiłem przestać prowadzić Antka i po prostu pojechać na parking. Następował odwrót wszystkich plażowiczów i w pewnym momencie musiałem ostro przeciskać się między samochodami. Na miejscu włożyłem Karolka do fotelika i zacząłem montować bagażnik. Gdy wszystko było już gotowe, dołączyła do nas Aneczka. W samochodzie było już spokojniej. Jadąc główną drogą, zobaczyliśmy cały sznurek samochodów, zmierzających z innego parkingu w kierunku wyjazdu. Samochody ciągnęły się kilkaset metrów. To już nasz drugi exodus w Pławniowicach :-) Tym razem przygoda była większa :-) Będzie o czym opowiadać wnukom ;-)