Info
Więcej moich rowerowych statystyk.
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2019, Grudzień1 - 0
- 2019, Listopad2 - 0
- 2019, Październik4 - 0
- 2019, Wrzesień5 - 0
- 2019, Sierpień10 - 0
- 2019, Lipiec13 - 0
- 2019, Czerwiec7 - 0
- 2019, Maj1 - 0
- 2019, Kwiecień3 - 0
- 2019, Marzec1 - 0
- 2019, Luty2 - 0
- 2019, Styczeń1 - 0
- 2018, Grudzień1 - 0
- 2018, Listopad2 - 0
- 2018, Październik4 - 0
- 2018, Wrzesień11 - 0
- 2018, Sierpień10 - 0
- 2018, Lipiec16 - 0
- 2018, Czerwiec12 - 0
- 2018, Maj16 - 0
- 2018, Kwiecień13 - 0
- 2018, Marzec4 - 0
- 2018, Luty5 - 0
- 2018, Styczeń4 - 0
- 2017, Grudzień3 - 0
- 2017, Listopad1 - 0
- 2017, Październik7 - 0
- 2017, Wrzesień4 - 0
- 2017, Sierpień20 - 0
- 2017, Lipiec17 - 0
- 2017, Czerwiec24 - 0
- 2017, Maj31 - 0
- 2017, Kwiecień6 - 0
- 2017, Marzec6 - 0
- 2017, Luty2 - 0
- 2017, Styczeń2 - 0
- 2016, Grudzień5 - 0
- 2016, Listopad2 - 0
- 2016, Październik12 - 0
- 2016, Wrzesień7 - 0
- 2016, Sierpień17 - 0
- 2016, Lipiec9 - 0
- 2016, Czerwiec10 - 0
- 2016, Maj19 - 0
- 2016, Kwiecień18 - 0
- 2016, Marzec4 - 0
- 2016, Luty3 - 0
- 2016, Styczeń8 - 0
- 2015, Grudzień5 - 0
- 2015, Listopad4 - 0
- 2015, Październik6 - 0
- 2015, Wrzesień23 - 0
- 2015, Sierpień24 - 0
- 2015, Lipiec26 - 0
- 2015, Czerwiec22 - 0
- 2015, Maj26 - 0
- 2015, Kwiecień22 - 0
- 2015, Marzec25 - 0
- 2015, Luty19 - 0
- 2015, Styczeń14 - 0
- 2014, Grudzień8 - 0
- 2014, Listopad20 - 0
- 2014, Październik20 - 0
- 2014, Wrzesień5 - 0
- 2014, Sierpień6 - 0
- 2014, Lipiec6 - 0
- 2014, Czerwiec7 - 0
- 2014, Maj10 - 0
- 2014, Kwiecień7 - 0
- 2014, Marzec6 - 0
- 2014, Luty4 - 0
- 2014, Styczeń4 - 0
- 2013, Grudzień1 - 0
- 2013, Listopad2 - 0
- 2013, Październik2 - 0
- 2013, Wrzesień4 - 0
- 2013, Sierpień11 - 0
- 2013, Lipiec7 - 0
- 2013, Czerwiec8 - 0
- 2013, Maj3 - 0
- 2013, Kwiecień2 - 0
- 2013, Marzec1 - 0
- 2013, Luty1 - 0
- 2013, Styczeń2 - 0
- 2012, Grudzień2 - 0
- 2012, Listopad3 - 0
- 2012, Październik2 - 0
- 2012, Wrzesień6 - 0
- 2012, Sierpień21 - 0
- 2012, Lipiec21 - 0
- 2012, Czerwiec17 - 0
- 2012, Maj20 - 0
- 2012, Kwiecień5 - 0
- 2012, Marzec8 - 0
- 2012, Luty10 - 0
- 2012, Styczeń11 - 0
- 2011, Grudzień9 - 0
- 2011, Listopad13 - 0
- 2011, Październik4 - 0
- 2011, Wrzesień19 - 0
- 2011, Sierpień23 - 0
- 2011, Lipiec31 - 0
- 2011, Czerwiec22 - 0
- 2011, Maj27 - 0
- 2011, Kwiecień16 - 0
- 2011, Marzec14 - 0
- 2011, Luty7 - 0
- 2011, Styczeń7 - 0
- 2010, Grudzień9 - 0
- 2010, Listopad9 - 0
- 2010, Październik17 - 0
- 2010, Wrzesień24 - 0
- 2010, Sierpień22 - 0
- 2010, Lipiec4 - 0
- 2010, Czerwiec5 - 0
- 2010, Maj1 - 0
Dane wyjazdu:
43.73 km
0.00 km teren
02:11 h
20.03 km/h:
Maks. pr.:45.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek
Wczesno-jesienny krajoznawczy objazd :-)
Niedziela, 22 września 2013 · dodano: 05.10.2013 | Komentarze 0
Za oknem było słonecznie. Rano skontaktowałem się SMS'owo z Piotrem, by z ciekawości sprawdzić jakie ma plany rowerowe na dziś. Jak się okazało był już na grzybobraniu na Azotach :-) Obydwaj mamy chęci, aby razem gdzieś pokręcić, ale niestety nie mamy ku temu okazji. Na domiar żegnające nas lato powoduje, że zorganizowanie wspólnego wyjazdu może być jeszcze trudniejsze. Do dzisiejszego wyjazdu bardzo inteligentnie pokierowała mnie Aneczka :-) Było o całą godzinę wcześniej niż wczoraj, dlatego postanowiłem zrealizować zaplanowaną właśnie na wczoraj trasę, z której zrezygnowałem po analizie dostępnego czasu. Ubrałem się szybko, ale i tak w międzyczasie słońce gdzieś się schowało i wyszło dopiero po moim powrocie, gdy byłem już w domu :-)Do obwodnicy dostałem się jak zwykle działkowym skrótem. Tempo jazdy miałem umiarkowane, choć wyższe niż wczorajsze. Na Kuźniczkach przy wjeździe do lasu momentalnie dynamicznie przyśpieszyłem i wyprzedziłem innego rowerzystę, który w porównaniu ze mną wyglądał bardziej profi :-) W trakcie tego wyjazdu uznam w końcu, że zakupu jesiennych ubranek z prawdziwego zdarzenia nie mogę odkładać w nieskończoność - rowerowanie będzie na pewno dużo bardziej komfortowe, mimo że moje ciuszki też nie są byle jakie :-) W chwilę potem minął mnie kolarz w obcisłym uniformie, dopiero mknący w ekspresowym tempie! :-) Za lasem dojrzałem dwóch rowerzystów, zbliżających się do głównej wjazdem od Lenartowic. W Cisowej wyprzedzili mnie bez spinki, a od jednego z nich usłyszałem odwzajemnione przeze mnie pozdrowienie. Mieli dwudziestki szóstki i szerokie opony... Hm... ;-) Ciekawił mnie ich kierunek, ale za pierwszym zakrętem musiałem się jednak zatrzymać, by ciepło dało radę umknąć :-) Kolejne przypomnienie o konieczności doposażenia się na czas po sezonie, bo przecież nie zamierzam roweru odpuszczać :-) Niebawem doturlałem się do Zalesia, gdzie załapałem się na stojące od kilku tygodni pozostałości po dożynkach :-) Zakrociło mnie również, aby wypróbować zielony szlak prowadzący drogą, którą jeszcze nie jechałem. Innym razem pewnie mi się uda :-)



Wturlałem się na wzniesienie, mijając znaną mi nieczynną stację kolejową, której budynek był pewnie w czasach świetności bardzo ładny. Latem są tu bardzo fajne widoki, ale teraz otaczał mnie czysto rolniczo-ziemisty krajobraz. Po zmianie kurtki ruszyłem dalej, zerkając na pole po prawej. Wtem przebiegły nim dwie młode sarny. Straciłem je z oczu z powodu nierówności terenu, a gdy zobaczyłem je ponownie, były już daleko daleko, przy skraju lasu. Jechałem sobie dalej przed zakrętem zauważając stalowy krzyż. Według tabliczki stał tu do 2009 roku... Jakim cudem go wcześniej nie zauważyłem??? Nagle moją uwagę odwrócił poruszający się truchtem wielgaśny jeleń! Był niestety na tyle daleko, że zabrakło mi zoomu w aparacie, by dobrze go uchwycić :-) Po całym zajściu stałem chwilkę poruszony spotkaniem z tak zacnym stworzeniem.





Za zakrętem minąłem patrol drogówki, który nie wiadomo czemu tu zabłądził ;-) Znak informował o stromym zjeździe. Ostatni bieg. Podgrzewam tempo. Łzy z oczu! Pięknie, pięknie! :-) Było super fajnie! :-) Teraz co prawda czekał mnie podjazd, ale spokojnie sobie z nim poradziłem :-) Przed wjazdem do Czarnocina wykonałem kolejny tego dnia postój. Jakoś nieśpieszno mi ostatnio :-) To chyba dobrze... :-)


Po kilku minutach usłyszałem już szum samochodów z biegnącej tuż obok autostrady. Szkoda, że tak późno odkryłem uroki tych okolic i szkoda, że taka a nie inna jest cena postępu. Z miejsca gdzie się zatrzymałem miałem ładny widok na Górę św. Anny, a poza tym obok drogi znajdował się wybieg dla koni. Nie było to jedyne stado, które się tu znajdowało - tuż za zakrętem zauważyłem inne, pasące się na polu w oddali :-) Zatrzymałem się na chwilkę, po czym depnąłem ostro czując swego rodzaju wyższość nad pędzącymi obok mnie samochodami :-) Niebawem dotarłem do Olszowej, gdzie znajdował się drewniany kościółek - miejsce, z którego pojawiła się pierwsza blogowa relacja :-) Podszedłem również do mapy i zacząłem wodzić wzrokiem po drukowanych okolicach. Z lekkiego letargu wyrwał mnie dopiero czworonogi gospodarz pobliskiego gospodarstwa :-) Na tym nie koniec było wspominkow. Zerkając na znak ze szlakami przypomniało mi się, że na jednej z wycieczek, Aneczka uszkodziła w tym miejscu rogi Pszczoły. A były to jeszcze czasy przedblogowe :-) Gdy wyłoniłem się zza zakrętu, zauważyłem coś mocno pomarańczowego w oddali. Jak się okazało był to spory grzyb, mieszkający na korze rosnącego przy drodze drzewa. Tak powitała mnie Zimna Wódka ;-)











Jechałem dalej budując sobie i odświeżając w głowie mapę tutejszych dróg. Dawno mnie tu nie było. Zastanawiałem się też, czy zapamiętany kolejny drewniany kościół będzie stał na mojej trasie, czy to być może gdzie indziej. Zjechałem ostrym zjazdem, ale przy jego końcu musiałem mocno przyhamować. Jak się okazało kościół był tutaj :-) Chyba nawet dorobił się nowych dzwonów, bo jakoś nie kojarzę ich, gdy byłem tu poprzednim razem :-) Na postoju zadzwonił mój telefon. Pogadałem chwilę z Aneczką i powoli zacząłem obliczać czas potrzebny do zakończenia dzisiejszego wyjazdu. Jedno było pewne - był on na pewno udany i po raz kolejny okazało się, że rower robi ze mnie kilka razy lepszego człowieka, niż jestem w rzeczywistości ;-)



Dalej pojechałem prosto, kierując się na Stary Ujazd. Ostatnio odbiłem na inny trakt, więc tym razem miałem okazję poznać nowe miejsca :-) Okazały się być całkiem przyjemne (choć w sezonie są pewnie dużo ładniejsze), pagórkowate i fajnie nadające się do rowerowania :-) Na skrzyżowaniu w Ujeździe zacząłem zastanawiać się, czy wracać przez Sławięcice jak było w planie, czy też skierować się w kierunku Miejsca Kłodnickiego. Po chwili namysłu wybrałem tą drugą opcję. Pedałując powoli, momentami pod wiatr, pokonywałem asfaltowy dystans. Wtem znad przeciwka nadjechała grupa powyżej dziesięciu motocykli. Pewnie lecieli na jakiś zlot :-) Przed Miejscem Kłodnickim zatrzymałem się w lesie na postój. To był pierwszy moment, gdy poczułem lekkie zmęczenie. W Cisowej natknąłem się na rowerową parę, z którą wymieniliśmy pozdrowienia. Oni również byli bardziej profi. I nawet rzecz nie w ubiorze a w tym, że nie wyglądali na zafrasowanych aurą. Obiecałem sobie, że dziś zgłębię choć trochę tajniki rowerowego ubioru jesienno-zimowego :-)
Dalsza droga przebiegła spokojnie :-) Jeszcze przed Kuźniczkami natknąłem się na grzybiarzy, którzy przywołali wspomnienie Piotra, a poza tym wywołali u mnie chęć, by wybrać się tej jesieni na grzyby. Obym nie zapomniał o tym i wstał rano, wybierając dzień który nie bardzo nadawałby się na rowerowanie :-) Tymczasem pokonywałem ostatnie kilometry, a w domu czekał na mnie bardzo dobry rosołek :-) Rozgrzał mnie bardzo fajnie :-) Mam nadzieję, że niedługo w trasie rolę temperaturowego bezpiecznika będą odgrywały moje nowe rowerowe ciuszki :-)
Kategoria Krótko, nie zawsze na temat ;-)
Dane wyjazdu:
28.90 km
0.00 km teren
01:32 h
18.85 km/h:
Maks. pr.:31.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek
Na pożegnanie lata
Sobota, 21 września 2013 · dodano: 05.10.2013 | Komentarze 0
Kilka dni temu pokazałem Aneczce miejsce, gdzie trzy lata temu przekraczałem granicę na wyprawie nad Balaton. Aura tego dnia była zgoła odmienna od tej sprzed trzech lat. Wiadomo - lato już za nami. W ubiegłym tygodniu miałem też rowerową rozmowę z Piotrem. Pasja we mnie siedzi, dostaję rowerowe remindery, a nie jeżdżę nic. Jesień nadchodzi wielkimi krokami, a z sezonu nici. Brak czasu i dylemat przed zostawieniem Aneczki i Bąbla robią swoje. Gdy dziś w końcu zdecydowałem się wyjść, trochę czasu zajęło mi skompletowanie ubrań. Przełomowa chwila nadeszła, gdy narzuciłem na siebie kurtkę. To był moment, kiedy poczułem rowerowego świrka! :-)Będąc jeszcze między zabudowaniami zatrzymałem się trzy razy, aby odpowiednio dopasować detale ubioru. Aura w dużej mierze zależała od tego, czy słońce świeciło, czy też nie. Mimo to jechało się przyjemnie i na tym etapie nie odczuwałem żadnego dyskomfortu. Niebawem śmigałem już na azotowym skrócie, gdzie napotkałem całkiem sporego grzyba rosnącego tuż przy drodze, a później - za sprawą intensywnie prowadzonej wycinki drzew - czuć było mocny zapach drewna.

Po drugiej stronie asfaltowej drogi, dałem się wyprzedzić białej C-klasie - tej samej, którą niedawno zjadałem wzrokiem ;-) Minąłem skrzyżowanie z pasącymi się dwiema krówkami i pomknąłem dalej ku Staremu Koźlu :-) Jechało się przyjemnie, koła ładnie pracowały na asfalcie, a tempo nie było wymagające :-) Wkrótce dojechałem na skraj Starego Koźla, gdzie ponownie zatrzymałem się przy poboczu drogi, widząc całkiem ładny polny krajobraz, którego jednak nie uchwyciłem aparatem :-)


Jadąc dalej polnym traktem, postanowiłem zjechać w kierunku zbiornika wodnego. Wiele razy tędy przejeżdżałem, ale jakoś od tej strony nigdy nie oglądałem tafli wody. Tym razem udałem się tam praktycznie odruchowo :-) Kolejna mała atrakcja tego wyjazdu :-) Nawet dobrze się zdarzyło, bo gdy zszedłem z roweru, zadzwonił mój telefon :-) Odjeżdżając stamtąd zjechałem na polną drogę po zboczu wzniesienia na którym się znajdowałem :-)

Nieśpiesznie dojechałem do mostu na Odrze, który zapewne już za niedługo przestanie istnieć w obecnej formie. Przejechałem przez niego powoli, obserwując zakole rzeki. W lepszych warunkach można by było cyknąć fotkę, ale tym razem natrafiłem na kilka samochodów, przejeżdżających z przeciwka. Przypomniał mi się też wspólny wyjazd z Aneczką, w lepszych rowerowo czasach :-) Wtedy było magicznie... Cały ten rok był na swój sposób wspaniały.
Za mostem odbiłem na asfaltową nitkę, wspaniale nadającą się na rowerową przejażdżkę. Był to fragment ponadprogramowy, którego nie zaplanowałem przed wyjściem z domu. Jechałem sobie pomiędzy pooranymi polami, dojeżdżając po chwili do miejsca usianego kwiatami :-) Było to super miejsce na zdjęcie, ale słoneczko bawiło się ze mną w ciuciubabkę ;-) Nie przeszkadzało mi to wcale :-) Dziś jechałem bardzo nieśpiesznie.








W Roszowickim Lesie przejechałem nieodkrytą do tej pory drogą. Być może niedługo znajdę trochę więcej czasu, aby bardziej poznać te tereny. Niestety po zmianie kierunku momentalnie odezwał się wiatr, którego do tej pory w ogóle nie byłem świadom. Przed Ciskiem napotkałem jeszcze pozytywny drogowy akcent :-) Ech to moje rowerowanie... :-)

Przejeżdżając przez Cisek postanowiłem przypomnieć sobie polny skrót, którym niegdyś zdarzało mi się przejeżdżać :-) To był dobry pomysł, bo na jednej z tamtejszych w miarę krótkich prostych, zatrzymałem się kilka razy, aby zerwać dla Bronka jedzonko o różnych smakach :-) Ciekawe na które rzuci się najpierw :-)


Byłem już w swoich okolicach. Machałem nogami bez zbędnego wysiłku, zauważając na polu dwa koty po obu stronach drogi, po której się poruszałem i nie były to pierwsze koty spacerujące po polu, które dziś widziałem. Niebawem doturlałem się spokojnie do zbiornika przy kopalni piasku, gdzie uznałem za słuszne cyknąć kolejną fotkę :-)

Wjeżdżając do Koźla, momentalnie skręciłem do parku. Odruchowo zacząłem zerkać za jesiennymi akcentami (teraz bywam tu niezmiernie rzadko, a ten park wczesną jesienią jest piękny), ale nie napotkałem nic rzucającego się w oczy. Minąłem za to uprzejmego jegomościa z aparatem i rowerem, przystając później na sekundę przy pomniku. Ładny kadr znalazłem jednak nieco dalej, przy kilku starych i opasłych już drzewach :-)

Po tym krótkim postoju przycisnąłem sobie bardziej, szybko docierając do końca parku. Na moście zawahałem się jeszcze, czy nie cyknąć zdjęcia rzeki i przycumowanych łódek, ale ostatecznie tylko zszedłem z roweru, by dosłownie po sekundzie wejść na siodło z powrotem. W kilka chwil później jechałem obok rozkopanej drogi rowerowej. Mam nadzieję, że z początkiem przyszłego sezonu remont będzie ukończony. Zacząłem również snuć wizje ustawionych ławek, oświetlenia i rekreacyjnego zagospodarowania terenu, ale szybko te wizje urwałem. Mijałem kolejne metry, postanawiając jeszcze na samym końcu w obliczu większego ruchu samochodowego nadłożyć nieco drogi w za Rondem Milenijnym.
Kategoria Krótko, nie zawsze na temat ;-)
Dane wyjazdu:
26.87 km
0.00 km teren
01:21 h
19.90 km/h:
Maks. pr.:37.90 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek
Wrześniowo, ważkowo :-)
Sobota, 7 września 2013 · dodano: 01.10.2013 | Komentarze 0
Przed południem wybraliśmy się do Kuźni Raciborskiej, by popatrzeć jak nasi znajomi mówią sobie "tak" :-) Jako że nie mieliśmy za bardzo sprecyzowanych planów na resztę dnia, postanowiłem - korzystając ze słonecznej pogody - udać się na jakąś rowerową przejażdżkę, której od dawna nie doświadczyłem :-)Przed wyjazdem zasiadłem jeszcze przed monitor i wyklikałem sobie jakąś trasę, którą z zamiarem późniejszego nawigowania po śladzie, wgrałem do nawigacji :-) Oczywiście z nawigowania wyszły nici, bo znów czegoś tam nie kliknąłem ;-)
Na obwodnicy dwa razy zawiało mi w twarz, a za wiaduktem przez chwilę jechałem obok ważki, która z miejsca przypomniała mi niedawną wizytę na Lubelszczyźnie, gdzie tych jakże sympatycznych owadów było bardzo dużo :-) Pogoda była słoneczna i było ciepło (gdy szykowałem się przed klatką, wydawało się że jest nawet bardzo ciepło), ale czuć też było, że powietrze ma smak jesieni. Do lasu wjechałem w tym samym miejscu co zwykle i począłem zmierzać traktem, który na pewnych etapach wydał mi się bardziej kamienisty, niż przy ostatniej wizycie, która była dawno temu :-) Na pewno jednak w pewnych miejscach był bardziej zarośnięty :-) Na pierwszy postój nie trzeba było długo jechać :-)





Jadąc dalej przypomniałem sobie, że niegdyś nazywałem tą drogę słonecznym szlakiem, a tymczasem szlak rowerowy był czarny. W mig zorientowałem się jednak, że jest tu również żółty szlak pieszy, a ten czarny powstał tu zapewne stosunkowo niedawno. Na domiar tego w głębi lasu okazało się, że poprowadzono tu również zielony szlak rowerowy. Oj dawno mnie tu nie było... Krótki postój spędziłem przy akompaniamencie głośno stukającego o korę drzewa dzięcioła :-)

Wkrótce dojechałem na skraj lasu, zauważając po prawej krzyż z pomnikiem. Trochę razy przejeżdżałem w okolicy, a tu proszę. Czyli chyba i tutaj jest trochę miejsc pamięci. Zatem byłem w błędzie porównując pod tym kątem swoje rodzinne strony z miejscem, gdzie aktualnie mieszkam.
Gdy wjechałem na asfalt dosyć mocno przycisnąłem, obserwując wiejskie życie. Tutaj traktor z furą zielonego czegoś, jakieś dwie kozy, stadko gęsi. Za zabudowaniami znalazłem miejsce, gdzie dosyć ładnie widać było niepisany cel dzisiejszego wyjazdu, który jednak niepostrzeżenie nie znalazł się na trasie przejazdu :-) Gdy zatrzymałem się na poboczu, jak na zawołanie zaczęły przejeżdżać samochody. Nawet bym o tym nie wspominał, gdyby nie bus straży pożarnej z krwawiącą na twarzy kobietą, jadącą w kabinie pomiędzy dwoma strażakami. Za nimi jechał samochód z lawetą i starym kadetem. Szybko okazało się, że to "aktorzy" inscenizacji dotyczącej bezpieczeństwa :-)



Jadąc dalej zjechałem w kierunku Kuszówki, ciesząc się fajnym, prostym i wąskim asfaltem, który świetnie nadawał się na rowerową przejażdżkę :-) Co prawda już z tyłu głowy miałem trochę myśli o czujnych psach w pobliskich gospodarstwach, ale nie przejmowałem się tym za bardzo. Jechało się przyjemnie, a asfaltowa droga na środku była porośnięta pewnego rodzaju mchem. Dosyć ciekawy był to widok :-)

Przez zabudowania przemknąłem szybko, zjeżdżając w kierunku stawów (a przy okazji pozdrawiając znajomą siedzącą przed jednym z domów). Minąłem moje fotograficzne drzewo, ale tym razem nie robiłem mu zdjęć - może tym razem dla odmiany podjadę tu zimą, by uchwycić je w takiej scenerii? W to miejsce zrobiłem kilka standardowych fotek z brzegu, które podobnie jak wiele moich ostatnich zdjęć, będą robiły pewnie tylko za dokumentację do tekstu :-) Zbiornik objechałem automatycznie, nie bardzo myśląc o tym, że niegdyś często tutaj bywałem, lub bywaliśmy :-)

Za przejazdem kolejowym ponownie jechałem przy brzegu, zatrzymując się dwa, czy trzy razy. Gdy wyjechałem już dalej, zza zarośli ukazało mi się stadko pasących się krów. Po kilku chwilach niektóre z nich zaczęły zwracać na mnie swoją uwagę. Trzy z nich podeszły do ogrodzenia, wpatrując się we mnie. W tle patrzyły te, które pozostały na swoich miejscach. Zapachniało jakimś tanim horrorem ;-) Zauważyłem też, że za moimi plecami znajduje się obfita łąka :-)









Wyjeżdżając z Januszkowic ponownie przycisnąłem, zjeżdżając w kierunku ładnie wyglądającego lasu. Po kilku minutach jazdy wtopiłem się w niego, zakładając tam kurtkę. Na prostej prowadzącej w kierunku drogi asfaltowej, czekał mnie jeszcze jeden postój związany z wymianą baterii w nawigacji. Wpakowałem inne baterie, które de facto wypluł już wcześniej aparat, ale nie martwiłem się tym, czy wytrzymają. Przejeżdżając przez kanał, zauważyłem płynącą po nim ładną, białą łódkę. Niestety nie zatrzymałem się, by zrobić inne niż zazwyczaj zdjęcie. Do Kłodnicy dojechałem pośród nieco większego ruchu samochodowego, ale szybko odbiłem w stronę Żabieńca, gdzie ponownie wjechałem pomiędzy drzewa :-) Wyjazd biegł ku końcowi, a mi w międzyczasie zgubiły się w pamięci dwie ważki, napotkane jeszcze na trasie ;-)
Kategoria Krótko, nie zawsze na temat ;-)
Dane wyjazdu:
5.38 km
0.00 km teren
00:21 h
15.37 km/h:
Maks. pr.:44.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek
Rolnicze widoczki Wyżyny Lubelskiej :-)
Wtorek, 27 sierpnia 2013 · dodano: 01.10.2013 | Komentarze 0
Nawiązując do deklaracji z ostatniego wyjazdu, wybrałem się dziś na lekką przejażdżkę na pobliskie wzniesienie :-) Z posesji wyjeżdżałem przy humorystycznych dowcipach wujka :-)Droga ogólnie przebiegła bardzo spokojnie. Było jednak zdecydowanie chłodniej, a w szprychach świszczał wiatr :-) Podjechałem minimalnie dalej, niż poprzedniego razu z Aneczką. Na sam koniec zarejestrowałem zmiany jakie zaszły na wsi w związku z nową ustawą śmieciową ;-)









Kategoria Krótko, nie zawsze na temat ;-)
Dane wyjazdu:
9.21 km
0.00 km teren
00:40 h
13.82 km/h:
Maks. pr.:43.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek
Rekonstrukcja bitwy pod Fajsławicami A.D. 2013
Niedziela, 25 sierpnia 2013 · dodano: 01.10.2013 | Komentarze 0
Wczoraj przed południem nastąpiła zmiana planów. Po powrocie z Czartowego Pola spakowaliśmy się, zdaliśmy klucz i z lekkim żalem ruszyliśmy w trasę. Po południu byliśmy już u babci, a smakołyki jakie tam na nas czekały spowodowały, że trochę żałowałem że przyjechaliśmy tu dopiero teraz ;-) Na dziś nie mieliśmy żadnych konkretnych rowerowych planów, ale akurat organizowana była rekonstrukcja bitwy pod Fajsławicami Powstania Styczniowego, więc czemu mieliśmy nie udać się tam na rowerach? :-)Ania wsadziła mi Bąbla do przyczepki dosyć wcześnie, więc zakręciłem jeszcze kółko wokoło domu, by nie zechciało mu się odzywać ;-) Chwilę później ruszyliśmy w drogę :-) To znaczy ja ruszyłem :-) Trzy machnięcia pedałami i byłem już przy kapliczce na zakręcie :-) Żwawo dojechałem do zjazdu i już byłem przy stawach w Fajsławicach, a kilka chwil później jechaliśmy z Karolkiem w kolumnie maszyn rolniczych :-) Na miejscu trochę się pokręciłem w oczekiwaniu na resztę ekipy :-) Na miejsce rekonstrukcji dotarliśmy jadąc wykoszonym polem :-)













W drogę powrotną zebraliśmy się w trójkę nieco szybciej - huk wystrzałów zrobił swoje, zaraz ruszyłyby też hordy ludzi, a poza tym Karolek chciał iść spać. Plan był jednak taki, aby jeszcze się trochę pokręcić :-) Jako że przed wyjazdem chciałem "na lekko" wjechać sobie na wzniesienie, wybraliśmy tą wersję trasy. Na szczycie napotkaliśmy grupę motolotniarzy, którym pożyczyłem szerokich lotów :-) Zaliczyliśmy długi, łagodny zjazd, zatrzymaliśmy się na chwilę i wciąż podziwialiśmy widoki Wyżyny Lubelskiej. Mnie niestety miejsce na karcie skończyło się na polu bitwy, więc zdjęcia są autorstwa Aneczki :-) Ja zresztą i tak chciałem tu jeszcze w wrócić na spokojnie :-)



W drodze powrotnej musieliśmy poczekać chwilkę, bo startował motolotniarz. Lina która do tej pory leżała na drodze, nagle poderwała się mocno do góry i po chwili zobaczyliśmy na firmamencie czerwoną płachtę ;-) Ciekawe jakie tam są widoki :-) I tak wolę rower! :-) Na zjeździe pobiliśmy chyba z Karolkiem jego MXS w przyczepce i po sekundce byliśmy już w domku :-) Widoczki były piękne i warto było zjechać z głównej drogi... :-)
Dane wyjazdu:
21.92 km
0.00 km teren
01:32 h
14.30 km/h:
Maks. pr.:26.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek
Bąbelkowe Roztocze 2013 :-) Rowerowy dzień 3
Piątek, 23 sierpnia 2013 · dodano: 01.10.2013 | Komentarze 0
Po dwóch dniach gorszej pogody, ponownie wyruszyliśmy z rowerami :-) Niestety nie obyło się bez szkód. Dwa dni temu miałem drzewno-bagażnikową przygodę, a dziś nieopatrznie odchyliłem rowery z zawiniętym kablem... Ręce mi opadły... A gdy opadły emocje, za sprawą mojej super dzielnej Aneczki, zmieniliśmy dzisiejsze plany i wyruszyliśmy w stronę Zwierzyńca...Mechanik, którego widziałem przy Krzyśku Zawalidrodze okazał się być kompetentny, uprzejmy, miły i rzeczowy. Pogadał nawet trochę o tutejszych ciekawych miejscach, poopowiadał anegdotki związane z kolizyjnymi urlopowiczami, a przede wszystkim - zdrowo obniżył mi poziom negatywnych emocji. Towarzysząca mu dziewucha również była sympatyczna i miło nastawiona :-) Oprócz tego były też dwa pieski: mały ponoć gryzący i duuży - naprawdę duży, milusi i przepiękny! Po skończonej robocie (od ręki!) pojechaliśmy w kierunku Zalewu Rudka. Dosłownie ze sto metrów od wjazdu, czekał nas jednak postój przed szlabanem. Ja musiałem krążyć, by nasz Bąbel nie zaczął marudzić, a Aneczka jak to w jej zwyczaju, już zapoznała jakiś nowych turystów - małżeństwo z pięcioletnią córką. Gdy już dotarliśmy nad brzeg zalewu, mogliśmy rozłożyć koc i trochę się pobyczyć :-)


Aura była średnia, a nam dodatkowo zaczęły odzywać się brzuszki, więc ruszyliśmy w poszukiwaniu jadła ;-) Pozostawiliśmy Pszczołę przy autku, a Antek powędrował na prostowanie tylnego kółka. Gdy odchodziłem od miłego pana serwisanta, dwa razy obejrzałem się za rowerkiem... Jakoś tak dziwnie mi się zrobiło. Może to śmieszne, ale tak wyglądała rzeczywistość :-) Po obiadku ruszyliśmy w kierunku Florianki, by odnaleźć punkty które przegapiliśmy jadąc tamtędy po raz pierwszy :-) Znaleźliśmy punkt widokowy koników polskich, Czarny Staw, ale niestety zamknięta była droga w kierunku malowanego mostku. Jechaliśmy sobie przez piękny las Roztoczańskiego Parku Narodowego, a mnie nie przeszkadzała nawet średnia ledwie przekraczająca dwanaście kilometrów na godzinę. Naszym punktem zwrotnym była izba leśna.











Droga powrotna minęła nam szybciej. Pęd wiatru troszkę nas ostudził, ale humory mieliśmy bardzo dobre :-) Przemknęliśmy przez park i później główną drogą dotarliśmy do autka :-) Rowery spakowane, Karol nie zgubiony - można ruszać w kierunku naszego drewnianego domku :-) Po drodze wstąpiliśmy po tutejsze piwko i po pamiątki, a już w lesie na drodze do naszego wakacyjnego przystanku minęliśmy... ludzi, których poznaliśmy przed Rudką! Zatrąbiłem, zamigałem awaryjnymi... Trzeba było zawrócić :-) Pogadaliśmy kilka minut i pozytywnie nastawieni wróciliśmy do domku :-)
Dane wyjazdu:
35.65 km
0.00 km teren
02:16 h
15.73 km/h:
Maks. pr.:42.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek
Bąbelkowe Roztocze 2013 :-) Rowerowy dzień 2
Wtorek, 20 sierpnia 2013 · dodano: 01.10.2013 | Komentarze 0
Wczorajszy dzień był super do samego wieczora ;-) Nad zalewem w Józefowie popływaliśmy trochę we trójkę kajakiem :-) Później, gdy Bąblowi już się znudziło, ja sam wyruszyłem na wodny objazd :-) Mijałem ławice ryb, moczyłem nogi w wodzie... Po raz ostatni kajakowo było aż szesnaście lat temu, ale teraz już chyba nie pozwolę sobie na tak długą przerwę :-)Trasa na dziś obejmowała plan wytyczony przez naszego znajomego, znawcę i wielbiciela tutejszych okolic. Może nie dowie się, że większość z wymienionych przez niego atrakcji przejechaliśmy, nawet ich nie zauważając ;-) Pogoda wciąż była wspaniała :-) Po śniadaniu szybko opracowaliśmy trasę: dojazd do Zwierzyńca żółtym szlakiem przez Roztoczański Park Narodowy, a powrót czerwonym, biegnącym drogami asfaltowymi :-)
Szybko wydostaliśmy się z Górecka Kościelnego, zatrzymując się dwa razy, bo Bąbel coś chyba chciał jechać w inną stronę ;-) Minęliśmy też leśny obelisk poświęcony jakiemuś patriotycznemu zagadnieniu, którym - według informacji umieszczonej na tablicy obok - opiekowała się jedna z tutejszych szkół podstawowych (niestety nie było okazji, by się zatrzymać i cyknąć fotkę). Miłe to było i skłaniające do krótkiej refleksji. Czy nie wszędzie tak powinno być? A nie tylko to ogólnonarodowe biczowanie się kilka razy do roku... Za skrzyżowaniem zjechaliśmy na szlak, spoglądając na ładne tutejsze zabudowania, a gdy zbliżaliśmy do granicy Roztoczańskiego Parku Narodowego, zaczęliśmy mijać innych rowerzystów. Było ich na tyle dużo, że już pod koniec zaczynało męczyć mnie ciągłe mówienie "dzień dobry" ;-) W końcu jednak wjechaliśmy w las, ciesząc się jego widokami :-) Znajdowaliśmy się na jednym z głównych roztoczańskich szlaków rowerowych, który na tym odcinku był stosunkowo szerokim leśnym duktem. Naszym pierwszym celem była "Florianka" - hodowla konika polskiego, który jest jedną z atrakcji tutejszego regionu.


Zebraliśmy się stamtąd po lekkim marudzeniu Karolka. Wyjeżdżając poczułem znajomy mi zapach słomy i znów zatopiliśmy się w leśny dukt :-) Za zakrętem zauważyliśmy po prawej stadko owiec oraz koników, pasących się na wzniesieniu przy lesie. Droga przebiegała łagodnie, a ja mimo to nie bardzo potrafiłem odciąć się od myślenia, że zaraz nasz dzielny turysta wystraszy leśną zwierzynę ;-) Nie było jednak źle - super dotrwał do samiusieńkiego końca :-) Przy wyjeździe na asfalt minęliśmy mundurowego, a gdy wjeżdżaliśmy do Zwierzyńczyka minęliśmy czwórkę jeźdźców na koniach w pełnym umundurowaniu. To był ciekawy i sympatyczny widok :-)
W Zwierzyńczyku zaliczyliśmy kilka ciekawych momentów: zjazd Aneczki na linie, test statywu który dostałem już chyba ponad rok temu, a który do tej pory leżał prawie nie używany, a teraz spisał się rewelacyjnie! Była też ważka, zdecydowanie chętna, by zaprzyjaźnić się z Pszczołą ;-) Oprócz tego leżenie, cieszenie się wzajemną obecnością, ale również karmienie Karolka i zmiana pampersa ;-)












W drodze powrotnej wstąpiliśmy na małe zakupy przecinając tutejszy park, a później już tylko napełniliśmy moje puste bidony i już czekał na nas czerwony szlak :-) Początkowo minęło nas trochę samochodów, ale byli też rowerzyści :-) Las i tutaj był ładny :-) Dojechaliśmy do Soch, gdzie był ładny kościółek, niska drewniana dzwonnica i ciekawy polny widok w oddali. Czekał nas też podjazd - łagodny choć długi, trochę nas zmęczył. Ośmioprocentowy zjazd pozwolił nam wyśrubować dzisiejszy MXS, który tym samym był Bąbelkowym rekordem prędkości :-) Przy końcu zatrzymaliśmy się w pewnej odległości od przejazdu kolejowego tak, by hałas przejeżdżającego składu towarowego nie obudził naszego małego turysty :-) Z drugiej strony torów ponownie czekał nas podjazd i ciekawe polne widoczki :-) Pachniało też polnymi zapachami :-) Mnie natomiast zrobiło się bardzo przyjemnie, gdy pomyślałem sobie o Aneczce z tyłu i Karolku w przyczepce. Jakie to jest wspaniałe, że możemy tak razem jechać! Za kolejną miejscowością znowu wjechaliśmy w las :-) Nawierzchnia raz była dobra, a raz usiana łatami tak, że musiałem zwalniać. Około kilometra przed ostatnim skrzyżowaniem Aneczka zatrzymała się na chwilę, więc mieliśmy męskie deptanie ;-) Mnie jednak za skrzyżowaniem dopadł leciutki spadek wydajności, który jednak szybko minął ;-) Równo przejechaliśmy leśny asfalt, żwawo pokonaliśmy zjazd, a gdy wbiliśmy się z powrotem na wysokość, czekała nas już szutrowa droga. Pszczoła dojechała w kilka sekund po tym, gdy zatrzymaliśmy się przy domku :-) Bąbel otworzył oczka :-)
Dane wyjazdu:
27.37 km
0.00 km teren
01:48 h
15.21 km/h:
Maks. pr.:31.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek
Bąbelkowe Roztocze 2013 :-) Rowerowy dzień 1
Poniedziałek, 19 sierpnia 2013 · dodano: 30.09.2013 | Komentarze 0
Poranek był dla mnie bardzo miły :-) Gdy otworzyłem oczy Karolek jeszcze spał, odwrócony główką w stronę mamy :-) Po kilku minutach Bąbel obudził się i od razu zwrócił się w moją stronę. Oczka mu się śmiały, usteczka przecudnie układały w uśmiech, a po sekundzie wybrzmiało z nich "tata tata" :-) Nic piękniejszego nie mogło zapowiedzieć nadchodzącego dnia :-)Plan był taki, aby dostać się do Józefowa czerwonym szlakiem, ale przyznać trzeba, że w drogę wyruszaliśmy średnio przygotowani :-) Minęliśmy jedynie zielony szlak, ale jego widoczny początek był tak piaszczysty, że nie brałem go nawet pod uwagę. Jechaliśmy więc asfaltem, zmierzając do drogi krajowej. Nie był to najlepszy wybór (mimo, że ruch był raczej niewielki), ale w sumie miał plus taki, że szybko pokonywaliśmy dystans :-) Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze w lesie, aby zerknąć na mapkę, a jakiś czas później dotarliśmy do pierwszych, cieszących oko widoczków Józefowa :-)




Niedługo potem jechaliśmy rowerowym chodnikiem, docierając do mapki. Kierując się jej wskazaniami dotarliśmy do ładnych stawów, które okrążyliśmy. Ostatni fragment był bardzo ciekawy: porośnięte brzegi, ładny drewniany most, później szum rzeczki. Nie byłem pewien, ale chyba przy akompaniamencie szczekającego gdzieś w oddali psa, minąłem leżące pół kota :-) Tak przynajmniej to wyglądało zza czarnych szyb okularów ;-)

Zjechaliśmy na dół, kierując się w stronę następnych zbiorników wodnych, za którymi miały być kamieniołomy. Okazało się jednak, że wybraliśmy zły kierunek :-) Aneczka natomiast dojrzała super miejscówkę do kąpieli :-) Wczorajsze stawy "Echo" były niezupełnie zdatne do tego celu. Zawróciliśmy i udaliśmy się w kierunku Rynku. Pszczoła wraz ze swoją właścicielką udały się do Punktu Informacji Turystycznej, gdzie zeszło im całkiem sporo czasu, ale ponoć pani w okienku była baardzo miła :-) My z Bąblem objechaliśmy w tym czasie Rynek, a nasz super dzielny turysta otworzył tam oczka :-)





Po kilku minutach dalszej jazdy dotarliśmy do kamieniołomów. Szybko wspięliśmy się na wieżę widokową, pozostawiając rowery pod okiem uprzejmego pana. Gdy schodziliśmy, już na parterze jedna z pań powiedziała do mnie "cześć". Odpowiedziałem "dzień dobry" sądząc, że to było po prostu szlakowe pozdrowienie. W chwilę później, gdy byłem już z Bąblem na zewnątrz, usłyszałem głośną rozmowę Aneczki, a za chwile dzikie śmiechy. To była dziewczyna, którą poznaliśmy dwa lata temu na weselu wspólnych znajomych! Gdy jej odpowiadałem, coś przeszło mi przez podświadomość, ale w życiu bym nie powiedział! Spędziliśmy kilka miłych minut na rozmowie, poznając również całą jej ekipę :-) Po rozstaniu udaliśmy się na przechadzkę po kamieniołomach, ale nie przedłużaliśmy całego pobytu tam, bo wysoko położone na niebie słońce ostro waliło po naszych łepetynach, a najbardziej nam było szkoda łepka Bąbelka :-)
















Przed odjazdem pogadaliśmy jeszcze ze zmiennikiem pana, który zerkał na nasze rowery i udaliśmy się w drogę powrotną, spotykając jeszcze znajomych na Rynku :-) Z Józefowa wyjechaliśmy bardzo sprawnie, a ja cały czas bawiłem się nawigacją, ustalając inną wersję powrotu. Wybrana była również asfaltowa, ale dużo bardziej spokojna. Spoglądając na leśne widoczki, dotarliśmy do naszej bazy, mijając wcześniej po drodze dwuosobową ekipę, łatającą dziury w jezdni. Koła naszych pojazdów strzelały kamyczkami we wszystkie strony! Trzeba też oddać, że nasz dzielny zuch Bąbelek, przejechał cały dystans bardzo grzecznie, dając swoim rodzicom okazję do aktywnego wypoczynku :-)
Dane wyjazdu:
43.12 km
0.00 km teren
02:25 h
17.84 km/h:
Maks. pr.:42.70 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek
Chłodny wyjazd bez Bąbelka
Czwartek, 15 sierpnia 2013 · dodano: 16.08.2013 | Komentarze 0
Temperatura dzisiejszego dnia, była już odczuwalnie niższa niż ostatnio. Mieliśmy jednak z Anią plan już od kilku dni, że wybierzemy się na jakiś rowerowy wyjazd, tym razem zabezpieczając Karola u babci. Tak też się stało, więc już przed jedenastą mogliśmy ruszyć na swoich rumakach :-) Celem był Rudziniec, a po drodze chciałem jeszcze sprawdzić drewnianą budowlę w lesie, przy zbiornikach wodnych :-)Szybko okazało się, że podczas jazdy wyraźnie odczuwalny był chłód. Co prawda przed wyjściem wrzuciłem jeszcze do sakwy zwijaną kurtkę, ale gdy dojechaliśmy do azotowego mostu, dałem ją Ani która już na samym początku wyjazdu zasygnalizowała taką potrzebę. Ten odcinek pokonaliśmy jadąc obok siebie. Nie miałem jakoś potrzeby cisnąć, a poza tym... nie chciałem jechać samemu.


W lesie jechaliśmy za to w towarzystwie motyli, jakiś żądełek i ważki :-) Otoczenie było bardzo ładne, zobaczyliśmy kilka fajnych motywów leśnej drogi, a poza tym opowiedziałem Ani o jednym przewróconym bunkrze :-) Zatrzymaliśmy się przy kapliczce, gdzie moja towarzyszka uspokoiła się po telefonie do babci :-) Bąblowi nie groził żaden atak nuklearny, czy coś w tym rodzaju ;-)

Powoli zacząłem wysuwać się na czoło, ale jeszcze nieznacznie :-) Niebawem dojechaliśmy do polanki, gdzie poprzednim razem dopadły mnie jakieś muchojady i tym samym uniemożliwiły mi zrobienie fotki paśnika :-) Tym razem panował tu spokój :-) Tylko żuczek latał sobie tu i ówdzie, a gdy się już zbieraliśmy, pojawiła się także wysoko lecąca ważka :-)



Niebawem odbiliśmy w lewo, jadąc "po śladzie" ostatniego wyjazdu w te rejony. Odstawiłem trochę Anię i wyszło mi to na dobre, bo gdybyśmy jechali razem, to pewnikiem przeoczyłbym znak informujący o punkcie czerpania wody, a tam właśnie zamierzaliśmy się udać. Gdy już byliśmy na ostatniej prostej, zauważyłem że przebywają tam dwie osoby. W tym samym momencie, przejeżdżając przez skrzyżowanie, dojrzałem również grupę rowerzystów w oddali, po swojej prawej. Jakiś ruch tu dziś był :-) Po kilku sekundach minąłem się z parą na rowerach i momentalnie skręciłem w kierunku drewnianej, leśnej budowli, dając jednocześnie znać ręką Ani :-) Ledwie po kilku minutach usłyszeliśmy głosy innych osób. Chwilę później wypowiedziane cztery razy "dzień dobry" rozjaśniło sprawę - to była zrowerowana grupa ze skrzyżowania. Zebraliśmy się momentalnie, podjeżdżając jeszcze do zbiorników wodnych i zatrzymując się tam na kilka chwil.



Gdyby nie jedna uwaga Ani, przez moje roztargnienie, pojechaliśmy w złym kierunku :-) Dziś nie chciałbym tej samej wtopy, co ostatnio :-) Zawróciliśmy więc i jadąc znanym mi już traktem, dotarliśmy do skraju lasu :-) Czekał nas jeszcze polny odcinek i byliśmy już w Rudzińcu :-) Tam puściłem się asfaltem z ochotą! :-) Za moimi plecami długo nie było widać nikogo ;-) Krótki postój przy drewnianym kościółku spożytkowałem na wydłubywaniu trawy z dolnego kółka tylnej przerzutki Pszczoły :-) Jak ona jeździ, to ja nie wiem... ;-) Ponownie nie było okazji do zrobienia zdjęcia z powodu odbywającego się nabożeństwa, ale za to dojrzałem znaki szlaku rowerowego :-) Przejechawszy kilkadziesiąt metrów zatrzymaliśmy się przy sklepo-barze i spałaszowaliśmy czekoladę :-) Później - jadąc na czele - zdecydowałem, by odbić w kierunku reklamowanego przez rowerowy znak pałacu. Na moje oko pałac to nie był, ale uświadomił mi jedno: tyle razy tu byłem, a dopiero teraz dowiedziałem się ile ciekawych punktów ominąłem. Chyba trzeba poważniej podejść do planowania rowerowych tras...


Jakiś czas później (po moim fajnym pędzie z górki), zjechaliśmy na drogę w kierunku Niezdrowic. O mały włos Ania pojechałaby sama: jadąc z zawrotną prędkością nie zauważyła mnie stojącego na poboczu, będącego w oczekiwaniu na jej przyjazd ;-) Dosyć szybko przejechaliśmy przez las, napotykając pasące się krowy (później okazało się, że ta dziwnie się na mnie patrząca, to byk ;-) ), oraz ciekawe miejsce na postój :-) Za Niezdrowicami zdecydowaliśmy się zjechać na polny skrót :-)



Wkrótce wjechaliśmy do Sławięcic, kierując się w stronę Kanału. Ja oczywiście zapomniałem, że tamtejszy most jest w remoncie, ale od razu dojrzałem sporą grupę ludzi, która przechodziła tam chodnikiem. Minąłem też dwóch znajomych na rowerach, a ową grupą ludzi okazała się pielgrzymka, której prowadzący ksiądz pomylił rzekę Kłodnicę z Kanałem Gliwickim :-) Niebawem zjechaliśmy w kierunku Miejsca Kłodnickiego, gdzie minął nas znajomy kierowca autobusu mrugając awaryjnymi - oczywiście uniosłem dłoń w pozdrowieniu, mając nadzieję, że byłem jeszcze widoczny we wstecznym lusterku :-) Robiąc przerwy, dotarliśmy do zabudowań, gdzie odbiliśmy na leśną drogę zmierzającą do Lenartowic :-) Na szczęście ostatnio nie padało, więc był to pierwszy raz, kiedy ten trakt był choćby w miarę suchy :-) Na polanie ze ściętymi drzewami ponownie zatrzymaliśmy się na krótki postój. Gdy wjechaliśmy już na asfalt, miałem okazję zaprezentować Ani nowo odkryty skrót przez Lenartowice :-) Odcinek do drogi na Cisową jechaliśmy obok, napotykając na końcu zrowerowaną parę, którą pozytywnie pozdrowiliśmy :-) Z drugiej strony padło pytanie o drogę na Górę św. Anny :-) Fajnie jest być pomocnym :-) W sekundę później poczułem dziką żądzę prędkości i wydarłem przed siebie, czekając na Aneczkę dopiero przy zjeździe do lasu, oraz następnie przy skrzyżowaniu, gdzie las mieliśmy opuścić. Także na ścieżce pognałem przed siebie tak, że poderwałem Antka na wystającym korzeniu, zahaczając przy tym o gałąź, mocno szeleszcząc liśćmi :-) Suuper! Przy działkach czekałem dłuższą chwilę, a gdy pokonaliśmy ostatni nieutwardzony odcinek i wyturlaliśmy się na obwodnicę, przycisnąłem tak bardzo, że wykręciłem całkiem niczego sobie MXS :-) Na osiedlu zdążyłem odsapnąć i zapisać ślad :-) Mimo mroźnych jak na letnie warunki warunków, była to bardzo fajna trasa i udany wyjazd :-)
Dane wyjazdu:
43.19 km
0.00 km teren
02:27 h
17.63 km/h:
Maks. pr.:35.90 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek
Jestem za, a nawet przeciw! ;-)
Niedziela, 11 sierpnia 2013 · dodano: 16.08.2013 | Komentarze 0
Ania posłała mi dwa dni temu wiadomość, w której ogłaszano rowerową zbiórkę w naszym mieście. W zasadzie to od razu daliśmy sobie zielone światło (choć ja miałem obawy co do Bąbelka), bo i my aktualnie walczymy o nasze prawa i o to, by obowiązki władz wobec społeczeństwa, były choć poprawnie wykonywane.Zebraliśmy się przed jedenastą, by po chwili dołączyć do ledwie kilkuosobowej grupy rowerzystów, bazujących przy Odrzańskich Ogrodach. Spotkaliśmy tam byłego kolegę z pracy, a Karol (i jego karoca - jak została ochrzczona) od razu zaskarbił sobie sympatię zebranych :-) Tatuś pokręcił się jeszcze trochę po okolicy, aby Skarbuś nie odzywał się zbytnio ;-) Niedługo potem nadjechała policja, oraz samochód z megafonami i ruszyliśmy :-)
Przejazd przez miasto był spokojny. W innych warunkach prułbym ze dwa razy szybciej :-) Mimo to sprawnie i całkiem szybko dojechaliśmy do Kłodnicy, gdzie mieliśmy mieć godzinny postój. Nie obyło się bez rozmów. Dobrze, że są jeszcze tacy ludzie, którzy patrzą włodarzom na ręce. W międzyczasie odkryliśmy też kilka os nad naszymi głowami, siedzącymi na drzwiach budynku przy którym staliśmy, oraz budzić zaczął się Karolek, tym samym przyczyniając się doraźnie do opracowania planu dalszego udziału w imprezie. Postanowiliśmy dojechać do kozielskiego Rynku, a stamtąd odstawić Bąbla do babci :-) Tak też się stało, a tatuś trochę zboczył na moment z trasy, by uniknąć zbyt długiego stania na czerwonym :-) Ciekawe ile dziś mandatów byśmy z Karolem zebrali, gdyby się nas drogówka zechciała przyczepić ;-)

Wjeżdżając do Koźla byłem pewien, że od razu skierujemy się do Rynku. My natomiast okręciliśmy jeszcze główne kozielskie ulice, a następnie dwie pętle naokoło Rynku :-) Tutaj czekała miejscowa telewizja, a po chwili doszła również Pani z radia. Aparat przejęła Aneczka, a Karolek był super zuchem! :-) Drogę z Kłodnicy przejechał bez szemrania! To się nazywa poświęcenie w słusznej sprawie!
Po jakimś czasie udaliśmy się do babci, jadąc najkrótszą drogą :-) Dosyć szybko przekazaliśmy naszego maluszka i podjechaliśmy jeszcze ulicę obok, gdzie był Łukasz z kolegami. Czyścili samochód, zdewastowany w nocy jakąś farbą przez jakiś imbecyli. Ruszyliśmy momentalnie, gdy okazało się, że zbierają po piątaku na renowację ;-) Po chwili ujrzałem świeżo zrobioną ulicę przy wybudowanych jakiś czas temu domkach. Czyli jednak się coś zmienia... :-)
Nie mając cennej wagi za sobą, mogłem szybciej przycisnąć i nie omieszkałem z tego skorzystać :-) Bardzo szybko dojechaliśmy z Aneczką do parku, a gdy już mieliśmy skręcać w stronę Rynku, dojrzałem jedną z uczestniczek. "Ty, to nie nasza?" - puściliśmy się za nią, jadąc w kierunku Tesco - następnego punktu zbiórki. Na głównej wydarłem z ochotą do przodu i dojechałem do zebranej przed wejściem grupy kilka ładnych chwil przed czterema żeńskimi kółkami, które wcześniej opuściłem :-) O dziwo niebawem pojawił się Łukasz z kolegami, ale tylko weszli i wyszli ze sklepu :-)
Ruszyliśmy na Dębową, już w okrojonym składzie. Ten etap był już prywatnym odcinkiem. Chwilę tam pobyliśmy. O dziwo ludzi wcale nie było tak dużo, na co mogła wskazywać pora dnia, pogoda i dzień tygodnia. To już drugie tego typu zaskoczenie dzisiejszego dnia. Bądź co bądź, ale spodziewałem się większego zainteresowania akcją rowerzystów z naszego miasta. Nie to, żebym oczekiwał tłumów, ale tych kilku rowerzystów na całe miasto? Poza tym szokowało podejście napotkanych mieszkańców. Zdecydowana większość okazała ignorancję. Zerowe zainteresowanie. Przykro było na to patrzeć zwłaszcza, że akcja nie miała na celu żadnego przewrotu, a jedynie miała umożliwić społeczeństwu oddanie głosu. Tak. W tak świadomym społeczeństwie funkcjonujemy. Rozmyślaniom nie sprzyjała pogoda i miłe otoczenie :-) Gdy Aneczka wróciła z moczenia stópek, zebraliśmy się, pogadaliśmy jeszcze chwilę z garstką pozostałych i odjechaliśmy. Dobrze, że są jeszcze tacy ludzie.


Przy głównej pożegnaliśmy się (jakoś miałem obawy o Aneczkę zwłaszcza, gdy okazało się że będzie wracać główną) i każde z nas pojechało w swoją stronę. Już od jakiegoś czasu wiedziałem, że będę "odrabiał" średnią z grupowego odcinka :-) Wraz ze wzrostem prędkości podróżnej, zauważalny zrobił się wiatr, który nie opuścił mnie już do końca mimo, że liczyłem na odmienne warunki po zmianie kierunku jazdy. Po chwili zauważyłem, że plaża jest ogrodzona, ludzi całkiem sporo, a obok wyrosła jakaś tymczasowa gastronomia :-) Zerknąłem tylko, nieustannie ciągnąc do przodu, wtapiając się w swój życiowy żywioł :-) Asfalt przyjemnie szumiał, a ja postanowiłem przedłużyć sobie trasę :-) Polny skrót do Kobylic wydał się być niewygodny, a asfaltowa droga z Długomiłowic do Ciska przywoływała przyjemne skojarzenia :-) Na prostej w Dębowej blisko miejsca gdzie kiedyś spacerował sobie pan we fraku, dojrzałem dwa bociany w gnieździe, ale mimo postoju nie zdecydowałem się na zdjęcie. Szybko doleciałem do rozjazdu i wybrałem ulicę bez podjazdu :-) Później swoje odczekałem na stopie przed główną, ale wcale mi się nie śpieszyło :-) Trochę podjechałem pod główną i zatrzymałem się na postój przy kościele, który w taki sposób odwiedzałem już po raz drugi :-)



Wjeżdżając już w polne klimaty, usłyszałem za sobą dźwięki jakieś piosenki, dochodzącej z odwiedzanych jeszcze kilka minut temu Długomiłowic. Przez moment poczułem się jak na wyprawie nad Balaton... :-) Niebawem ujrzałem piękne oświetlone, położone w oddali snopy siana :-) Na krótkim odcinku drogi zatrzymywałem się dwa razy.



Pokonałem zjazd i zatrzymałem się na moment na poboczu, by sprawdzić gdzie mógłbym zajechać, gdybym wybrał odwrotny kierunek. W tym czasie minął mnie inny rowerzysta z sakwą. Po kilku chwilach wyprzedziłem go szybko, pozdrawiając przy okazji, a w kolejnej sekundzie dojrzałem boczną drogę, która wydała mi się znajoma. Obejrzałem się tylko za siebie, by nie zajechać koledze drogi i już mnie nie było :-) Faktycznie po czasie dojechałem do znajomej mi drogi, przy okazji napotykając niezliczoną wręcz ilość snopów siana, ciągnących się na polu aż po odległy kres! :-) Aparat nie był w stanie tego uchwycić! :-) To był bardzo przyjemny widok :-)








Dojechałem do Cisku, z ciekawością zerkając wcześniej na polną odnogę drogi, którą być może kiedyś uda mi się sprawdzić :-) Doszedłem też do wniosku, że chyba będę musiał zaplanować sobie wyjazd tutaj z jakąś mapą, bo jakoś nie ogarniam tego obszaru, a jest on ciekawy rowerowo :-) Przejechałem obok kościoła, szkoły z boiskiem i odbiłem w kierunku na Kędzierzyn. Minąłem stado pasących się krów i trochę na wyczucie skręciłem w asfaltowy trakt. Wybór okazał się słuszny - jechałem znaną mi drogą, pośród rolniczej roślinności, która dawała poczucie harmonii :-) Gdy po nawrocie znalazłem się na otwartej przestrzeni, wiatr po raz kolejny o sobie przypomniał. Nie to, żeby jakoś wiał, ale było go czuć, a przecież tutaj miał mi już wiać w plecy! ;-) Przejechałem przez most na Odrze, który w obecnej formie już chyba nie będzie istniał zbyt długo i przypomniała mi się jedna z wycieczek z Aneczką i ostrzeżenie płynące z czarnego Mercedesa, bym nie spadł do rzeki :-) Rozpędziłem się z lubością i szybko zjechałem na polny trakt, mijając z naprzeciwka trzy dojrzałe rowerzystki. Jak się miało okazać, ruch był tu całkiem duży, bo do Starego Koźla mijałem rowerzystów jeszcze trzy razy :-) Tych ostatnich dynamicznie wyprzedziłem, po czym fajnie wszedłem w zakręt :-) Zgodnie z wcześniejszym zamiarem, postanowiłem wykorzystać zestaw dróg, który dołączyłem do swojej bazy w ostatnim czasie :-) Po zapachu zbóż nie pozostał już nawet ślad :-) Jechałem szybko i kwestią czasu było znalezienie się na azotowym skrócie :-) Pora było palić brykę i wracać po resztę ekipy :-)


